HomeStandard Blog Whole Post (Page 9)

Ferdynand Ruszczyc to wyjątkowa postać, człowiek wielu talentów, wszechstronny artysta, niezwykły młodopolski malarz, grafik, scenograf, pedagog, a przede wszystkim wybitny Polak. Właśnie mija 88. rocznica jego śmierci. O wyjątkowości osobowości artysty świadczy fakt, iż rocznica jego 150. urodzin objęta została patronatem UNESCO. Dowodzi to także tego, jak ważną postacią Ferdynand Ruszczyc był i pozostaje nie tylko dla polskiego, ale i także dla światowego dziedzictwa.

Ferdynand Ruszczyc herbu Lis przeżył 66 lat i był kresowym Polakiem. Urodził się 10 grudnia 1870 roku, a zmarł 30 października 1936 w rodzinnym majątku Bohdanów, parafii Wiszniewskiej w dawnym powiecie oszmiańskim.

Dzieciństwo

Ojciec przyszłego artysty – Edward – był oficerem armii carskiej, matka Alwina była Dunką. Zgodnie z przyjętym na dworach szlacheckich zwyczajem, młody Ferdynand Ruszczyc do trzynastego roku życia uczył się w domu. Później posłano go do gimnazjum w Mińsku, które ukończył z wyróżnieniem w 1890 roku. W tym samym roku podjął studia prawnicze w Petersburgu, które po dwóch latach przerwał i zdał egzamin do petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie w latach 1892–1897 studiował malarstwo. Decyzja ta określiła jego dalsze życie. Już podczas studiów poznał świat, odwiedzając Krym, Francję, Niemcy, Włochy i Szwecję, a później m.in. Monachium, Berlin, Drezno, Paryż i Wenecję.

Czasy wileńskie

W roku 1897 debiutował na wystawie prac dyplomowych Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Pierwsza indywidualna wystawa obrazów Ruszczyca miała miejsce w Wilnie w 1899 roku. Z miastem tym związał się malarz na dłużej, tu współpracował m.in. z teatrem wileńskim. Od 1900 roku był członkiem Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka” i w tymże roku wziął udział w wystawie zorganizowanej z okazji 500-lecia krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1903 roku sam zorganizował w Wilnie wystawę pod nazwą „Ars”. W 1904 roku został profesorem warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, a trzy lata później objął katedrę pejzażu na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

W 1912 roku zainicjował powstanie Miejskiego Archiwum Fotograficznego, które miało przeprowadzić inwentaryzację zabytków wileńskich, a Jana Bułhaka namawiał, by przeniósł się na stałe do Wilna i objął kierownictwo tej jednostki. Tak właśnie zaczęła się kariera fotograficzna Bułhaka, od roku 1919 kierownika Zakładu Fotografii Artystycznej na Wydziale Sztuk Pięknych, czołowej postaci w polskiej fotografice, którego kolekcja fotografii, licząca przeszło 10 tys. pozycji, spłonęła w Wilnie w 1944 roku.

Po odrodzeniu państwa polskiego brał czynny udział w walkach o Wileńszczyznę. Współorganizował następnie Wydział Sztuk Pięknych wileńskiego uniwersytetu i był jego wieloletnim dziekanem.

W 1935 roku otrzymał tytuł profesora honorowego Uniwersytetu Stefana Batorego. Niestety zapadał już na zdrowiu, trzy lata wcześniej został nawet częściowo sparaliżowany.

W 1935 roku opuścił więc Wilno i przeniósł się do Bohdanowa, gdzie rok później zmarł. Tam też spoczywa na zachowanym dotąd cmentarzu. Odznaczono go wieloma orderami i medalami nie tylko polskimi, także francuskimi, portugalskim i hiszpańskim. Pamięć o nim jest żywa do dziś także w społeczności białoruskiej, w rodzinnym Bogdanowie powstało muzeum jemu poświęcone, tutaj odbywały się konferencje naukowe, powstawały monografie, szkoły jego imienia, także jego wizerunek pojawiał się na białoruskich znaczkach pocztowych.

Mistrz pejzażu

W swojej działalności malarskiej, która zajmowała jedynie część jego dorosłego życia Ruszczyc od początku koncentrował się na pejzażu. Opanował do mistrzostwa sztukę tworzenia ekspresyjnych, pełnych emocji krajobrazów z użyciem minimalnych środków wyrazu. Pejzaż niepodzielnie dominował w jego twórczości.

We wczesnych, utrzymanych w realistycznej konwencji pracach ujawniła się fascynacja artysty morzem, którego zmienność wnikliwie obserwował podczas pobytów na Krymie, Rugii i Bornholmie. Uwagę skupiał wówczas na małym wycinku pejzażu, by w wąskim kadrze zderzyć ruchliwość spienionych fal z twardą materią skalistego wybrzeża jak w obrazie „Krym – brzeg morza”, 1895.

Dojrzałe obrazy Ruszczyca, wyróżniające się stężoną ekspresją, nasyconą kolorystyką i bogatą fakturą, należą do najbardziej oryginalnych dokonań polskiego modernizmu (np. „Stare jabłonie”, 1900). W widokach rodzimego krajobrazu artysta oddał potęgę sił natury poddanych cyklicznym przemianom, wydobył moc żywiołów, które zdeterminowały ludzką egzystencję.

W 1898 Ruszczyc namalował słynny obraz „Ziemia”, w którym dał wyraz swemu twórczemu credo opartemu na swoistym pojmowaniu świata. Dramatyczny teatr nieba skonfrontował tu ze skrawkiem surowej, nagiej ziemi, a nabrzmiałymi deszczem chmurami przytłoczył drobną sylwetkę oracza. Istota ludzka, jej doczesny byt i heroiczne próby okiełznania żywiołów podporządkowane są całkowicie artystycznej wizji Ruszczyca. „Ziemia” sprawia wrażenie dzieła dojrzałego mistrza. Nic bardziej mylnego. Obraz był nieomal debiutanckim płótnem zaledwie 28 -letniego Ruszczyca. Dzieło było swoistym biletem wizytowym Ferdynanda Ruszczyca, dzięki któremu artysta niemal zaraz po debiucie znalazł się w czołówce młodej sztuki Petersburga i Warszawy (wystawa indywidualna w Zachęcie odbyła się w grudniu 1898 roku).

Uczyniła go także gwiazdą pierwszej wielkości w oczach warszawskiej krytyki: artystycznej i literackiej, mimo iż pozbawiony narracji i symbolicznych ozdobników obraz, oddziałuje wyłącznie środkami malarskimi. A przecież mało które płótno młodopolskie było tak wielokrotnie interpretowane. Mało które też tak dobrze przyjmowano w różnorodnych kręgach.

Podobnie przyjęto wiele innych obrazów Ruszczyca, jak np. „Młyn”, „Obłok”, „W świat” czy „Stary dom”. W obrazie „Obłok” manierę malarza widać szczególnie dobrze. Choć złożony z niewielu elementów obraz Ruszczyca jest pełen ekspresji i siły, można uznać, że tematem tego płótna jest potęga sił natury, moc przyrody, w której człowiek nie pełni znaczącej roli, wręcz nie jest potrzebny.

Także obrazy, które możemy podziwiać w naszych regionalnych zbiorach muzealnych dowodzą, że głównym tematem swoich prac uczynił krajobraz w swej czystej, niezakłóconej dokonaniami człowieka postaci. Niestety nie mamy jednak szczęścia do Ruszczyca, w zbiorach bydgoskiego Muzeum Okręgowego znajduje się tylko jeden jego obraz „Pejzaż ze stogami” z 1897 roku, siedem jest w Muzeum Okręgowym w Toruniu, w tym m.in. pejzaż przedstawiający jego rodzinne strony, okolice Bohdanowa z pochodzący z 1900 roku i piękny zimowy krajobraz znad Wilejki, rzeki z jego rodzinnych stron…

Pamięć o nim nie zamarła

Ruszczyc przestał malować w 1908 roku, kiedy był jeszcze w pełni sił twórczych. Trudno dociec, jakie były faktyczne przyczyny tej decyzji. Nie pozostał jednak bierny, obok pracy pedagogicznej na Uniwersytecie w Wilnie zajmował się również grafiką, projektowaniem scenografii i kostiumów teatralnych, działalnością społeczną, tworzył afisze, plakaty i druki okolicznościowe, ilustrował książki, wygłaszał odczyty i pisał artykuły o Wilnie.

Do dzisiaj jest jednym z najbardziej cenionych twórców tamtej epoki, nie dziwi wiec że pamięć o nim nie zamarła, a jego dzieła ciągle jest cenione – dowodem choćby to, że patronem 150. rocznicy jego urodzin zostało UNESCO – wówczas rok 2020 ogłoszono Rokiem Ferdynanda Ruszczyca.

Warto też przywołać wiele mówiący o artyście, jeden z cytatów z dawnej, wileńskiej prasy, który trafnie podsumował jego twórczość: „Ferdynand Ruszczyc, człowiek który piękno rozmnożył cudownie”.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl

Ferdynand Ruszczyc to wyjątkowa postać, człowiek wielu talentów, wszechstronny artysta, niezwykły młodopolski malarz, grafik, scenograf, pedagog, a przede wszystkim wybitny Polak. Właśnie mija 88. rocznica jego śmierci. O wyjątkowości osobowości artysty świadczy fakt, iż rocznica jego 150. urodzin objęta została patronatem UNESCO. Dowodzi to także

– Rozmaitymi kanałami zabiegamy o uwolnienie naszych rodaków więzionych przez reżim Łukaszenki, przede wszystkim Andrzeja Poczobuta, skazanego w sfingowanym procesie na osiem lat kolonii karnej – powiedział w Senacie szef MSZ Radosław Sikorski. Dodał również, że jest zaniepokojony sytuacją Polaków na Wschodzie.

W środę, 30 października, szef polskiej dyplomacji przedstawił Senatowi RP informację na temat współpracy Rządu RP z Polonią i Polakami mieszkającymi poza granicami kraju.

Zapewnił między innymi, że jego resort nieustannie podejmuje zabiegi w sprawie uwolnienia z łukaszenkowskiej niewoli Andrzeja Poczobuta i innych Polaków, więzionych przez reżim białoruskiego dyktatora.

Radosław Sikorski przyznał ponadto, że sytuacja rodaków za wschodnią granicą Polski bardzo go niepokoi.

– Mówiąc w pewnym uproszczeniu, o ile na Zachodzie mamy do czynienia z migrantami, którzy wyjechali z Polski, o tyle na Wschodzie z Polakami, którym odjechała Polska. Ze względu na zmiany granic, zsyłki, wywózki wielu Polaków wbrew własnej woli znalazło się poza ojczyzną – ocenił.

Dodał przy tym, że niepokoi go stan finansów organizacji polonijnych na Wschodzie.

– Wsparcie finansowe, jakie organizacje polonijne działające na Wschodzie otrzymują ze strony polskich władz, jest często jedynym źródłem ich utrzymania – wskazał.

Wobec tego zadeklarował, że działania o charakterze humanitarnym, takie jak dofinansowanie leczenia i rehabilitacji osób starszych lub pomoc żywnościowa, będą rozbudowywane, a na znaczeniu zyskają te projekty i inicjatywy, które ułatwią takim osobom dostęp do świadczeń trudno dostępnych lokalnie, w tym form aktywizacji seniorów.

Według szefa MSZ rolą tego resortu pozostaną polityczne zabiegi o to, „aby nasi Rodacy, zwłaszcza ci mieszkający w Rosji i na Białorusi, mieli możliwość zachowania polskiej tożsamości mimo utrudnień stwarzanych przez autorytarne władze tych państw – w tym przez zastraszanie i zatrzymania”.

Znadniemna.pl na podstawie Gov.pl

- Rozmaitymi kanałami zabiegamy o uwolnienie naszych rodaków więzionych przez reżim Łukaszenki, przede wszystkim Andrzeja Poczobuta, skazanego w sfingowanym procesie na osiem lat kolonii karnej – powiedział w Senacie szef MSZ Radosław Sikorski. Dodał również, że jest zaniepokojony sytuacją Polaków na Wschodzie. W środę, 30 października,

Nieznany walc Fryderyka Chopina został najprawdopodobniej znaleziony w jednym z muzeów w Nowym Jorku – poinformował dziennik „New York Times”. Na stronie dziennika można posłuchać wykonania nieznanego dotąd utworu.

Według dziennika znaleziska dokonał kurator Morgan Library & Museum na Manhattanie Robinson McClellan, gdy przeszukiwał pamiątki po znanych twórcach, takie jak pocztówki podpisane przez Pabla Picassa czy listy Johannesa Brahmsa i Piotra Czajkowskiego.

„Kiedy McClellan natrafił na przedmiot nr 147, zamarł. Był to podniszczony zapis nutowy wielkości karty z katalogu z drobną notatką i wyraźnie widocznym nazwiskiem” – podał dziennik. Adnotacja brzmiała „Valse”, zaś u góry widniało nazwisko Chopina.

Kurator, który sam jest kompozytorem, zagrał utwór w domu, ale miał wątpliwości, gdyż był on „nietypowo gorączkowy”. Wysłał więc zdjęcie zapisu nutowego czołowemu znawcy muzyki Chopina na Uniwersytecie Pensylwanii Jeffreyowi Kallbergowi.

„Szczęka mi opadła – powiedział Kallberg. – Byłem pewien, że nigdy tego nie widziałem.”

Po przeanalizowaniu papieru i atramentu, a także charakteru pisma i stylu muzycznego rękopisu, oraz po konsultacjach z zewnętrznymi ekspertami Morgan Library & Museum doszło do wniosku, że jest to prawdopodobnie nieznany walc Chopina.

Natrafianie na nieznane utwory Chopina zdarza się rzadko, gdyż był on mniej płodny niż inni kompozytorzy – podkreślił „NYT”.

Chociaż znaleziony utwór w tonacji A-moll stanowi pełną całość, jest on krótszy niż inne walce Chopina – trwa zaledwie około 80 sekund.

Morgan Library & Museum jest jednak pewne, że to autentyczny utwór Chopina. Papier i atrament odpowiadają tym, jakich używał Chopin, typowy dla niego jest też sposób zapisu klucza basowego.

„Jesteśmy całkowicie pewni naszych konkluzji – powiedział McClellan. – Teraz nadszedł czas, by pokazać to światu, aby mógł wyrobić sobie własne zdanie”.

Wybitny pianista Lang Lang, w którego wykonaniu można posłuchać walca na stronie „NYT”, powiedział, że brzmi on dla niego jak utwór Chopina. „Nie jest to najbardziej skomplikowana muzyka Chopina, ale pod względem stylu wydaje się tak autentyczna, jak tylko można sobie wyobrazić” – oznajmił.

Znadniemna.pl/PAP/Zdjęcie: amerykański dziennik „The New York Times”

Nieznany walc Fryderyka Chopina został najprawdopodobniej znaleziony w jednym z muzeów w Nowym Jorku – poinformował dziennik „New York Times”. Na stronie dziennika można posłuchać wykonania nieznanego dotąd utworu. Według dziennika znaleziska dokonał kurator Morgan Library & Museum na Manhattanie Robinson McClellan, gdy przeszukiwał pamiątki po

Książka polskiego autora Igora Sokolowskiego pt. „Sekrety Białorusi” ukazała się nakładem łódzkiego Domu Wydawniczego „Książęcy Młyn” i przypomina o postaciach oraz faktach raczej znanych większości Polaków, lecz nie zawsze kojarzonych przez nich z krajem, leżącym na wschód od polskiej granicy. Portal Znadniemna.pl jest patronem medialnym tej nowości wydawniczej.

W sporządzonym przez wydawcę opisie książki czytamy, że podążając za jej autorem:

„Przekroczymy graniczny Bug i podejrzymy Piotra Klimuka startującego z kosmodromu Bajkonur – pierwszego Białorusina lecącego w kosmos. Kosmonautkę Walentinę Tiereszkową spotkamy w Daczy Chruszczowa w Wiskulach. Rozgościmy się tam w sali kinowej, a potem zrelaksujemy w drewnianej bani. We wsi Milkowszczyzna niedaleko Grodna odwiedzimy Elizę Orzeszkową, a Witebsk zobaczymy oczami polskich piosenkarzy i Marca Chagalla. Będziemy świadkami historycznych zawirowań w hucie szkła „Niemen” i uroczystego otwarcia Biblioteki Narodowej Białorusi. Razem z Melchiorem Wańkowiczem zajrzymy do więzienia, gdzie Sergiusz Piasecki tworzy Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy. W pierwszym białoruskim GUM-ie w Mińsku kupimy lodówkę, bo radzieckie lodówki są uniwersalne! W lecie grzeją, a w zimę chłodzą! Odnajdziemy ślady Marszałka Piłsudskiego i odkryjemy, kto zabił Johna Kennedy’ego! Na koniec odpoczniemy w domu Czesława Niemena w Starych Wasiliszkach”.

„Sekrety Białorusi czekają na odkrycie. Nie zwlekaj!” – zachęca wydawca.

Autor książki „Sekrety Białorusi” – Igor Sokolowski – jest dziennikarzem i podróżnikiem, który interesuje się terenami szeroko pojętych Kresów Rzeczypospolitej, a mianowicie: Białorusią, Rosją oraz Ukrainą.

Igor Sokołowski, autor książki „Sekrety Białorusi”, fot.: facebook.com

Zainteresowanie Kresami sprawiło, że autor ukończył Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.

Jest już autorem książek: „Białoruś dla początkujących” i „Spokojnie. To tylko Rosja”.

Portal Znadniemna.pl sprawuje patronat medialny nad najnowszą publikacją Igora Sokołowskiego i zachęca swoich Czytelników do sięgnięcia po lekturę, która stanowi swoiste kompendium wiedzy o postaciach i wydarzeniach ze wspólnej historii Polski i Białorusi, stanowiących powód do dumy zarówno dla Białorusinów, jak też Polaków.

Książkę „Sekrety Białorusi” można nabyć nie tylko w tradycyjnych księgarniach, lecz również na stronie internetowej Domu Wydawniczego „Książęcy Młyn” pod LINKIEM.

Znadniemna.pl

Książka polskiego autora Igora Sokolowskiego pt. „Sekrety Białorusi” ukazała się nakładem łódzkiego Domu Wydawniczego „Książęcy Młyn” i przypomina o postaciach oraz faktach raczej znanych większości Polaków, lecz nie zawsze kojarzonych przez nich z krajem, leżącym na wschód od polskiej granicy. Portal Znadniemna.pl jest patronem medialnym

Noc z 29 na 30 października 1937 roku jest uważana za jedną z najczarniejszych w historii Białorusi. W ramach stalinowskiej czystki funkcjonariusze NKWD zamordowali wtedy około 130 osób: literatów, poetów, dziennikarzy, nauczycieli, naukowców i działaczy kultury.

Od różnorodności narodowej do unifikacji sowieckiej

W latach 20 XX wieku młode państwo sowieckie prowadziło stosunkowo tolerancyjną politykę wobec narodów zamieszkujących obszar Związku Sowieckiego. Wspierano rozwój kultur narodowych, dotyczyło to również Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej (BSRS). Wprowadzono na szeroką skalę szkolnictwo białoruskie, stworzono Białoruską Akademię Nauk, wspierano rozwój literatury i innych dziedzin działalności artystycznej, dzięki czemu w tym okresie kultura białoruska rozwijała się tam niesłychanie prężnie.

Na przełomie lat 20. i 30. XX w. względna liberalizacja w dziedzinie polityki narodowościowej dobiegła końca, ponieważ zwyciężyła stalinowska koncepcja unifikacji społeczeństwa sowieckiego. Rozpoczął się masowy terror, który przybrał formę przymusowej kolektywizacji, czystek w partii i administracji państwowej, walki z religią, zwalczania inteligencji narodów zamieszkujących Związek Sowiecki. Komunistyczny aparat represji stał się bronią w walce z przeciwnikami politycznymi. Prześladowaniom politycznym poddawane były różne grupy społeczne – od byłych członków partii z doświadczeniem przedrewolucyjnym po pojedynczych chłopów sprzeciwiających się kolektywizacji. Związek Sowiecki, pod wodzą Stalina, obrał kurs na centralizację – na likwidację niezależności narodów i na szerzenie rosyjskiego nacjonalizmu, który miał być spoiwem łączącym różne grupy etniczne i narodowe państwa sowieckiego. Działacze białoruscy, reprezentanci elit, byli usuwani ze stanowisk, często zamykani w więzieniach oraz stawiani przed sądem.

Czarna Noc

Kulminacją stalinowskich represji były lata 1937-1938, nazywane Wielkim Terrorem. Egzekucje w nocy z 29 na 30 października 1937 roku były najtragiczniejszym momentem potężnej fali represji przeciwko białoruskiej inteligencji. W piwnicach gmachu NKWD (obecnie to siedziba KGB) i na zamku Piszczałowskim rozstrzelano tej nocy ponad 130 osób: naukowców i działaczy kultury, dziennikarzy, nauczycieli, poetów i literatów. Część z ofiar należała do partii komunistycznej BSRS, co nie uratowało ich przed śmiercią. Tak masowego, jednorazowego morderstwa na przedstawicielach białoruskiej elity narodowej nigdy wcześniej nie było.

Te tragiczne wydarzenia nazwano „Czarną nocą” lub „Nocą straconych poetów”, ponieważ wśród rozstrzelanych było 22 białoruskich pisarzy, m.in. Michaś Czarot, Płaton Hałowacz, Wasyl Kowal czy Teodor Klasztorny. Jak pokazuje przykład Czarota, zdolnego poety, redaktora „Sowieckiej Białorusi”, nawet tak oddany idei październikowej rewolucji działacz stał się dla sowieckiego aparatu bezpieczeństwa kontrrewolucjonistą, wrogiem ludu i agentem polskiego wywiadu. Wyrokiem trójki NKWD został rozstrzelany tej feralnej nocy. Jego ciało i ciała innych ofiar czystek potajemnie pogrzebano w dołach śmierci na północny wschód od miasta w Kuropatach.

Tej nocy nie tylko zamordowano poetów i literatów, ale także zniszczono ich artystyczny dorobek. W aktach osobowych straconych pisarzy znajdują się informacje, że dowody ich winy w postaci listów, zdjęć, notatek i rękopisów zniszczono po egzekucji twórców.

Doły śmierci w Kuropatach

Kuropaty to uroczysko na obrzeżach Mińska, które jest symbolem zbrodni stalinowskich na Białorusi. Tam Sowieci w latach 1937–1941 rozstrzelali według różnych szacunków od 100 tys. do 250 tys. osób. Zabijano tam również Polaków – ofiary operacji polskiej NKWD oraz zbrodni katyńskiej. Najpewniej spoczywają tu polscy oficerowie z tzw. „Białoruskiej Listy Katyńskiej”.

Na terenie więzienia w Mińsku zamordowano prawdopodobnie 3870 Polaków, a ich ciała zostały pochowane w pobliskich Kuropatach. Za podstawę tej tezy uważa się dwa dokumenty szefa NKWD Ławrientija Berii z 21 i 22 marca 1940 roku. Pierwszy z nich został skierowany do ludowego komisarza komunikacji ZSRS Łazara Kaganowicza w sprawie przygotowania wagonów do przetransportowania więźniów. Drugi nakazywał oddziałom NKWD „rozładowanie” więzień zachodnich obwodów dwóch socjalistycznych republik sowieckich – ukraińskiej i białoruskiej, a aresztowanych przewieźć z więzień zachodnich obwodów Białoruskiej SRS do Więzienia Mińskiego.

W 1988 roku w prasie w  języku białoruskim ukazał się artykuł autorstwa Zianona Paźniaka i Jeuhiena Szmygaloua „Kuropaty – droga śmierci”, w którym po raz pierwszy poruszono historię masowych grobów na Białorusi. Tekst złamał zmowę milczenia wokół tego tematu – informacja o Kuropatach poszła w świat. Mimo stosunkowo niskiego nakładu pisma (8 tys. egz.) artykuł stał się znany nie tylko w BSRS ale cytowały go zagraniczne agencje prasowe, w tym PAP.

Mimo upływu lat zbrodnia w Kuropatach nadal czeka na rzetelne opracowanie naukowe – wciąż nie przeprowadzono badań archeologicznych, a dokumentacja aktowa pozostaje zamknięta w archiwach służb bezpieczeństwa Białorusi i Rosji.

Znadniemna.pl/ipn.gov.pl

Noc z 29 na 30 października 1937 roku jest uważana za jedną z najczarniejszych w historii Białorusi. W ramach stalinowskiej czystki funkcjonariusze NKWD zamordowali wtedy około 130 osób: literatów, poetów, dziennikarzy, nauczycieli, naukowców i działaczy kultury. Od różnorodności narodowej do unifikacji sowieckiej W latach 20 XX wieku

Ministerstwo Spraw Zagranicznych (MSZ) Łotwy posiada informacje o 26 mieszkańcach tego kraju, których  aresztowano na terytorium Białorusi – przekazała agencji LETA rzeczniczka MSZ Diana Eglite.

Podkreśliła, że ​​łotewska misja dyplomatyczna w Witebsku zapewnia im niezbędną i możliwą pomoc konsularną, jednak pomoc taka jest utrudniona ze względu na brak praworządności w kraju, rządzonym przez Łukaszenkę, a także z uwagi na  minimalizację współpracy z Białorusią w obszarze wymiaru sprawiedliwości i inne obszary po rozpoczętej przez Rosję pełnoskalowej agresji na Ukrainę.

Eglite zauważyła, że ​​na Białorusi nie jest przestrzegana zasada niezawisłości sądów, co znacznie zwiększa ryzyko wszczęcia fikcyjnych spraw przeciwko obywatelom UE.

W związku z tym i innymi zagrożeniami bezpieczeństwa obywateli UE na Białorusi, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Łotwy stanowczo zaleca obywatelom swojego kraju aby ci nie podróżowali do kraju, rządzonego przez prorosyjskiego dyktatora.

Znadniemna.pl za DELFI, fot.: Rs.gov.lv

Ministerstwo Spraw Zagranicznych (MSZ) Łotwy posiada informacje o 26 mieszkańcach tego kraju, których  aresztowano na terytorium Białorusi – przekazała agencji LETA rzeczniczka MSZ Diana Eglite. Podkreśliła, że ​​łotewska misja dyplomatyczna w Witebsku zapewnia im niezbędną i możliwą pomoc konsularną, jednak pomoc taka jest utrudniona ze względu

W piątek, 25 października, w Białymstoku odbyła się comiesięczna akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem –  uwięzionym 43 miesiące temu dziennikarzem polskich mediów, jednym z liderów mniejszości polskiej na Białorusi, który przebywa niemal w całkowitej izolacji informacyjnej.

Akcje solidarnościowe z Poczobutem, a także innymi więźniami politycznymi przebywającymi w białoruskich więzieniach regularnie odbywają się w Białymstoku przy pomniku bł. ks. Jerzego Popiełuszki, gdzie ustawione są wielkoformatowe zdjęcia Poczobuta. Uczestnicy przynoszą na akcje solidarnościowe zdjęcia Poczobuta oraz innych więźniów reżimu Łukaszenki, trzymają też nieuznawane przez reżim białoruskie biało-czerwono-białe flagi.

Wiceprezes Związku Polaków na Białorusi Marek Zaniewski poinformował że sytuacja Andrzeja Poczobuta w ciągu ostatniego miesiąca się nie zmieniła, dziennikarz  dalej jest w kolonii karnej, a kontakt z nim jest maksymalnie ograniczony.

Sytuacja jest ciągle skomplikowana. Andrzej znajduje się w kolonii karnej i nic nowego wokół niego się nie dzieje. Jest w całkowitej izolacji informacyjnej. Więc za dużo informacji nie mamy — powiedział Zaniewski.

Optymistycznie dodał, że – biorąc pod uwagę informacje z ubiegłego miesiąca – raczej nic gorszego Andrzejowi  się nie stało.

Andrzej Poczobut został zatrzymany w Grodnie po rewizji w jego mieszkaniu 25 marca 2021 roku, a następnie przewieziony do aresztu w Mińsku.

Od maja ubiegłego roku odbywa karę ośmiu lat więzienia w kolonii karnej w Nowopołocku, skazany za „ podżeganie do nienawiści” i „wzywanie do działań na szkodę Białorusi”.

Akcje solidarności z dziennikarzem  odbywają się w Białymstoku od czerwca 2021 r. Początkowo były to akcje wsparcia dwóch osób: Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys, wypuszczonej przez reżim Łukaszenki na wolność i oczyszczonej z zarzutów. Obecnie akcje solidarnościowe mają na celu wsparcie wszystkich więźniów politycznych na Białorusi.

Znadniemna.pl za Polskie Radio Białystok, na zdjęciu: Na akcji solidarnościowej przemawia wiceprezes ZPB Marek Zaniewski, fot.: X.com/radiobialystok

W piątek, 25 października, w Białymstoku odbyła się comiesięczna akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem -  uwięzionym 43 miesiące temu dziennikarzem polskich mediów, jednym z liderów mniejszości polskiej na Białorusi, który przebywa niemal w całkowitej izolacji informacyjnej. Akcje solidarnościowe z Poczobutem, a także innymi więźniami politycznymi przebywającymi

Jego największym dziełem był „Słownik Jakuckiego Języka”. Zaczął pisać go z nudów, żeby nie oszaleć na wygnaniu. Dziś imię Edwarda Piekarskiego jest lepiej rozpoznawalne w Jakucji niż w Polsce. Jakuci upamiętnili naszego krajana, stawiając mu pomnik w swojej stolicy – Jakucku i nazywając jego imieniem jedną z ulic tego miasta. Na dzisiaj przypada 166. rocznica urodzin człowieka, którego imię zna każde jakuckie dziecko.

Językoznawca, etnolog, folklorysta Edward Piekarski urodził się 25 października 1858 roku w miejscowości Pietrowicze koło Mińska (obecnie w rejonie smolewickim na Białorusi).

Gimnazjalista – rewolucjonista

Edward Piekarski

Pochodził ze zubożałej polskiej rodziny szlacheckiej. Matka Edwarda zmarła wcześnie, więc dziecko wychowywało się najpierw w rodzinie białoruskiego chłopa, następnie mieszkało u ciotki w Mińsku i dopiero potem ojciec chłopca – Karol Piekarski – oddał syna na wychowanie swojemu pradziadkowi Romualdowi Piekarskiemu, który był zarządcą majątku bogatego ziemianina na Polesiu. Po przeniesieniu się na Polesie Edward wstąpił do gimnazjum w Mozyrzu. Nauka dawała się młodemu człowiekowi tak dobrze, że wkrótce zaczął zarabiać na życie, udzielając korepetycji kolegom gimnazjalistom. W 1874 roku nasz bohater przeniósł się do gimnazjum w Taganrogu. Tam przyłączył się do ruchu rewolucyjnego, wstępując do koła uczniowskiego, którego członkowie czytali dzieła teoretyków i prekursorów rosyjskiego ruchu rewolucyjnego: Wissariona Bielińskiego, Aleksandra Hercena, Dmitrija Pisariewa oraz innych autorów literatury, zabronionej przez carskie władze.

Po kolejnej przeprowadzce, tym razem do gimnazjum w Czernihowie, Edward Piekarski nie porzucił działalności rewolucyjnej. Tutaj, w klasycznym gimnazjum w Czernigowie, młody człowiek dołączył do podziemnego kręgu młodych rewolucjonistów i zaczął prowadzić rewolucyjną propagandę wśród lokalnych rzemieślników. Kolportował przy tym rewolucyjne gazety i zakazane dzieła teoretyków rewolucji. Wiosną 1877 roku nasz bohater ukończył siódmą klasę gimnazjum w Czernihowie, a w sierpniu tegoż roku wstąpił do Instytutu Weterynaryjnego w Charkowie. Również na studiach zubożały polski szlachcic spod Mińska bierze czynny udział w pracach miejscowego koła studenckiego, które zajmowało się propagandą idei rewolucyjnych wśród studentów i ludności miejskiej.

Relegowanie z uczelni i wyrok

Aktywność ta doprowadziła do niepokojów, których konsekwencją stały się aresztowania. 18 grudnia 1878 roku Edward Piekarski został wydalony z uczelni na mocy decyzji sądu uniwersyteckiego za udział w ruchu rewolucyjnym, bez prawa wstępu na uczelnię wyższą. Udało mu się uniknąć prześladowań i konieczności ukrywania się przed władzami, które zaocznie skazały go na 5 lat zesłania w obwodzie archangielskim.

Żeby nie wpaść w ręce policji młody człowiek musiał niego skorygować swoją tożsamość. Kilka miesięcy po ogłoszeniu wyroku jako nowy powiatowy urzędnik, „szlachetny syn Iwan Kiriłłowicz Piekarski”, nasz bohater przybył do administracji wołosti (odpowiednik gminy w carskiej Rosji -red.) Kniaże-Bogorodskoje w Guberni Tambowskiej. W tamtym czasie w rejonie Tambowa było wielu takich rewolucjonistów – jedni mianowali się „urzędnikami wołosti” inni –  „ratownikami medycznymi”.

Pod koniec 1878 roku Edward Piekarski został członkiem tajnej rewolucyjnej organizacji „Ziemia i Wola”. Zaprzyjaźnił się w niej ze znanym rewolucjonistą Lwem Hartmannem, po którego ucieczce musiał ukrywać się w Tambowie pod nazwiskiem Bogolubow.

Podziemna działalność rewolucyjna Edwarda Piekarskiego, w końcu została wykryta przez carską policję. 30 sierpnia 1879 roku rewolucjonista zmuszony był wyjechać do Moskwy. W przeddzień Nowego 1880-go Roku w Moskwie nasz bohater, posiadający paszport na nazwisko „Nikołaj Iwanowicz Połunin”, został aresztowany za przynależność do Partii Socjalistyczno-Rewolucyjnej i posiadanie nielegalnej literatury.

Zesłanie na Syberię

Edward Piekarski na zesłaniu

12 stycznia 1881 roku Moskiewski Wojskowy Sąd Rejonowy skazał „przestępcę państwowego” Edwarda Piekarskiego wraz z osobami związanymi z zabójstwem agenta policyjnego N.W. Reinsteina na piętnaście lat „ciężkich robót”. Na rozkaz gubernatora Moskwy, „biorąc pod uwagę młodość, lekkomyślność i słaby stan zdrowia Piekarskiego”, skazanemu „ciężkie roboty” zastąpiono wygnaniem do osady leżącej „w odległych miejscach Syberii z pozbawieniem wszelkich praw i statusu”.

Skazany na zesłanie 23-letni rewolucjonista już 2 listopada 1881 roku przybył do Jakucka i 8 listopada osiadł na skrzyżowaniu rzek Tatta i Aldan. Na okres wielu lat miejsce to stało się miejscem zamieszkania Polaka To właśnie w tym regionie młody rewolucjonista miał żyć przez wiele lat. Początki życia Edwarda na zesłaniu były trudne. „Nie mam środków do życia” – napisał do ojca 22 lutego 1883 roku. „A gdyby nie Jakuci, umarłbym z głodu” – wyjaśnił . Wciąż jednak starał się przystosować do trudnych warunków. W krótkim czasie zaprzyjaźnił się z okolicznymi mieszkańcami, którzy pomogli mu w uprawie niewielkiej działki, na której zubożały polski szlachcic zaczął siać zboże i sadzić ziemniaki.

Wkrótce Piekarski zajmował się nie tylko ogrodnictwem, ale także hodowlą bydła, rybołówstwem i polowaniem. Musiał nauczyć się budować jurtę, zaopatrzyć się w paliwo i lód na zimę, aby stopić wodę.

Zajmując się tym wszystkim rewolucjonista-wygnaniec pomagał Jakutom sporządzać oficjalne petycje (nauczył się tego jako „urzędnik” obwodzie tambowskim), szukał w sądach rozwiązań skomplikowanych kwestii na korzyść biednych i bronił ludności jakuckiej przed tendencyjnym nastawieniem do niej ze strony carskiej administracji.

Tak więc w 1899 roku Piekarski zainicjował redystrybucję ziemi odnoszącej się do jakuckiej miejscowości, w wyniku czego biedni otrzymali działki.

Już jako początkujący badacz kultury i języka Jakutów zadebiutował w krasnojarskiej gazecie „Sibirskije Wiesti” z artykułem „Znaczenie języka jakuckiego w szkołach” i skrytykował gubernatora oraz inspektora szkół obwodu jakuckiego, sprzeciwiających się otwieraniu szkół, w których nauczanie prowadzone byłoby w języku jakuckim. W swoich artykułach Edward Piekarski mówił o trudnościach, jakich doświadcza lud Jakucji, domagał się reorganizacji postępowania sądowego w ulusach (osady jakuckie-red.), opowiadał się za koniecznością drukowania artykułów prasowych w języku jakuckim, pomagał w pozyskaniu czcionek i wyposażenia drukarni, drukującej gazetę „Kraj Jakucki”. W ten sposób przyczynił się do rozwoju kultury jakuckiej i zwrócił uwagę szerszego społeczeństwa rosyjskiego na problemy regionu.

Jak nauczyć się języka Jakutów?

Jurta Edwarda Piekarskiego odtworzona w skansenie w miejscowości Czerkioch, leżącej na wschód od Jakucka

Aby porozumieć się z Jakutami, którzy wówczas w ogóle nie znali języka rosyjskiego, Piekarski od pierwszych dni pobytu na wygnaniu musiał uczyć się ich języka i systematycznie zapisywać słowa jakuckie z tłumaczeniem na język rosyjski. Nie było to łatwe, brakowało papieru, nie było podręczników ani słowników. Jednak swoją ciężką pracą Polak osiągnął wiele. Pierwszym nauczycielem języka jakuckiego dla Edwarda Piekarskiego był ślepy starzec Ochokun. Do nauki uczeń ślepego Jakuta wykorzystywał dwa zeszyty: w jednym zapisywał słowa jakuckie z tłumaczeniem na język rosyjski, w drugim słowa rosyjskie z tłumaczeniem na język jakucki.

Zainteresowanie Piekarskiego językiem jakuckim, jego wytrwałe studia nad mową miejscowej ludności wkrótce przyciągnęły uwagę otaczających go ludzi; prywatnie zaczęły mu pomagać różne osoby.

Na początku lat osiemdziesiątych XIX wieku początkujący badacz otrzymał pisane ręcznie słowniki i notatki pierwszych badaczy języka i kultury Jakucji. Znalazły się wśród nich m.in. materiały spisane przez księdza prawosławnego Wasilija Popowa, który przygotował słowniki jakucko-rosyjski i rosyjsko-jakucki. Oprócz tego nasz bohater zapisał w swoich zeszytach słowa z książek, które już zostały wydane w języku jakuckim: „Krótka gramatyka języka jakuckiego” D. Chitrowa, tłumaczenia „Ewangelii”, „Księgi godzin” i innych ksiąg kościelnych.

Początki Słownika

Wnętrze jurty Edwarda Piekarskiego

Edward Piekarski podczas pracy

Zrobiwszy to zaczął układać słowa, wypisane z ksiąg i ponownie spisane w kolejności alfabetycznej. Powstały słownik służył mu jako stały punkt odniesienia podczas rozmów i był na bieżąco uzupełniany o nowe słowa.

Edward Piekarski na zesłaniu z żoną Krystyną Slepcową i dziećmi

Około 2-3 lata później do Jakucji przybył wygnaniec polityczny Nikołaj Tiutczew. Przywiózł ze sobą egzemplarz „Słownika jakucko-niemieckiego” autorstwa akademika O. Betlingka, o pracach którego Piekarski niczego wcześniej nie słyszał. Porównując ten słownik z materiałami, które zgromadził, Polak zauważył, że Betlingk nie posiadał najczęściej używanych słów i że nie zostały przez niego pokazane wszystkie znaczenia zapisanych słów. Piekarski zaczął więc zapisywać na marginesach słownika słowa jakuckie, których u Betlingka nie było.

W 1895 roku, po 14 latach zsyłki, Edward Piekarski zyskał prawo wyboru miejsca zamieszkania, z wyjątkiem stolic i guberni stołecznych. Ponadto przez kolejne 5 lat musiał pozostawać pod dozorem policyjnym. Pomimo możliwości powrotu do europejskiej części Rosji, zdecydował się pozostać w obwodzie jakuckim, gdzie kontynuował swoje badania naukowe nad językiem jakuckim, co stało się najważniejszym dziełem całego jego życia.

Już w 1886 roku Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne zaproponowało Piekarskiemu opublikowanie słownika jakucko-rosyjskiego, nad którym pracował. Publikacja została wprawdzie opóźniona z powodu braku funduszy, jednak materiały słownikowe były stale poszerzane.

W pracy nad słownikiem brało udział wiele osób, w tym studenci wydziału literackiego i językowego oraz lokalni eksperci z zakresu języka, folkloru i etnografii. Słownik powstawał w czasach, gdy nie istniała ugruntowana tradycja pisana języka jakuckiego, co wymagało od Piekarskiego dodatkowego wysiłku.

Ile słów jest w języku jakuckim?

Słownik Jakuckiego Języka, ułożony przez Edwarda Piekarskiego w latach 1882-1897 i wydany w Jakucku w 1899 roku

Nad dziełem swojego życia – „Słownikiem języka jakuckiego” – Edward Piekarski pracował przez prawie 45 lat. W 1885 roku sądzono, że w języku jakuckim jest tylko 3 tys. słów, co zmotywowało naszego bohatera do zbierania i interpretowania większej ich liczby.

Do 1887 roku zgromadził 7 tys. jakuckich wyrazów, jedenaście lat później było ich już 20 tys., a do 1930 roku Słownik liczył aż 25 tys. słów. Drugie wydanie słownika składało się z trzech tomów i zawierało około 38 tysięcy słów.

Edward Piekarski z żoną Heleną Kugajewską

Ułożony przez Piekarskiego Słownik jest uważany za prawdziwą skarbnicę języka i kultury narodowej Jakutów. Obejmuje on różnorodne aspekty życia gospodarczego, duchowego i kulturalnego Jakutów z końca XIX i początku XX wieku. Zebrane przez autora obszerne informacje encyklopedyczne, przedstawiają kompleksowe opisy słów, ich etymologię, różne opcje wymowy, podobieństwa w językach pokrewnych oraz związane z tymi wyrazami wierzenia, obrzędy i techniki wytwarzania przedmiotów.

Wybitni naukowcy przeszłości i teraźniejszości zgodnie uznają „Słownik języka jakuckiego” autorstwa Piekarskiego za dzieło o wyjątkowej kompletności i rzetelności oraz za jedno z najważniejszych dzieł światowego językoznawstwa.

Także Piekarski napisał około dziesięciu rozpraw etnograficznych, w tym artykuły i prace na temat statusu prawnego Jakutów oraz o ich życiu i tradycjach. Polak był także zaangażowany w publikowanie dzieł ustnej sztuki ludowej, takich jak seria „Wypisy z literatury ludowej Jakutów””.

Edward Piekarski (siedzi w pierwszym rzędzie po prawej) podczas Zjazdu Przedstawicieli Ułusów Jakuckich w 1902 roku

Duma sowieckiej etnografii

Edward Piekarski (pierwszy od prawej) z kolegami – naukowcami

W 1926 roku, w związku z ukończeniem „Słownika języka jakuckiego” i 45. rocznicą pracy nad nim, Edward Piekarski został uhonorowany przez Akademię Nauk ZSRR oraz szereg instytucji naukowych. Rząd Sowieckiej Jakucji wysłał do uczonego telegram gratulacyjny, doceniając jego monumentalne dzieło, które stało się dumą nauki etnograficznej w skali całego ZSRR.

Jako naukowiec Edward Piekarski należał do kilku znaczących organizacji i stowarzyszeń. Był członkiem Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego, co pozwalało mu brać udział w ekspedycjach naukowych po Jakucji. W 1927 roku został członkiem-korespondentem, a w 1931 roku członkiem rzeczywistym Akademii Nauk ZSRR. Ponadto, od 1928 roku był członkiem honorowym Polskiego Towarzystwa Orientalistycznego. Prowadził obszerną korespondencję po polsku z kolegami naukowcami w Polsce i publikował w polskich czasopismach naukowych. Był szczęśliwy, kiedy jego prace ukazywały się w jego ojczystym języku.

Grób Edwarda Piekarskiego na Cmentarzu Smoleńskim w Petersburgu

Zmarł wybitny rosyjski naukowiec polskiego pochodzenia 29 czerwca 1934 roku w Leningradzie. Pochowany został na Cmentarzu Smoleńskim.

Upamiętnienie Edwarda Piekarskiego

Imię Edwarda Piekarskiego zostało upamiętnione na różne sposoby. W Jakucku postawiono mu pomnik i nazwano jego imieniem ulicę. Dom, a właściwie jurta, w której mieszkał i pracował, została zrekonstruowana i znajduje się w skansenie w miejscowości Czerkioch, leżącej na wschód od Jakucka.

Piekarski jest również upamiętniony w literaturze i badaniach etnograficznych, które nadal cieszą się dużym uznaniem w świecie naukowym. Jego prace są powszechnie cytowane i studiowane przez lingwistów i etnografów na całym świecie.

Znadniemna.pl na podstawie Smaliavichy.by

Jego największym dziełem był "Słownik Jakuckiego Języka". Zaczął pisać go z nudów, żeby nie oszaleć na wygnaniu. Dziś imię Edwarda Piekarskiego jest lepiej rozpoznawalne w Jakucji niż w Polsce. Jakuci upamiętnili naszego krajana, stawiając mu pomnik w swojej stolicy – Jakucku i nazywając jego imieniem

W 2024 roku zmiana czasu z letniego na zimowy nastąpi z soboty – 26 października, na niedzielę – 27 października. To właśnie tej nocy wskazówki zegara trzeba przesunąć z godz. 3.00 na 2.00.  Z tego powodu, zimą różnica czasu między Polską i Białorusią będzie wynosić 2 godziny.

W Polsce i większości krajów Unii Europejskiej (podlega jej 70 krajów, nie ma w tym gronie m.in. Rosji, Białorusi, krajów afrykańskich), zmiana czasu odbywa się dwa razy do roku: w ostatnią niedzielę marca (na czas letni) oraz w ostatnią niedzielę października (powrót do czasu zimowego). Wiele urządzeń z dostępem do internetu (smartfon czy laptop) przeprowadzi zmianę czasu automatycznie. Odbywa się to na podstawie wydawanego co pięć lat komunikatu Komisji Europejskiej, który ujednolica datę i czas tej zmiany we wszystkich państwach członkowskich.

Prace nad odejściem od zmian czasu zostały zawieszone na szczeblu europejskim jeszcze przed pandemią.

Czas zimowy i letni – skąd ta tradycja?

System zmiany czasu pomiędzy letnim a zimowym jest stosunkowo nową koncepcją, która zyskała na popularności w XX wieku. Pierwsze próby wprowadzenia sezonowego przesunięcia czasu miały miejsce już podczas I wojny światowej. Wówczas rządy różnych państw dostrzegły potencjał oszczędności energii elektrycznej w sytuacji, gdy zwiększona ilość światła dziennego przypadała na godziny poranne i popołudniowe. Ta sama praktyka była szeroko stosowana podczas II wojny światowej, a po niej wiele krajów postanowiło kontynuować stosowanie podwójnego systemu czasu.

W Polsce obowiązek zmiany czasu powrócił w 1977 roku i jest realizowany co roku – na czas letni w ostatnią niedzielę marca, a na zimowy w ostatnią niedzielę października.

Oszczędność energii

Pierwotnym celem zmiany czasu była oszczędność energii elektrycznej, ponieważ wydłużony dostęp do światła dziennego miał zmniejszyć zapotrzebowanie na sztuczne oświetlenie. Współczesne badania pokazują jednak, że ta oszczędność jest niewielka i często niezauważalna. Rozwój technologii, nowe źródła energii, a także zróżnicowane rytmy życia współczesnych ludzi sprawiły, że różnice w zużyciu energii wynikające z przejścia na czas zimowy i letni są minimalne.

Zmiana czasu szkodzi

Zmiana czasu może mieć wyraźny wpływ na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Badania wskazują, że przesunięcie zegarów, nawet o godzinę, zaburza naturalny rytm dobowy, co może prowadzić do krótkotrwałych problemów ze snem, zmęczenia, a nawet podwyższonego stresu. Co więcej, statystyki pokazują, że w pierwszym tygodniu po zmianie czasu wzrasta liczba wypadków drogowych oraz zgłoszeń w nagłych przypadkach medycznych, szczególnie w odniesieniu do ataków serca. Wprowadzenie czasu zimowego może również wpływać na nasz nastrój – krótsze dni i mniejsza ekspozycja na światło słoneczne mogą pogłębiać symptomy depresji sezonowej, popularnie znanej jako SAD (Seasonal Affective Disorder).

Aspekty społeczno – ekonomiczne

Zmiana czasu wpływa także na działalność wielu branż, od transportu, przez finanse, po handel. W sektorze transportowym wymaga to dostosowania rozkładów jazdy, co może prowadzić do opóźnień i dodatkowych kosztów organizacyjnych. W przypadku międzynarodowych połączeń lotniczych i kolejowych zmiana czasu może być szczególnie uciążliwa, ponieważ nie wszystkie kraje stosują te same zasady przejścia na czas letni i zimowy.

Znadniemna.pl

 

W 2024 roku zmiana czasu z letniego na zimowy nastąpi z soboty - 26 października, na niedzielę - 27 października. To właśnie tej nocy wskazówki zegara trzeba przesunąć z godz. 3.00 na 2.00.  Z tego powodu, zimą różnica czasu między Polską i Białorusią będzie wynosić

W ramach VII Światowego Forum Mediów Polonijnych spotkaliśmy naszego dobrego kolegę i przyjaciela – Waldemara Binieckiego, redaktora naczelnego najstarszej polskojęzycznej gazety „Kuryer Polski”.

Początki wydawanego w Milwaukee (stan Wisconsin) „Kuryera Polskiego” sięgają XIX stulecia. Redaktor naczelny tej gazety jest nie tylko znakomitym publicystą, cenionym zarówno w środowisku amerykańskiej Polonii, ale też wśród polskich dziennikarzy w Ojczyźnie. Jest także nosicielem olbrzymiej i głębokiej wiedzy z zakresu stosunków polsko-amerykańskich. Musieliśmy skorzystać z możliwości zamienienia kilku zdań z tak wybitnym przedstawicielem amerykańskiej Polonii. Poprosiliśmy więc Waldemara Binieckiego, aby podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat zbliżających się wyborów prezydenckich w USA z czytelnikami portalu Znadniemna.pl.

Waldemar Biniecki przemawia podczas panelu, inaugurującego VII Światowe Forum Mediów Polonijnych w siedzibie MSZ RP. Obok niego – Anna Sochańska, dyrektor Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Polski

Przypomnijmy, że wybory prezydenckie w USA odbędą się za niecałe dwa tygodnie – 5 listopada 2024 roku.

Znadniemna.pl: Wkrótce w Stanach Zjednoczonych Ameryki odbędą się wybory prezydenckie, które tradycyjnie ze wzmożoną uwagą obserwuje cały świat. Swój potencjał do wykorzystania w tych wyborach ma Polska, ale czy potrafi ten potencjał wykorzystać?

Waldemar Biniecki: Polska bardzo dużo mówi o wykorzystaniu tego potencjału już od 1989 roku. Niewiele natomiast w tej kwestii się dzieje. W wielu publicznych wystąpieniach, tu w Warszawie, mówiłem, że w tej chwili odbywają się najważniejsze wybory w skali świata. Mamy dwóch kandydatów Kamalę Harris i Donalda Trumpa, którzy zabiegają o głosy Polonii. Wszystkie amerykańskie media mówią o Polonii, prezentują ją w różnych stanach. W USA mamy do czynienia z ponad dziesięciomilionową populacją osób polskiego pochodzenia, co stanowi ponad 3 procent narodu amerykańskiego. To dużo więcej niż wynosi populacja żydowska. Ale jako Polska nie mamy na to żadnego wpływu, absolutnie żadnego.

Ale o co chodzi?

– To woła o pomstę do nieba. Mieliśmy tylu polityków od 1989 roku, ale żaden z nich nie zabrał się do konkretnej pracy, aby Polonię zjednoczyć i wykorzystać w interesie polskiej racji stanu.

Czyli historia nie zna takiego przypadku?

– Zna. Był przypadek, kiedy Polonia dała się szybko zmobilizować. Ale stał za tym bardzo ważny polityk. To był Jan Ignacy Paderewski, który przyjechał do Stanów Zjednoczonych, wygłosił ponad tysiąc przemówień, napisał drugie tyle listów, zaprzyjaźnił się z prezydentem USA Woodrowem Wilsonem i wprowadził polską agendę do światowej polityki. Czyli – można tak robić, ale należy postawić na odpowiednią osobę. W swojej publicystyce bardzo wnikliwie ten przypadek opisuję, bo nic innego już nie pozostało, jak tylko opisać ten przypadek i podać na tacy politykom w Warszawie. Proszę zwrócić uwagę, że mieliśmy już takie osiągnięcie. Ale by go powtórzyć trzeba chcieć, nie zaś tylko o tym mówić.

Kiedy po raz kolejny słyszę, że Polonia jest największym ambasadorem Polski na świecie, to się uśmiecham, choć jest to uśmiech przez łzy, ale nic innego mi nie pozostaje.

Pana publicystyka ma zatem charakter edukacyjny?

– W pewnym sensie tak. Staram się ciągle przypominać o Paderewskim, o Błękitnej Armii, o 900 tysiącach milionów dolarów, przysyłanych przez Polonię Amerykańska do Polski. Jeden z polityków powiedział, że są to pieniądze wysyłane do rodzin Polonusów. Zgoda, ale trafiają one do Polski i w Polsce są wydawane…

Kampania prezydencka w USA dobiega końca. Czy można już powiedzieć, który z kandydatów mówi o Polsce bardziej przyjaźnie?

– Nie dał bym się nabrać na żadne przyjazne gesty, czy przemówienia. Nie słowa a konkretne czyny pokazują to, w jaki sposób nas traktują. Proszę zwrócić uwagę , że w 1944 roku prezydent Roosevelt przyjął w Gabinecie Owalnym delegację Kongresu Polonii Amerykańskiej przy wielkiej mapie Polski sprzed wybuchu II wojny światowej, czyli z 1939 roku. Ale on już wtedy Polskę sprzedał i oszukał Kongres Polonii Amerykańskiej. Tego typu manipulacje miały miejsce w przeszłości, odbywają się obecnie i będą się powtarzały w przyszłości, jeśli Polonia nie zostanie zorganizowana. W historii nie było takiej dezorganizacji i podziałów w środowisku Polonii Amerykańskiej. Nawet niema komu w tej chwili wydać oświadczenie w jej imieniu.

Amerykańscy obywatele mówią o sobie, że są demokratami lub republikanami. Czy to samo dotyczy środowiska Polonii?

– Podejrzewam, że tak. Nikt już nie myśli w kategoriach korzyści, jakie przynależność do tej czy innej opcji politycznej przyniesie samej Polonii. Widziałem wywiad w Telewizji Republika, w którym redaktor zadawał pytania Trumpowi i ani w jednym z nich nie zapytał: co pan zrobi dla Polaków? Jeśli chodzi o Polonię, to powinno paść takie pytanie: Co dany kandydat zrobi dla naszej grupy? Takich pytań nie boją się zadawać inne diaspory i je zadają. Zresztą widzimy, jaka diaspora ma wyraźny wpływ na politykę zagraniczną USA. My kiedyś taki wpływ również mieliśmy, ale to niestety stare czasy…

Jak Pan myśli, kto wygra wybory?

– Nie odważę się na sformułowanie jednoznacznej prognozy. W Stanach Zjednoczonych jest zwyczaj wystawiania przez każde domostwo na trawniku haseł wyborczych oraz reklam kandydatów, startujących w wyborach. W mieście, gdzie mieszkam, tych kandydatów jest bardzo dużo, gdyż równolegle z wyborami prezydenckimi będą u nas odbywać się wybory lokalne. Wśród lokalnych kandydatów zauważalna jest spora liczba polityków, związanych z Partią Republikańską. Ale bardzo rzadko widać wśród tych reklam akcenty, wskazujące na poparcie dla Donalda Trumpa, co nie znaczy, iż zwolennicy republikanów na niego nie zagłosują. Niedawne komentarze wyraźnie wskazywały, że Donald Trump jest niedoszacowany w sondażach. Ale zobaczymy… Do początku listopada jeszcze mamy trochę czasu.

W naszej części Europy wybory w USA są przez wielu postrzegane przez pryzmat wojny na Ukrainie. Trump jest postrzegany, jako polityk skłonny dogadywać się z Putinem, lekceważąc interesy Ukraińców i wspierających Ukrainę Polaków. Czy taka reputacja Trumpa jest brana pod uwagę przez środowiska polonijne w USA i czy jest w stanie mu zaszkodzić?

– Wydaje mi się, że w światowych mediach relacje Trumpa z Putinem zostały zdemonizowane. Trump nie jest typowym politykiem, który najpierw się zastanawia, a potem mówi. Czasami postępuje zupełnie odwrotnie: najpierw mówi, a dopiero potem występuje jakaś refleksja. Wydaje mi się, że demokraci bardzo sprytnie wykorzystali ten aspekt i wciąż nadmuchują ten „balon”. Trump natomiast zachowuje się tak, jakby nie zależało mu na zbiciu tego „balonu”, albo na przebiciu go jakąś szpilką. Ostatnie jego wystąpienia, taneczne czy wokalne na scenach, są troszkę szokujące. Czekamy na gruntowną debatę programową kandydatów, ale zarówno jedna, jak i druga strona zachowuje się tak, jakby to było mniej istotne od spraw wizerunkowych.

Jesteśmy świadkami pryskania wielkich mitów o profesjonalizmie amerykańskich kampanii wyborczych.

Na jakim przekazie medialnym budują swoje sympatie polityczne przedstawiciele Polonii amerykańskiej?

– Jeśli chodzi o Polonię, to 90 procent jej przedstawicieli nie mówi po polsku. Oni nie czytają mediów z Polski, bo te do USA po prostu nie docierają. Natomiast media polonijne są za słabe, żeby mieć odpowiednie zasięgi. Polonusi są zatem skazani na przekaz, który im funduje prasa amerykańska, a są to najczęściej bajki, wykorzystywane na użytek kampanii wyborczej.

Pomimo wszystko w kilku ośrodkach polonijnych udało się zorganizować i przeprowadzić zbiórkę pieniędzy na rzecz walczącej Ukrainy. Największe akcje odbyły się w Nowym Jorku, Chicago i w stanie Wisconsin, w którym mieszkam.

Co się tyczy Ukrainy, to w ostatnim czasie w USA coraz mniej mówi się o prowadzonej tam wojnie i co raz więcej o wszechobecnej w tym kraju korupcji. Zresztą główna tuba propagandowa Trumpa, czyli Tucker Carlson (były dziennikarz telewizji Fox News, który obecnie prowadzi własny program na platformie X, znanej wcześniej jako Twitter -red.), w swoim wielkim wywiadzie z Putinem, który obejrzało kilkanaście milionów ludzi na świecie, pokazał, że nie jest przyjazny Ukraińcom. Podejrzewam, że jest w tym duże przekłamanie z jego strony. Ale jaki mamy na to wpływ? Jesteśmy za mali, żeby zmierzyć się z takim potentatem medialnym, jakim jest Tucker Carlson…

Dziękujemy za rozmowę.

Znadniemna.pl

W ramach VII Światowego Forum Mediów Polonijnych spotkaliśmy naszego dobrego kolegę i przyjaciela – Waldemara Binieckiego, redaktora naczelnego najstarszej polskojęzycznej gazety „Kuryer Polski”. Początki wydawanego w Milwaukee (stan Wisconsin) „Kuryera Polskiego” sięgają XIX stulecia. Redaktor naczelny tej gazety jest nie tylko znakomitym publicystą, cenionym zarówno

Skip to content