Unikatowe w skali Europy dzieło inżynierii hydrotechnicznej, transgraniczny zabytek budownictwa wodnego, który od 2007 roku posiada status Pomnika Historii. Kanał Augustowski to niewątpliwie jedna z największych atrakcji Polski, budząca zainteresowanie historyków, inżynierów i turystów. W 2023 roku obchodzona była dwusetna rocznica rozpoczęcia jego budowy, a na rok bieżący przypada 185. rocznica zakończenia prac na Kanale i oddania do eksploatacji obiektu, zwanego przez wielu cudem inżynierii hydrotechnicznej.
Kanał Augustowski połączył Biebrzę (dopływ Narwi, która wpada do Wisły) i Niemen, źródło ilustracji: Youtube.com
Dzieje Kanału Augustowskiego sięgają pierwszej połowy XIX wieku, a decyzja o jego budowie podjęta została z przyczyn polityczno-gospodarczych. Były to bowiem czasy niezwykle uciążliwej dla gospodarki Królestwa Polskiego wojny celnej z Prusami. Wysokie opłaty nałożone na towary spławiane Wisłą do portu w Gdańsku mogły skutecznie zniweczyć plany odbudowy i zachowania autonomii Królestwa Polskiego. Nowy szlak wodny był więc na wagę złota.
Nie każdy wie, że z historią Kanału nieodłącznie związana jest postać jednego z najwybitniejszych polskich wojskowych XIX wieku – generała Ignacego Prądzyńskiego. To właśnie on w 1823 roku opracował jego projekt. Sama budowa ruszyła rok później. Rozmiar i tempo inwestycji robi wrażenie nawet na współczesnych inżynierach. Dość powiedzieć, że wykonano ponad 40 przekopów, zbudowano 18 śluz i 23 jazy, uregulowano również 35 kilometrów koryt rzek. 6 lat od przysłowiowego wbicia pierwszej łopaty szlak nadawał się do żeglugi, chociaż stracił swoje pierwotne znaczenie. Prusy bowiem, widząc tempo prac, wycofały się z wojny celnej w 1825 roku. Prace nad zakończeniem inwestycji przerwał wybuch powstania listopadowego. Oficjalnie Kanał otwarto niemal 10 lat później, w 1839 roku.
Śluza Niemnowo – ostatnia, osiemnasta, śluza na Kanale, łącząca go z Niemnem, fot.: Wikipedia
Kanał Augustowski nigdy nie pełnił swoich pierwotnych funkcji. Wykorzystywany był głównie do spławu drewna. To uchroniło go przed dużymi przebudowami i modernizacjami, dzięki czemu przetrwał po dziś dzień w niemal niezmienionym kształcie. Dzisiaj to żywy pomnik XIX-wiecznej myśli technicznej i atrakcja turystyczna. W 1968 roku został wpisany do rejestru zabytków, a od 2007 roku decyzją Prezydenta RP ma status Pomnika Historii.
Z historią Kanału Augustowskiego najlepiej zapoznać się, odwiedzając Muzeum Ziemi Augustowskiej w Augustowie, w Dziale Historii Kanału Augustowskiego. Placówka mieści się w zabytkowym dworku z XIX wieku, tak zwanym Domku Prądzyńskiego.
Położony na terenie Polski (14 śluz) i Białorusi (4 śluzy, włącznie ze śluzą Kurzyniec, przez którą przebiega polsko-białoruska granica – red.) Kanał ma długość 103,4 km. Tworzy malowniczy szlak wodny, na którym znajduje się 12 jezior. Jest częścią Szlaku Wodnego im. Króla Stefana Batorego, wytyczonego w XVI wieku, pełniącego niegdyś funkcję głównej drogi handlowej prowadzącej z Warszawy do Morza Bałtyckiego.
Śluza Kurzyniec, która leży na polsko-białoruskiej granicy, fot.: canalaugustowski.blogspot.com
Malownicze położenie w otoczeniu Puszczy Augustowskiej i sięgających po horyzont pól i łąk, w połączeniu z jego historią i hydrotechnicznym majstersztykiem czynią z Kanału Augustowskiego wielką atrakcję turystyczną.
Malowniczy odcinek Kanału Augustowskiego w otoczeniu drzew, fot.: facebook.com
Uwielbiany przez kajakarzy, przez których uważany jest za jeden z piękniejszych szlaków kajakowych w Polsce. Doceniany przez uczestników rejsów organizowanych m.in. przez Żeglugę Augustowską. Pływają po nim też jachty motorowe, katamarany i gondole. Statystyki śluzowań mówią same za siebie. W sezonie żeglugowym 2020 roku przez 14 śluz przeprawiło się ponad 46 tysięcy jednostek (absolutny rekord w historii Kanału), a w latach 2020 i 2021 liczba ta wyniosła odpowiednio – niemal 35 tysięcy i ponad 32 tysiące jednostek pływających.
Unikatowe w skali Europy dzieło inżynierii hydrotechnicznej, transgraniczny zabytek budownictwa wodnego, który od 2007 roku posiada status Pomnika Historii. Kanał Augustowski to niewątpliwie jedna z największych atrakcji Polski, budząca zainteresowanie historyków, inżynierów i turystów. W 2023 roku obchodzona była dwusetna rocznica rozpoczęcia jego budowy, a
Dzisiaj, 23 września, przypada jubileusz 75-lecia urodzin biskupa grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza – pierwszego pasterza, którego w 1991 roku papież Jan Paweł II mianował biskupem nowo utworzonej diecezji grodzieńskiej.
Biskup Aleksander Kaszkiewicz, syn Józefa i Marii z domu Marcinkiewicz, urodził się 23 września 1949 roku we wsi Podgajdzie, koło Ejszyszek. Uczęszczał do szkoły podstawowej i średniej w Dojlidach i Ejszyszkach.
W latach 1971-1976 odbywał studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Kownie. W 1976 roku przyjął święcenia diakonatu i kapłańskie w katedrze w Poniewieżu z rąk biskupa Romualda Krikščiūnasa, ordynariusza diecezji poniewieskiej. Posługę kapłańską pełnił w parafii katedralnej Chrystusa Króla w Poniewieżu, następnie był proboszczem parafii Ducha Świętego w Wilnie.
13 kwietnia 1991 roku św. Jan Paweł II mianował go pierwszym biskupem nowo erygowanej diecezji grodzieńskiej na Białorusi.
Konsekracja biskupia odbyła się 23 maja 1991 roku. W herbie biskupim ksiądz biskup umieścił hasło: „Jezu ufam Tobie”. Na stanowisku tym dał się poznać jako znakomity organizator, który w szybkim czasie stworzył wszystkie struktury nowej diecezji. Udało mu się pogodzić jej polski charakter z faktem przynależności do państwa białoruskiego.
W ramach Konferencji Episkopatu Białorusi w latach 2006–2015 był przewodniczącym Konferencji Episkopatu. 14 kwietnia 2021 został wybrany zastępcą przewodniczącego Konferencji Episkopatu. Obecnie stoi również na czele Rady do spraw Młodzieży i Rady do spraw Wychowania Katolickiego.
Redakcja portalu z okazji przypadającego Jubileuszu urodzin Czcigodnego Księdza Biskupa Aleksandra Kaszkiewicza składa najserdeczniejsze życzenia: Bożego błogosławieństwa na każdy dzień oraz wszelkiej pomyślności. Życzymy również dobrego zdrowia oraz sił w codziennym posługiwaniu ludowi Bożemu na Grodzieńszczyźnie.
Dzisiaj, 23 września, przypada jubileusz 75-lecia urodzin biskupa grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza – pierwszego pasterza, którego w 1991 roku papież Jan Paweł II mianował biskupem nowo utworzonej diecezji grodzieńskiej.
Biskup Aleksander Kaszkiewicz, syn Józefa i Marii z domu Marcinkiewicz, urodził się 23 września 1949 roku we wsi
Wy, na Białorusi, dobrze wiecie, że nigdy nie wolno zamykać drzwi dla rozmów i że muszą one pozostawać otwarte – te słowa papieża Franciszka przekazał 19 września białoruskiemu portalowi catholic.by biskup pomocniczy diecezji pińskiej Andrzej Znosko. Dodał, że papież poprosił go również o przekazanie pozdrowień prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence. Hierarcha białoruski wraz z drugim biskupem z tego kraju – koadiutorem diecezji grodzieńskiej Włodzimierzem (Uładzimirem) Hulajem bierze udział w zorganizowanym przez Stolicę Apostolską kursie formacyjnym dla najmłodszych stażem biskupów katolickich z całego świata.
Bp Znosko powiedział portalowi, iż w czasie audiencji w Watykanie przedstawił się Ojcu Świętemu, mówiąc, że pochodzi „z Białorusi, niewielkiego kraju, graniczącego z Rosją i Ukrainą” i jako młody biskup prosi go o poradę. Zauważył, że „nie możemy i nie chcemy zmieniać naszych sąsiadów, są oni tacy, jacy są” i zapytał papieża: „Co powinniśmy czynić, aby ustała wojna między naszymi krajami?”. Franciszek odparł, że zna Białoruś i poprosił o przekazanie pozdrowień prezydentowi Łukaszence – powiedział najmłodszy członek episkopatu tego kraju.
Zaznaczył też, iż papież pamięta, że w tym roku mianował dwóch biskupów dla Kościoła na Białorusi, po czym dodał: „Wy, na Białorusi dobrze wiecie, że nigdy nie wolno zamykać drzwi dla rozmów, że muszą one zawsze pozostawać otwarte”. Biskup Rzymu wskazał ponadto, iż „tylko będąc gotowymi do wzajemnego słuchania i czucia drugiej osoby, można dojść do dobrych wyników”. Zachęcił również, aby nigdy nie tracić nadziei i wierzyć w zwycięską siłę modlitwy. Zdaniem bp. Znoski tylko taką drogę do pokoju papież widzi dla ludzi wierzących.
Znadniemna.pl/KAI/Fot.: Fot. TIZIANA FABI/AFP/East News, Wikipedia
Wy, na Białorusi, dobrze wiecie, że nigdy nie wolno zamykać drzwi dla rozmów i że muszą one pozostawać otwarte – te słowa papieża Franciszka przekazał 19 września białoruskiemu portalowi catholic.by biskup pomocniczy diecezji pińskiej Andrzej Znosko. Dodał, że papież poprosił go również o przekazanie pozdrowień
22 września 1939 r. Sowieci zamordowali Józefa Olszynę-Wilczyńskiego, 49-letniego generała Wojska Polskiego. Szanse na przeżycie – ze względu na generalskie szlify – miał minimalne. Zginął od strzału w tył głowy, jak tysiące polskich oficerów w Katyniu.
Do mordowania polskich elit wojskowych wzywało wprost naczelne dowództwo Armii Czerwonej, która rankiem 17 września 1939 r. zdradziecko zaatakowała Rzeczpospolitą – dokonując zbrodni przeciw pokojowi i jawnie łamiąc prawo międzynarodowe. „Żołnierze! Bijcie oficerów i generałów. Nie podporządkowujcie się rozkazom waszych oficerów. Pędźcie ich z waszej ziemi” – nakazywał dowódca Frontu Ukraińskiego Siemion Timoszenko. Wtórował mu głównodowodzący Frontem Białoruskim Michaił Kowalow, który w odezwie do polskiej ludności pisał o „tchórzliwej ucieczce generałów z zagrabionym złotem”.
We wrześniu 1939 r. zginęło pięciu generałów WP służby czynnej: Mikołaj Bołtuć, Stanisław Grzmot-Skotnicki, Józef Kustroń, Franciszek Wład i Józef Olszyna-Wilczyński. Ten ostatni – szef Dowództwa Okręgu Korpusu (DOK) III Grodno oraz dowódca Grupy Operacyjnej „Grodno” – jako jedyny został zamordowany. Zginął od strzału w tył głowy – metody uśmiercania „wrogów ludu”, którą Sowieci opanowali do perfekcji. Znalazł się w złym miejscu o złej porze, ale – gdyby nie splot nie do końca zrozumiałych decyzji, pomyłek i błędów – tej śmierci można było uniknąć.
Generał bez armii
Feralnego dnia – 17 września – Naczelny Wódz marsz. Edward Rydz-Śmigły wydał tzw. dyrektywę ogólną nakazując przyjmowanie walk z Armią Czerwoną tylko w przypadku jej natarcia lub próby rozbrojenia polskich oddziałów. Te zaś – zgodnie z rozkazem – miały wycofywać się ku granicy z Rumunią i Węgrami. Wydanie dyrektywy wywołało wielki chaos na poszczególnych szczeblach dowodzenia, a opuszczenie Polski w nocy z 17 na 18 września przez Naczelnego Wodza tylko go spotęgowało.
Generał Olszyna-Wilczyński już dwa dni wcześniej otrzymał od marsz. Rydza-Śmigłego polecenie opuszczenia Grodna i udania się do Pińska. Wypełnił rozkaz zwierzchnika; czekał na dalsze instrukcje, ale te… nie doszły. Nie bez podstaw żona oficera Alfreda Olszyna-Wilczyńska w relacji złożonej w listopadzie 1939 r. w Paryżu tłumaczyła załamanie męża faktem, że z chwilą sowieckiej napaści „został bez wojska”.
O agresji ze Wschodu gen. Olszyna-Wilczyński dowiedział się krótko po godz. 4.00, powiadomiony przez sztab gen. Franciszka Kleeberga. „Cios w plecy” zadany przez Związek Sowiecki zupełnie, ponoć zupełnie odebrał mu ochotę do działania. Jako faktyczny zwierzchnik polskich oddziałów na terenie północno-wschodniej Polski zdążył jeszcze wydać rozkaz skierowania się ku głównym ośrodkom administracyjnym, tzn. Wilna i Grodna. Później, dla wielu nieoczekiwanie i nierozsądnie, nakazał ewakuację garnizonu wileńskiego. Z drugiej strony, nauczony doświadczeniem wyniesionym z wojny polsko-bolszewickiej, zalecał płk. Jarosławowi Okulicz-Kozarynowi, aby w Wilnie nie pertraktować z Sowietami, gdyż takie rozmowy „skończą się zatrzymaniem i niewypuszczeniem nigdzie”.
Dowódca Okręgu Korpusu III wziął na siebie całą odpowiedzialność za decyzję z 18 września, rychło jednak stał się jej zakładnikiem – zarzucano mu kapitulancką postawę niegodną generała. Próbował jeszcze organizować ewakuację żołnierzy przez litewską granicę, licząc na koncentrację wojsk w rejonie Sejn, ale z połowicznym skutkiem. Zmierzając ku granicy czynił to niechętnie – nie tylko załamany sukcesami sowieckiej ofensywy, ale także świadom konieczności dalszego oporu, choć w zmienionych realiach. To on bowiem – i to jeszcze 17 września – wydał rozkaz w sprawie utworzenia siatki konspiracji zbrojnej na ziemi grodzieńskiej i białostockiej.
Generał nie zadbał jednak o kwestię podstawową – własne bezpieczeństwo. Było to zapewne związane z fatalną kondycją psychiczną. Polski dowódca pogodził się z najczarniejszymi scenariuszami – odmawiał jedzenia, a w przeddzień śmierci miał nawet oznajmić żonie, że „nie pozostaje nic, jak tylko zginąć”. Nie poprosił oficerów swojego sztabu o ochronę osobistą albo przynajmniej o asystę w trakcie podróży.
Gen. Olszyna-Wilczyński wraz z żoną oraz adiutantem kpt. Mieczysławem Strzemeskim zakwaterował się w Teolinie. Kilometr dalej, w Sopoćkiniach, zamieszkiwali pozostali oficerowie ze sztabu DOK III oraz dowództwo Batalionu KOP „Sejny”. Przez miejscowość wiodła szosa z Grodna ku granicy litewskiej. Tędy generał miał opuścić Polskę.
Egzekucja z zimną krwią
Rankiem 22 września sowieckie czołgi z oddziału mjr. Czuwakina wjechały do Sopoćkiń natrafiając na polski ogień. Zbudzeni odgłosem walk oficerowie z płk. Benedyktem Chłusewiczem na czele (szefem sztabu DOK III), zerwali się łóżek i rozpoczęli ewakuację. Dwie godziny później, ok. 7.00 byli już po litewskiej stronie granicy. Nie sposób jednoznacznie stwierdzić dlaczego gen. Olszyna-Wilczyński nie wyjechał z Teolina razem z całą kolumną – z pewnością zawiodła komunikacja; a jeśli tak to zapewne nie dopełniono obowiązków służbowych, nie wykonano rozkazu. Skutki tych błędów były dramatyczne.
Generalska limuzyna – samochód marki Buick – wyjechał z Teolina dopiero ok. 6.30. Po kilku minutach jazdy kierowca sierż. Karol Ballosek według jednej z relacji ostrzegł generała o sowieckim czołgu stojącym na skraju lasu. Ten nakazał jechać dalej, omyłkowo uznając maszynę za polską. Tymczasem Alfreda Olszyna-Wilczyńska wspominała o dwóch czołgach nieprzyjaciela, które w miejscowości Góra Koliszówka zagrodziły drogę samochodowi męża. Niezależnie od tego, po dłuższej chwili wszyscy – generał wraz z żoną, adiutant, kierowca i jego pomocnik – znaleźli się w sowieckiej niewoli.
Polski dowódca zachował przytomność umysłu, wymijająco odpowiadając na pytania Sowietów. Nie ujawnił położenia polskich oddziałów. To, co stało się po krótkiej „rozmowie”, było nie tylko pogwałceniem zasad prowadzenia wojny (choć ZSRS formalnie nigdy nie podpisał konwencji w sprawie traktowania jeńców wojennych, a jedynie obiecywał ich przestrzeganie), ale i swoistą zapowiedzią eksterminacji polskich elit wiosną 1940 roku. Charakter obrażeń przesądza, że generał padł ofiarą egzekucji.
Zamknięta przez czerwonoarmistów w pobliskiej stodole żona oficera zapamiętała odgłosy strzałów – generał nie zginął od razu, najpierw został raniony w nogę (aby uniemożliwić ucieczkę?). Dobito go z bliskiej odległości. Strzał musiał być precyzyjny, a kula najprawdopodobniej wyszła przez oczodół, skoro, jak wspominała Alfreda Olszyna-Wilczyńska „głowa męża była cała, tylko oczy i nos stanowiły jedną krwawą masę, a mózg wyciekał uchem”.
„Mąż leżał twarzą do ziemi, lewa noga pod kolanem była przestrzelona w poprzek z karabinu maszynowego. Tuż obok leżał kapitan z czaszką rozłupaną na dwoje (…)” – wspominała żona zamordowanego oficera. Sowieci ograbili zwłoki zamordowanego – zabrali order Virtuti Militari i ryngraf z Matką Boską.
Niewiele wiadomo o sprawcach tego mordu. Odpowiedzialność za śmierć generała ponosi z pewnością komisarz Grigorienko – możliwe, że to on właśnie osobiście strzelał do polskiego oficera. Żadnych innych nazwisk dotąd nie ustalono. Zamordowany nie stawiał oporu, nie zginął w walce – jak to przedstawiały późniejsze sowieckie meldunki, próbując zrzucić odpowiedzialność za tę zbrodnię.
Polowanie na generałów
Generał Olszyna-Wilczyński zginął ok. 7.00 rano… Napotykane po drodze niedobitki polskich wojsk informowały o utracie Grodna. O tej samej porze w nieodległych Kaletach – tuż przy granicy litewskiej – czerwonoarmiści podstępnie zamordowali strzałami w tył głowy ok. 40 polskich żołnierzy. 22 września ofiarą sowieckiej egzekucji padł też Stanisław Dowoyno-Sołłohub, generał w stanie spoczynku, zastrzelony na oczach najbliższych w swoim domu w Ziołowie w powiecie kobryńskim. Towarzyszący mu gen. Leonard Skierski wkrótce trafił do Starobielska, co było równoznaczne z wyrokiem śmierci.
Tablica z napisem: GEN.BRYG. JÓZEF OLSZYNA-WILCZYŃSKI 27.XI.1890 – 22.IX.1939 R. DOW. III D.O.K GRODNO
Sopoćkinie. Grób generała Józefa Olszyny-Wilczyńskiego
Nowiki. Miejsce rozstrzału generała Józefa Olszyny – Wilczyńskiego i jego adiutanta
„Bolszewicy wziętych do niewoli naszych żołnierzy puszczają wolno, natomiast oficerów rozstrzeliwują na miejscu” – usłyszał po odprawie oficerskiej w Sopoćkinach 21 września por. Józef Kondratowicz z Batalionu KOP „Sejny”. Cichym uczestnikiem spotkania był gen. Olszyna-Wilczyński, który – choć najwyższy stopniem – nie zabrał nawet głosu. Następnego dnia zginął, bo miał na sobie mundur generała. Jego tragiczna śmierć potwierdziła to, co rozpowiadano o mordach dokonywanych przez Sowietów na Kresach – najmniejszą szansę przeżycia – bliską zeru – mieli oficerowie „pańskiej Polski”.
Grób symboliczny gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego w Krakowie
22 września 1939 r. Sowieci zamordowali Józefa Olszynę-Wilczyńskiego, 49-letniego generała Wojska Polskiego. Szanse na przeżycie – ze względu na generalskie szlify – miał minimalne. Zginął od strzału w tył głowy, jak tysiące polskich oficerów w Katyniu.
Do mordowania polskich elit wojskowych wzywało wprost naczelne dowództwo Armii
Dzisiaj mija 85. rocznica śmierci bohaterskiego obrońcy Grodna, kilkunastoletniego Tadzia Jasińskiego, który zginął z rąk sowieckich oprawców usiłując spalić czołg atakujący jego rodzinne miasto.
Tadzik Jasiński jest symbolem obrony Grodna, a zarazem – okrucieństwa atakujących miasto sowieckich żołnierzy, którzy użyli ciała dziecka zwijającego się z bólu, jako żywej tarczy, przywiązując młodocianego obrońcę do wieży czołgu.
„Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko…”
Wiedzę o ostatnich chwilach życia małoletniego bohatera zawdzięczamy Grażynie Lipińskiej, która opisała śmierć chłopca w książce zatytułowanej „Jeśli zapomnę o nich…”:
„Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie, strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowanie, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę, jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala. Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – „Chcę mamy” – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach”.
Polska pamięta…
Symboliczny grób Tadeusza Jasińskiego na cmentarzu pobernardyńskim w Grodnie
Tadzik Jasiński ma tylko symboliczny grób na cmentarzu pobernardyńskim w Grodnie, gdyż rzeczywistego miejsca jego wiecznego spoczynku nigdy nie udało się ustalić. Pamięć o bohaterze jest jednak wciąż żywa. Jego imieniem w Polsce są nazywane ulice:
W październiku 2006 wrocławska rada miejska zdecydowała uhonorować pamięć ofiary sowieckiego okrucieństwa, nazywając jeden z bulwarów położonych przy miejskiej fosie Bulwarem Tadka Jasińskiego. W 2010 roku imię Tadzika Jasińskiego nadano ulicom w Sochaczewie, Kędzierzynie-Koźlu, a w 2017 roku także w Białymstoku jego imieniem nazwano ulicę położoną nieopodal ulicy Orląt Grodzieńskich. Uchwałą Rady Miasta Świdnik z dnia 28 października 2010 w sprawie nadania nazwy ulicy w Świdniku, jednej z ulic na terenie miasta również nadano nazwę ul. Tadzia Jasińskiego.
Ponadto, postanowieniem śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z dnia 14 września 2009 roku „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za wykazane bohaterstwo podczas obrony Grodna we wrześniu 1939roku” Tadeusz Jasiński został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Dzisiaj mija 85. rocznica śmierci bohaterskiego obrońcy Grodna, kilkunastoletniego Tadzia Jasińskiego, który zginął z rąk sowieckich oprawców usiłując spalić czołg atakujący jego rodzinne miasto.
Tadzik Jasiński jest symbolem obrony Grodna, a zarazem - okrucieństwa atakujących miasto sowieckich żołnierzy, którzy użyli ciała dziecka zwijającego się z bólu,
Dobiegły końca muzyczne wydarzenia XV Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej, który odbywa się w Jarosławiu (woj. podkarpackie) od 12 września i zakończy się w najbliższy poniedziałek, 23 września, pokazem filmu pt. „Weigl – zwyciężyć tyfus”, opowiadającym o wybitnym polskim biologu austriackiego pochodzenia Rudolfie Weiglu.
Ostatnim wydarzeniem muzycznym Festiwalu stał się koncert pt. „Polskie kwiaty” z udziałem artystów z Białorusi i Ukrainy.
Jak wyznaje prowadząca koncert, jego pomysłodawczyni i reżyser Marina Towarnicka, program występu został ułożony tak, aby zabrać publiczność w „muzyczną podróż po dawnych ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej”.
Zaangażowani w koncert pt. „Polskie kwiaty” artyści, to zespół muzyków z Białorusi „Wspólna Wędrówka” w składzie: Grażyna Komincz, Witali Oleszkiewicz i Marina Towarnicka. A także artyści z Ukrainy: Alex Abrosow (gitara, śpiew), Katarzyna Czekanowska, Zoja Rolińska i Waleri Zadorożny.
Zabierając publiczność w muzyczną przygodę po dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej artyści wykonali utwory ludowe, patriotyczne, a także śpiewane w języku polskim, białoruskim oraz ukraińskim, szlagiery estradowe, które były popularne w dwudziestoleciu międzywojennym ubiegłego stulecia.
Wydarzenie muzyczne odbyło się w wypełnionej po brzegi Sali Lustrzanej Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu. Marina Towarnicka wyznała na facebooku, że publiczność Jarosławia zapewniła podczas koncertu cudowną atmosferę.
Z licznych relacji z ubiegłorocznych edycji Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej w Jarosławiu wiadomo, że serdeczność i duże zainteresowanie jarosławian festiwalowymi wydarzeniami artystycznymi jest jednym z głównych znaków rozpoznawczych tego wydarzenia. W ramach jego tegorocznej edycji, w Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu, Jarosławskim Ośrodku Kultury i Sztuki wystąpili znani i lubiani artyści z Polski, m.in. Olga Bończyk, Kroke&Maja Sikorowska, Marta Bizoń, a także kresowi artyści z Białorusi i Ukrainy. Nie zabrakło w ramach Festiwalu również spotkań i prelekcji, poświęconych tradycjom i dorobkowi Kresów.
Sprawczyni białoruskiego akcentu na XV Międzynarodowym Festiwalu Kultury Kresowej w Jarosławiu Marina Towarnicka jest artystką z Mińska. Na Białorusi jest znana, jako współorganizatorka Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka”, którego osiem edycji odbyło się w białoruskiej stolicy zanim reżim Łukaszenki rozpoczął w 2020 roku brutalne, niekończące się do tej pory, represje przeciwko własnemu narodowi i mieszkającym na Białorusi Polakom.
Dobiegły końca muzyczne wydarzenia XV Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej, który odbywa się w Jarosławiu (woj. podkarpackie) od 12 września i zakończy się w najbliższy poniedziałek, 23 września, pokazem filmu pt. „Weigl - zwyciężyć tyfus”, opowiadającym o wybitnym polskim biologu austriackiego pochodzenia Rudolfie Weiglu.
Ostatnim wydarzeniem muzycznym
O ułatwieniu wizowym dla kolejnej grupy mieszkańców Białorusi poinformował portal polskich centrów wizowych w tym kraju VFS Global Group.
„Od 23 do 27 września osoby ubiegające się o wizę krajową na studia w Polsce (studenci I roku) będą mogły składać dokumenty w polskich centrach wizowych w Mińsku, Homlu i Mohylewie bez wcześniejszej rejestracji”
– czytamy na portalu Vfsglobal.com.
Od 15 lipca br. zwolnieniem z obowiązku wstępnej rejestracji do polskich punktów wizowych objęte zostały posiadacze Karty Polaka, które ukończyli sześćdziesiąty rok życia, a także osoby powyżej 60. roku życia, które ubiegają się o wizę na zaproszenie dzieci i wnuków mieszkających w Polsce.
VFS Global Group podkreśliła, że dokumenty należy składać w centrum wizowym właściwym dla miejsca zameldowania wnioskodawcy na Białorusi.
Do 25 czerwca 2024 roku Białorusini mogli wnioskować o wydanie wizy w Grodnie i Lidzie bez względu na miejsce zamieszkania. Obecnie z tych centrów mogą korzystać wyłącznie mieszkańcy obwodu grodzieńskiego. Pozostałe centra niezmiennie przyjmują interesantów wyłącznie ze swoich regionów.
O ułatwieniu wizowym dla kolejnej grupy mieszkańców Białorusi poinformował portal polskich centrów wizowych w tym kraju VFS Global Group.
„Od 23 do 27 września osoby ubiegające się o wizę krajową na studia w Polsce (studenci I roku) będą mogły składać dokumenty w polskich centrach wizowych w
Dziesięć lat temu – we wrześniu 2014 roku – najpierw w Warszawie, a potem również w Grodnie, odbyła się premiera filmu o wydarzeniach, których 85. rocznica przypada na dni 20 – 22 września. Obraz opowiada o bohaterskiej obronie Grodna przed Sowietami we wrześniu 1939 roku i nosi tytuł „Krew na bruku. Grodno 1939”.
Zdjęcie z premierowego pokazu filmu „Krew na bruku. Grodno 1939” dla działaczy Związku Polaków na Białorusi w Grodnie
Film o obronie Grodna w dniach 20-22 września 1939 roku powstał dzięki staraniom Fundacji Joachima Lelewela i udziale samych grodnian. Latem 2014 roku portal Znadniemna.pl uzbierał wśród grodnian i Polaków, mieszkających w innych regionach Białorusi, na potrzeby ekipy filmowej kwotę równowartą ponad 9-ciu tys. złotych.
Pieniądze te umożliwiły filmowcom między innymi pokrycie wydatków, związanych z ich tajną, ze względu na nieprzychylność białoruskich władz, wizytą w grodzie nad Niemnem, w którym ekipie z Warszawy udało się zrobić kilka potrzebnych do filmu ujęć na ulicach miasta.
Zdjęcie z planu filmowego podczas kręcenia obrazu „Krew na bruku.grodno1939”
Pomysłodawcą i producentem filmu „Krew na bruku. Grodno 1939” jest prezes Fundacji Joachima Lelewela dr Piotr Kościński, któremu zadaliśmy kilka pytań z okazji dziesięciolecia premiery filmu, niezwykle ważnego z punktu widzenia wypełniania kart historii Polski i Białorusi, przemilczanych w ciągu dziesięcioleci komunistycznego panowania w naszej części Europy po II wojnie światowej.
Dziesięć lat temu odbyła się premiera filmu „Krew na bruku. Grodno 1939”. Byłeś inicjatorem powstania tego obrazu. Dlaczego zdecydowałeś się nakręcić taki film?
– Odpowiedziałem wtedy na prośby przyjaciół ze Związku Polaków na Białorusi, w tym Wasze, czyli redakcji Znadniemna.pl. Podczas jednego z pobytów w Grodnie, był to chyba rok 2013, usłyszałem propozycję, by stworzyć film dokumentalny o obronie Grodna we wrześniu 1939 roku. Uznałem, że jest to znakomity pomysł. Sprawą zajęła się Fundacja Joachima Lelewela, której jestem prezesem. W produkcję bezpośrednio zaangażował się także członek władz Fundacji Lelewela, reżyser i scenarzysta Janusz Petelski, a potem także znany filmowiec i autor wielu scenariuszy Robert Miękus. Mieliśmy duży problem z pozyskaniem funduszy na film. Pomogło nam wówczas m.in. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Pieniądze zbierał też Związek Polaków na Białorusi, zorganizowaliśmy także tzw. crowdfunding, czyli zbiórkę za pośrednictwem jednej z platform internetowych. A potem realizowaliśmy film, kręcąc sceny batalistyczne w Twierdzy Modlin. Wśród ekspertów wypowiadał się w filmie m.in. dr Ihar Melnikau, historyk z Białorusi, niedawno skazany przez reżim Łukaszenki na cztery lata kolonii karnej…
Pracując nad filmem o obronie Grodna ciągle zgłębiałeś wiedzę o postaciach, które były związane z tą historią. Napisałeś nawet książkę o Benedykcie Serafinie, który dowodził obroną Grodna przed Sowietami. Między innymi z Twojej książki dowiedzieliśmy się, że po wojnie, podczas której przeszedł szlak bojowy z Armią generała Andersa, major Benedykt Serafin wrócił do Polski Ludowej, gdzie do końca życia musiał ukrywać fakt swojej biografii, związany z wydarzeniami z września 1939 roku. Jak dużo, Twoim zdaniem, nieodkrytych tajemnic wciąż jest w historii obrony Grodna przed Sowietami?
Piotr Kościński w Grodnie, podczas prezentacji swojej książki o dowódcy obrony Grodna w 1939 roku Benedykcie Serafinie
– Akurat o obronie Grodna wiemy już wiele – w sumie wiadomo dokładnie, gdzie i przez kogo został spalony który sowiecki czołg i jakie były losy jego załogi. Udało się odnaleźć zdjęcia Tadzika Jasińskiego, którego Sowieci przywiązali do wieży atakującego czołgu – a przecież byli białoruscy historycy, którzy kwestionowali istnienie tej ofiary walk o Grodno. Tym niemniej sporo spraw wciąż wymaga zbadania. Pytanie jednak, czy znajdziemy jeszcze jakieś nieznane dotąd dokumenty albo relacje? Co najmniej jeden obrońca Grodna wciąż żyje po polskiej stronie granicy, może zresztą być ich więcej, trzeba więc odnajdywać tych ludzi, zbierać informacje, dokumentować świadectwa. Niestety, w samym Grodnie prowadzenie takich badań jest po prostu niemożliwe – z punktu widzenia władz, sowiecka agresja była przecież czymś jak najbardziej słusznym, a ówcześni dowódcy, nacierających na miasto oddziałów Armii Czerwonej, mają na Białorusi swoje pomniki i ulice.
Czyje losy należałoby lepiej poznać, żeby zrozumieć dlaczego mianowicie Grodno, jako jedyne duże miasto na Wschodnich Kresach Polski, stawiło względnie skuteczny zbrojny opór bolszewickiej agresji?
– Polecam film pt. „Fatalny rozkaz. Wilno 1939”, który 19 września o godz. 20.00 został wyemitowany na antenie TVP Historia i na pewno będzie tam powtarzany również w późniejszych terminach. Wilno było znakomicie przygotowane do obrony, ale zadecydował jeden rozkaz gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego. Scenę zamordowania przez Sowietów tego dowódcy można zobaczyć zresztą w filmie „Krew na bruku. Grodno 1939”. Otóż generał Olszyna-Wilczyński przekazał z Grodna rozkaz, by polscy żołnierze nie walczyli w Wilnie, lecz wycofali się z miasta na Litwę. Zadecydowało to o tym, że obrona Wilna przed Sowietami trwała zaledwie jeden dzień. Z kolei Lwów, poczynając od 12 września, bronił się przed Niemcami. Gdy podeszli Sowieci, walka z dwoma wrogami na raz nie miała szans powodzenia. Obrońcy Lwowa mieli trzy możliwości: poddać się Niemcom, poddać się Sowietom lub próbować się przedzierać 140 km do węgierskiej granicy. Gen. Władysław Langner wybrał oddanie miasta Sowietom, co przyniosło dramatyczne skutki, bo niemal wszyscy oficerowie polscy zginęli w 1940 roku, zamordowani przez NKWD. Twierdza w Brześciu nad Bugiem broniła się przed Niemcami do 17 września, ale większość polskich żołnierzy wycofała się z niej na wiadomość o sowieckiej agresji. Jeden z fortów walczył jednak z Niemcami, a potem także z Sowietami, do 26 września –mało kto o tym wie, a szkoda…
Z pozostałych, większych miast na wschodzie Polski tylko Grodno było przygotowane do obrony. I walczyło bardzo skutecznie przez trzy dni.
Kiedy pracowałeś nad filmem „Krew na bruku. Grodno 1939”, rozmawialiśmy, że byłoby dobrze, żeby o obronie Grodna we wrześniu 1939 roku nakręcony został pełnometrażowy film fabularny. Dwa lata temu taki film pt. „Orlęta. Grodno 1939” w reżyserii Krzysztofa Lukaszewicza rzeczywiście wszedł na ekrany polskich kin. Czy ten film spełnił Twoje oczekiwania?
– Krzysztof Łukaszewicz nakręcił w istocie rzeczy film nie o obronie Grodna, lecz o losach jakiegoś wymyślonego przez niego miasta na polskich Kresach i o niełatwych stosunkach między ludnością polską, a żydowską. Jest to opowieść ciekawa, ale tak naprawdę ma niespecjalnie wiele wspólnego z samym Grodnem i jego dramatycznymi losami we wrześniu 1939 roku.
Jak sądzisz, dlaczego nie zobaczyliśmy w filmie Łukaszewicza bohaterów, o których opowiada film „Krew na bruku. Grodno 1939”, na przykład – majora Benedykta Serafina, czy wiceprezydenta miasta Romana Sawickiego?
– Film Krzysztofa Łukaszewicza pt. „Orlęta. Grodno 1939”, jeśli patrzeć na niego jako na film o obronie Grodna, pełny jest poważnych błędów historycznych. Obronę miasta kręcono w Poznaniu, który niespecjalnie jest do Grodna podobny. Owszem, na filmie widać rzekę – ale ona nie wygląda ani trochę na Niemen; widać jakąś starówkę, która w ogóle nie przypomina grodzieńskiej. Głównym bohaterem filmu Łukaszewicza jest młody Żyd, który Polskę uważa za swoją ojczyznę i postanawia za nią walczyć. To ciekawy i piękny przekaz, ale niezgodny z faktami historycznymi – wiadomo przecież kto i gdzie walczył, a akurat takiej postaci we wrześniu 1939 roku w Grodnie nie było. Co więcej, w „Orlętach” nie ma ani jednej postaci historycznej. To pokazuje, że film tak naprawdę nie przedstawia obrony Grodna, lecz jest całkowicie wymyślony przez reżysera i zarazem autora scenariusza. Dodam, że w „Krwi na bruku…” przez chwilę grałem ja, jako wiceprezydent Roman Sawicki – i zostałem rozstrzelany przez Niemców (po czerwcu 1941 roku, podczas niemieckiej okupacji miasta -red.). Zaś grupa Polaków (w tym również pojawiający się w filmie mój syn Paweł – P.K.) została rozstrzelana przez Sowietów. Co ciekawe, było to kręcone dokładnie w tym samym miejscu w Twierdzy Modlin, co rozstrzelanie obrońców Grodna w „Orlętach”. Być może Krzysztof Łukaszewicz obejrzał nasz film?
Czy film „Krew na bruku. Grodno 1939” jest oglądany?
– Można bez problemu obejrzeć ten film na YouTube. Obecnie, gdy rozmawiamy, ma 212 tys. wyświetleń. Sporo z nich miało miejsce po wejściu na ekrany kin „Orląt” Łukaszewicza. Mam wrażenie, że wielu widzów wracało do domu z kina po obejrzeniu „Orląt” i wpisywało w Google słowa „Grodno 1939”… Nasz film można też obejrzeć w wersji angielskiej, nosi tytuł „Blood on the pavement. Grodno 1939”.
Dziękujemy za rozmowę.
Zachęcamy do oglądania filmu „Krew na bruku. Grodno 1939” na YouTube:
Znadniemna.pl, zdjęcia pochodzą z archiwum redakcji Znadniemna.pl i Piotra Kościńskiego
Dziesięć lat temu - we wrześniu 2014 roku - najpierw w Warszawie, a potem również w Grodnie, odbyła się premiera filmu o wydarzeniach, których 85. rocznica przypada na dni 20 – 22 września. Obraz opowiada o bohaterskiej obronie Grodna przed Sowietami we wrześniu 1939 roku
W dniach 25-29 września 2024 roku w Gdyni i Sopocie odbędzie się Pierwszy Festiwal Kultury i Sztuki Młodej Polonii, podczas którego polonijni artyści i dziennikarze z ponad 20 krajów będą mieli wyjątkową okazję, by zaprezentować swoje talenty.
Festiwal służyć będzie również integracji młodzieży ze środowisk polonijnych związanych z kulturą, sztuką oraz mediami i służyć będzie promocji polskiej kultury, historii i tradycji za granicami Polski.
W konkursie wezmą udział prace, które przesłali do 5 września twórcy polonijni, organizacje polonijne oraz osoby na co dzień związane z mediami, produkcją filmową i multimediami.
Do konkursu głównego zakwalifikowanych będzie 40 prac, które zostaną ocenione przez powołane jury.
Kategorie konkursowe I Festiwalu Kultury i Sztuki Młodej Polonii 2024:
Najlepszy film – etiuda
Najlepszy film dokumentalny
Najlepszy reportaż (prasa, radio, wideo)
Najlepsze zdjęcia (wideo i foto)
Najlepsza praca multimedialna
Najlepszy plakat (nawiązanie do polskiej kultury i sztuki)
Najlepsza kompozycja muzyczna
Organizatorem I Festiwalu Kultury i Sztuki Młodej Polonii jest Fundacja Cinema Media Art. Festiwal dofinansowany jest z budżetu państwa z projektu Senat dla Polonii 2024.
W dniach 25-29 września 2024 roku w Gdyni i Sopocie odbędzie się Pierwszy Festiwal Kultury i Sztuki Młodej Polonii, podczas którego polonijni artyści i dziennikarze z ponad 20 krajów będą mieli wyjątkową okazję, by zaprezentować swoje talenty.
Festiwal służyć będzie również integracji młodzieży ze środowisk polonijnych
Już niebawem odbędzie się 6. Międzynarodowy Dzień Edukacji Polonijnej, podejmujący tematy związane z edukacją i warsztatem pracy nauczyciela polonijnego. Wydarzenie zaplanowano na 30 listopada 2024 roku w formule hybrydowej.
W programie przewidziano wykłady, warsztaty, panel dyskusyjny, a także wielospecjalistyczne konsultacje dla dzieci ze Szkoły Polskiej im. Zygmunta Mineyki: logopedy, pedagoga specjalnego oraz konsultacje z zakresu integracji sensorycznej.
Dzień wcześniej, 29 listopada, na kanale youtube PASSH będzie możliwość wysłuchania wypowiedzi dyrektorów, nauczycieli, rodziców, uczniów i absolwentów szkół polonijnych z całego świata w ramach wymiany dobrych praktyk i doświadczeń.
Zaprezentowane zostaną również reportaże przygotowane w ramach konkursu „Polonijna osobowość roku”.
Podczas 6. Międzynarodowego Dnia Edukacji Polonijnej rozstrzygnięte zostaną również konkursy:
• Międzynarodowy Konkurs na Ucznia Roku – Uczeń roku autorem gry edukacyjnej „Graj i poznawaj Polskę!”;
• Międzynarodowy Konkurs na Polonijnego Artystę Roku „Kreatorzy uczuć i wyobraźni”;
• Międzynarodowy Konkurs dla Nauczycieli „Cztery pory roku w polskiej szkole.
Rejestracja na 6. Międzynarodowy Dzień Edukacji Polonijnej
Wydarzenie zaplanowano na 30 listopada 2024 roku w formule hybrydowej:
• stacjonarnie – Szkoła Polska im. Zygmunta Mineyki przy Ambasadzie RP w Atenach (rejestracja do 15.11.2024);
• zdalnie – za pośrednictwem Google Meet (rejestracja do 30.11.2024).
Organizatorami spotkania są Fundacja Polskiej Akademii Nauk Społecznych i Humanistycznych (PANSIH) oraz Polish Academy of Social Sciences and Humanities in London (PASSH).
Już niebawem odbędzie się 6. Międzynarodowy Dzień Edukacji Polonijnej, podejmujący tematy związane z edukacją i warsztatem pracy nauczyciela polonijnego. Wydarzenie zaplanowano na 30 listopada 2024 roku w formule hybrydowej.
W programie przewidziano wykłady, warsztaty, panel dyskusyjny, a także wielospecjalistyczne konsultacje dla dzieci ze Szkoły Polskiej im. Zygmunta