HomeStandard Blog Whole Post (Page 62)

Rada Polskich Mediów w swojej pierwszej uchwale zaapelowała do marszałków Sejmu RP oraz Senatu RP o podjęcie wszelkich możliwych działań ws. uwolnienia Andrzeja Poczobuta oraz innych dziennikarek i dziennikarzy polskich mediów więzionych na Białorusi.

„Rada Polskich Mediów apeluje do marszałka Sejmu i marszałek Senatu o podjęcie działań na każdym możliwym polu, w tym w organizacjach międzynarodowych i na forum Unii Europejskiej, w celu uwolnienia Andrzeja Poczobuta i innych dziennikarek i dziennikarzy polskich mediów skazanych na kary więzienia na Białorusi” – czytamy w uchwale Rady, która skupia redaktorki i redaktorów naczelnych polskich mediów.

„Nie ma wolności bez wolnych mediów. Nie ma wolnej Białorusi bez dziennikarzy pracujących bez obawy o własne życie i zdrowie.

Rada Polskich Mediów wyraża podziw i szacunek dla wszystkich dziennikarzy pracujących na Białorusi w skrajnie trudnych warunkach opresyjnego państwa.” – dodano.

Andrzej Poczobut to dziennikarz i działacz polskiej mniejszości na Białorusi, aktywista zdelegalizowanego Związku Polaków na Białorusi (ZPB). Od marca 2021 roku przebywa w więzieniu. Został skazany na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.

Rada Polskich Mediów jest organizacją skupiającą redaktorki i redaktorów naczelnych oraz zastępczynie i zastępców redaktorów naczelnych polskich mediów.

Zadaniem Rady jest budowanie solidarności zawodowej redakcji polskich mediów, wypracowywanie wspólnego stanowiska polskich redakcji w sprawach ważnych dla dziennikarstwa, tworzenie standardów zawodowych, wspieranie zmian legislacyjnych chroniących i wzmacniających wolność słowa oraz szeroko pojęte wspieranie demokracji, której wolne media są podstawą.

 Znadniemna.pl za Forsal.pl, na zdjęciu: Andrzej Poczobut podczas procesu w Sądzie Obwodowym Grodna, fot.: Belta.by

Rada Polskich Mediów w swojej pierwszej uchwale zaapelowała do marszałków Sejmu RP oraz Senatu RP o podjęcie wszelkich możliwych działań ws. uwolnienia Andrzeja Poczobuta oraz innych dziennikarek i dziennikarzy polskich mediów więzionych na Białorusi. „Rada Polskich Mediów apeluje do marszałka Sejmu i marszałek Senatu o podjęcie

Likwidacja nauczania w języku uznawanej za wrogą mniejszości narodowej to według panującego na Białorusi reżimu nie wystarczający środek zwalczania „piątej kolumny”. Z inicjatywy grodzieńskiego obwodowego departamentu Ministerstwa Sprawiedliwości już pojutrze w Sądzie Obwodowym Grodna zapadnie werdykt o likwidacji organizacji litewskiej mniejszości narodowej o nazwie Klub „Gervėčiai”.

Jest to organizacja, założona przez białoruskich Litwinów, mieszkających w Rymdziunach, w rejonie ostrowieckim na Grodzieńszczyźnie, w 1994 roku, czyli w roku przyjścia do władzy na Białorusi Aleksandra Łukaszenki. W swojej działalności Klub „Gervėčiai” niezmiennie demonstrował absolutną lojalność wobec panującego na Białorusi reżimu. Ale demonstrowane przez rymdziunskich Litwinów pozory tolerowania haseł antylitewskiej propagandy, lejącej się obok antypolskiej retoryki z białoruskich mediów państwowych, nie uśpiły „czujności” łukaszenkowskich „ideologów w mundurach”.

Postanowili zlikwidować potencjalnie wrogie skupisko przedstawicieli narodu, który, podobnie jak wcześniej Polacy, stawia zdecydowany opór fali nielegalnej migracji, napędzanej z terenu Białorusi w kierunku litewskiej granicy. Łukaszenkowscy prokuratorzy rozsądnie stwierdzili, że mieszkający w Rymdziunach Litwini mogą okazać się bardziej lojalni wobec swoich, mieszkających na Litwie rodaków, a nie spadkobierców NKWD, formacji której naród litewski, podobnie jak polski, „nigdy nie daruje masowych deportacji na Sybir i mordowania swoich najlepszych przedstawicieli. A skoro tak – postanowili zlikwidować Klub „Gervėčiai”, jednoczący 394 potencjalnych zdrajców ideałów, które wyznają prawdziwi zwolennicy Łukaszenki! Prawie czterysta osób (regularny batalion strzelecki – red.) „dowodzony” przez przewodniczącego Augulisa Alfonsasa Stasio, który może być lojalny wobec krajanów po drugiej stronie granicy należących do NATO i UE!

Łukaszenkowskie Ministerstwo Sprawiedliwości, aż takie naiwne przecież nie jest! Dlatego w czwartek, 23 listopada, w Sądzie Obwodowym w Grodnie zapadnie jedynie możliwy w tej sytuacji werdykt. I na nic się zdadzą zapewnienia pana Augulisa Alfonsasa, że kierowany przez niego Klub „Gervėčiai” pragnął jedynie budować zaufanie i współpracę między mieszkańcami Litwy i Białorusi, dbając przy okazji o litewskie dziedzictwo kulturowe na litewsko-białoruskim pograniczu. Każdy białoruski przedszkolak przecież wie, że nikt nie potrafi lepiej zadbać o kulturowe dziedzictwo, niż etatowi „kulturoznawcy” w mundurach KGB!

W Rymdziunach do niedawna istniała szkoła z nauczaniem w języku litewskim. Placówka powstała dzięki wsparciu finansowemu Republiki Litewskiej w 1996 roku. W 2022 roku szkołę wzorowo zreformowali w interesach miejscowej wspólnoty litewskiej mundurowi specjaliści od edukacji i szkoła w Rymdziunach nareszcie zaczęła uczyć w języku, którego sowiecki poeta Majakowski „nauczyłby się tylko dlatego, że w nim rozmawiał Lenin”! Czyż nie o takim rozwiązaniu kwestii oświatowej marzyli dla swoich pociech blisko tysiąc przedstawicieli litewskiej mniejszości narodowej zamieszkujących wedle oficjalnych danych rejon ostrowiecki?

Likwidacja Klubu „Gervėčiai” w Rymdziunach jest kontynuacją niszczenia litewskich inicjatyw w miejscowościach zwarcie zamieszkiwanych przez litewską mniejszość narodową. W kwietniu tego roku władze zlikwidowały zarejestrowane we wsi Pielesa, w rejonie werenowskim litewskie Stowarzyszenie Społeczne „Gimtinė”. Wcześniej w Pielesie, podobnie jak w Rymdziunach, zrusyfikowana została szkoła średnia z litewskim językiem nauczania, którą władze Republiki Litewskiej ufundowały dla mieszkających na Białorusi Litwinów.

Znadniemna.pl na podstawie Hrodna.life, Na zdjęciu: przedstawicielki litewskiej mniejszości narodowej w rejonie ostrowieckim w narodowych strojach, fot.: Ostrovets.by 

Likwidacja nauczania w języku uznawanej za wrogą mniejszości narodowej to według panującego na Białorusi reżimu nie wystarczający środek zwalczania „piątej kolumny”. Z inicjatywy grodzieńskiego obwodowego departamentu Ministerstwa Sprawiedliwości już pojutrze w Sądzie Obwodowym Grodna zapadnie werdykt o likwidacji organizacji litewskiej mniejszości narodowej o nazwie Klub

O incydencie, do którego doszło 17 listopada w parafii św. Józefa w Wolożynie w obwodzie mińskim, informuje białoruska inicjatywa opozycyjna „Chrześcijańska Wizja”.

Chodzi o proboszcza wspomnianej parafii księdza Henryka Okołotowicza. Zatrzymano go w ramach postępowania karnego, wszczętego i prowadzonego z artykułu 356 część 1 Kodeksu Karnego Republiki Białorusi  – „Zdrada państwa”. Sankcja za popełnienie przewidzianej w artykule zbrodni przewiduje karę od siedmiu do piętnastu lat pozbawienia wolności.

Zatrzymany w ramach sprawy o „zdradę państwa” duchowny ma 64 lata, jest po zawale serca, a niedawno  przeszedł też operację na żołądku z powodu choroby nowotworowej.  Ksiądz Okołotowicz potrzebuje stałej opieki medycznej i musi regularnie przyjmować odpowiednie do jego sytuacji zdrowotnej leki.

„Chrześcijańska Wizja” przypomina, że w 2013 roku z  artykułu o „zdradzie państwa” był oskarżany inny katolicki ksiądz Władysław Łazar, pełniący wówczas posługę duszpasterską w Marinej Horce pod Mińskiem. Kapłan spędził wtedy w areszcie śledczym KGB ponad pół roku. Po wypuszczeniu z aresztu wszczęta przeciwko księdzu sprawa nie miała dalszego ciągu. Dla niego samego zaś całe zamieszanie wokół jego osoby zakończyło się zmianą parafii,. Obecnie sprawuje on posługę w innej miejscowości obwodu mińskiego – Wilejce.

Zatrzymany przez białoruskie KGB ksiądz Henryk Okołotowicz urodził się w Nowej Myszy pod Baranowiczami w 1960 roku. Od dziewiątego roku życia służył jako ministrant w kościele w Baranowiczach. W czasach sowieckiego ateizmu odczuł w sobie powołanie do służby kapłańskiej. Jako młody człowiek podjął naukę w podziemnym seminarium w Niedźwiedzicy koło Lachowicz. Odbył zasadniczą służbę wojskową w Sowieckiej Armii, zdobył wykształcenie jako kolejarz, ale wciąż bezskutecznie starał się o uzyskanie od władz prawa do podjęcia oficjalnej nauki w seminarium duchownym. W 1984 roku w tajemnicy został wyświęcony przez metropolitę kowieńskiego, arcybiskupa Vincentasa Sladkevičiusa.

Ksiądz Henryk sprawował posługę kapłańską w Brasławiu, Rakowie, Nieświeżu, Bobrujsku. Był pierwszym białoruskim kapłanem, który odwiedził Katyń i odprawił tam mszę za poległych polskich oficerów. Miało to miejsce w 1984 roku, tuż po otrzymaniu przez ks. Henryka święceń kapłańskich. Duchowny został zatrzymany wówczas przez sowieckich funkcjonariuszy i ukarany grzywną.

Ogólnie, w czasach sowieckich, Henryk Okołotowicz był karany przez władze około 30 razy. Jego młodszy brat, Leonard, również został księdzem.

Znadniemna.pl na podstawie Belarus2020.churchby.info, na zdjęciu: Ks. Henryk Okołotowicz, fot.: @christianvision

O incydencie, do którego doszło 17 listopada w parafii św. Józefa w Wolożynie w obwodzie mińskim, informuje białoruska inicjatywa opozycyjna „Chrześcijańska Wizja”. Chodzi o proboszcza wspomnianej parafii księdza Henryka Okołotowicza. Zatrzymano go w ramach postępowania karnego, wszczętego i prowadzonego z artykułu 356 część 1 Kodeksu Karnego

16 listopada w Kościele katolickim przypada wspomnienie Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem…

(Adam Mickiewicz)

Któż z nas nie zna słów z Inwokacji do „Pana Tadeusza”! Któż z nas nie zna historii o cudownym uzdrowieniu Adama Mickiewicza przez Maryję! 16 listopada przypada święto Najświętszej Maryi Panny Ostrobramskiej, zwanej prosto, od serca – Matką Miłosierdzia.

Dlaczego „Ostra” brama?

Historycy specjalizujący się w średniowiecznych zwyczajach wspominają o umieszczaniu we wnękach wież bramnych, nad bramą, świętych obrazów. Wilno miało pięć (później dziewięć) bram miejskich. Wśród nich była Brama Miednicka (od drogi prowadzącej do Miednik), nazywana Ostrą, od nazwy południowego przedmieścia „Ostry Koniec”. Stąd przyjęło się, że cudami słynący obraz Maryi jest z Ostrej Bramy, a nie z Bramy Miednickiej.

Na bramie pierwotnie znajdował się napis w języku polskim: „Matko Miłosierdzia, pod Twoją obronę uciekamy się”, jednak w 1867 roku, z polecenia Rosjan, zamieniono go na napis w języku łacińskim. Po odzyskaniu Wilna przez Polskę pierwotny napis przywrócono, jednak po 1946 roku ponownie go usunięto, zastępując łacińskim.

Miłosierdzie w Ostrej Bramie

Ostra Brama wiąże się w istotny sposób z kultem Miłosierdzia Bożego nie tylko dzięki wizerunkowi Matki Miłosierdzia. Znany obraz Jezusa Miłosiernego został namalowany w Wilnie przez Eugeniusza Kazimirowskiego i wystawiony publicznie właśnie w Ostrej Bramie w dniach 26-28 kwietnia 1935 roku. To tutaj św. Faustyna miała wizję triumfu Miłosierdzia Bożego.

Nie znamy twórcy obrazu Panny Świętej. Matka Miłosierdzia pochyla głowę w prawo, Jej smukłą szyję zdobi szal. Twarz Maryi jest poważna, półprzymknięte oczy dodają Jej powagi, ręce trzyma skrzyżowane na piersiach. Nieodłącznie przedstawiana jest z półksiężycem – w dolnej części obrazu. Srebrzysty półksiężyc z wygrawerowanym napisem: „Dzięki Tobie składam, Matko Boska, za wysłuchanie próśb moich i proszę Cię, Matko Miłosierdzia, zachowaj mnie w łasce” jest wotum z 1849 roku. Wota rozmaitych kształtów pokrywają ściany całej niewielkiej kaplicy.

Nie każdy wie, że jest to jeden z nielicznych obrazów Matki Bożej z dwiema koronami (nałożonymi jedna na drugą). Korony są ze złoconego srebra: jedna barokowa dla Królowej Niebios, druga rokokowa dla Królowej Polski.

Do kaplicy prowadzą schody, które pielgrzymi często pokonują na kolanach. Marszałek Polski Józef Piłsudski był wielkim czcicielem Pani z Ostrej Bramy, wizerunek Maryi Ostrobramskiej miał nad swoim łóżkiem. Po zajęciu Wilna marszałek na kolanach przeszedł długie schody wiodące do cudownej kaplicy. Papież Pius XI był świadkiem, jak Piłsudski modlił się żarliwie przed cudownym Obrazem i dał do poświęcenia dwa obrazki przedstawiające Matkę Miłosierdzia, aby je zawiesić nad łóżkami jego córek. Kiedy marszałek umarł, do trumny włożono mu sygnet z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej.

Cuda

Co roku w listopadzie w Ostrej Bramie wierni i pielgrzymi odmawiają tzw. Godzinki Ostrobramskie ku czci Najświętszej Maryi Panny. Ich treścią są m.in. cuda i łaski, jakich Matka Miłosierdzia nie szczędziła w ciągu wieków swoim czcicielom.

W 1715 roku pożar strawił drewnianą kaplicę. Cudowny obraz wyniósł z pożaru młody zakonnik. Było to cudowne zdarzenie, gdyż zwykle obraz niosło czterech mężczyzn.
13 marca 1744 roku Józef Porzecki, czerpiąc wodę ze studni, nagle przechylił się i wpadł do niej, ale wpadając, zawołał: „Najświętsza Panno Ostrobramska, ratuj!”. Został cudem „zatrzymany” w połowie studni i wyszedł z niej bez niczyjej pomocy.

Kamienie mówić będą

Warto wspomnieć, że Stanisław Moniuszko darzył osobistym kultem Matuchnę Wileńską i napisał aż cztery „litanie Ostrobramskie”. Kompozytor przyjechał do Wilna dzięki damie swego serca Aleksandrze Mullerównie. Ślub z ukochaną i wymiana obrączek miały miejsce przed cudownym obrazem Matki Bożej.

W Polsce około 30 parafii ma za patronkę Matkę Bożą Ostrobramską. W Augustowie przy przystani jest ciekawy pomnik ze śrubą okrętu. Tkwi w nim kamień, który został tak wydrążony przez wodę, że przypomina wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej.

Uzdrowienia Maryjne

Trudno sobie dziś wyobrazić literaturę polską bez Adama Mickiewicza. Matka z Ostrej Bramy nie uzdrowiła go jednak z grypy czy innej choroby wieku dziecięcego, jak się powszechnie sądzi. Wynajęta niania, trzymając chłopca na ręku, wychyliła się z okna wysokiego budynku, a ten wypadł jej z rąk na bruk. Wskutek upadku z wysoka chłopczyk stracił przytomność i mimo zabiegów lekarza nie odzyskiwał świadomości. Wszyscy stracili nadzieję na powrót do zdrowia malca, jednak zrozpaczona matka ofiarowała życie syna Najświętszej Maryi Pannie. Wówczas nastąpił cud: Adaś nie tylko odzyskał przytomność, ale również zdrowie.

Również sługa Boży Jan Paweł II przypisywał Maryi uratowanie z zamachu 13 maja 1981 roku. Papież powiedział 13 maja 1994 roku:

„Kiedy mogłem kontemplować oblicze Matki Bożej w sanktuarium w Ostrej Bramie w Wilnie, skierowałem do Niej słowa wielkiego polskiego poety Adama Mickiewicza: «Panno święta…». Powiedziałem to na koniec modlitwy różańcowej odmówionej w sanktuarium ostrobramskim. I głos mi się załamał…”. 

Kult Matki Bożej Ostrobramskiej jest ciągle żywy. Kaplica Ostrobramska była czynna nawet w czasach sowieckich, gdy wiele kościołów zamykano.

Modlitwa do Matki Boskiej Ostrobramskiej

O Pani moja, Święta Maryjo! Twojej łasce, osobliwej straży i miłosierdziu Twojemu dzisiaj i każdego dnia, i w godzinę śmierci mojej duszę i ciało moje polecam; wszystkie nadzieje i pociechy moje, wszystkie uciski i dolegliwości, życie i koniec życia mojego Tobie poruczam, aby przez zasługi Twoje wszystkie uczynki moje były sprawowane i rządzone według Twojej i Syna Twego woli. Amen.

Znadniemna.pl/niedziela.pl/ekai.pl

16 listopada w Kościele katolickim przypada wspomnienie Matki Boskiej Ostrobramskiej. Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem

Białoruskie sądy i prokuratura przebiły kolejne „dno” w odnajdywaniu i ściganiu na Białorusi „ekstremistów”. Sąd rejonowy miasta Żytkowicze w obwodzie homelskim na wschodzie Białorusi wydał werdykt, na którego mocy za ekstremistyczne uznany został dwutomowy zbiór wierszy klasyka białoruskiej literatury, poety epoki romantyzmu Wincentego Dunina-Marcinkiewicza.

Werdykt sądu ma charakter bezprecedensowy, gdyż po raz pierwszy na indeksie znalazła się produkcja państwowego wydawnictwa „Mastackaja Litaratura” (pol. Literatura Piękna).

Chodzi o dwutomowy zbiór dzieł pisarza pt. „Utwory dramatyczne, wierszowane opowieści i opowiadania”.

Ściganie przez białoruskie władze dzieł białoruskiego klasyka odbywa się wedle wyraźnego klucza. Z obszernej spuścizny literackiej Dunina-Marcinkiewicza łukaszenkowscy prokuratorzy i sędziowie starają się wyeliminować  dzieła, w których autor  zgodnie z duchem czasu, w którym mieszkał, nawołuje do walki z rosyjskim imperializmem.

W sierpniu bieżącego roku, prokuratura Mińska uznała za ekstremistyczne dwa wiersze poety, pochodzące z okresu Powstania Styczniowego, a mianowicie utwory „Wiatry wieją” oraz „Rozmowa starego dziadka”. Ten drugi w wersji pisanej białoruską łacinką rozpoczyna się słowami:

 Ej, skażycie, dobry ludzi!

Szto heta na świecie budzie?

Czy Boh nie zmiłujetsa nad nami

I daść pahinuć pad Maskalami?

Wincenty Jakub Dunin-Marcinkiewicz herbu Łabędź uważany jest za poetę białoruskiego oraz polskiego. Tworzył bowiem w obu językach. Urodził się w 1808 roku w folwarku Paniuszkiewicze pod Bobrujskiem. Uważany jest za klasyka białoruskiej literatury oraz  za twórcę białoruskiego teatru. Opera Dunina – Marcinkiewicza “Sielanka”, do której muzykę ułożył Stanisław Moniuszko, jest uznawana za pierwszą operę białoruską.  Moniuszko napisał ogółem cztery opery do librett klasyka białoruskiej literatury. Będąc z pochodzenia drobnym szlachcicem wyznania katolickiego Dunin Marcinkiewicz żywo interesował się kulturą i językiem warstwy chłopskiej Białorusi. Jego najwybitniejszymi dziełami są: komedia “ Szlachta pińska”, będąca satyrą na carską biurokrację  i poemat “Hapon”, opowiadający o ciężkiej doli chłopstwa pańszczyźnianego.

W dniu 3 września 2016 roku na Placu Wolności w Mińsku odsłonięty został wspólny pomnik autorów „Sielanki”- siedzących obok siebie Wincentego Dunin Marcinkiewicza i Stanisława Moniuszki.

Pomnik Stanisława Moniuszki i Wincentego Dunin-Marcinkiewicza w Mińsku, fot.: Wikipedia.org

 Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, Euroradio.fm, fot.: Wikipedia.org

Białoruskie sądy i prokuratura przebiły kolejne „dno” w odnajdywaniu i ściganiu na Białorusi „ekstremistów”. Sąd rejonowy miasta Żytkowicze w obwodzie homelskim na wschodzie Białorusi wydał werdykt, na którego mocy za ekstremistyczne uznany został dwutomowy zbiór wierszy klasyka białoruskiej literatury, poety epoki romantyzmu Wincentego Dunina-Marcinkiewicza. Werdykt sądu

Rada Unii Europejskiej przyjęła w poniedziałek, 13 listopada,  nowe przepisy wizowe. Umożliwią one osobom planującym podróż do strefy Schengen ubieganie się o wizę przez Internet.

„Możliwość ubiegania się o wizę Schengen online będzie dużym ułatwieniem dla ludzi i dla procesu rozpatrywania wniosku. Uprości to proces składania wniosków przez podróżnych, a jednocześnie odciąży administracje krajowe, które będą mogły działać szybciej i skuteczniej” – oświadczył Fernando Grande-Marlaska, p.o. ministra spraw wewnętrznych Hiszpanii, która sprawuje obecnie półroczną prezydencję w Radzie UE.

Gdzie będzie można złożyć wniosek o wizę Schengen?

Przyjęte przepisy przewidują stworzenie unijnej platformy składania wniosków o wizy Schengen. Poza kilkoma wyjątkami wnioski będą składane za pośrednictwem tej platformy. Osoby ubiegające się o wizę będą mogły wprowadzić wszystkie istotne dane, przesłać elektroniczne kopie dokumentów podróży i dokumentów uzupełniających oraz uiścić opłaty. Osobiste stawiennictwo w konsulacie będzie konieczne tylko w przypadku osób ubiegających się o wizę po raz pierwszy, tych, których dane biometryczne utraciły ważność, oraz osób z nowym dokumentem podróży. Naklejka wizowa zostanie zastąpiona kryptograficznie podpisanym kodem kreskowym.

Po podpisaniu nowe regulacje zostaną opublikowane w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej i wejdą w życie dwudziestego dnia po publikacji. Data faktycznego rozpoczęcia stosowania nowych przepisów zostanie ustalona po zakończeniu prac technicznych nad platformą wizową.

Znadniemna.pl na podstawie Forsal.pl/PAP

Rada Unii Europejskiej przyjęła w poniedziałek, 13 listopada,  nowe przepisy wizowe. Umożliwią one osobom planującym podróż do strefy Schengen ubieganie się o wizę przez Internet. "Możliwość ubiegania się o wizę Schengen online będzie dużym ułatwieniem dla ludzi i dla procesu rozpatrywania wniosku. Uprości to proces składania

W dniach 9-11 listopada w białostockim Muzeum Pamięci Syberii odbyła się siódma edycja Międzynarodowej Konferencji „Polacy na Białorusi, Od Powstania Styczniowego do XXI wieku”. Tegoroczne forum skupiało się na zagadnieniu oświaty polskiej na terytorium obecnej Białorusi na tle sytuacji szkolnictwa polskiego na Litwie i Ukrainie.

Uczestnicy wydarzenia niejednokrotnie zwracali uwagę na to, że na Białorusi nie ma obecnie żadnej działającej polskiej szkoły publicznej.

W wyniku przeprowadzonej przez reżim Łukaszenki reformy oświatowej placówki w Grodnie i Wołkowysku ,wybudowane dla rodaków na Białorusi przez podatnika polskiego, zostały zrusyfikowane.

Z informacji, docierających do redakcji Znadniemna.pl od Czytelników wynika, że oświata polska na Białorusi została sprowadzona do poziomu językowych kursów komercyjnych, które udaje się organizować z uwagi na duże zainteresowanie nauką języka polskiego między innymi ze strony obywateli tego kraju, planujących ucieczkę z „raju” Łukaszenki do Polski. Praktycznie niemożliwe jest przy tym przyswajanie przez uczniów tych polskich kursów wzorców patriotycznych. Organizatorzy komercyjnej nauki języka polskiego świadomie unikają w swojej pracy tematów, związanych z wychowaniem w polskim duchu patriotycznym, gdyż może to stać się pretekstem do likwidacji kursów językowych przez władze, a nawet spowodować pociągnięcie organizatorów nauki języka polskiego o zabarwieniu patriotycznym do odpowiedzialności administracyjnej, a nawet karnej.

Potwierdzeniem powyższej oceny jakości i wartości dozwolonych przez reżim Łukaszenki form nauczania języka polskiego jest fakt, że do tegorocznej edycji dorocznej, organizowanej z okazji Święta Niepodległości Polski, akcji „Szkoła do Hymnu” po raz pierwszy w historii tej inicjatywy Białoruś nie została odnotowana w podsumowaniu akcji przez Ministerstwo Edukacji i Nauki RP gdyż, wedle naszej wiedzy, do udziału w akcji zgłosili się jedynie dzieci potajemnie uczący się języka polskiego w Lidzie.

W białostockiej konferencji, poświęconej oświacie polskiej za wschodnią granicą Polski uczestniczyło kilkudziesięciu naukowców, reprezentujących zarówno polskie, jak też białoruskie ośrodki akademickie. Uczeni rozmawiali o aktualnych problemach, ale też – na przykład – o tym, jak działała polska oświata w czasach ZSRR i jak wobec jej braku radzili sobie z nauczaniem języka ojczystego mieszkający w Związku Radzieckim Polacy.

Pomimo dramatycznej sytuacji polskiej oświaty na Białorusi, niektórzy uczeni wypowiadali się optymistycznie o jej przyszłości. Prof. Nikołaj Iwanow z Uniwersytetu Opolskiego, prezes Fundacji „Za Wolność Waszą i Naszą” zapewnił, na przykład:

 – Jesteśmy absolutnie świadomi tego, że za rok, za dwa polska oświata na Białorusi odrodzi się i że szkoła polska na Białorusi ma przyszłość.

To była już siódma Międzynarodowa Konferencja Naukowa poświęcona Polakom na Białorusi. Do kryzysu politycznego, spowodowanego sfałszowanymi przez Łukaszenkę wyborami prezydenckimi 2020 roku, była ona organizowana w Grodnie. Ze względu na niesprzyjającą Polakom i polskości sytuację polityczną, została przeniesiona na Litwę, a później do Polski.

Znadniemna.pl na podstawie Studium.uw.edu.pl, fot.: facebook.com/muzeumpamiecisybiru

W dniach 9-11 listopada w białostockim Muzeum Pamięci Syberii odbyła się siódma edycja Międzynarodowej Konferencji „Polacy na Białorusi, Od Powstania Styczniowego do XXI wieku”. Tegoroczne forum skupiało się na zagadnieniu oświaty polskiej na terytorium obecnej Białorusi na tle sytuacji szkolnictwa polskiego na Litwie i Ukrainie. Uczestnicy

Były więzień polityczny z Białorusi, grodnianin Kirył Kieturka, został znaleziony martwy 20 października w celi aresztu śledczego w Warszawie – poinformował portal MOST.

Wstępna wersja śledztwa wskazuje, że Białorusin popełnił samobójstwo.

Według portalu MOST w chwili śmierci Kirył miał 19 lat. W 2022 roku został on na Białorusi skazany za udział w protestach, po sfałszowanych przez reżim Łukaszenki wyborach prezydenckich. Służby białoruskiego dyktatora przyszły po niego, gdy skończył 18 lat.

Był przetrzymywany przez trzy miesiące w areszcie śledczym w Grodnie, a potem skazany na dwa i pół roku aresztu domowego. Po prawie roku Kiryłowi chciano zaostrzyć reżim odbywania kary i przenieść go do kolonii karnej, ale chłopakowi udało się zbiec z Białorusi. Po ucieczce zamieszkał w Warszawie.

Nieobecność Kiryła w sieci Internet jego znajomi zauważyli w październiku 2023 roku.

Pierwszym, który zaalarmował, że chłopak zaginął, był jego kolega, który skontaktował się z redakcją MOST.

Powołując się na relację swojego informatora MOST twierdzi, że Kirył został zatrzymany w Warszawie 10 października za oszustwa internetowe. Były więzień polityczny miał nawiązać współpracę z grupą oszustów, wyłudzających pieniądze z kont bankowych.

Białoruska opozycyjna gazeta internetowa „Nasza Niwa” podejrzewa z kolei, że przestępczy proceder, w który mógł być zamieszany grodnianin, został udaremniony przez policję jeszcze we wrześniu tego roku.

Policja zarzuciła wówczas chłopakowi udział w schemacie przestępczym, który polegał na tym, że ten, podszywając się pod pracownika banku, wyłudzał telefonicznie pieniądze od posiadaczy kont bankowych.

Zatrzymany Białorusin podczas przesłuchania na policji, fot.: otwock.policja.gov.pl

Policjanci podczas przeszukania pomieszczeń zajmowanych przez zatrzymanego zabezpieczyli gotówkę w kwocie 45 370 złotych, 210 euro, 1772 dolary, karty bankomatowe oraz telefon komórkowy.

Właśnie wtedy Kirył miał trafić do aresztu śledczego na okres trzech miesięcy. Groził mu wyrok 8 lat pozbawienia wolności.

Jak pisze portal MOST, wskazana przez śledztwo przyczyna śmierci więźnia aresztu śledczego to samobójstwo. Tak też napisano we wniosku, który został przekazany wraz z ciałem Kiryła na Białoruś.

Po przekazaniu zwłok krewnym w Grodnie, Kirył został pochowany w rodzinnym mieście 2 listopada obok swojego ojca.

Znadniemna.pl na podstawie Mostmedia.io oraz Nashaniva.com, zdjęcie: Spring96.org

Były więzień polityczny z Białorusi, grodnianin Kirył Kieturka, został znaleziony martwy 20 października w celi aresztu śledczego w Warszawie – poinformował portal MOST. Wstępna wersja śledztwa wskazuje, że Białorusin popełnił samobójstwo. Według portalu MOST w chwili śmierci Kirył miał 19 lat. W 2022 roku został on na

Męczeństwo św. Jozafata Kuncewicza wbrew zamiarom zamachowców jeszcze bardziej zmobilizowało grekokatolików do trwania przy Unii Brzeskiej, a także do zacieśniania związków Kościoła unickiego ze Stolicą Apostolską.

Papież Urban VIII 16 maja 1642 roku, w niespełna 20 lat po męczeńskiej śmierci duchownego, będącego jednym z najbardziej oddanych idei powrotu wschodniego chrześcijaństwa do jedności z Rzymem, ogłosił Jozafata Kuncewicza błogosławionym. Świętość męczennika za wiarę i wierność Stolicy Apostolskiej potwierdził papież Pius IX, dokonując 29 czerwca 1867 roku kanonizacji Jozafata Kuncewicza.

Kryzys Cerkwi i Unia Brzeska

W XVI w. Cerkiew prawosławna przechodziła głęboki kryzys. Patriarchat Konstantynopolitański oraz ważniejsze stolice biskupie pozostawały pod panowaniem tureckim. Z drugiej strony car moskiewski, pragnący uczynić swe miasto „trzecim Rzymem”, czyli stolicą prawosławia, bardziej dbał o wykorzystanie Cerkwi do własnych celów politycznych niż o wsparcie jej działalności duszpasterskiej. To wszystko odbiło się także na stanie prawosławia na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Widoczna była tu ignorancja teologiczna duchowieństwa i niemoralne prowadzenie się popów.

Aby uzdrowić sytuację, hierarchowie zwrócili się o pomoc do papieża. Pod koniec 1595 r. Ojciec Święty Klemens VIII przyjął episkopat i wiernych prawosławnych do jedności z Kościołem katolickim, oczywiście po wcześniejszym odrzuceniu przez ich przedstawicieli schizmatyckich błędów. Zawarta w Rzymie unia została w roku następnym przyjęta przez synod duchowieństwa prawosławnego w Brześciu. W ten sposób powstał Kościół greckokatolicki, zwany potocznie unickim, stanowiący część Kościoła powszechnego, a czczący Boga według wschodniej tradycji liturgicznej.

Ugodzony w serce przez Jezusa

Piętnaście lat wcześniej, w 1580 r., we Włodzimierzu Wołyńskim przyszedł na świat chłopiec, który w dziejach Kościoła unickiego miał odegrać wybitną rolę. Jan Kunczyc – bo takie było pierwsze imię i nazwisko św. Jozafata Kuncewicza – urodził się w rodzinie mieszczańskiej. Według planów rodziców miał w przyszłości zostać kupcem. Dlatego po ukończeniu szkoły cerkiewnej we Włodzimierzu wyjechał do Wilna, gdzie rozpoczął naukę handlu u tamtejszego kupca.

Chłopca jednak, bardziej niż handel, pociągały sprawy duchowe. ­ Kiedyś wyznał, że jako pięciolatek przeżył dziwne zdarzenie. Gdy pewnego razu wpatrywał się w ikonę Ukrzyżowanego, od obrazu oderwała się złota iskra i ugodziła go w serce… Aż zabolało. Odtąd nabożeństwa cerkiewne były mu szczególnie miłe.

Jan zostaje Jozafatem

Jednym z ważniejszych centrów prawosławia na przełomie XVI i XVII stuleci było Wilno. Nic więc dziwnego, że stało się areną gorących sporów między unitami, a prawosławnymi, niezadowolonymi ze zjednoczenia Cerkwi z Kościołem katolickim. Jan Kunczyc nie miał jednak wątpliwości, że prawdę znajdzie jedynie w Kościele katolickim, którego częścią była jego ukochana Cerkiew unicka.

Żywo interesował się teologią. Wprawdzie nie znając łaciny nie mógł uczęszczać na wykłady akademickie. Starał się jednak nadrobić to utrzymywaniem żywych kontaktów z wybitnymi teologami i duszpasterzami katolickimi oraz lekturą dzieł z zakresu duchowości. W 1604 roku zdecydował, że jego miejsce jest w klasztorze i poprosił unickiego metropolitę Kijowa Hipacego Pocieja o habit bazyliański. Dojrzałe powołanie i szeroka wiedza religijna przyszłego świętego spowodowały, że jednego dnia nastąpiły obłóczyny i złożenie profesji zakonnej, a parę miesięcy później otrzymał święcenia diakonatu. Zgodnie z tradycją mniszą przyjął też nowe imię – Jozafat.

„Duszochwat”

Jako bazylianin przyszły święty podjął studia teologiczne. Uczył się, jakbyśmy to dziś powiedzieli, „w indywidualnym trybie”. W tym czasie powstały jego pierwsze dzieła polemiczne. Przykład, jaki bazylianin dawał swoim życiem i słowem, przyciągał do zakonu wielu nowych kandydatów. Nic więc dziwnego, że przełożeni po otrzymaniu przez Jozafata święceń kapłańskich wyznaczyli go na kierownika nowicjatu (nowicjat – miejsce w którym mieszkają odbywający okres próbny kandydaci do zakonu – red.). Brat Jozafat z wielką gorliwością umartwiał ciało: pościł, biczował się, nosił włosiennicę… Wiele godzin spędzał pielęgnując w szpitalu chorych i niedołężnych. Dał się również poznać jako świetny kaznodzieja i spowiednik. Pozyskiwał dla Unii wielu nowych wiernych. Prawosławni, przerażeni skalą dokonujących się za jego sprawą odejść wiernych z Cerkwi, nazwali go „duszochwatem”, czyli łowcą dusz.

Na duszpasterskie sukcesy zwolenników Unii Brzeskiej, jej przeciwnicy odpowiedzieli przemocą. W 1608 roku napadli na wileński klasztor św. Trójcy i używając na przemian próśb, gróźb, a gdy to nie dało rezultatu – także policzkowania, próbowali przeciągnąć Kuncewicza na swoją stronę. Rok później posunęli się dalej, nasyłając na metropolitę Hipacego Pocieja zamachowca. Na szczęście, skończyło się „tylko” na utracie przez hierarchę dwóch palców u dłoni, którą się zasłonił przed szablą napastnika zabójcy.

Świętość wyczuta przez brytanów

W 1614 roku Jozafat został archimandrytą, czyli zwierzchnikiem klasztoru św. Trójcy. Z czasem swoją opieką objął kilka innych mniszych ośrodków. Spod jego ręki wyszło całe nowe pokolenie pobożnych zakonników przedkładających służbę Bogu i Kościołowi nad wszystko inne.

Świętość Kuncewicza zdawały się dostrzegać swym instynktem nawet zwierzęta. Istnieje kilka opowieści na ten temat. Przytoczmy tu jedną z nich. Pewna kobieta rozzłoszczona zabiegami św. Jozafata, który chciał ją nawrócić, poszczuła go potężnymi brytanami (rasa psów wywodząca się z Wielkiej Brytanii – red.). Nieoczekiwanie znane ze swej agresywności psy podbiegły do mnicha i zaczęły się do niego łasić. Wtedy w kobiecie coś „pękło” i niewiasta poprosiła o spowiedź.

Ordynariusz połocki

Jesienią 1617 roku przyszły święty został biskupem pomocniczym. Miał pomagać staremu, ciężko choremu, arcybiskupowi Gedeonowi Brolnickiemu, zwierzchnikowi diecezji połockiej, witebskiej i mścisławskiej. Opory Kuncewicza pragnącego pozostać zwykłym mnichem przełamał jego zwierzchnik, a zarazem przyjaciel, metropolita kijowski Welamin Rutski. Oświadczył Jozafatowi, że nie ma innych, nadających się do tej funkcji kandydatów.

Obejmując po śmierci arcybiskupa Brolnickiego podległe mu diecezje nowy ordynariusz połocki, wziął się energicznie do pracy duszpasterskiej i administracyjnej. Zaczął wizytować poszczególne parafie. W wielu z nich najstarsi wierni nie pamiętali wizytacji biskupiej. Tam, gdzie znalazł nieporządek, pouczał proboszczów lub mianował gorliwych wikariuszy. Czynił zabiegi, by wszystkie parafie miały uposażenie pozwalające utrzymać niezależność od opiekującej się nią szlachty. Niejednokrotnie osobiście zajmował się odbieraniem majątków kościelnych zawłaszczonych przez świeckich. Nie szczędził również środków na remont cerkwi.

Wizyta Patriarchy Jerozolimy i wzrost nastrojów antyunickich

Wielkim ciosem w Unię Brzeską, a przy okazji w dzieło metropolity Kuncewicza, była podróż przez ziemie Rzeczypospolitej patriarchy Jerozolimy Teofanesa III (1570-1644). Dokonał on święceń nowych schizmatyckich biskupów prawosławnych. Wywołało to dezorientację wśród wiernych i wzmocniło siły przeciwników Unii, którzy  wskutek działań Teofanesa III zyskali naturalnych liderów.

Skutki nie dały na siebie długo czekać. Wzmógł się opór wiernych wobec legalnych hierarchów. Coraz częściej dochodziło do napadów na unitów i różnych awantur. Jozafat Kuncewicz „pozyskał” na terenie diecezji połockiej konkurenta w postaci prawosławnego abpa Melecego Smotryckiego, który rozpoczął intensywną działalność antyunijną. Wraz ze swoimi zwolennikami starał się zepchnąć Kuncewicza na margines społeczności rusińskiej. Kampania nienawiści wkrótce przyniosła tragiczny owoc – prawosławni zawiązali spisek na życie unickiego arcybiskupa Połocka.

Męczeńska śmierć

12 listopada 1623 roku zamachowcy wraz z podburzonym tłumem wtargnęli na teren domu arcybiskupiego w Witebsku. Naprzeciw niszczącej wszystko i prześladującej służbę pałacową tłuszczy wyszedł abp Kuncewicz. – Dziatki, dlaczego bijecie czeladkę moją. Nie zabijajcie ich. Jeśli macie coś przeciwko mnie, owóż jestem – powiedział metropolita, składając ręce na piersi.

Obraz Józefa Simmlera pt. „Męczeństwo Św. Jozafata Kuncewicza”, fot.: Wikipedia.org

Zapadła cisza. Gdy wydawało się, że już nikt nie odważy się podnieść ręki na pomazańca Bożego, z bocznych drzwi wypadło dwóch zamachowców. Jeden z nich uderzył męczennika w głowę pałką, a drugi rozpłatał ją ­toporem. Potem przez pewien czas siepacze pastwili się nad martwym ciałem, włócząc je po ulicach miasta, by w końcu utopić w rzece.

Masowe nawrócenia na wiarę unicką i wyniesienie na ołtarze

Mord wstrząsnął społecznością Rzeczypospolitej. I stał się cud: na katolicyzm obrządku wschodniego zaczęły przechodzić ogromne ilości prawosławnych. Unię przyjęli prawie wszyscy (20 z 21 osób) ukarani śmiercią za mord na arcybiskupie Kuncewiczu.

Szczególnie zaskakująca była jedna z postaw – abpa Smotryckiego, ponoszącego moralną odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Witebsku. Dotychczasowy wróg katolicyzmu zachwiał się w swoich poglądach. By uspokoić sumienie wyjechał na wschód, do Konstantynopola i Ziemi Świętej, czyli tam, gdzie spodziewał się znaleźć lekarstwo na nurtujące go wątpliwości. Zamiast tego zobaczył zafascynowanego kalwinizmem patriarchę Teofanesa III. Rozczarowany wrócił do Rzeczypospolitej, złożył unijne wyznanie wiary i przystąpił do zwalczania swych dawnych poglądów, wyrażanych wcześniej w licznych pismach i książkach.

Niemal natychmiast po pochowaniu ciała Jozafata Kuncewicza rozpoczęto zbieranie zeznań o jego życiu i cudach z myślą o przyszłej beatyfikacji. Proces zakończono w 1642 r., a papież Urban VIII ogłosił go błogosławionym. Na kanonizację – przez bł. Piusa IX – arcybiskup Połocka czekał do roku 1867.

Tułacza droga relikwii Świętego

Po wyniesieniu męczennika na ołtarze i ogłoszeniu błogosławionym, jego relikwie odbyły tułaczą i długą drogę. W związku z rozszerzającym się wpływem prawosławia na terenach wschodnich Królestwa Polskiego były one składane w miastach Białorusi, na Litwie, w Polsce. W 1667 roku powróciły do Połocka. W 1706 roku z obawy przed profanacją umieszczono je w kaplicy zamku Radziwiłłów w Białej Podlaskiej.

Relikwie św. Jozafata w bazylice św. Piotra na Watykanie, fot.: Wikipedia.org

Po kanonizacji Świętego carat zażądał, aby je ukryto w podziemiu kościoła bazylianów. W 1916 roku przewieziono je do kościoła bazylianów św. Barbary w Wiedniu. Od 1949 roku spoczywają w bazylice św. Piotra na Watykanie. Relikwie świętego znajdują się również w Przemyskiej katedrze greckokatolickiej tj. omofor (paliusz) i dłoń.

Wspomnienie św. Jozafata Kuncewicza Kościół obchodzi 12 listopada, czyli w rocznicę jego męczeńskiej śmierci.

Św. Jozafat jest jednym z patronów Polski.

Znadniemna.pl na podstawie Przymierzezmaryja.pl, Grekokatolicy.pl

Męczeństwo św. Jozafata Kuncewicza wbrew zamiarom zamachowców jeszcze bardziej zmobilizowało grekokatolików do trwania przy Unii Brzeskiej, a także do zacieśniania związków Kościoła unickiego ze Stolicą Apostolską. Papież Urban VIII 16 maja 1642 roku, w niespełna 20 lat po męczeńskiej śmierci duchownego, będącego jednym z najbardziej oddanych

Nina Andrycz, bo o niej mowa, mogła pochwalić się także nieformalnym tytułem „królowej PRL-owskiej sceny. Gdyby nie dociekliwość dziennikarzy „Polityki”, którym aktorka na rok przed śmiercią wyznała, że przez całe życie podawała, iż jest trzy lata młodsza, niż było to w rzeczywistości, do dzisiaj uważalibyśmy, że aktorka urodziła się 11 listopada 1915 roku.

Tymczasem prawdziwą datą urodzin Niny Andrycz to 11 listopada roku 1912. Na pomysł „odmłodzenia” córki wpadła jej matka. W czasie okupacji niemieckiej matka aktorki Maria Andrycz z domu Borys, mająca dobre kontakty z polskim podziemiem, wyrobiła córce kenkartę, według której Nina miała trzy lata mniej, niż w rzeczywistości. Jak wyznała sama aktorka w wywiadzie dla „Polityki” jej matka domyślała się, że okupacja może potrwać kilka lat i że jak się odejmie te trzy lata, Nina będzie miała większe szanse na zamążpójście.

Metryczka dowodowa Niny Andrycz z wymyśloną przez jej matkę datą urodzenia, fot. Archiwum Państwowe w Milanówku

„Okrutna, straszna wojna zabrała urodziwym ludziom młodość, najlepsze lata życia. A kobiety mojego pokolenia miały aż dwie światowe wojny po drodze. Płonęły domy, archiwa, dokumenty (…). W czasach zamętu ujmowały sobie lat kobiety i mężczyźni, zwykłe kobiety i największe aktorki. Od Marleny Dietrich, której to na dobre wyszło, po Ćwiklińską, która najpierw odjęła sobie 12 lat, potem dodała dziesięć. Dlaczego? Bo miały taką okazję. Nie tłumaczę się. Pokazuję, że jestem w towarzystwie doborowym” – opowiadała w 2013 roku Nina Andrycz.

Wtedy wyznała też, że jej matka była wielką przeciwniczką tego, by córka została aktorką. „Mówiła: ‘Po moim trupie’. I w tym trupie wytrwała aż do mojej matury. Ale ja pojechałam do Warszawy na egzamin i zdałam bez żadnych zastrzeżeń. Miałam tylko straszny kresowy zaśpiew” – wspominała Nina Andrycz już w innym wywiadzie – dla „Wysokich Obcasów”.

Początki aktorskiej kariery

W 1934 roku Andrycz ukończyła Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej pod kierownictwem Aleksandra Zelwerowicza. Po ukończeniu studiów wróciła na Kresy, gdzie mało komu przeszkadzał jej „kresowy zaśpiew”. Przez pierwszy sezon występowała w wileńskim Teatrze na Pohulance. Zagrała w nim m.in. Glorię w „Nigdy nie można przewidzieć” George’a Bernarda Shawa (1934) i Ofelię w „Hamlecie” Williama Szekspira (1934).

Od 1935 roku Nina Andrycz zaczęła grać na scenie Teatru Polskiego, gdzie stworzyła ponad 100 ról. Publiczność oglądała ją jako Marię Stuart w dramacie Juliusza Słowackiego i królową Małgorzatę w „Ryszardzie III” Williama Szekspira. Aktorka wcielała się także w role m.in. Świętej Joanny, Kleopatry czy pani Dulskiej.

Telewizja i kino

Nina Andrycz jest znana również z licznych kreacji w Teatrze Telewizji, gdzie pojawiała się regularnie od końca lat 50-tych, aż do początku lat 70-tych. W kinie grała sporadycznie, m.in. w „Warszawskiej premierze” w reż. Jana Rybkowskiego (1950) i „Kontrakcie” w reż. Krzysztofa Zanussiego (1980). W 2008 roku zagrała samą siebie w „Jeszcze nie wieczór” (reż. Jacek Bławut).W tym samym roku wcieliła zagrała też matkę w „Sercu na dłoni” (reż. Krzysztof Zanussi).

Artystka powtarzała niejednokrotnie w wywiadach, że role rekompensują jej brak dzieci. „Role to są moje córki – piękne, szalone, mądre, głupie, różne. Kiedy ‘urodziłam’ Marię Stuart byłam tak zmęczona, że chyba poród fizyczny tyle by mnie nie kosztował” – podkreślała.

Nina Andrycz aktorstwo stawiała wyżej niż macierzyństwo. Mówiła, że to jej role są jej dziećmi, które rodzą się w mękach nie lżejszych niż te fizyczne, fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Bezdzietna z wyboru

Nina Andrycz była bezdzietna z wyboru. Twierdziła, że jest pozbawiona instynktu macierzyńskiego i nie zgodziła się urodzić dziecka nawet po tym jak jej matka zapewniła ją , że sama wychowa urodzone przez nią dziecko. Aktorka dwukrotnie dokonała aborcji.

W 1947 roku wzięła ślub kościelny z Józefem Cyrankiewiczem, ówczesnym premierem PRL, z którym rozwiodła się w 1968 roku.

Józef Cyrankiewicz i Nina Andrycz niedługo po ślubie, podczas podróży do Bułgarii, fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Teatr ważniejszy od Stalina

Jozef Cyrankiewicz był premierem PRL w ostatnich latach życia sowieckiego dyktatora Józefa Stalina. Nina Andrycz nie darzyła sowieckiego przywódcę szczególną sympatią.

Pewnego dnia z mężem przybyła na przyjęcie wydawane w Moskwie przez Stalina. Nina Andrycz bez najmniejszego trudu oczarowała blisko 70-letniego Stalina, który, zachwycony jej urodą, wdziękiem i inteligencją, nie mógł oderwać od niej oczu. Niektórzy twierdzili nawet, że zakochał się w aktorce od pierwszego wejrzenia. Podczas spotkania Stalin ofiarował aktorce kosztowne futro z norek. Nina podarunek przyjęła (innego wyjścia nie miała), ale twierdziła, że nigdy go nie założyła i ostatecznie prezent stał się pożywieniem dla moli.

Incydent, który mógłby skończyć się tragicznie zdarzył się podczas kolejnej wizyty polskiej aktorki w Moskwie. Wtedy Andrycz została zaproszona na uroczystą kolację. W tym samym czasie miała się jednak odbyć w Warszawie premiera spektaklu z jej udziałem. Wtedy aktorka udowodniła, że słów o wielkiej miłości do teatru nie rzucała wcale na wiatr. Bez słowa spakowała walizki i wróciła do Warszawy, by kilka godzin później stanąć na scenie.

Aktorka nawet nie zdawała sobie sprawy, że swoim zachowaniem o mało nie doprowadziła do wybuchu wielkiego skandalu. Członkowie polskiej delegacji byli przerażeni na myśl, że to na nich skupi się gniew Stalina. Podobno Jakub Berman, członek Komisji Biura Politycznego KC PZPR ds. Bezpieczeństwa Publicznego, usłyszawszy o nieobecności Andrycz, zemdlał ze strachu.

Dorobek literacki i wspomnienia

Aktorka pozostawiła po sobie spisany i , co najważniejsze – wydany, dorobek literacki, w sporej mierze autobiograficzny. Jest autorką powieści „My rozdwojeni”, utworów poetyckich, zebranych w kilku tomikach m.in. „To teatr” i „Róża dla nikogo” oraz tomu wspomnień „Bez początku, bez końca”, w którym opowiada o rozkwicie kariery aktorskiej i małżeństwie z Józefem Cyrankiewiczem, premierem PRL w ostatnich latach życia Stalina, którego aktorka znała osobiście, choć nie darzyła komunistycznego dyktatora szczególną sympatią.

We wspomnieniach Niny Andrycz premier Cyrankiewicz jawi się jako wspaniały mężczyzna i kochający mąż. Aktorka często podkreśla jednak, że do świata polityki nie chciałaby trafić po raz drugi. „Kiedy skończyło się bywanie w salonach, poczułam się wyzwolona” – podkreślała. „Wyszłam za mąż za lidera niezależnego PPS-u. A potem zobaczyłam jak jest ukatowany przez swoich towarzyszy” – wspominała.

W 2013 roku ukazała się książka Andrycz pt. „Patrzę i wspominam”. „Pisałam zawsze, od gimnazjum. Wiersze we mnie żyły, mówiłam czasem wierszem – jak się gniewałam albo byłam rozanielona. Kiedy przestałam w czasie wojny grać, a nie grałam przez sześć lat, bez przerwy pisałam. Jak się wojna skończyła okazało się, że mam w biurku pełną szufladę napisanych rzeczy” – opowiadała Andrycz podczas spotkania z czytelnikami w Warszawie w październiku 2013 r.

Jak zaznaczyła, bała się pokazać komuś swoją twórczość, ale ostatecznie dała ją do przeczytania Jarosławowi Iwaszkiewiczowi. „On mnie poklepał po ramieniu i powiedział ‘Są mądre i piękne. Idź do ‘Czytelnika’, powołaj się na mnie i niech je wydadzą. Poradził mi też tytuł ‘Musi być w nim słowo teatr, żeby wyjaśnić dlaczego w twoim wieku występujesz jako debiutantka ze swoimi wierszami’. I dałam tytuł ‘To teatr’ ” – mówiła artystka.

Opowiadała także o wielkim sentymencie, jakim darzy Teatr Polski, w którym zaczęła grać już w połowie lat 30.

„Zawsze traktowałam ten teatr jak mój dom, szalenie byłam przywiązana do gmachu, do mojej garderoby na pięterku. Przestałam już codziennie grać, bo zdrowie nie pozwala, ale jeszcze bardzo często miewam wieczory autorskie, na których dużo mówię i mam kontakt z publicznością, więc się nie skarżę” – podsumowała artystka, nagrodzona przez zgromadzonych długimi brawami.

W 1996 roku Nina Andrycz została Damą Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Wielka dama polskiego teatru zmarła w Warszawie 31 stycznia 2014 roku.

Znadniemna.pl na podstawie Dzieje.pl, Wikipedia.org

Nina Andrycz, bo o niej mowa, mogła pochwalić się także nieformalnym tytułem „królowej PRL-owskiej sceny. Gdyby nie dociekliwość dziennikarzy „Polityki”, którym aktorka na rok przed śmiercią wyznała, że przez całe życie podawała, iż jest trzy lata młodsza, niż było to w rzeczywistości, do dzisiaj uważalibyśmy,

Skip to content