HomeStandard Blog Whole Post (Page 7)

Wicemistrzyni świata w skoku wzwyż Maria Żodzik została wybrana najlepszą polską lekkoatletką roku podczas Gali Lauru Królowej Sportu, która w minioną sobotę odbyła się w Bydgoszczy.

Prestiżowe wyróżnienie przyznano jej za wyjątkowy sezon, który przyniósł Polce z Baranowicz jedyny medal polskiej reprezentacji na ostatnich mistrzostwach świata w Tokio – srebro w skoku wzwyż.

Nagrody otrzymali także najlepsi zawodnicy na Kujawach i Pomorzu – siódma zawodniczka mistrzostw świata w biegu na 1500 metrów Klaudia Kazimierska oraz dziewiąty oszczepnik tych samych mistrzostw Dawid Wegner.

Jednak to nasza krajanka otrzymała najważniejsze wyróżnienie – Laur Królowej Sportu dla zawodnika sezonu.

Żodzik zachwyciła kibiców i ekspertów nie tylko wynikiem 2,00 m, który jest jej rekordem życiowym, ale także konsekwencją i klasą sportową, jaką prezentowała przez cały rok. Złoto na mistrzostwach Polski oraz triumf w międzynarodowych zawodach Gorzów Jump Festival potwierdziły jej dominację w krajowej rywalizacji.

Najważniejsze osiągnięcia Marii Żodzik w 2025 roku:

  • Srebrny medal Mistrzostw Świata w Tokio (2,00 m)
  • Złoto Mistrzostw Polski w Bydgoszczy
  • Wygrana w Gorzów Jump Festival (1,98 m)

Droga do sukcesu

Instagram/Maria Żodzik

Instagram/Maria Żodzik

Maria Żodzik urodziła się 19 czerwca 1997 roku w Baranowiczach na Białorusi. Jej dziadkowie byli Polakami, co umożliwiło jej uzyskanie polskiego obywatelstwa w 2024 roku. Wcześniej reprezentowała Białoruś, zdobywając m.in. srebro na mistrzostwach kraju w 2021 roku.

Po zmianie barw narodowych rozpoczęła nowy etap kariery w klubie Podlasie Białystok pod okiem trenera Pawła Wyszyńskiego. Choć odpadła z eliminacji podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu 2024, nie poddała się i już rok później sięgnęła po medal mistrzostw świata, stając się jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiej lekkoatletyki

Powodem przeprowadzki Marii do Polski stało się podpisanie przez nią w 2020 roku listu otwartego białoruskich sportowców, potępiającego fałszerstwa wyborcze i brutalność służb porządkowych podczas tłumienia masowych protestów przeciwko fałszowaniu wyników wyborów prezydenckich. Później  sportsmenka publicznie sprzeciwiła się wojnie Rosji przeciwko Ukrainie i współudziałowi Białorusi w tej agresji. W wyniku represji i wykluczenia Białorusi wraz z Rosją z międzynarodowych zawodów,  lekkoatletka podjęła decyzję o emigracji.

„Kiedy zaczęła się wojna, a Rosja i Białoruś zostały wykluczone z zawodów, wiedziałam, że to potrwa długo. Wtedy postanowiłam: albo jadę do Polski i dołączam do kadry, albo kończę karierę sportową” – mówiła w rozmowie z TVP Sport.

Od 2022 roku Maria mieszka w Białymstoku. W 2024 roku otrzymała polskie obywatelstwo z rąk prezydenta Andrzeja Dudy. Jak sama podkreśla: „25 lat czułam się stuprocentową Białorusinką. Teraz uważam, że to pół na pół. Już jestem tutaj swoja”.

Początki w Polsce nie były łatwe. Żodzik zmagała się z barierą językową i brakiem środków finansowych. Pracowała w McDonaldzie, starając się pogodzić treningi z pracą zarobkową. „Stoję przy frytkach i mówię sobie: ‘Co ja tu robię? Przecież chcę skakać wzwyż’. Poszłam do menadżerki i powiedziałam: ‘Odchodzę z pracy’. Ona na to: ‘Dobrze, za dwa tygodnie’. Ja mówię: ‘Nie, teraz’” – wspominała lekkoatletka o porzuceniu pracy w restauracji fast food.

Najtrudniejsza dla młodej sportsmenki w czasie adaptacji do nowych realiów życia okazała się jednak samotność. „Zawsze jesteś sama. Nie ma rodziny. Teraz mam już przyjaciół, ale przez długi czas byłam sama. Nie możesz po prostu pojechać do mamy, kiedy jesteś psychicznie zmęczona – żeby się wypłakać, porozmawiać. Możesz zadzwonić, ale to nie to samo” – wyznała w wywiadzie dla TVP Sport.

Teraz bliscy z Białorusi odwiedzają ją raz w roku. Ostatni raz mama i brat Marii byli w Polsce w lipcu. Na razie nie planują przeprowadzki, ponieważ opiekują się babcią, która nie może wyjechać.

Mimo trudności, Maria nie poddała się. Sezon 2025 nazwała „supertrudnym” – tuż przed mistrzostwami świata zmagała się z kontuzją, a dzień przed wyjazdem z Białegostoku znów doznała mikrourazu, którego objawy, na szczęście, udało się szybko zniwelować.

W Tokio, mimo deszczu i nerwów, Maria pokonała poprzeczkę na wysokości 2 metrów, zdobywając jedyny medal dla Polski na tych mistrzostwach.

Dziś, choć cieszy się z medalu, patrzy w przyszłość: „Cieszę się, że mam medal. Ale to już historia. Teraz chcę dalej trenować i jeździć na zawody” – mówi nasza krajanka.

Znadniemna.pl na podstawie Sportowefakty.wp.pl, Sport.tvp.pl, na zdjęciu: Trener Marii Żodzik Paweł Wyszyński (pośrodku) podczas ogłoszenia jego podopiecznej najlepszą polską lekkoatletką 2025 roku, fot.: pzla.pl

Wicemistrzyni świata w skoku wzwyż Maria Żodzik została wybrana najlepszą polską lekkoatletką roku podczas Gali Lauru Królowej Sportu, która w minioną sobotę odbyła się w Bydgoszczy. Prestiżowe wyróżnienie przyznano jej za wyjątkowy sezon, który przyniósł Polce z Baranowicz jedyny medal polskiej reprezentacji na ostatnich mistrzostwach świata

20 października 1911 roku w miasteczku Korelicze, na ziemi nowogródzkiej, przyszedł na świat Walenty Romanowicz — artysta o niezwykłym talencie i wrażliwości, łączący w sobie pasję tworzenia i naukową precyzję lekarza. Choć zmarł mając zaledwie 34 lata, pozostawił po sobie dzieła, które do dziś świadczą o kunszcie, duchowej głębi i kulturze kresowej autora.

Korzenie i dzieciństwo

Artysta dorastał w rodzinie nauczycielskiej, w której nauka i sztuka miały swoje stałe miejsce. Był synem Stefana i Aleksandry z domu Zotow. Jego ojciec był inspektorem szkolnym, a matka poświęcała życie wychowaniu dzieci. Ojciec Walentego uczył matematyki m.in. Borysa Kitta, późniejszego akademika Międzynarodowej Akademii Astronautyki. Wśród przodków Walentego po linii matki był dziadek Gieorgij Zotow, ikonopisarz z Moskwy — i to właśnie z tej linii płynęła wrażliwość artystyczna młodego chłopca.

Rodzina  Romanowiczów często się przeprowadzała — ojciec był przenoszony z miejsca na miejsce. W wieku czterech lat Walenty znalazł się na Polesiu, a w 1921 roku wraz z rodzicami powrócił na Nowogródczyznę. Uczył się w szkole we wsi Padkasowie, rodzinnej miejscowości ojca, a potem w Koreliczach.

W 1924 roku Walenty rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Nowogródku, gdzie już wtedy jego rysunki przyciągały uwagę nauczycieli i uczniów.

Studia w Wilnie

Walenty Romanowicz, lata 1930

W 1930 roku rozpoczął studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, gdzie studiował rysunek pod kierunkiem Benedykta Kubickiego, potem był uczniem Ludomira Sleńdzińskiego (rysunek i malarstwo), a nadto uczył się malarstwa u Aleksandra Szturmana, Bronisława Jamontta i Tymona Niesiołowskiego oraz grafiki u Jerzego Hoppena.

W 1934 roku uzyskał absolutorium, zdał egzamin nauczycielski, uprawiający do nauczania rysunku w szkołach średnich i w seminariach nauczycielskich. Jesienią tegoż roku podjął na uniwersytecie studia medyczne, zostając asystentem w Katedrze Anatomii. Wykładał tam „anatomię artystyczną” dla studentów sztuki, łącząc dwie dziedziny, które uważał za nierozłączne — piękno ciała i naukę o nim. Przygotowywał nawet ilustrowany atlas anatomiczny dla plastyków.

Lata studiów w Wilnie były dla Romanowicza czasem szczęścia i intensywnej twórczości. W jego notatkach zachowały się pełne zachwytu opisy miasta: jego kościołów, muzeów, wykopalisk na górze Katedralnej, a także wrażeń z rejsów po Niemnie, które odbywał, zatrzymując się w Grodnie po drodze do rodzinnych Korelicz i Nowogródka. Pisał o „naiwnych i radosnych kolorach” oraz „francuskim pejzażu XVII wieku”, który przypominały mu brzegi rzeki.

Spotkanie z miłością życia

Podczas studiów poznał Aldonę Nebelską, utalentowaną malarkę, która została jego żoną i strażniczką jego artystycznego dziedzictwa. To ona zachowała i przekazała prace Walentego przyszłym pokoleniom. Dożyła stu lat. Łączyły ich wspólne pasje artystyczne i wzajemne zrozumienie. Małżeństwo było bezdzietne.

Aldona, po tragicznej śmierci męża, poświęciła się zachowaniu jego artystycznej spuścizny, przekazując katalogi, listy i dzieła do muzeów w Wilnie i Polsce.

W jednym z listów wspominała: „Walenty był człowiekiem całego mojego życia. Wszystko, co z nim związane, pozostaje dla mnie bezcenne. Był nie tylko utalentowanym grafikiem i malarzem, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem.”

W archiwum historycznym w Wilnie zachowały się ciekawe dokumenty: autobiografia Romanowicza, podanie o przyjęcie na studia (1930), karty zaliczeń, prośba o dopuszczenie do pracy dyplomowej (1939).

Dwie drogi jednego życia

Walenty Romanowicz podczas pracy nad grafiką

Romanowicz był człowiekiem wielu pasji. Pisał wiersze, fotografował, grał w szachy, podróżował po terenach dawnej Litwy. Często wyruszał z Wilna rowerem do Nowogródka czy nad jezioro Świteź. Z tych podróży powstawały cykle graficzne, m.in. „Nad Świtezią” czy słynny cykl „Troki”, od nazwy miasta, do którego zimą docierał… na nartach.

Grafika „Troki”

Jego pejzaże wyróżniały się romantycznym nastrojem i precyzyjną linią. W pracach potrafił połączyć majestatyczne ruiny zamków i szerokie panoramy z drobnymi detalami przyrody – ptakiem, żabą, krzakiem – pokazując tym samym piękno zwykłości wśród wieczności.

Obraz „Zamek w Trokach”

Romanowicz szczególnie ukochał Troki – zamek, ruiny, pejzaże. Fascynowała go historia, stąd tytuł jednego z jego wierszy: „W przeszłość jestem zakochany”. Pracował przy konserwacji zamku trockiego, a jego grafiki z tego cyklu uznano za szczytowe osiągnięcie jego twórczości.

Wilno – „Ostra Brama i Góra Zamkowa”

Wilno – „Kościół św. Piotra i Pawła”

Wilno – „Kościół św. Michała” (od strony południowej)

„Zamek Trocki”

„Kaziuk w Wilnie”

Współcześni mu artyści, jak znany grafik Jerzy Hoffman, podkreślali, że Romanowicz „znalazł własny, osobisty ton w miedziorycie – nowoczesny, a zarazem zakorzeniony w klasycznej tradycji”. W całej ówczesnej Europie, pisał Hoffman, trudno było znaleźć coś podobnego.

„Zamek Kowieński”

Cykl „Troki” pozostaje największym osiągnięciem artysty. Są to – 32 ryciny, które łączą dokumentalną dokładność z romantycznym nastrojem. W innych cyklach, takich jak „Drzewa”, „Nad Świtezią” czy „Stefan Batory”, artysta ukazywał historię i przyrodę Kresów w konwencji duchowego piękna i nostalgii.

„Geometria (Autoportret)” z Cyklu „TROKI” 1941 – 1944

„Żagiel” z Cyklu „TROKI” 1941 – 1944

„Sroki” z Cyklu „TROKI” 1941 – 1944

„Nad Świtezią”

„Stefan Batory”

W swoich dziennikach Romanowicz pozostawił wspomnienia z podróży, w tym o wrażeniach z Grodna: „Przed południem zwiedzaliśmy muzeum i wykopaliska dwóch cerkwi na Kołoży. Naiwne i radosne kolory… rezonatory, w których gniazdują jaskółki, wąski korytarzyk w murze. Z kołoskiej góry, jak i z zamku, szeroka panorama Niemna.”

„Dom w Nowogródku”

Tragiczny koniec

Wilno – „Zaułek Kazimierzowski po bombardowaniu”

Okres końca lat 30. i 40. przyniósł Romanowiczowi biedę, chłód i bezrobocie. Mimo to pracował, tworzył i wykładał na wydziale medycznym Uniwersytetu w Wilnie. Wojnę przeżył, ale nowa sowiecka rzeczywistość okazała się równie groźna jak wcześniejsza niemiecka okupacja.

15 grudnia 1944 roku Romanowicz został aresztowany przez NKWD. Zmarł prawdopodobnie 2 lutego 1945 roku w więzieniu Łukiszki w Wilnie. Miał 34 lata. Został pochowany przez władze więzienne w niewiadomym miejscu. O jego śmierci nie było oficjalnej wiadomości, gdyż 5 maja 1945 roku rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego Tadeusz Lehr-Spławiński skierował do Walentego Romanowicza list z zaproszeniem do podjęcia pracy na uniwersytecie w Krakowie.

Autoportret, 1940 rok

Dziś prace Walentego Romanowicza odnajdujemy w muzeach i prywatnych zbiorach na Litwie, w Polsce i na Białorusi.

Na Białorusi prace artysty po raz pierwszy zaprezentowano w Muzeum Krajoznawczym w Koreliczach (2008), z udziałem krewnych artysty z Wilna. Wówczas przekazali oni kopie dzieł, fotografie rodzinne i cykl „Troki”, który do dziś można tam oglądać.

Walenty Romanowicz był twórcą, który łączył naukową precyzję z duchowym pięknem sztuki. Jak pisała jego żona, w jego malarstwie widać było kontynuację tradycji ikonopisarskiej przodków – „czystość wykonania, dokładność i skrupulatność w nakładaniu koloru”.

Był człowiekiem skromnym, nie szukał sławy. W jednym z zapisów wspomniał: „Nie przerazi mnie, jeśli za sto lat nikt nie spojrzy z sympatią na moje grafiki ani nie przeczyta mojego nazwiska w słowniku artystów.”

Choć jego życie było krótkie, jednak pozostawił po sobie dzieła, które wciąż budzą emocje i przypominają o sile sztuki nawet w trudnych czasach.

Opr. Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

20 października 1911 roku w miasteczku Korelicze, na ziemi nowogródzkiej, przyszedł na świat Walenty Romanowicz — artysta o niezwykłym talencie i wrażliwości, łączący w sobie pasję tworzenia i naukową precyzję lekarza. Choć zmarł mając zaledwie 34 lata, pozostawił po sobie dzieła, które do dziś świadczą

25 października 2025 roku w Pińsku odbędą się uroczystości z okazji 100-lecia pińskiej diecezji. Z tej okazji Papież Leon XIV skierował list do kardynała Claudio Gugerottiego, którego mianował swoim specjalnym przedstawicielem na jubileuszowe obchody.

W liście Ojciec Święty wyraził wdzięczność Bogu za duchowe owoce, jakie diecezja przyniosła przez minione stulecie. Podkreślił, że „duchowe ziarno, zasiane niegdyś, dzięki Bożej łasce mogło wzrastać zarówno w sprzyjających, jak i trudnych czasach, przynosząc obfite plony”.

Papież zaznaczył, że wybór kardynała Gugerottiego jako legata wynika z jego dobrej znajomości życia duszpasterskiego lokalnego Kościoła, którą kardynał zdobył podczas czteroletniej posługi w charakterze nuncjusza apostolskiego na Białorusi. Leon XIV zachęcił swojego wysłannika do Pińska, by podczas uroczystości inspirował wiernych do pogłębiania relacji z Bogiem – „pierwszą prawdą i najwyższym dobrem”.

Leon XIV polecił kardynałowi przekazać jego błogosławieństwo biskupom, duchowieństwu, osobom konsekrowanym, wiernym świeckim oraz wszystkim uczestnikom Jubileuszu. Wyraził również życzenie, by jego słowa dotarły do przedstawicieli władz cywilnych i osób zaangażowanych w promowanie wolności religijnej, przypominając, że jest ona fundamentem pokoju i godności człowieka.

Na zakończenie Papież zapewnił o swojej modlitwie w intencji owocnego przebiegu misji kardynała Gugerottiego oraz o obfitych darach Bożej łaski dla wszystkich uczestników uroczystości.

Obchodzącą w tym roku Jubileusz 100-lecia diecezję pińską ustanowił papież Pius XI 25 października 1925 roku. Obecnie diecezja obejmuje obszar obwodów brzeskiego i homelskiego i jest jedną z czterech katolickich diecezji na Białorusi.

Znadniemna.pl na podstawie Vaticannews.va,  na zdjęciu: Prefekt Dykasterii ds. Kościołów Wschodnich kardynał Claudio Gugerotti i papież LeonXIV, fot.: ANSA/Vatican News 

25 października 2025 roku w Pińsku odbędą się uroczystości z okazji 100-lecia pińskiej diecezji. Z tej okazji Papież Leon XIV skierował list do kardynała Claudio Gugerottiego, którego mianował swoim specjalnym przedstawicielem na jubileuszowe obchody. W liście Ojciec Święty wyraził wdzięczność Bogu za duchowe owoce, jakie diecezja

Rodzice i młodzież ukrywają plany edukacyjne, a szkoły intensyfikują ideologiczną kontrolę.

W grodzieńskich szkołach średnich narasta napięcie wokół uczniów, którzy planują kontynuować naukę w Polsce. Choć coraz więcej młodych ludzi wybiera zagraniczne uczelnie, szczególnie polskie, ich rodziny wolą nie ujawniać tych planów w środowisku szkolnym. Powodem są nie tylko obawy przed nieprzychylnym traktowaniem, ale także rosnąca presja ze strony nauczycieli i administracji, którzy starają się przekonać uczniów do wyboru białoruskich uniwersytetów. Artykuł (w języku białoruskim) na ten temat ukazał się na niezależnym grodzieńskim portalu Hrodna.life.

Według autorów publikacji rodzice przyznają, że dla spokoju wolą unikać rozmów o studiach za granicą. W jednym z grodzieńskich gimnazjów uczniowie wolą deklarować chęć studiowania na Białoruskim Uniwersytecie Informatyki i Radioelektroniki (BGUIR), choć w rzeczywistości planują wyjazd do Polski. Taka strategia ma chronić ich przed niechcianymi pytaniami i ideologicznymi naciskami.

W szkołach coraz częściej pojawiają się pytania o naukę języka polskiego, organizowane są również specjalne lekcje, prowadzone przez przedstawicieli władz, które przedstawiają Polskę jako państwo wrogie Białorusi i Białorusinom. Podczas takich zajęć uczniom opowiada się o powyborczych protestach z 2020 roku, przedstawianych jako próba destabilizacji sytuacji w kraju ze strony Zachodu. Celem tych działań jest zniechęcenie młodzieży do emigracji edukacyjnej.

Jedna z matek, której córka w tym roku rozpoczęła studia w Polsce, opowiada autorom publikacji na Hrodna.life, że przez cały rok ukrywała ten fakt przed szkołą. Obawiała się nie tylko osądów, ale także potencjalnych problemów na granicy. Dopiero po wyjeździe córka poinformowała nauczycieli i kolegów o swoich zamiarach — ku jej zaskoczeniu, klasowa wychowawczyni zareagowała na wiadomość pozytywnie.

Zmiany w zasadach rekrutacji na polskie uczelnie sprawiły, że znajomość języka polskiego na poziomie B1 stała się obowiązkowa. W efekcie w Grodnie wzrosło zainteresowanie kursami językowymi, choć ich dostępność znacząco się zmniejszyła. Wiele szkół językowych zostało zamkniętych albo kontakt z nimi stał się bardzo ograniczony.

Znadniemna.pl na podstawie Hrodna.life

Rodzice i młodzież ukrywają plany edukacyjne, a szkoły intensyfikują ideologiczną kontrolę. W grodzieńskich szkołach średnich narasta napięcie wokół uczniów, którzy planują kontynuować naukę w Polsce. Choć coraz więcej młodych ludzi wybiera zagraniczne uczelnie, szczególnie polskie, ich rodziny wolą nie ujawniać tych planów w środowisku szkolnym. Powodem

Dzisiaj przypada 160. rocznica urodzin generała Lucjana Żeligowskiego – jednego z ważniejszych dowódców podczas wojny polsko-bolszewickiej i jednej z najbardziej niejednoznacznych postaci w historii II Rzeczypospolitej.

Urodzony na terenie dzisiejszej Białorusi, Żeligowski był nie tylko żołnierzem i politykiem, lecz także uczestnikiem wielkiego eksperymentu federacyjnego, który miał połączyć Polaków, Litwinów i Białorusinów w jednym państwowym organizmie. Jego działania na Wileńszczyźnie, zwłaszcza proklamowanie Litwy Środkowej, do dziś budzą kontrowersje – ale też skłaniają do refleksji nad rolą Białorusinów w międzywojennej Europie Środkowo-Wschodniej.

Pochodzenie, kariera i tożsamość pogranicza

Lucjan Żeligowski urodził się 17 października 1865 roku w Oszmianie. Wychowany w rodzinie polskiej szlachty, dorastał w wieloetnicznym środowisku Wileńszczyzny, gdzie przenikały się wpływy polskie, litewskie, białoruskie i żydowskie.

Po ukończeniu gimnazjum klasycznego  w Wilnie i uzyskaniu matury, rozpoczął naukę w Oficerskiej Szkole Piechoty w Rydze (1888).

Młodość Lucjana przypadła na okres intensywnych przemian narodowych, w którym tożsamość lokalna często wykraczała poza jednoznaczne kategorie etniczne. Żeligowski znał język białoruski i miał świadomość odrębności kulturowej tej społeczności, choć sam identyfikował się jako Polak.

Po ukończeniu szkoły oficerskiej Żeligowski służył w armii rosyjskiej, m.in. w 136. pułku piechoty. Brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej (1904-1905).

Od 1912 r. był członkiem tajnego Związku Walki Czynnej w Rosji.

Po wybuchu I wojny światowej od 1915 r. walczył w szeregach Brygady Strzelców Polskich, sformowanej przy wojsku rosyjskim, dowodząc  batalionem. W 1917 r. mianowany pułkownikiem.

Od stycznia 1917 r. do maja 1918 r. w I Korpusie Polskim w Rosji, m.in. jako  dowódca Dywizji Strzelców.

Związki Żeligowskiego z ziemiami białoruskimi nie ograniczały się jedynie do miejsca urodzenia. Jako oficer armii rosyjskiej, a później Wojska Polskiego, wielokrotnie przebywał na terenach dzisiejszej Białorusi, m.in. w Mińsku i Nowogródku. Jego poglądy na temat Białorusinów były ambiwalentne: z jednej strony dostrzegał ich jako ludność lokalną, z drugiej – uważał, że ich elity są zbyt słabe, by samodzielnie kształtować państwowość. W jego wizji federacyjnej, inspirowanej koncepcją Piłsudskiego, Białorusini mieli odgrywać rolę pomocniczą, ale nie decydującą.

Bunt Żeligowskiego i proklamowanie Litwy Środkowej

W październiku 1920 roku Żeligowski, za cichym przyzwoleniem Józefa Piłsudskiego, przeprowadził tzw. „bunt Żeligowskiego” – operację wojskową, której celem było zajęcie Wilna i utworzenie Litwy Środkowej. Formalnie przedstawiany jako spontaniczny akt obrony ludności polskiej przed Litwinami, „bunt” w rzeczywistości okazał się starannie zaplanowaną akcją polityczno-wojskową. Żeligowski ogłosił powstanie Litwy Środkowej jako niezależnego państwa, które miało później zostać przyłączone do Polski.

 

W ramach Litwy Środkowej Żeligowski próbował stworzyć strukturę państwową, która uwzględniałaby wieloetniczny charakter regionu. Choć dominującą rolę odgrywali  w nim Polacy, generał deklarował otwartość wobec Litwinów, Żydów i Białorusinów. W praktyce jednak Białorusini nie odegrali  w Litwie Środkowej znaczącej roli politycznej – ich reprezentacja była słaba, a wpływ na decyzje marginalny. Żeligowski traktował ich raczej jako ludność chłopską, którą można pozyskać poprzez obietnice stabilizacji i ochrony przed bolszewikami, niż jako pełnoprawnych partnerów politycznych.

Białorusini w wizji federacyjnej Żeligowskiego

Żeligowski był zwolennikiem koncepcji federacyjnej, w której Polska miała tworzyć wspólnotę z Litwą i Białorusią – na wzór dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W jego oczach Białorusini stanowili część tej wspólnoty, choć ich rola była podporządkowana interesom polskim. Generał uważał, że Białorusini nie mają wykształconej elity politycznej ani silnej tożsamości narodowej, co czyniło ich podatnymi na wpływy zewnętrzne – zarówno bolszewickie, jak i polskie.

W kontekście Litwy Środkowej Żeligowski widział Białorusinów jako potencjalnych sojuszników w walce z komunizmem i litewskim nacjonalizmem. W jego deklaracjach pojawiały się wątki współpracy i wspólnego dziedzictwa, ale nie szły one w parze z realnym włączeniem Białorusinów w procesy decyzyjne. Ich obecność była raczej symbolicznym elementem legitymizacji projektu federacyjnego niż rzeczywistym wyrazem politycznego partnerstwa.

Kariera polityczna, wojna, emigracja i ostatnie lata życia

Po włączeniu Litwy Środkowej do Polski w 1922 roku Żeligowski kontynuował karierę polityczną i wojskową – był m.in. . ministrem spraw wojskowych i posłem na Sejm. Jego działania na Wileńszczyźnie budziły kontrowersje zarówno w Polsce, jak i za granicą. Dla Litwinów był symbolem agresji, dla Polaków – obrońcą Wilna, a dla Białorusinów – postacią niejednoznaczną, łączącą lokalne korzenie z imperialnym projektem.

W 1927 r. Żeligowski przeszedł w stan spoczynku i osiadł w swoim majątku Andrzejewo w powiecie wileńskim.

Od 1928 r. pełnił funkcję prezesa Kapituły Orderu Polonia Restituta.

Od 1929 r. był członkiem Trybunału Stanu.

W latach 1935-1939 był posłem na Sejm z ramienia Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR).

Po wybuchu II wojny światowej, we wrześniu 1939 roku Łucjan Żeligowski jako cywil  współpracował z dowództwem Frontu Południowego. Następnie przedostał się do Francji.

Po ewakuacji w 1940 roku do Wielkiej Brytanii został członkiem Rady Narodowej RP oraz kanclerzem Kapituły Orderu Virtuti Militari.

Zmarł 9 lipca 1947 r. w Londynie. Jego zwłoki przewieziono do Warszawy i pochowano na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Lucjan Żeligowski odznaczony był m.in. Orderem Virtuti Militari II i V kl., Polonia Restituta I kl., czterokrotnie Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Niepodległości.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl

Dzisiaj przypada 160. rocznica urodzin generała Lucjana Żeligowskiego – jednego z ważniejszych dowódców podczas wojny polsko-bolszewickiej i jednej z najbardziej niejednoznacznych postaci w historii II Rzeczypospolitej. Urodzony na terenie dzisiejszej Białorusi, Żeligowski był nie tylko żołnierzem i politykiem, lecz także uczestnikiem wielkiego eksperymentu federacyjnego, który miał

Wicepremier i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapowiedział podczas wczorajszego, 16 października, przemówienia w Senacie RP, będącego formą polonijnego expose, że w bieżącym kwartale do konsultacji międzyresortowych trafi projekt nowelizacji ustawy o Karcie Polaka.

Zmiany mają uwzględniać aktualne wyzwania związane z bezpieczeństwem państwa, a jednocześnie wzmacniać więzi z Polonią i Polakami za granicą poprzez bardziej ukierunkowane wsparcie i kontynuację repatriacji.

Dla potencjalnych posiadaczy Karty Polaka może to oznaczać modyfikację warunków jej przyznawania, w tym większy nacisk na kwestie związane z weryfikacją tożsamości i lojalności wobec Polski, szczególnie w kontekście sytuacji geopolitycznej w krajach pochodzenia.

Jednocześnie minister zapewnił, że budżet przeznaczany na wsparcie Polonii i Polaków za granicą pozostaje na niezmienionym poziomie 600 milionów złotych rocznie. Środki te mają być wydawane w sposób bardziej zaplanowany i ukierunkowany na wzmacnianie obecności Polski na świecie. W ramach tych działań kontynuowany będzie również program repatriacji, na który przewidziano 70 milionów złotych.

Sikorski zwrócił uwagę na zróżnicowanie polskiej diaspory. Polacy mieszkający w krajach Unii Europejskiej lub pracujący na kontraktach czasowych znajdują się w innej sytuacji niż rodacy ze Wschodu, zwłaszcza ci żyjący w warunkach wojny lub pod rządami autorytarnymi. Wobec tej drugiej grupy nadal będzie prowadzona polityka pomocy, obejmująca m.in. wsparcie dla osób prześladowanych politycznie. Minister podkreślił, że na Polsce nadal spoczywa obowiązek uwolnienia więźniów politycznych, takich jak niezłomny Andrzej Poczobut, o którym – jak zaznaczył – nie zapominamy, podobnie jak o innych prześladowanych rodakach.

Karta Polaka pozostaje ważnym instrumentem wzmacniania więzi z ojczyzną, jednak jej funkcjonowanie musi być dostosowane do nowych realiów. W przypadku Polonii z Zachodu relacje mają opierać się nie tyle na pomocy, co na współpracy przynoszącej korzyści obu stronom.

Znadniemna.pl na podstawie pap.pl, fot.: MSZ/Konrad Laskowski

Wicepremier i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapowiedział podczas wczorajszego, 16 października, przemówienia w Senacie RP, będącego formą polonijnego expose, że w bieżącym kwartale do konsultacji międzyresortowych trafi projekt nowelizacji ustawy o Karcie Polaka. Zmiany mają uwzględniać aktualne wyzwania związane z bezpieczeństwem państwa, a jednocześnie wzmacniać

Przewodniczący Konferencji Biskupów Katolickich na Białorusi, arcybiskup Józef Staniewski, spotkał się dziś, 16 października, na prywatnej audiencji z papieżem Leonem XIV.

Kluczowym momentem trwającej około pół godziny rozmowy, która odbyła się w przyjaznej i nacechowanej nadzieją atmosferze, było formalne zaproszenie Ojca Świętego do złożenia wizyty apostolskiej na Białorusi. Metropolita mińsko-mohylewski, któremu towarzyszyli biskup Aleksander Jaszewski i ks. kanonik Jerzy Jasiewicz, przekazał Papieżowi pisemny dokument w imieniu całego episkopatu, duchowieństwa oraz wiernych. Delegacja ofiarowała również Ojcu Świętemu ikonę Matki Bożej Budsławskiej.

Abp Staniewski argumentował, że nadszedł właściwy czas na taką wizytę, szczególnie mając na uwadze zbliżającą się w 2026 roku 35. rocznicę odnowienia struktur Kościoła Katolickiego w kraju. Podkreślił, że naród białoruski, którego katolicka część szacowana jest na blisko dwa miliony osób, bardzo oczekuje na to duchowe „dotknięcie”, które inspiruje bardziej niż słowa, zwłaszcza że poprzedni Papieże odwiedzili już niemal wszystkie sąsiednie kraje. Papież Leon XIV, opisany przez arcybiskupa jako człowiek głębokiej wiary i rozważny słuchacz, przyjął zaproszenie z życzliwością, lecz zastrzegł, że jego kalendarz na trwający Rok Jubileuszowy i nadchodzący rok jest już bardzo napięty. Zapewnił jednak, że zaproszenie zostanie dokładnie rozpatrzone, a odpowiedź zostanie przekazana w stosownym czasie przez Nuncjaturę Apostolską w Mińsku. „Wyszliśmy z audiencji pełni nadziei” – podsumował hierarcha.

Podczas rozmowy poruszono również kwestię gotowości społeczeństwa, w tym prawosławnej większości, na wizytę Biskupa Rzymu, na co arcybiskup wyraził pełne przekonanie, że obecny moment jest odpowiedni, a dobre stosunki ekumeniczne z Metropolitą Weniaminem oraz wcześniejsze zaproszenia ze strony władz państwowych potwierdzają to na różnych poziomach. Ojciec Święty wykazał się znajomością życia Kościoła na Białorusi, zadając pytania o możliwości posługi socjalnej w szpitalach i więzieniach. W tym kontekście Abp Staniewski zwrócił uwagę na brak konkordatu między Stolicą Apostolską a Białorusią. Nawiązując do swojej adhortacji „Dilexi te”, Papież podkreślił priorytet pomocy człowiekowi w potrzebie, niezależnie od jego wyznania.

Nie zabrakło także poruszenia bolesnych kwestii, w tym sytuacji z mieniem kościelnym, a zwłaszcza problemu mińskiego Czerwonego Kościoła, którego parafia została zmuszona do przeniesienia liturgii do archikatedry, a także problemu prawnego statusu kościoła na Cmentarzu Kalwaryjskim. Papież Leon XIV był zaznajomiony z tymi sprawami. Odrębną, budzącą widoczną troskę papieża kwestią, była informacja o losie kapłanów przebywających w więzieniu, którą delegacja białoruska zdecydowała się przedstawić. Jedną z nowych inicjatyw, która szczególnie zainteresowała Ojca Świętego, była propozycja utworzenia w Rzymie „Białoruskiego Kolegium” (Collegium Bielorussicum) – duchowo-kulturowego centrum pod opieką Konferencji Biskupów. Ma ono służyć jako „kącik Ojczyzny” dla białoruskiej diaspory i pielgrzymów. Papież obiecał przekazać tę sprawę do rozpatrzenia swojemu Wikariuszowi dla diecezji rzymskiej. Na zakończenie audiencji arcybiskup Staniewski przekazał z Wiecznego Miasta przesłanie dla duchowieństwa i wiernych w ojczyźnie, używając pojemnego włoskiego słowa: „Coraggio” (Odwaga, Męstwo), zachęcając do wytrwania i nieustawania w nadziei.

Znadniemna.pl na podstawie Vaticannews.va , na zdjęciu: Papież Leon XIV, abp Józef Staniewski (po prawej) i bp Aleksander Jaszewski (w środku), fot.: Vatican Media

Przewodniczący Konferencji Biskupów Katolickich na Białorusi, arcybiskup Józef Staniewski, spotkał się dziś, 16 października, na prywatnej audiencji z papieżem Leonem XIV. Kluczowym momentem trwającej około pół godziny rozmowy, która odbyła się w przyjaznej i nacechowanej nadzieją atmosferze, było formalne zaproszenie Ojca Świętego do złożenia wizyty apostolskiej

Andrzej Poczobut znalazł się na krótkiej liście trzech finalistów Nagrody im. Sacharowa za Wolność Myśli przyznawanej przez Parlament Europejski.

Decyzję o wyborze krótkiej listy podjęli za zamkniętymi drzwiami europosłowie z komisji spraw zagranicznych i komisji rozwoju Parlamentu Europejskiego.

Trzema finalistami  Nagrody zostali:

  • Uwięzieni dziennikarze „walczący o waszą i naszą wolność” — Andrzej Poczobut z Białorusi i Mzia Amaglabelli z Gruzji;
  • Dziennikarze i pracownicy organizacji humanitarnych w Palestynie i we wszystkich strefach konfliktu, reprezentowani przez Palestyński Związek Dziennikarzy, Czerwony Półksiężyc i Agencję Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie;
  • Serbscy studenci.

Nagroda im. Andrieja Sacharowa za wolność myśli, ustanowiona przez Parlament Europejski w 1988 roku, jest jednym z najważniejszych wyróżnień przyznawanych osobom i organizacjom walczącym o prawa człowieka, demokrację i wolność słowa. W 2025 roku o to prestiżowe wyróżnienie ubiega się siedem kandydatur, wśród których znalazł się Andrzej Poczobut – polski dziennikarz represjonowany przez reżim Alaksandra Łukaszenki.

Poczobut, znany z krytyki władz Białorusi i obrony praw mniejszości polskiej, od 2021 roku przebywa w kolonii karnej, skazany na osiem lat więzienia za rzekome „podżeganie do nienawiści narodowościowej”. Jego nominacja, zgłoszona przez Europejską Partię Ludową oraz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, wzbudziła szczególne emocje w Polsce i na Litwie. Parlament Europejski wielokrotnie apelował o jego uwolnienie, uznając go za więźnia sumienia.

Nagroda Parlamentu Europejskiego, ustanowiona w 1988 roku, nosi imię radzieckiego fizyka i dysydenta Andrieja Sacharowa. Co roku wyróżnia osoby i organizacje walczące o prawa człowieka, demokrację i wolność słowa. Laureat otrzymuje 50 tys. euro oraz międzynarodowe uznanie.

Laureata wybierze Konferencja Przewodniczących Parlamentu Europejskiego  w dniu 22 października, a ceremonia wręczenia Nagrody odbędzie się 16 grudnia w Strasburgu.

Nagroda Sacharowa przypomina, że wolność myśli i słowa nie jest dana raz na zawsze. Kandydaci pokazują, że odwaga cywilna i wierność wartościom demokratycznym mają różne oblicza, ale łączy je jedno: walka o godność człowieka.

W przeszłości Nagrodę im. Sacharowa otrzymało już kilku przedstawicieli białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. W 2006 roku laureatem został Aleksander Milinkiewicz – lider opozycji demokratycznej, uhonorowany za pokojowy sprzeciw wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki i walkę o wolne wybory. W 2020 roku Parlament Europejski przyznał nagrodę zbiorowo demokratycznej opozycji Białorusi, w tym Swiatłanie Cichanouskiej, Marii Kalesnikawej, Weranice Capkale. Wyróżnienie to było wyrazem solidarności z obywatelami Białorusi po brutalnie stłumionych protestach przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim. Wcześniej, w roku 2004, Nagrodę im. Sacharowa przyznano także Białoruskiemu Stowarzyszeniu Dziennikarzy (BAJ).

Tegoroczna nominacja Andrzeja Poczobuta wpisuje się w ten ciąg symbolicznych gestów wsparcia dla tych, którzy w autorytarnym państwie walczą o wolność słowa, prawa człowieka i demokrację.

 Znadniemna.pl na podstawie Polskieradio24.pl

Andrzej Poczobut znalazł się na krótkiej liście trzech finalistów Nagrody im. Sacharowa za Wolność Myśli przyznawanej przez Parlament Europejski. Decyzję o wyborze krótkiej listy podjęli za zamkniętymi drzwiami europosłowie z komisji spraw zagranicznych i komisji rozwoju Parlamentu Europejskiego. Trzema finalistami  Nagrody zostali: Uwięzieni dziennikarze „walczący o waszą

W cieniu represji wobec polskiej mniejszości na Białorusi, której symbolem stał się uwięziony dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut — w tym kraju trwa systematyczne niszczenie polskich miejsc pamięci. Poczynając od 2022 roku władze białoruskie zaorały buldożerami wojenne cmentarze Armii Krajowej w Surkontach i Mikuliszkach, a także zlikwidowały kilkanaście pomników, mogił i tablic upamiętniających polskich żołnierzy oraz ofiary sowieckiego terroru.

Zrównanie z ziemią obelisku w Stryjówce, zniszczenie cmentarzy w Surkontach i Mikuliszkach czy wykopanie zwłok w Jodkiewiczach to nie tylko akty wandalizmu, lecz przede wszystkim – brutalna próba wymazania polskiej tożsamości z przestrzeni publicznej. W tym kontekście postać Poczobuta, skazanego za „podżeganie do nienawiści”, czyli za mówienie prawdy o historii Polski, staje się symbolem walki o pamięć, która dla Polaków na Białorusi jest ostatnią linią obrony ich narodowej tożsamości.

Surkonty

Zdjęcia zrównanego z ziemią Cmentarza Żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach

Spontaniczny memoriał na miejscu cmentarza w Surkontach

Mikuliszki

Na zrównanej z ziemią kwaterze żołnierzy AK w Mikuliszkach pojawił się charge d’affaires Ambasady RP na Białorusi Marcin Wojciechowski, który na własne oczy zobaczył bezprecedensowy akt bestialstwa białoruskich władz

Wieloletnia działalność publicystyczna i społeczna naszego kolegi koncentrowała się m.in. na dokumentowaniu losów polskich żołnierzy na byłych Kresach Rzeczypospolitej, w tym miejsc pamięci związanych z Armią Krajową, represjami sowieckimi i dziedzictwem kulturowym II RP.

Akty państwowego wandalizmu wobec upamiętnień żołnierzy Armii Krajowej, działających na terenie Grodzieńszczyzny nie są niczym nowym. Polacy Grodna i okolic pamiętają jak w 2014 roku „nieznani sprawcy” usunęli tablicę pamiątkową podporucznika Mieczysława Niedzińskiego „Rena” i jego żołnierzy z upamiętnienia w Kulbakach, czy też incydent, który miał miejsce rok wcześniej, kiedy reżimowi bezbożnicy ścięli krzyż ku czci ppor. Anatola Radziwonika „Olecha” w miejscu jego ostatniego boju i śmierci w Raczkowszczyźnie. Aresztowanie Poczobuta w 2021 roku i jego późniejsze skazanie przez reżim Łukaszenki zbiegło się w czasie z kolejną falą niszczenia polskich cmentarzy i pomników — od Mikuliszek po Surkonty.

Kulbaki

Pomnik ku czci ostatniego obrońcy Grodzieńszczyzny przed Sowietami podporucznika Mieczysława Niedzińskiego „Rena” i jego żołnierzy, ufundowany przez warszawską Fundację „Wolność i Demokracja”

Raczkowszczyzna

Krzyż ku pamięci poległego w 1949 roku ostatniego dowódcy połączonego oddziału AK Lida – Szczuczyn Anatola Radziwonika „Olecha” we wsi Raczkowszczyzna

Miejsca pamięci jako filary tożsamości

Pamięć o przeszłości — o żołnierzach wojny polsko-bolszewickiej i Armii Krajowej, o ofiarach represji sowieckich, o polskich korzeniach — stała się dla Polaków mieszkających na Białorusi nie tylko formą kulturowej ciągłości. Pielęgnowanie pamięci jest aktem oporu wobec władzy, która próbowała tę pamięć wymazać z ludzkiej świadomości jeszcze w czasach Związku Radzieckiego i kontynuuje ten proceder obecnie.

Dla lokalnych społeczności polskie groby i upamiętnienia są punktami orientacyjnymi, przypominającymi o przynależności do wspólnoty, która wykracza poza granice geograficzne. W Mikuliszkach, Surkontach, Bogdanach, Dyndyliszkach, Kaczycach, Plebaniszkach, Piaskowcach, Pacewiczach, Worzianach czy Jodkiewiczach spoczywają ci, którzy walczyli o wolność Polski. Ich groby, zanim zostały zbezczeszczone, stanowiły świadectwo obecności polskiej kultury, języka i historii na ziemi, która dziś znajduje się poza granicami Rzeczypospolitej.

Polskie ślady znikają jeden po drugim

Działania skierowane na niszczenie polskich miejsc pamięci władze białoruskie nasiliły w 2022 roku. Na początku lipca buldożery zrównały z ziemią nekropolię 22. żołnierzy AK w Mikuliszkach. Również w lipcu, w Stryjówce koło Grodna – miejscowe władze zburzyły kamienny obelisk, który upamiętniał żołnierzy VII Uderzeniowego Batalionu Kadrowego Armii Krajowej. Na tablicy pamiątkowej widniały nazwiska żołnierzy, którzy zginęli 20 września 1943 roku w walce z żandarmerią niemiecką.

Stryjówka

Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Raczkowski na miejscu zniszczonego upamiętnienia w Stryjówce

Półtora miesiąca później zniszczony został cmentarz wojenny Armii Krajowej w Surkontach, Spoczywał na nim m.in. legendarny dowódca AK, współautor koncepcji operacji „Ostra Brama”, cichociemny – ppłk Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz”.

Aktem świętokradztwa należy nazwać zbezczeszczenie przez sługusów Łukaszenki w grudniu 2022 roku Krzyża Katyńskiego na Cmentarzu Garnizonowym w Grodnie. Z upamiętnienia zostały wyrwane płyty z wyrytymi na nich inskrypcjami. Jedna z nich informowała o tym, że pod pomnikiem znajduje się ZIEMIA Z GROBÓW KATYŃSKICH. Inna, dwujęzyczna, stanowiła dedykację: po polsku – MIESZKAŃCOM GRODNA/OFICEROM WOJSKA POLSKIEGO/ROZSTRZELANYM W OBOZACH STALINOWSKICH i po białorusku – ЖЫXAPAM ГPOДHA/AФIЦЭPAM BOЙCKA ПOЛЬCKAГA/PACCTPAЛЯHЫM У CTAЛIHCKIX ЛAГEPAX.

Grodno

Upamiętnienie katyńskie na Cmentarzu Garnizonowym w Grodnie

Z poziomej płyty pod Krzyżem Katyńskim wyjęte zostały trzy tablice, upamiętniające grodnian – ofiary Zbrodni Katyńskiej

Wtedy też spod Krzyża obrońców Grodna we wrześniu 1939 roku, znajdującego się tuż za Krzyżem Katyńskim, zniknęła tablica dedykowana grodnianom, poległym podczas obrony miasta. Upamiętnienie to powstało tutaj, gdyż jeszcze w 1994 roku, w tym miejscu pochowano szczątki obrońców Grodna, znalezione w czasie ekshumacji przeprowadzonej w miejscu egzekucji, dokonywanych w zdobytym mieście przez sowieckich „wyzwolicieli”.

Marszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz zapala znicz przy krzyżu, upamiętniającym obrońców Grodna w miejscu ich pochówku

Tablica przed i po ingerencji „nieznanych sprawców”

2022 rok był rokiem, w którym „nieznani sprawcy” zdewastowali pomnik ku czci majora Jana Piwnika „Ponurego” w Bogdanach (czerwiec 2022), wyjmując z obelisku tablicę informującą o legendarnym dowódcy VI batalionu 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej. W tym samym miesiącu „zniknęła” tablica z pomnika na zbiorowej mogile żołnierzy Armii Krajowej w Bobrowiczach (rej. iwiejski), a także została usunięta wykonana przez Konsulat Generalny RP w Grodnie tablica pamiątkowa z krzyża na zbiorowej mogile żołnierzy AK w Dyndyliszkach koło Iwia.

Bogdany

Bobrowicze

Dyndyliszki

Pacewicze

Worziany

Kampania niszczenia polskich śladów na żołnierskich grobach i pomnikach rozlała się latem 2022 roku na całą Grodzieńszczyznę. W czerwcu na zbiorowej mogile żołnierzy AK w Jodkiewiczach (rej. brzostowicki) odsunięto płyty nagrobne dwóch żołnierzy Wojska Polskiego, poległych podczas wojny polsko bolszewickiej i żołnierza AK Adama Pacenki. Znajdujące się pod płytami zwłoki zostały wykopane i zniknęły. W lipcu obok miejscowości Kaczyce (rej. korelicki) zniszczona została zbiorowa mogiła 89. żołnierzy Armii Krajowej, poległych pod pobliskimi Rowinami. W tym samym miesiącu w Wołkowysku zniszczony został pomnik na zbiorowym grobie czterech żołnierzy AK.

Wołkowysk

Jodkiewicze

Kaczyce

Inspirowana przez władze kampania walki z pamięcią o poległych polskich bohaterach była kontynuowana w kolejnych miesiącach. W sierpniu 2022 roku w Piaskowcach (rej. werenowski) na małe fragmenty potłuczona została marmurowa tablica wmurowana u podstawy krzyża, upamiętniającego żołnierzy Armii Krajowej, pomordowanych w 1945 roku w Piaskowcach przez funkcjonariuszy NKWD, a we wrześniu we wsi Plebaniszki (koło Hoży) zaorana została mogiła czterech poległych w walce z Niemcami w 1943 roku żołnierzy VIII Uderzeniowego Batalionu Kadrowego Armii Krajowej, dowodzonego przez Zbigniewa Łakińskiego „Grodniaka”.

Piaskowce

Plebaniszki

Walka reżimu Łukaszenki z polską pamięcią narodową objęła także katolickie świątynie.

W lutym 2023 roku na rozkaz miejscowych ideologów w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Sołach (rej. smorgoński) zamalowany został powstały w tej świątyni ponad sto lat wcześniej fresk pt. „Cud nad Wisłą”, ukazujący scenę Bitwy Warszawskiej. W tej samej świątyni władze kazały usunąć z kościelnych murów tablice upamiętniające żołnierzy Armii Krajowej, poległych za Ojczyznę w czasie II wojny światowej.

Soły

Incydent w Sołach nie był pierwszym przypadkiem cenzurowania kościelnych upamiętnień. Jeszcze w czerwcu 2022 roku z kościoła pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Iwiu na rozkaz władz usunięta została tablica pamiątkowa żołnierzy VI batalionu 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej, poległych w walce z Niemcami o wolność Ojczyzny w czasie II wojny światowej. Upamiętnienie było ufundowane przez towarzyszy broni poległych bohaterów.

Kampania niszczenia pamięci, niewygodnej panującemu na Białorusi reżimowi, wciąż trwa i coraz częściej dotyczy także pamięci o represjonowanych w czasach sowieckich Białorusinach. We wrześniu 2024 roku w miejscowości Chajsy w obwodzie witebskim zniszczone zostało miejsce pamięci ofiar represji stalinowskich, w tym – Polaków. Ogółem zniszczono tam 26. krzyży i 8. tablic upamiętniających ofiary NKWD. Jednym z ostatnich przykładów tego, że reżim Łukaszenki wciąż poluje na polskie upamiętnienia, jest skandaliczny przypadek usunięcia z sanktuarium Matki Bożej Królowej Jezior w Brasławiu ufundowanej przez środowisko brasławian w Warszawie tablicy, upamiętniającej wkład Polaków w historię  i rozwój tego regionu.

Chajsy

Brasław

Wszystkie te i inne incydenty nie są tylko aktami państwowego wandalizmu — jest to próba wymazania polskiej obecności z przestrzeni publicznej, a tym samym z pamięci zbiorowej mieszkających na Białorusi Polaków.

Trwać mimo wszystko – polskość jako opór

W obliczu barbarzyńskich działań panującego na Białorusi reżimu, Polacy w tym kraju nie pozostają bierni. Mimo zakazów i ryzyka, lokalne społeczności dokumentują zniszczenia, przesyłają zdjęcia barbarzyńskich działań do publikacji w mediach, którym ufają, organizują potajemne modlitwy i nocne sprzątania cmentarzy, przekazują wiedzę o zniszczonych i wciąż istniejących miejscach pamięci młodszym pokoleniom.

Wykorzystane w niniejszej publikacji zdjęcia dokumentują zbrodnie reżimu Łukaszenki przeciwko polskiej pamięci narodowej. Zdjęcia te często zostały zrobione przez mieszkających na Białorusi Polaków, ryzykujących za tę czynność aresztowaniem i pociągnięciem do odpowiedzialności administracyjnej, a nawet karnej. Fotografie te były przesyłane do naszej i innych redakcji z zastrzeżeniem, iż ich autorstwo nigdy nie powinno zostać ujawnione.

Dla ludzi dokumentujących akty państwowego wandalizmu, pamięć nie jest tylko wspomnieniem — jest aktem tożsamości, formą przetrwania. W warunkach, gdzie integracja z lokalnym systemem władzy oznacza często rezygnację z własnej historii, pamięć staje się wyborem: czy chcemy być tylko anonimową częścią społeczeństwa, czy też zachować to, co czyni nas Polakami?

Czy polskość przetrwa w pamięci pokoleń?

Zaorane cmentarze i zniszczone miejsca pamięci są przez miejscową ludność traktowane jako miejsca święte. Na przykład, na zrównanym z ziemią cmentarzu żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach, tuż po barbarzyńskiej akcji władz, zaczął powstawać spontaniczny memoriał. Miejscowi Polacy, działając w nocy, kiedy zaorany teren nie był monitorowany,  zaczęli stawiać na miejscu zniszczonych grobów wykonane żołnierskim sposobem prowizoryczne krzyże brzozowe, i palić przy nich znicze. Rano władze miejscowe usuwały te ślady sprzeciwu wobec antypolskiej polityki reżimu. A jednak w każdą kolejną rocznicę bitwy pod Surkontami na zasianym zbożem cmentarzu pojawiają się płonące znicze.

Należy się spodziewać, że pamięć o zniszczonych przez reżim Łukaszenki polskich śladach na ziemi białoruskiej będzie żyła wśród polskiej społeczności i będzie przekazywana z ust do ust kolejnym pokoleniom miejscowych Polaków. Tak funkcjonowała polska pamięć narodowa w czasach ZSRR, po którego rozpadzie okazało się, że ludzie bezbłędnie wskazywali wydawałoby się wymazane z ich świadomości przez komunistów, miejsca bitew, stoczonych przez polskich żołnierzy i miejsca pochówku polskich bohaterów.

Między asymilacją a tożsamością

Polacy na Białorusi żyją wśród Białorusinów, narodu bliskiego kulturowo i mentalnie, ale poddawanego wielowiekowej rusyfikacji i sowietyzacji, a w ostatnich dziesięcioleciach – indoktrynacji ideologicznej ze strony reżimu Łukaszenki. Sami Polacy na Białorusi w codziennym życiu najczęściej również rozmawiają po rosyjsku, pracują w białoruskich instytucjach, uczestniczą w życiu lokalnych społeczności. A jednak zachowują swoją tożsamość narodową opierającą się na pamięci, która przetrwała dziesięciolecia tylko dzięki jej pielęgnowaniu w rodzinie. Dowodem na to jest prowadzona przez portal Znadniemna.pl i gazetę „Głos znad Niemna na uchodźstwie” w latach 2014 – 2020 akcja „Dziadek w polskim mundurze”. Jej pokłosiem stało się wydanie książki o tym samym tytule, zawierającej około 80. biogramów przodków naszych Czytelników napisanych na podstawie ich wspomnień oraz udostępnionych rodzinnych pamiątek.

Integracja Polaków na Białorusi z otaczającą większością nie musi oznaczać asymilacji. Można bowiem być częścią lokalnej społeczności, a jednocześnie pielęgnować własną, choćby rodzinną historię…

Redakcja Znadniemna.pl

W cieniu represji wobec polskiej mniejszości na Białorusi, której symbolem stał się uwięziony dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut — w tym kraju trwa systematyczne niszczenie polskich miejsc pamięci. Poczynając od 2022 roku władze białoruskie zaorały buldożerami wojenne cmentarze Armii Krajowej w

Jedyny czynny drogowy punkt na granicy między Polską a Białorusią dla samochodów ciężarowych w Koroszczynie (Kukurykach) stał się miejscem poważnego kryzysu transportowego. Po wznowieniu działalności przejścia w nocy z 24 na 25 września, po trzynastodniowym zamknięciu, sytuacja uległa gwałtownemu pogorszeniu.

Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) informuje, że kolejka tirów oczekujących na odprawę sięga 4 kilometrów, a czas oczekiwania przekracza 10 dni. Po stronie białoruskiej utknęło ponad 3600 ciężarówek, a kierowcy zmagają się z brakiem zaplecza sanitarnego, miejsc parkingowych i dostępu do podstawowych usług. Wielu z nich nocuje w kabinach, bez bieżącej wody i ciepłych posiłków, co rodzi poważne obawy o ich zdrowie i bezpieczeństwo.

W odpowiedzi na pogarszającą się sytuację ZMPD wystosowało apel do polskiego rządu o pilne działania naprawcze. Przewoźnicy domagają się otwarcia dodatkowych przejść granicznych, zwiększenia liczby funkcjonariuszy celnych oraz zapewnienia pomocy humanitarnej dla kierowców. Kryzys ten ma również poważne konsekwencje ekonomiczne – opóźnienia w transporcie generują ogromne straty finansowe dla firm logistycznych i zakłócają łańcuchy dostaw.

W przeciwieństwie do dramatycznej sytuacji tirów, ruch samochodów osobowych odbywa się przez inne przejście – w Terespolu. Tam odprawy przebiegają znacznie sprawniej, a czas oczekiwania jest nieporównywalnie krótszy niż w przypadku transportu ciężarowego. Samochody osobowe nie podlegają obowiązkowym dla ciężarówek skomplikowanym procedurom celnym, co pozwala na utrzymanie płynności ruchu.

Znadniemna.pl na podstawie portalsamorzadowy.pl/PAP, fot.: Facebook.com/ZMPDwPolsce

Jedyny czynny drogowy punkt na granicy między Polską a Białorusią dla samochodów ciężarowych w Koroszczynie (Kukurykach) stał się miejscem poważnego kryzysu transportowego. Po wznowieniu działalności przejścia w nocy z 24 na 25 września, po trzynastodniowym zamknięciu, sytuacja uległa gwałtownemu pogorszeniu. Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) informuje,

Przejdź do treści