HomeStandard Blog Whole Post (Page 75)

Do rozbicia konspiracyjnej organizacji polskich patriotów Związek Obrońców Wolności (ZOW) i aresztowania  jego kierownictwa doszło w lipcu 1948 roku.

Historia istnienia i działalności ZOW uległaby zapomnieniu, gdyby nie współzałożyciel tej organizacji Ryszard Snarski, zesłaniec i więzień GUŁAG-u, a pod koniec życia – działacz Polonii Kanadyjskiej.

Na rok przed śmiercią,  w 1993 roku, Ryszard Snarski napisał w Montrealu tekst, który nazwał: „Zarys historyczny powstania Związku Obrońców Wolności (1946-1948)”.

Pragnąc upamiętnić powojenny bohaterski wyczyn Polaków Polesia publikujemy świadectwo Ryszarda Snarskiego za polonijną stroną internetową Sawsrodnas.ca:

„W roku 1945 nastąpiła zmiana granic Polski. Związek Sowiecki i mocarstwa zachodnie potwierdziły w Jałcie uznanie nowych granic i podjęły decyzję o przesiedleniu Polaków z obszarów położonych na wschód od nowej granicy Polski.

Ponad dwa miliony Polaków opuściło Ziemie Wschodnie przekazane Związkowi Sowieckiemu.

Część Polaków jednak pozostała. Uważali Oni Kresy Wschodnie za swoją Ojczyznę. Przodkowie ich żyli na tych ziemiach od kilku stuleci. Zostali – bo nie mogli, lub nie chcieli porzucić tego, co powstało w wyniku pracy wielu pokoleń Polaków.

Po zakończeniu tzw. Repatriacji, Rząd Polski w Warszawie zapomniał o Nich. Pozostawił Ich samym sobie.

Polaków nadal więziono, prześladowano, wywożono na Syberię. Władze sowieckie niszczyły zabytki, język, wiarę, kulturę, tradycję, cmentarze. Zamykano kościoły i szkoły, zabierano ziemie i domy.

W zaistniałej sytuacji młodzież polska nie chciała ulegać rusyfikacji i zagładzie – za wszelką cenę chciała zachować tożsamość narodową i postanowiła założyć polską organizację.

I tak w roku 1946 powstał w Brześciu nad Bugiem Związek Obrońców Wolności – ZOW. Działał w Brześciu, Kobryniu, Baranowiczach, Nieświeżu, Horodcu, Peliszczach, Kamieńcu Litewskim i innych mniejszych miejscowościach na Polesiu.

Była to jedna z ostatnich polskich organizacji podziemnych powstałych po zakończeniu II Wojny Światowej na dawnych Polskich Ziemiach Wschodnich.

ZOW działał w okresie narastającej fali terroru i represji w Związku Sowieckim. Zaczynał się okres „zimnej wojny”. Związek Sowiecki był u szczytu swej militarnej i politycznej potęgi.

Związek Obrońców Wolności przewidywał różne formy działania:

– Tajne nauczanie historii, języka, religii

– Ratowanie książek polskich, dokumentów, pamiątek historycznych

– Wszechstronna pomoc ściganym, prześladowanym przebywającym w Związku Sowieckim oraz powracającym z zesłania i obozów Polakom.

– Obronę i zbrojny opór w przypadku zagrożenia życia.

Dla Polaków istnienie i działalność ZOW miało nie tylko symboliczne znaczenie. ZOW uczył, pomagał, podtrzymywał na duchu, nakłaniał do zachowania tożsamości i godności ludzkiej w obliczu totalitarnych rządów Moskwy.

W roku 1948 KGB wykryło Związek Obrońców Wolności.

Wojenny Trybunał Okręgu Białoruskiego uznał ZOW za kontrrewolucyjną, antysowiecką, zbrojną organizację, zagrażającą bezpieczeństwu ZSSR. Zapadły wysokie wyroki – 25 lat obozów pracy z artykułu 63-1-76 (58-10-12)

Po utracie wolności, już w więzieniach i obozach o specjalnym rygorze, ludzie z ZOW-u walczyli nadal w obronie życia i godności człowieka. ZOW sprawił, że w walce z przemocą i terrorem obok narodów z państw Bałtyckich, Ukraińców, narodów Kaukazu i Azji nie zabrakło Polaków.

Teraz z perspektywy czasu i zmian jakie nastąpiły, widać że powstanie ZOW było ważnym wydarzeniem w historii Polaków z Kresów Wschodnich. Chciano nas zniewolić, doprowadzić do całkowitej uległości przed systemem i komunizmem, a my – mogliśmy się przecież poddać i zgodzić: na współpracę, naukę w szkołach i uczelniach sowieckich, na Komsomoł, partię, karierę w wojsku. Mogliśmy się zgodzić na zerwanie z tożsamością narodową, językiem, przeszłością. Mogliśmy zapomnieć o prześladowaniach, bezlitosnej deportacji setek tysięcy Polaków, o Syberii i śniegach północy, zapomnieć o lesie pod Smoleńskiem…

Nie uczyniliśmy tego. W tamtych beznadziejnych czasach my młodzi, zapomniani przez państwo Polskie byliśmy uczciwi, czyści i odważni.

P.S. Historycy w PRL unikali i bali się tematów związanych z życiem i sytuacją Polaków w Rosji Sowieckiej.

Nie interesowali się losem Polaków, którzy pozostali po wywózkach z lat 1937, 1940, 1941. Nie obchodził ich los Polaków więzionych, deportowanych i przebywających po roku 1945 w Związku Sowieckim.

Nie było prawie żadnych opracowań, relacji na ten temat.

Żal i wstyd, że zapomniano o Nich.

Montreal, grudzień 1993”

Montreal, Kanada, 1988 r. Ryszard Snarski w polonijnej audycji TelePolonica screenshot: youtube.com

Autor powyższego opracowania Ryszard Snarski ps. „Soroka” był zastępcą przewodniczącego Związku Obrońców Wolności, który zakładał wspólnie z  przewodniczącym Zygmuntem Stachowiczem ps. „Żmudzin” oraz  wiceprzewodniczącym Leonardem Kronkiewiczem ps. „Topola”.

Był także jednym z założycieli i aktywnym członkiem  powstałego w połowie lat 80. minionego stulecia Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej z siedzibą w Warszawie.

Ryszard Snarski zmarł nagle w kanadyjskim Montrealu w 1994 roku. W jego rodzinnym Brześciu nadal pielęgnowana jest pamięć o członkach ZOW i o nim samym.

W grudniu 1998 roku przy Klubie Polskim w Brześciu powstała 1. Brzeska Drużyna Harcerska im. Ryszarda Snarskiego. Inicjatorką  powołania tej struktury oraz jej  drużynową była wybitna działaczka polska na Polesiu, wieloletnia dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej im. I. Domeyki w Brześciu  Alina Jaroszewicz.

Harcerze z 2. Brzeskiej Drużyny Harcerskiej im. Ryszarda Snarskiego, fot.: Sawsrodnas.ca

W 2009 roku w Brześciu powołano także 2. Brzeską Drużynę Harcerską im. Ryszarda Snarskiego Inicjatorem takiego, a nie innego wyboru patrona drużyny była nauczycielka historii Anna Paniszewa, polska działaczka, więziona w 2021 roku przez reżim Łukaszenki za organizację wydarzenia patriotycznego w Harcerskiej Szkole Społecznej im. R. Traugutta w Brześciu.

 Znadniemna.pl na podstawie Sawsrodnas.ca, Armiakrajowa-lagiernicy.pl, Brzesc.wixsite.com, na zdjęciu: Ryszard Snarski w młodości, fot.: Sawsrodnas.ca

Do rozbicia konspiracyjnej organizacji polskich patriotów Związek Obrońców Wolności (ZOW) i aresztowania  jego kierownictwa doszło w lipcu 1948 roku. Historia istnienia i działalności ZOW uległaby zapomnieniu, gdyby nie współzałożyciel tej organizacji Ryszard Snarski, zesłaniec i więzień GUŁAG-u, a pod koniec życia - działacz Polonii Kanadyjskiej. Na rok

W dniach 3-11 lipca ponad 50 polonijnych działaczy i nauczycieli z Australii, Argentyny, Białorusi, Brazylii, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Niemiec, Austrii czy Francji wzięło udział w XVII „Polonijnym Spotkaniu z Historią Najnowszą” organizowanym przez Biuro Edukacji Narodowej IPN. Uczestników w tym roku zaproszono do województwa śląskiego. Wybór nie był przypadkowy. Spowodowany był przypadającymi na ten rok obchodami 100-lecia powstań śląskich.

Celem projektu jest przede wszystkim wspieranie merytoryczne i metodyczne nauczania historii najnowszej poza granicami kraju. Podczas organizowanych w ramach projektu konferencji jego uczestnicy nie tylko korzystali z wykładów, ale także brali udział w warsztatach. Tematyka wykładów skoncentrowana była wokół historii Polski w latach 1918–1989, ze szczególnym uwzględnieniem II wojny światowej i fenomenu Polskiego Państwa Podziemnego, represji niemieckich i sowieckich wobec obywateli polskich.

W tym roku uczestnicy poznali skomplikowaną historię Śląska. Odwiedzili m.in. Częstochowę, Opole, tereny Zaolzia, a także Górki Wielkie – miejsce związane z Zofią Kossak-Szczucką i tragiczną śmiercią polskich pilotów Żwirki i Wigury.

Wiceprezes IPN Mateusz Szpytma podkreślał, że nauczyciele polonijni mają ważną misję przekazu wiedzy historycznej, polskiej kultury Polakom na obczyźnie.

– Chodzi o to by ludzie za granicą, Polacy byli dumni z tego, że są Polakami i przekazywali tę świadomość narodową kolejnym pokoleniom – podkreślał Mateusz Szpytma. Zaznaczył, że często wiedza o Polsce jest przedstawiana w fałszywym świetle lub jest eliminowana, dlatego IPN chce pomagać, by wiedza o Polsce, a także miłość do Polski trwała.

Znadniemna.pl/IAR/Fot.: facebook.com

W dniach 3-11 lipca ponad 50 polonijnych działaczy i nauczycieli z Australii, Argentyny, Białorusi, Brazylii, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Niemiec, Austrii czy Francji wzięło udział w XVII „Polonijnym Spotkaniu z Historią Najnowszą” organizowanym przez Biuro Edukacji Narodowej IPN. Uczestników w tym roku zaproszono do województwa śląskiego.

Wystawa Genadija Pitsko, mieszkającego w Polsce znanego malarza z Białorusi o polskich korzeniach, została otwarta 14 lipca na Dolnym Krużganku Domu Polonii w Pułtusku w ramach projektu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” pt. Festiwal „Kresowa Dusza”.

Gospodarze i goście wernisażu. Genadij Pitsko – piąty od lewej, fot.: facebook.com

Prace, przedstawione przez artystę, a są to zarówno obrazy, jak też fotografie, są pokłosiem pleneru, który odbywał się na terenie Ukrainy.

„Zaprezentowane reminiscencje z pleneru na Ukrainie chwytają za serce. Artysta w niezwykle wzruszający sposób przedstawił relację filmową z pobytu w Buczy, Irpieniu, Żytomierzu i Kijowie” – takimi wrażeniami od wystawy Genadija Pitsko podzielił się na swoim Facebooku obecny na jej otwarciu wiceprezes Zarządu Krajowego Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Krzysztof Łachmański. Działacz polonijny zapewnił, że „przejmujące sceny w filmie, obrazach i na zdjęciach nie pozostawiają nikogo obojętnym wobec tego co w dalszym ciągu jest codziennością na Ukrainie”.

„Zaprezentowane reminiscencje z pleneru na Ukrainie chwytają za serce” – napisał o prezentowanych na wystawie pracach Krzysztof Łachmański, fot.: facebook.com

Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, w anonsie wernisażu wystawy Genadija Pitsko scharakteryzowało warsztat tego zdolnego artysty, pisząc, że jego obrazy „nie tyle chcą nam coś pokazać, co opowiedzieć”.

Obrazy Genadija Pitsko „nie tyle chcą nam coś pokazać, co opowiedzieć”, fot.: facebook.com

Tak artysta przedstawił oblicze rosyjskiej agresji na Ukrainie, fot.: facebook.com

„To malarstwo narracyjne, odwołujące się do warstwy emocjonalnej, skierowane do wrażliwego odbiorcy. Wszystko co odbywa się w przestrzeni obrazu ciekawi nas, intryguje, pobudza wyobraźnię. Kolorystyka płócien tego malarza jest gorąca i energetyczna. Tworzą ją intensywne czerwienie i fiolety, nakładane szerokimi pociągnięciami szpachli, co przydaje malowanym postaciom lekko zgeometryzowane formy. Sąsiadujące ze sobą plamy barwne robią momentami wrażenie mozaiki” – czytamy o warsztacie polskiego artysty z Białorusi na stronie Stowarzyszenia.

Wystawa Genadiuja Pitsko pt. „Przerwane życie” będzie dostępna dla zwiedzających na Dolnym Krużganku Domu Polonii w Pułtusku do końca wakacji.

Znadniemna.pl na podstawie Wspolnotapolska.org.pl, Facebook.com

Wystawa Genadija Pitsko, mieszkającego w Polsce znanego malarza z Białorusi o polskich korzeniach, została otwarta 14 lipca na Dolnym Krużganku Domu Polonii w Pułtusku w ramach projektu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” pt. Festiwal „Kresowa Dusza”. [caption id="attachment_61725" align="alignnone" width="480"] Gospodarze i goście wernisażu. Genadij Pitsko - piąty

Fundacja Wolność i Demokracja, w ramach projektu MedMobilityPoland, zaprasza lekarzy, pielęgniarki i ratowników medycznych ze Wschodu do udziału w kursach nauki języka polskiego dla pracowników medycznych na różnych poziomach nauczania, w tym przygotowanie do Egzaminu NIL.

Wybierz najlepszy dla Ciebie kurs z oferty poniżej i zapisz się już dziś❗️

👉 Kurs dla pracowników medycznych – „Survival Medic” – poziom A0-A1
👉 Kurs dla pracowników medycznych – „W układzie” – poziom A2-B1
👉 Kurs dla lekarzy – „Przygotowanie do egzaminu NIL”
👉 Kurs dla lekarzy – „Specjalistyczny” – poziom C1-C2

Zajęcia prowadzone są w małych, liczących 6-10 osób grupach. Nauka odbywa się online za pośrednictwem platformy Zoom.

Szczegółowy opis tematyczny zajęć realizowanych w ramach poszczególnych kursów oraz formularz zgłoszeniowy znajdziesz na stronie ➡️ https://medmobilitypoland.com/kursy-jezykowe

Zgłoszenia są przyjmowane do 25.07.2023.

Znadniemna.pl za wid.org.pl

Fundacja Wolność i Demokracja, w ramach projektu MedMobilityPoland, zaprasza lekarzy, pielęgniarki i ratowników medycznych ze Wschodu do udziału w kursach nauki języka polskiego dla pracowników medycznych na różnych poziomach nauczania, w tym przygotowanie do Egzaminu NIL. Wybierz najlepszy dla Ciebie kurs z oferty poniżej i zapisz

136 lat temu (1887) w Warszawie wydana została pierwsza książka do nauki języka esperanto pt. „Język międzynarodowy. Przedmowa i podręcznik kompletny” autorstwa Ludwika Zamenhofa, który urodził się w Białymstoku, a po studiach jakiś czas mieszkał i prowadził praktykę lekarską w Grodnie.

Grodzieńskiemu okresowi życia Ludwika Zamenhoffa jest poświęcony poniższy tekst, oparty na artykule Fiodora I. Ignatowicza pt. „Medycyna i społeczna działalność Ludwika Zamenhofa w Grodnie w latach 1893-1897. Przyczynek do życiorysu”, który został  opublikowany w 1989 roku w czasopiśmie „Medycyna Nowożytna”.

Ludwik (Łazarz) Zamenhof urodził się Białymstoku (w guberni grodzieńskiej Imperium Rosyjskiego) 3 grudnia 1859 roku wedle obowiązującego wówczas w carskiej Rosji kalendarza juliańskiego.

Do dnia dzisiejszego opublikowano wiele monografii i artykułów o twórcy najpopularniejszego w świecie sztucznie stworzonego języka. Poszczególne okresy z życia człowieka, który był ośmiokrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla, nie zostały jednak w nich przedstawione wystarczająco szczegółowo, zawierają też one liczne nieścisłości i wręcz błędy.

Bardziej dokładnego omówienia wymaga zwłaszcza okres pobytu doktora Zamenhofa w Grodnie.

Zacznijmy jednak od okresu, w którym dwudziestokilkuletni młodzieniec postanowił zostać lekarzem.

Studia, powstanie esperanto i pierwszy podręcznik nowego języka

W celu zdobycia wykształcenia medycznego Zamenhof początkowo wstąpił na Uniwersytet Moskiewski (1879.), a następnie, w 1881 roku, przeniósł się do Warszawy. W okresie studiów nie opuszczała go idea stworzenia języka międzynarodowego, która zrodziła się jeszcze w latach gimnazjalnych, spędzonych w Białymstoku. Jednak w Moskwie, gdzie obok nauki zmuszony był wiele czasu poświęcać na udzielanie prywatnych lekcji, aby zarobić na studia i życie, chwilowo porzucił ten zamysł. Dopiero w Warszawie poważnie zabrał się do pracy nad stworzeniem podstaw nowego języka, a nawet napisał pierwsze wiersze w języku esperanto.

Po uzyskaniu w 1885 roku dyplomu lekarza Ludwik Zamenhof wyjechał do pracy do miasteczka Wejsuny, leżącego 160 km na północny zachód od Białegostoku. W wiejskiej głuszy, nie zważając na to, iż może zostać uznany za dziwaka i pozbawiony praktyki lekarskiej, zdołał zakończyć pracę nad tworzeniem nowego języka. Jednak po powrocie do Warszawy jeszcze przez kilka lat nie mógł się zdecydować, by opublikować wyniki swej wieloletniej pracy. Ponadto praca okulisty w szpitalu nie przynosiła dużych dochodów, a na wydanie książki potrzeba było pieniędzy.

Z pomocą przyszedł mu przypadek: przy zawieraniu związku małżeńskiego Zamenhof otrzymał od rodziców żony – w myśl kontraktu ślubnego – sumę, potrzebną na wydanie podręcznika. Dzięki temu w 1887 roku zdołał wreszcie opublikować swe dzieło. Kilka miesięcy później, również w 1887 roku, wydaje jego przekład niemiecki, francuski i polski, a w następnym, 1888 roku – angielski.

Pierwsze pięć lat stanowiło poważną próbę dla języka esperanto i jego autora. Esperanto miało bowiem poważnego prekursora i konkurenta – również sztuczny język o nazwie volapük, opracowany w 1878 roku przez niemieckiego pastora I.M. Schleiera (1831-1912). W roku 1889 jego popularność osiągnęła apogeum. Jednakże język ten miał złożoną gramatykę, trudno było go się nauczyć i porozumiewać z jego pomocą.

Zamenhof musiał aktywnie propagować i popularyzować swój nowy język, żeby zwyciężyć konkurenta. Do 1891 roku zdołał wydać podręcznik esperanto w 17 językach. Jednocześnie usilnie pracował nad rozszerzaniem słownictwa i wydaniem wyboru tekstów w języku esperanto. Publikował w nim zarówno przekłady utworów literackich, jak i własne utwory. Od 1889 roku w Norymberdze zaczęło wychodzić pismo „Esperantysta”, redagowane przez L. Zamenhofa i H. Schmidta. Wszystkie te przedsięwzięcia zjednywały nowemu językowi nie tylko gorących zwolenników, ale również licznych kontynuatorów w wielu krajach świata.

Przeprowadzka do Grodna

Będąc zajętym sprawami nowego języka, Zamenhof bardzo niewiele czasu poświęcał praktyce lekarskiej, w wyniku czego jego najbliżsi znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej. Poszukując dobrze płatnej posady, w 1893 roku Zamenhof wyjeżdża do Grodna. Dane o okresie jego przebywania w Grodnie są sprzeczne. B. Gołębiowski uważa, że pobyt Zamenhofa w tym mieście trwał zaledwie kilka miesięcy. A.P. Gostiew i W.W. Szwed podają lata 1893-1895. T. Wiśniewski przytacza nawet ściślejsze daty – od października 1893 roku do sierpnia 1897 roku. „Rosyjski spis lekarzy” podaje, że w tym czasie dr Zamenhof praktykował w Warszawie i Chersoniu.

Trzeba było przeprowadzić specjalne badania, aby nie tylko udokumentować fakt pobytu Ludwika Zamenhofa w Grodnie i uściślić daty, ale również znaleźć nowe materiały dotyczące jego praktyki lekarskiej i działalności społecznej. Przede wszystkim udało nam się ustalić, że w „Księgach pamiątkowych guberni grodzieńskiej” z lat 1896 i 1897 wymieniany jest w wykazie lekarzy prowadzących praktykę prywatną. Dokładniejsze informacje udało się uzyskać, badając dokumenty archiwalne Wydziału Medycznego Urzędu guberni grodzieńskiej. W archiwum zachowała się karta rejestracyjna na nazwisko lekarza Łazarza Markowicza Zamenhofa, z 22 października 1893 roku, jaką musiał wypełnić, składając prośbę o otwarcie praktyki lekarskiej w Grodnie. Z karty wynika, że był specjalistą chorób ocznych, nie posiadał majątku nieruchomego, był żonaty i miał dwoje dzieci. Przy okazji wykryto niezwykle interesujący fakt: otóż Zamenhof jako datę urodzenia podaje 3 grudnia 1859 roku. Data ta różni się od powszechnie znanej i ogólnie podawanej daty 15 grudnia, co można wyjaśnić różnicą w kalendarzu juliańskim, stosowanym w Rosji do rewolucji październikowej (tzw. stary styl), a gregoriańskim, będącym w powszechnym użyciu w całej Europie. Z tego wynika, że niektóre wydawnictwa encyklopedyczne zawierają błąd, powstały

wskutek zamiany na „nowy styl”, czyli kalendarz gregoriański, drugiej z wymienionych dat – 15 grudnia.

Grodzieński lekarz, przysięgły sądowy i działacz społeczny

Otrzymawszy od władz gubernialnych zgodę na prowadzenie praktyki lekarskiej, Ludwik Zamenhof otworzył gabinet w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu na ulicy Policyjnej (ob. Kirowa) w domu Rachmanina. Z kwestionariusza powszechnego spisu ludności, przeprowadzonego w 1895 roku wynika, że w domu Rachmanina rodzina Zamenhofów zajmowała mieszkanie nr 4. Razem z rodzicami mieszkały dzieci: ośmioletni syn Adam, urodzony w Warszawie, i siedmioletnia córka Zofia, urodzona w Kownie.

Pomimo nawału obowiązków zawodowych, Zamenhof znajdował jeszcze czas na działalność w Stowarzyszeniu Lekarzy guberni grodzieńskiej. W związku z masowym występowaniem chorób oczu wśród uczniów szkół w Grodnie Stowarzyszenie postanowiło znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy. Na jego zlecenie Zamenhof razem z innym lekarzem, W.K. Szenbergiem, przeprowadzili w 1896 roku powszechne badania dzieci. Badania wykazały, że rzeczywiście wiele dzieci cierpi na choroby oczu, co tłumaczono niezadowalającymi warunkami życia i nauki. Wyniki badań poddano szerokiej dyskusji na posiedzeniu Stowarzyszenia oraz przekazano do Wydziału Medycznego Urzędu Gubernialnego w celu przedsięwzięcia kroków zapobiegawczych.

Ludwik Zamenhof aktywnie włączał się również w inne dziedziny życia miasta. Jego nazwisko znajdujemy w wykazie sędziów przysięgłych Sądu Okręgowego w Grodnie. Uczestnicząc w procesach sądowych, wyróżniał się szczególną pryncypialnością i surowością. Gdy Ministerstwo Wojny zaczęło aktualizować i uściślać spisy lekarzy na wypadek mobilizacji, Zamenhof 20 czerwca 1896 roku przekazał następujący raport: „Ja, niżej podpisany, zobowiązuję się w przypadku wojny pełnić obowiązki lekarza w miejscu zamieszkania w Grodnie”.

Tołstoj przetłumaczony na esperanto rozgniewał carską cenzurę

Na lata pobytu Ludwika Zamenhofa w Grodnie przypada nowy, nie mniej trudny okres w powstawaniu języka esperanto. Niektórzy kontynuatorzy dzieła Zamenhofa podjęli w tym czasie dyskusję na temat konieczności zreformowania esperanto. Na podstawie otrzymanych propozycji Zamenhof w 1894 roku przygotował ankietę, zamieszczoną następnie w czasopiśmie „Esperantysta”. Większość respondentów opowiedziała się za utrzymaniem języka bez żadnych zmian i modyfikacji. Część osób, które nie zgodziły się z takim stanowiskiem, opuściła szeregi esperantystów. Było to ostateczne zwycięstwo nowego języka.

W Grodnie Ludwik Zamenhof nadal pracuje nad doskonaleniem esperanto. Kończy słownik i zbiór ćwiczeń i wydaje je drukiem11. Jednocześnie nadal redaguje czasopismo „Esperantysta”. Jako redaktor naczelny i kierownik pisma wiele czasu poświęca na organizację prenumeraty i poszukiwanie środków pieniężnych. Nadal wiele tłumaczy, mając nadzieję, że kiedyś uda mu się wydać „Bibliotekę literatury światowej” w przekładzie na język esperanto. Również w Grodnie tłumaczy na esperanto i wydaje drukiem w 1894 roku „Hamleta” W. Szekspira, zamierza też przełożyć powieść „Marta” Elizy Orzeszkowej.

Niestety, działalność wydawnicza napotkała niespodziewane i poważne przeszkody. Za publikację w „Esperantyście” artykułu Lwa Tołstoja „Wiara i rozwaga” cenzura podjęła kroki przeciwko pismu i jego wydawcom. Departament Policji zabronił przywozu „Esperantysty” do Rosji, gdzie mieszkało prawie trzy czwarte jego prenumeratorów. Wydarzenia te stały się przyczyną zamknięcia pisma w 1895 roku.

Ludwik Zamenhof i jego rodzina przeżyli w Grodnie cztery lata. T. Wiśniewski podaje, że w sierpniu 1897 roku opuścili miasto. Tymczasem wspomniana wyżej karta rejestracyjna lekarza podaje inną datę – 16 października 1897 roku. Fakt ten potwierdza również list, przesłany przez Zamenhofa do Wydziału Medycznego Urzędu Gubernialnego z 27 października: „Mam zaszczyt donieść, że opuściłem Grodno i przeprowadziłem się na stałe do Warszawy. Lekarz Łazarz Zamenhof’.

Zamenhof nie zachował przyjemnych wspomnień z lat spędzonych w Grodnie. Główną przyczynę upatrywać można w tym, że nie udało mu się w znaczący sposób poprawić sytuacji materialnej swojej rodziny. W 1905 roku zanotował: „Grodno było tak biedne, że okulista żadną miarą nie zdołałby tam zwiększyć swych dochodów”.

Pozostał w pamięci grodnian

Tablica pamiątkowa na kamienicy w Grodnie, w której mieszkał Ludwik Zamenhof

Mieszkańcy Grodna nie zapomnieli o pobycie Ludwika Zamenhofa w ich mieście, choć mieszkał on tutaj zaledwie kilka lat. Do dnia dzisiejszego trwa pamięć o jego działalności na rzecz miasta i mieszkańców. Od 1983 roku w Grodnie działa klub miłośników esperanto pod nazwa „Espero-Nadzieja”. W 1985 roku Towarzystwo Naukowe Historyków Medycyny w Grodnie zorganizowało sesje jubileuszową z okazji 125-lecia urodzin Ludwika Zamenhofa. W latach 1991 i 1993 w Grodnie odbyły się międzynarodowe konferencje esperantystów, a w 1991 roku w domu nr 5 przy obecnej ulicy Kirowa, w którym niegdyś twórca esperanto mieszkał razem z rodziną, umieszczono na jego cześć tablice pamiątkową. Od 1996 roku imieniem Ludwika Zamenhofa nazwano jedną z ulic Grodna.

Znadniemna.pl na podstawie „Medycyna Nowożytna. Studia nad Historią (Kulturą) Medyczną”, tom 5, zeszyt 2, 1998 r.,  Na zdjęciu: Ludwik Zamenhof, fot.: Wikipedia.org

136 lat temu (1887) w Warszawie wydana została pierwsza książka do nauki języka esperanto pt. „Język międzynarodowy. Przedmowa i podręcznik kompletny” autorstwa Ludwika Zamenhofa, który urodził się w Białymstoku, a po studiach jakiś czas mieszkał i prowadził praktykę lekarską w Grodnie. Grodzieńskiemu okresowi życia Ludwika Zamenhoffa

Król Stanisław August Poniatowski miał trzy pogrzeby. Pierwszy i ostatni były iście królewskie, ale środkowy odbył się w całkowitej tajemnicy. 85 lat temu, 14 lipca 1938 roku, prochy ostatniego króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów złożono w kościele w Wołczynie.

Ostatni król Polski zmarł 12 lutego 1798 roku w Petersburgu. Car Paweł I podejrzewając, że Poniatowski mógł być jego biologicznym ojcem, wyprawił mu iście królewski pogrzeb. W kaplicy żałobnej wystawiono doczesne szczątki w mundurze oficerskim, oficerowie też pełnili przy zwłokach wartę, był honorowy salut, a trumnę na miejsce pochówku odprowadzał sam car, jadący konno na czele żałobnego orszaku między ustawionymi po obu stronach drogi szpalerami żołnierzy oddzielającymi kondukt od zgromadzonego tłumu.

Było to 5 marca 1798 roku, a ciało Poniatowskiego złożono w kościele katolickim pod wezwaniem św. Katarzyny. Po raz pierwszy grobowiec otwarto pół wieku później, słusznie podejrzewając, że mógł on ulec zniszczeniu, kilkakrotnie zalewany wodą Newy. Ciało króla podobno całkiem dosłownie przez ten czas obróciło się w proch. To, co pozostało, złożono do dwóch urn – osobno złożono kości i osobno to, co, jak sądzono, jest pozostałością serca.

Kilkadziesiąt lat później, w 1938 roku, grobowiec został otwarty ponownie. Tym razem nie tyle w trosce o szczątki monarchy, ile z powodów praktycznych. Bolszewicy planowali rozbiórkę kościoła i przy tej okazji zdobyli się na zaskakujący gest – postanowili zwrócić prochy Stanisława Augusta Polakom. Kłopot w tym, że Polacy nie bardzo ich chcieli.

Niechciany monarcha

Wołczyn. Kościół św. Trójcy w 1938 rok. Widok od strony bramy. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wołczyn. Kościół św. Trójcy. Zakratowane i częściowo zamurowane okno, za którym latem 1938 roku złożono trumnę ze szczątkami Stanisława Augusta. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wołczyn. Kościół św. Trójcy. Fragment księgi metrykalnej z metryką Stanisława Augusta. Zdjęcie z 1938 roku. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

W najwyższych kręgach sanacyjnych władz Ignacy Mościcki, Felicjan Sławoj Składkowski, Józef Beck i Edward Rydz-Śmigły zdecydowali, że ten akurat monarcha nie powinien spocząć na Wawelu. Przede wszystkim dlatego, że od trzech zaledwie lat leżał tam Józef Piłsudski. Ale też z powodu samej postaci Stanisława Augusta – monarchy ocenianego w tych kręgach jednoznacznie źle. Nie wyglądał również dobrze pod względem propagandowym sam gest – zwracania przez bolszewików Polakom ich króla, niechcianego w Petersburgu. Z tych samych powodów nie wyrażono zgody na pochówek króla w Warszawie.

Z drugiej jednak strony jakaś decyzja była konieczna – nie można było pozwolić, by koronowany król Polski został przez bolszewików po prostu sprofanowany. Sprawę zdecydowano się przekazać urzędnikowi Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Stefanowi Zbiełło, który zdecydował, że Poniatowski spocznie w kościele św. Trójcy, w swoim rodzinnym majątku Wołczynie (dziś na terenie Białorusi).

Sprawę z przyczyn wizerunkowych postanowiono utrzymać w tajemnicy. 14 lipca 1938 roku trumnę oraz urny z prochami zawieziono do Wołczyna niezabezpieczonym w żaden sposób pociągiem. Na miejscu urny umieszczono w krypcie kościoła, zabezpieczono ją kratą i opieczętowano. Podczas drugiego pogrzebu króla obecni byli jedynie Zbiełło, kilku policjantów, przedstawiciele lokalnych władz i miejscowy proboszcz. Nie była to w żadnym stopniu uroczystość. Nie odbyła się ceremonia. Nie było modlitwy za duszę zmarłego. Jego prochy po prostu umieszczono w krypcie i o całej sprawie postanowiono zapomnieć.

Być może udałoby się ten zupełnie niekrólewski pogrzeb ukryć, gdyby nie sami Rosjanie, którzy po prostu poinformowali o zwrocie prochów monarchy. Po tym fakcie zaczęła się rozpętywać informacyjna burza. Dziennikarze przyjeżdżali do Wołczyna, przeprowadzali śledztwa, ale afera wybuchnąć nie zdążyła, ponieważ wcześniej zdążyła wybuchnąć II wojna światowa.

Tylko ślady

W czasie wojny Wołczyn kilkakrotnie zmieniał okupanta, ale szczątki Stanisława Augusta spoczywały najprawdopodobniej w krypcie kościoła nie niepokojone ani przez Niemców, ani przez Rosjan. Zniszczeniu uległa tylko królewska trumna, która nie zmieściła się w krypcie i pozostawała ustawiona w jednej z naw.

Po zakończeniu całej sprawy nikt nie zainteresował się sprowadzeniem prochów, choć wspominano o tym parokrotnie, m.in. podczas obchodów tysiąclecia Chrztu Polski w roku 1966 roku i u progu epoki Władysława Gomułki. Choć dyskusja o ostatnim królu wkroczyła już na zupełnie inny etap i postrzegany był on teraz jako monarcha kontrowersyjny, lecz nie jednoznacznie zły, komunistycznym władzom także nie był propagandowo na rękę. Dyskwalifikował go choćby fakt bycia kochankiem carycy Katarzyny. Nie wiadomo właściwie, dlaczego urny z jego prochami zdecydowano się sprowadzić do kraju dopiero w roku 1988.

Sprawa od początku budziła spore wątpliwości. Co prawda komisja polskich badaczy pod kierownictwem prof. Aleksandra Gieysztora z całą pewnością stwierdziła, że w Wołczynie znajdują się szczątki Stanisława Augusta, ale prawdą jest, że kiedy pod koniec lat 80. eksperci przyjechali do Wołczyna, kościół od ponad trzydziestu lat był zdesakralizowany i mieścił się w nim magazyn nawozów. Jedynym, co potwierdzało królewskość znaleziska, były znaleziony fragment złoconej korony, szpady i srebrne galony. To jednak zaświadczało tylko o tym, że leżał tam ktoś znaczący.

Tym, co niepokoi szczególnie, jest nieodnalezienie samych urn. Być może w którymś momencie zostały skradzione. Być może zabrał je z sobą proboszcz, gdy wyjeżdżał z Wołczyna. Odpowiedzi nie da się już znaleźć. Tym, co ostatecznie w 1995 roku pochowano uroczyście w warszawskiej katedrze św. Jana, są pozostałości wspomnianego wyposażenia grobu, a także ziemia zebrana w miejscu pochówku w Wołczynie.

Znadniemna.pl na podst. PAP

Król Stanisław August Poniatowski miał trzy pogrzeby. Pierwszy i ostatni były iście królewskie, ale środkowy odbył się w całkowitej tajemnicy. 85 lat temu, 14 lipca 1938 roku, prochy ostatniego króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów złożono w kościele w Wołczynie. Ostatni król Polski zmarł 12 lutego 1798 roku

Białoruskie Centrum Obrony Praw Człowieka  i niezależny portal białoruski Reform.by poinformowały, że 54-letni obywatel Polski Robert Tąpała został skazany przez sąd w stolicy Białorusi Mińsku za rzekome „obrażanie Aleksandra Łukaszenki i reprezentantów władzy”.

Dziennikarze i obrońcy praw człowieka znaleźli nazwisko Polaka na „liście ekstremistów”, zaktualizowanej dzisiaj przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Białorusi. Ministerstwo poinformowało, że mężczyzna przebywa już w kolonii karnej. Nie wiadomo jaki dokładnie wyrok ogłosił sąd w Mińsku w tej sprawie. Wiadomo jedynie, że został skazany na podstawie artykułów 368 i 369 Kodeksu Karnego Republiki Białorusi.

Wpis na liście rozpraw sądowych, prowadzonych przez Sąd Centralny Mińska. Jako oskarżony figuruje Polak Robert Tąpała,  Screenshot ze strony internetowej sądu w Mińsku

Stosunek do Polaków na Białorusi jest tradycyjnie negatywny i miejscowe służby biorą na celownik każdego, kto deklaruje zwoje przywiązanie do Polski i polskości.

Funkcjonariusze KGB proponują obywatelom Białorusi „dobrowolne” oddanie „Karty Polaka” i napisanie wniosku do konsula tuż przy granicy. Jeśli dana osoba odmówi, grozi jej areszt – napisał na Twitterze Paweł Łatuszka, wicepremier w rządzie przejściowym Swiatłany Cichanouskiej. Białoruski opozycjonista podkreślił, że to kolejne represje wobec polskiej mniejszości na Białorusi.

Polacy na celowniku KGB

O takich przypadkach, na które powołuje się białoruski polityk, informowało wcześniej Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”. – Obrońcy praw człowieka otrzymują informację, że przy przekraczaniu białoruskiej granicy posiadacze Kart Polaka są kierowani „na rozmowę” z funkcjonariuszami KGB – rzecz w tym, że straż graniczna widzi na wizie informację: „cel wydania 24”, co wskazuje, że uzyskano ją na podstawie tego dokumentu (Karty Polaka) – wyjaśnia „Wiasna”.

Wcześniej, m.in. we wrześniu i listopadzie zeszłego roku, także pojawiały się informacje o naciskach ze strony KGB, na obywateli Białorusi  posiadających Kartę Polaka, która jest dokumentem potwierdzającym przynależność do narodu polskiego.

Najbardziej znanym Polakiem, który padł ofiarą prześladowań reżimu Łukaszenki, jest dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut. Został on skazany na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w  sfingowanym procesie o podłożu politycznym.

Na Białorusi regularnie niszczone są miejsca pamięci związane z Polską i Polakami, represjonowani są działacze organizacji, zrzeszających mieszkających na Białorusi Polaków. Władze uniemożliwiają także młodym Polakom edukację w języku polskim i utrudniają nauczanie języka polskiego  w przypadku dorosłych.

Znadniemna.pl na podstawie IAR/PAP, Spring96.org, Reform.by, zdjęcie ilustracyjne: Reform.by

 

Białoruskie Centrum Obrony Praw Człowieka  i niezależny portal białoruski Reform.by poinformowały, że 54-letni obywatel Polski Robert Tąpała został skazany przez sąd w stolicy Białorusi Mińsku za rzekome "obrażanie Aleksandra Łukaszenki i reprezentantów władzy". Dziennikarze i obrońcy praw człowieka znaleźli nazwisko Polaka na "liście ekstremistów", zaktualizowanej dzisiaj

Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie zaprosi Federacji Rosyjskiej i Białorusi do udziału w przyszłorocznych letnich igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Poinformowało o tym biuro prasowe organizacji.

Poinformowano, że 26 lipca MKOl wyśle ​​zaproszenia na igrzyska olimpijskie w Paryżu do 203 narodowych komitetów olimpijskich. Na tej liście nie znajdą Rosyjski Komitet Olimpijski i Narodowy Komitet Olimpijski Białorusi. Organizacje te objęte są sankcjami z powodu wojny na pełną skalę na Ukrainie, którą Federacja Rosyjska rozpoczęła przy wsparciu Białorusi.

Oprócz Rosji i Białorusi zaproszenia na igrzyska w 2024 roku nie otrzyma również zawieszony we wrześniu 2022 roku NKOl Gwatemali.

Jeśli chodzi o dopuszczenie rosyjskich i białoruskich sportowców do udziału w igrzyskach olimpijskich w Paryżu, decyzja ta nie została jeszcze podjęta. MKOl poinformował, że organizacja podejmie decyzję „w odpowiednim czasie”.

Przypomnijmy, że 28 marca Międzynarodowy Komitet Olimpijski zarekomendował, aby rosyjscy i białoruscy sportowcy mogli startować w międzynarodowych zawodach, ale tylko w statusie neutralnym i po spełnieniu szeregu warunków.

 Znadniemna.pl za Kresy24.pl, Olympics.com

Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie zaprosi Federacji Rosyjskiej i Białorusi do udziału w przyszłorocznych letnich igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Poinformowało o tym biuro prasowe organizacji. Poinformowano, że 26 lipca MKOl wyśle ​​zaproszenia na igrzyska olimpijskie w Paryżu do 203 narodowych komitetów olimpijskich. Na tej liście nie znajdą

Emigracyjna liderka sił demokratycznych Białorusi Swiatłana Cichanouska spotkała się 12 lipca w Wilnie z amerykańskim prezydentem Joe Bidenem.

Jak dowiedzieli się korespondenci Radia Swaboda, po przemówieniu Joe Bidena na Uniwersytecie Wileńskim ekipa prezydenta USA zabrała Swiatłanę Cichanouską do pokoju, w którym przywódca USA oczekiwał na nią.

Cichanouska była jedyną osobą, która weszła do pokoju.

Na potwierdzenie faktu spotkania z prezydentem USA Cichanouska zamieściła wpis na swoim oficjalnym kanale Telegram.

„Jestem bardzo wdzięczna prezydentowi za to spotkanie. Przekazałam mu nasze stanowisko, powiedziałam, że Białorusini nadal walczą o wyzwolenie swojego kraju. Cieszę się, że udało nam się porozmawiać prywatnie o tym, co jest dla nas naprawdę ważne. Białorusini mogą liczyć na wsparcie USA” – skomentowała wydarzenie emigracyjna liderka białoruskich sił demokratycznych.

Przemawiając 12 lipca na Uniwersytecie Wileńskim po szczycie NATO prezydent USA Joe Biden wyraził m.in. poparcie dla mieszkańców Białorusi, Mołdawii, Gruzji i „wszystkich krajów, w których nadal walczą o wolność”.

„Pewnie pamiętacie – wielu z was pamięta – jak cenna jest nasza wolność. Jest cenna dla wszystkich ludzi, dla wszystkich, nie tylko dla ludzi na Ukrainie, Białorusi, Mołdawii, Gruzji i we wszystkich krajach, w których nadal walczą o wolność i o to, by ich głos był słyszany. Więc mówię wam wszystkim: kontynuujcie! Tak trzymajcie!” powiedział Joe Biden.

 Znadniemna.pl za Kresy24.pl, Svaboda.org, fot.: t.me/tsikhanouskaya

Emigracyjna liderka sił demokratycznych Białorusi Swiatłana Cichanouska spotkała się 12 lipca w Wilnie z amerykańskim prezydentem Joe Bidenem. Jak dowiedzieli się korespondenci Radia Swaboda, po przemówieniu Joe Bidena na Uniwersytecie Wileńskim ekipa prezydenta USA zabrała Swiatłanę Cichanouską do pokoju, w którym przywódca USA oczekiwał na nią. Cichanouska

Błogosławiona Marianna Biernacka 13 lipca 1943 roku oddała życie za będącą w zaawansowanej ciąży synową. Kobietę, która uratowała synową i nienarodzone dziecko ceną własnego życia, w 1999 roku wyniósł na ołtarze papież Jan Paweł II.  

Marianna Biernacka z domu Czokało urodziła się w 1888 roku w Lipsku nad Biebrzą. Jej rodzina osiedlona tam od pokoleń najprawdopodobniej była wyznania grekokatolickiego. Nie zachowała się metryka chrztu błogosławionej, ale w tym czasie wielu unitów było chrzczonych bez kapłana i nie sporządzano przy tym stosownej dokumentacji. O tym, że Marianna była ochrzczona i wierząca świadczy fakt zawarcia przez nią sakramentu małżeństwa w kościele katolickim w Krasnymborze. Wyszła za mąż za miejscowego chłopa Ludwika Biernackiego.

Marianna i Ludwik byli jedną z bogatszych rodzin w okolicy. Mieli prawie 20 hektarów dobrej, urodzajnej ziemi, hodowali bydło. Doczekali się sześciorga dzieci, ale przeżyło tylko dwoje z nich. Gdy dzieci dorośli, Biernaccy podzielili gospodarstwo na pół. Tak, by i córka i syn mieli z czego żyć.

Marianna, po śmierci męża, zamieszkała u syna Stanisława. Ten ożenił się z Anną, młodą dziewczyną, pochodzącą z lipskiej kolonii.

– Żyliśmy bardzo skromnie, jedliśmy z jednej miski, ale nigdy nie kłóciliśmy się – wspominała nieżyjąca już Anna. – Teściowa była bardzo religijną kobietą, dużo się modliła.

Rodzinną sielankę przerwały wojenne zawieruchy. Za czasów sowieckiej okupacji Stanisław był oskarżony, na podstawie zeznań sąsiada, o nielegalny wywóz drewna. Na próżno tłumaczył, że zabrał je ze swego lasu i tylko tyle, co było można. Stanisława skazano na dwa lata robót w głębi Rosji. Przed wywózką uratowała go Marianna. Kobieta zebrała i oddała niemal wszystkie oszczędności dla sowieckiego adwokata, błagając, by ratował syna. Było warto. Stanisław wrócił do domu.

Epizod ze skazaniem Stanisława Biernackiego nie był najtragiczniejszym wydarzeniem, jakie napotkało jego rodzinę.

Pierwszego lipca 1943 roku w Lipsku nad Biebrzą Niemcy rozpoczęli aresztowania ludności cywilnej według wcześniej przygotowanej listy. Był to odwet za działalność partyzantów w Puszczy Augustowskiej i zabicie przez nich niemieckiego policjanta. Na liście widniało nazwisko syna i synowej Marianny Biernackiej.

Gdy z rana Niemcy zaczęli się dobijać do drzwi rodziny Biernackich, synowa Marianny, Anna, będąca w zaawansowanej ciąży, tuliła dwuletnią córeczkę. Syn Stanisław próbował bezskutecznie uciec przez okno. Podczas aresztowania Marianna padła do nóg esesmana i błagała go, aby pozwolił jej pójść do więzienia zamiast ciężarnej synowej: „Panie, a gdzie ona pójdzie? Ulitujcie się, tu jedno dziecko, a drugie za dwa tygodnie na świat ma przyjść – pójdę za nią”.

Niemiec zgodził się na tę zamianę. Wszystkich aresztowanych, wśród których był również syn Marianny Stanisław, załadowano do ciężarówek i wywieziono do więzienia w Grodnie.

Marianna przekazała z więzienia zaszyty w rękawie list, w którym prosiła, aby przysłać jej poduszkę i różaniec. Nie wiadomo, czy ta przesyłka do niej trafiła; córka Marianny próbowała się zobaczyć z bratem i matką w więzieniu, ale jej się to nie udało.

W dniu 13 lipca 1943 roku Niemcy rozstrzelali Mariannę Biernacką i jej syna Stanisława razem z pozostałymi 48 mieszkańcami Lipska, wyznaczonymi na zagładę w ramach odwetu za śmierć policjanta. Egzekucji dokonano na fortach za wsią Naumowicze pod Grodnem. Córka Leokadia, która wraz z towarzyszką udała się, aby odnaleźć miejsce kaźni, stała się mimowolnym świadkiem kolejnych niemieckich zbrodni. Ukryte w zbożu, widziały wyprowadzanych z ciężarówek więźniów, mordowanych później pojedynczym strzałem.

Historia męczeńskiej śmierci poniesionej za synową i jej nienarodzone dziecko, stała się znana Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, który w 1999 roku wyniósł Mariannę Biernacką, na ołtarze, ogłaszając błogosławioną męczennicą Kościoła Katolickiego.

Ojciec Święty, w homilii wygłoszonej podczas uroczystości beatyfikacyjnej w Warszawie, mówił: „Świętujemy zwycięstwo tych, którzy w naszym stuleciu oddali życie dla Chrystusa, oddali życie doczesne, aby posiąść je na wieki w Jego chwale. Słusznie zatem prosimy, abyśmy za ich przykładem wiernie podążali za Chrystusem”.

Beatyfikacja przyniosła wzrost zainteresowania jej życiem nie tylko w diecezji ełckiej, ale także w całej Polsce i poza jej granicami. Coraz więcej kobiet, zwłaszcza wdów, teściowych i synowych, zwraca się do niej, jako do swej patronki i orędowniczki.

Kult Marianny Biernackiej już dawno wyszedł poza jej rodzinną miejscowość – Lipsk nad Biebrzą, a nawet poza diecezję ełcką, która od kilku lat organizuje w lipcu, w rocznice śmierci Błogosławionej Marianny Biernackiej, w jej rodzinnej miejscowości diecezjalny zjazd teściowych. Od końca 2019 roku w Grodnie na Białorusi działa parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej.

Tak ma wyglądać budowany obecnie w Grodnie kościół pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej, fot.: Zrzutka.pl

A obecnie w grodzie nad Niemnem trwa budowa kościoła parafialnego pod wezwaniem Błogosławionej Męczennicy. Prowadzący budowę proboszcz parafii pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej, ks. Jerzy Martinowicz prosi ludzi dobrej woli o wsparcie tego przedsięwzięcia wpłatami darowizn na platformie Zrzutka.pl, albo w każdej innej formie po nawiązaniu kontaktu z samym proboszczem:

tel.: +375 29 78 40 572 (ks. Jerzy Martinowicz)

e-mail: [email protected]

 Znadniemna.pl na podstawie Parafia.lipsk.pl, Zrzutka.pl, na zdjęciu obraz Błogosławionej Marianny Biernackiej w ołtarzu, fot: diecezjaelk.pl

Błogosławiona Marianna Biernacka 13 lipca 1943 roku oddała życie za będącą w zaawansowanej ciąży synową. Kobietę, która uratowała synową i nienarodzone dziecko ceną własnego życia, w 1999 roku wyniósł na ołtarze papież Jan Paweł II.   Marianna Biernacka z domu Czokało urodziła się w 1888 roku

Skip to content