HomeStandard Blog Whole Post (Page 17)

A kilka dni temu, 4 września, obchodziliśmy 215 rocznicę urodzin autora tego dramatu Juliusza Słowackiego – jednego z polskich wieszczów narodowych, którego sam Marszałek Józef Piłsudski nazywał poetą „królom równym”. Z okazji Narodowego Czytania „Kordiana” i Jubileuszu urodzin autora tego dzieła, przypominamy Państwu życiorys wybitnego polskiego poety, rodem z Kresów Wschodnich.

Juliusz Słowacki na rycinie Jamesa Hopwooda, źródło: Wikipedia

Juliusz Słowacki przyszedł na świat 4 września 1809 roku w Krzemieńcu na Ukrainie. Jego ojciec, Euzebiusz, był profesorem literatury polskiej w Liceum Krzemienieckim oraz na Uniwersytecie w Wilnie. Po jego śmierci Juliusza wychowywała matka, Salomea z Januszewskich, która w 1818 roku poślubiła doktora Augusta Becu. Matka przyszłego poety prowadziła salon literacki, dzięki czemu Juliusz miał w dzieciństwie i wczesnej młodości kontakt z ówczesną elitą intelektualną, zwłaszcza z kręgu Uniwersytetu Wileńskiego. Tym sposobem poznał m.in. Adama Mickiewicza przed jego wyjazdem z Litwy.

W 1825 roku Juliusz Słowacki rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Wileńskim. W okresie nauki w Wilnie poznał m.in. Joachima Lelewela, braci Śniadeckich i ich siostrę – Ludwikę, która była pierwszą wielką miłością młodego poety. W lutym 1829 roku Słowacki przeniósł się do Warszawy, gdzie rozpoczął pracę w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Swoje zarobki umiejętnie pomnażał, inwestując je na paryskiej giełdzie, m.in. w akcje kolei lyońskiej. Pozwoliło mu to zyskać pewną niezależność finansową, wszystkie swoje dzieła wydawał własnym sumptem. Po wybuchu powstania listopadowego, 9 stycznia 1831 r., podjął pracę w powstańczym Biurze Dyplomatycznym księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. 8 marca udał się z misją dyplomatyczną Rządu Narodowego do Londynu.

W 1831 roku Słowacki wyjechał do Drezna, a następnie – w misji dyplomatycznej władz Powstania Listopadowego – do Paryża i Londynu. Od grudnia 1832 do lutego 1836 przebywał w Genewie, dokąd wydelegowany został przez środowisko paryskiej emigracji polskiej, aby dopilnować wybicia medali upamiętniających powstanie listopadowe. Jak pisze Zieliński, Słowacki miał z powodu tych medali całą masę kłopotów. Doszło do tego, że musiał przemycać cały ich transport przez granicę francusko-szwajcarską, prawdopodobnie dofinansował całe przedsięwzięcie z własnych środków.

Nad Jeziorem Genewskim Słowacki wydał trzeci tom swoich wierszy, przeżył też miłość do Marii Wodzińskiej. W roku 1838 wyruszył w podróż po Włoszech, Grecji, Egipcie, Palestynie i Syrii, którą opisał w „Podróży do Ziemi Świętej”. Po powrocie do Paryża poeta związał się na krótko z Kołem Sprawy Bożej Andrzeja Towiańskiego, z którym jednak wkrótce zerwał, aby rozwijać własną doktrynę filozoficzną. Jej założenia zawarte zostały m.in. w traktacie „Genezis z Ducha”, który powstał latem 1844 r.

Z bogatej twórczości Słowackiego najbardziej znane są dramaty „Kordian” (1834), „Balladyna” (1839), „Mazepa” (1840), „Lilla Weneda” (1840), „Sen srebrny Salomei” (1844), poemat dygresyjny „Beniowski” (1841), poemat „Król-Duch” oraz wiersze m.in. „Grób Agamemnona”, „Testament mój”.

Jan Zieliński, autor biografii Słowackiego pt. „SzatAnioł” pisał, że choć wiadomo, że poeta przeżył kilka wielkich miłości, jednak biografowi trudno się doszukać w życiorysie poety śladów jakiegoś dłuższego związku z kobietą. Zieliński podejrzewa, że Słowacki najbliżej był z księżniczką Charlottą Bonaparte – włosko-francuską arystokratką, prowadzącą w Rzymie słynny salon literacki. Poeta poznał ją, jako wdowę i prawdopodobnie był ojcem jej dziecka, przy którego urodzeniu Charlotta zmarła. Słowacki był bardzo dyskretny, jeżeli chodzi o ten związek, jednak jego ślady można znaleźć m.in. w listach do matki.

Mimo że gruźlica, na którą Słowacki cierpiał od dziecka podkopała jego zdrowie, poeta wyruszył w 1848 roku do Wielkopolski, by wziąć udział w powstaniu, jednak zamierzeń swych nie zrealizował. Wtedy też ostatni raz spotkał się z matką we Wrocławiu. Rok później – 3 kwietnia 1849 roku – poeta zmarł w Paryżu na gruźlicę.

W czerwcu 1927 roku szczątki Juliusza sprowadzono do kraju. Po uroczystościach w stolicy (przez katedrę Świętego Jana przewinęło się podobno sto tysięcy osób) trumnę uroczyście przewieziono do Krakowa. 28 czerwca 1927 roku, po mszy świętej orszak pogrzebowy odprowadził złożoną na rydwanie zaprzężonym w trzy pary białych koni arabskich, na Wawel. Kondukt rozwinął się na długość kilku kilometrów, a jego przejście zajmowało przeszło trzy kwadranse. Kulminacyjnym momentem uroczystości było przemówienie Marszałka Józefa Piłsudskiego wygłoszone na dziedzińcu arkadowym Zamku Wawelskiego. Piłsudski mówił o nieśmiertelności, o tym, że moc ducha jest w stanie pokonać przeciwności losu, niewolę, wygnanie, mocarstwa, a wreszcie, nieuchronną śmierć. Po zakończeniu przemówienia Marszałek zwrócił się do otaczających nosze z trumną oficerów słowami: „W imieniu rządu Rzeczypospolitej polecam panom odnieść trumnę do krypty królewskiej, by (według innej wersji: „bo” – przyp. PAP) królom był równy”.

W krypcie, gdzie spoczęła trumna Słowackiego postawiono też urnę z krzemieniecką ziemią z grobu matki, a u podnóża sarkofagu urny z ziemią z grobu ojca poety w Wilnie i z ziemią z Montmartre. Złożeniu szczątków poety towarzyszył królewski dzwon Zygmunt oraz salwa 101 salw armatnich.

Jan Lechoń napisał o polskim pogrzebie Słowackiego wiersz, który zakończył słowami: „Tę trumnę całą w kwiatach, tę drogę wspaniałą/ Bicie dzwonów i blask ten, co kościół rozjarzył,/ Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył./ Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało”.

Jutro, 7 września 2024 roku, „Kordian” Słowackiego będzie lekturą 13. edycji Narodowego Czytania.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl/PAP, ilustracja: obraz  Leona Picarda pt. „Kordian w podziemiach  katedry Świętego Jana”, źródło: Wikipedia

A kilka dni temu, 4 września, obchodziliśmy 215 rocznicę urodzin autora tego dramatu Juliusza Słowackiego – jednego z polskich wieszczów narodowych, którego sam Marszałek Józef Piłsudski nazywał poetą „królom równym”. Z okazji Narodowego Czytania „Kordiana” i Jubileuszu urodzin autora tego dzieła, przypominamy Państwu życiorys wybitnego

Funkcjonowanie strefy buforowej na granicy z Białorusią zostanie przedłużone o kolejne 90 dni – powiedział wczoraj w Kielcach polski minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak. Minister dodał, że w resorcie kończą się prace nad nowym rozporządzeniem, które obowiązywać będzie od 11 września.

Od 13 czerwca na ok. 60 km odcinku granicy z Białorusią w powiecie hajnowskim obowiązuje strefa buforowa z zakazem przebywania. Została wprowadzona na 90 dni na podstawie rozporządzenia MSWiA, aby powstrzymać napływ nielegalnych migrantów z tego kraju.  Na ponad 40 km nie wolno przebywać w pasie o szerokości 200 metrów od linii granicy, na 16 km pas ma ok. 2 km szerokości.

Strefa przyniosła konkretne, dobre rezultaty. Jest ona przede wszystkim wymierzona w przemytników ludzi, którzy podejmują osoby przerzucane przez granicę – powiedział minister.

Szef MSWiA zaznaczył, że na przełomie maja i czerwca resort przez niego kierowany podjął „szereg decyzji związanych ze zmianą sposobu działania na granicy”.

Chodzi o wejście oddziałów prewencji i policji, jak również szkolenia dla straży granicznej i wojska. Po stronie wojskowej też się sporo wydarzyło. Wojsko się przeorganizowało, wprowadziło inne dowodzenia, inny sprzęt – mówił Tomasz Siemoniak.

Siemoniak powiedział również, że ogrodzenie graniczne zbudowane w Polsce w ostatnich latach zostanie jeszcze bardziej wzmocnione, dodając, że „nowe rozwiązania zapobiegną łatwemu przekraczaniu granicy”.

Poprzedni rząd po raz pierwszy wprowadził strefę buforową w 2021 roku, po tym jak Białoruś postanowiła stworzyć presję migracyjną na wschodnie granice UE w odwecie za sankcje Brukseli wobec Mińska.

Znadniemna.pl/PAP

Funkcjonowanie strefy buforowej na granicy z Białorusią zostanie przedłużone o kolejne 90 dni - powiedział wczoraj w Kielcach polski minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak. Minister dodał, że w resorcie kończą się prace nad nowym rozporządzeniem, które obowiązywać będzie od 11 września. Od 13 czerwca na ok.

W nocy na 4 wrzenia nieznani sprawcy ostrzelali z broni pneumatycznej okna budynku białoruskiej prawosławnej parafii w Wilnie. Nabożeństwa sprawują tu białoruscy księża, należący do Patriarchatu Konstantynopola – ojcowie Georgij Roj i Aleksander Kuchta. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie nocnego ostrzału. Nie milkną jednak komentarze o kolejnej prowokacji reżimu Aleksandra Łukaszenki.

Co do tego, że prawosławna parafia białoruska, niepodlegająca jurysdykcji Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, mogła stać się celem ataku ze strony agentów białoruskich służb specjalnych, nie ma wątpliwości proboszcz zaatakowanej parafii  – ojciec Georgij Roj.

W rozmowie z Radiem Racyja duchowny powiedział:

„Jestem przekonany, że jest to jednoznacznie prowokacja białoruskich służb specjalnych, i nie mam co do tego żadnych wątpliwości”.

Ojciec Georgij wykluczył przy tym, iż za nocnym napadem mogą stać Litwini, rzekomo niezadowoleni obecnością w swoim kraju dużej liczby migrantów z Białorusi, opozycyjnie nastawionych do reżimu Łukaszenki:

„Za półtora roku działalności naszej parafii nie zauważyliśmy żadnego nieprzychylnego gestu, czy incydentu ze strony społeczności litewskiej. Wręcz odwrotnie – odczuwamy wsparcie i szacunek, a wielu Litwinów przychodzi do nas po prostu, żeby porozmawiać i nas zobaczyć”

– oznajmił prawosławny kapłan.

Ostrzał białoruskiej cerkwi to nie jedyna prowokacja, wymierzona minionej nocy w białoruską społeczność Wilna.

W nocy wybito szyby także w Centrum Kultury Białoruskiej w Wilnie. To organizacja, która zrzesza Białorusinów na Litwie oraz tworzy przestrzeń dla białoruskich projektów i inicjatyw.

Białoruski kanał na Telegramie „Chrześcijańska wizja” podaje, że nocne incydenty wpisują się w liczne prowokacje skierowane przeciwko białoruskiej emigracji politycznej. Według autorów publikacji za prowokacjami mogą stać osoby, związane ze służbami specjalnymi reżimu Aleksandra Łukaszenki.

W lipcu tego roku nieznani sprawcy rozbili witrynę sklepu z białoruską symboliką narodową, należącego do byłego więźnia politycznego panującego na Białorusi reżimu.

Znadniemna.pl na podstawie TVP.info/Racyja.com/T.me/s/christianvision/ Na zdjęciu: otwór w szybie okna cerkwi po kuli,  wystrzelonej minionej nocy  z broni pneumatycznej, fot.: facebook.com/georgewroi

W nocy na 4 wrzenia nieznani sprawcy ostrzelali z broni pneumatycznej okna budynku białoruskiej prawosławnej parafii w Wilnie. Nabożeństwa sprawują tu białoruscy księża, należący do Patriarchatu Konstantynopola – ojcowie Georgij Roj i Aleksander Kuchta. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie nocnego ostrzału. Nie milkną jednak komentarze

Im więcej kontaktów mają Białorusini z krajami Zachodu, tym częściej wyznają poglądy prozachodnie – do takiego wniosku doszedł brytyjski think tank Chatham House po analizie badania socjologicznego, przeprowadzonego na próbie 827 respondentów z Białorusi w okresie od 28 czerwca do 3 lipca 2024 roku.

Ile Białorusinów podróżuje do UE?

Z sondażu wynika, że zaledwie 22 proc. Białorusinów w ciągu ostatnich pięciu lat odwiedziło kraje Unii Europejskiej. Zdecydowana większość z nich (71 proc.) deklarowała przy tym cel turystyczny, natomiast odwiedziny u krewnych lub znajomych były celem podróży dla 37proc. respondentów (badanie dopuszczało wskazanie przez pytanego kilku celów podróży – red.). Zakupy, jako cel podróżowania do UE wskazało natomiast 20 proc. gości z Białorusi.

Wykres ukazujący posiadanie przez Białorusinów wiz europejskich w stosunku do chęci ich otrzymania, źródło: Chatham House

Analizowany przez Chatham House sondaż pokazał także, że podróżować do Europy chciałaby większość Białorusinów. 65 proc. wybrałoby przy tym podróż w celach turystycznych i 8 proc. „bardzo chciałoby” wyjechać do UE na stałe, a kolejne 12 proc. – „raczej by tego chciało”.

Z badania wynika, iż w okresie przeprowadzania sondażu zaledwie 7 proc. Białorusinów miało ważne wizy. Ciekawe jest, iż 22 proc. chciałoby dostać wizę, ale nie składa wniosku wizowego do żadnej z ambasad, gdyż uważa, że otrzymanie wizy jest nierealne, albo procedura jej uzyskania jest zbyt uciążliwa.

O znajomości języków i skutkach oddziaływania propagandy

Badacze zauważyli, że oddziaływanie łukaszenkowskiej i putinowskiej propagandy na świadomość Białorusinów robi swoje, ale zasadniczo Białorusini nie poddają się jej indoktrynacji w tak znacznym stopniu, jak wygląda to w przypadku Rosjan. Chatham House sugeruje, że dosyć zauważalne jednak oderwanie Białorusinów od kultury i wartości zachodnich przynajmniej częściowo tłumaczy się niskim poziomem znajomości języków obcych.

Samoocena władania językami obcymi, źródło: Chatham House

6 proc. badanych stwierdziło na przykład, że biegle włada językiem ukraińskim, a 24 proc. uznało, że w tym języku „potrafi porozumiewać się na proste tematy”. Dużo gorzej jest ze znajomością języka angielskiego. Zaledwie 4 proc. respondentów oceniło swoje umiejętności jako „znakomite”, a około 12 proc. stwierdziło, że potrafi porozumiewać się po angielsku jedynie „na poziomie podstawowym”. Paradoksalnie, ale jeszcze gorzej wygląda wśród Białorusinów znajomość języka polskiego. Jest rozumiany na podobnym poziomie, jak języki: niemiecki, francuski, czy włoski.

A jak Białorusini postrzegają sąsiadów?

Kolejnym interesującym obszarem badania Chatham House jest postrzeganie przez Białorusinów krajów zachodnich oraz poziomu ich rozwoju. Białorusini uważają na przykład swój kraj za bardziej rozwinięty od Polski, m.in. w dziedzinie oświaty i rolnictwa.

Ocena rozwoju Białorusi w stosunku do innych krajów, źródło: Chatham House

„Ocena rozwoju Polski jest bezpośrednio powiązana z osobistymi doświadczeniami: ci, którzy odwiedzili kraje Europy Wschodniej, znacznie rzadziej twierdzą, że Białoruś rozwinęła się lepiej niż Polska” – piszą badacze.

Jedynie 33 proc. badanych stwierdziło, że chciałoby żyć na poziomie zbliżonym do UE, a 42 proc. uznało, że na Białorusi żyje się lepiej niż w krajach europejskich. Zbliżenia z Zachodem i rozszerzenia więzi z zachodnią kulturą oraz wartościami chciałaby połowa respondentów. Natomiast 14 proc. badanych jest za ograniczeniem takich więzi, a reszta nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.

Z kim Białorusi powinni się przyjaźnić?

Kolejne pytanie, które sprawiło trudności wielu pytanym dotyczyło z kim – Rosją, czy Zachodem, Białorusini powinni się zbliżać. Nie potrafiło odpowiedzieć na to pytanie 35 proc. badanych. Prawie tyle samo – 34 proc. – zadeklarowało chęć zbliżenia się z Rosją. Jak się okazało jest ich ponad dwukrotnie więcej, niż zwolenników zbliżenia się z krajami UE – 13 proc. Eurosceptycyzm Białorusinów może tłumaczyć się tym, że ponad połowa z nich nie wierzy w możliwość wejścia swojego kraju do Unii Europejskiej w ciągu najbliższych 15 lat.

Znadniemna.pl na podstawie Euroradio.fm

Im więcej kontaktów mają Białorusini z krajami Zachodu, tym częściej wyznają poglądy prozachodnie - do takiego wniosku doszedł brytyjski think tank Chatham House po analizie badania socjologicznego, przeprowadzonego na próbie 827 respondentów z Białorusi w okresie od 28 czerwca do 3 lipca 2024 roku. Ile Białorusinów

Chodzi o lokale gastronomiczne „Stolle”, działające w Brzozówce pod Lidą oraz w samej Lidzie. Oba zostały nazwane na cześć przedwojennego polskiego przedsiębiorcy i patrioty Juliusza Stolle, założyciela znanej w całej II Rzeczypospolitej Polskiej i daleko poza jej granicami – legendarnej Huty Szkła „Niemen”, która stała się przedsiębiorstwem, wokół którego powstało miasto Brzozówka.

O zatrzymanej właścicielce barów „Stolle” wiadomo, że nazywa się Diana Bursztyka i wraz z mężem Cirylem Bursztyką od kilku lat prowadzi w Brzozówce, a od niedawna także w Lidzie, lokale gastronomiczne upamiętniające de facto założyciela przedwojennej Brzozówki. Łukaszenkowskie kanały propagandowe na Telegramie piszą, iż wraz z Dianą Bursztyką służby białoruskie zatrzymały za „ekstremizm w Internecie” także kilku współpracowników restauracji, prowadzonych przez kobietę. Na profilu barów „Stolle” w Instagramie  oraz na logo, które widnieje na samym lokalu, można się przekonać, że nazwa nie jest przypadkowa i firma gastronomiczna rzeczywiście wybrała sobie za patrona Juliusza Stolle.

Przypomnijmy, że Juliusz Stolle (1891-1926), będąc skutecznym przedwojennym przedsiębiorcą, był także gorliwym polskim patriotą i w duchu polskiego patriotyzmu wychował swoich synów: Edwarda Stolle, porucznika Wojska Polskiego, który 13 sierpnia 1920 roku zginął śmiercią żołnierza pod Radzyminem, broniąc Warszawy przed bolszewickim natarciem oraz Feliksa Czesława Stolle, którego los, dzięki relacji jego wnuczki – Danuty Stolle-Grosfeld, opisaliśmy w ramach prowadzonej przez nasz portal akcji pt. „Dziadek w polskim mundurze”.

Juliusz Stolle jest pochowany w Brzozówce, mieście, które zawdzięcza mu swoje powstanie, istnienie i rozwój. Mieszkańcy Brzozówki jeszcze w 2018 roku uzyskali zgodę Ministerstwa Kultury Białorusi na postawienie w Brzozówce pomnika założyciela miasta. Warunkiem władz było jednak uzbieranie przez mieszkańców środków na wykonanie i montaż upamiętnienia.

Jednym z liderów inicjatywy upamiętnienia w Brzozówce Juliusza Stolle był miejscowy działacz społeczny Witold Aszurak, późniejszy więzień polityczny reżimu Łukaszenki, który w okolicznościach, wskazujących na stosowanie wobec niego tortur, zginął w więzieniu w maju 2021 roku.

Znadniemna.pl

Chodzi o lokale gastronomiczne „Stolle”, działające w Brzozówce pod Lidą oraz w samej Lidzie. Oba zostały nazwane na cześć przedwojennego polskiego przedsiębiorcy i patrioty Juliusza Stolle, założyciela znanej w całej II Rzeczypospolitej Polskiej i daleko poza jej granicami - legendarnej Huty Szkła „Niemen”, która stała

Był przyjacielem Rzeczypospolitej, wybitnym medykiem, botanikiem i biologiem, założycielem grodzieńskiej szkoły medycznej oraz ogrodu botanicznego w Grodnie, a także profesorem Uniwersytetu Wileńskiego. Król Polski trzymał do chrztu jego, urodzonego w Grodnie, syna.

Illustracja: Wikipedia

Jean Emmanuel Gilibert urodził się w miejscowości  Vallon de Saint-Clair koło Lyona 20 czerwca 1741 roku.  W dzieciństwie i w latach młodzieńczych jego edukacją kierował wuj, ksiądz Gemini. W latach 1760-64 studiował medycynę w Montpellier. Stopień doktora otrzymał w 1763 r., praktykę zaczął na wsi, potem przeniósł się do Lyonu, gdzie leczył, zbierał rośliny, prowadził wykłady z botaniki. Podjął także próbę założenia ogrodu botanicznego, w związku z czym popadł w tarapaty finansowe. Wskutek tego zmuszony był szukać intratnego zajęcia. To prawdopodobnie stało się bezpośrednią przyczyną wyjazdu do Polski. Akurat bowiem Stanisław August Poniatowski, „planował utworzenie szkoły medycznej i ogrodu botanicznego w Grodnie” i poszukiwał kogoś odpowiedniego do realizacji tego zadania. Sławny wówczas w świecie naukowym, szwajcarski przyrodnik Albert Haller, polecił królowi lekarza i przyrodnika z Lyonu. Król wystosował zaproszenie, a Gilibert ochoczo je przyjął.

Trzeba z uznaniem podkreślić, że przygotowywał się do wyjazdu bardzo starannie. W Paryżu przestudiował kolekcje Muzeum Narodowego i rośliny ogrodu, konsultował się z francuskimi autorytetami nauk przyrodniczych ze sławnej przyrodniczej rodziny de Jussieu. Pojechał do Montpellier, aby obejrzeć rośliny południowe, a nawet odbył wycieczki w Pireneje, dla poznania nowych, nieznanych gatunków. Także podczas podróży do Polski przez Niemcy,  Szwajcarię i Austrię, uzupełniał po drodze swój podręczny zielnik.

Do Warszawy dotarł prawdopodobnie z początkiem października 1775 r., a w końcu tegoż miesiąca do Grodna. Gdy spotkał (jak sam napisał) „najbardziej wykształconego i najbardziej nieszczęśliwego z monarchów Europy”, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, szybko się z nim zaprzyjaźnił. Do tego stopnia, że monarcha trzymał do chrztu syna Giliberta urodzonego w Grodnie w 1780 r.

Pałac Czetwertyńskich w Grodnie na rysunku Napoleona Ordy. To tutaj mieściła się założona przez J.E. Giliberta Akademia Medyczna, ilustracja: Wikipedia

Na Litwie pozostał przez osiem lat, mieszkając najpierw w Grodnie, a potem w Wilnie. Okres ten spędził bardzo pracowicie: praktykował jako lekarz, prowadził prace botaniczne i zoologiczne, wykładał historię naturalną, zorganizował gabinet przyrodniczy oraz ogrody botaniczne. W czasie licznych wędrówek poznał i opisał dość dokładnie Wielkie Księstwo, wyrażając się z sympatią o miejscowych ludziach, chwaląc ich zaradność i gospodarność. Dlatego może dziwić fakt, że w 1783 r. nagle i niespodziewanie zdecydował się na powrót do Francji. Co więcej, mimo że król chciał go zatrzymać, wyjechał pospiesznie, pozostawiając tymczasem w Wilnie rodzinę i większość swoich rzeczy. Jakie były powody nagłego wyjazdu, dokładnie nie wiadomo.  Być może przyczyniły się do tego m.in. intrygi zawistnych mu ludzi z otoczenia króla oraz choroba.

Botanika była wielką pasją w życiu Giliberta. Mimo że z wykształcenia lekarz, był gorącym orędownikiem traktowania botaniki za naukę samodzielna, odrębną od medycyny. Niemal natychmiast po przyjeździe na Litwę, bo już wiosną 1776 r., zaczął zbierać do zielnika rośliny z okolic Grodna. Zwykle towarzyszyła mu grupa kilkunastu studentów. Były to wyprawy – jak sam pisał – ”tak owocne, iż pierwszego roku odkryliśmy prawie wszystkie gatunki wskazane przez Loesela”. Obserwacje i opisy florystyczne Giliberta bardzo przydały się Stanisławowi Jundziłłowi, uczniowi i następcy Giliberta, przy „Opisaniu roślin Wielkiego Księstwa Litewskiego…” Prace botaniczne francuskiego przyrodnika zyskały duże uznanie w oczach króla, który zlecił nawet wykonanie jego popiersia z napisem „Primo vero indagatorii naturae in hoc regno” i umieszczenie w jednej ze swoich galerii. Także w pamiętnikach królewskich znalazły się pochlebne wzmianki o pracach botanicznych Giliberta, z podkreśleniem zasług przy zakładaniu ogrodu i propagowaniu systemu Linneusza (Gilibert zdawał sobie sprawę z jego niedoskonałości i swoją florę Litwy oparł o system Ludwiga). Warto dodać, że jego nazwisko widnieje przy nazwach wielu opisanych przezeń roślinach, jak np. Centaurium umbellatum, Hepatica triloba czy Armoracia lapathifolia (nazwy te są obecnie traktowane jako synonimy).  Francuski botanik był twórcą tzw. wileńskiej szkoły botanicznej, a także autorem interesujących koncepcji z geografii roślin (m.in. sporządził pierwszą w Europie mapę fitogeograficzną, której jednak nigdzie nie opublikował), opisywał i analizował warunki siedliskowe i zjawiska fenologiczne. Usiłował nawet (naśladując w pewnym stopniu Linneusza) stworzyć tzw. kalendarz florystyczny oraz badał historię botaniki. Założył też czasopismo botaniczne, pt. „Indagatores naturae in Lithuania” (ukazał się, niestety, tylko jeden numer – 1781 r.).

W swoich pracach botanicznych (m.in. we „Flora Lithuanica inchoata…” 1781-82 czy „Exercitia Phytologica”, wydanej już w Lyonie w 1792) podał blisko 700 gatunków z obszaru Litwy. Wiązało się z tym, oczywiście, sporządzenie zielników, których było prawdopodobnie trzy: „Hortus Grodnensis” (rośliny z grodzieńskiego ogrodu botanicznego), „Herbarium Grodnense” lub „Herbarium Giliberti” (rośliny dziko rosnące z okolic Grodna) oraz zielnik bez nazwy (rośliny z okolic Wilna). Zielniki te zostały później dokładnie zbadane przez jednego z naszych czołowych polskich botaników, Józefa Paczoskiego, który wypowiadał się o nich dość krytycznie. Między innymi z tego powodu, że Gilibert zbyt skwapliwie opisał, jako nowe gatunki, wiele anormalnie wyglądających roślin. Jednak zielnik ten posiada dużą wartość historyczną (czego Paczoski nie negował), jako że jest jednym z najstarszych istniejących w tej części Europy, a zapewne najstarszym litewskim.

Gilibert miał też spore zasługi w nauczaniu botaniki w Rzeczypospolitej, prowadził bowiem pierwsze wykłady tego przedmiotu w Wielkim Księstwie, a co najważniejsze, wytyczył program badawczy, realizowany potem przez Jundziłła. Botanik z Lyonu założył w swoim życiu trzy ogrody botaniczne: w Grodnie (1776), w Wilnie (1781), a wreszcie w Lyonie, którego dyrektorem pozostał do końca życia. Dla botaniki polskiej największe znaczenie miał ogród wileński. Gilibert już w pierwszym roku swego pobytu na Litwie zgromadził kolekcję 1200 egzotycznych roślin. Zbiór powiększył się wkrótce do 2000! Co ciekawe, o założeniu ogrodu myślał  jeszcze przed przybyciem do Polski! Kiedy w trakcie podróży do Warszawy, zatrzymał się w Wiedniu, wywiózł stamtąd dużą kolekcję nasion oraz sadzonki roślin. Potem otrzymał w darze rośliny  ze Szwajcarii i Montpellier, a drogą wymiany z ogrodem petersburskim, zgromadził kolekcję roślin syberyjskich.

Po powrocie do Francji poświęcił się prawie całkowicie pracy i karierze naukowej. Niemniej do końca życia zajmowały go losy Rzeczypospolitej. Interesujące, że przewidział upadek naszego kraju jeszcze przed rozbiorami, wymieniając 10 jego przyczyn(!), jak np. zamiłowanie „do zbytku wielkich domów”, bałagan „w finansach, który uniemożliwił utrzymanie armii zdolnej do obrony państwa, czy „niewolnictwo chłopów”.

Przyjaciel Rzeczypospolitej, Jean Emmanuel Gilibert zakończył życie w rodzinnym Lyonie, 2 września 1814 roku. Wart jest tego, aby polscy, a także białoruscy przyrodnicy, zwłaszcza botanicy, nie zapomnieli jego samego i zasług jakie położył dla nauki Rzeczypospolitej Obojga Narodów, współcześnie – polskiej, litewskiej oraz białoruskiej.

Znadniemna.pl na podstawie wilanow-palac.pl

Był przyjacielem Rzeczypospolitej, wybitnym medykiem, botanikiem i biologiem, założycielem grodzieńskiej szkoły medycznej oraz ogrodu botanicznego w Grodnie, a także profesorem Uniwersytetu Wileńskiego. Król Polski trzymał do chrztu jego, urodzonego w Grodnie, syna. [caption id="attachment_65802" align="alignnone" width="480"] Illustracja: Wikipedia[/caption] Jean Emmanuel Gilibert urodził się w miejscowości  Vallon de

System Kształcenia na Odległość (KNO) oferuje całkowicie darmową edukację on-line w języku polskim dla dzieci przebywających poza granicami RP.

Gwarancją wysokiego poziomu nauczania jest nadzór pedagogiczny oraz wykwalifikowani nauczyciele.

Szkoła KNO dysponuje nowoczesnymi rozwiązaniami IT wspierający multimedialne sposoby nauczania.

Edukacja kończy się uzyskaniem polskiego świadectwa szkolnego potwierdzającego naukę w polskim systemie edukacyjnym.

Zajęcia prowadzone są w trzech strefach czasowych, a elastyczne podejście do realizacji procesu nauczania uwzględnienia indywidualne potrzeby ucznia.

     Oto DLACZEGO WARTO uczyć się z nami:

1. Rekomendacja rodzica ucznia KNO.
2. Rekomendacja rodzica uczennicy KNO.
3. Rekomendacja uczennicy KNO.

    Nauka w Kształceniu na Odległość przynosi wiele korzyści uczniom przebywającym poza granicami Polski.

Oto kilka z nich:

    1. Możliwość zapisania dzieci do:

        -do szkoły podstawowej klasy 1-8,

        -do liceum ogólnokształcącego klasy 1-4.

    2. Uzyskanie polskiego świadectwa szkolnego potwierdzającego naukę w polskim systemie edukacyjnym, zgodnie z programem nauczania.

    3. Rozwój językowy:

        -doskonalenie posługiwania się językiem ojczystym w mowie i piśmie.

    4. Rozwój kompetencji społecznych:

      -możliwość nawiązywania kontaktów rówieśniczych w polskiej społeczności szkolnej.

    5. Rozwój osobisty:

        -możliwość płynnego powrotu do polskiego systemu oświaty,

        -perspektywa podjęcia studiów w Polsce.

    6. Samodzielność i pewność siebie:

        -wzrost pewności siebie i poczucia własnej wartości, tożsamości.

    7. Zrozumienie globalnych perspektyw:

        -lepsze zrozumienie globalnych problemów i wyzwań,

        -poznanie współczesnej nowoczesnej Polski i jej historii na tle Europy i reszty świata.

    Szkoły KNO zapraszają, do siebie – do małej Ojczyzny.

Zapraszamy do zapoznania się z ofertą https://www.orpeg.pl/ksztalcenie-na-odleglosc/rekrutacja-2024-2025/

Znadniemna.pl za orpeg.pl

System Kształcenia na Odległość (KNO) oferuje całkowicie darmową edukację on-line w języku polskim dla dzieci przebywających poza granicami RP. Gwarancją wysokiego poziomu nauczania jest nadzór pedagogiczny oraz wykwalifikowani nauczyciele. Szkoła KNO dysponuje nowoczesnymi rozwiązaniami IT wspierający multimedialne sposoby nauczania. Edukacja kończy się uzyskaniem polskiego świadectwa szkolnego potwierdzającego naukę w polskim systemie edukacyjnym. Zajęcia prowadzone są w trzech

Prezydent Andrzej Duda i jego małżonka Agata Kornhauser–Duda złożyli życzenia nauczycielom, uczniom oraz rodzicom z okazji rozpoczęcia roku szkolnego 2024/2025.

Szanowni Nauczyciele, Drodzy Uczniowie i Rodzice!

Z okazji rozpoczynającego się roku szkolnego 2024/2025 serdecznie pozdrawiamy wszystkich pedagogów, dzieci i młodzież, powracających do szkoły po wakacjach, oraz rodziców uczniów. Życzymy, by nadchodzące miesiące nauki były czasem owocnej pracy i satysfakcji. Niech przekazywanie i zdobywanie wiedzy oraz nowych umiejętności przebiega bez problemów i przynosi pozytywne rezultaty.

Szczególnie ciepło zwracamy się do najmłodszych uczniów, którzy dopiero zaczynają szkolną edukację, życząc, aby ten czas był wypełniony nie tylko nauką, lecz także wieloma nowymi przyjaźniami. Życzymy Wam odwagi w odkrywaniu nieznanych dotąd ścieżek. Śmiało wkraczajcie w nową dla Was rzeczywistość, a każdy dzień niech przynosi Wam wiele radości i dobrych przeżyć.

Szanowni Nauczyciele i Wychowawcy, jesteśmy pełni uznania dla Państwa codziennej pracy. Życzymy, aby najbliższy rok obfitował w postępy i sukcesy uczniów. Niech wspólny wysiłek podejmowany przez pedagogów i ich podopiecznych przynosi wszystkim satysfakcję i dumę.

Niech nadchodzące miesiące będą pełne pasji i nieustającej chęci do odkrywania świata! Wszystkim życzymy wytrwałości i zadowolenia z postępów w nauce. Tak uczniom, ich rodzicom, jak i nauczycielom. Oby najbliższy rok był niezapomnianym i owocnym czasem!

Wszystkiego dobrego w nowym roku szkolnym!

Z wyrazami szacunku

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Andrzej Duda

Agata Kornhauser–Duda

Znadniemna.pl/prezydent.pl

Prezydent Andrzej Duda i jego małżonka Agata Kornhauser–Duda złożyli życzenia nauczycielom, uczniom oraz rodzicom z okazji rozpoczęcia roku szkolnego 2024/2025. Szanowni Nauczyciele, Drodzy Uczniowie i Rodzice! Z okazji rozpoczynającego się roku szkolnego 2024/2025 serdecznie pozdrawiamy wszystkich pedagogów, dzieci i młodzież, powracających do szkoły po wakacjach, oraz rodziców

Wieluń koło Łodzi i Westerplatte w Gdańsku – miejsca w Polsce, gdzie 1 września 1939 roku eksplodowały pierwsze niemieckie pociski i rozpoczął się najtragiczniejszy w dziejach ludzkości globalny konflikt zbrojny. Na uroczystościach w okazji 85. rocznicy wybuchu wojny to właśnie do Wielunia i na Westerplatte udały się najważniejsze osoby w Polsce. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda przemówił w Wieluniu, zaś Prezes Rady Ministrów RP Donald Tusk wystąpił na Westerplatte.

1 września 1939 roku o godzinie 4:35 rano niemieckie siły zbombardowały Wieluń. Z kolei o 4:45 pancernik Schleswig-Holstein ostrzelał polską placówkę wojskową na Westerplatte w Gdańsku. Ten moment jest powszechnie uważany za początek II wojny światowej i to dlatego obchody 85. rocznicy jej wybuchu zaczęły się w minioną  niedzielę wcześnie rano.

Na gdańskim Westerplatte premier Donald Tusk brał udział w uroczystościach obok marszałka Sejmu Szymona Hołowni w asyście swoich zastępców – wicepremierów Władysława Kosiniaka-Kamysza i Krzysztofa Gawkowskiego Westerplatte.

Prezydent Andrzej Duda z kolei postanowił udać się na obchody do Wielunia (woj., łódzkie), aby zadośćuczynić tradycji ostatnich lat, zgonie z którą rocznice wybuchu II wojny światowej upamiętnia się równolegle zarówno na Westerplatte w Gdańsku, jak też  w Wieluniu. Andrzej Duda ostatni raz brał udział w podobnych obchodach  w Wieluniu 1 września 2021 roku. W późniejszych latach gościł tam premier Mateusz Morawiecki. W roku 2024 już nowego Prezesa Rady Ministrów gościło Westerplatte. Podczas gdańskich uroczystości odczytany został jednak list od Prezydenta RP.

 Andrzej Duda w Wieluniu: „Nie możemy być bezbronni wobec rodzącego się obok imperializmu”

Prezydent RP Andrzej Duda przemawia w Wieluniu podczas uroczystości z okazji 85. rocznicy wybuchu II wojny światowej, fot.: Przemysław Keler/KPRP

W Wieluniu syreny alarmowe zawyły o 4:40, zabił też dzwon przekazany miastu przez prezydenta w 2019 roku. 12 uderzeń w dzwon symbolicznie upamiętniło 1200 ofiar nazistowskiego nalotu na Wieluń. Głowa państwa złożyła też wieńce przed trzema pomnikami upamiętniającymi poległych 1 września 1939 roku, zbombardowaną synagogę oraz nalot bombowy na wieluński szpital.

Przemawiając na uroczystości prezydent odkreślił, że 85 lat temu Niemcy zaatakowali Wieluń, chociaż to miasto i jego mieszkańcy „niczemu nie zawinili”. – Brutalny, zmasowany atak na śpiących ludzi, nieuzbrojonych, niebroniące się i niebronione miasto zawsze w historii uważany był za akt absolutnego barbarzyństwa – podkreślił.

– Niczym nie zawiniło też Westerplatte – dodał Andrzej Duda, podkreślając, że „Niemcy zaczęli od tego, że postanowili brutalnie zmiażdżyć Polaków”.

– Realizowali przemysł śmierci. (…) Tutaj pokazali całą swoją pogardę dla drugiego człowieka – mówił prezydent i dodał „nigdy więcej nie możemy sobie pozwolić na to, by być bezbronnymi, kiedy obok nas rodzi się imperializm”. – Wyciągnęliśmy wnioski i wyciągamy. I tego też oczekujemy od naszych sojuszników – zaznaczył.

– Mówimy: „nigdy więcej wojny”, mówimy: „nigdy więcej nie może być na to zgody świata”. Wtedy była w istocie ta zgoda. Hitler odważył się na to dlatego właśnie, że miał zgodę. On tak rozumiał to, że kiedy wcześniej dokonał anschlussu Austrii, i kiedy wcześniej dokonał de facto zaboru Czechosłowacji, kiedy wcześniej rozpoczął eksterminację Żydów w Niemczech, to świat nie reagował – podkreśliła w Wieluniu głowa państwa.

Prezydent postanowił poruszyć również temat zadośćuczynienia. – Pytają nas, czy Polacy wybaczyli Niemcom. Jesteśmy narodem chrześcijańskim, obowiązkiem jest wybaczenie. Więc tak, w istocie wybaczyliśmy, choć pamiętamy. Ból jest. Są jeszcze dziesiątki tysięcy tych, którzy osobiście zostali skrzywdzeni przez Niemców – mówił.

Dodał, że „wina została przyznana, już wielokrotnie przedstawiciele RFN, z prezydentem Niemiec na czele skłaniali głowę wobec ofiar niemieckich totalitaryzmów i prosili o wybaczenie”.

– Za te wyliczalne straty zadośćuczynienie nie tylko jest możliwe, ale jest należne. I my, Polacy, go oczekujemy. Wierzę, że polskie władze będą go oczekiwały aż do skutku – podkreślił Andrzej Duda w Wieluniu.

– Zadośćuczynienie za straty poniesione w II wojnie światowej należy się Polakom. Zawsze byliśmy po właściwej stronie, po stronie wolnego świata. Nigdy nie stanęliśmy po stronie napastnika, nigdy nie kolaborowaliśmy z tymi, którzy odbierają wolność innym. Zawsze byliśmy i dzisiaj też jesteśmy po stronie wolności – podsumował prezydent.

Andrzej Duda w Wieluniu wspomniał również o Ukrainie. – Mówimy z satysfakcją, że świat zareagował na rosyjską agresję na Ukrainę. Pewne jest, że także dzięki naszemu wsparciu nasi sąsiedzi są w stanie odpierać rosyjską nawałę. Rosja musi zapłacić Ukrainie za wyrządzone straty. Musi zostać dokonane zadośćuczynienie. Nikt co do tego nie ma dziś wątpliwości. Tego wymaga elementarna sprawiedliwość – zaznaczył.

Donald Tusk w Gdańsku: „Nigdy więcej samotności”

Podczas uroczystości z okazji 85. rocznicy wybuchu II wojny światowej przemawia Prezes Rady Ministrów RP Donald Tusk, fot.: facebook.com/donaldtusk

W Gdańsku obchody 85. rocznicy wybuchu II wojny światowej rozpoczęły się o godzinie 4:45 od wycia syren alarmowych. Wcześniej przedstawiciele władz złożyli kwiaty na Cmentarzu Żołnierzy Wojska Polskiego na Westerplatte. Odśpiewano hymn, zapalony został także Znicz Pokoju, dla uczczenia poległych za ojczyznę oddano salwy z armat.

W swoim przemówieniu premier Donald Tusk podkreślił, że „lekcja Westerplatte, lekcja drugiej wojny światowej, to nie jest abstrakcja, karty podręczników”. Wspominał, że do szkoły w Gdańsku chodził wśród ruin. – W każdym polskim mieście, nie tylko w moim Gdańsku, te ślady wojny były obecne w czasie naszego dzieciństwa i jeszcze do dzisiaj – przypomniał.

– Za każdym razem tu, na Westerplatte 1 września, myślimy jako jednonarodowa wspólnota o naszych bohaterach, o tamtej przeszłości i myślimy też o przyszłości naszej ojczyzny, naszych dzieci i wnuków. Tak, aby już nigdy w Polsce nie trzeba było stawiać pomników ofiarom, żeby Polska już zawsze była zwycięska. To jest możliwe – mówił premier Donald Tusk i dodał, że „jesteśmy narodem zdolnym do bohaterstwa”.

Podkreślił, że „dziś nie chodzi jednak tylko o wzruszenie”. – Cześć bohaterom to także trwały fundament naszego bezpieczeństwa. Budujemy dzisiaj najnowocześniejszą armię w Europie. Polska inwestuje z niezwykłym wysiłkiem i poświęceniem w swoją siłę obronną. Zaczyna to dostrzegać cały świat, cała Europa – powiedział.

Tusk, dodał, że „nie wystarczy mówić o pojednaniu, nie wystarczy schylić głowy w poczuciu winy ze strony tych, którzy na Polskę napadli i rozpętali II wojnę światową”.

– Dzisiaj najważniejszym świadectwem zrozumienia tej lekcji jest pełne poświęcenie dla obrony, gotowości organizowania całego świata, zachodu Europy, NATO, do obrony przeciwko agresji, której jesteśmy świadkami dzisiaj na polach bitew Ukrainy – mówił dalej premier na Westerplatte.

Dodał, że „wojna znowu przychodzi od wschodu”. – Dzisiaj nie powiemy „Nigdy więcej wojny”. Dzisiaj musimy powiedzieć: „Nigdy więcej samotności”. Nie może już tak więcej być w historii, że Polska będzie samotnie stawiała czoła agresji temu czy innemu sąsiadowi – podkreślił Donald Tusk.

– Musimy także dzisiaj głośno powiedzieć „Nigdy więcej słabości”. Po to budujemy najnowocześniejszą armię w Europie, jedną z najsilniejszych w Europie, aby już nigdy nie wystawić na ryzyko bytu naszej ojczyzny. Żebyśmy już nigdy nie musieli poświęcać życia naszych bohaterów, żeby ojczyzna nasza była bezpieczna, wolna i niepodległa. Dziś, jutro i zawsze – powiedział w Gdańsku szef rządu.

Znadniemna.pl na podstawie naTemat.pl, fot.: naTemat.pl/Prezydent.pl/Facebook.com

Wieluń koło Łodzi i Westerplatte w Gdańsku – miejsca w Polsce, gdzie 1 września 1939 roku eksplodowały pierwsze niemieckie pociski i rozpoczął się najtragiczniejszy w dziejach ludzkości globalny konflikt zbrojny. Na uroczystościach w okazji 85. rocznicy wybuchu wojny to właśnie do Wielunia i na Westerplatte

Inwazja Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 nie zaczęła się od ataku na Westerplatte ani od bombardowania Wielunia, lecz od przekroczenia granicy i starć w okolicach Rybnika ok. półtorej godziny wcześniej, około godz. 3.14 – wynika z odnalezionych w Wielkiej Brytanii dokumentów.

Od lat za początek drugiej wojny światowej uchodzi ostrzał Westerplatte z niemieckiego pancernika Schleswig-Holstein, który rozpoczął się 1 września 1939 roku o godz. 4:45, ale coraz częściej historycy wskazują, że bombardowanie Wielunia miało miejsce pięć minut wcześniej. Wśród pretendentów do miana miejsca, gdzie mogła rozpocząć się II wojna światowa, znajduje się również Tczew, na który bomby spadły o godzinie 4:43.

Gdzie rozpoczęła się II wojna światowa?

Tymczasem Tomasz Muskus, mieszkający w Londynie badacz historii i działacz polonijny, odnalazł w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie dwa telegramy Armii Kraków, które wskazują, że do przekroczenia polskiej granicy w okolicach Rybnika doszło 1 września 1939 roku już o godz. 3:14.

„Na bezpośrednim przedpolu Rybnika własne odziały w styczności z nieprzyjacielem stwierdzono około 3:14 30 czołgów… lotnisko w Krakowie zbombardowane… pozostały jeszcze 2 budynki” – napisano w jednym z nich. „O świcie w godzinach 3:30-5:00 nieprzyjaciel przekroczył granice Polski” – napisano w drugim.

Telegramy sygnowało dwóch oficerów wywiadu – ppłk Marian Zdon, szef Oddziału II Sztabu Armii Kraków, który zginął 2 września 1939 roku w niemieckim nalocie na dworzec główny w Krakowie, oraz ppłk Stanisław Bień, kierownik Samodzielnego Referatu Sytuacyjnego Niemcy Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, który zajmował się meldowaniem o ruchach wojsk niemieckich i sytuacją na granicy.

Dowodzona przez gen. Antoniego Szyllinga Armia Kraków była związkiem operacyjnym, którego zadaniem we wrześniu 1939 r. było zabezpieczenie Górnego Śląska i zachodniej Małopolski. W jej skład wchodziła m.in. 6 Dywizja Piechoty, której Oddziały Wydzielone „Rybnik” i „Wodzisław” zabezpieczały obszar ziemi rybnickiej i wodzisławskiej.

Niemieckie natarcie

Muskus powiedział PAP, że na telegramy natknął się, gdy szukał dokumentów na temat oddziałów biorących udział w obronie Ziemi Wodzisławskiej, skąd pochodzi.

– To nie jest tak, że te telegramy były gdzieś ukryte, ale jak ktoś przeglądał archiwum, poszukując innych rzeczy, po prostu mógł na to nie zwrócić uwagi, bo zauważenie przekazanych tam informacji o rozpoczęciu niemieckiej napaści wymagało dokładniejszego wczytania się – wyjaśnia.

Dowodem na to, że w chwili, gdy rozpoczynało się bombardowanie Wielunia i ostrzał Westerplatte, walki na Śląsku już trwały, jest także znajdujący się w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie niemiecki dokument opisującą działania 5 Dywizji Pancernej Wehrmachtu, prowadzącej dwutorowy atak – na Rybnik, Żory i Pszczynę od jednej strony, oraz na Rydułtowy, Wodzisław, Mszanę i Pszczynę od drugiej.

Napisano w niej, że starcia na przedpolach Rybnika, Rydułtów, ale też na mostach granicznych toczyły się 1 września już o godz. 3:45. Wspomniane tam jest też starcie w Głożynach z oddziałem porucznika Tadeusza Kupfera, który po tym jak otrzymał informację, że walki już trwają, wydał o godz. 4:00 rozkaz wysadzenia w powietrze – by uniemożliwić Niemcom przejście tamtędy – tunelu kolejowego w Rydułtowach.

To już nie były tylko prowokacje

Tomasz Muskus przekonuje, że w świetle tych dokumentów nie można mówić, iż nadal były to niemieckie prowokacje, podobne do tych, jakie tuż przed wybuchem drugiej wojny zdarzały się niemal codziennie, lecz początek pełnowymiarowej inwazji, a zatem to na Śląsku miały miejsce pierwsze starcia w konflikcie.

– Wysadzenie tego tunelu oraz mostów było pierwszym punktem oporu przeciwko niemieckiej agresji. Ten tunel był bardzo ważny ze strategicznego punktu widzenia, bo prowadził do Raciborza, a nad nim biegła droga, w której po wysadzeniu go w powietrze powstały szczeliny, co utrudniło przejazd niemieckich pojazdów wojskowych – wskazuje.

Największy konflikt w dziejach ludzkości

Atak Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku rozpoczął II wojnę światową – największy konflikt w dziejach ludzkości. 17 września, realizując postanowienia tajnego protokołu paktu Ribbentrop-Mołotow, do niemieckiego agresora dołączyła Armia Czerwona, przekraczając wschodnią granicę II Rzeczpospolitej. Mimo przytłaczającej przewagi nieprzyjaciela, Wojsko Polskie broniło się ponad miesiąc.

Wojna trwała sześć lat i pochłonęła życie 60 milionów ofiar. Jedną dziesiątą stanowili Polacy – w tym 3 miliony polskich Żydów, stanowiące połowę żydowskich ofiar Holocaustu.

Znadniemna.pl/PAP

Inwazja Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 nie zaczęła się od ataku na Westerplatte ani od bombardowania Wielunia, lecz od przekroczenia granicy i starć w okolicach Rybnika ok. półtorej godziny wcześniej, około godz. 3.14 – wynika z odnalezionych w Wielkiej Brytanii dokumentów. Od lat za początek

Skip to content