HomeStandard Blog Whole Post (Page 316)

Prezentujemy Państwu kolejnego bohatera naszej akcji Kazimierza Kosińskiego, starszego wachmistrza Wojska Polskiego, ułana 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, żołnierza Armii Andersa, starszego posterunkowego Policji Państwowej II RP, a po wojnie – działacza Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Argentynie.

Kazimierz Kosiński jako starszy posterunkowy Policji Państwowej

Do akcji „Dziadek w polskim mundurze” swojego bohaterskiego przodka zgłosił prawnuk Kazimierza Kosińskiego – nasz czytelnik, młody historyk i krajoznawca, a także działacz Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Nowogródku Władysław Boradyn.

Władysław, na podstawie przechowywanych w rodzinnym archiwum zdjęć i dokumentów, sam opracował biogram swojego pradziadka, który, po konsultacjach z autorem, uzupełniliśmy o niezbędne informacje i zamieszczamy niżej:

Kazimierz Kosiński urodził się 9 kwietnia 1904 roku w Sosnowcu (powiat Będzin) w polskiej patriotycznej rodzinie Bolesława Kosińskiego i Janiny z Fabiańskich.

O patriotyzmie ojca naszego bohatera – Bolesława Kosińskiego – świadczy publikowany przez nas akt nadania Bolesławowi Kosińskiemu (zarządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Ignacego Mościckiego z dnia 16 marca 1937 roku) Krzyża Niepodległości za, jak napisano w uzasadnieniu nadania odznaczenia, „PRACĘ W DZIELE ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI”.

Akt nadania Krzyża Niepodległości Bolesławowi Kosińskiemu – ojcu Kazimierza

Wysokie odznaczenie państwowe Bolesław Kosiński otrzymał pośmiertnie. Z informacji, znanych jego potomkom, wynika, że jeszcze w czasach carskich – pod koniec XIX wieku – działał w polskim ruchu niepodległościowym i został za to zesłany na Syberię. Karę odbywał w miejscowości Kireńsk nad rzeką Leną. Tam w tym samym czasie przebywał na zesłaniu Józef Piłsudski. Nie wykluczone jest, że ojciec naszego bohatera poznał osobiście przyszłego Marszałka Polski.

Wróćmy jednak do Kazimierza Kosińskiego. Z wiedzy zaczerpniętej przez Władysława Boradyna z pamiętnika jego śp. babci Zofii Boradyn (córki Kazimierza Kosińskiego) wynika, że rodzina Bolesława i Janiny Kosińskich nie należała do zamożnych i ich syn Kazimierz, aby się uczyć, musiał zarabiać na naukę, pracując m.in. w należącym do państwa Marczewskich majątku Widawa (14 kilometrów od Radomska). Tam Kazimierz poznał swoją przyszłą żonę Helenę z Madejczyków. W 1922 roku, kiedy Kazimierz miał 18 ukończonych lat życia, kochająca się para wzięła ślub i założyła rodzinę, w której urodziło się czworo dzieci.

Rodzina Kosińskich – Kazimierza i Heleny z Madejczyków

Kazimierz i Helena wychowywali potomstwo w duchu przynależności do wspólnoty religijnej i narodowej. Była to rodzina szczęśliwa i pełna nadziei na wspaniałą przyszłość dla chowanych w niej dzieci, które urodziły się przecież w wolnej Polsce!

Kazimierz Kosiński, jako głowa rodziny, musiał ciężko pracować na jej utrzymanie. Pracował m.in. jako cieśla na budowie w Radomsku. Po osiągnięciu wieku poborowego w 1925 roku został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Otrzymał przydział do 21. Pułku Ułanów Nadwiślańskich, stacjonującego w Równem na Wołyniu. Rodzina młodego ułana pozostała tymczasem w Radomsku.

Kazimierz Kosiński (siedzi po prawej) podczas odbywania wojskowej służby zasadniczej w 21. Pułku Ułanów Nadwiślańskich

Po zakończeniu służby zasadniczej Kazimierz Kosiński wrócił do domu i po pewnym czasie przeniósł się z rodziną do Nowogródka, gdzie pracował najpierw jako referent gospodarczy w starostwie, a potem otrzymał pracę w Policji Państwowej. Jako sumienny i zdyscyplinowany policjant wkrótce został awansowany przez dowództwo na stopień starszego posterunkowego, a w styczniu 1938 roku Komendant Policji Państwowej Województwa Nowogródzkiego odznaczył go Brązowym Medalem za Długoletnią Służbę. W lipcu 1939 roku natomiast zasługi starszego posterunkowego Kazimierza Kosińskiego w służbie bezpieczeństwa publicznego zostały docenione przez Radę Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej, która odznaczyła nowogródzkiego policjanta Brązowym Krzyżem Zasługi po raz pierwszy.

Dyplom nadania st. posterunkowemu Kazimierzowi Kosińskiemu Brązowego Medalu za Długoletnią Służbę

Akt nadania st. posterunkowemu Policji Państwowej Kazimierzowi Kosińskiemu Brązowego Krzyża Zasługi po raz pierwszy

Niedługo po otrzymaniu przez Kazimierza Kosińskiego odznaczenia państwowego – 1 września 1939 roku – wybuchła II wojna światowa. Podobnie jak inni Polacy nasz bohater został zmobilizowany do wojska. Skierowano go jednak nie do macierzystej jednostki, w której odbywał służbę zasadniczą, lecz do 1.Pułku Ułanów Krechowieckich im. pułkownika Bolesława Mościckiego. Zostając krechowiakiem, Kazimierz Kosiński jako żołnierz tej jednostki, wchodzącej w skład Suwalskiej Brygady Kawalerii, podjął walkę z niemieckim najeźdźcą przy zachodniej granicy Polski. Po bitwie pod Olszewem, kiedy 1. Pułk Ułanów znacznie ucierpiał i, wychodząc z niemieckiego okrążenia, został rozproszony, nasz bohater znalazł się w jednym ze szwadronów, które cofały się w kierunku Wołkowyska, aby przeorganizować się w Samodzielny Dywizjon 1. Pułku Ułanów Krechowieckich pod dowództwem majora Mieczysława Skrzyńskiego.

Ze znanych opisów działań tej jednostki we wrześniu 1939 roku wynika, że 21 września dywizjon osiągnął Grodno i rozlokował się jako odwód na przedmościu Przysiołek. Czynnie w walkach o Grodno nie brał udziału. Tego samego dnia wycofał się za Niemen i podążył w kierunku Litwy. 22 września dywizjon współdziałał ze 103. Pułkiem Szwoleżerów. 23 września bez walk, na rozkaz dowódcy brygady, dywizjon przekroczył pod Gibami granicę litewską.

Na Litwie nasz bohater, podobnie jak jego towarzysze broni, został osadzony w obozie dla internowanych polskich żołnierzy, a po okupacji Litwy przez ZSRR trafił do łagrów stalinowskich.

Żona i dzieci Kazimierza Kosińskiego pozostawali tymczasem w Nowogródku i nie mieli pojęcia o tym, co się dzieję z głową rodziny.

Po pobycie w łagrach, w czasie gdy wielcy sojusznicy stali się wrogami, nasz bohater, po podpisaniu Układu Sikorski-Majski, zaciągnął się, jak wielu łagierników, do formowanej na terenie ZSRR Armii Polskiej pod dowództwem generała Władysława Andersa. Z Armią Andersa Kazimierz Kosiński przebył cały szlak bojowy. Brał udział w kampanii włoskiej, walcząc pod Monte Cassino, Ankoną, Bolonią itd.

Kazimierz Kosiński (po prawej) jako żołnierz Armii Andersa w Palestynie

Po zakończeniu wojny Kazimierz Kosiński nie wrócił do Polski, tym bardziej, że Nowogródek, w którym pozostała jego rodzina, znalazł się już w granicach ZSRR.
Powrót do ZSRR dla żołnierza Armii Andersa niechybnie oznaczał powrót do łagrów i napiętnowanie członków rodziny haniebnym w oczach sowieckiego społeczeństwa statusem „członkowie rodziny wroga ludu”.

Aby uchronić siebie i bliskich przed taką perspektywą, po demobilizacji z wojska Kazimierz Kosiński zdecydował się na emigrację do Argentyny.

O tym, co się dzieje z mężem Helena Kosińska dowiedziała się wiele lat później. Z Polski zaczęli pisać do niej bracia Kazimierza. Bali się o los przebywającej na terenie ZSRR rodziny brata, więc pisali rzadko i ostrożnie, wydając informacje niedużymi porcjami. Zdawali sobie bowiem sprawę, że w ZSRR korespondencja zza granicy jest czytana i przechowywana w teczkach bezpieki. Tym nie mniej z listów braci Kazimierza jego rodzina z czasem dowiedziała się, że wyemigrował on za ocean i zamieszkał w dalekiej Argentynie.

O tym żeby nawiązać z nim bezpośredni kontakt nie mogło być mowy. Dopiero przed upadkiem ZSRR w 1990 roku córka Kazimierza Kosińskiego Zofia Boradyn otrzymała wiadomość z Ministerstwa Obrony Wielkiej Brytanii, z której dowiedziała się o bohaterskiej postawie ojca w czasie wojny.

Zofia Boradyn, śp. babcia naszego czytelnika Władysława Boradyna, była założycielką Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Nowogródku i organizowała w tym mieście nauczanie języka polskiego dla polskich dzieci. W 1997 roku koleżanka pani Zofii z Londynu zaprosiła polskie dzieci z Nowogródka wraz z ich nauczycielką na 10-dniowy pobyt w londyńskiej Sobotniej Szkole im. Mikołaja Reja. Zofia Boradyn znalazła dobrych ludzi, którzy sfinansowali wyjazd do Londynu dla dzieci z Nowogródka i ich opiekunki.

W czasie pobytu w Londynie grupa z Białorusi odwiedziła m.in. Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego oraz istniejące przy nich Archiwum. Po okazaniu przez córkę Kazimierza Kosińskiego kilku posiadanych przez nią dokumentów ojca, pracownicy Instytutu przekazali Zofii Boradyn kilka pamiątek, m.in. przyznany Kazimierzowi Kosińskiemu Krzyż Monte Cassino oraz inne odznaki, które posiadał jako żołnierz Armii Andersa. Na wieczorze pożegnalnym natomiast prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii Czesław Zychowicz podarował córce Kazimierza Kosińskiego Medal Wojska Polskiego.

Podczas oprowadzania jednej z wycieczek rodaków z Polski po Nowogródku Zofia Boradyn poznała panią Małgorzatę Balasińską z Warszawy. Opowiedziała jej historię swojego ojca. Mówiła: „Myśli nikt nie zatrzymuje na granicy, lecą one przez oceany, lądy i przystają na widok nieznajomego cmentarza i obejmują nieznajomy krzyż…”

Po minięciu niewielkiej ilości czasu Małgorzata Bałasińska zadzwoniła do Zofii Boradyn z wiadomością, że ludzie dobrego serca zbierają fundusze na jej podróż do Argentyny. Córka Kazimierza Kosińskiego tak wspominała telefon od pani Małgorzaty z Warszawy: „Nie zapomnę nigdy tego telefonu! Byłam bezgranicznie wdzięczna! Wszystkim! Może to mój ojciec uprosił u Pana Boga, żeby chociaż jedno dziecko mogło przejść jego śladami na obczyźnie…”

Dobrzy ludzie rzeczywiście ufundowali Zofii Boradyn podróż do Argentyny. W 1998 roku w Dniu Zadusznym córka naszego bohatera przybyła do Buenos Aires. Trzykrotnie przychodziła na cmentarz Florencio Varela do mogiły zbiorowej, w której spoczywały szczątki jej ojca.

1998 rok. Zofia Boradyn, córka Kazimierza Kosińskiego, przy zbiorowej mogile na cmentarzu Florencio Varela w Buenos Aires, gdzie spoczęły szczątki jej ojca

W Buenos Aires córka bohatera dowiedziała się, że po wojnie aktywnie działał on w Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów w Argentynie, był człowiekiem szanowanym i cenionym przez miejscową polską społeczność.

Karta ewidencyjna członka Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Argentynie – Kazimierza Kosińskiego

Kazimierz Kosiński (pośrodku) wśród polskich emigrantów w Argentynie

Zmarł Kazimierz Kosiński, starszy wachmistrz Wojska Polskiego, ułan 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, żołnierz Armii Andersa, starszy posterunkowy Policji Państwowej II RP i działacz polonijny w Argentynie, po ciężkiej chorobie 9 grudnia 1972 roku w wieku 68 lat. Tygodnik argentyńskich Polaków „Correo Polaco” („Kurier Polski”) zamieścił na swoich łamach po śmierci starszego wachmistrza Wojska Polskiego dwa nekrologi – jeden od Towarzystwa Polskiego im. gen. W. Sikorskiego i drugi od przyjaciół zmarłego.

Nekrologi opublikowane po śmierci Kazimierza Kosińskiego w gazecie argentyńskich Polaków „Correo Polaco”

Cześć Jego Pamięci!

PS. Kazimierz Kosiński, niestety nigdy nie poznał swojego zięcia Piotra Boradyna, męża córki, która odnalazła go po latach w dalekiej Argentynie. Warto zaznaczyć, że Piotr Boradyn był zięciem godnym pamięci swojego bohaterskiego teścia, którego także nigdy nie widział na oczy.

Piotr Boradyn – zięć Kazimierza Kosińskiego, jako żołnierz piechoty morskiej

Urodzony w 1912 roku w miejscowości Plisa pod Nowogródkiem Piotr Boradyn odbył zasadniczą służbę wojskową w drugim batalionie piechoty morskiej w Gdyni w latach 1936-1937. Po wybuchu wojny nie mógł dotrzeć do swojej jednostki i wstąpił do Armii Krajowej. Walczył w ośrodku Iwie-Juraciszki III Obwodu Wołożyn Armii Krajowej (kryptonim „Brzoza”). Po wojnie był represjonowany przez władze sowieckie i wywieziony do łagrów na Syberię. Po wyzwoleniu z łagru niedługo pracował murarzem w Kazachstanie. Powrócił do Nowogródka w latach 50-ch.

Znadniemna.pl na podstawie dokumentów i opracowań, udostępnionych przez Władysława Boradyna – prawnuka Kazimierza Kosińskiego

Prezentujemy Państwu kolejnego bohatera naszej akcji Kazimierza Kosińskiego, starszego wachmistrza Wojska Polskiego, ułana 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, żołnierza Armii Andersa, starszego posterunkowego Policji Państwowej II RP, a po wojnie – działacza Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Argentynie. [caption id="attachment_33333" align="alignnone" width="500"] Kazimierz Kosiński jako starszy posterunkowy Policji

Szanowni Czytelnicy, zbliża się, przypadającą na 21/22 września, 78. rocznica być może największego wyczynu, dokonanego w okresie II wojny światowej – dobrowolnego wejścia do najokrutniejszego w historii ludzkości obozu śmierci Auschwitz przez rotmistrza Wojska Polskiego Witolda Pileckiego, będącego jednym z największych bohaterów polskiego podziemia. Biografia Witolda Pileckiego jest ściśle związana z Kresami Wschodnimi Rzeczypospolitej, a konkretnie z Ziemią Lidzką i Wileńską.

Witol Pilecki na plakacie, pochodzącym z Międzynarodowego Konkursu plastycznego pt.„Rotmistrz Pilecki – Bohater Niezwyciężony”, fot.: polskieradio.pl

Pragnąc uczcić rocznicę decyzji, która okryła rtm. Pileckiego nieprzemijającą chwałą w pamięci pokoleń, proponujemy Państwu zapoznać się z artykułem, nadesłanym do redakcji portalu Znadniemna.pl przez dr Krzysztofa Trackiego z Katowic, jednego z najbardziej znanych badaczy biografii Witolda Pileckiego, autora wydanej w 2014 roku książki pt. „Młodość Witolda Pileckiego”.

Dr Krzysztof Tracki, badacz biografii Witolda Pileckiego, fot.: blogpress.pl

W swoim artykule autor przedstawia dogłębną i wnikliwą analizę życiowych wyborów, dokonywanych przez Witolda Pileckiego i podejmowanych przez niego decyzji. Przedstawia okoliczności, które wpłynęły na kształtowanie się charakteru i światopoglądu jednego z największych polskich bohaterów XX stulecia, człowieka o ponadprzeciętnej wrażliwości na niesprawiedliwość i ludzką krzywdę.

Naszym zdaniem artykuł, który z wdzięcznością i uznaniem dla jego autora publikujemy, powinien stać się lekturą obowiązkową we wszystkich ośrodkach edukacyjnych, działających przy Związku Polaków na Białorusi i nie tylko. Tym bardziej, że autor artykułu dr Krzysztof Tracki sam jest nauczycielem szkolnym i na  co dzień wykłada w  katowickich szkołach średnich, a więc potrafi opowiadać o rzeczach złożonych w sposób zrozumiały nie tylko kolegom, lecz także  młodzieży szkolnej, o czym przekonacie się Państwo, czytając poniższy tekst:

 Jest zawsze pewna różnica pomiędzy powiedzeniem, że się coś zrobi,

a samym dokonaniem tego co się powiedziało. Dawno już – przed laty –

pracowałem nad tym, żeby te dwie rzeczy w sobie w jedną stopić całość.

W. Pilecki, Raport Witolda

 Decyzje i wybory Witolda Pileckiego

19 września 1940 roku ppor. Witold Pilecki stanął w obliczu jednej z kluczowych w swym życiu decyzji. Łapanka, którą zorganizowali Niemcy w części Żoliborza i Mokotowa, dała mu możność realizacji wcześniej powziętego planu. Gdy w drzwiach mieszkania Eleonory Ostrowskiej ukazał się umundurowany Niemiec, Pilecki bez wahania wyszedł na ulicę, stając w tłumie złapanych mężczyzn. Do dawnej ujeżdżalni 1 Pułku Szwoleżerów trafiło około tysiąca osób. Tu przez noc żandarmi i esesmani dawali upust swemu okrucieństwu. Zatrzymani leżeli twarzą do ziemi, wymyślnie katowani, bici bykowcem, brutalnie kopani i deptani. Nazajutrz, 21 września, wszystkich w drugim transporcie warszawskim koleją przewieziono do Auschwitz.

Cel Pileckiego został osiągnięty. Jeden z najlepszych konspiratorów Polskiego Państwa Podziemnego przedostał się do niemieckiego obozu zagłady. Teraz stawał przed najważniejszą próbą – przetrwania najokrutniejszych form eksterminacji i realizacji zadań: założenia w obozie organizacji wojskowej, podtrzymywania na duchu współwięźniów, organizowania pomocy najsłabszym oraz informowania władz Polski Walczącej o sytuacji wewnątrz obozu.

Losy Pileckiego w okresie oświęcimskim zostały szczegółowo opisane. Raport Witolda już w 1943 roku trafił do Komendy Głównej AK, a stamtąd na Zachód, gdzie stał się pierwszym kompletnym źródłem wiedzy na temat niemieckiego bestialstwa w Auschwitz.

Na tym tle jednak rodzi się pytanie o źródła tej „pogardy śmierci”, jaką oficer Wojska Polskiego musiał mieć w sobie w sytuacjach skrajnych. Czy zdolność podjęcia decyzji rodzących ryzyko utraty życia mieści się w kanonie zachowań tzw. przeciętnego człowieka? Dlaczego w postawie Witolda Pileckiego obecny był tak silny altruizm, nakazujący wielokrotnie podejmować ryzyko na rzecz niesienia pomocy rodakom? I wreszcie – skąd w Pileckim tak wielka odporność na zło, wytrzymałość fizyczna i moralna, które ulegały wyłącznie wzmocnieniu w obliczu wszechogarniającej przemocy? Wszak obóz był – jak sam zapisał – „probierzem gdzie deklarowały się charaktery. Jedni – staczali się w bagno moralne. Inni – rzeźbili w charakterach własnych, jak w kryształach.”

***

Akt dobrowolnego „pójścia” do Auschwitz stanowi bodaj najwyrazistszy probierz odwagi Witolda Pileckiego. Tym bardziej, że decyzję tę podejmował w pełnej świadomości ryzyka. Dowództwo konspiracji znało walory „ochotnika do Auschwitz”, oficera wyrosłego w aurze najgłębszego patriotyzmu, wytrawnego konspiratora pozbawionego ambicji osobistych, a nadto świetnego organizatora. Rychło zresztą miało się przekonać o trafności podjętej decyzji. W otchłani obozu przeżył Pilecki blisko tysiąc morderczych dni, stając się świadkiem programowej zagłady – polskiej elity, narodu żydowskiego i przedstawicieli innych nacji.

Wskazanie dowódców na Witolda Pileckiego musiało wynikać z gruntownej oceny jego przymiotów osobistych. A te wyrosły na zbiorze doświadczeń własnych, które za sprawą pamięci o losach przodków (poturbowanych przez dramat powstania styczniowego) oraz burzliwych wydarzeń dzieciństwa i młodości, wytworzyły w Pileckim niezwykle silne poczucie więzi z narodem. W jego rozumieniu była to zależność ścisła – moralna i pragmatyczna. I z niej wynikały życiowe decyzje, które do chwili tragicznej śmierci podejmował zawsze z żelazną konsekwencją. I podobną logiką czynu. Wydarzenia z jesieni 1940 roku przyniosły kolejne odsłony – ucieczkę z obozu, powrót do konspiracji, czynną walkę w powstaniu warszawskim, i wreszcie powrót z Włoch (gdzie trafił w szeregi 2 Korpusu Polskiego) do Polski w celu kontynuowania walki. W istocie życie Witolda Pileckiego naznaczone było pasmem decyzji, wiodących zawsze ścieżką honoru, wielkości ducha i służby Polsce.

Decyzja pierwsza

Pierwszego wyboru dokonała matka. W 1910 roku Ludwika z Osiecimskich na zawsze opuściła Karelię, miejsce zaślubin z Julianem Pileckim i narodzin kolejnych dzieci. Mąż pozostał, pracując w leśnictwie. Żona osiedliła się w Wilnie. Motywy tego kroku nie budzą wątpliwości – w domu Pileckich na pierwszym miejscu stawiano wartości najwyższe, rozumiane przez pryzmat losów narodu pozbawionego własnej państwowości. Nie były to motywy materialne. Ojciec jako rewizor leśny gwarantował rodzinie dostatek. Górę brał wzgląd na wychowanie dzieci w poczuciu więzi z narodem. Tym bardziej, że losy przodków (po kądzieli i po mieczu) były naznaczone narodową traumą. Ona nakazywała uchronić dzieci przed zruszczeniem w tej „podstołecznej Syberii” – językowym, mentalnym i moralnym. Sposobem na to był przyjazd do Wilna, jednego z kilku ośrodków miejskich tętniących niezmiennie życiem polskim.

Wagi tej rodzicielskiej decyzji nie sposób nie docenić. W skautingu Witold znalazł się w kręgu silne nasyconym ideą niepodległościową. Owocne będą wpływy przełożonych. Od Stanisława Jarockiego, wychowanka Matejki, nauczy się podstawowych zasad malarstwa. Jeremi Łukaszewicz prowadził będzie kursy wojskowe, ucząc skautów zasad konspiracji pod auspicjami krakowskiego Towarzystwa „Strzelec”. A wszystko to w otoczeniu rówieśników, przejętych ideą walki czynnej.

Wileński okres młodości Pileckiego umocnił w nim zrozumienie dla wagi wysiłku „w hartowaniu ciała i ducha”. Z tego okresu wyniósł swą dbałość o tężyznę fizyczną. Pierwsze owoce zaczęła też przynosić obecność w wileńskim kole samokształceniowym, kreująca wrażliwość na prawdy z dziejów Polski, pomijane w rosyjskim szkolnictwie.

Decyzja druga

Wydarzenia pierwszej wojny światowej pchnęły Pileckich na Wschód, do Hawryłkowa, gdzie pod bezpiecznym okiem właściciela dworu, Stanisława Osiecimskiego, rodzina pragnęła bezpiecznie doczekać końca „wielkiej wojny”. Dzieci podjęły naukę w gimnazjum Lichariewoj w Orle, gdzie Witold rychło trafił w objęcia Komitetu Kolonii Polskiej. Tam, jeszcze w 1915 roku, utworzył zastęp harcerski. Aktywnie uczestniczył w tworzeniu kół samokształceniowych, skupiających polską młodzież. Wydarzenia wojenne jednak szybko wpłynęły na zmianę dotychczasowego położenia. Wywrotowe hasła, płynące falą pod wpływem agitacji bolszewickiej, rychło dotarły na białoruską wieś, zagrażając domownikom Hawryłkowa. Latem 1918 roku Witold otrzymał przerażającą wiadomość o wtargnięciu do dworu bolszewików. Oficer rosyjski mierzył do jego matki z pistoletu. Syn w tym czasie zamieszkiwał w Orle, w domu polskiej rodziny Gerychów (których syn Bolesław skrzyżuje z Pileckim swe losy jako więzień w Auschwitz). Nie trudno zgadnąć, że pod wpływem tych wydarzeń nastąpi kolejny zwrot.

Wobec aury komunistycznej pożogi ogarniającej zrewoltowaną wieś, w sierpniu 1918 roku rodzina opuściła Hawryłków. Pierwszy do Wilna dotarł Witold wraz z Marią, starszą siostrą. Po przybyciu matki z resztą rodzeństwa wszyscy zamieszkali na Zarzeczu. Miasto po trzech latach okupacji niemieckiej stanowiło cień swego obrazu sprzed wojny. Wszędzie widoczne były potworne skutki ubóstwa, głód i wyczekiwanie zmiany. Ulice zalewały tłumy uchodźców z obszarów objętych rewolucją. „Młodą i gniewną” młodzież ziemiańską ogarniała żądza walki.

Pilecki stanął w obliczu pierwszej w pełni samodzielnej decyzji. Wznawiając naukę w gimnazjum im. Joachima Lelewela trafił w szeregi konspiracji. Dzięki znajomości z Jerzym Dąmbrowskim (ps. Łupaszko) przedostał się do Samoobrony Wilna. Z nią wziął udział w wyparciu Niemców z miasta w Sylwestra 1918 roku.

Bez decyzji o wejściu do walki trudno wyobrazić sobie dalsze losy harcerza, który w noc noworoczną z wielką dumą stanął na warcie w Ostrej Bramie, a nazajutrz, w starciu z dywersantami komunistycznymi, po raz pierwszy „zaznajomił się z granatem”.

W następnych dniach doszło do walk z napierającą Armią Czerwoną. Pilecki uczestniczył w starciach na terenie Pośpieszki (folwark na przedmieściach Wilna-red.) i Antokola(dzielnica Wilna – red.). Pomimo klęski i oddania miasta nie zamierzał już złożyć broni. Trafił w szeregi „pułku paniczów” tworzonego przez braci Dąmbrowskich. Być może był świadkiem sceny towarzyszącej powstawaniu oddziału, gdy dowódca Samoobrony Wileńskiej, gen. Władysław Wejtko, zwrócił się do Łupaszki: „Ja nie protestuję! Żołnierz polski nie składa broni. Cześć wam i sława!”

Walka w szeregach elitarnej partyzantki, krwawa i bez skrupułów, uformowała w Pileckim typ zagończyka, odpornego na skrajne trudy walki. Dopełniał się proces tworzenia żołnierza oddanego wyższym celom. W akcjach pacyfikacji białoruskich wsi klarowały się definicje postaw – patriotyzmu i zdrady, ofiarności i tchórzostwa, kolaboracji i zwyczajnego łotrostwa.

Decyzja trzecia

Walka w szeregach Wileńskiego Oddziału Wojsk Polskich zajęła Witoldowi blisko dziesięć miesięcy. Opuszczał formację w okresie rozejmu na froncie polsko-bolszewickim. Pierwszy raz zatliła się myśl gospodarowania w majątku Pileckich – Sukurczach nieopodal Lidy. Sprzyjała temu choroba ojca, który po wybuchu rewolucji opuścił Karelię bez środków do życia. Jednak „krótkie były żale nad ruiną gospodarczą”. Wznowienie nauki wymuszało powrót do Wilna. Tu utworzył VIII Drużynę Harcerską im. A. Mickiewicza, złożoną głównie z żołnierzy-ochotników, jak on zwolnionych dla kontynuowania nauki. Z nimi wiosną 1920 roku udał się na linię frontu.

Uderza stanowczość podjętej przez Pileckiego decyzji. Na pierwszą wieść o zbliżaniu się Sowietów formacja Witolda weszła w szeregi 1 Wileńskiej Kompanii Harcerskiej. Wielki podziw dla motywacji młodzieży wyrażał dowódca, por. Tadeusz Kawalec: „Świadomość niebezpieczeństwa, jakie zagrażało krajowi, zbroiła słabe nieraz chłopięce dłonie w karabin, iskrzyły się oczy, promieniowała na zewnątrz chęć poświęcenia dla sprawy.” Wkrótce nadeszły trudne chwile.

Pierwszym wstrząsem był obraz masakry trzystu ułanów pod Grodnem. I śmierć około pięciuset żołnierzy w nurtach wartkiego Niemna. Tam Witold wykazał się brawurą, samotnie ratując ośmiu kolegów, pozostawionych w lesie podczas odwrotu.

Podobne dowody odwagi i bohaterstwa wykazał Pilecki jeszcze wielokrotnie – podczas brawurowego ataku harcerzy na pozycje sowieckie pod Sokółką (pod okiem gen. Żeligowskiego), a także jesienią 1920 r. przy oczyszczaniu Puszczy Rudnickiej (gdzie wespół z czterema ułanami obezwładnił 80-ososbowy oddział bolszewicki).

Silnym piętnem w pamięci Witolda będzie śmierć Stanisława Kozakiewicza, ochotnika wziętego pod jego opiekę w ostatniej fazie wojny z Litwinami. Rodzice (z folwarku Dębniaki koło Rudomina) z lękiem oddawali syna po stracie aż trzech podczas minionej wojny. Stasiek zginął u boku kompana 2 listopada pod Obalami.

Decyzja czwarta

Doświadczenia wojenne wyryły bruzdy na osobowości Pileckiego. Wracając do „cywila” przez długi czas nie był w stanie znaleźć miejsca dla siebie. Mieszkając w Wilnie na pograniczu ubóstwa podejmował się wielu zadań – jako pracownik „Dematu” (demontaż sprzętu wojennego), w harcerstwie, w Związku Bezpieczeństwa Kraju. Tam, jako komendant Nowych Święcian, ponownie musiał chwytać za broń, w imię obrony polskiej ludności przed napaściami Litwinów w „pasie neutralnym”.

Rychło jednak miały się ziścić młodzieńcze marzenia Witolda. We wrześniu 1926 r. ustąpił ze stanowiska sekretarza sędziego Sądu Okręgowego Wilnie i przeniósł się do rodowych dóbr pod Lidą. Teraz realizował swą najgłębszą wolę objęcia funkcji „pana na Sukurczach”. W krótkim czasie dźwignął majątek z ruiny – zorganizował kółka szkolące okolicznych rolników, pobudował mleczarnię, powołał do życia ochotniczą straż pożarną. Wszędzie emanował niespożytą energią i niezwykle bogatą osobowością.

W 1931 r. zawarł małżeństwo z Marią Ostrowską. Niebawem na świat przyszła dwójka dzieci – Andrzej oraz Zofia.

Stabilny status gospodarza Sukurcz brutalnie przerwała wojna. Nim do niej doszło Pilecki otrzymał awans na podporucznika (1926 r.) oraz utworzył oddział konnego Przysposobienia Wojskowego w Lidzie, popularnie zwanego Krakusami. Do wybuchu wojny szwadron Krakusów pozostawał chlubą jego dowódcy. Z nim też Pilecki udał się na front w 1939 roku.

Decyzja piąta. Auschwitz.

Do działań wojennych przystępował Pilecki jako w pełni ukształtowany oficer. Skierowany pod komendą mjr Jana Włodarkiewicza w szeregi kawalerii dywizyjnej Armii „Prusy”, przeszedł z Krakusami cały szlak bojowy, kończąc go na „przedmościu rumuńskim”. Przekształcając oddział w jednostkę partyzancką rozformował go dopiero 17 października.

Od tego czasu należy datować aktywność Witolda w konspiracji. W ciągu kilku tygodni, przy współpracy z mjr Włodarkiewiczem, utworzył Tajną Armię Polską, przyjmując funkcję inspektora organizacyjnego. W pierwszych miesiącach udało mu się włączyć do TAP młodzieżówkę Jana Dangla (ps. Smoleński). Przystąpił również do energicznego tworzenia struktury wojskowej TAP (z podziałem na plutony, kompanie i bataliony). Współpracownikom w tym czasie dał się poznać jako oficer opanowany i małomówny. Dominującą cechą była jego wielka pracowitość i pełne oddanie dla sprawy.

Z pewnością właśnie te walory pchnęły Pileckiego ku podjęciu decyzji o wejściu do obozu Auschwitz. Bezpośrednim motywem była wpadka dużej grupy żołnierzy TAP, z których wielu latem 1940 r. trafiło do Oświęcimia. Wielką stratą było wywiezienie ludzi z najściślejszego kierownictwa – ppłk Władysława Surmackiego i dr Władysława Deringa. W reakcji na to zrodził się plan przedostania się w głąb obozu, stworzenia warunków do odbicia więźniów, a także zdobycia materiałów o ich położeniu i zachowaniu niemieckich oprawców.

Wszystko wskazuje, że Witold od początku nie wątpił o swej misji. Podczas narady w komendanturze TAP zgłosił się do niej ochotniczo. Inna wersja mówi o osobistej rozmowie z mjr. Włodarkiewiczem, w jakiej Pilecki miał zasugerować stworzenie konspiracji w KL Auschwitz. Swoją osobę zaproponował do wypełnienia tego zadania. Obie te wersje, w szczegółach tylko różne, wskazują na inicjatywę Pileckiego. I wielką wolę podjęcia trudu pomocy uwięzionym rodakom.

Decyzje w realiach obozu

Wejście Pileckiego do Auschwitz nie od razu zaczęło rodzić z góry założone efekty. Cios skierowany we wszystkie wartości, drogie człowiekowi na wolności, zrazu postawił Witolda w szeregu wszystkich walczących o przetrwanie. Niezwykle szybko jednak podjął próbę racjonalnego opanowania sytuacji. Za działaniami na rzecz samokontroli wewnętrznej (fizycznej i moralnej) kroczyła wielka trzeźwość umysłu w ocenie otaczającej sytuacji. Pomogła także właściwa Pileckiemu zdolność oceny ludzi.

Dzięki niej jeszcze jesienią 1940 roku udało się utworzyć pierwszą „piątkę” – zalążek konspiracji obozowej. Sytuacja wymagała wielkiej ostrożności i wciągania tylko najbardziej zaufanych. Dlatego w pierwszej „piątce” Witolda znaleźli się głównie oficerowie TAP (m.in. Surmacki i Dering). Kolejne „piątki” funkcjonowały niezależnie, nie wiedząc o sobie nawzajem. Tej zasady, w imię bezpieczeństwa, skrupulatnie pilnował Pilecki.

Twórca ZOW (Związkowa Organizacja Wojskowa – konspiracyjna organizacja, stworzona przez Pileckiego w obozie Auschwitz – red.) nie miał oporów, by w imię skupienia pod jednym dowództwem całej konspiracji obozowej, przekazać komendę nad pionem wojskowym płk Kazimierzowi Rawiczowi. Te same względy kazały mu wciągać do „piątek” pierwszorzędnych polityków („którzy na ziemi zjadali się wzajemnie w sejmie”). Pomimo najgłębszych różnic politycznych, wysiłkiem Witolda udało się skupić w jednej strukturze przedstawicieli lewicy i prawicy. Miarą symbolu stała się Wigilia Bożego Narodzenia 1941 roku, gdy w bloku 25-tym stanęli obok siebie socjalista Stanisław Dubois i narodowiec prof. Roman Rybarski. Pilecki z satysfakcją odnotowywał uściski obojga polityków. I z żalem konstatował: „Więc trzeba było Polakom codziennie pokazać górę trupów polskich, żeby się pogodzili i zdecydowali, że ponad różnice i wrogie stanowisko jakie zajmowali w stosunku do siebie nawzajem na ziemi, jest większa racja – zgoda i wspólny front przeciwko wspólnemu wrogowi, którego przecie zawsze mieliśmy nie jednego.”

Pierwszorzędnym problemem był szalejący terror, trzebiący struktury organizacji. Porażająca była nie tylko jego celność, lecz także wymyślne formy eksterminacji, stosowane przez niemieckich morderców. Realistyczne opisy, zawarte w Raporcie, rysują obraz programowej zagłady, dokonywanej rękami najbardziej zdziczałych i zdemoralizowanych jednostek.

W ten sposób Witold traci najcenniejszych współpracowników i przyjaciół, często zmuszony od podstaw tworzyć nowe oddziały ZOW. Szczególnie dotkliwe w zbiorze strat ludzkich było niszczenie polskiej inteligencji. Do niej zaliczali się m.in. bohaterski płk Jan Karcz (twórca siatki w Birkenau), mjr Edward Karol Gött-Getyński i ppłk Karol Kumaniecki.

Decyzje podejmowane w realiach obozowych Pilecki zawsze poprzedzał wnikliwymi obserwacjami. Gros z nich skupiało się na ocenie postaw moralnych współwięźniów. Ciekawe spostrzeżenia dotyczyły Ślązaków. Jak bowiem zauważał: „Na stanowiska blokowych zaczęli windować się ludzie, których niegdyś za Polaków miałem, lecz którzy tutaj w wielkim procencie zaparli się polskości – byli to Ślązacy”. Porucznik jednak dostrzegał Ślązaków, będących polskimi patriotami. Byli w tym kręgu także członkowie ZOW – Alfred Włodarczyk i Wilhelm Smyczek. Chwalebnym przykładem stał się Bernard Świerczyna, pochodzący ze Świętochłowic oficer Wojska Polskiego i bliski współpracownik Witolda. Niemieccy oprawcy zakatowali Świerczynę na kilka tygodni przed wyzwoleniem obozu. Ten syn śląskiej ziemi na ścianie karceru wyrył słowa: Jak słodko jest umierać za Ojczyznę.

Zasługą Pileckiego było skuteczne wysyłanie z obozu meldunków i relacji, skierowanych do dowództwa ZWZ-AK. Dzięki nim w prasie konspiracyjnej ukazywały się liczne informacje o dantejskich wydarzeniach w Auschwitz. W ten sposób do odbiorców podziemnych periodyków docierały wieści o napływaniu do Oświęcimia kolejnych transportów z przedstawicielami polskiej inteligencji, budowie krematoriów, rozbudowie KL Birkenau, niemieckiej akcji zacierania śladów zagłady przy pomocy żydowskich komand, pracujących przymusowo przy spalaniu ciał pomordowanych. Wieści te – dodajmy – wywoływały wściekłość Niemców, zdumionych jak wiele szczegółów na temat mordów w obozie zdołało wydostać się na zewnątrz.

Rzecz w tym, że dla Pileckiego akcja informująca o sytuacji w Auschwitz nie była celem samym w sobie. W miarę jak przed oczami twórcy ZOW ukazywał się bezmiar zbrodni, podstawowym celem było przygotowanie planu oswobodzenia obozu. Zapleczem akcji miała być obozowa konspiracja, która dzięki porozumieniu politycznemu ponad podziałami i rozszerzeniu siatki na teren Birkenau, wykazywała zdolność przeciwstawienia się Niemcom w celu pohamowania eksterminacji i terroru.

Przyrodzone Pileckiemu poczucie odpowiedzialności nie pozwalało jednak na podjęcie tego kroku, zrazu grożącego nieprzewidywalnym odwetem bez jakichkolwiek szans na powodzenie. Miejsce decyzji o samodzielnym buncie zajął plan przeprowadzenia akcji zsynchronizowanej z pomocą z zewnątrz. Szef ZOW żywił nadzieję na pomoc przyobozowych grup AK, a nawet na desant aliantów. Rachuby Witolda można zrozumieć wyłącznie przez pryzmat ówczesnej sytuacji. Terror i zagłada przekształcały więźniów w masę gotową na wszystko. Nadto Pilecki brał pod uwagę możliwość likwidacji obozu przez SS.

W początkach 1943 roku dowództwo AK nadal nie odpowiadało na ponaglenia, a sytuacja podziemia kierowanego przez Witolda uległa radykalnemu pogorszeniu. U progu marca Niemcy wyodrębnili ok. 6 tysięcy więźniów, przeznaczonych do osadzenia w innych obozach. Perspektywa unicestwienia konspiracji obozowej, połączona z milczeniem Komendy Głównej AK, skłoniła Pileckiego do podjęcia decyzji o ucieczce. Brawurową akcję opuszczenia kacetu podjął w nocy z 25 na 26 kwietnia (wespół z Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim).

Ucieczka z Auschwitz zdawała się zamykać najbardziej niebezpieczny etap w działalności Pileckiego. W istocie jednak rotmistrz nie zamierzał odstąpić od koncepcji wyzwolenia obozu. Gdy zatem 25 sierpnia 1943 roku stawił się w KG AK, ponowił swoje postulaty. Dopiero po zapoznaniu się z argumentami dowództwa, ostatecznie uznał potrzebę zachowania powściągliwości w działaniu. Zainteresowanie losami więźniów oświęcimskich jednak do końca nie zatracił. Jego inicjatywie można przypisać skierowanie w rejon przyobozowy cichociemnego, por. Stefana Jasieńskiego (ps. Urban). Ta misja jednak skończyła się tragedią. We wrześniu 1944 roku Jasieński został schwytany i osadzony w Auschwitz, gdzie śmierci doczekał w ostatnich dniach funkcjonowania obozu.

Decyzje ostatnie

Pilecki rychło dał poznać dowództwu, że nie zamierza porzucić służby czynnej. Na jego wniosek KG AK powierzyła mu funkcję zastępcy dowódcy w Oddziale III Kedywu (kryptonim Kameleon). Znalazł się również w najściślejszym gronie twórców organizacji „NIE”. Zadaniem jej było rozpoczęcie przygotowań do przeciwstawienia się sowietyzacji Polski. Zbliżanie się „wyzwolenia” przez Armię Czerwoną nakazywało chronić struktury Polski Podziemnej przez inwigilacją sowieckiej agentury. I stworzyć podstawy do powstrzymywania procesów szerzenia się komunizmu w społeczeństwie. Pracę w „NIE” przerwał Pileckiemu wybuch powstania warszawskiego.

W powstaniu wziął udział wbrew zakazowi, jaki obowiązywał członków „NIE”. Rozumując w kategoriach wyższej konieczności uznał potrzebę walki – początkowo działając jako szeregowy żołnierz, potem przejmując dowodzenie 2 kompanii I Batalionu Zgrupowania Chrobry II (podlegającego Narodowym Siłom Zbrojnym).  Wraz z kapitulacją trafił do niewoli. Wyzwolenia doczekał w obozie Murnau.

Ostatnie lato pełnej wolności spędził Witold we Włoszech. Jako oficer bez przydziału w szeregach 2 Korpusu Polskiego, napisał w tym czasie najpełniejszą wersję Raportu z Oświęcimia. Wreszcie, podczas jesiennych rozmów z generałem Andersem w Ankonie, Pilecki przeforsował swą kolejną wolę – powrotu do działalności konspiracyjnej w Polsce. Generał wyraził zgodę, znając wysokie kompetencje Pileckiego i pozycję w strukturze „NIE”. W grudniu 1945 roku Witold powrócił do Polski.

Wola kontynuowania pracy niepodległościowej napotkała wkrótce na przeszkody. Wobec niemożności oparcia się na dawnych kontaktach z „NIE”, Pilecki zmuszony był zaczynać pracę od początku. Stąd chwile zwątpienia, które musiał niechybnie przeżywać. I wielki upór, który rozpalał jego determinację w działaniu: „Ja zostanę – miał odpowiedzieć Janinie Pieńkowskiej – wszyscy nie mogą stąd wyjechać, ktoś musi tu trwać bez względu na konsekwencje.”

Decyzja o pozostaniu w sowietyzowanej Polsce przesądziła o losie Pileckiego. Aresztowany 8 maja 1947 roku, poddany okrutnemu śledztwu, odrzucił kompromis z władzą ludową, który mógł mu uratować życie. Jak zauważył prof. Wiesław Wysocki, „za cenę publicznego oskarżenia ośrodków emigracyjnych mógłby Pilecki nie tylko nie otrzymać kary najwyższej, ale otworzyć sobie drogę do kariery kolaboranta narzuconej z zewnątrz władzy i systemu, których nie akceptował.” W przeciwieństwie do wielu, pragnął pozostać do końca wierny kroczeniu drogą honoru.

Egzekucję Pileckiego wykonano 25 maja 1948 roku w więzieniu na Mokotowie.

 ***

Decyzje życiowe Witolda Pileckiego każą w nim widzieć jeden z najpiękniejszych zbiorów cnót patriotycznych w dziejach Polski. Chwile, w których wyborów tych dokonywał zawsze należały do najtrudniejszych. Tym bardziej przyciągają uwagę współczesnych, w kraju i zagranicą. Uniwersalny wymiar życia Rotmistrza nie pozwala zamknąć jego obrazu w ciasnych ramach ideologicznych. Silny fundament moralny, wyrastający wprost z żywej religijności, wymuszał odrzucenie fałszywych podziałów na rzecz służby narodowej wspólnocie. Podmiotem, któremu służył Pilecki był zawsze człowiek w potrzebie. Dlatego Rotmistrz ma wszelkie dane aby pozostać wzorem uniwersalnym, szczególne ważnym w chwilach zwątpienia w możność odbudowy więzi międzyludzkich.

 Krzysztof Tracki specjalnie dla Znadniemna.pl

Szanowni Czytelnicy, zbliża się, przypadającą na 21/22 września, 78. rocznica być może największego wyczynu, dokonanego w okresie II wojny światowej – dobrowolnego wejścia do najokrutniejszego w historii ludzkości obozu śmierci Auschwitz przez rotmistrza Wojska Polskiego Witolda Pileckiego, będącego jednym z największych bohaterów polskiego podziemia. Biografia

Działacze Związku Polaków na Białorusi wspólnie z delegacją Konsulatu Generalnego RP w Grodnie w niedzielę, 16 września, odwiedzili miejsca pamięci na Grodzieńszczyźnie, związane z kampanią wrześniową, obroną Grodna i represjami antypolskimi, do których doszło po wiarołomnej agresji ZSRR przeciwko Polsce, dokonanej 17 września 1939 roku.

Z ramienia Związku Polaków na Białorusi w charakterze organizatora wyprawy po miejscach pamięci i przewodnika, opowiadającego historie odwiedzanych miejsc pamięci wystąpił Andrzej Poczobut, członek Zarządu Głównego ZPB i działającego przy organizacji Komitetu Ochrony Zabytków i Miejsc Pamięci Narodowej.

Objazd miejsc pamięci narodowej, związanych z tragicznymi wydarzeniami września 1939 roku, kilkudziesięcioosobowa grupa działaczy ZPB i delegacja Konsulatu Generalnego RP w Grodnie, której przewodziła konsul Anna Walczak, wspomagana przez konsul Izabelę Rybak, rozpoczął się od modlitwy przy Krzyżu Katyńskim na Cmentarzu Wojskowym w Grodnie.

– Jest to miejsce niezwykle ważne i bezpośrednio związane z wydarzeniami, o których dzisiaj wspominamy, gdyż zbrodnia katyńska była skutkiem wiarołomnej agresji ze strony ZSRR przeciwko Polsce, dokonanej 17 września 1939 roku – mówił Poczobut, inaugurując akcję upamiętniania polskich ofiar sowieckiej agresji.

Zapowiedział, że trasa objazdu będzie przebiegała po miejscach, w których znajdują się groby ofiar represji politycznych, żołnierzy Wojska Polskiego, którzy zginęli w walce z bolszewikami lub zostali zabici przez członków Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, a także obrońców Grodna – jedynego miasta na Kresach Wschodnich, które stawiło zdecydowany zbrojny opór bolszewickiej agresji.

Proponujemy Państwu zapoznanie się z fotorelacją z wyprawy po rozsianych po Grodzieńszczyźnie miejscach pamięci związanych z tragicznymi wydarzeniami września 1939 roku:

Cmentarz Wojskowy w Grodnie

Tutaj uczestnicy wyprawy modlili się przy Krzyżu Katyńskim i znajdującej się obok zbiorowej mogile obrońców Grodna we wrześniu 1939 roku.

Cmentarz Pobernardyński w Grodnie

Modlitwa brzmiała tutaj nad grobami obrońców Grodna: Tadeusza Jasińskiego, najmłodszego, 13-letniego obrońcy miasta, z inicjatywy ZPB we wrześniu 2009 roku odznaczonego pośmiertnie przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Janusza Budzanowskiego – młodocianego obrońcy Grodna, harcerza, Bolesława Wołosiewicza, obrońcy Grodna, akowca, jednego z założycieli działającego przy ZPB Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej, a także Antoniego Kozakiewicza – pierwszej cywilnej ofiary wśród obrońców Grodna.

Małyszczyzna

Modlono się przy grobie nieznanego żołnierza, pochowanego w 1939 roku na miejscowym cmentarzu przez miejscowych Polaków. Napisana z błędami po polsku inskrypcja na tablicy pamiątkowej może świadczyć o tym, że pomnik na grobie został postawiony już po wojnie w latach sowieckich przez Polaków, którzy nie uczyli się w polskiej szkole, ale jak umieli dawali świadectwo polskiego patriotyzmu i pamięci o bohaterach.

Kulbaki

Na miejscowym cmentarzu znajduje się zbiorowa mogiła żołnierzy, poległych podczas obrony Grodna w 1939 roku. Upamiętnieni zostali przez miejscową ludność, która przez dziesięciolecia opiekowała się tym grobem

Grandzicze

Tutaj na cmentarzu parafialnym znajduje się grób dwóch polskich oficerów, wziętych do niewoli przez Sowietów i zabitych wbrew wszelkim zasadom, porozumieniom międzynarodowym i kodeksowi honorowemu, przewidującym humanitarne traktowanie jeńców. Zabójstwo polskich oficerów przez sowieckich żołnierzy jest klasycznym przykładem zbrodni wojennej, popełnionej przez czerwonoarmistów jeszcze we wrześniu 1939 roku.

Lerypol

Polaków we wrześniu 1939 roku zabijali nie tylko sowieccy żołnierze, ale także członkowie Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi (KPZB), którym władza sowiecka pozwoliła na bezkarne mordowanie tzw. „wrogów klasowych”. Do takich zaliczano m.in. polskich osadników. Jedenastu z nich, mieszkających w osadzie Lerypol, zabiła uzbrojona banda, składająca się z okolicznych skomunizowanych białoruskich chłopów (członków, bądź sympatyków KPZB) i zwyczajnych kryminalistów.

Żydomla

Podobnie jak w Lerypolu na cmentarzu parafialnym w Żydomli znajduje się grób osadników, zabitych we wrześniu 1939 roku przez członków i sympatyków KPZB. Z tym pochówkiem wiąże się ciekawa historia, opowiedziana przez Andrzeja Poczobuta. Otóż, jeden z członków bandy, mordującej osadników w Żydomli, trafił do sowieckiego łagru za pospolite przestępstwo kryminalne. Po podpisaniu Układu Sikorski-Majski zabójca polskich osadników ratując się przed pobytem w gułagu zaciągnął się do Armii Andersa. Wkrótce został jednak rozpoznany, jako morderca osadników w Żydomli, przez innych żołnierzy, pochodzących z tej miejscowości. Na ich wniosek nad mordercą odbył się sąd polowy i zbrodniarz został skazany na karę śmierci, która została wykonana. Jest to jeden z nielicznych znanych przypadków, kiedy na uczestniku mordów Polaków w 1939 roku na Kresach Wschodnich, została wymierzona sprawiedliwość.

Jurewicze

Przy posesji rodziny Żukiewiczów pochowany został przez tę rodzinę w 1939 roku poległy wraz z towarzyszami broni podczas zatrzymania maszerujących na Grodno sowieckich wojsk por. Mieczysław Młynarski z Rezerwowej Brygady Kawalerii „Wołkowysk”. Właściciel posesji Kazimierz Żukiewicz opowiadał kilka lat temu, że wzniesiony wysiłkiem jego przodków pomnik polskiego żołnierza miał być zburzony w czasach sowieckich podczas budowy przebiegającej obok drogi. Pan Kazimierz wraz z sąsiadami poprosił wówczas inżyniera drogowego, by na planie budowy przesunął drogę o kilkanaście metrów w bok, aby ominęła ona żołnierski pochówek. Inżynier się zgodził i mogiła przetrwała do dnia dzisiejszego.

Łunna

Na cmentarzu parafialnym w Łunnie odbyło się uroczyste poświęcenie krzyża, na grobie zabitych przez Sowietów ojca i syna: Klemensa i Kazimierza Strzałkowskich. Jest to nowe upamiętnienie, wzniesione staraniami Oddziału ZPB w Łunnie. Jak opowiedział podczas uroczystości prezes oddziału Leon Karpowicz obaj Strzałkowscy, zabici przez Sowietów we wrześniu 1939 roku, nie wierzyli, że może im się stać coś złego ze strony nowej władzy. – Byli bardzo lubiani i szanowani przez miejscową ludność, gdyż pomagali żyjącym dookoła białoruskim chłopom w potrzebach, związanych z opieką medyczną, a nawet w pytaniach prawnych, jeśli ktoś z Białorusinów miał problemy z polskim wymiarem sprawiedliwości. Niestety, według Sowietów ojciec i syn Strzałkowscy podlegali likwidacji, jako wrogowie klasowi. Na nic się zdały błagania okolicznych mieszkańców, aby ich oszczędzić. Zostali zamordowani w lesie i tam zakopani – opowiadał Leon Kasrpowicz. Dwa lata później, już po przyjściu Niemców, żonie Kazimierza udało się ekshumować ciała teścia oraz męża (poznała męża po ubraniu) i przenieść ich zwłoki na cmentarz w Łunnie.

Kwasówka

Kolejna zbiorowa mogiła ośmiu Polaków, zamordowanych przez komunistyczną bandę we wrześniu 1939 roku.

O okolicznościach popełnienia zbrodni na Polakach w Kwasówce opowiedział uczestnikom objazdu Andrzej Poczobut. Mówił, że w gronie ośmiu Polaków, zamordowanych w Kwasówce przez sympatyzujących z Sowietami bandytów znalazł się nawet miejscowy nauczyciel szkolny. – Podobno kiedyś postawił w szkole złą ocenę jednemu z członków komunistycznej bandy i ten postanowił pomścić traumę, doznaną w dzieciństwie, zabijając nauczyciela – opowiadał Poczobut.

Indura

Miejscowa ludność polska, zwłaszcza członkowie Oddziału ZPB w Indurze, od lat opiekuje się, znajdującym się na miejscowym cmentarzu grobem żołnierzy polskich, poległych we wrześniu 1939 roku z rąk Sowietów. Wspólnie z kilkudziesięcioosobową grupą uczestników objazdu miejsc pamięci, przybyłych z Grodna na cmentarzu w Indurze modliło się około dwudziestu miejscowych Polaków.

Kopciówka

W tej miejscowości uczestnicy wyprawy pomodlili się przy głazie, upamiętniającym ofiary represji komunistycznych obok kościoła parafialnego pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, a także udali się na miejscowy cmentarz, do grobu miejscowego mieszkańca o nazwisku Zajkowski, którego komuniści zamordowali we wrześniu 1939 roku na oczach żony za to, że był Polakiem. Prezes Oddziału ZPB w Kopciówce Stanisław Wołyniec opowiedział, że zachowały się relacje świadków tej zbrodni, według których o niezabijanie niewinnego człowieka błagała komunistów nawet żona miejscowego prawosławnego proboszcza. Podobnie, jak w większości takich przypadków, błagania nie pomogły. Bycie Polakiem w tamtych czasach często wystarczało, aby być zamordowanym przez sowieckich okupantów bez postawienia oskarżenia.

Cmentarz Franciszkański w Grodnie

Na tej nekropolii znajduje się kilka pochówków, przypominających o bohaterskiej, choć tragicznej obronie miasta przed Amią Czerwoną we wrześniu 1939 roku. Uczestnicy wyprawy po miejscach pamięci oddali hołd grodzieńskim studentom – obrońcom Grodna, którzy spoczywają na Cmentarzu Franciszkańskim w zbiorowej mogile. Pomodlili się też przy dwóch niedawno odkrytych przez Komitet Ochrony Zabytków i Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB mogiłach obrońców Grodna, okoliczności śmierci których jeszcze do końca nie zostały zbadane.

Objazd miejsc pamięci zainaugurował organizowane przez ZPB obchody 79. rocznicy sowieckiego ataku na Polskę oraz obrony Grodna, odbywającej się w dniach 20-22 września 1939 roku. Kolejnym wydarzeniem w ramach obchodów będzie zamówiona przez ZPB na 21 września Msza św. w intencji obrońców Grodna i składanie w tym samym dniu kwiatów na grobach polskich żołnierzy na Cmentarzu Wojskowym.

Znadniemna.pl

Działacze Związku Polaków na Białorusi wspólnie z delegacją Konsulatu Generalnego RP w Grodnie w niedzielę, 16 września, odwiedzili miejsca pamięci na Grodzieńszczyźnie, związane z kampanią wrześniową, obroną Grodna i represjami antypolskimi, do których doszło po wiarołomnej agresji ZSRR przeciwko Polsce, dokonanej 17 września 1939 roku. Z

Szanowni Czytelnicy, prowadzona przez nas z Waszym aktywnym udziałem akcja „Dziadek w polskim mundurze”, została zauważona przez Polską Agencję Prasową, a dzięki niej także przez inne media w Polsce!

Poniżej zamieszczamy korespondencję PAP o naszej z Wami akcji, opublikowaną przez portal Dzieje.pl:

„Dziadek w polskim mundurze” – akcja grodzieńskich Polaków

Ambroży Bartczak, starszy sierżant sztabowy 76. Lidzkiego Pułku Piechoty im. Ludwika Narbutta, los którego opisaliśmy ostatnio w ramach akcji

Polacy z Kresów, którzy walczyli w wojnie z bolszewikami, kampanii wrześniowej, w Armii Krajowej to bohaterowie cyklu „Dziadek w polskim mundurze”. Portal Znadniemna.pl zbiera wśród ich potomków i publikuje historie ich życia.

„Losy tych naszych «dziadków» to odzwierciedlenie historii całego XX wieku, materiał na niejedną książkę i film” – mówi PAP pomysłodawca i autor rubryki Andrzej Pisalnik, redaktor portalu Związku Polaków na Białorusi – Znadniemna.pl.

Obecnie baza danych inicjatywy „Dziadek w polskim mundurze” składa się z ok. 70 nazwisk, ale kolejni już czekają w kolejce.

„Warunkiem, by ktoś trafił do naszej akcji jest przynależność do polskiej formacji mundurowej i jakikolwiek związek z Kresami, a więc terenami dzisiejszej Białorusi, Litwy i Ukrainy. Kolejna sprawa to zdjęcie w polskim mundurze. To żelazny wymóg” – opowiada Pisalnik. „Chcemy wymóc na naszych czytelnikach jakiś wysiłek, żeby poszperali w archiwach rodzinnych, wśród krewnych” – wyjaśnia.

Jak podkreśla, żołnierze nie są kategoryzowani i wszyscy są traktowani z jednakowym szacunkiem. „Mamy i uznanych dowódców z panteonu, jak choćby Narcyz Łopianowski, bohater obrony Grodna, ale także zwykłych szeregowych. Wszyscy dostają miejsce, a na końcu każdego tekstu piszemy to samo zdanie: «Cześć Jego Pamięci!»” – zaznacza.

W przededniu 79. rocznicy obrony Grodna w czasie kampanii wrześniowej 1939 r. Znadniemna.pl przedstawił historię uczestnika tej akcji zbrojnej, Ambrożego Bartczaka, przed wojną starszego sierżanta 76. Lidzkiego Pułku Piechoty im. Ludwika Narbutta, później więźnia gułagu, żołnierza armii Andersa, emigranta.

Bartczak odpowiadał za stację kolejową, 18 września dowodził akcją ujęcia sowieckich dywersantów, w kolejnych dniach wraz z innymi brał udział w zbrojnej walce z agresorem. Później wraz z innymi na rozkaz dowódcy wycofał się na Litwę, został internowany, w końcu – po wejściu Sowietów – został aresztowany i trafił do łagrów. Przed niemal pewną śmiercią uratował go – jak wielu innych Polaków – układ Sikorski-Majski i przyłączenie się do armii gen. Andersa, z którą wyszedł z ZSRR, trafił do Egiptu, a następnie do Wielkiej Brytanii.

„Z najbliższą rodziną, żoną i trzema córkami, spotkał się na krótko przed śmiercią, po 46 latach rozłąki, w rodzinnych Pabianicach. On przybył tam z Anglii, żona z córkami z Białorusi” – opowiada Pisalnik. Kolejne miesiące – jak się okazało, ostatnie miesiące życia – Bartczak spędził w Grodnie, gdzie zmarł 8 września 1986 r. Przed śmiercią cierpiał na zaawansowaną demencję. „Ale mimo wszystko był to powrót do domu” – podkreśla Pisalnik.

„To bardzo wzruszająca historia, ale takich historii mamy wiele. Dzięki zaangażowaniu bliskich te biogramy zyskują niesamowitą wartość, zarówno historyczną, jak i sentymentalną” – mówi Pisalnik.

Podkreśla, że te historie, które są do redakcji przysyłane z zagranicy, często z Zachodu, są zazwyczaj lepiej udokumentowane i opracowane. „Ludzie, którzy mieszkali na Białorusi, w ZSRR, często niszczyli pamiątki, bojąc się posądzenia o jakąś nielojalność wobec władzy sowieckiej. Mimo wszystko jednak wiele się zachowało i udaje się odnaleźć” – opowiada dziennikarz. Jak mówi, właśnie taki jest cel akcji – by mimo trudności zachęcić ludzi do upamiętniania swoich bliskich.

„Dominują oczywiście żołnierze z okresu międzywojennego i z czasów II wojny światowej. Mamy bardzo dużo andersowców, ale również ciekawe przypadki, kiedy ktoś w okresie międzywojennym odbył służbę zasadniczą, a potem walczył w Armii Krajowej” – wylicza rozmówca PAP. Niektórzy, jak dodaje, trafili potem do Dywizji Kościuszki i wojska polskiego podległego Moskwie.

„Najwięcej mamy jednak historii o żołnierzach Armii Andersa, którzy wyszli z ZSRR i walczyli, zostali na Zachodzie albo wrócili do domu, tylko że te powroty są bardzo tragiczne, bo dla większości oznaczały łagry” – wskazuje Pisalnik.

Jak dodaje, portal Znadniemna.pl prowadzi „luźne rozmowy” z różnymi instytucjami w Polsce o wydaniu historii „Dziadków w polskich mundurach” pod wspólną okładką.

„To byłoby godne upamiętnienie wojskowych i wynagrodzenie dla tych ich potomków, którzy zadali sobie trud zebrania dokumentów. Byłaby to dla nich niezwykła pamiątka. Każdy przecież by chciał, żeby o jego przodku napisano książkę” – podsumowuje.

Portal Znadniemna.pl i gazeta „Głos znad Niemna na uchodźstwie” redagowana przez Iness Todryk-Pisalnik, publikują biogramy „Dziadków w polskich mundurach” od 2014 r.

Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP/Dzieje.pl

Szanowni Czytelnicy, prowadzona przez nas z Waszym aktywnym udziałem akcja „Dziadek w polskim mundurze”, została zauważona przez Polską Agencję Prasową, a dzięki niej także przez inne media w Polsce! Poniżej zamieszczamy korespondencję PAP o naszej z Wami akcji, opublikowaną przez portal Dzieje.pl: „Dziadek w polskim mundurze” –

Uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego odbyła się 14 września w Polskiej Szkole Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi. Szkoła ta jest jedną z najstarszych polskich placówek społecznych w Grodnie. Jej historia liczy już 21 lat, w ciągu których szkołę ukończyło ponad 5 tysięcy uczniów.

Dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB Anżelika Orechwo, otwierając uroczystość przywitała przybyłych tłumnie na nią uczniów, ich rodziców, dziadków i przyjaciół, a także wysokich gości, wśród których byli: konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek z małżonką Elżbietą, delegacja Rady Miasta Białegostoku na czele z przewodniczącym Krzysztofem Mariuszem Gromko, prezes ZPB Andżelika Borys i inni.

Anżelika Orechwo, dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB

Dyrektor PSS przy ZPB przypomniała zgromadzonym, że poza wysokim poziomem nauczania podstawowych przedmiotów szkolnych placówka wyróżnia się wśród innych tego typu instytucji tym, że pomaga swoim uczniom odkryć i rozwinąć „drzemiące” w nich talenty w najrozmaitszych dziedzinach. W tym celu uczniowie szkoły aktywnie angażują się w przedsięwzięcia, organizowane przez Związek Polaków na Białorusi – biorą udział w konkursach ortograficznych, recytatorskich, muzycznych, plastycznych, ćwiczą zdolności aktorskie, aktywnie poznają nie tylko historię Polski, lecz także historię ziemi, na której żyją, biorąc udział w wyprawach krajoznawczych oraz objazdach polskich miejsc pamięci narodowej.

Uroczystość prowadzą absolweńci PSS przy ZPB w Grodnie Maria Szymanowska i Marcin Ignatowicz

Budzić „drzemiące” w uczniach talenty aktywnie pomagają wykładający w szkole nauczyciele, których grono w tym roku będzie liczyło dziewięciu pedagogów. Troje z nich: polonistki Anna Mieniuk i Małgorzata Krasowska oraz historyk Paweł Kasprzyk – to doświadczeni pedagodzy i świetni specjaliści w nauczaniu swoich przedmiotów, skierowani do PSS przy ZPB przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą, działający przy Ministerstwie Edukacji Narodowej RP.

Dyrektor PSS przy ZPB przedstawia grono pedagogiczne szkoły

Anna Mieniuk, metodyk-konsultant, skierowany przez ORPEG

Małgorzata Krasowska, metodyk-konsultant, skierowany przez ORPEG

Swietłana Timoszko, nauczyciel języka polskiego

Irena Denisiewicz, nauczyciel języka polskiego

Aleksandra Korec, nauczyciel matematyki i fizyki

Antoni Pacenko, nauczyciel biologii i chemii

O tym, że zapewnienia dyrektor Orechwo, iż PSS przy ZPB potrafi „budzić” w swoich uczniach „drzemiące” talenty i zdolności nie są bezpodstawne, publiczność i goście uroczystości mogli się przekonać oglądając prawie godzinny koncert, na który złożyły się występy wokalne, recytatorskie, aktorskie, a także popisy gry na instrumentach muzycznych w wykonaniu uczniów bądź absolwentów PSS przy ZPB. Prawie wszyscy wychodzący na scenę artyści, uczęszczając na zajęcia do szkoły, aktywnie uczestniczyli w organizowanych przez ZPB konkursach, festiwalach i innych inicjatywach, umożliwiających im zaprezentowanie swoich zdolności artystyczne.

Śpiewa Paweł Kopyłow, zdobywca Grand Prix jubileuszowego XX Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2018”

Śpiewa Woletta Kolendowicz, dyplomantka XX Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2018”

Recytuje Weronika Szepielewicz

Jednym z najskuteczniejszych projektów PSS przy ZPB, pozwalających wynajdywać wśród uczniów szkoły talenty wokalne, jest działający od kilku lat przy szkole zespół wokalny „Akwarele”. Kolektyw ten ma na swoim koncie wiele występów na organizowanych przez ZPB prestiżowych imprezach artystycznych, a nawet – występ w Pałacu Prezydenckim w Warszawie.

Zespół wokalny „Akwarele”

Gra Arsenij Timoszko

Śpiewa Alina Ejsmont, dyplomantka Festiwalu „Kolorowe Nutki”

Po zakończeniu koncertu do zgromadzonych przemówili goście uroczystości. Konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek, zwracając się do uczniów i ich rodziców, zapewnił, że zapisując się na zajęcia do PSS przy ZPB dokonali doskonałego wyboru. – Ta szkoła ciągle się rozwija, ciągle szuka czegoś nowego i ma wiele sukcesów – mówił dyplomata. Podkreślił, że ucząc się w PSS przy ZPB języka polskiego, poznając polską kulturę i historię, uczniowie szkoły zwiększą swoje szanse nie tylko na podjęcie studiów w Polsce, ale też na zrobienie kariery w różnych zakątkach świata, bo Polacy są narodem, który historyczne zawirowania „porozrzucały po całym świecie”.

Jarosław Książek, konsul generalny RP w Grodnie

Krzysztof Mariusz Gromko, przewodniczący Rady Miasta Białystok

O tym, że wybór PSS przy ZPB, jest wyborem niezwykle trafnym, jeśli młody człowiek chce dostać się na wyższe studia do Polski, mówiła podczas swojego wystąpienia prezes ZPB Andżelika Borys. – Wszyscy ubiegłoroczni absolwenci szkoły w tym roku rozpoczną naukę na wyższych polskich uczelniach! – oznajmiła prezes ZPB.

Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi

Tegoroczna kampania rekrutacyjna do Polskiej Szkoły Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi okazała się nadzwyczaj skuteczna. W rozpoczętym roku szkolnym języka polskiego, historii, matematyki, fizyki, chemii i biologii będzie się uczyło w placówce ponad 500 uczniów.

Znadniemna.pl

Uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego odbyła się 14 września w Polskiej Szkole Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi. Szkoła ta jest jedną z najstarszych polskich placówek społecznych w Grodnie. Jej historia liczy już 21 lat, w ciągu których szkołę ukończyło ponad 5 tysięcy uczniów. Dyrektor Polskiej Szkoły

Moje spotkanie z wiceszefem MSZ Białorusi Alehiem Krauczenką było okazją do zaprezentowania wzajemnych oczekiwań, obaw i propozycji współpracy w obliczu dynamicznie i niekorzystnie zmieniającego się otoczenia międzynarodowego – powiedział PAP wiceminister spraw zagranicznych Bartosz Cichocki.

Podczas rozmów w MSZ RP, fot.: Twitter.com

Jak dodał, konsultacje pozwoliły także wyjaśnić „na politycznym szczeblu, w atmosferze szczerej, poufnej rozmowy” polskie stanowisko w sprawie sytuacji polskiej oświaty na Białorusi.

Krauczenka przebywał w Warszawie we wtorek i w środę; była to pierwsza od kilku miesięcy okazja do polsko-białoruskich rozmów na szczeblu wiceministrów spraw zagranicznych.

Cichocki, który odpowiada w polskim MSZ m.in. za politykę wschodnią, pozytywnie ocenił w rozmowie z PAP przebieg konsultacji z białoruskim urzędnikiem.

„Spotkanie było okazją, by zaprezentować wzajemne oczekiwania, obawy i propozycje współpracy w obliczu dynamicznie i niekorzystnie zmieniającego się otoczenia międzynarodowego” – podkreślił wiceminister.

Wśród tematów rozmów znalazł się także polsko-białoruski dialog polityczny, w tym perspektywy spotkań dwustronnych na wyższych szczeblach w najbliższych miesiącach.

„Jestem zadowolony z tych konsultacji, bo pozwoliły na politycznym szczeblu, w atmosferze szczerej, poufnej rozmowy wyjaśnić, dlaczego nie godzimy się z ograniczaniem dostępu dzieci białoruskich Polaków do oświaty w ojczystym języku, a także pochylić się nad propozycjami rozwiązania takich problemów, jak w Wołkowysku” – powiedział Cichocki.

W Wołkowysku, pomimo działań i apeli rodziców i Związku Polaków na Białorusi, nie udało się przekonać lokalnych władz i kuratorium do przyjęcia wszystkich 31 chętnych i do pierwszej klasy poszło w tym roku tylko 18 dzieci. Władze lokalne twierdzą, że szkoła nie ma technicznych możliwości przyjęcia większej liczby nowych uczniów.

Pod koniec sierpnia Zarząd Główny ZPB wystosował apel do prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, domagając się interwencji i zaprzestania dyskryminacji polskich dzieci. Z kolei na początku września rozczarowanie w związku z decyzją władz Wołkowyska wyraził w oświadczeniu polski resort dyplomacji. MSZ podkreśliło, że decyzja ta wywołuje zaniepokojenie wśród rodziców i środowisk Polaków na Białorusi.

Podczas wizyty w Warszawie wiceszef białoruskiej dyplomacji odwiedził również m.in. Archiwum Akt Nowych, gdzie rozmawiał o organizacji wspólnych z archiwami białoruskimi przedsięwzięć i możliwości wymiany informacji pomiędzy historykami i badaczami z Białorusi i Polski.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl/PAP

Moje spotkanie z wiceszefem MSZ Białorusi Alehiem Krauczenką było okazją do zaprezentowania wzajemnych oczekiwań, obaw i propozycji współpracy w obliczu dynamicznie i niekorzystnie zmieniającego się otoczenia międzynarodowego - powiedział PAP wiceminister spraw zagranicznych Bartosz Cichocki. [caption id="attachment_33227" align="alignnone" width="500"] Podczas rozmów w MSZ RP, fot.: Twitter.com[/caption] Jak

Dwanaście dyrektorów i nauczycieli ośrodków nauczania języka polskiego z Białorusi, Ukrainy i Niemiec w dniach 5 – 9 września przebywali z wizytą studyjną w Warszawie na zaproszenie Fundacji „Wolność i Demokracja”.

Przemawia prezes Fundacji „Wolność i Demokracja” Robert Czyżewski

Program pobytu polskich nauczycieli z zagranicy w stolice Polski był nadzwyczaj bogaty i intensywny.

Już w pierwszym dniu odbyły się warsztaty integracyjne, na których koledzy z różnych krajów mieli okazję poznać się nawzajem i opowiedzieć o specyfice nauczania języka polskiego w krajach swojego zamieszkania.

W kolejnych dniach uczestnicy wizyty studyjnej odwiedzali warszawskie szkoły i ośrodki edukacyjne: LXIV Liceum im. Stanisława Ignacego Witkiewicza, szkoły podstawowe nr 267 i nr 52, Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii w Łomiankach oraz Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń.

Podczas wizyty w Szkole Podstawowej nr 52

Podczas wizyty w Szkole Podstawowej nr 267

Wizyty w szkołach wywarły na nauczycielach z Białorusi, Ukrainy i Niemiec duże wrażenie. Poznali oni obowiązujące współcześnie w szkołach warszawskich programy edukacyjne, obejrzeli ciekawe lekcje, poznali na czym polega praca zespołowa nauczycieli. Gospodarze każdej z odwiedzanych placówek edukacyjnych opowiadali gościom o tradycjach swoich szkół, chwalili się ich wyposażeniem, tłumaczyli, jak układa się współpraca pedagogów z rodzicami uczniów oraz o tym, jak budują relację z uczniami, mającymi problemy psychologiczne, rozwojowe i edukacyjne. Na nauczycielach z Białorusi największe wrażenie sprawiły jednak atmosfera, duch swobody oraz szczere, otwarte relacje uczeń-nauczyciel, panujące w odwiedzanych szkołach.

Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 267 im. Juliusz Słowackiego Mariola Pietroń-Ratyńska przez dwie godziny z dumą opowiadała o osiągnięciach szkoły z okresu ostatnich lat. Osiągnięciach, które stały się możliwe dzięki energii i entuzjazmowi całego zespołu pedagogicznego szkoły. Pani dyrektor przyznała się, że ciągle pisze projekty, które potem podległy jej zespół pedagogiczny realizuje razem z rodzicami i władzami dzielnicy Żoliborz.

Zdjęcie pamiątkowe z dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 267 im. Juliusza Słowackiego Mariolą Pietroń-Ratyńską (pierwsza od lewej)

W Szkole Podstawowej nr 267 goście z zagranicy dowiedzieli się, iż miejscowa Drużyna Odyseuszy jako jedyna reprezentacja publicznej szkoły podstawowej z Warszawy zdobyła Mistrzostwo Polski w 24. Ogólnopolskim Finale Międzynarodowego Konkursu Twórczego Rozwiązywania Problemów „Odyseja Umysłu”. Dzięki temu osiągnięciu uczniowie szkoły reprezentowali Polskę w ogólnoświatowym finale, który pod koniec maja odbył się na Uniwersytecie Michigan (USA).

Dyrektor innej warszawskiej szkoły nr 52 im. Macieja Aleksego Dawidowskiego „Alka” Ewa Gałązka podzieliła się doświadczeniem w zarządzaniu dużą (930 uczniów) szkołą w trudnych warunkach zmian w systemie edukacji (likwidacja gimnazjów) i braku wystarczającej ilości pomieszczeń. Biblioteka szkoły podzieliła się podręcznikami z kolegami z zagranicy.

Zdjęcie pamiątkowe z dyrektor Szkoły Podstawowej nr 52 im. Macieja Aleksego Dawidowskiego „Alka” Ewą Gałązką (pierwsza od lewej)

W kolejnym dniu wizyty studyjnej jej uczestnicy wspólnie z Prezesem Fundacji „Wolność i Demokracja” Robertem Czyżewskim, wykładającym historię w warszawskim liceum, mieli oficjalne spotkanie w Ministerstwie Edukacji Narodowej RP (MEN). Gości powitała w najważniejszym dla nauczycieli resorcie w Polsce Beata Pietrzyk, naczelnik Wydziału w Departamencie Współpracy Międzynarodowej MEN. Oprowadzając gości po budynku resortu Beata Pietrzyk opowiedziała o jego historii. Potem odbyła się rozmowa gości z dyrektorem Departamentu Współpracy Międzynarodowej MEN Sebastianem Kęciekiem, który podkreślał znaczenie dla kierowanego przez niego departamentu spotkań z kolegami i wymiany opiniami na temat edukacji na Białorusi, Ukrainie i w Niemczech. Dyrektor Kęciek po rozmowie nakreślił perspektywy dalszej współpracy MEN z ośrodkami edukacyjnymi w krajach, z których z wizytą do ministerstwa przybyli goście.

W Ministerstwie Edukacji Narodowej

Przemawia Beata Pietrzyk, naczelnik Wydziału w Departamencie Współpracy Międzynarodowej MEN

W związku z obchodzoną w tym roku 100. rocznicą odzyskania przez Polskę Niepodległości w czasie pobytu w Warszawie dużo się mówiło o edukacji historycznej. Robert Czyżewski, będący wykładowcą i pasjonatem historii, podczas wycieczki po centrum Warszawy pokazał uczestnikom wizyty studyjnej niesamowite zakątki Krakowskiego Przedmieścia, opowiedział o ciekawych faktach z historii Warszawy, a pod koniec wycieczki po stolicy zrobił stażystom prawdziwy prezent – zorganizował wejście grupy na wieżę kościoła św. Anny, z której rozpościerał się fantastyczny widok na stolicę w promieniach zachodzącego słońca.

W Warszawskim Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń jego dyrektor Arkadiusz Walczak opowiedział o zadaniach, które realizuje placówka, pokazał jak aktualnie wyglądają prowadzone w niej szkolenia. Po odbytych w Centrum warsztatach z edukacji historycznej i niepodległościowej każdy uczestnik wizyty otrzymał od Fundacji „Wolność i Demokracja” w prezencie gry edukacyjne IPN „Polak mały” i „Kolejka”.

Podczas spotkania z dyrektorem Warszawskiego Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń Arkadiuszem Walczakiem

Dwa ostatnie dni szkoleń były poświęcone bardzo ciekawym i owocnym warsztatom z zakresu zarządzania placówką oświatową i prowadzenia ewaluacji pracy szkoły. Warsztaty poprowadzili Andrzej Pery, nauczyciel i prezes Zarządu Fundacji Périé oraz Zofia Domaradzka-Grochowalska, lider Grupy Trenerów POWER. Podczas treningów każdy uczestnik miał okazję do wyrażenia swojej opinii, nauczenia się rozwiązywania trudnych problemów, związanych z zarządzaniem szkołą. Po warsztatach wszystkim uczestnikom wręczono certyfikaty.

Szkolenia prowadzą Andrzej Pery i Zofia Domaradzka-Grochowalska

Dzięki organizatorom wizyty studyjnej – Fundacji „Wolność i Demokracja” grupa obejrzała spektakl pt. „Fredro dla dorosłych” w stołecznym teatrze „6. piętro”, wzięła też udział w wydarzeniu rozrywkowym i kulturalno-edukacyjnym Święto Ulicy Ząbkowskiej i Noc Pragi 2018.

Wycieczka po Krakowskim Przedmieściu

Wizyta studyjna nauczycieli z Białorusi, Ukrainy i Niemiec w Warszawie została sfinansowana ze środków Ministerstwa Edukacji Narodowej RP i zrealizowana przez Fundację „Wolność i Demokracja”, w ramach projektu „Doskonalenie zarządzania oświatą w ramach wizyt studyjnych w Polsce oraz doskonalenie językowo-przedmiotowo-metodyczne w ramach indywidualnych staży dla nauczycieli języka polskiego”, kierowanego przez Lilię Luboniewicz z Fundacji „Wolność i Demokracja” oraz Andrzeja Pery z Fundacji Périé.

Paulina Juckiewicz z Warszawy

Dwanaście dyrektorów i nauczycieli ośrodków nauczania języka polskiego z Białorusi, Ukrainy i Niemiec w dniach 5 – 9 września przebywali z wizytą studyjną w Warszawie na zaproszenie Fundacji „Wolność i Demokracja”. [caption id="attachment_33215" align="alignnone" width="480"] Przemawia prezes Fundacji „Wolność i Demokracja” Robert Czyżewski[/caption] Program pobytu polskich nauczycieli

Polska Fundacja Muzyczna apeluje na facebooku o wsparcie finansowe leczenia i rehabilitacji Gienka Loski, pochodzącego z Białorusi muzyka, który w 2011 roku zwyciężył w popularnym w Polsce telewizyjnym talent show „X Factor”, porywając serca milionów telewidzów.

Gienek Loska. fot.: Polska Fundacja Muzyczna

Pragnąc wesprzeć powrót do zdrowia i należną rehabilitację artysty, pochodzącego z kraju w którym żyjemy, zamieszczamy poniżej tekst apelu Polskiej Fundacji Muzycznej:

OBUDŹMY GIENKA!

24 1140 1977 0000 2634 0600 1019 – Gienek Loska

Wszyscy pamiętamy jak w 2011 r. Gienek Loska porwał serca milionów ludzi zwyciężając w I edycji programu X – Factor udowadniając, że nie jest tylko muzykiem z ulicy, że nie tylko ma ogromny talent, ale jest także dojrzałym, wszechstronnym artystą, posiadającym bogaty i niezwykle różnorodny repertuar. Potwierdził to zresztą śpiewaniem w wielu zespołach i nagraniem kilku solidnych albumów (bio poniżej).

5 maja 2018 roku odwiedzając mamę na Białorusi Gienek doznał rozległego wylewu krwi do mózgu i został zoperowany w szpitalu w Baranowiczach dopiero po 11 godzinach. Po tej operacji jeszcze się nie wybudził. Teraz jest już w domu, ale u mamy w Białooziersku na Białorusi. W dalszym ciągu jest w śpiączce, odżywia się przez sondę, oddycha samodzielnie dzięki tracheostomii, ale coraz lepiej komunikuje się ze światem, słyszy, żywo reaguje na dotyk, słowa, informacje, obecność bliskich i bardzo chce się obudzić. Jeszcze nie ma możliwości i wyraźnych wskazań medycznych na transport do Polski, choć jest to intensywnie sprawdzane.

Na razie nasza Fundacja wysłała na Białoruś wolontariuszkę Agnieszkę, wyasygnowała pierwsze środki na podstawowe potrzeby, na przybory medyczne, higieniczne, na jedzenie – służba zdrowia na Białorusi i warunki życia są jakie są…
Szykujemy się do transportu profesjonalnego łóżka medycznego, którego do niedawna używał Marek Karewicz.
Aktualnie celem PFM jest zbiórka środków dla Gienka, by zapewnić pieniądze na lekarstwa, preparaty wzmacniające, środki higieny i specjalne jedzenie. Gienek wymaga teraz całodobowej opieki i środków medycznych, a tego chora mama nie jest w stanie zapewnić. Dlatego potrzebna prywatna opieka pielęgniarska i rehabilitacyjna – to jest kosztowne. W przyszłości środki będą potrzebne na solidne leczenie i rehabilitację, bo trwamy w nadziei, że Gienek się całkiem wybudzi.
Ma przecież dopiero 43 lata…

Prosimy o wpłaty na podane specjalne subkonto:

24 1140 1977 0000 2634 0600 1019 – Gienek Loska

***
Przez wiele lat Gienek był wokalistą legendarnej w kręgach blues-rockowych formacji Seven B, mającej na swoim koncie trzy płyty („Rocktales”, „Make up Your Mind” i „Acoustic”), trasy koncertowe po całej Europie, a także – jako jedyny polski Zespół był notowany na amerykańskiej liście przebojów.
Od kilku jest liderem formacji Gienek Loska Band, z którą nagrał 2 płyty: pokrytego złotem „Hazardzistę” (2011) i „Dom” (2013). Ma też na koncie projekty muzyczne z wieloma wybitnymi twórcami m. in. Alkiem Mrożkiem (Dwa plus Jeden; Porter Band) Anią Rusowicz i Maciejem Maleńczukiem. Gienek brawurowo wykonuje utwory Czesława Niemena, Ryszarda Riedla, czy innych kultowych artystów, z czego zasłynął wygranym programie X-Factor. Gienek jest laureatem “Szansy na Sukces”, programu “Mam Talent”, a także finalistą plebiscytu „SuperJedynki 2012” w kategorii „SuperZespół”. Wielokrotnie nagradzany w corocznych plebiscytach organizowanych przez prestiżowe polskie pismo branżowe „Twój Blues” w kategorii wokalista roku.”

Znadniemna.pl za facebook.com/polskafundacjamuzyczna/

Polska Fundacja Muzyczna apeluje na facebooku o wsparcie finansowe leczenia i rehabilitacji Gienka Loski, pochodzącego z Białorusi muzyka, który w 2011 roku zwyciężył w popularnym w Polsce telewizyjnym talent show „X Factor”, porywając serca milionów telewidzów. [caption id="attachment_33208" align="alignnone" width="500"] Gienek Loska. fot.: Polska Fundacja Muzyczna[/caption] Pragnąc

Zabroniony na Białorusi koncert zespołu „Lady Pank” pt. „Solidarni z Polakami na Białorusi – 30 lat ZPB” odbędzie się 22 września br. na Rynku Kościuszki w Białymstoku. Inicjatywę wsparli prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski oraz wicemarszałek województwa podlaskiego Maciej Żywno. Poinformowali o tym oficjalnie w obecności prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys podczas konferencji prasowej, która odbyła się wczoraj, 13 września, w Białymstoku.

– Białystok i region skorzystał z fajnego, dodatkowego wydarzenia kulturalnego. Koncert „Lady Pank” pt.”Solidarni z Polakami na Białorusi” odbędzie się w Białymstoku, a nie w Grodnie. Dziś, wspólnie z Andżeliką Borys i prezydentem Tadeuszem Truskolaskim zapraszamy na to wydarzenie, które postanowiliśmy wesprzeć – podkreślał Maciej Żywno, wicemarszałek województwa podlaskiego.

Tadeusz Truskolaski i Andżelika Borys rozmawiają z białostockimi dziennikarzami, fot.: poranny.pl

– Białystok zawsze jest otwarty na pomoc dla polskiej mniejszości na Białorusi. Wspieramy w różny sposób i za każdym razem witamy z otwartymi ramionami naszych rodaków, mieszkających za wschodnią granicą – powiedział prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.

Muzycy kultowego „Lady Pank” zagrają z okazji 30-lecia największej na Białorusi organizacji polskiej mniejszości. Początkowo ten koncert miał odbyć się w lipcu w Grodnie, jednak w ostatniej chwili został odwołany przez tamtejsze władze. W porozumieniu z władzami Białegostoku udało się ustalić, że koncert „Lady Pank” odbędzie się na białostockim rynku 22 września i stanie się przejawem solidarności muzyków „Lady Pank” z prześladowanymi na Białorusi rodakami.

Analogiczna sytuacja miała miejsce 3 lata temu z organizowanym przez ZPB w Grodnie koncertem zespołu „Lombard”, który również ostatecznie odbył się w Białymstoku.

Białystok, Rynek Kościuszki – 2015 rok. Na znak solidarności z Polakami na Białorusi gra i śpiewa zespół „Lombard”

Koncert „Lady Pank” na Rynku Kościuszki w Białymstoku rozpocznie się 22 września o godz. 18.00. Objęty jest honorowym patronatem Prezydenta Miasta Białegostoku.

Koszty, jakie poniesie Miasto w związku z organizacją koncertu, to ponad 65 tys. zł. Wsparcie w wysokości 15 tys. zł zadeklarował także Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego.

***

Przypomnijmy, że Związek Polaków na Białorusi organizuje masowy wyjazd na koncert do Białegostoku Polaków z Białorusi, a także miłośników twórczości polskiego legendarnego zespołu rockowego nie będących Polakami i pozbawionych możliwości podziwiania swoich idoli na lipcowym koncercie w Grodnie, odwołanym przez władze grodzieńskie .

Zapisy chętnych do wyjazdu do Białegostoku na koncert „Lady Pank” pt. „Solidarni z Polakami na Białorusi – 30 lat ZPB” prowadzą prezesi oddziałów terenowych ZPB. Prezes ZPB Andżelika Borys szacuje, że Związek Polaków zorganizuje przybycie na koncert około siedmiu autokarów z Polakami z Białorusi. – Oczywiście dużo ludzi przyjedzie także samodzielnie, gdyż wstęp na koncert jest wolny, o czym polską społeczność na Białorusi już informowały media ZPB – powiedziała nam Andżelika Borys.

 Znadniemna.pl na podstawie Wrotapodlasia.pl/Bialystok.pl/Poranny.pl

Zabroniony na Białorusi koncert zespołu „Lady Pank” pt. „Solidarni z Polakami na Białorusi – 30 lat ZPB” odbędzie się 22 września br. na Rynku Kościuszki w Białymstoku. Inicjatywę wsparli prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski oraz wicemarszałek województwa podlaskiego Maciej Żywno. Poinformowali o tym oficjalnie w obecności

Dwa tygodnie minęły jak krótka chwila. 2 sierpnia 2018 r. do Białegostoku przyjechała grupa 22 osób z Białorusi. W jej skład weszły niepełnosprawne dzieci, ich rodzice oraz opiekunowie z Lidy, Szczuczyna, Porzecza, którzy zamieszkali w internacie Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego.

Dzieci, ich rodzice i opiekunowie z Białorusi w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Białymstoku

W ciągu czterech dni nasi goście poznali Białystok, byli razem w kinie, a także spotkali terapeutów i specjalistów pracujących na co dzień z osobami niepełnosprawnymi.

Program drugiego już letniego obozu dla rodzin nie był przypadkowy. Został przemyślany i dostosowany do potrzeb uczestników, które poznaliśmy w zeszłym roku. Dziesięć rodzin wzięło udział w tegorocznej edycji „Lata z Polską”. Cztery rodziny po raz drugi miały okazję wypoczywać na Podlasiu. Pozostali goście byli tu pierwszy raz. W grupie znalazły się dzieci z różnymi dysfunkcjami: intelektualnymi, narządów ruchu czy z chorobami przewlekłymi.

Celem tegorocznego pobytu był wypoczynek dzieci oraz wzmocnienie rodziców w roli opiekunów i terapeutów, dlatego po krótkim pobycie w Białymstoku cała grupa wyjechała 6 sierpnia do Hodyszewa. Tam goście z Białorusi spotkali się z polskimi rodzicami i ich niepełnosprawnymi dziećmi. Taka integracja była możliwa dzięki współpracy naszego Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” ze Stowarzyszeniem AKTYWNI z Białegostoku.

W pięknym otoczeniu, w gościnnych progach Ośrodka „Ojczyzna” pod duchową opieką księży Pallotynów dzieci bawiły się, brały udział w zajęciach grupowych oraz terapeutycznych. W tym samym czasie rodzice mieli okazje do spotkań z psychologiem, pedagogami, dogoterapeutą, felinoterapeutą, neurologopedą. Podczas pobytu uczestniczyli w warsztatach grupowych i w indywidualnych spotkaniach. Wieczorami wszyscy świetnie bawiliśmy się podczas wieczorów integracyjnych. Odwiedził nas Teatr CONIECO, rodzice podzieleni na cztery grupy wymyślali gry i zabawy dla całego obozu. Wytchnienia dostarczały spacery do Krynicy, wspólne prace plastyczne i manualne dzieci i rodziców. Cały pobyt umiliły wycieczki na Farmę Iluzji w Mościskach oraz do Ziołowego Zakątka w Korycinach.

„Lato z Polską” to akcja skierowana do dzieci o polskich korzeniach mieszkających poza granicami Polski. W naszym działaniu wsparcie otrzymały rodziny z Białorusi, które znalazły tu przyjaciół i odpowiedzi na niektóre nurtujące je pytania. Wspólnie zaplanowano kontynuację działania, które pozwoli na realizację pomysłów w miejscu zamieszkania niepełnosprawnych dzieci.

Tym razem będą to Kluby Rodziny na Białorusi, których zadaniem będzie wspieranie rodzin dotkniętych niepełnosprawnością. Podlaski Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” oraz Stowarzyszenie AKTYWNI wspólnie obejmą opieką naszych rodaków z zagranicy. Już we wrześniu nastąpi przekazanie wózka inwalidzkiego i ortez dwojgu dzieciom ze Szczuczyna. Sprzęt został zakupiony dzięki hojności Zjednoczenia Polek w Wielkiej Brytanii. Mamy nadzieję, że uda nam się poprawić jakość życia naszych rodaków z Białorusi.

Znadniemna.pl za Anna Żeszko-Majewska/wspolnotapolska.org.pl

Dwa tygodnie minęły jak krótka chwila. 2 sierpnia 2018 r. do Białegostoku przyjechała grupa 22 osób z Białorusi. W jej skład weszły niepełnosprawne dzieci, ich rodzice oraz opiekunowie z Lidy, Szczuczyna, Porzecza, którzy zamieszkali w internacie Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. [caption id="attachment_33189" align="alignnone" width="500"] Dzieci, ich rodzice

Skip to content