HomeStandard Blog Whole Post (Page 9)

Dziś, 24 września 2025 roku, mija dokładnie 210 lat od narodzin Gabrieli Puzyniny – pisarki, poetki i pamiętnikarki, której życie i twórczość nierozerwalnie splatają się z historią dawnych Kresów Wschodnich. Urodzona w Wilnie, związana z Horodziłowem, leżącym na terenach dzisiejszej Białorusi, stworzyła literacką kronikę świata, który odszedł, ale wciąż żyje w jej wspomnieniach. W rocznicę jej urodzin przypominamy sylwetkę kobiety, która z salonu kresowego uczyniła scenę kultury, a z pamiętnika – pomnik epoki.

Narodziny w sercu Litwy

Albina Gabriela Puzynina z Güntherów przyszła na świat 24 września 1815 roku w Wilnie. Urodzona w zamożnej rodzinie ziemiańskiej, była najmłodszą córką Adama Günthera i Aleksandry z Tyzenhauzów – rodu głęboko zakorzenionego w tradycji kresowej. Już od najmłodszych lat Gabriela chłonęła atmosferę dworów litewskich i białoruskich, które później stały się tłem jej literackich wspomnień.

Wileńskie dzieciństwo Gabrieli to czas intensywnej edukacji i kontaktu z elitą intelektualną epoki. W domu Güntherów bywali profesorowie Uniwersytetu Wileńskiego, artyści i działacze społeczni. To właśnie tam młoda Gabriela nauczyła się łączyć wrażliwość literacką z głębokim poczuciem tożsamości narodowej – co później wybrzmiewało w jej twórczości.

Kobieta, która pisała historię

Debiutowała jako poetka w 1838 roku, ale to pamiętniki przyniosły jej trwałą sławę. W „W Wilnie i w dworach litewskich” z kronikarską precyzją opisała życie arystokracji i inteligencji na terenach dzisiejszej Litwy i Białorusi. Jej teksty to nie tylko literackie perełki – to dokumenty epoki, pełne anegdot, portretów znanych postaci i refleksji nad przemijaniem. Współpracowała z „Kroniką Rodzinną” i próbowała założyć własne pismo – „Tekę Litwinek”, co świadczy o jej ambicjach publicystycznych.

Puzynina pisała z pasją, ale i z misją – chciała ocalić świat, który znikał na jej oczach. Jej pamiętniki nie są jedynie zapisem wydarzeń, lecz próbą zrozumienia mechanizmów społecznych, relacji międzyludzkich i roli kobiet w kulturze kresowej. Dzięki jej tekstom możemy dziś zajrzeć do salonów, kuchni i ogrodów dworów, które zniknęły z mapy, ale nie z pamięci.

Kresowy salon artystyczny w Horodziłowie

W 1851 roku Gabriela wyszła za mąż za Tadeusza Puzynę i zamieszkała w jego majątku w Horodziłowie – miejscowości położonej niedaleko Oszmiany, na terenach dzisiejszej Białorusi. Tam stworzyła prawdziwy salon artystyczny, który przyciągał ziemian, duchownych, aktorów i muzyków. Gościli u niej m.in. Ludwik Kondratowicz (Władysław Syrokomla), Stanisław Moniuszko i Henryk Wieniawski. Horodziłów stał się nieformalnym centrum życia kulturalnego regionu – miejscem, gdzie literatura spotykała się z muzyką i teatrem.

Gabriela Puzynina, fot.: Wikipedia, autor – Jan Mieczkowski/Warszawa

Gabriela nie tylko gościła artystów – była ich mecenasem i partnerką intelektualną. W jej salonie prowadzono dyskusje o sztuce, polityce i przyszłości Polski. Horodziłów, choć położony na uboczu, tętnił życiem, a jego gospodyni potrafiła stworzyć atmosferę otwartości i twórczego fermentu. To tam rodziły się idee, które później znajdowały odbicie w kulturze narodowej.

Ocaliła od zapomnienia świat Kresów…

Gabriela Puzynina zmarła 16 sierpnia 1869 roku w Horodziłowie. Została pochowana w podziemiach tamtejszego kościoła. Jej życie i twórczość są nierozerwalnie związane z historyczną Litwą i  terenami dzisiejszej Białorusi – Wilnem, Oszmianą, Horodziłowem.

Choć od czasów, kiedy żyła i tworzyła, granice się zmieniły, pamięć o pisarce trwa w literaturze i historii Kresów. Jej dzieła – pełne nostalgii, humoru i głębokiej refleksji – pozostają jednym z najcenniejszych świadectw życia polskiej arystokracji na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej.

Dziś, w 210. rocznicę urodzin, Gabriela Puzynina jawi się jako patronka pamięci – kobieta, która ocaliła świat Kresów od zapomnienia. Jej twórczość to nie tylko zapis przeszłości, ale także apel o zachowanie dziedzictwa kulturowego, które wciąż żyje w języku, obyczajach i wspomnieniach potomków dawnych mieszkańców tych ziem.

 Opr. Emilia Kuklewska, źródło ilustracji: Wikipedia

Dziś, 24 września 2025 roku, mija dokładnie 210 lat od narodzin Gabrieli Puzyniny – pisarki, poetki i pamiętnikarki, której życie i twórczość nierozerwalnie splatają się z historią dawnych Kresów Wschodnich. Urodzona w Wilnie, związana z Horodziłowem, leżącym na terenach dzisiejszej Białorusi, stworzyła literacką kronikę świata,

Andrzej Poczobut, więzień polityczny i działacz polskiej mniejszości na Białorusi, został nominowany do Nagrody im. Sacharowa 2025. Parlament Europejski rozważa uhonorowanie jego odwagi w walce o prawa człowieka i wolność słowa w autorytarnym reżimie.

Na wspólnym posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych, Podkomisji Praw Człowieka oraz Komisji Rozwoju Parlamentu Europejskiego zaprezentowano kandydatury do Nagrody im. Sacharowa za wolność myśli za rok 2025. Wśród nominowanych znalazł się Andrzej Poczobut — polsko-białoruski dziennikarz, więzień polityczny i działacz mniejszości polskiej na Białorusi. Jego kandydatura została zgłoszona przez dwie znaczące grupy polityczne: Europejską Partię Ludową oraz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.

Nominacja Poczobuta ma szczególny wymiar symboliczny i polityczny. Jest wyrazem solidarności Unii Europejskiej z osobami prześladowanymi za wolność słowa i obronę praw mniejszości narodowych w autorytarnych reżimach. Poczobut od lat dokumentuje represje wobec Polaków na Białorusi, a jego działalność dziennikarska i obywatelska doprowadziła do wieloletniego uwięzienia. Jego przypadek stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych przykładów łamania praw człowieka w Europie Wschodniej.

Włączenie Poczobuta do grona kandydatów do Nagrody im. Sacharowa to nie tylko gest wsparcia dla niego samego, ale także dla wszystkich więźniów politycznych na Białorusi. To przypomnienie, że walka o podstawowe prawa i wolności nie zna granic, a Parlament Europejski pozostaje instytucją, która nie milczy wobec niesprawiedliwości.

Pozostałe kandydatury obejmują m.in. . Budapest Pride, dziennikarzy i pracowników humanitarnych w Palestynie, ruch demokratyczny w Gruzji, serbskich studentów oraz pisarza Boualema Sansala. Każdy kandydat musiał uzyskać poparcie co najmniej 40 europosłów, przy czym każdy poseł mógł poprzeć tylko jedną kandydaturę.

W październiku Komisje AFET i DEVE wybiorą trzech finalistów, a ostatecznego laureata wskaże Konferencja Przewodniczących. Ceremonia wręczenia nagrody odbędzie się w grudniu w Strasburgu. Nagroda im. Sacharowa pozostaje jednym z najważniejszych symboli europejskiego zaangażowania w obronę praw człowieka i wolności myśli.

Znadniemna.pl zaEeuroparl.europa.eu, fot.: sb.by

Andrzej Poczobut, więzień polityczny i działacz polskiej mniejszości na Białorusi, został nominowany do Nagrody im. Sacharowa 2025. Parlament Europejski rozważa uhonorowanie jego odwagi w walce o prawa człowieka i wolność słowa w autorytarnym reżimie. Na wspólnym posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych, Podkomisji Praw Człowieka oraz Komisji Rozwoju

Premier Donald Tusk ogłosił decyzję o ponownym otwarciu przejść granicznych z Białorusią. Informację przekazał podczas konferencji prasowej w Sierakowicach, podkreślając, że rozporządzenie w tej sprawie zostanie wydane jeszcze dziś przez ministra spraw wewnętrznych i administracji.

Przejścia mają zostać otwarte o północy ze środy na czwartek, czyli z 24 na 25 września. Decyzja dotyczy zarówno przejść drogowych, jak i kolejowych, które zostały zamknięte 12 września w związku z rosyjsko-białoruskimi manewrami wojskowymi „Zapad-2025” oraz wzrostem napięcia przy granicy.

Premier zaznaczył, że decyzja o otwarciu granicy nie jest ostateczna. „Jeśli będzie taka potrzeba, to nie będziemy się wahać i podejmiemy ponownie decyzję o zamknięciu przejść” – powiedział Tusk, podkreślając, że bezpieczeństwo obywateli pozostaje priorytetem. Zamknięcie granicy obowiązywało w obu kierunkach – zarówno dla wyjazdu z Polski na Białoruś, jak i wjazdu do kraju. Ograniczenia dotyczyły zarówno transportu samochodowego, jak i kolejowego, co miało istotny wpływ na lokalne społeczności oraz przewoźników.

Decyzja o otwarciu granicy została podjęta po analizie sytuacji bezpieczeństwa i konsultacjach z odpowiednimi służbami. Rząd uznał, że obecnie nie ma przesłanek do dalszego utrzymywania blokady, choć sytuacja pozostaje dynamiczna. Tusk zaznaczył, że rząd będzie monitorował rozwój wydarzeń i w razie potrzeby podejmie odpowiednie kroki. Wypowiedź premiera spotkała się z szerokim zainteresowaniem mediów, a także komentarzami ze strony opozycji i ekspertów ds. bezpieczeństwa.

 Znadniemna.pl na podstawie Niezalezna.pl/tvn24.pl, fot.: Straż Graniczna RP

Premier Donald Tusk ogłosił decyzję o ponownym otwarciu przejść granicznych z Białorusią. Informację przekazał podczas konferencji prasowej w Sierakowicach, podkreślając, że rozporządzenie w tej sprawie zostanie wydane jeszcze dziś przez ministra spraw wewnętrznych i administracji. Przejścia mają zostać otwarte o północy ze środy na czwartek, czyli

Grzegorz Gaweł, 27-letni zakonnik z klasztoru karmelitów w Krakowie, został uznany za więźnia politycznego przez organizacje praw człowieka po zatrzymaniu przez białoruskie KGB. Duchowny został oskarżony o szpiegostwo – zarzut, który polskie władze określają jako bezpodstawny i motywowany politycznie.

Zakonnik przebywał na Białorusi w ramach posługi duszpasterskiej i kontaktów z lokalną wspólnotą polonijną. Jego zatrzymanie wywołało natychmiastową reakcję ze strony polskich władz – Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło działania dyplomatyczne, a premier RP zapowiedział zdecydowaną interwencję. Wspólnota karmelitów w Krakowie wystosowała apel o modlitwę i wsparcie duchowe dla brata Grzegorza.

Sprawa Gawła została nagłośniona przez media i organizacje praw człowieka. W świetle międzynarodowych standardów uznano go za więźnia politycznego, a jego zatrzymanie wpisuje się w szerszy kontekst represji wobec osób duchownych, działaczy społecznych i przedstawicieli mniejszości narodowych na Białorusi.

Niedawno władze Białorusi uwolniły 52. więźniów politycznych, jednak nazwisko Grzegorza Gawła nie znalazło się na liście wypuszczonych. Jego dalszy los pozostaje niepewny, a środowiska kościelne i dyplomatyczne apelują o natychmiastowe uwolnienie duchownego.

Oprócz Grzegorza Gawła dzisiaj, 23 września 2025 roku, na Białorusi zostało uznanych za więźniów politycznych jeszcze 14 osób. Ogółem taki status ma obecnie 1193 osoby, przebywające w białoruskich więzieniach aresztach i koloniach karnych.

Znadniemna.pl na podstawie Spring96.org, na zdjęciu: Karmelita Grzegorz Gaweł, fot.: Karmelici.pl

Grzegorz Gaweł, 27-letni zakonnik z klasztoru karmelitów w Krakowie, został uznany za więźnia politycznego przez organizacje praw człowieka po zatrzymaniu przez białoruskie KGB. Duchowny został oskarżony o szpiegostwo – zarzut, który polskie władze określają jako bezpodstawny i motywowany politycznie. Zakonnik przebywał na Białorusi w ramach posługi

W roku akademickim 2025/2026 aż 565 osób polskiego pochodzenia z 26 krajów świata rozpocznie studia w Polsce dzięki stypendium programu im. gen. Władysława Andersa, realizowanego przez Narodową Agencję Wymiany Akademickiej (NAWA). Wśród nich najliczniejszą grupę stanowią obywatele Białorusi, co potwierdza rosnące zainteresowanie młodzieży zza wschodniej granicy polskim systemem szkolnictwa wyższego.

Z łącznej liczby stypendystów 440 osób podejmie studia I stopnia i jednolite magisterskie, a 125 – studia II stopnia. Program Anders NAWA skierowany jest do młodych osób posiadających Kartę Polaka lub podwójne obywatelstwo (w tym polskie), umożliwiając im zdobycie wykształcenia w Polsce i pogłębienie więzi z krajem przodków.

W tegorocznej edycji po raz pierwszy stypendium otrzymali również obywatele Chile, Chin, Palestyny, Paragwaju, Peru i Syrii. Jednak to właśnie Białorusini, obok obywateli Ukrainy i Litwy, stanowią najliczniejszą grupę beneficjentów. Wysoka frekwencja kandydatów z Białorusi świadczy o silnym zainteresowaniu studiami w Polsce oraz o znaczeniu programu dla młodzieży z krajów o ograniczonym dostępie do edukacji akademickiej.

Do NAWA wpłynęło w tym roku 1358 wniosków, z czego 896 dotyczyło studiów I stopnia i jednolitych magisterskich, a 350 – studiów II stopnia. Kandydaci ubiegali się także o stypendia przyznawane przez Ministra Zdrowia (77 osób) oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (35 osób).

Stypendyści będą studiować na uczelniach w całej Polsce, w tym na najbardziej renomowanych: Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Warszawskim, SGH, UMCS oraz Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Najpopularniejsze kierunki to zarządzanie, informatyka, ekonomia, medycyna i stosunki międzynarodowe.

Program oferuje comiesięczne stypendium w wysokości 1800 zł, zwolnienie z opłat za naukę oraz dofinansowanie kosztów podróży do Polski. Od początku realizacji programu w 2018 roku stypendium otrzymało już ponad 5300 osób, a liczba złożonych wniosków przekroczyła 13 tysięcy.

Kolejny nabór do programu Anders NAWA planowany jest na koniec I kwartału 2026 roku.

 Znadniemna.pl na podstawie Nawa.gov.pl, zdjęcie ilustracyjne, fot.: Newsweek.pl

W roku akademickim 2025/2026 aż 565 osób polskiego pochodzenia z 26 krajów świata rozpocznie studia w Polsce dzięki stypendium programu im. gen. Władysława Andersa, realizowanego przez Narodową Agencję Wymiany Akademickiej (NAWA). Wśród nich najliczniejszą grupę stanowią obywatele Białorusi, co potwierdza rosnące zainteresowanie młodzieży zza wschodniej

To był wieczór, który przejdzie do historii polskiej Lekkiej Atletyki. Maria Żodzik, urodzona na Białorusi, ale od 2024 roku będąca obywatelką Polski, zdobyła srebrny medal w skoku wzwyż na Mistrzostwach Świata w Tokio. W dramatycznym finale, rozgrywanym w deszczu i przy trudnych warunkach, pokonała poprzeczkę na wysokości 2,00 m, ustanawiając rekord życiowy i zapewniając Polsce jedyny medal tych mistrzostw.

Żodzik rozpoczęła konkurs od zrzutki na 1,88 m, ale później była bezbłędna na 1,93 i 1,97. W trzeciej próbie pokonała 2,00 m – po raz pierwszy w karierze – co dało jej miejsce na podium. Co więcej, w konkursie pokonała m.in. Jarosławę Mahuczich, rekordzistkę świata i faworytkę zawodów, która nie zaliczyła tej wysokości. Złoto zdobyła Australijka Nicola Olyslagers, która również pokonała 2,00 m, ale bez wcześniejszych zrzutek.

– Ten medal to podziękowanie dla Polski, że przyjęła mnie z Białorusi i pozwoliła realizować marzenia – powiedziała po konkursie wzruszona wicemistrzyni świata.

Jej słowa poruszyły nie tylko kibiców, ale także koleżanki z reprezentacji, które wybuchły radością w strefie wywiadów, gdy Maria pokonała dwa metry.

Eksperci nie kryli zachwytu. Michał Chmielewski z TVP Sport napisał na platformie X (były Twitter):

„Kadr, na którego widok władze PZLA wypuściły milion litrów powietrza z płuc. MARIA ŻODZIK Z MEDALEM MŚ!!! Pierwszy raz w karierze, w ostatniej próbie, zalicza w ulewie 2,00 m”.

Z kolei komentator Michał Cichowski podkreślał:

„Patrząc na to jak wyglądały pierwsze dwa skoki Marii Żodzik na 2.00 m, wydawało się, że niemożliwe jest to skoczyć w tych warunkach. A jednak siłą woli Marysia zatrzymała poprzeczkę na stojakach i zdobyła jedyny dla Polski medal na tych MŚ”.

Sama zawodniczka nie ukrywała, że pogoda była ogromnym wyzwaniem:

„Okropnie skacze się w deszczu, ciężko o dobry skok. Po prostu zrobiłam to z całych sił, z całej mocy, przeciwko tej pogodzie”.

Wicemistrzyni świata Maria Żodzik, fot.: Paweł Skraba/PZLA

Dla Marii Żodzik to największy sukces w karierze, a dla Polski – moment dumy i ulgi. W roku, w którym reprezentacja lekkoatletyczna nie błyszczała, to właśnie ona – Polka urodzona na Białorusi – uratowała honor biało-czerwonych.

Znadniemna.pl, fot.: Facebook.com/polskalekkoatletyka

To był wieczór, który przejdzie do historii polskiej Lekkiej Atletyki. Maria Żodzik, urodzona na Białorusi, ale od 2024 roku będąca obywatelką Polski, zdobyła srebrny medal w skoku wzwyż na Mistrzostwach Świata w Tokio. W dramatycznym finale, rozgrywanym w deszczu i przy trudnych warunkach, pokonała poprzeczkę

Inicjatywa Chrześcijańska Wizja opublikowała artykuł, w którym analizuje zmiany, jakie nastąpiły w polityce redakcyjnej głównego portalu Kościoła Katolickiego na Białorusi – Catholic.by.

Proponujemy Państwu streszczenie obserwacji autorów Chrześcijańskiej Wizji:

Od ponad siedmiu miesięcy główny portal informacyjny Kościoła Katolickiego na Białorusi – Catholic.by – nie funkcjonuje w formacie redakcyjnym. Strona, która przez lata pełniła rolę oficjalnej agencji informacyjnej Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi, dziś ogranicza się do publikowania komunikatów, gratulacji i ogłoszeń. Zniknęły aktualności, reportaże, relacje z życia wspólnot – zniknął głos, który przez lata kształtował katolicką przestrzeń medialną w kraju.

Portal powstał jako profesjonalne medium z zespołem dziennikarzy i fotografów, tworzących treści zarówno lokalne, jak i dotyczące kościoła powszechnego. Z czasem jednak finansowanie z zagranicznych źródeł zaczęło się kurczyć, a redakcja zmniejszać. W ostatnich latach z redakcji odeszło pięć osób, w tym redaktor naczelny o. Aleksander Ułas i jedyny pracownik techniczny o. Nikołaj Grakow. O. Ułas publicznie zwracał uwagę na trudności, z jakimi borykał się portal, m.in. wskazywał na brak wsparcia ze strony Episkopatu i konieczność pozyskiwania funduszy od parafii.

Sytuację pogorszyły rosnące naciski ze strony Konferencji Episkopatu, zwłaszcza po objęciu funkcji metropolity mińsko-mohylewskiego przez abp. Józefa Staniewskiego. Wzmożona cenzura i brak realnego wsparcia doprowadziły do rezygnacji o. Ułasa. Próby znalezienia nowego redaktora zakończyły się fiaskiem – duchowni nie chcieli podejmować się zadania w tak trudnych warunkach. Ostatecznie funkcję redaktora objął osobisty sekretarz abp. seniora Tadeusza Kondrusiewicza – ks. Paweł Ejsmont. Obciążony innymi obowiązkami nowy redaktor nie jest w stanie prowadzić portalu w sposób profesjonalny. Obecnie publikowane są na Catholic.by jedynie przesłane materiały, często są to teksty pisane osobiście przez abp Staniewskiego.

W efekcie  powyższych zmian Catholic.by przestał pełnić rolę informacyjnego centrum Kościoła Katolickiego na Białorusi. Informacje o życiu wspólnot są rozproszone po stronach diecezjalnych – mińsko-mohylewskiej, pińskiej, witebskiej i grodzieńskiej – z których tylko dwie są na bieżąco aktualizowane. Użytkownicy, chcąc uzyskać pełny obraz życia Kościoła, muszą przeszukiwać kilka źródeł, a i tak nie mają gwarancji, że znajdą najważniejsze informacje.

Coraz większe znaczenie zyskują lokalne profile parafialne na Instagramie, gdzie publikowane są aktualności, zdjęcia, a nawet autorskie rubryki, takie jak „Pytania do księdza”. Choć wpisy te są nieregularne, wiele z nich osiąga tysiące wyświetleń i przyciąga uwagę wiernych. To właśnie tam, w przestrzeń mediów społecznościowych, przeniosła się dziś aktywność informacyjna Kościoła Katolickiego na Białorusi – oddolna, rozproszona, ale żywa.

Obecna sytuacja rodzi pytania o przyszłość katolickiego głosu w przestrzeni publicznej Białorusi. Catholic.by, niegdyś dynamiczne centrum komunikacji, dziś milczy. Czy jeszcze przemówi – zależy od decyzji tych, którzy mają wpływ na jego los.

 Znadniemna.pl na podstawie Chrześcijańska Wizja

Inicjatywa Chrześcijańska Wizja opublikowała artykuł, w którym analizuje zmiany, jakie nastąpiły w polityce redakcyjnej głównego portalu Kościoła Katolickiego na Białorusi - Catholic.by. Proponujemy Państwu streszczenie obserwacji autorów Chrześcijańskiej Wizji: Od ponad siedmiu miesięcy główny portal informacyjny Kościoła Katolickiego na Białorusi – Catholic.by – nie funkcjonuje w formacie

Dokładnie 107 lat temu, 20 września 1918 roku, urodził się Zygmunt Błażejewicz – żołnierz kampanii wrześniowej, partyzant Armii Krajowej, dowódca szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, jeden z najskuteczniejszych terenowych dowódców podziemia niepodległościowego. Przez dekady zapomniany i wyklęty, dziś wraca jako symbol odwagi, lojalności i walki o wolną Polskę. W rocznicę jego urodzin przypominamy historię człowieka, który nie złożył broni – nawet wtedy, gdy wydawało się, że wszystko jest już stracone.

Rówieśnik niepodległości

Zygmunt Błażejewicz, ps. „Zygmunt”, urodził się 20 września 1918 roku w Witebsku. Był to rok, w którym Polska odzyskiwała niepodległość. Chłopak pochodził z dobrze sytuowanej rodziny inteligenckiej o tatarskich korzeniach. Ojciec był inżynierem-geodetą, a matka -dentystką. Młody Zygmunt uczęszczał do renomowanego gimnazjum jezuitów w Wilnie, gdzie w 1938 roku zdał maturę.

Tuż przed wybuchem wojny młody człowiek ukończył Dywizyjny Kurs Podchorążych Rezerwy przy 5. Pułku Piechoty Legionów. We wrześniu 1939 roku nasz bohater walczył w kampanii obronnej w szeregach 6. Pułku Piechoty Legionów. Po klęsce wrześniowej nie złożył broni i już w listopadzie 1939 roku rozpoczął działalność konspiracyjną w strukturach SZP-ZWZ-AK w rejonie Niemenczyna.

„Był jednym z tych, którzy nie czekali na rozkazy z Londynu, tylko sami organizowali opór. Jego odwaga i inicjatywa były imponujące” – podkreśla dr Jarosław Szarek z IPN. Błażejewicz szybko stał się ważnym ogniwem w lokalnej siatce konspiracyjnej, a jego zdolności dowódcze zostały dostrzeżone przez przełożonych.

Dowódca z Puszczy Rudnickiej

Od jesieni 1943 roku „Zygmunt” służył w oddziale partyzanckim por. Adama Boryczki „Tońki”, działającym w okolicach Puszczy Rudnickiej. Walczył z Niemcami, litewską policją i sowiecką partyzantką. W 6. Wileńskiej Brygadzie AK dowodził plutonem szturmowym, a jego oddział przeprowadzał śmiałe akcje bojowe, często z zaskoczenia.

Zygmunt Błażejewicz, fot.: facebook.com/muzeumzolnierzywykletych

Latem 1944 roku przeszedł z oddziałem za tzw. linię Curzona, a od grudnia dowodził sekcją egzekucyjną Obwodu Bielsk Podlaski. Wykonywał akcje likwidacyjne wobec funkcjonariuszy NKWD, UB i MO – m.in. w Boćkach, Jakubowskich i Czaje-Wólce. W maju 1945 roku objął dowództwo 1. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, działającej pod komendą mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

„Błażejewicz był jednym z najskuteczniejszych dowódców terenowych. Jego działania były bezwzględne, ale wynikały z realiów brutalnej wojny domowej, jaką komuniści narzucili Polsce” – mówi o „Zygmuncie” prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN. Jego szwadron przeprowadził m.in. zasadzkę na funkcjonariuszy UB i MO oraz atak na sowiecki magazyn wojskowy.

Wyklęty, ale nie zapomniany

Po 1945 roku, wobec narastających represji, Błażejewicz zdecydował się na emigrację. Ostatecznie osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie żył do śmierci 1 kwietnia 2017 roku. Choć przez dekady pozostawał poza oficjalną pamięcią historyczną PRL, jego postać wróciła do świadomości publicznej po 1989 roku.

W ostatnich latach życia był aktywny w środowiskach kombatanckich, wspierał inicjatywy edukacyjne i upamiętniające żołnierzy wyklętych. Jego historia – pełna odwagi, dramatycznych wyborów i walki o wolność – stała się symbolem niezłomności. W 2017 roku Instytut Pamięci Narodowej pożegnał go jako „jednego z najwierniejszych synów niepodległej Polski”.

„Zygmunt Błażejewicz to postać, która pokazuje, że historia nie jest czarno-biała. Jego życie to opowieść o lojalności, miłości do ojczyzny i trudnych decyzjach w czasach, gdy każda mogła kosztować życie” – podsumowuje dr hab. Filip Musiał, historyk i dyrektor krakowskiego oddziału IPN.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl, na zdjęciu: Zygmunt Błażejewicz, fotomontaż: facebook.com/ipngovpl

Dokładnie 107 lat temu, 20 września 1918 roku, urodził się Zygmunt Błażejewicz – żołnierz kampanii wrześniowej, partyzant Armii Krajowej, dowódca szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, jeden z najskuteczniejszych terenowych dowódców podziemia niepodległościowego. Przez dekady zapomniany i wyklęty, dziś wraca jako symbol odwagi, lojalności i walki

20 września przypada  86. rocznica rozpoczęcia obrony Grodna – jednej z najbardziej dramatycznych i niedocenianych bitew kampanii wrześniowej. Przez trzy dni 1939 roku, w cieniu sowieckiej agresji, garstka polskich żołnierzy, ochotników i harcerzy stawiła opór przeważającym siłom Armii Czerwonej. Wśród nich był 13-letni Tadek Jasiński, który zginął przywiązany do sowieckiego czołgu – jako żywa tarcza. Grodno, choć nie miało się bronić, stało się symbolem odwagi, desperacji i niezłomności. Dziś, w rocznicę tamtych wydarzeń, przypominamy historię obrony miasta, które walczyło do końca o honor swój i swoich mieszkańców.

Panorama Grodna, rok 1935, fot.: Wikipedia

We wrześniu 1939 roku Grodno nie figurowało w strategicznych planach obronnych II Rzeczypospolitej. Choć było dużym garnizonem wojskowym, z dowództwem 29 Dywizji Piechoty, Brygadą KOP „Grodno” i licznymi formacjami pomocniczymi, jego rola w obronie kraju była marginalizowana. Gdy Niemcy uderzyli z zachodu, a Sowieci zbliżali się od wschodu, miasto pozostało niemal bezbronne.

Defilada 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich im. Króla Stefana Batorego w 400. rocznicę urodzin króla. Defiladę odbiera m.in. prezydent RP Ignacy Mościcki, Grodno, 24 listopada 1933. Zdjęcie: Narodowe Archiwum Cyfrowe

W obliczu sowieckiej agresji z 17 września, lokalni dowódcy – mjr Benedykt Serafin, płk Bronisław Adamowicz i płk Roman Safar – podjęli decyzję o improwizowanej obronie. Zorganizowano dwa bataliony piechoty, kilka plutonów artylerii i oddział ochotniczy z Białegostoku. Władze cywilne ewakuowały się, pozostawiając mieszkańców samym sobie. Wiceprezydent Roman Sawicki, weteran Samoobrony Grodzieńskiej z 1918 roku, pozostał na miejscu.

Mjr Benedykt Serafin, organizator i dowódca obrony Grodna w 1939 r., fot.: Kresy1939.pl

„Nie było rozkazów, nie było planów, nie było nadziei. A jednak ludzie zbierali się, szykowali butelki z benzyną, kopali rowy, stawiali barykady. To nie była armia – to była desperacja” – pisała Grażyna Lipińska, która w tych dniach pełniła funkcję sanitariuszki i obserwatorki wydarzeń.

Czołgi w ogniu, ułani w natarciu

20 września rozpoczęła się bitwa. Pierwszy sowiecki atak, przeprowadzony przez batalion rozpoznawczy 27 Brygady Pancernej, zakończył się klęską – wszystkie sześć czołgów BT-7 zostało zniszczonych, a ich załogi poległy. Polacy, mimo skromnych sił, skutecznie bronili mostów i prowadzili działania zaczepne. W mieście panował chaos, ale także niezwykła determinacja.

Sowiecki czołg BT-7, model wykorzystywany do ataku na Grodno w 1939 r., fot.: Wielkahistoria.pl

Do Grodna zaczęły napływać posiłki: grupa ppłk. Zygmunta Blumskiego, oddziały kawalerii, artylerii i ochotnicy. Gen. Marian Przeździecki objął dowództwo, a liczba obrońców wzrosła do około 3000. 21 września Polacy przeprowadzili kontratak na sowiecki 119 pułk strzelców, zadając mu ciężkie straty. Mimo sukcesów, przewaga wroga rosła z każdą godziną.

Tadek Jasiński – najmłodszy obrońca miasta

„Widziałam chłopców z butelkami w rękach, rzucających się na czołgi. Widziałam ich twarze – nie było na nich strachu, tylko gniew. Jeden z nich, ranny, krzyczał: ‘Jeszcze jeden, jeszcze jeden!’ – i rzucił ostatnią butelkę” – wspominała Lipińska. Wśród tych chłopców był Tadek Jasiński – 13-letni harcerz, który zginął w dramatycznych okolicznościach, przywiązany przez Sowietów do czołgu jako żywa tarcza. Jego śmierć stała się symbolem okrucieństwa agresora i bezgranicznego poświęcenia młodych obrońców.

Oto jak według Grażyny Lipińskiej wyglądały ostatnie chwile życia Tadka Jasińskiego:

„Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie, strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowanie, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę, jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala. Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – „Chcę mamy” – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach”.

Grodno upada, ale pamięć trwa

22 września, po trzech dniach heroicznej walki, Grodno zostało zdobyte przez Sowietów. Polacy rozpoczęli odwrót, który trwał do nocy. Straty były ogromne: według raportów sowieckich zginęło 47 żołnierzy, 156 zostało rannych, a zniszczeniu uległo 19 czołgów i trzy samochody pancerne. Polacy stracili około 200 obrońców, wielu zostało zamordowanych po zakończeniu walk.

Obrona Grodna była wyjątkowa – to jedyne miasto, które nie tylko stawiło opór Sowietom, ale także przeprowadzało kontrataki i planowane przeciwuderzenia. Mimo braku rozkazów z góry, improwizowane oddziały wykazały się niezwykłą odwagą i poświęceniem. Dla wielu mieszkańców była to ostatnia walka o wolność.

Symboliczny grób najmłodszego obrońcy Grodna we wrześniu 1939 roku – 13-letniego Tadeusza Jasińskiego, na cmentarzu pobernardyńskim w Grodnie

„Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie” – pisała Lipińska, przywołując słowa modlitwy, którą powtarzała w myślach, opatrując rannych i chowając poległych. Jej wspomnienia są dziś jednym z najważniejszych świadectw tamtych dni – pełnych bólu, ale i niezłomnej wiary w sens walki.

 Opr. Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, na zdjęciu tytułowym: most im. Marszałka Józefa Piłsudskiego na Niemnie w Grodnie, lata trzydzieste. fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

20 września przypada  86. rocznica rozpoczęcia obrony Grodna – jednej z najbardziej dramatycznych i niedocenianych bitew kampanii wrześniowej. Przez trzy dni 1939 roku, w cieniu sowieckiej agresji, garstka polskich żołnierzy, ochotników i harcerzy stawiła opór przeważającym siłom Armii Czerwonej. Wśród nich był 13-letni Tadek Jasiński,

18 września 2025 roku w Sali Lustrzanej Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu odbył się niezwykły koncert „To nasze tango”, który stał się jednym z najważniejszych wydarzeń XVI Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej. Występ międzynarodowej grupy artystów z Białorusi, Ukrainy i Polski był nie tylko muzycznym świętem, ale także głębokim hołdem dla dziedzictwa kulturowego Kresów oraz muzyki dwudziestolecia międzywojennego.

Koncert zyskał szczególny wymiar dzięki obecności artystów z Białorusi, którzy zaprezentowali nie tylko swój kunszt wokalny, ale również silne więzi kulturowe łączące Białoruś z historią Kresów. Nadzieja Brońska, Alex Abrosov i Witalij Oleszkiewicz – związani z białoruskim środowiskiem muzycznym i teatralnym – wzruszyli publiczność interpretacjami polskich i kresowych szlagierów. Ich występy przypomniały o wspólnym dziedzictwie narodów pogranicza, które mimo historycznych zawirowań wciąż żyje w sercach i pamięci.

Reżyserką koncertu była Marina Towarnicka – śpiewaczka, kompozytorka, prezeska Towarzystwa Miłośników Kultury Polskiej w Mińsku oraz Fundacji „Kultura Bez Granic” we Wrocławiu. Jej zaangażowanie nadało wydarzeniu wymiar nie tylko estetyczny, ale i symboliczny – jako wyraz troski o zachowanie pamięci o Kresach w przestrzeni współczesnej kultury. Towarnicka połączyła różnorodne głosy i tradycje w spójną narrację, która poruszyła zarówno serca, jak i umysły słuchaczy.

W programie koncertu znalazły się utwory z okresu międzywojennego, wykonane w autorskich aranżacjach przez Grażynę Komincz, Macieja Klocińskiego oraz Eugenię Żukowytską. Publiczność miała okazję usłyszeć zapomniane tanga, walce i pieśni, które niegdyś rozbrzmiewały w kawiarniach Lwowa, Wilna, Grodna i Mińska. Muzyka wypełniła cały budynek, tworząc atmosferę pełną emocji i magii – widzowie nie tylko słuchali, ale i śpiewali razem z artystami.

„To nasze tango” było nie tylko wydarzeniem artystycznym, ale także manifestem pamięci i współpracy ponad granicami. Koncert pokazał, że kultura Kresów wciąż inspiruje i jednoczy ludzi niezależnie od narodowości czy miejsca zamieszkania. Wydarzenie odbyło się dzięki wsparciu organizatorów i partnerów festiwalu, w tym Stowarzyszenia „Dziedzictwo Kresów”, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowego Centrum Kultury, Urzędu Miasta Jarosławia, Muzeum w Jarosławiu Kamienica Orsettich oraz Jarosławskiego Ośrodka Kultury i Sztuki.

Znadniemna.pl na podstawie Ckip.jaroslaw.pl oraz Facebook.com/marisza.towarnicka,  na zdjęciu: uczestnicy koncertu „To nasze tango”, fot.: Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu/Facebook.com

18 września 2025 roku w Sali Lustrzanej Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu odbył się niezwykły koncert „To nasze tango”, który stał się jednym z najważniejszych wydarzeń XVI Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej. Występ międzynarodowej grupy artystów z Białorusi, Ukrainy i Polski był nie tylko muzycznym

Przejdź do treści