HomeStandard Blog Whole Post (Page 17)

Polscy strażnicy graniczni zatrzymują Białorusinów, którzy korzystali z „fałszywego tranzytu”, i pozywają ich do sądu, który zdecyduje, czy będą czekać na rozpatrzenie ich wniosku o ochronę międzynarodową w zamkniętym obozie dla uchodźców – powiedział portalowi Pozirk.online białoruski obrońca praw człowieka Roman Kislak.

„Praktyka polskich służb granicznych zmieniła się od końca czerwca” – uważa informator. „Białorusini, którzy nie posiadali wizy, korzystali z tzw. „fałszywego tranzytu”: lecieli z jednego kraju bezwizowego do drugiego, a w trakcie tranzytowego lądowania ubiegali się o azyl w Polsce. Z reguły dotyczy to lotów z Gruzji”.

– Najczęściej opisane sytuacje dotyczą Białorusinów, których paszporty traciły ważność i którzy nie mogli uzyskać wizy – wyjaśnił Kislak. Wcześniej w Polsce tacy obywatele Białorusi byli przyjmowani do rozpatrzenia wniosków o azyl i z reguły nie byli zatrzymywani.

– Teraz wszyscy są zatrzymywani i stawiani przed sądem, który decyduje, czy osadzić zatrzymanego w zamkniętym obozie dla migrantów, czy też wypuścić, aby osoba taka czekała na decyzję w swojej sprawie na wolności – zauważa Kislak, podkreślając, że kilka osób już na mocy decyzji sądowej przebywa w obozie.

Kislak posiada wiedzę o czterech przypadkach rozpatrzenia przez sąd spraw tzw. „tranzytowych uchodźców”, których zatrzymano po 24 czerwca. Dwóch Białorusinów przebywa obecnie w zamkniętym obozie dla migrantów, a jeszcze dwóch na podstawie decyzji sądu przebywa na wolności.

– Straż graniczna twierdzi, że Białorusini instrumentalnie wykorzystują prawo do azylu – podkreśla rozmówca Pozirk.online.

Znadniemna.pl za Pozirk.online, na zdjęciu: polskie strażniczki graniczne fot.: Strazgraniczna.pl

Polscy strażnicy graniczni zatrzymują Białorusinów, którzy korzystali z „fałszywego tranzytu”, i pozywają ich do sądu, który zdecyduje, czy będą czekać na rozpatrzenie ich wniosku o ochronę międzynarodową w zamkniętym obozie dla uchodźców – powiedział portalowi Pozirk.online białoruski obrońca praw człowieka Roman Kislak. „Praktyka polskich służb granicznych

Wspólnota katolicka w Łyskowie, która obecnie spotyka się w kapliczce na cmentarzu, miała kiedyś własny, duży kościół, po którym pozostały jedynie ruiny. 3 sierpnia do Łyskowa zawitał wikariusz generalny diecezji pińskiej, biskup Andrzej Znosko.

W cmentarnej kaplicy hierarchę przywitała grupa wiernych, pozbawiona możliwości gromadzenia się w dużym kościele, zabytku architektury, którego ruiny niszczeją w centrum miasteczka.

O świątyni tej biskup Andrzej Znosko napisał na swoim profilu na Instagramie:

„Zniszczony kościół w Łyskowie wciąż stoi jako «żywy» pomnik krzywd, jakie komunistyczny rząd i jego bezbożne państwo wyrządziły Kościołowi Katolickiemu. Katolicy z Łyskowa, którzy obecnie spotykają się w kaplicy na cmentarzu, są potomkami dawnej, licznej i chlubnej parafii”.


Wikariusz generalny diecezji pińskiej zauważył, że „sowiecki reżim ateistyczny pozbawił wiernych ich świątyni, niszcząc ją, a dawny klasztor misjonarzy do dziś nie został zwrócony Kościołowi”.

W pobliżu ruin kościoła hierarcha odwiedził grób znanego polskiego poety Franciszka Karpińskiego, autora licznych pieśni religijnych m. in.: „Kiedy ranne wstają zorze”; „Wszystkie nasze dzienne sprawy” i perły w kanonie polskich kolęd – „Bóg się rodzi – moc truchleje”.

Również w Łyskowie biskup Andrzej sprawował Eucharystię w intencji śp. księdza Michała Woronieckiego, ostatniego proboszcza w Łyskowie, aresztowanego tu w 1949 roku i skazanego na sowiecką katorgę w Dżezkazganie, skąd duchowny został zwolniony dopiero w 1956 roku. Czterdzieści lat później, w 1996 roku, decyzją ówczesnego ordynariusza diecezji grodzieńskiej, biskupa Aleksandra Kaszkiewicza ks. Woroniecki został nominowany na wikariusza generalnego diecezji grodzieńskiej.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life

Wspólnota katolicka w Łyskowie, która obecnie spotyka się w kapliczce na cmentarzu, miała kiedyś własny, duży kościół, po którym pozostały jedynie ruiny. 3 sierpnia do Łyskowa zawitał wikariusz generalny diecezji pińskiej, biskup Andrzej Znosko. W cmentarnej kaplicy hierarchę przywitała grupa wiernych, pozbawiona możliwości gromadzenia się w

We wtorek 5 sierpnia , w wieku 70 lat, odszedł do Domu Ojca świętej pamięci ksiądz kanonik Andrzej Sadowski, wieloletni proboszcz parafii pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Knyszynie.

Ks. Andrzej Sadowski urodził się 11 marca 1955 r. w Białymstoku. Święcenia kapłańskie przyjął 8 czerwca 1980 r. z rąk bp. Edwarda Kisiela.

Następnie pracował jako wikariusz w Dolistowie (1980-1982), Szudziałowie (1982-1982), skierowany do par. w Białowieży (1982-1983), skierowany do par. pw. św. Rodziny w Białymstoku (1983-1984), wikariusz par. pw. św. Rodziny w Białymstoku (1984-1986), Uhowie (1986-1990).

W roku 1990 został skierowany do pracy duszpasterskiej w diecezji grodzieńskiej na Białorusi, gdzie posługiwał do 2007 r. Był prokuratorem Wyższego Seminarium Duchownego w Grodnie, wikariuszem grodzieńskiej parafii Znalezienia Krzyża Świętego, a także proboszczem w Kozłowiczach, Żytomli, Obuchowiczach i Kaszubińcach. Pełnił też obowiązki proboszcza w parafii  Znalezienia Krzyża Świętego w Grodnie (pobernardyńskiej).

Po powrocie do Polski w 2007 r. został mianowany proboszczem parafii pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Knyszynie. Był nim przez 18 lat – od 1 stycznia, gdy ze względu na stan zdrowia zrezygnował z urzędu proboszcza, pozostając rezydentem w parafii.

W 2000 r. został uhonorowany godnością kanonika honorowego extra numerum Białostockiej Kapituły Metropolitalnej, oraz w 2018 r. kanonika honorowego Grodzieńskiej Kapituły Katedralnej.

Uroczystości pogrzebowe śp. ks. Andrzeja Sadowskiego odbędą się w kościele parafialnym w Knyszynie. 

Msza św. pogrzebowa zostanie odprawiona w czwartek – 7 sierpnia 2025 roku o godz. 15.00

Ciało zmarłego Kapłana zostanie złożone na cmentarzu parafialnym w Knyszynie.

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie! 

 Znadniemna.pl za Archidiecezja Białostocka 

We wtorek 5 sierpnia , w wieku 70 lat, odszedł do Domu Ojca świętej pamięci ksiądz kanonik Andrzej Sadowski, wieloletni proboszcz parafii pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Knyszynie. Ks. Andrzej Sadowski urodził się 11 marca 1955 r. w Białymstoku. Święcenia kapłańskie przyjął 8 czerwca 1980 r. z rąk bp.

Dzisiaj, w 310. rocznicę urodzin naszego krajana Macieja Dominika Dogiela, przypominamy sylwetkę jednego z najbardziej błyskotliwych umysłów XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej. Pijar, historyk prawa, reformator edukacji i twórca pierwszego polskiego kodeksu dyplomatycznego łączył pasję naukową z wizją nowoczesnego państwa.

Jego życie to opowieść o sile intelektu, odwadze myślenia i nieprzemijającej wartości źródeł historycznych.

Początki na Ziemi Lidzkiej

Maciej Dominik Dogiel herbu Trąby urodził się 6 sierpnia 1715 roku w Gembuli, niewielkim zaścianku nieopodal Lidy. Pochodził z drobnoszlacheckiej rodziny, której status społeczny nie zapowiadał wielkiej kariery. A jednak młody Maciej od najmłodszych lat wykazywał niezwykłą ciekawość świata i zdolności intelektualne, które szybko skierowały go ku edukacji pijarskiej.

W wieku zaledwie 15 lat wstąpił do Zakonu Pijarów, rozpoczynając naukę w renomowanym kolegium w Szczuczynie. Już jako młody zakonnik wyróżniał się nie tylko pilnością, ale też ambicją, która zaprowadziła go do dworu marszałka nadwornego litewskiego Józefa Scipio del Campo. Tam objął posadę guwernera jego syna, Ignacego, co otworzyło przed nim drzwi do świata europejskiej nauki i kultury.

Podróże, kształcące umysł

Wraz ze swym podopiecznym Dogiel udał się w podróż edukacyjną po Europie, odwiedzając Lipsk, Saksonię, a przede wszystkim Paryż. Tam, w bibliotekach i archiwach, zetknął się z najnowszymi osiągnięciami naukowymi i metodami badawczymi. Studiował filozofię, nauki ścisłe i prawo, jednocześnie gromadząc materiały do przyszłego dzieła życia — kodeksu dyplomatycznego.

Pobyt za granicą nie był jedynie przygodą intelektualną. Dogiel nawiązał kontakty z europejskimi uczonymi, poznał mechanizmy wydawnicze i zdobył doświadczenie, które później wykorzystał w Polsce. Jego podróże były finansowane m.in. przez króla Augusta III Sasa, co świadczy o rosnącym znaczeniu Dogiela w kręgach intelektualnych Rzeczypospolitej.

Edukacja jako misja

Po powrocie do kraju Dogiel objął funkcję rektora kolegium pijarskiego w Wilnie. Nie ograniczał się jednak do zarządzania — z pasją reformował szkolnictwo, zakładał konwikt dla młodzieży szlacheckiej i tworzył nowoczesne zaplecze edukacyjne.

W 1754 roku uzyskał przywilej na założenie biblioteki, którą wyposażył w bogaty księgozbiór i instrumenty naukowe.

Jego działania miały charakter wizjonerski. W czasach, gdy edukacja była przywilejem nielicznych, Dogiel dążył do jej upowszechnienia i podniesienia jakości. Wznosił nowe budynki, odnawiał klasztory, a nawet rozpoczął budowę kościoła. Jego konwikt wileński wzorowany był na warszawskim Collegium Nobilium — instytucji kształcącej przyszłych liderów Rzeczypospolitej.

Dzieło życia – kodeks dyplomatyczny

Największym osiągnięciem Macieja Dominika Dogiela był „Codex diplomaticus Regni Poloniae et Magni Ducatus Lithuaniae” — pierwszy w Polsce kodeks dyplomatyczny. To monumentalne dzieło miało obejmować osiem tomów, zawierających traktaty, pakty, bulle, edykty, konwencje i inne dokumenty państwowe. Dogiel gromadził je z archiwów krajowych i zagranicznych, nadając im naukową strukturę i porządek.

Choć nie zdążył ukończyć całego projektu przed śmiercią, jego praca została kontynuowana przez innych uczonych. Kodeks Dogiela stał się fundamentem dla późniejszych badań nad historią prawa i dyplomacji w Rzeczypospolitej. Był nie tylko archiwistą, ale też pionierem nowoczesnej metodologii historycznej, który rozumiał wagę źródeł i ich krytycznej analizy.

Dziedzictwo trwające przez wieki

Maciej Dominik Dogiel zmarł nagle 24 lutego 1760 roku w Warszawie, mając zaledwie 45 lat. Choć jego życie było krótkie, pozostawił po sobie dziedzictwo, które przetrwało wieki. Jego prace edytorskie, reformy edukacyjne i działalność naukowa uczyniły go jedną z najważniejszych postaci XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej.

Dziś Dogiel pozostaje symbolem intelektualnej pasji, pracowitości i wizji. Jego biografia to opowieść o tym, jak z niewielkiego zaścianka można dotrzeć do najwyższych kręgów nauki i kultury — jeśli tylko połączy się talent z determinacją. W czasach, gdy historia często bywa zapomniana, warto przypominać takich ludzi jak on: budowniczych fundamentów naszej pamięci narodowej.

Opr. Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, ilustracja: portret Macieja Dogiela, autorstwa A. Maurina, 1850 r., źródło: Wikipedia

Dzisiaj, w 310. rocznicę urodzin naszego krajana Macieja Dominika Dogiela, przypominamy sylwetkę jednego z najbardziej błyskotliwych umysłów XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej. Pijar, historyk prawa, reformator edukacji i twórca pierwszego polskiego kodeksu dyplomatycznego łączył pasję naukową z wizją nowoczesnego państwa. Jego życie to opowieść o sile intelektu, odwadze myślenia

We środę, 6 sierpnia, prezydent elekt Karol Nawrocki złożył przed Zgromadzeniem Narodowym przysięgę i objął urząd prezydenta Polski. Podczas swojego pierwszego orędzia zapowiedział złożenie pierwszego projektu ustawy, który będzie dotyczyć CPK (Centralnego Portu Komunikacyjnego). Zadeklarował również, że będzie konsekwentny i zdeterminowany w realizacji swojego planu wyborczego.

Tekst złożonej przysięgi brzmi: „Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem”.

Prezydent elekt Karol Nawrocki składa przysięgę prezydencką przed Zgromadzeniem Narodowym, fot.: Przemysław Keler/KPRP

Nawrocki zakończył przysięgę słowami: „Tak mi dopomóż Bóg”.

Prezydent Karol Nawrocki podkreślił, że 1 czerwca, w dniu drugiej tury wyborów na prezydenta, Polacy dali wyraźny sygnał, że chcą wypełniania obietnic wyborczych. Zadeklarował, że jako prezydent będzie głosem narodu polskiego. Takie mam przed sobą zadanie – dodał.

Prezydent Nawrocki, wygłaszając pierwsze orędzie, wskazał, że 1 czerwca Polacy dali wyraźny sygnał, że „chcą wypełniania obietnic wyborczych, chcą wybierać swojego prezydenta w poczuciu wolności i nie ulegną propagandzie politycznej”.

Stwierdził też, że 1 czerwca wszyscy jeszcze raz przekonali się, że „prezydent musi być tylko i aż głosem obywateli i obywatelek RP, nikim więcej”. – Ja jako prezydent będę głosem narodu polskiego i takie mam przed sobą zadanie – oświadczył.

Dodał, że Polacy oczekują tego, aby politycy wypełniali swoje obietnice wyborcze, które – jak przypomniał – zawarł w „Planie 21”. Zadeklarował, że będzie konsekwentny i zdeterminowany w realizacji Planu 21. Zapewnił, że będzie dążył do tego, aby polskie państwo było miejscem rozwoju, wielkich przełomowych projektów takich, jak CPK, polskie drogi i polskie porty.

Wynik wyborów 1 czerwca to sygnał dla klasy politycznej, że dalej tak rządzić nie można, że Polska tak dzisiaj nie powinna wyglądać – powiedział w środę prezydent Karol Nawrocki. Jak dodał, „wybacza całą pogardę i to, co działo się w czasie wyborów”.

– Wybór wolnego narodu postawił mnie dziś przed państwem, wbrew wyborczej propagandzie, kłamstwom, wbrew teatrowi politycznemu i wbrew pogardzie, z którą się spotykałem w drodze do urzędu prezydenta RP – powiedział Nawrocki. – Jako chrześcijanin ze spokojem i z głębi serca wybaczam całą tę pogardę i to, co działo się w czasie wyborów – podkreślił.

Jak mówił, „jako wspólnota narodowa mamy tę wielką wartość przywiązania do wartości i tożsamości chrześcijańskiej”. – To nie powinno się zmieniać, a w wartościach chrześcijańskich miłość i miłosierdzie do drugiego człowieka jest jednym z podstawowych elementów – dodał.

– Ale wybory 1 czerwca wysłały także silny głos suwerena do całej klasy politycznej – wybierając mnie na urząd prezydenta RP. To głos, że dalej tak rządzić nie można, i że Polska tak dzisiaj wyglądać nie powinna. To głos Polek i Polaków – że chcą, aby politycy spełniali obietnice składane w trakcie kampanii wyborczej – stwierdził prezydent.

– Będę głosem tych, którzy chcą Polski suwerennej, Polski która jest w Unii Europejskiej, ale Polski, która nie jest Unią Europejską, tylko jest Polską i pozostanie Polską – powiedział Nawrocki.

Zaznaczył, że zarówno w dyskusjach z polskim rządem, jak i na arenie międzynarodowej będzie wspierał relacje w ramach UE. – Ale nigdy nie zgodzę się na to, by UE zabierała Polsce kompetencje, szczególnie w sprawach, które nie zostały zapisane w traktatach europejskich, a te nie powinny się zmienić. Będę głosem obywateli, którzy chcą suwerenności – podkreślił prezydent.

Powiedział też, że będzie głosem tych, którzy chcą Polski bezpiecznej, głosem polskich żołnierzy i oficerów. Zapewnił, że będzie wspierał wszystkie wysiłki modernizacyjne polskiej armii; że będzie dążył do tego, aby była największą siłą NATO w UE.

Nawrocki podkreślił znaczenie sojuszy międzynarodowych, w tym ze Stanami Zjednoczonymi. Oświadczył, że będzie dbał o pozycję Polski w NATO. – Polska powinna być liderem budowania siły, systemu immunologicznego, odpowiedzialności wschodniej flanki NATO – powiedział.

Dodał, że marzy również, aby Bukaresztańska Dziewiątka (zrzeszenie dziewięciu państw Europy Środkowo-Wschodniej), w dłuższej perspektywie stanie się Bukaresztańska Jedenastką razem z państwami skandynawskimi.

Nie dla nielegalnej migracji, nie dla euro – zadeklarował w orędziu prezydent Karol Nawrocki, dodając, że będzie sprzeciwiał się również podniesieniu wieku emerytalnego. Zadeklarował ze nie będzie podejmował decyzji zgodnie z podziałami politycznymi, ale wbrew nim.

– Program, który będę realizował, będzie programem zrównoważonego rozwoju państwa polskiego. Tak, my wszyscy jesteśmy z miast i wiosek polskich i nie ma Polski A i Polski B – powiedział prezydent.

Jak wskazał, jego program zakłada powiedzenie „nie” nielegalnej migracji i walucie euro oraz „tak” polskiej złotówce. Zadeklarował również, że nie pozwoli na podniesienie wieku emerytalnego zarówno kobietom, jak i mężczyznom.

– Stoję przed wami, świadomy wielkiego zadania i ogromnej odpowiedzialności, jaka przede mną stoi. Ale stoję tutaj, w polskim Sejmie, świadomy także podziałów w polskim życiu politycznym, w polskim życiu społecznym. Chcę jasno zadeklarować, że swoich decyzji nie będę podejmował zgodnie z tymi podziałami, tylko wbrew tym podziałom, podejmując zawsze decyzje, które odnoszą się do głosu narodu polskiego, nie do politycznych czy partyjnych emocji – powiedział Nawrocki.

We środę przed godz. 11 zakończyło się Zgromadzenie Narodowe, przed którym Karol Nawrocki złożył przysięgę prezydencką. Po uroczystości w Sejmie wraz z małżonką prezydent udał się do Archikatedry św. Jana Chrzciciela, gdzie odbyła się msza św. w intencji ojczyzny i prezydenta.

Następnie na Zamku Królewskim Karol Nawrocki przejmie symboliczne zwierzchnictwo nad Orderem Orła Białego i Orderem Odrodzenia Polski – dwoma najstarszymi cywilnymi odznaczeniami państwowymi. Również tam planowane jest przemówienie prezydenta.

Około godz. 15.15  odbędzie się uroczyste wejście pary prezydenckiej do Pałacu Prezydenckiego. Przejście pary prezydenckiej z Zamku Królewskiego do Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu uświetni orkiestra oraz Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego.

O godz. 16.30 rozpoczną się uroczystości na placu marszałka Józefa Piłsudskiego. Po przyjęciu meldunku szefa Sztabu Generalnego WP gen. Wiesława Kukuły, przywitaniu z Dowódcami Rodzajów Sił Zbrojnych, których przedstawi minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz oraz z żołnierzami ze zgromadzonych pododdziałów i oddaniu honorów sztandarom Karol Nawrocki przejmie zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi RP. Wygłosi też przemówienie i odbierze defiladę.

O godz. 17.30 wraz z rodziną Prezydent Karol Nawrocki uda się do Pałacu Prezydenckiego.

 Znadniemna.pl na podst. PAP/Prezydent.pl, fot.: Marek Borawski/KPRP

We środę, 6 sierpnia, prezydent elekt Karol Nawrocki złożył przed Zgromadzeniem Narodowym przysięgę i objął urząd prezydenta Polski. Podczas swojego pierwszego orędzia zapowiedział złożenie pierwszego projektu ustawy, który będzie dotyczyć CPK (Centralnego Portu Komunikacyjnego). Zadeklarował również, że będzie konsekwentny i zdeterminowany w realizacji swojego planu

Dzisiaj w 161.rocznicę śmierci Romualda Traugutta, ostatniego dyktatora powstania styczniowego i naszego krajana, przypominamy sylwetkę człowieka, który w czasach narodowego zwątpienia wybrał niezłomność i poświęcenie.

Jego życie to opowieść o cichej odwadze, duchowym przywództwie i wierze w Polskę, która miała się dopiero narodzić. 161 lat temu na stokach Cytadeli Warszawskiej zginął człowiek, ale narodził się symbol.

Od szlacheckiego wychowania do carskiej armii

Romuald Traugutt urodził się 16 stycznia 1826 roku w Szostakowie, na terenie ówczesnej guberni grodzieńskiej, a obecnie – obwodu brzeskiego na Białorusi.

Pochodził z niezamożnej rodziny szlacheckiej, która mimo skromnych warunków pielęgnowała silne tradycje patriotyczne. Wychowywany przez babkę Justynę Błocką, od najmłodszych lat nasiąkał opowieściami o polskiej historii, bohaterstwie i niepodległościowych dążeniach.

„Zawsze dotkliwie czułem stratę matki, choć skutków jej nie doświadczyłem pod czułą opieką babki mojej” – pisał po latach.

Jako młody chłopak Traugutt wyróżniał się pilnością i zdolnościami. Ukończył gimnazjum w Świsłoczy ze złotym medalem, co otworzyło mu drogę do kariery wojskowej. Wstąpił do armii rosyjskiej, gdzie szybko awansował dzięki talentowi organizacyjnemu i odwadze. Brał udział w tłumieniu powstania węgierskiego w 1848 roku oraz w wojnie krymskiej, zdobywając odznaczenia i uznanie przełożonych.

Romuald Traugutt w rosyjskim mundurze, fot.: Wikipedia

Choć służył w armii zaborcy, nigdy nie porzucił myśli o wolnej Polsce. Po odejściu ze służby w 1862 roku, zajął się gospodarstwem i rodziną, ale w jego sercu wciąż tliła się iskra niepodległości. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, nie zawahał się – wrócił do walki, tym razem jako żołnierz sprawy narodowej.

Dyktator powstania – samotny przywódca w czasach chaosu

W październiku 1863 roku Romuald Traugutt został mianowany dyktatorem powstania styczniowego. Był to moment przełomowy – zryw tracił impet, a jego struktury pogrążały się w chaosie. Traugutt podjął się zadania niemal niemożliwego: scentralizowania działań, nadania im charakteru narodowego i moralnego, oraz przywrócenia wiary w sens walki. „Celem jedynym i rzeczywistym powstania naszego jest odzyskanie niepodległości i ustalenie w kraju naszym porządku opartego na miłości chrześcijańskiej, na poszanowaniu prawa i wszelkiej sprawiedliwości” – pisał.

Jako dyktator wykazywał się niezwykłą konsekwencją i dyscypliną. Pracował niemal samotnie, często nocami, redagując dokumenty, planując akcje i utrzymując kontakt z emisariuszami. Nie miał wsparcia ze strony zagranicy, a wielu współczesnych uznawało jego działania za zbyt idealistyczne. Mimo to nie ustępował – wierzył, że nawet przegrane powstanie może być fundamentem przyszłej niepodległości.

„Ja nie wiem, czy jest sens. Wiem tylko, że jest mus” – wyznał w jednym z listów.

Historyk Antoni Maziarz zauważa: „Traugutt prezentował klasyczne ujęcie patriotyzmu – uczucia względem ojczyzny, postawa gotowości do poświęceń, której celem jest osiągnięcie jej dobra, bez dezawuowania praw innych narodów”. Jego duchowe przywództwo, choć niedoceniane wówczas, dziś uznawane jest za jedno z najczystszych i najbardziej heroicznych w historii Polski.

Cytadela i krzyż – ostatnie dni bohatera

W kwietniu 1864 roku Romuald Traugutt został aresztowany przez władze carskie w swoim warszawskim mieszkaniu. Zdradzony przez konfidenta, trafił do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej – miejsca, które dla wielu Polaków stało się symbolem cierpienia i śmierci. Przesłuchiwany, nie wydał nikogo. Do końca zachował godność i milczenie, które dla jego oprawców było równie wymowne jak krzyk.

Cytadela Warszawska: brama straceń, fot.: domena publiczna

Proces był pokazowy – carat chciał zademonstrować siłę i zniechęcić społeczeństwo do dalszego oporu. Traugutt został skazany na śmierć przez powieszenie, razem z czterema członkami Rządu Narodowego. Egzekucja odbyła się 5 sierpnia 1864 roku na stokach Cytadeli. Świadkowie wspominali, że w chwili śmierci uniósł krzyż i zawołał: „Oto jestem” – gest, który porównywano do Chrystusowego oddania. Tłum zgromadzony na egzekucji śpiewał hymn „Święty Boże, święty mocny”, oddając hołd człowiekowi, który stał się męczennikiem narodowej sprawy.

Kaźń Romualda Traugutta i czterech jego współpracowników: Jana Toczyskiego, Rafała Krajewskiego, Romana Żulińskiego oraz Jana Jeziorańskiego – była końcem powstania styczniowego i aktem okrutnych represji wobec Polaków, które doprowadziły do dalszej rusyfikacji oraz germanizacji w zaborach rosyjskim i pruskim.

Dziedzictwo, które nie umiera

Po śmierci Romualda Traugutta pamięć o nim była pielęgnowana przez kolejne pokolenia. W czasach zaborów jego postać była inspiracją dla konspiratorów, nauczycieli i poetów. W II Rzeczypospolitej wzniesiono mu pomniki, nadano jego imię szkołom i ulicom. Nawet w PRL-u, mimo trudnej relacji z historią powstań, Traugutt był uznawany za wzór patriotyzmu.

Dziś jego dziedzictwo jest żywe – nie tylko w podręcznikach, ale w kulturze, edukacji i pamięci zbiorowej.

„Polska istnieć będzie, bo istnienie jej dla postępu ludzkości nie tylko jest potrzebnym, ale i koniecznym” – pisał Traugutt.

Jego postać przypomina, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze, że wymaga ofiary, odwagi i wiary.

W czasach, gdy patriotyzm bywa powierzchowny, warto wracać do takich postaci jak Romuald Traugutt. Nie po to, by idealizować przeszłość, ale by zrozumieć, że wolność ma swoją cenę – i że są ludzie, którzy gotowi byli ją zapłacić bez wahania.

Opr. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl, fot.: Wikipedia

Dzisiaj w 161.rocznicę śmierci Romualda Traugutta, ostatniego dyktatora powstania styczniowego i naszego krajana, przypominamy sylwetkę człowieka, który w czasach narodowego zwątpienia wybrał niezłomność i poświęcenie. Jego życie to opowieść o cichej odwadze, duchowym przywództwie i wierze w Polskę, która miała się dopiero narodzić. 161 lat temu

16 września 2025 roku Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny ogłosi decyzję o uznaniu za świętych cerkiewnych duchownych zamordowanych w Katyniu oraz m.in. ofiar sowieckich łagrów, obozów koncentracyjnych i Powstania Warszawskiego – poinformował zwierzchnik Cerkwi w Polsce metropolita Sawa.

Męczeństwo w lesie katyńskim

Zbrodnia katyńska, dokonana wiosną 1940 roku przez sowieckie NKWD, pochłonęła życie ponad 20 tysięcy obywateli II Rzeczypospolitej — głównie oficerów Wojska Polskiego, policjantów, urzędników i przedstawicieli inteligencji. Choć przez dekady prawda o Katyniu była zakłamywana, dziś stanowi jeden z najboleśniejszych rozdziałów polskiej historii.

Dla Polskiego Kościoła Prawosławnego, wielu spośród zamordowanych było nie tylko obywatelami, ale i wiernymi. Kanonizacja ich jako męczenników wiary to uznanie, że ich śmierć była nie tylko politycznym mordem, ale także duchowym świadectwem — ofiarą złożoną w imię prawdy, godności i niezłomności.

Wśród osób kanonizowanych przez Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny znaleźli się trzej prawosławni kapelani wojskowi, którzy zginęli w zbrodni katyńskiej:

– ks. płk Szymon Fedorońko – naczelny kapelan wyznania prawosławnego Wojska Polskiego, zamordowany w Katyniu.

ks. ppłk Wiktor Romanowski – kapelan Policji Państwowej i Wojska Polskiego, również ofiara zbrodni katyńskiej.

ks. mjr Włodzimierz Ochab – duchowny prawosławny, represjonowany przed wojną, zamordowany w Twerze (Miednoje).

Tablica upamiętniająca prawosławnych kapelanów – ofiar zbrodni katyńskiej w katedralnej świątyni Prawosławnego Ordynariatu Wojska Polskiego, fot.: powp.wp.mil.pl

Autokefalia i tożsamość duchowa

Rok 2025 jest rokiem stulecia autokefalii Polskiego Kościoła Prawosławnego — momentu, w którym Cerkiew w Polsce uzyskała niezależność od struktur zagranicznych. To wydarzenie miało ogromne znaczenie dla budowania duchowej tożsamości prawosławnych Polaków, szczególnie w kontekście trudnych relacji z Moskwą.

Decyzja o kanonizacji ofiar Katynia w tym jubileuszowym roku jest głęboko symboliczna. Pokazuje, że Cerkiew nie tylko pamięta o swoich wiernych, ale też potrafi odważnie mówić o prawdzie historycznej. To także wyraz duchowej dojrzałości — zdolności do pojednania, ale bez zapomnienia.

Głos metropolity Sawy: „To świadectwo duchowej odwagi”

Zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, metropolita Sawa, wielokrotnie podkreślał znaczenie duchowego wymiaru pamięci o Katyniu. W kontekście trudnych relacji z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym, metropolita Sawa zaznaczył: „Jednoznacznie stwierdzam, że moja depesza została wysłana jedynie, by spełnić wymogi przyjęte protokołem, bez uwzględnienia trudnej sytuacji geopolitycznej. Perspektywa ostatnich dni oraz dokonana przez wielu interpretacja moich zamiarów i słów w sposób sprzeczny z moimi intencjami pokazuje, iż pomyliłem się, a sytuacja wymagała większej ostrożności”.

W kontekście wojny w Ukrainie, metropolita Sawa nie pozostawił wątpliwości co do stanowiska Cerkwi: „Potępiałem i potępiam zbrodniczą inwazję Federacji Rosyjskiej na niepodległą Ukrainę. Wyraz temu stanowisku dałem jeszcze w marcu 2022 roku, kierując apel o jej zaprzestanie zarówno do Federacji Rosyjskiej, jak i osobiście do Jego Świątobliwości Patriarchy Cyryla”.

Kanonizacja jako akt pamięci i pojednania

Kanonizacja nie jest tylko liturgicznym aktem. To także forma narodowej pamięci, która przekracza granice wyznania. Wśród ofiar Katynia byli zarówno katolicy, jak i prawosławni, Żydzi, protestanci — ludzie różnych tradycji, zjednoczeni w tragicznym losie. Uznanie ich za świętych męczenników to gest, który może budować mosty między wspólnotami.

W obliczu współczesnych napięć geopolitycznych, ten akt ma również wymiar polityczny — choć nie agresywny, lecz afirmujący. Pokazuje, że duchowość może być przestrzenią, w której historia zostaje przepracowana, a nie tylko upamiętniona. To także przypomnienie, że świętość nie zawsze rodzi się w klasztorze — czasem w okopach, celach więziennych, czy w katyńskim lesie.

Świadectwo dla przyszłych pokoleń

Dla młodych pokoleń, które coraz częściej oddalają się od historii, kanonizacja ofiar Katynia może być impulsem do refleksji. Nie chodzi tylko o religijne znaczenie, ale o zrozumienie, że przeszłość nie jest martwa — żyje w decyzjach, które podejmujemy dziś. Święci z Katynia stają się duchowymi patronami pamięci, prawdy i odwagi.

Polska Cerkiew Prawosławna, podejmując tę decyzję, pokazuje, że duchowość może być aktywna, zaangażowana i głęboko zakorzeniona w narodowej historii. To nie tylko gest wobec przeszłości, ale także wezwanie do przyszłości — by nie zapominać, ale też nie zatrzymywać się w bólu.

Znadniemna.pl na podstawie Misyjne.pl/Ekumenia.pl, na zdjęciu: Sawa – Prawosławny Metropolita Warszawski i Całej Polski, fot.: Cerkiew.pl

16 września 2025 roku Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny ogłosi decyzję o uznaniu za świętych cerkiewnych duchownych zamordowanych w Katyniu oraz m.in. ofiar sowieckich łagrów, obozów koncentracyjnych i Powstania Warszawskiego – poinformował zwierzchnik Cerkwi w Polsce metropolita Sawa. Męczeństwo w lesie katyńskim Zbrodnia katyńska, dokonana wiosną 1940 roku

W pierwszej połowie 2025 roku Polska odnotowała gwałtowny wzrost liczby deportacji obywateli Białorusi. Jak wynika z danych Straży Granicznej, tylko w pierwszym kwartale bieżącego roku wydalono z kraju 326 osób, z czego 23 zostały deportowane siłą. Białorusini znaleźli się na drugim miejscu wśród najczęściej wydalanych cudzoziemców – zaraz po obywatelach Gruzji.

Powody deportacji są zróżnicowane: od naruszeń prawa, takich jak bójki czy jazda pod wpływem alkoholu, po brak ważnych dokumentów, przekroczenie terminu wizy czy niedostateczne środki finansowe. W tle tych działań znajduje się zaostrzenie polityki migracyjnej wobec obywateli Białorusi, które nastąpiło po masowym napływie uchodźców politycznych z tego kraju w latach 2020–2024.

Organizacje pozarządowe, w tym Amnesty International, ostrzegają, że deportacje mogą prowadzić do dramatycznych konsekwencji. Władze Białorusi coraz częściej stosują bowiem represje wobec osób powracających z zagranicy – grożą im zatrzymania, pozbawienie obywatelstwa, a nawet oskarżenia o „ekstremizm” na podstawie dekretów dyktatora Aleksandra Łukaszenki.

„Polska nie może ignorować faktu, że wielu Białorusinów przebywających na jej terytorium to osoby uciekające przed prześladowaniami politycznymi. Deportacja w takich przypadkach może być równoznaczna z wydaniem ich w ręce reżimu” – komentuje przedstawicielka Amnesty International Polska.

Organizacje broniące praw człowieka apelują o pilne zmiany legislacyjne, w tym uproszczenie procedur legalizacji pobytu oraz wydłużenie ważności polskich dokumentów podróży z jednego roku do trzech lat. Wskazują również na potrzebę stworzenia trwałych rozwiązań dla osób żyjących w próżni prawnej – bez możliwości pracy, leczenia czy zawierania związków małżeńskich.

Sytuacja Białorusinów w Polsce pozostaje jednym z najważniejszych wyzwań w obszarze polityki migracyjnej i praw człowieka w 2025 roku.

Znadniemna.pl na podstawie euroradio.fm/wiadomości.onet.pl, fot.: pixabay.com

W pierwszej połowie 2025 roku Polska odnotowała gwałtowny wzrost liczby deportacji obywateli Białorusi. Jak wynika z danych Straży Granicznej, tylko w pierwszym kwartale bieżącego roku wydalono z kraju 326 osób, z czego 23 zostały deportowane siłą. Białorusini znaleźli się na drugim miejscu wśród najczęściej wydalanych

Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosił 30 lipca br. rozporządzenie określające dokumenty poświadczające znajomość języka wykładowego na studiach w Polsce. Choć miało ono uporządkować zasady rekrutacji cudzoziemców, środowisko akademickie alarmuje, że nagłe wprowadzenie przepisów bez okresu przejściowego doprowadziło do chaosu prawnego i organizacyjnego, który może ograniczyć dostępność studiów dla obcokrajowców — w szczególności dla studentów z Białorusi.

Co zawiera rozporządzenie?

Rozporządzenie (https://dziennikustaw.gov.pl/D2025000104501.pdf) z dnia 30 lipca 2025 r. precyzuje, jakie dokumenty potwierdzają znajomość języka wykładowego (min. poziom B2). Wśród nich znalazły się:

  • Certyfikaty językowe (np. ECL, państwowe certyfikaty językowe)
  • Świadectwa ukończenia szkół z wykładowym językiem polskim lub angielskim
  • Dokumenty z listy załączników do rozporządzenia

Krytyka ze strony KRASP

Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) ostrzega, że nowe przepisy — wprowadzone z jednodniowym vacatio legis — paraliżują rekrutację:

  • Uczelnie nie wiedzą, jakie dokumenty są akceptowane przez konsulaty
  • Kandydaci nie mają czasu na zdobycie wymaganych certyfikatów
  • Wnioski wizowe są odrzucane mimo wcześniejszego przyjęcia na studia

KRASP apeluje o pilne doprecyzowanie przepisów wykonawczych i odroczenie ich stosowania, wskazując na naruszenie zasady lex retro non agit (prawo nie działa wstecz).

Petycja środowiska akademickiego

Na stronie petycjeonline.com opublikowano petycję z apelem o odroczenie wejścia w życie rozporządzenia co najmniej do roku akademickiego 2026/2027. Podpisana przez setki przedstawicieli uczelni i kandydatów, petycja wskazuje m.in. na:

  • Brak możliwości przystąpienia do egzaminów językowych przed końcem rekrutacji
  • Patową sytuację wizową: kandydaci nie mogą uzyskać wizy bez certyfikatu, a nie mogą zdobyć certyfikatu bez przyjazdu do Polski
  • Wstrzymanie decyzji o przyjęciu przez uczelnie z obawy przed naruszeniem przepisów

Szczególna sytuacja studentów z Białorusi

Dla kandydatów z Białorusi, którzy przed rozpoczętym w 2020 roku kryzysem politycznym w tym kraju i zmianą statusu szkół z polskim językiem wykładowym na rosyjskojęzyczne często uczęszczali do tychże szkół, nowe przepisy oznaczają niepewność i ryzyko odrzucenia wniosków, mimo spełnienia faktycznych wymogów językowych. Wiele uczelni wstrzymało bowiem decyzje o przyjęciu, a kandydaci nie wiedzą, czy ich dokumenty zostaną uznane.

„Nowe przepisy, choć zrozumiałe w swojej intencji, zostały wprowadzone nagle, bez przygotowania, i nie uwzględniają realnych możliwości kandydatów zagranicznych” – czytamy w petycji.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie odniosło się jeszcze do apeli środowiska akademickiego. Tymczasem uczelnie, kandydaci i organizacje rektorskie apelują o dialog, przejrzystość i szacunek dla zasady zaufania obywateli do państwa prawa.

Znadniemna.pl na podstawie naukawpolsce.pl/gazeta.sgh.waw.pl/petycjeonline.com, fot.: studia.studentnews.pl

Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosił 30 lipca br. rozporządzenie określające dokumenty poświadczające znajomość języka wykładowego na studiach w Polsce. Choć miało ono uporządkować zasady rekrutacji cudzoziemców, środowisko akademickie alarmuje, że nagłe wprowadzenie przepisów bez okresu przejściowego doprowadziło do chaosu prawnego i organizacyjnego, który może

Emerytowany ksiądz Władysław Zawalniuk uznał, że skoro został „odsunięty od ołtarza, to musi głosić Słowo Boże”.

Ksiądz Władysław Zawalniuk, długoletni proboszcz zamkniętego trzy lata temu przez władze Czerwonego Kościoła w Mińsku (chodzi o kościół pw. św. Szymona i Heleny w Mińsku, który jest zwany Czerwonym z uwagi na to, że został zbudowany z czerwonej cegły – red.). Po tym jak rok temu przeszedł na emeryturę i zrezygnował ze stanowiska proboszcza, po raz pierwszy publicznie wypowiedział się na temat okoliczności swojej dymisji.

Wówczas informowaliśmy, że według wiernych ksiądz nie złożył wtedy wniosku o rezygnację, jak podawały oficjalne źródła.

Teraz ks. Zawalniuk potwierdził tamte przypuszczenia w nagraniu na platformie YouTube, które poświęcił tematowi życia na emeryturze, zarówno swojego, jak i każdego innego człowieka.

Kapłan zaznaczył w nagraniu, że został wysłany na „niezasłużony urlop”, po czym ujawnił:

„Zostałem wysłany na emeryturę na rozkaz z góry, ale nie przez papieża. Odsunęli mnie, ekskomunikowali od ołtarza, od odprawiania Mszy Świętej, od Kościoła, od pracy duszpasterskiej – czyli także od ludu”.

Jednocześnie ksiądz podkreślił, że pokłada nadzieję w Bogu, że „wszystko będzie dobrze, ufam Bogu”.

Należy zauważyć, że ks. Władysław, ściśle rzecz biorąc, nie został „ekskomunikowany od ołtarza” i nie został pozbawiony prawa do odprawiania Mszy Świętej. Prawdopodobnie używając tych słów miał na myśli „ekskomunikowanie” od konkretnego ołtarza – czyli wydalenie z parafii, której proboszczem był przez wiele lat.

Po stwierdzeniu powyższego faktu ksiądz uznał, że skoro został „odsunięty od ołtarza Bożego, od ofiary Mszy Świętej, to powinien głosić Słowo Boże” w inny sposób. Dlatego otworzył swój kanał na YouTube pt. „Głos Duszy”, który ma obecnie prawie 3 tysiące subskrybentów.

W swoich nagraniach ksiądz jawi się jako kaznodzieja o silnym charakterze i uczestniczy w odprawianiu Mszy świętych w parafiach, które go zapraszają.

Ksiądz Zawalniuk w swoich wystąpieniach na YouTube wspominał represjonowanego w ZSRR księdza Adama Stankiewicza, który wydał modlitewnik „Głos Duszy” oraz straconego przez Niemców w czasie II wojny światowej księdza Wincentego Godlewskiego, proboszcza Czerwonego Kościoła, który napisał przedmowę do drugiego wydania modlitewnika, przygotowanego przez ks. Stankiewicza.

Znadniemna.pl za Katolik.life

Emerytowany ksiądz Władysław Zawalniuk uznał, że skoro został „odsunięty od ołtarza, to musi głosić Słowo Boże”. Ksiądz Władysław Zawalniuk, długoletni proboszcz zamkniętego trzy lata temu przez władze Czerwonego Kościoła w Mińsku (chodzi o kościół pw. św. Szymona i Heleny w Mińsku, który jest zwany Czerwonym z

Przejdź do treści