HomeStandard Blog Whole Post (Page 11)

Bitwa Warszawska, rozegrana w dniach 13–25 sierpnia 1920 roku, była decydującym momentem wojny polsko-bolszewickiej. Określana mianem „Cudu nad Wisłą”, została uznana za jedną z 18 najważniejszych bitew w historii świata. Jej wynik przesądził o zachowaniu niepodległości przez Polskę i zatrzymał marsz rewolucji bolszewickiej na Zachód.

Wojna rozpoczęła się krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Bolszewicy, kierowani przez Lenina, planowali pokonanie Polski jako taktyczny cel, by następnie wesprzeć rewolucje w Niemczech i innych krajach Europy Środkowej. Po nieudanych rozmowach pokojowych w Moskwie i Mikaszewiczach, Armia Czerwona rozpoczęła ofensywę, której celem było zdobycie Warszawy.

Ofensywa sowiecka

Dowodzona przez Michaiła Tuchaczewskiego Armia Czerwona ruszyła na Warszawę, wspierana przez oddziały Siemiona Budionnego i III Korpus Kawalerii Gaj-Chana (właśc. Gaj Dimitriewicza Gaja).

Plan zakładał okrążenie polskich sił i zdobycie stolicy. Sytuacja była dramatyczna — Radzymin kilkanaście razy przechodził z rąk do rąk, a bolszewicy byli przekonani, że Warszawa upadnie w ciągu kilku godzin.

Plan Piłsudskiego

Marszałek Józef Piłsudski, wspólnie z gen. Tadeuszem Rozwadowskim, płk. Tadeuszem Piskorem i kpt. Bronisławem Regulskim, opracował plan kontrofensywy. Operacja składała się z trzech faz: obrony na linii rzek, uderzenia znad Wieprza na skrzydło bolszewików oraz pościgu i rozbicia sił Tuchaczewskiego. Kluczowe było odcięcie korpusu Gaj-Chana od głównych sił sowieckich.

Wojna radiowa

Ważnym elementem bitwy było zdobycie sztabu sowieckiej 4. Armii w Ciechanowie przez 203. Pułk Ułanów. Polacy przejęli radiostację i rozpoczęli zagłuszanie sowieckiej łączności, nadając przez dwie doby teksty Pisma Świętego. To uniemożliwiło koordynację działań Armii Czerwonej.

Przełom i zwycięstwo

16 sierpnia Piłsudski rozpoczął kontratak z rejonu Kocka i Cycowa, uderzając na tyły bolszewików. Polskie oddziały zdobywały kolejne miejscowości, m.in. Nasielsk, Pułtusk i Serock. 5. Armia gen. Władysława Sikorskiego skutecznie wiązała siły sowieckie, a 1. i 15. Dywizja Piechoty odcinały drogę odwrotu. Część wojsk sowieckich została zmuszona do przekroczenia granicy Prus Wschodnich, gdzie została rozbrojona.

Bilans

Straty polskie wyniosły ok. 4,5 tys. zabitych, 22 tys. rannych i 10 tys. zaginionych. Armia Czerwona straciła ok. 25 tys. zabitych i rannych, 60 tys. żołnierzy trafiło do polskiej niewoli, a 45 tys. zostało internowanych przez Niemców. Sukces Bitwy Warszawskiej był możliwy m.in. dzięki złamaniu sowieckich szyfrów przez por. Jana Kowalewskiego jeszcze w 1919 roku.

 Znadniemna.pl na podstawie Dzieje.pl, źródło ilustracji: Gov.pl

Bitwa Warszawska, rozegrana w dniach 13–25 sierpnia 1920 roku, była decydującym momentem wojny polsko-bolszewickiej. Określana mianem „Cudu nad Wisłą”, została uznana za jedną z 18 najważniejszych bitew w historii świata. Jej wynik przesądził o zachowaniu niepodległości przez Polskę i zatrzymał marsz rewolucji bolszewickiej na Zachód. Wojna

640 lat temu – 14 sierpnia 1385 roku – na zamku w Krewie (dzisiaj agromiasteczko w rejonie smorgońskim na Białorusi), Wielki Książę Litewski Jagiełło podpisał dokument, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak umowa przedmałżeńska. W rzeczywistości był to akt, który zapoczątkował jeden z najtrwalszych sojuszy politycznych średniowiecznej Europy — unię polsko-litewską.

Jagiełło zobowiązał się  wówczas do przyjęcia chrztu w obrządku katolickim, chrystianizacji Litwy, wypuszczenia polskich jeńców, przeznaczenia skarbów na odbudowę strat wojennych oraz — co najważniejsze — na „applicare” ziem litewskich i ruskich do Korony Królestwa Polskiego.

Litwa pod presją

W XIV wieku Litwa była ostatnim pogańskim państwem Europy, ale też jednym z największych terytorialnie. Jej władcy kontrolowali ogromne obszary Rusi, ale byli otoczeni przez wrogów: Krzyżaków, Moskwę, Tatarów i coraz bardziej ekspansywną Polskę.

„Jagiełło nie miał wyboru. Musiał szukać sojusznika, który pomógłby mu przetrwać. Polska była naturalnym kandydatem — wspólny wróg, wspólne interesy, a do tego korona w zasięgu ręki” — uważa prof. Maria Koczerska z Muzeum Historii Polski, cytowana przez portal Kresy.pl.

Małżeństwo z Jadwigą – polityka serca

Unia w Krewie była ściśle związana z planowanym małżeństwem Jagiełły z królową Polski, Jadwigą Andegaweńską. Choć była zaręczona z Wilhelmem Habsburgiem, polscy możnowładcy doprowadzili do zerwania tych zaślubin, widząc w Jagielle szansę na wzmocnienie państwa.

„To była decyzja strategiczna. Jadwiga była młoda, ale rozumiała wagę tej unii. Jej ślub z Jagiełłą był początkiem nowej epoki” — pisał Herbert Gnaś, autor opracowania o unii krewskiej, opublikowanego na portalu Kronikidziejow.pl.

Chrzest Litwy – cywilizacyjny przełom

W lutym 1386 roku Jagiełło przyjął chrzest w Krakowie, otrzymując imię Władysław. Dwa dni później poślubił Jadwigę, a w marcu został koronowany na króla Polski. Litwa rozpoczęła proces chrystianizacji, który miał ogromne znaczenie kulturowe i polityczne.

„Wprowadzenie Litwy do kręgu kultury łacińskiej oznaczało wielki skok cywilizacyjny. To nie była tylko zmiana religii — to była zmiana całego modelu państwowości” — podkreśla prof. Koczerska.

Spór o „applicare” – akt unii czy obietnica?

Historycy od lat spierają się o charakter dokumentu z Krewie. Czy był to formalny akt unii, czy jedynie zobowiązanie Jagiełły? Kluczowe jest łacińskie słowo „applicare”, które można tłumaczyć jako „przyłączyć”, ale nie jest to termin precyzyjny prawnie.

„Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, akt krewski nie był unią w ścisłym sensie. To była deklaracja polityczna, która dopiero w kolejnych latach została doprecyzowana” — wyjaśnia prof. Henryk Samsonowicz w komentarzu dla Polskiego Radia.

Narodziny Rzeczypospolitej

Choć unia w Krewie nie stworzyła od razu wspólnego państwa, była fundamentem dla dalszych aktów unijnych — w Wilnie i Radomiu (1401), Horodle (1413), aż po Unię Lubelską (1569), która stworzyła Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

„To był proces, nie jednorazowe wydarzenie. Ale bez Krewa nie byłoby ani Grunwaldu, ani Zygmunta Augusta, ani wspólnej historii Polski i Litwy” — czytamy w analizie historycznej na portalu Kresy.pl.

 Znadniemna.pl na podstawie Kresy.pl/Kronikidzieow.pl/Polskieradio.pl, ilustracja: Jadwiga i Władysław Jagiełło, źródło: domena publiczna

640 lat temu - 14 sierpnia 1385 roku - na zamku w Krewie (dzisiaj agromiasteczko w rejonie smorgońskim na Białorusi), Wielki Książę Litewski Jagiełło podpisał dokument, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak umowa przedmałżeńska. W rzeczywistości był to akt, który zapoczątkował jeden z najtrwalszych

W XIX wieku Syberia była miejscem zesłania dla wielu polskich patriotów, uczonych i artystów. Ale byli i tacy, którzy trafiali tam dobrowolnie – z pasji, potrzeby naukowej przygody i pragnienia służby ludziom. Jednym z nich był Julian Talko-Hryncewicz – lekarz, antropolog, etnograf, archeolog-amator i jeden z prekursorów badań nad ludami Syberii i historią Hunów.

Dziś przypominamy sylwetkę tego niezwykłego badacza, który zasłużył na miano jednego z najwybitniejszych uczonych, pochodzących z naszych stron. To on – niepozorny lekarz z Kresów – dał początek systematycznym badaniom nad Hunami i pokazał, że granice – geograficzne i kulturowe – można przekraczać z szacunkiem i otwartością. Choć żył na styku epok i imperiów, był zawsze wierny jednej idei: służyć człowiekowi poprzez naukę.

Z Rukszan na świat – początki niezwykłej drogi

Julian Talko-Hryncewicz

Julian Talko-Hryncewicz przyszedł na świat 175 lat temu, 12 sierpnia 1850 roku, we wsi Rukszany pod Gudogajami, niedaleko Ostrowca — dziś na terenie Białorusi. Rodzina Talko-Hryncewiczów wywodziła się ze szlacheckiego gniazda w Iłgowie pod Mariampolem (dzisiejsza Litwa). Julian był synem Dominika Jana (ur. 1803), lekarza, i Leokadii z Fiszerów. Rodzice rozwiedli się po czterech latach małżeństwa. Wychowaniem młodego Talko-Hryncewicza zajęli się dziadkowie ze strony matki – Adam (zm. 1896) i Domicella z Dworzeckich (zm. 1873) Fiszerowie.

Nasz bohater uczęszczał najpierw do gimnazjum w Kownie, gdzie po ukończeniu szóstej klasy pracował krótko w rodzinnej aptece, a edukację gimnazjalną ukończył już w prywatnej placówce w Petersburgu, w roku 1869. Początkowo Julian interesował się historią i heraldyką. Pasjonowało go pochodzenie narodów, ich migracje i języki. Ale to właśnie medycyna – jako nauka o człowieku – stała się jego życiowym wyborem.

Nieprzyjęty do Szkoły Głównej w Warszawie, w roku 1870 rozpoczął studia medyczne na Cesarskiej Akademii Medyko-Chirurgicznej w Petersburgu (jednej z najlepszych uczelni medycznych w Imperium Rosyjskim). Ogromny wpływ na wybór tego kierunku miała tradycja rodzinna. Wykształconymi na Uniwersytecie Wileńskim lekarzami byli praktykujący w Kownie ukochany dziadek, ojciec i stryj Julian, medykami zostali też przyrodni brat i brat matki. Talko-Hryncewicz nie był jednak na tej uczelni pełnoprawnym słuchaczem i po zdaniu egzaminu półlekarskiego zmuszony był przenieść się w 1872 roku na kijowski Uniwersytet św. Włodzimierza, gdzie w 1876 roku uzyskał dyplom lekarza.  Już podczas studiów interesował się nie tylko medycyną, ale także anatomią porównawczą, antropologią i etnografią.

Europa, antropologia i małżeństwo przed Syberią

Po ukończeniu nauki Talko-Hryncewicz udał się na staż naukowy do Europy Zachodniej. W Paryżu słuchał wykładów słynnego antropologa i chirurga Paula Broca, we Wiedniu poznawał funkcjonowanie nowoczesnych szpitali. To tam ukształtowało się jego podejście do nauki – łączące empirię z humanizmem.

Paul Pierre Broca

Po powrocie do Imperium Rosyjskiego pracował jako lekarz powiatowy w niewielkiej, liczącej wówczas 12 tysięcy mieszkańców, miejscowości Zwinogródka w guberni kijowskiej, gdzie w sumie pracowało czterech lekarzy. Talko-Hryncewicz prowadził praktykę lekarską o bardzo szerokim profilu. Przeważały w niej przypadki chorób zakaźnych, występujące endemicznie i epidemicznie. Nie odpowiadała mu jednak praca lekarza prowincjonalnego. Coraz więcej uwagi poświęcał antropologii i archeologii – brał udział w wykopaliskach, opisywał znaleziska, badał ludność wiejską.

Na Syberię nasz bohater zdecydował się przenieść zarówno z przyczyn naukowych, jak i finansowych. Na Dalekim Wschodzie lekarze byli lepiej opłacani, a nieodkryte dotąd ludy i ziemie dawały ogromne pole do badań. W 1892 roku, już jako mąż Krystyny Szabuniewicz, wyjechał do Trockosawska (dzisiejsza Kiachta), przy granicy z Mongolią. Tak zaczęła się jego największa przygoda.

Lekarz na krańcu świata, szanowany przez miejscowych

Trockosawiec (dzisiejsza Kiachta), 1880 год

Dom, w którym mieszkał Julian Dominikowicz Talko-Hryncewicz (Republika Buriacja, miasto Kiachta, ul. Serowa 9)

Na Zabajkalu Talko-Hryncewicz objął stanowisko lekarza okręgowego. Leczył ludzi, odbierał porody, wystawiał opinie sądowo-medyczne, walczył z epidemiami. Jego oddanie pracy i bezinteresowność zyskały mu ogromny szacunek wśród lokalnej ludności – zarówno rosyjskiej, jak i mongolskiej.

Zajmował się m.in. badaniami nad dżumą, która wówczas dziesiątkowała Zabajkale i Mongolię. Wysunął tezę, że różne jej odmiany mają wspólnego nosiciela – susła tarbagana, co w tamtym czasie było nowatorską hipotezą.

Mimo ogromu pracy medycznej, znajdował czas na badania archeologiczne. Aktywnie działał w lokalnym oddziale Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego i zainicjował badania starożytnych grobów w okolicy. Jego celem było połączenie danych archeologicznych z obserwacjami antropologicznymi – chciał zrozumieć związki między dawnymi mieszkańcami Daurii a współczesnymi ludami Syberii.

W poszukiwaniu Hunów – przełomowe odkrycia

W 1896 roku, razem z miejscowym pasjonatem archeologii Jakowem Smołowem, rozpoczął wykopaliska w tzw. Ilmowej Padzi, 20 km od Trockosawska. Miejsce owiane było złą sławą – miejscowi wierzyli, że zamieszkują je duchy. Mimo to badaczom udało się znaleźć robotników i rozpocząć pracę.

W ciągu dwóch lat odkryli 33 groby spośród ponad 200. Warunki były ekstremalne – ulewy, zmarznięta ziemia, głazy, brak żywności i daleko do miasta. Mimo to kontynuowali wykopaliska. Odkryte groby były imponujące: głębokie komory, sarkofagi z drewna modrzewiowego, podzielone na pomieszczenia. Znaleziono w nich broń, ozdoby ze złota i brązu, kości koni, psów, jeleni – wszystko to wskazywało na groby przedstawicieli elity koczowniczej.

Analiza szkieletów pozwoliła Talko-Hryncewiczowi wysunąć tezę: byli to ludzie niskiego wzrostu, atletyczni, przyzwyczajeni do jazdy konnej od dzieciństwa. Po zestawieniu danych z literaturą antyczną, badacz wysnuł wniosek, że groby należały do Hunów – koczowniczego ludu, który w V wieku naszej ery dotarł do Europy i był jednym z przeciwników upadającego Rzymu.

Naukowiec z pasji

Odkrycie to okazało się przełomem w badaniach nad Hunami. Talko-Hryncewicz kontynuował pracę terenową, odkrył kolejne cmentarzyska, a jego teorie potwierdzili późniejsi badacze. Dziś uważany jest za jednego z ojców archeologii Hunów.

Na Syberii spędził blisko dwie dekady — w tym czasie prowadził badania terenowe wśród Jakutów, Buriatów, Tatarów i innych społeczności, których życie, język, wierzenia i morfologia fizyczna fascynowały go jako badacza. Uważał, że nauka nie może istnieć w oderwaniu od codzienności i konkretnego człowieka. Jego notatki terenowe, rysunki, szkice czaszek, opisy obrzędów czy przedmiotów codziennego użytku stanowią dziś bezcenny materiał źródłowy.

Utrzymywał listowne kontakty z polskimi urzędnikami oraz badaczami Syberii, m.in. Aleksandrem Despotem-Zenowiczem (1829–1897), Benedyktem Dybowskim (1833–1930) i Bronisławem Piłsudskim (1866–1918). W uznaniu zasług na tym polu otrzymał w 1898 roku nagrodę naukową Towarzystwa Miłośników Przyrody, Antropologii i Etnografii w Moskwie.

Przyjaciel Wandalina Szukiewicza

Po powrocie z Syberii Talko-Hryncewicz osiadł w zachodniej części imperium rosyjskiego. Współpracował z Wandalinem Szukiewiczem — pionierem archeologii litewsko-białoruskiej — z którym prowadził wspólne badania w okolicach Naczy, na dzisiejszym pograniczu Litwy i Białorusi.

Cenił Szukiewicza zarówno jako naukowca, jak i jako człowieka głęboko zakorzenionego w lokalnej tradycji. Ich wspólne prace przyczyniły się do rozpoznania i udokumentowania wielu stanowisk archeologicznych, a także do rozwoju nauk pomocniczych historii w regionie.

Choć Talko-Hryncewicz nie był archeologiem z formalnym wykształceniem, jego wkład w dokumentację znalezisk, a przede wszystkim umiejętność interpretacji ich w szerszym kontekście antropologicznym, czyni go ważną postacią w historii tej dziedziny.

Idea Muzeum Etnograficznego

Do Krakowa wrócił na stałe w roku 1918, gdzie ponownie objął na UJ kierownictwo Katedry Antropologii. Doprowadził wówczas do rozbudowy zakładu antropologii fizycznej, który wzbogacił do ponad 14 tys. eksponatów, podarowując mu swą bogatą bibliotekę, instrumentarium, korespondencję i rękopisy prac, a także liczne pomoce naukowo-dydaktyczne. W 1911 roku przedstawił koncepcję powołania w Krakowie nowoczesnego muzeum etnograficznego. Postulował, by nie był to jedynie zbiór eksponatów, ale żywe centrum badawcze i edukacyjne, poświęcone ludom nie tylko Polski, ale i szeroko pojętego Wschodu.

Profesor dwóch uniwersytetów

Talko-Hryncewicz był profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, a później Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, gdzie kierował katedrą antropologii. Jego wykłady, prowadzone z pasją i erudycją, przyciągały studentów nie tylko z Polski, ale i z Litwy oraz krajów bałtyckich.

Uczył z przekonaniem, że antropologia to nie tylko nauka o ciele, ale i o duchu — że nie można zrozumieć człowieka, nie znając jego kultury, wierzeń i historii. Był też członkiem Akademii Umiejętności, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości — Polskiej Akademii Umiejętności.

Działał również w Towarzystwie Historycznym we Lwowie, wspierając rozwój badań regionalnych i popularyzując ideę ochrony dziedzictwa kulturowego.

Choć jego dorobek był imponujący, Talko-Hryncewicz pozostał przez całe życie człowiekiem niezwykle skromnym i niezależnym. Unikał sporów ideologicznych, nie angażował się w politykę, choć nie był obojętny na sprawy narodowe i społeczne.

Uważał, że misją naukowca jest poznanie, a nie ocenianie. Fascynowała go różnorodność ludzkich kultur i form życia — był jednym z pierwszych polskich uczonych, głoszących potrzebę szacunku wobec obcych tradycji i języków.

Pamięć o badaczu

W 1932 roku przekazał swoje bogate zbiory Muzeum Narodowemu i rozpoczął pisanie wspomnień. Był członkiem wielu polskich i zagranicznych towarzystw naukowych, m.in. Instytutu Antropologicznego w Paryżu i rosyjskiego Komitetu dla badań Azji Środkowej i Wschodniej w Petersburgu.

Julian Talko-Hryncewicz zmarł 28 grudnia 1936 roku w Warszawie. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim (kw. He). Był odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta (1926). Odszedł jako jeden z najbardziej wszechstronnych polskich badaczy przełomu XIX i XX wieku, choć dziś jego imię rzadko pojawia się w powszechnej świadomości. Pozostawił po sobie nie tylko prace naukowe, ale też dziesiątki uczniów, setki artefaktów i tysiące stron notatek — wszystko to świadczy o jego niezwykłej pracowitości i pasji.

W czasach, gdy coraz więcej mówi się o potrzebie dekolonizacji wiedzy i otwartości na inne kultury, myśl Talko-Hryncewicza zyskuje nową aktualność. Był badaczem, który słuchał, notował i rozumiał — nie narzucał. A to czyni go prekursorem nowoczesnego humanizmu w nauce.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl/Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

W XIX wieku Syberia była miejscem zesłania dla wielu polskich patriotów, uczonych i artystów. Ale byli i tacy, którzy trafiali tam dobrowolnie – z pasji, potrzeby naukowej przygody i pragnienia służby ludziom. Jednym z nich był Julian Talko-Hryncewicz – lekarz, antropolog, etnograf, archeolog-amator i jeden

14 sierpnia w Kościele katolickim przypada wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego – polskiego franciszkanina konwentualnego, prezbitera, gwardiana, misjonarza, męczennika. Dziś mijają 84 lata od jego męczeńskiej śmierci.

Gdy myślimy o św. Maksymilianie Marii Kolbem, najczęściej widzimy go w dramatycznym świetle Auschwitz — jako męczennika, który mając 47 lat ofiarował swoje życie za drugiego człowieka. Ale zanim stał się ikoną heroicznej miłości, był cichym rewolucjonistą w Grodnie. To właśnie tam, w cieniu klasztornych murów i między stukiem drukarskich maszyn, rodziła się jego wizja duchowego przebudzenia.

Kościół Klasztoru Franciszkanów w Grodnie. Tutaj w 1922 roku przybył franciszkanin Maksymilian Maria Kolbe, który w podziemiach klasztoru otworzył redakcję „Rycerza Niepokalanej”, fot.: Grodnensis.by

Grodno – miasto, które drukowało nadzieję

Rok 1922. Ojciec Kolbe przyjeżdża do Grodna — nie jako celebrowany kaznodzieja, lecz jako zakonnik z misją. W seminarium uczy filozofii, ale jego serce bije dla czegoś więcej: dla Niepokalanej. W piwnicy klasztoru franciszkanów otwiera redakcję „Rycerza Niepokalanej” — miesięcznika, założonego przez zakonnika jeszcze podczas pełnienia posługi w Krakowie i pomyślanego, jako duchowe antidotum na chaos epoki. W latach 30. XX stulecia czasopismo to osiągnęło nakład 700 tys. egzemplarzy, stając się najpoczytniejszym polskim pismem katolickim w dziejach.

Grodzieński numer „Rycerza Niepokalanej”. Wrzesień 1927 r., fot.: archiwum.rycerzniepokalanej.pl

W Grodnie bez funduszy, bez profesjonalnego sprzętu, z garstką współbraci — franciszkanin drukował czasopismo, którego grodzieńskie numery były skromne, ale pełne ognia. Kolbe nie pisał jednak dla poklasku. Pisał, by ratować dusze.

„Niepokalana zwycięży” — powtarzał, gdy maszyny się psuły, a papieru brakowało.

Wiara, która pachniała farbą drukarską

Grodno było jego laboratorium. Tu testował, jak połączyć duchowość z technologią, modlitwę z działaniem. Wierzył, że słowo drukowane może być równie skuteczne jak kazanie z ambony — a może nawet bardziej. Każdy egzemplarz „Rycerza” był dla niego jak pocisk dobra w walce ze złem.

Kolbe nie był tylko redaktorem. Był strategiem, grafikiem, korektorem i — przede wszystkim — człowiekiem, który wierzył, że świętość nie musi być spektakularna. Może być cicha, pracowita, codzienna. Jak życie w Grodnie.

Męczeństwo: Miłość aż po kres

Ale świętość Kolbego nie zatrzymała się na druku. W 1941 roku, w obozie Auschwitz, jego duchowa rewolucja osiągnęła kulminację. Gdy Niemcy skazali na śmierć dziesięciu więźniów, Kolbe dobrowolnie zgłosił się, by zastąpić jednego z nich – Franciszka Gajowniczka, który osierociłby żonę i dzieci. W celi głodowej dzielny franciszkanin nie złamał się. Modlił się, śpiewał, pocieszał innych. Umarł ostatni — po dwóch tygodniach męki, dobity zastrzykiem fenolu.

Figura woskowa św. Maksymiliana Marii Kolbego w Muzeum  Figur Woskowych w Krakowie, fot.: Getty Images

To był jego najpotężniejszy „artykuł” — świadectwo miłości, które nie potrzebowało papieru.

Droga ku świętości, która prowadziła przez Grodno

Św. Maksymilian został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 roku.

Papież Jan Paweł II 10 października 1982 roku zaliczył ojca Maksymiliana do grona świętych męczenników Kościoła katolickiego.

Św. Maksymilian Maria Kolbe stał się pierwszym polskim męczennikiem z czasów II wojny światowej, który został wyniesiony na ołtarze.

Jak powiedział św. Jan Paweł II, św. Maksymilian Maria Kolbe jest patronem „naszych trudnych czasów”

Ogłaszając Maksymiliana Kolbego świętym Jan Paweł II nazwał go — nie tylko męczennikiem, ale „męczennikiem miłości”.

Mieszkańcom Białorusi, zwłaszcza Grodna, warto pamiętać, że droga franciszkanina ku świętości prowadziła m.in. przez ich miasto, w którym, przyszły święty nauczał, że świętość to nie luksus dla wybranych, lecz zadanie dla każdego.

Dziś, gdy wspominamy św. Maksymiliana, warto wrócić do Grodna. Nie tylko jako miejsca na mapie, ale jako symbolu tego, że wielkie rzeczy rodzą się w ciszy, w trudzie, w wierze. Warto pamiętać, że świętość może mieć zapach papieru i dźwięk maszyny drukarskiej. I że jeden człowiek, oddany bez reszty Maryi, może zmienić bieg historii — zaczynając od piwnicy w Grodnie, kończąc w celi śmierci i żyjąc dalej w sercach milionów.

Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl

14 sierpnia w Kościele katolickim przypada wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego – polskiego franciszkanina konwentualnego, prezbitera, gwardiana, misjonarza, męczennika. Dziś mijają 84 lata od jego męczeńskiej śmierci. Gdy myślimy o św. Maksymilianie Marii Kolbem, najczęściej widzimy go w dramatycznym świetle Auschwitz — jako męczennika, który mając

W sierpniu 2025 roku stosunki dyplomatyczne między Polską a Białorusią osiągnęły kolejny punkt krytyczny. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP stanowczo odrzuciło propozycję wznowienia dialogu ze stroną białoruską, skierowaną przez tamtejsze Ministerstwo Obrony.

W nocie dyplomatycznej Mińsk apelował o rozmowy dotyczące stabilizacji i bezpieczeństwa w regionie, ostrzegając, że ich brak może prowadzić do „nowej wojny w Europie”.

Hybrydowe zagrożenia i wsparcie dla Rosji

Polska odpowiedź była jednoznaczna: obecna sytuacja nie sprzyja rozmowom. Od 2021 roku Białoruś prowadzi działania hybrydowe przeciwko Polsce, w tym presję migracyjną na granicy, która według Warszawy jest elementem szerszej strategii destabilizacji. Dodatkowo, Mińsk aktywnie wspiera rosyjską agresję na Ukrainę, udostępniając swoje terytorium dla operacji wojskowych, co zdaniem polskich władz narusza międzynarodowe prawo i podważa jakiekolwiek podstawy do budowania zaufania.

„Nie ma przestrzeni do podejmowania rozmów” — podkreśliło MSZ, wskazując na brak wiarygodności i wrogie działania ze strony Białorusi.

Z kolei Białoruś oskarża Polskę o „przyspieszoną militaryzację” regionu. Wskazuje na projekt „Tarcza Wschód”, zakupy nowoczesnej broni ofensywnej oraz rosnące wydatki na obronność jako dowód na agresywną strategię Warszawy. Mińsk twierdzi, że Polska prowadzi politykę konfrontacyjną, która zwiększa napięcia i destabilizuje sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej.

Co mówią eksperci?

Eksperci nie mają wątpliwości, że działania Białorusi są częścią szerszej operacji hybrydowej prowadzonej wspólnie z Rosją. Filip Bryjka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zauważa, że „instrumentalizacja migracji, kampanie dezinformacyjne i fizyczne ataki na infrastrukturę graniczną są elementami destabilizacji regionu”.

Kmdr por. rez. Wiesław Goździewicz , cytowany przez Dziennik.pl, dodaje, że choć sytuacja jest poważna, nie należy mówić o bezpośrednim zagrożeniu wojną:

„Jesteśmy zdecydowanie w czasach poważnego kryzysu i zagrożenia konfliktem z naszym wschodnim sąsiadem. Natomiast czy jest to okres przedwojny? Studziłbym nieco nastroje”.

Z kolei na portalu Defence24.pl czytamy, że płk rez. Jacek Dankowski, były zastępca attaché obrony RP we Włoszech, podkreśla, iż NATO uważnie monitoruje sytuację i zapewnia Polsce wsparcie wywiadowcze oraz strategiczne:

„NATO dysponuje sensorami umożliwiającymi monitorowanie sytuacji na granicach w czasie rzeczywistym, a także w głąb terytoriów Białorusi i Rosji”.

Znadniemna.pl na podstawie Polskieradio24.pl/Dziennik.pl/Defence24.pl, na zdjęciu: białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka, fot.: Telegram

W sierpniu 2025 roku stosunki dyplomatyczne między Polską a Białorusią osiągnęły kolejny punkt krytyczny. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP stanowczo odrzuciło propozycję wznowienia dialogu ze stroną białoruską, skierowaną przez tamtejsze Ministerstwo Obrony. W nocie dyplomatycznej Mińsk apelował o rozmowy dotyczące stabilizacji i bezpieczeństwa w regionie, ostrzegając, że

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało komunikat dotyczący zasad weryfikacji znajomości języka wykładowego przy rekrutacji cudzoziemców na studia w roku akademickim 2025/2026. Dokument ma na celu ujednolicenie procedur stosowanych przez uczelnie oraz zapewnienie przejrzystości i rzetelności procesu rekrutacyjnego.

W związku z licznymi pytaniami ze strony środowiska akademickiego, Minister wystosował list do Przewodniczących Konferencji Rektorów, prosząc o rozpowszechnienie informacji wśród uczelni. Do pisma dołączono szczegółowy dokument pt. „Informacje dla uczelni dotyczące zasad weryfikacji języka wykładowego przy rekrutacji cudzoziemców”, opracowany w oparciu o rozporządzenie z dnia 30 lipca 2025 r. (Dz.U. poz. 1045).

Zgodnie z nowymi przepisami, uczelnie mają obowiązek sprawdzenia, czy kandydat na studia zna język, w którym będzie odbywać się kształcenie, na poziomie umożliwiającym aktywne uczestnictwo w zajęciach. W przypadku studiów prowadzonych w języku polskim, wymagany jest poziom co najmniej B2. Ministerstwo współpracuje z Państwową Komisją ds. Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego oraz z Narodową Agencją Wymiany Akademickiej (NAWA) nad wdrożeniem nowego certyfikatu językowego.

Nowe regulacje mają na celu ograniczenie przypadków nadużyć, w których cudzoziemcy ubiegali się o wizę studencką bez rzeczywistego zamiaru podjęcia nauki. Ministerstwo podkreśla, że celem zmian jest zapewnienie uczciwości procesu rekrutacyjnego oraz wsparcie tych kandydatów, którzy rzeczywiście pragną studiować w Polsce.

Uczelnie otrzymały wytyczne, które mają pomóc w jednolitym stosowaniu przepisów i unikaniu niejasności. Ministerstwo deklaruje dalsze wsparcie w procesie wdrażania nowych zasad oraz otwartość na dialog ze środowiskiem akademickim.

Pełną treść Komunikatu  MNiSW znajdziecie Państwo TUTAJ.

 Znadniemna.pl zna podstawie Gov.pl

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało komunikat dotyczący zasad weryfikacji znajomości języka wykładowego przy rekrutacji cudzoziemców na studia w roku akademickim 2025/2026. Dokument ma na celu ujednolicenie procedur stosowanych przez uczelnie oraz zapewnienie przejrzystości i rzetelności procesu rekrutacyjnego. W związku z licznymi pytaniami ze strony środowiska

Rekordowa liczba alumnów w grodzieńskim seminarium. Młodzi mężczyźni z całej Białorusi wybierają drogę kapłańską.

W czasach, gdy wiele społeczeństw doświadcza kryzysu duchowości, a młodzi ludzie coraz rzadziej wybierają życie kapłańskie, Białoruś zaskakuje. W 2025 roku do Wyższego Seminarium Duchownego w Grodnie zgłosiło się aż 11 nowych kandydatów. To najwyższa liczba powołań od wielu lat — i znak, że Kościół katolicki na Białorusi wciąż tętni życiem.

Z różnych zakątków kraju

Nowi alumni pochodzą z różnych zakątków Białorusi: z obwodu grodzieńskiego, mińskiego, witebskiego, mohylewskiego i brzeskiego. Ich decyzja o wstąpieniu do seminarium nie jest tylko osobistym wyborem — to także świadectwo duchowej kondycji lokalnych wspólnot, które mimo trudności potrafią przekazywać wiarę i inspirować młode pokolenia.

„To znak, że Pan Bóg nie opuszcza swojego Kościoła, nawet w trudnych czasach. Młodzi ludzie odpowiadają na Jego wezwanie z odwagą i wiarą” — napisał jeden z duchownych w mediach społecznościowych, komentując tegoroczne powołania.

Grodzieńskie serce Kościoła

Wyższe Seminarium Duchowne w Grodnie to miejsce szczególne. Założone w 1990 roku, jako pierwsze nowe seminarium duchowne na terenie byłego Związku Radzieckiego, szybko stało się centrum formacji kapłańskiej dla całej Białorusi. Przez ponad trzy dekady wykształciło 173 kapłanów, którzy dziś posługują nie tylko w kraju, ale również w Rosji, na Ukrainie, Litwie, w Kazachstanie, Izraelu, we Włoszech, a nawet w Ameryce Południowej.

Obecnie w seminarium kształci się 53 alumnów, a wykłady prowadzi 29 profesorów — duchownych i świeckich. Program formacyjny obejmuje studia filozoficzne i teologiczne, codzienną modlitwę, celebracje liturgiczne, rekolekcje oraz praktyki duszpasterskie w parafiach. To intensywny czas duchowego dojrzewania i intelektualnego rozwoju.

Wiara, kultura, wspólnota

Seminarium w Grodnie to nie tylko miejsce nauki. To także przestrzeń kultury i wspólnoty. Działa tu zespół muzyczny „AVE”, złożony z alumnów, który wydał już sześć płyt i regularnie występuje podczas uroczystości kościelnych. Biblioteka seminaryjna liczy ponad 31 tysięcy woluminów — to jedno z największych tego typu zbiorów teologicznych w regionie.

W seminarium kształtuje się nie tylko przyszłych kapłanów, ale także liderów duchowych, którzy będą nieść Ewangelię w różnych kontekstach społecznych i kulturowych. W czasach, gdy Kościół na Białorusi mierzy się z wyzwaniami politycznymi i ograniczeniami administracyjnymi, rola dobrze przygotowanych duszpasterzy jest nie do przecenienia.

Nadzieja na przyszłość

Tegoroczna liczba powołań to nie tylko statystyka. To konkretne twarze, historie, decyzje. To młodzi mężczyźni, którzy — często wbrew społecznym oczekiwaniom — wybrali drogę służby Bogu i ludziom. Ich obecność w Grodnie daje nadzieję na przyszłość Kościoła katolickiego na Białorusi.

W relacji opublikowanej na portalu katolik.life podkreślono, że tak liczne powołania są owocem wieloletniej pracy duszpasterskiej oraz modlitw wiernych. To także dowód na to, że Kościół, choć czasem cichy i niewidoczny, wciąż działa — w sercach, w parafiach, w rodzinach.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life, na zdjęciu: biskup grodzieński Włodzimierz Hulaj z nowymi alumnami grodzieńskiego seminarium, fot.: instagram.com/vdsgrodna

Rekordowa liczba alumnów w grodzieńskim seminarium. Młodzi mężczyźni z całej Białorusi wybierają drogę kapłańską. W czasach, gdy wiele społeczeństw doświadcza kryzysu duchowości, a młodzi ludzie coraz rzadziej wybierają życie kapłańskie, Białoruś zaskakuje. W 2025 roku do Wyższego Seminarium Duchownego w Grodnie zgłosiło się aż 11 nowych

Polskie władze wprowadziły nowe regulacje dotyczące uznawania dokumentów osobistych, wydanych na terytorium Białorusi w czasach ZSRR. Zmiana, która weszła w życie pod koniec lipca, oznacza, że akty urodzenia, małżeństwa i inne dokumenty wydane przed 1991 rokiem nie będą już akceptowane bezpośrednio przez polskie urzędy.

Co się zmieniło?

Zgodnie z nowymi wytycznymi, osoby pochodzące z Białorusi, które chcą korzystać z dokumentów wydanych w czasach radzieckich, muszą obecnie przedstawić duplikat dokumentu wydany przez właściwy organ białoruski oraz apostille — międzynarodowe poświadczenie autentyczności — uzyskane w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Białorusi.

Zmiana została formalnie potwierdzona przez dokument Ministerstwa Spraw Wewnętrznych RP z dnia 28 lipca 2025 roku, który wskazuje na konieczność „weryfikacji autentyczności i aktualności dokumentów wydanych przez państwa trzecie, w szczególności w kontekście bezpieczeństwa administracyjnego”.

Kontekst polityczny

Decyzja polskich władz wpisuje się w szerszy trend zaostrzenia relacji z Mińskiem. W tle pozostają m.in. planowane na wrzesień br. manewry wojskowe „Zapad-2025”, organizowane wspólnie przez Rosję i Białoruś, które Polska i kraje NATO postrzegają jako demonstrację siły i potencjalne zagrożenie.

Eksperci ds. bezpieczeństwa wskazują, że działania administracyjne — takie jak ograniczenie uznawania dokumentów — mogą być częścią szerszej strategii kontroli przepływu osób i minimalizacji ryzyka infiltracji. Jednocześnie organizacje pomocowe ostrzegają, że nowe przepisy uderzają w zwykłych obywateli, którzy nie mają nic wspólnego z polityką.

Skutki dla migrantów

Dla wielu Białorusinów przebywających w Polsce — zwłaszcza tych, którzy uciekli przed represjami reżimu Łukaszenki — nowe wymogi są praktycznie niemożliwe do spełnienia. Uzyskanie duplikatu dokumentu i apostille wymaga osobistego stawienia się w urzędach na Białorusi, co dla wielu osób może oznaczać aresztowanie lub represje polityczne.

„To nie jest tylko kwestia papierów. To kwestia bezpieczeństwa. Powrót do Białorusi może oznaczać więzienie” — uważa przedstawiciel jednej z organizacji, wspierających uchodźców politycznych z Białorusi.

Głosy obrońców praw człowieka

Fundacje i organizacje pozarządowe, broniące praw migrantów apelują do polskich władz o wprowadzenie wyjątków dla osób, które nie mogą bezpiecznie uzyskać dokumentów w kraju pochodzenia. Wskazują, że brak okresu przejściowego oraz nagłość decyzji mogą prowadzić do masowych odmów w sprawach legalizacji pobytu, uznania małżeństw czy rejestracji dzieci.

„Proponowane rozwiązania mogą być wykorzystywane do bezprawnego wydalania z terytorium Polski cudzoziemców, którzy kwalifikują się do udzielenia im ochrony międzynarodowej” – czytamy w opinii prawnej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Fundacja podkreśla, że każda decyzja o odmowie uznania dokumentu powinna uwzględniać indywidualne ryzyko naruszenia praw człowieka, zwłaszcza w kontekście powrotu do kraju autorytarnego.

Z kolei Amnesty International Polska w najnowszym raporcie „Permanentna tymczasowość” zwraca uwagę na dramatyczną sytuację dzieci obywateli Białorusi, urodzonych w Polsce:

„Brak paszportu uniemożliwia dziecku uzyskanie karty pobytu, a tym samym legalizację pobytu w Polsce, co oznacza, że od momentu urodzenia pozostaje ono bez jakiegokolwiek dokumentu tożsamości”.

Organizacja apeluje o stworzenie specjalnej ścieżki uzyskania dokumentu tożsamości dla dzieci oraz o ustawowe uznanie dokumentu podróży za dowód tożsamości.

Znadniemna.pl na podstawie Rmf24.fm, PAP, tvp.info, zdjęcie ilustracyjne, źródło: Hpravy.org

Polskie władze wprowadziły nowe regulacje dotyczące uznawania dokumentów osobistych, wydanych na terytorium Białorusi w czasach ZSRR. Zmiana, która weszła w życie pod koniec lipca, oznacza, że akty urodzenia, małżeństwa i inne dokumenty wydane przed 1991 rokiem nie będą już akceptowane bezpośrednio przez polskie urzędy. Co się

W dniach 8–10 sierpnia 2025 roku Mrągowo po raz trzydziesty stało się stolicą kultury kresowej. Jubileuszowy Festiwal Kultury Kresowej zgromadził zespoły polonijne z Litwy, Ukrainy i Białorusi, które zaprezentowały bogactwo tradycji, muzyki i obrzędowości dawnych Kresów.

Anna Adamowicz i Dominik Kuźniewicz

Zespół wokalny „Sukces”

Z Białorusi na Festiwal przyjechały: młodzieżowy zespół piosenki estradowej „Wszystko w Porządku” z Borysowa, aktywnie uczestniczący w polonijnych wydarzeniach, zespół folklorystyczny „Wierzbica”, który od lat bierze udział w międzynarodowych festiwalach i konkursach, zespół wokalny „Wspólna Wędrówka”, prezentujący poezję śpiewaną i polską muzykę estradową, zespół wokalno-instrumentalny „Przyjaciele”, łączący polską muzykę rozrywkową z elementami folkloru, zespół Liber Cante oraz inne kolektywy artystyczne.

Młodzieżowy zespół piosenki estradowej „Wszystko w porządku” działa przy Domu Polskim w Borysowie od roku 2010 i składa się z 3 solistów w wieku od 28 do 38 lat. Kierownikiem Zespołu jest Ałła Nicijewska, akompaniatorem – Maria Hroda

Zespół ludowej piosenki „Przyjaciele” był powołany w 2001 roku wkrótce po otwarciu Domu Polskiego w Borysowie. Uczestnikami zespołu są amatorzy, mający polskie „korzenie”. Zespół składa się z wokalnej i instrumentalnej grupy. Główne miejsce w repertuarze zespołu zajmują wokalne kompozycje, jak polskie, tak i białoruskie. Szczególną popularnością cieszą się wiązanki z polskich ludowych piosenek. Założyciel i kierownik Zespołu – Swietłana Waszkiewicz

Zespół folklorystyczny WIERZBICA powstał w 1979 roku. Nazwa zespołu pochodzi od słowa Wierzba – krzewiaste drzewo, które jako pierwsze budzi się wiosną i wypuszcza swoje pąki. W repertuarze „Wierzbicy” znajdują się pieśni folklorystyczne, ludowe, pieśni obrzędowe i religijne. Oprócz piosenek, wiele tradycyjnych tańców białoruskich. „Wierzbica” aktywnie uczestniczy w różnych festiwalach, konkursach i koncertach. Kierownik Zespołu – Aliaksandr Swirski

Polski zespół „Współna Wędrówka” powstał w 2005 roku w Mińsku w ramach Polskiego chóru Polonez przy Czerwonym kościele i w 2025 roku obchodzi swój jubileusz – 20 lat razem z Polską. Zespół jest laureatem wielu międzynarodowych festiwali oraz Festiwalu Kultury Kresowej w Nowej Rudzie, Wrocławiu, Sycowie, Jarosławiu,Mrągowie. Zespól zdobył nagrody na Festiwalu piosenki patriotycznej w Legionowie i we Włocławku za autorskie piosenki. Na Festiwalu Polonijnym Polskiej piosenki w Opolu za pieśń «Kresy» ( 1 nagroda) i Na Światowym Festiwalu Marii Konopnickiej w Przedborzu (1 nagroda). W repertuarze zespołu znajdują się piosenki kresowe, patriotyczne, ludowe , autorskie oraz przedwojenne estradowe.

Kierownik Zespołu – Marina Towarnicka — prezes Towarzystwa Miłośników Kultury Polskiej w Mińsku na Białorusi i Fundacji Kultura Bez Granic we Wrocławiu. Autorka ponad 30 pieśni patriotycznych do słów polskich i białoruskich poetów. W 2020 roku została odznaczona Krzyżem Kresowym za popularyzację i obronę Polskiej kultury na Białorusi, a w 2025 roku Medalem Sejmu RP

Na mandolinie gra Daria Remizowicz z Mińska

LIBER CANTE – amatorski zespół polonijny mieszany, założony przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Mińsku w 2018 roku przez dyrygenta i kierownika artystycznego Katarzynę Michal. W repertuarze zespołu są pieśni patriotyczne i religijne oraz piosenki ludowe i biesiadne. Zespół wykonuje również utwory we własnych aranżacjach. Liber Cante bierze udział w okolicznościowych imprezach kulturalnych i religijnych na Białorusi i w Polsce

Na Festiwalu była obecna także jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci kultury kresowej z Białorusi – artystka z Mińska Helena Abramowicz, dyrygentka, nauczycielka, wokalistka, organistka, pianistka, kompozytorka z kręgu muzyki liturgicznej oraz poezji śpiewanej. Członkini Stowarzyszenia Kierownictwa Chórów Chłopięcych działającego przy Białoruskim Związku Działaczy Muzycznych. Od 1988 roku współpracuje z chórami i zespołami liturgicznymi parafii św. Szymona i św. Heleny w Mińsku oraz z chórami, zespołami i solistami Polonijnymi, z którymi ciągle organizuje różne wyjazdy z koncertami do miast i wsi Białorusi, Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Niemiec i Szwecji oraz uczestniczy w św. Mszach przeważnie w języku polskim. Najbardziej znanym utworem Heleny Abramowicz jest autorska piosenka, „Polsko Moja” rozpowszechniona wśród licznych zespołów Polonijnych, często uznawana za Hymn Polaków mieszkających poza Polską. W marcu 2016 roku Helena Abramowicz otrzymała Odznakę Honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

Helena Abramowicz i Józef Szyłejko, prezes Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej

Spotkania z historią i pamięcią

W ramach festiwalu odbyło się spotkanie z wydawcami premierowej książki Melchiora Wańkowicza pt. „Znowu siejemy w Polsce B”, zorganizowane 9 sierpnia w Mrągowskim Centrum Kultury. To unikalny reportaż z Kresów północno-wschodnich II Rzeczypospolitej z lat 1936–1938, opracowany na podstawie maszynopisu zachowanego w Bibliotece Ossolineum oraz archiwalnych materiałów prasowych i fotograficznych. Książka stanowi hołd dla kresowych ziem i ich mieszkańców.

Wystawy, rozmowy i prezentacje towarzyszące festiwalowi przypominały o trudzie zachowania kultury kresowej w diasporze, rozsianej po różnych państwach za wschodnią granicą Polski. Organizatorzy podkreślali, że celem wydarzenia jest nie tylko prezentacja dorobku artystycznego, ale też budzenie świadomości narodowej i zainteresowanie młodych Polaków historią dawnych Kresów.

Rzemiosło, smaki i wspólnota

Jak co roku przyciągał tłumy zorganizowany w ramach Festiwalu Jarmark Kresowy. Można było skosztować na nim tradycyjnych potraw, takich jak pierogi z kaszą gryczaną, barszcz ukraiński czy ciasta drożdżowe, a także kupić rękodzieło: hafty, ceramikę, wyroby z drewna i lnu. Rzemieślnicy z Kresów dzielili się technikami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie, a dzieci uczestniczyły w warsztatach edukacyjnych.

Atmosfera wszystkich festiwalowych wydarzeń była rodzinna i pełna wzruszeń. Dla wielu uczestników i gości Festiwal stał się nie tylko okazją do spotkania z kulturą, ale też do odnalezienia własnych korzeni. Wspólne świętowanie, rozmowy i muzyka tworzyły przestrzeń, w której przeszłość i teraźniejszość splatały się w jedno.

Trzydzieści lat budowania mostów

Jubileuszowa edycja Festiwalu była okazją do podsumowania trzech dekad jego działalności. Od 1995 roku wydarzenie nieprzerwanie gromadzi Rodaków z Kresów i Macierzy, przypominając o wspólnym dziedzictwie. Organizatorzy podkreślali, że Festiwal to nie tylko koncerty, ale też wyraz wdzięczności dla tych, którzy przez lata pielęgnowali kulturę kresową w trudnych warunkach.

Kulminacją Festiwalu stał się koncert galowy, który odbył się 9 sierpnia w amfiteatrze nad jeziorem Czos. Była to muzyczna podróż przez kresowe melodie i wspomnienia, pełna wzruszeń i symbolicznych gestów. Wspólne występy artystów z różnych krajów pokazały, że kultura kresowa łączy ponad granicami.

Nazajutrz, w niedzielę, uczestnicy Festiwalu opuszczali Mrągowo z poczuciem dumy i wdzięczności. Jubileuszowe święto Kresów nie tylko przypomniało o przeszłości, ale też pokazało, że dziedzictwo Kresów wciąż inspiruje i żyje w sercach kolejnych pokoleń.

Znadniemna.pl/ Fot.: Mrągowskie Centrum Kultury/ Magdalena Waszkiewicz, Ewa Dulna i Facebook.com

W dniach 8–10 sierpnia 2025 roku Mrągowo po raz trzydziesty stało się stolicą kultury kresowej. Jubileuszowy Festiwal Kultury Kresowej zgromadził zespoły polonijne z Litwy, Ukrainy i Białorusi, które zaprezentowały bogactwo tradycji, muzyki i obrzędowości dawnych Kresów. [caption id="attachment_69668" align="alignnone" width="480"] Anna Adamowicz i Dominik Kuźniewicz[/caption] [caption id="attachment_69669"

W 127. rocznicę urodzin Tadeusza Dołęgi-Mostowicza warto przypomnieć, że był on nie tylko autorem bestsellerów – był pisarzem, który rozumiał polską duszę, jej słabości, ale i siłę. Fenomen jego twórczości polega na tym, że choć pisał o swojej epoce, jego diagnozy pozostają aktualne do dzisiaj. Jego bohaterowie, konflikty, emocje – są nadal z nami. Nasz bohater był pisarzem z ludu i dla ludu – a zarazem jednym z najbystrzejszych obserwatorów elit. Być może właśnie dlatego jego głos nadal tak wyraźnie wybrzmiewa.

W historii polskiej literatury niewielu autorów zdołało połączyć masową popularność z przenikliwą analizą społeczną tak skutecznie, jak uczynił to Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Choć jego kariera pisarska trwała zaledwie kilka lat, zdołał stworzyć dzieła, które do dziś są czytane, ekranizowane i cytowane. Fenomen Dołęgi-Mostowicza nie polegał jedynie na liczbie sprzedanych książek – jego sukces to owoc talentu do trafnego diagnozowania polskiej rzeczywistości, umiejętności opowiadania o ludziach w sposób przystępny, a jednocześnie głęboki.

Z dziennikarza w pisarza – nieoczywista droga do literatury

Tadeusz Dołęga-Mostowicz urodził się 10 sierpnia 1898 roku w folwarku Okuniewo koło Głębokiego, w szlacheckiej rodzinie. Miał zostać prawnikiem, ale pociągała go publicystyka. Pracował jako dziennikarz w Warszawie, zyskując renomę bystrego i odważnego komentatora politycznego. Krytyka rządzących, szczególnie sanacji, doprowadziła do dramatycznych wydarzeń – w 1927 roku został porwany, pobity i porzucony na granicy wschodniej. Wydarzenie to przekreśliło jego karierę dziennikarską, ale otworzyło nowy rozdział: literacki.

Dołęga-Mostowicz pisał „dla ludzi” – jego styl był lekki, ale nigdy banalny. Łączył elementy powieści psychologicznej, społecznej, sensacyjnej i obyczajowej. Trafiał do szerokiego grona odbiorców, bo potrafił mówić językiem prostym o sprawach istotnych. Nie unikał tematów trudnych: krytykował hipokryzję elit, ukazywał dramaty jednostek zagubionych w świecie konwenansów, obłudy i hierarchii społecznych.

Jego powieści poruszały temat awansu społecznego („Kariera Nikodema Dyzmy”), konfliktów klasowych („Znachor”), zderzenia prowincji z wielkim światem („Doktor Murek”), czy roli kobiet w społeczeństwie („Pamiętnik pani Hanki”). Pisał o Polsce, ale jego przesłania były i są uniwersalne.

Nikodem Dyzma – portret ponadczasowy

Nie sposób mówić o fenomenie Dołęgi-Mostowicza bez wspomnienia jego najgłośniejszego dzieła – „Kariery Nikodema Dyzmy”. Opublikowana w 1932 roku powieść, będąca satyrą na elity polityczne II RP, okazała się niepokojąco prorocza. Dyzma – postać bez kompetencji, ale z dużym szczęściem i odpowiednimi znajomościami – szybko stał się symbolem karierowicza. Jego nazwisko weszło do języka potocznego, a sama powieść była wielokrotnie ekranizowana, m.in. w niezapomnianym serialu z Romanem Wilhelmim.

„Znachor” – historia, która nie przestaje poruszać

Rok 1937 przyniósł premierę „Znachora”, jednej z najpiękniejszych opowieści o człowieczeństwie w polskiej literaturze. Dołęga-Mostowicz pokazał, że godność, dobroć i wierność swoim wartościom nie są zależne od tytułów naukowych ani pozycji społecznej. Profesor Wilczur, który jako prosty uzdrowiciel pomaga ludziom, nie wiedząc kim naprawdę jest, staje się symbolem odrodzenia i nadziei. Fenomen tej powieści trwa do dziś – jej filmowe adaptacje są niezmiennie popularne, a najnowsza z 2023 roku przyciągnęła przed ekrany miliony widzów.

Popularność, która nie przemija

Co sprawia, że twórczość Dołęgi-Mostowicza wciąż żyje? Po pierwsze – uniwersalne tematy: walka o godność, pragnienie miłości, obłuda władzy, mechanizmy społecznego awansu. Po drugie – doskonała znajomość ludzkich charakterów. I wreszcie – język, który nie starzeje się mimo upływu lat. Jego książki były pisane z myślą o zwykłym czytelniku, ale z szacunkiem dla jego inteligencji.

W czasach, gdy literatura często dzieli się na „ambitną” i „masową”, Dołęga-Mostowicz pozostaje przykładem, że można pisać i mądrze, i przystępnie.

W 1939 roku, gdy wybuchła wojna, nie uciekł za granicę, jak wielu innych twórców. Pozostał w kraju. Zginął tragicznie 20 września w miasteczku Kuty, położonym przy granicy polsko-rumuńskiej (powiat kosowski, województwo stanisławowskie, dziś na Ukrainie), prawdopodobnie zastrzelony przez żołnierzy sowieckich podczas próby obrony kolumny cywilów. Miał zaledwie 41 lat.

Emilia Kuklewska

Znadniemna.pl

W 127. rocznicę urodzin Tadeusza Dołęgi-Mostowicza warto przypomnieć, że był on nie tylko autorem bestsellerów – był pisarzem, który rozumiał polską duszę, jej słabości, ale i siłę. Fenomen jego twórczości polega na tym, że choć pisał o swojej epoce, jego diagnozy pozostają aktualne do dzisiaj.

Przejdź do treści