HomeStandard Blog Whole Post (Page 17)

W 1873 roku, dokładnie 152 lata temu, w Wilnie zmarł Eustachy Tyszkiewicz – wybitny polski archeolog, historyk, kolekcjoner i jeden z najwybitniejszych badaczy przeszłości ziem litewskich i białoruskich. Jego wkład w rozwój nauk historycznych i archeologicznych na terenie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego był nie do przecenienia. Tyszkiewicz nie tylko dokumentował i badał przeszłość tych ziem, ale też podejmował wysiłki w celu jej ochrony i popularyzacji.

Obraz Napoleona Ordy. Elewacja ogrodowa pałacu Tyszkiewiczów, widok od strony rzeki Hajny, 1860 rok

Pałac Tyszkiewiczów w Łohojsku. Fot.: Muzeum Historii w Łohojsku, 1923 rok

Fot.: Lwa Daszkiewicza, 1923 rok

Eustachy Tyszkiewicz przyszedł na świat 6 kwietnia 1814 roku w Łohojsku – w majątku rodzinnym położonym na terenie dzisiejszej Białorusi. Pochodził z możnego i zasłużonego rodu Tyszkiewiczów herbu Leliwa, od wieków zaangażowanego w życie polityczne, wojskowe i kulturalne Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Jego ojciec, Józef Tyszkiewicz, był hrabią i ziemianinem o szerokich horyzontach – mecenasem sztuki i miłośnikiem historii. Matka, Anna z Radziwiłłów, wywodziła się z jednego z najpotężniejszych rodów magnackich. Ich dom, pełen książek, pamiątek rodzinnych i zabytków, stał się dla młodego Eustachego pierwszym „muzeum” – miejscem, w którym rodziła się jego miłość do przeszłości. Wychowany w atmosferze patriotyzmu i humanistycznych ideałów, odebrał staranne wykształcenie domowe. Już jako dziecko wykazywał niezwykłą ciekawość świata, zwłaszcza jego dawnych dziejów – fascynowały go ruiny, grodziska, stare dokumenty i przedmioty wykopane z ziemi. Te dziecięce zainteresowania z czasem przerodziły się w świadomą pasję naukową.

Braterski duet naukowców

Portret Konstantego Tyszkiewicza. Źródło: Aleksander Regulski – Biblioteka Narodowa. G.6340/I

W kręgu rodziny Tyszkiewiczów istotną rolę odegrał starszy brat Eustachego – Konstanty Tyszkiewicz (1806–1868), również historyk i archeolog, z którym Eustachy przez wiele lat ściśle współpracował. Obaj bracia tworzyli niezwykle zgrany tandem badaczy. Konstanty był bardziej ekspresyjny i zaangażowany w działania terenowe, Eustachy zaś skupiał się na analizie i systematyzacji wiedzy.

Bogate materiały archeologiczne pozyskane w trakcie wykopalisk, wraz z innymi rzadkościami (kolekcje monet i herbów, starodruki i rękopisy, rycerska broń, dzieła sztuki, przedmioty pochodzenia zagranicznego i inne), pozwoliły na stworzenie pierwszego prywatnego muzeum starożytności – prototypu przyszłego Muzeum Starożytności w Wilnie, którego otwarcie miało miejsce w 1842 roku. Muzeum to stało się pierwszym publicznym muzeum na Białorusi – mógł je odwiedzić każdy, niezależnie od statusu społecznego. Bracia wspólnie prowadzili wykopaliska, katalogowali znaleziska i korespondowali z uczonymi z całej Europy. Ich działalność była nowatorska nie tylko w skali regionu, ale i całego Imperium Rosyjskiego.

Równolegle z wykopaliskami archeologicznymi Eustachy Tyszkiewicz przez dziesięć lat gromadził materiały dotyczące historii, etnografii, toponimii i twórczości ludowej rodzinnych stron. Napisał książkę „Opis powiatu borysowskiego”, która ukazała się w Wilnie w 1847 roku.

Pionier archeologii na Litwie i Białorusi

Choć nie ukończył formalnych studiów uniwersyteckich, Eustachy Tyszkiewicz był człowiekiem gruntownie wykształconym i niezwykle oczytanym. W latach 40. i 50. XIX wieku prowadził badania archeologiczne w różnych rejonach dawnych ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego – badał kurhany, grodziska, cmentarzyska i ślady dawnego osadnictwa. Stosował metody dokumentacyjne wyprzedzające swoją epokę: rysunki, opisy kontekstów, klasyfikację znalezisk. W swojej działalności łączył cechy naukowca, kolekcjonera i konserwatora. Wiedział, że bez zachowania materialnych świadectw przeszłości – dawnych monet, naczyń, ozdób czy uzbrojenia – pamięć o dziejach tych ziem zaniknie. W czasach zaborów, kiedy język, kultura i historia były rugowane z życia publicznego, jego działalność miała także wymiar głęboko patriotyczny.

Muzeum Starożytności w Wilnie 

Muzeum Starożytności w Wilnie, 1863, aut. Albert Żamett, Fot.: wikipedia.org

W 1855 roku Eustachy Tyszkiewicz zrealizował swoje największe marzenie: założył Muzeum Starożytności w Wilnie (Muzeum Starożytności Księcia Tyszkiewicza) i Wileńską Komisję Archeologiczną, której był prezesem. Była to pierwsza tego typu instytucja na ziemiach litewsko-białoruskich i jedna z najważniejszych w całym Imperium Rosyjskim.

„Do Komisji należała cała elita intelektualna Litwy, współpracowały z nią takie słynne osobistości, jak: Józef Ignacy Kraszewski, Teodor Narbutt, Adam Zawadzki, Jan Kazimierz Wilczyński, Motiejus Valančius, Władysław Syrokomla i inni. Przy Komisji w 1856 r. powstało Muzeum Starożytności. Po powstaniu styczniowym, w 1865 r. generał gubernator Murawjow znacznie »oczyścił« muzeum, a Komisję zamknął. Wszystkie cenniejsze eksponaty wywiezione zostały do Moskwy, do muzeum Rumiancewskiego. W Wilnie pozostawiono tylko albo rzeczy politycznie obojętne, albo mające świadczyć o odwiecznej »rosyjskości« Wilna i Litwy. Był to ciężki cios dla Tyszkiewicza, który odtąd przeważnie mieszkał w Birżach” – pisze Tomas Venclova.

Muzeum zostało utworzone ze środków własnych Eustachego Tyszkiewicza, a częściowo także z darowizn prywatnych. Główną część zbiorów i ekspozycji stanowiły materiały zgromadzone przez niego przez całe życie – wśród nich znajdowało się 2000 przedmiotów z wykopalisk archeologicznych oraz 3000 książek z jego prywatnej biblioteki.

Uroczystość otwarcia Muzeum Starożytności w Wilnie w 1856 r., fot. rysunku z 1857 r., autorstwa M. Januszewicza, Rysunek obecnie przechowywany w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Wilnie (numer inwentarza VUB G 0011491), ok. 1910, Biblioteka Narodowa

Spadkobiercą Muzeum Starożytności jest Litewskie Muzeum Narodowe w Wilnie

Wileńskie Muzeum Starożytności zostało uroczyście otwarte 1 stycznia 1856 roku w gmachu Uniwersytetu Wileńskiego. Muzeum miało nie tylko charakter naukowy, ale także narodowy – jego celem było ocalenie pamięci o historii Polski, Litwy i ziem białoruskich.

Muzeum od razu stało się niezwykle popularne wśród mieszkańców i gości Wilna. W 1856 roku ekspozycję obejrzało około 4 tys. osób, a już rok później – około 12 tys. Szybko też rosła liczba zbiorów – w 1857 roku podarowano muzeum ponad 3 tys. różnych przedmiotów. Gromadzono w nim zabytki archeologiczne, dzieła sztuki, dokumenty, mapy i rękopisy. Znajdowały się tam m.in. przedmioty z epoki kamienia, brązu i żelaza, rzymskie monety, średniowieczne artefakty i relikty kultury ludowej.

Niestety, po upadku powstania styczniowego (1863) sytuacja polityczna diametralnie się zmieniła. Władze carskie nasiliły rusyfikację, a instytucje kojarzone z polskością znalazły się pod szczególnym nadzorem. W 1865 roku Muzeum Starożytności zostało upaństwowione przez władze rosyjskie, a jego najcenniejsze zbiory przewieziono do Petersburga, gdzie trafiły do zbiorów Cesarskiego Muzeum.

Dla Tyszkiewicza był to osobisty i zawodowy dramat. Choć zachował tytuł kuratora, nie miał już realnego wpływu na los instytucji, którą stworzył. Pomimo tego, pozostał wierny swojej misji, kontynuując pracę naukową i edukacyjną do końca życia.

Cichy kres wielkiego uczonego

Grób Hr. Eustachego Tyszkiewicza, herbu Leliwa na wileńskiej Rossie/Fot.: Marian Paluszkiewicz

Ostatnie lata Eustachego Tyszkiewicza upłynęły w Wilnie, z dala od dawnej aktywności publicznej. Żył skromnie, bez rozgłosu, poświęcając się pracy pisarskiej i korespondencji z uczonymi. Nie założył rodziny – całe życie oddał nauce i idei ochrony dziedzictwa. Zmarł 27 sierpnia 1873 roku i został pochowany na cmentarzu Na Rossie, u boku wielu wybitnych Polaków związanych z Wilnem.

Choć jego muzeum zostało zniszczone przez carat, a część zbiorów rozproszona, dorobek Eustachego Tyszkiewicza nie poszedł w zapomnienie. Przeciwnie – dziś uznawany jest za ojca archeologii litewskiej i białoruskiej, a jego działalność muzealna stawiana jest obok dokonań takich postaci jak Izabela Czartoryska czy Joachim Lelewel.

Na Litwie, w Polsce i na Białorusi ukazują się współczesnie publikacje o jego życiu, organizowane są wystawy i konferencje naukowe. W Łohojsku działa muzeum regionalne, nawiązujące do dziedzictwa braci Tyszkiewiczów. Współcześni archeolodzy wciąż powołują się na jego katalogi i opisy znalezisk, uznając je za cenne źródło wiedzy.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl/Na zdjęciu: Portret hrEustachego Tyszkiewicza, Fot.: Lietuvos nacionalinis muziejus

W 1873 roku, dokładnie 152 lata temu, w Wilnie zmarł Eustachy Tyszkiewicz – wybitny polski archeolog, historyk, kolekcjoner i jeden z najwybitniejszych badaczy przeszłości ziem litewskich i białoruskich. Jego wkład w rozwój nauk historycznych i archeologicznych na terenie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego był nie do

25 sierpnia przy pomniku bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Białymstoku odbyła się kolejna comiesięczna akcja solidarności z uwięzionym działaczem mniejszości polskiej na Białorusi, Andrzejem Poczobutem.

Spotkania organizowane są nieprzerwanie od czterech lat – zawsze 25. dnia miesiąca – i mają na celu podtrzymywanie pamięci o Poczobucie oraz o wszystkich więźniach politycznych represjonowanych przez reżim Aleksandra Łukaszenki.

W wydarzeniu uczestniczyło około dwudziestu osób — liczba, która utrzymuje się od dawna. – „To wyraźnie pokazuje, że my pamiętamy” — tak o znaczeniu tych spotkań mówiła Anna Kietlińska, prezes podlaskiego oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Kietlińska podkreśliła, że choć brak silnego nacisku politycznego, sam fakt obecności i pamięci ma ogromne znaczenie. W pierwszym roku protestów podobne akcje odbywały się w różnych miastach, dziś regularniepowtarzane są tylko w Białymstoku.

W sierpniu 2025 roku minęło już 4,5 roku od aresztowania Andrzeja Poczobuta w Grodnie. Białoruska prokuratura oskarżyła go m.in. o „rehabilitację nazizmu”, „wzywanie do sankcji” i „działania na szkodę państwa”. Od maja 2023 roku Poczobut odbywa karę w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w Nowopołocku. Oficjalne zarzuty obejmują „wzniecanie nienawiści” i „podżeganie do działań przeciwko państwu”.

Jak przekazują organizatorzy akcji, jego sytuacja więzienna pozostaje trudna i niezmienna: nadal przebywa w jednoosobowej celi, nie otrzymuje paczek żywnościowych, występują problemy z dostarczaniem leków, a spotkania z rodziną są zakazane.

Znadniemna.pl

25 sierpnia przy pomniku bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Białymstoku odbyła się kolejna comiesięczna akcja solidarności z uwięzionym działaczem mniejszości polskiej na Białorusi, Andrzejem Poczobutem. Spotkania organizowane są nieprzerwanie od czterech lat – zawsze 25. dnia miesiąca – i mają na celu podtrzymywanie pamięci o Poczobucie

Szczepan Hołowczyc, urodzony w Orszy na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, był pierwszym prymasem nowo utworzonego Królestwa Polskiego. Wykształcony w Wilnie, Rzymie i Krakowie, przez całe życie łączył gorliwą posługę kapłańską z działalnością administracyjną i polityczną. Jego droga od prowincjonalnego duchownego po najwyższego hierarchę kościelnego w państwie pod berłem cara Aleksandra I to opowieść o wierności, rozwadze i roli Kościoła w przełomowej epoce.

Korzenie na Kresach

Szczepan Hołowczyc, herbu Pierzchała, urodził się 19 sierpnia 1741 roku w Orszy – mieście położonym wówczas w granicach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a dziś należącym do Białorusi. Pochodził ze szlacheckiej rodziny o tradycjach patriotycznych i religijnych – jego rodzicami byli Bazyli i Maria Hołowczycowie. Wschodnie pogranicze, wielokulturowe i ukształtowane przez styczność katolicyzmu, prawosławia i unii, odegrało istotną rolę w jego duchowej formacji.

Hołowczyc rozpoczął naukę w seminarium jezuickim w Wilnie, a już w 1772 roku przyjął święcenia kapłańskie. Niedługo potem udał się do Rzymu, gdzie studiował prawo kanoniczne, doskonaląc swoje wykształcenie w centrum katolickiego świata. Zwiedził także Niemcy, gdzie zapoznał się z ideami reformy Kościoła i europejskim duchem racjonalizmu.

W służbie Kościoła i państwa

Po powrocie do Polski w 1776 roku, dzięki talentom administracyjnym i intelektualnym, rozpoczął współpracę z prymasem Michałem Jerzym Poniatowskim – bratem króla Stanisława Augusta. W tym czasie pełnił funkcję jego sekretarza i zyskał zaufanie w kręgach kościelnych i dworskich. W 1782 roku obronił doktorat z prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Kariera Hołowczyca w strukturach kościelnych przebiegała dynamicznie. W 1781 roku został kanonikiem kapituły katedralnej warszawskiej, a dwa lata później proboszczem we Wrocimowicach. Od 1785 roku był również kanonikiem krakowskim, a w 1789 roku został dziekanem kapituły kieleckiej. Łączył obowiązki duszpasterskie z umiejętnościami organizacyjnymi i prawniczymi.

Cechowała go rozwaga, kultura dyplomatyczna i zmysł polityczny, dzięki czemu cieszył się uznaniem zarówno w środowiskach kościelnych, jak i świeckich. W czasach upadku Rzeczypospolitej i reform Sejmu Czteroletniego nie angażował się aktywnie w politykę, ale pozostawał lojalny wobec interesów Kościoła i zachowywał niezależność sądu.

Senator i biskup w Królestwie Polskim

Po utworzeniu Królestwa Polskiego na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku, Hołowczyc został mianowany senatorem. Był to wyraz uznania dla jego dotychczasowej działalności oraz potwierdzenie roli duchowieństwa w nowej strukturze politycznej podporządkowanej Rosji.

29 marca 1819 roku papież Pius VII mianował go pierwszym biskupem nowo utworzonej diecezji sandomierskiej. Sakrę biskupią przyjął 6 czerwca 1819 roku w Warszawie, a głównym konsekratorem był biskup Adam Michał Prażmowski. Mimo krótkiego okresu pełnienia tej funkcji, Hołowczyc położył podwaliny pod rozwój diecezji.

Jeszcze w tym samym roku, 24 kwietnia 1819, został administratorem archidiecezji warszawskiej. Kilka miesięcy później – 17 grudnia – mianowano go arcybiskupem metropolitą warszawskim. Kanoniczne objęcie urzędu nastąpiło 19 grudnia. Tytuł ten wiązał się również z godnością prymasa Królestwa Polskiego, co czyniło go najwyższym dostojnikiem Kościoła katolickiego w państwie powstałym z woli cara Aleksandra I.

Prymas nowego porządku

Funkcja prymasa Królestwa Polskiego nie miała tej samej rangi, co wcześniejsze prymasy Rzeczypospolitej, ale wciąż była symbolem autorytetu duchowego i moralnego. Hołowczyc objął tę godność w trudnym momencie historii – Kościół musiał odnaleźć się w nowym, podporządkowanym Rosji porządku politycznym.

Jako arcybiskup warszawski Hołowczyc koncentrował się na porządkowaniu struktur diecezjalnych, rozwijaniu formacji kapłańskiej i obronie niezależności Kościoła wobec nacisków zaborcy. Prowadził korespondencję z Watykanem i angażował się w odbudowę życia religijnego po okresie zaborów i wojen napoleońskich.

Cechowała go rozwaga, unikanie konfliktów i umiejętność dialogu z władzą, choć nie zawsze przynosiło to oczekiwane efekty. Reprezentował stanowisko umiarkowane, szukające równowagi między lojalnością wobec państwa a wiernością zasadom Kościoła.

Szczepan Hołowczyc zmarł 27 sierpnia 1823 roku w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 5 września w archikatedrze św. Jana Chrzciciela, gdzie został pochowany. Jego odejście było znaczącą stratą dla Kościoła katolickiego w Polsce, który wciąż odbudowywał swoje struktury po długim okresie destabilizacji.

Zapamiętano go jako duchownego wykształconego, roztropnego i głęboko wierzącego, który potrafił łączyć działalność duszpasterską z umiejętną administracją. Choć nie był reformatorem ani postacią radykalną, jego praca przyczyniła się do ugruntowania pozycji Kościoła w trudnych realiach politycznych początków XIX wieku.

Dziś jest jedną z mniej znanych, ale zasłużonych postaci polskiego duchowieństwa przełomu XVIII i XIX wieku – symbolem kontynuacji, odpowiedzialności i mądrej równowagi między tradycją a adaptacją do nowych czasów.

Opr. Waleria Brażuk/Znadniemna.pl/Na zdjęciu: Portret Szczepana Hołowczyca autorstwa Antoniego Brodowskiego/wikipedia.org

Szczepan Hołowczyc, urodzony w Orszy na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, był pierwszym prymasem nowo utworzonego Królestwa Polskiego. Wykształcony w Wilnie, Rzymie i Krakowie, przez całe życie łączył gorliwą posługę kapłańską z działalnością administracyjną i polityczną. Jego droga od prowincjonalnego duchownego po najwyższego hierarchę kościelnego w

Z sanktuarium Matki Bożej Królowej Jezior w Brasławiu zniknęła polska tablica pamiątkowa, która od 2009 roku upamiętniała wkład Polaków w historię regionu. Decyzja o jej usunięciu wywołała oburzenie wśród wiernych i środowisk polonijnych.

Tablica, ufundowana przez pielgrzymów z Warszawy zrzeszonych w Krajowym Stowarzyszeniu Brasławian, zawierała inskrypcję w języku polskim i białoruskim:

Pamięci Polaków, którzy poświęcili ziemi brasławskiej i Rzeczypospolitej swoją pracę, walkę i życie”.

Choć treść miała charakter wyłącznie historyczny i nie zawierała odniesień politycznych, jej usunięcie wpisuje się w szerszy kontekst działań władz białoruskich, zmierzających do ograniczenia obecności polskich symboli i narracji w przestrzeni publicznej. W ostatnich latach zniknęły m.in. pomniki poświęcone Armii Krajowej, Bitwie Warszawskiej czy Józefowi Piłsudskiemu.

Nie podano oficjalnego powodu usunięcia tablicy. Wierni podejrzewają, że mogła to być decyzja lokalnych władz lub efekt nacisków politycznych. Parafia nie skomentowała sprawy.

 Znadniemna.pl na podstawie PCH24.pl/eKAI.pl

 

Z sanktuarium Matki Bożej Królowej Jezior w Brasławiu zniknęła polska tablica pamiątkowa, która od 2009 roku upamiętniała wkład Polaków w historię regionu. Decyzja o jej usunięciu wywołała oburzenie wśród wiernych i środowisk polonijnych. Tablica, ufundowana przez pielgrzymów z Warszawy zrzeszonych w Krajowym Stowarzyszeniu Brasławian, zawierała inskrypcję

Pochodząca z Białorusi lekkoatletka Kryscina Cimanouska sięgnęła po swój pierwszy tytuł mistrzyni Polski, triumfując w biegu na 100 metrów podczas 101. Mistrzostw Polski, organizowanych przez Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA). Reprezentantka Polski uzyskała czas 11.38 sekundy, który okazał się najlepszym wynikiem sezonu i dał jej zasłużone złoto.

W emocjonującym finale Cimanouska wyprzedziła Magdalenę Niemczyk (11.44) oraz Aleksandrę Piotrowską (11.47). Nieobecność niekwestionowanej liderki tej dyscypliny lekkoatletycznej – Ewy Swobody, która zmaga się z kontuzją – otworzyła drogę do zwycięstwa jednej z rywalek najlepszej polskiej sprinterki, ale tnie tylko to, lecz także forma i determinacja Cimanouskiej przesądziły o tym, że to właśnie ona odniosła sukces.

„Od razu pomyślałam, że to jest dla mnie szansa na złoty medal” — powiedziała po biegu zawodniczka, która od 2023 roku reprezentuje Polskę na zawodach międzynarodowych.

Dla Cimanouskiej to nie tylko sportowy triumf, ale także symboliczny moment w karierze, która po dramatycznych wydarzeniach z Igrzysk Olimpijskich w Tokio nabrała nowego kierunku. Teraz lekkoatletka z dumą reprezentuje biało-czerwone barwy i myśli już o kolejnych wyzwaniach — w tym o mistrzostwach świata w Tokio, gdzie planuje wystartować na dystansie 200 metrów oraz w sztafecie.

Kryscina Cimanouska urodziła się w 1996 roku w Klimowiczach na Białorusi. Od młodych lat specjalizowała się w sprintach, zdobywając m.in. srebrny medal na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w Bydgoszczy w 2017 roku oraz złoto na Uniwersjadzie w Neapolu w 2019 roku w biegu na 200 metrów.

Jej kariera nabrała dramatycznego wymiaru podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2021 roku, kiedy to po publicznej krytyce decyzji białoruskich władz została odsunięta od startów i zmuszona do opuszczenia reprezentacji. Dzięki szybkiej reakcji polskiej ambasady otrzymała wizę humanitarną i schronienie w Polsce.

W 2023 roku, po skróceniu okresu karencji przez World Athletics, Cimanouska oficjalnie zaczęła reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. Od tego czasu zdobywała medale na halowych mistrzostwach kraju i przygotowywała się do startów w mistrzostwach świata.

 Znadniemna.pl na podstawie Sport.fakt.pl/Biegowe.pl, fot.: Paweł Skraba/Biegowe.pl

 

Pochodząca z Białorusi lekkoatletka Kryscina Cimanouska sięgnęła po swój pierwszy tytuł mistrzyni Polski, triumfując w biegu na 100 metrów podczas 101. Mistrzostw Polski, organizowanych przez Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA). Reprezentantka Polski uzyskała czas 11.38 sekundy, który okazał się najlepszym wynikiem sezonu i dał jej

22 sierpnia 2025 roku, w 81. rocznicę śmierci ppłk. Macieja Kalenkiewicza ps. „Kotwicz”, jednego z najwybitniejszych Cichociemnych i dowódców Armii Krajowej, jego córka Maria Wołągiewicz dokonała symbolicznego aktu pamięci, przekazując rodzinne archiwum ojca do Archiwum Akt Nowych.

Uroczystość odbyła się w Sali Tradycji Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, z udziałem przedstawicieli wojska, środowisk kombatanckich oraz instytucji historycznych. Wśród przekazanych materiałów znalazły się m.in.: pamiętnik prowadzony przez „Kotwicza” w latach 1939–1941, fotografie, dokumenty wojskowe, list gończy wystawiony przez Niemców, a także osobiste notatki i korespondencja.

„To dla mnie moment głęboko poruszający. Przekazuję nie tylko dokumenty, ale część serca mojej rodziny” — powiedziała nie kryjąca wzruszenia Maria Wołągiewicz.

Dyrektor Archiwum Akt Nowych, dr Mariusz Olczak, podkreślił wartość historyczną zbioru: „To nie tylko świadectwo życia jednego człowieka, ale fragment naszej narodowej tożsamości. Dzięki takim gestom historia staje się żywa.”

Maciej Kalenkiewicz, poległy 21 sierpnia 1944 r. w bitwie pod Surkontami, pozostaje symbolem niezłomności i odwagi. Dzisiejsze wydarzenie to nie tylko hołd dla jego pamięci, ale także przypomnienie o znaczeniu rodzinnych archiwów w budowaniu wspólnej pamięci narodowej.

Maria Wołągiewicz przypomniała, że cmentarz, na którym spoczął jej ojciec oraz inni polscy żołnierze, został zniszczony w 2022 r. przez władze białoruskie. Córka bohatera wyraziła wszakże nadzieję, że cmentarz wojenny zostanie odbudowany.

 Znadniemna.pl na podstawie Warszawa.tvp.pl, na zdjęciu Maria Wołągiewicz, córka „Kotwicza” przemawia podczas uroczystości przekazania archiwum ojca, fot.: facebook.com/archiwum.akt.nowych

22 sierpnia 2025 roku, w 81. rocznicę śmierci ppłk. Macieja Kalenkiewicza ps. „Kotwicz”, jednego z najwybitniejszych Cichociemnych i dowódców Armii Krajowej, jego córka Maria Wołągiewicz dokonała symbolicznego aktu pamięci, przekazując rodzinne archiwum ojca do Archiwum Akt Nowych. Uroczystość odbyła się w Sali Tradycji Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego,

W środowy wieczór 20 sierpnia 2025 roku, podczas trzynastego mityngu Diamentowej Ligi w Lozannie, Maria Żodzik zapisała się złotymi zgłoskami w historii polskiej lekkoatletyki. W dramatycznym konkursie skoku wzwyż, rozgrywanym w wyjątkowo trudnych warunkach pogodowych, Polka sięgnęła po zwycięstwo, pokonując światową czołówkę tej konkurencji.

Zawody odbywały się w strugach deszczu, co znacząco utrudniało rywalizację. Mimo niesprzyjającej pogody, Żodzik zachowała pełną koncentrację i pokonywała kolejne wysokości – 1.76 m, 1.81 m, 1.86 m oraz 1.91 m – każdą w pierwszym podejściu. Ten bezbłędny przebieg okazał się kluczowy w końcowej klasyfikacji.

Na wysokości 1.91 m zatrzymała się cała czołówka – żadna z zawodniczek nie zdołała pokonać 1.94 m. W efekcie Maria Żodzik, Christina Honsel oraz Nicola Olyslagers zostały sklasyfikowane ex aequo na pierwszym miejscu. Zawodniczki nie zdecydowały się na dogrywkę, co oznaczało wspólne zwycięstwo. Dzięki zdobytym punktom Żodzik awansowała na siódmą pozycję w klasyfikacji generalnej Diamentowej Ligi.

Maria Żodzik urodziła się w Baranowiczach na Białorusi, a jej dziadkowie byli Polakami. Po rozczarowującym epizodzie z białoruskim związkiem lekkoatletycznym, który uniemożliwił jej start na igrzyskach w Tokio, przeniosła się do Białegostoku, gdzie rozpoczęła nowy rozdział kariery pod skrzydłami trenera Roberta Nazarkiewicza. W marcu 2024 roku otrzymała polskie obywatelstwo i od tego momentu reprezentuje biało-czerwone barwy na arenie międzynarodowej.

W konkursie w Lozannie udział wzięły m.in. medalistki olimpijskie z Paryża – Jarosława Mahuczich, Nicola Olyslagers i Eleanor Patterson. Pokonanie tak silnej konkurencji w tak trudnych warunkach to dowód na rosnącą formę i klasę Marii Żodzik, która coraz śmielej zaznacza swoją obecność na międzynarodowej scenie lekkoatletycznej.

To był wieczór, który na długo pozostanie w pamięci kibiców – nie tylko ze względu na aurę, ale przede wszystkim dzięki niezłomnej postawie i sportowej klasie zawodniczki, która z Białorusi przez Podlasie dotarła na szczyt światowej rywalizacji.

 Znadniemna.pl na podstawie podlaskisport.pl/ TVP SPORT, ilustracja: TVP SPORT

W środowy wieczór 20 sierpnia 2025 roku, podczas trzynastego mityngu Diamentowej Ligi w Lozannie, Maria Żodzik zapisała się złotymi zgłoskami w historii polskiej lekkoatletyki. W dramatycznym konkursie skoku wzwyż, rozgrywanym w wyjątkowo trudnych warunkach pogodowych, Polka sięgnęła po zwycięstwo, pokonując światową czołówkę tej konkurencji. Zawody odbywały

Mija dokładnie 55 lat od śmierci Pawła Jasienicy — wybitnego eseisty, historyka i żołnierza Armii Krajowej, który całe życie poświęcił opowiadaniu o Polsce takiej, jaką widział sercem, a nie tylko okiem archiwisty. Jego pióro potrafiło tchnąć życie w daty i wydarzenia, a Grodno i Ziemia Grodzieńska odegrały w tej opowieści rolę szczególną — jako miejsce formacji, inspiracji i duchowego zakorzenienia.

W rocznicę odejścia wybitnego intelektualisty, przypominamy sylwetkę człowieka, który historię traktował nie jako zbiór faktów, lecz jako przestrzeń pamięci, sumienia i dialogu.

Historyk, który pisał sercem

Paweł Jasienica, czyli Leon Lech Beynar, był jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich eseistów historycznych XX wieku. Jego książki o dziejach Polski czytano nie tylko dla wiedzy, ale i dla stylu — pełnego pasji, refleksji i humanistycznej głębi. Jasienica nie był naukowcem w tradycyjnym sensie, lecz pisarzem, który historię traktował jako opowieść o człowieku.

Jego twórczość wyróżniała się tym, że nie skupiała się wyłącznie na faktach i datach, lecz na procesach, ideach i emocjach, które kształtowały losy narodów. Dzięki temu jego książki trafiały do szerokiego grona czytelników, nie tylko do historyków. Był mistrzem eseju, który potrafił połączyć naukową rzetelność z literacką finezją.

Choć Jasienica pisał o całej Polsce, to szczególne miejsce w jego sercu zajmowały ziemie wschodnie — dawna Rzeczpospolita Obojga Narodów, w tym Grodno i jego okolice. To właśnie tam, na styku kultur i tradycji, rodziła się jego wizja historii jako przestrzeni dialogu i współistnienia.

Od Symbirska do Wileńszczyzny

Urodził się 10 listopada 1909 roku w rosyjskim Symbirsku (obecnie – Uljanowsk) nad Wołgą, w rodzinie polskich zesłańców. W 1920 roku, po rewolucji bolszewickiej, jego rodzina wróciła do odrodzonej Polski. Osiedlili się na Wileńszczyźnie, gdzie młody Leon rozpoczął edukację i szybko ujawnił talent do historii.

Studia historyczne ukończył na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, gdzie był aktywnym członkiem Koła Naukowego Historyków. Już wtedy interesował się dziejami Wielkiego Księstwa Litewskiego, co później znalazło odbicie w jego twórczości. Wilno i jego okolice stały się dla Leona nie tylko miejscem nauki, ale też duchowej formacji.

Wileńszczyzna — z jej wielokulturowym dziedzictwem — ukształtowała Jasienicę jako myśliciela otwartego na różnorodność. To właśnie tam nauczył się patrzeć na historię nie przez pryzmat narodowych antagonizmów, lecz jako wspólne dziedzictwo wielu narodów. Ten sposób myślenia towarzyszył mu przez całe życie.

Grodno – miejsce formacji

W latach 1928–1932 Jasienica pracował jako nauczyciel historii w Grodnie. Miasto to, położone na pograniczu kultur, miało ogromny wpływ na jego późniejsze spojrzenie na dzieje Rzeczypospolitej. Grodno było dla niego żywym muzeum historii — miejscem, gdzie przeszłość była obecna na każdym kroku.

Praca nauczyciela pozwalała nie tylko przekazywać wiedzę, ale też poznawać lokalną społeczność i jej tradycje. Jasienica z pasją badał historię regionu, interesował się architekturą, dokumentami i opowieściami mieszkańców. Ziemia Grodzieńska stała się dla niego przestrzenią, w której historia była namacalna i osobista.

To właśnie w Grodnie narodziła się jego fascynacja Rzeczpospolitą Obojga Narodów — ideą państwa wielonarodowego, opartego na współpracy i wzajemnym szacunku. W późniejszych książkach często wracał do tych wątków, pokazując Grodno jako symbol dawnej Polski, której dziedzictwo warto pielęgnować.

Radiowiec i publicysta

Po zakończeniu pracy w Grodnie Jasienica przeniósł się do Wilna, gdzie rozpoczął pracę w Polskim Radiu. Jako spiker i redaktor miał okazję rozwijać swoje umiejętności komunikacyjne, które później wykorzystał w pisarstwie. Radio było dla niego szkołą stylu i precyzji językowej.

W 1935 roku zadebiutował jako autor broszury historycznej, a jego teksty zaczęły pojawiać się w prasie wileńskiej. Już wtedy wyróżniał się jako publicysta, który potrafił łączyć wiedzę z przystępnym językiem. Jego teksty były czytane z zainteresowaniem zarówno przez intelektualistów, jak i przez tak zwanych zwykłych ludzi.

Choć jego kariera publicystyczna dopiero się zaczynała, Jasienica już wtedy miał jasno określoną misję: popularyzować historię w sposób uczciwy, głęboki i angażujący. Grodno i jego doświadczenia z Ziemią Grodzieńską były ważnym źródłem inspiracji dla tej misji.

Żołnierz i konspirator

W czasie II wojny światowej Jasienica walczył w kampanii wrześniowej, a później działał w strukturach ZWZ-AK.

W lipcu 1944 roku  w ramach akcji „Burza” uczestniczył w walkach wyzwolenie Wilna. W sierpniu 1944 r. Sowieci rozbili jego oddział. Nasz bohater trafił do niewoli. Został wcielony do Ludowego Wojska Polskiego, skąd zdezerterował. W 1945 roku został adiutantem i  zastępcą dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK rotmistrza Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Podczas jednej z bitew został ranny. Znalazł schronienie  we wsi Jasienica u księdza Stanisława Falkowskiego.

Zerwał z konspiracją. Wyjechał do Krakowa i zaczął publikować w „Tygodniku Powszechnym”. Przyjął pseudonim Paweł Jasienica. Pseudonim łączono z nazwą wsi, gdzie ukrywał się będąc ranny. Zdaniem historyka i  wieloletniego tajnego współpracownika SB Kazimierza Koźniewskiego pseudonim to początek zdania „JA SIĘ NIC A nic nie boję”. Imię Paweł wiązano z kolei z ołtarzem św. Pawła, za którym miał się ukrywać ranny Beynar. Natomiast córka Jasienicy, Ewa Beynar – Czeczott  twierdzi, że imię Paweł po prostu podobało się ojcu i dlatego je wybrał.

Doświadczenia wojenne, zwłaszcza te związane z Grodzieńszczyzną, utwierdziły Pawła Jasienicę w przekonaniu, że historia nie jest tylko zapisem faktów, ale też świadectwem ludzkiej odwagi, zdrady i nadziei.

Mistrz eseju historycznego

Po wojnie Jasienica rozpoczął intensywną działalność pisarską. Jego cykle: „Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów” i „Rzeczpospolita Obojga Narodów” stały się bestsellerami i klasyką polskiej literatury historycznej. Pisał z pasją, ale też z ogromnym szacunkiem dla faktów.

Eseje Jasienicy były czymś więcej niż książkami — były zaproszeniem do rozmowy o przeszłości. Autor nie narzucał interpretacji, lecz prowokował do myślenia. Jego styl był klarowny, elegancki i pełen humanistycznej refleksji. Dzięki temu zdobył serca czytelników w całej Polsce.

W cyklu o Rzeczypospolitej Obojga Narodów Grodno pojawia się wielokrotnie jako miejsce symboliczne — przestrzeń, w której ścierały się idee, ale też rodziła się wspólnota. Jasienica traktował Ziemię Grodzieńską jako klucz do zrozumienia fenomenu dawnej Polski.

Dziedzictwo Grodzieńszczyzny

Związki Jasienicy z Grodnem nie były przypadkowe. To właśnie tam nauczył się patrzeć na historię jako na opowieść o ludziach, nie tylko o państwach. Grodno było dla niego miejscem, gdzie przeszłość była żywa, a pamięć — pielęgnowana przez lokalną społeczność.

W swoich książkach często wracał do Grodzieńszczyzny, pokazując ją jako przestrzeń dialogu i współistnienia. W czasach, gdy historia była narzędziem propagandy, Jasienica przypominał o jej wielowymiarowości. Grodno było dla niego dowodem, że Polska to nie tylko Warszawa i Kraków, ale też pogranicze.

Dziedzictwo Grodna i Ziemi Grodzieńskiej żyje w jego twórczości do dziś. Dzięki Jasienicy wielu czytelników odkryło na nowo historię tych terenów — nie jako peryferii, lecz jako serca dawnej Rzeczypospolitej. To właśnie tam bije puls jego opowieści.

Ostatnie lata życia i pamięć

W latach 60. Paweł Jasienica stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych intelektualistów w Polsce. Jego książki były szeroko czytane, a on sam aktywnie uczestniczył w życiu publicznym, m.in. jako członek Klubu Krzywego Koła. Mimo że nie był zawodowym historykiem, jego głos był słuchany z uwagą — zarówno przez czytelników, jak i przez władze, które nie darzyły go zaufaniem.

W 1968 roku, po wydarzeniach marcowych, Jasienica publicznie wystąpił przeciwko antysemickiej kampanii władz PRL. Wkrótce potem został objęty inwigilacją przez Służbę Bezpieczeństwa. Największym ciosem dla pisarza okazało się odkrycie, że jego druga żona, Zofia, była tajną współpracowniczką SB. Ten dramat osobisty, połączony z presją polityczną, mocno odbił się na jego zdrowiu i twórczości.

Zmarł Paweł Jasienica 19 sierpnia 1970 roku w Warszawie, pozostawiając po sobie dorobek, który do dziś inspiruje kolejne pokolenia miłośników historii. Właściwe mu spojrzenie na historię — pełne empatii, odwagi i głębokiego zrozumienia — sprawia, że jego książki nie tracą aktualności. A Grodno, Ziemia Grodzieńska i dawna Rzeczpospolita wciąż żyją w napisanych przez niego słowach, jako przestrzenie pamięci, które warto pielęgnować.

Walery Kowalewski/ Znadniemna.pl, portret Pawła Jasienicy autorstwa Władysława Miernickiego/NAC

Mija dokładnie 55 lat od śmierci Pawła Jasienicy — wybitnego eseisty, historyka i żołnierza Armii Krajowej, który całe życie poświęcił opowiadaniu o Polsce takiej, jaką widział sercem, a nie tylko okiem archiwisty. Jego pióro potrafiło tchnąć życie w daty i wydarzenia, a Grodno i Ziemia

W pierwszy sierpniowy weekend 2025 roku, w malowniczej scenerii Puszczy Knyszyńskiej – w Stanicy Kresowej w Poczopku (woj. podlaskie) odbył się niezwykły zjazd potomków dawnych mieszkańców Grodzieńszczyzny i sąsiednich ziem.

Na dwa dni Stanica Kresowa w Poczopku stała się przestrzenią spotkania rodzinnych historii, utrwalania pamięci o przodkach i budowania wspólnoty, która — choć rozproszona — wciąż łączy się dzięki sile kresowego dziedzictwa.

Wydarzenie zgromadziło blisko 50. uczestników z rodzin wywodzących się z Grodzieńszczyzny, Nowogródczyzny i innych terenów Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Spotkanie zainaugurował prezes Stowarzyszenia Rodów Grodzieńskich, Rafał Jurowski, który powitał gości i odczytał przesłanie otwierające forum.

Wiedza, historia i genealogia

Program zjazdu obfitował w merytoryczne wykłady. Dr Łukasz Lubicz-Łapiński przedstawił historię dworów województwa białostockiego, ze szczególnym uwzględnieniem powiatów wołkowyskiego i grodzieńskiego. Z kolei Grzegorz Malinowski zaprezentował nowoczesne metody badań genealogicznych z wykorzystaniem analizy DNA, ilustrując je na przykładzie rodu Tołłoczków.

Głosy uczestników – osobiste historie i wspomnienia

Integralną częścią wydarzenia była otwarta sesja, podczas której uczestnicy Zjazdu dzielili się swoimi historiami:

Mieczysław Korczyc ze Starogardu Gdańskiego, poeta i pasjonat genealogii, opowiedział o poszukiwaniach kresowych przodków i badaniach DNA. Podarował uczestnikom tomik poezji pt.„Później ogród”.

Wiesław Kiewlak, były wiceprezes Związku Polaków na Białorusi, przedstawił dzieje swojej rodziny z podgrodzieńskiej wsi Jatwieź oraz historię rodów Miciuków, Górskich i Tukałów.

Jolanta Klawe z Międzychodu i Anna Nowobilski-Vasilios z Chicago, prawnuczki Marii Tołoczko, mówiły o swoich przodkach z parafii Jeziory, zesłaniach na Sybir i tworzeniu książek dokumentujących rodzinne dzieje.

Agnieszka Kraśnik-Tomiak z Poznania opowiedziała o losach rodzin Bykowskich i Kraśników wywiezionych do Kazachstanu, a także o profesorze Witoldzie Kraśniku – żołnierzu AK i naukowcu.

Rody i ich przedstawiciele

Na zjazd przybyli potomkowie wielu kresowych rodów, m.in. . Ejsmontów, Horbaczewskich, Jurowskich, Łozowickich, Obuchowiczów, Prokopowiczów, Puciłowskich i Tołłoczków. Wśród gości znalazła się także Cecylia Bach-Szczawińska – pasjonatka historii Krynek – oraz specjalny gość z Grodna.

Integracja i wspólne odkrywanie historii

Pierwszy dzień zakończyła kolacja integracyjna, sponsorowana przez Fundację „Zwierz Podlaski” i Stowarzyszenie Rodów Grodzieńskich. Drugi dzień zjazdu upłynął pod znakiem zwiedzania – uczestnicy odwiedzili Supraski Skarbiec, spacerowali po Supraślu z przewodnikiem dr. Lubicz-Łapińskim, a także zwiedzili Sanktuarium Świętej Wody.

Kontynuacja tradycji

Na zakończenie wydarzenia uczestnicy jednogłośnie zdecydowali o kontynuacji spotkań i organizacji kolejnego zjazdu w 2026 roku. Pierwszy Zjazd Rodów Grodzieńskich okazał się nie tylko okazją do wspomnień, ale także impulsem do dalszego pielęgnowania kresowego dziedzictwa.

Znadniemna.pl na podstawie Rodygrodzieńskie.pl , na zdjęciu: foto pamiątkowe uczestników Zjazdu, fot.: Janusz Kępa-Ejsmont/Rodygrodzieńskie.pl

W pierwszy sierpniowy weekend 2025 roku, w malowniczej scenerii Puszczy Knyszyńskiej - w Stanicy Kresowej w Poczopku (woj. podlaskie) odbył się niezwykły zjazd potomków dawnych mieszkańców Grodzieńszczyzny i sąsiednich ziem. Na dwa dni Stanica Kresowa w Poczopku stała się przestrzenią spotkania rodzinnych historii, utrwalania pamięci o

Zaskakująca rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką przed zakończonym w nocy na 16 sierpnia spotkaniem Trump-Putin na Alasce może zwiastować przełom w sprawie więźniów politycznych na Białorusi. Czy potwierdzone przez Waszyngton obietnice Mińska to początek realnych zmian, czy jedynie dyplomatyczna gra pozorów?

Rozmowa Trump–Łukaszenko

W piątek 15 sierpnia 2025 roku Donald Trump poinformował o rozmowie telefonicznej z Aleksandrem Łukaszenką. Na platformie Truth Social napisał:

„Przeprowadziłem wspaniałą rozmowę z wielce szanownym prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką. Celem rozmowy było podziękowanie mu za uwolnienie 16 więźniów. Omawiamy też uwolnienie 1,3 tys. kolejnych więźniów”.

Pierwsze uwolnienia – gest czy przełom?

W lipcu dzięki ingerencji przedstawicieli Donalda Trumpa Łukaszenko wypuścił zza krat 16 osób, w tym Siergieja Cichanowskiego – męża liderki białoruskiej opozycji w wygnaniu Swietłany Cichanowskiej. Wśród uwolnionych znaleźli się także obywatele Polski, Japonii i innych państw.

Według generała Keitha Kellogga, specjalnego wysłannika Trumpa ds. Ukrainy, do uwolnienia więźniów politycznych doprowadziły negocjacje prowadzone z Łukaszenką przez Johna Coale’a, zastępcę Kelloga.

Choć uwolnienie kilkunastu osób było krokiem w dobrym kierunku, organizacje praw człowieka i eksperci nie dostrzegali w nim jeszcze realnej zmiany. Ich zdaniem, dopiero masowe zwolnienia i zaprzestanie represji mogą stanowić podstawę do rozpoczęcia przez Zachód dialogu z Białorusią. Na razie — to raczej gest niż przełom.

Możliwe scenariusze: między nadzieją a kalkulacją

Rozmowa Trumpa z Łukaszenką, choć zaskakująca, nie musi oznaczać natychmiastowego przełomu. Można wyróżnić trzy główne scenariusze dalszego rozwoju sytuacji.

Pierwszy, najbardziej optymistyczny, zakłada stopniowe uwalnianie więźniów politycznych w ramach szerszego procesu normalizacji relacji Białorusi z Zachodem. W tym wariancie Mińsk, pod presją międzynarodową i w obliczu możliwego złagodzenia sankcji, decydowałby się na kolejne gesty dobrej woli. Uwolnienie 16 osób można byłoby wówczas traktować jako początek szerszej amnestii, która ostatecznie obejmie nawet ponad tysiąc osób, o których wspomniał Trump.

Drugi scenariusz, bardziej realistyczny, zakłada działania czysto symboliczne. Łukaszenko może wypuszczać pojedyncze osoby — zwłaszcza te, które mają obywatelstwo państw zachodnich — bez wprowadzania realnych reform politycznych. Taki ruch miałby na celu poprawę wizerunku reżimu i rozgrywanie karty humanitarnej w rozmowach z USA i UE, bez faktycznego demontażu systemu represji.

Trzeci, pesymistyczny scenariusz, to brak dalszych działań ze strony Mińska. Rozmowa z Trumpem mogła być jedynie jednorazowym gestem PR-owym, mającym na celu wzmocnienie pozycji Łukaszenki przed ewentualnymi negocjacjami z Rosją i Zachodem. W tym wariancie uwolnienie więźniów nie będzie kontynuowane, a represje wobec opozycji pozostaną na dotychczasowym poziomie.

Wymusić realne zmiany

Każdy z powyższych scenariuszy zależy nie tylko od decyzji Łukaszenki, ale również od konsekwencji, jakie wyciągnie społeczność międzynarodowa. Presja dyplomatyczna, sankcje i działania organizacji praw człowieka mogą okazać się kluczowe w wymuszaniu realnych zmian.

Należy przyznać, że rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką wywołała mieszane reakcje wśród ekspertów. Choć część komentatorów dostrzega w niej potencjał do przełomu, dominują jednak głosy sceptyczne, wskazujące na brak systemowych gwarancji i realnych ustępstw ze strony Mińska.

Znadniemna.pl na podstawie Bankier.pl/Geopolityka.org, na zdjęciach: Aleksander Łukaszenka i Donald Trump, źródła zdjęć: president.by, x.com

Zaskakująca rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką przed zakończonym w nocy na 16 sierpnia spotkaniem Trump-Putin na Alasce może zwiastować przełom w sprawie więźniów politycznych na Białorusi. Czy potwierdzone przez Waszyngton obietnice Mińska to początek realnych zmian, czy jedynie dyplomatyczna gra pozorów? Rozmowa Trump–Łukaszenko W piątek

Przejdź do treści