HomeStandard Blog Whole Post (Page 6)

Dzisiaj, 30 grudnia, Sąd Obwodowy w Mińsku po prowadzonym za zamkniętymi drzwiami procesie wydał wyrok w sprawie księdza Henryka Okołotowicza, proboszcza parafii św. Józefa  w podmińskim Wołożynie. Jak podaje portal Katolik.life, śledzący los  duchownego wierni katoliccy, dowiedzieli się nieoficjalnie, iż proboszcz z Wołożyna został skazany na 11 lat pobytu w kolonii karnej  o zaostrzonym rygorze.

64-letni duchowny, który cierpi na poważne choroby, był sądzony pod zarzutem „zdrady państwa”Po aresztowaniu spędził ponad rok w areszcie śledczym KGB. Był więziony tam podczas przygotowywania sprawy, a następnie w oczekiwaniu na proces i podczas samego procesu, który w trybie niejawnym toczył się ponad miesiąc.

Ani w toku prowadzonego przez KGB śledztwa, ani w trakcie procesu kapłan nie przyznał się do winy. Niezłomności księdza, słynącego z  twardych zasad moralnych nie docenili, niestety, hierarchowie Kościoła Katolickiego na Białorusi. Na ogłoszeniu wyroku nie zjawił się bowiem nikt, ani z katolickiego episkopatu na Białorusi, ani z nuncjatury apostolskiej w tym kraju.

Proces księdza Okołotowicza prowadził sędzia Uładzimir Areszka. Był to pierwszy proces o „zdradę stanu” przeciwko katolickiemu księdzu na Białorusi od czasu uzyskania przez ten kraj niepodległości w 1991 roku. Wierni wciąż nie wiedzą, jaki będzie los skonfiskowanych w ramach śledztwa pieniędzy, które należały zarówno do parafii, jak i samego księdza.

Z rzadko otrzymywanych przez wiernych listów od ks. Henryka z więzienia wynikało, że nie uważa się on za winnego czegokolwiek. Pisał, że pokłada nadzieję jedynie w Bogu i prosił, by nieustanie się modlić.

Skazany kapłan wielokrotnie stawał się bohaterem białoruskich mediów. W jednym z artykułów podkreślono, że  jest kapłanem, który zawsze mówi po białorusku, a wśród wiernych ma opinię prawdziwego białoruskiego patrioty. Ksiądz Henryk znany jest także z ofiarnej pracy na rzecz odradzania Kościoła Katolickiego w różnych regionach Białorusi po dziesięcioleciach sowieckiej ateizacji miejscowej ludności.

Ksiądz Henryk Okołotowicz urodził się w Nowej Myszy pod Baranowiczami w 1960 roku. Od dziewiątego roku życia służył jako ministrant w kościele w Baranowiczach. W czasach sowieckiego ateizmu odczuł w sobie powołanie do służby kapłańskiej. Jako młody człowiek podjął naukę w podziemnym seminarium w Niedźwiedzicy koło Lachowicz. Odbył zasadniczą służbę wojskową w Sowieckiej Armii, koło Murmańska. Po powrocie pracował na kolei, ucząc się jednocześnie w Homlu przez rok na maszynistę. Chciał wstąpić do seminarium w Rydze, ale nie pozwolił na to sowiecki pełnomocnik do spraw religii. Uczył się i formował duchowo pod okiem księdza Wacława Piątkowskiego. Ostatecznie w 1984 roku wstąpił do seminarium w Rydze. 5 czerwca 1984 roku w tajemnicy został wyświęcony przez metropolitę kowieńskiego, arcybiskupa Vincentasa Sladkevičiusa w Koszedarach na Litwie.

W okresie czterdziestoletniej posługi kapłańskiej ks. Henryk sposługiwał w Brasławiu, Rakowie, Nieświeżu, Bobrujsku i innych białoruskich miejscowościach.

Był pierwszym białoruskim kapłanem, który odwiedził Katyń i odprawił tam mszę za poległych polskich oficerów.

Miało to miejsce w 1984 roku, tuż po otrzymaniu przez ks. Henryka święceń kapłańskich. Duchowny został zatrzymany wówczas przez sowieckich funkcjonariuszy i ukarany grzywną. W kwietniu 2022 roku fragmenty wspomnień ks. Henryka Okołotowicza o jego historycznej wizycie w Katyniu opublikowała w Biuletynu IPN siostra Renata Zielińska OP, autorka książki „Polscy duchowni na Wschodzie” (2019).

Ogólnie, w czasach sowieckich, Henryk Okołotowicz był karany przez władze około 30 razy.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life

Dzisiaj, 30 grudnia, Sąd Obwodowy w Mińsku po prowadzonym za zamkniętymi drzwiami procesie wydał wyrok w sprawie księdza Henryka Okołotowicza, proboszcza parafii św. Józefa  w podmińskim Wołożynie. Jak podaje portal Katolik.life, śledzący los  duchownego wierni katoliccy, dowiedzieli się nieoficjalnie, iż proboszcz z Wołożyna został skazany

Dzisiaj, 29 grudnia, mija 140. rocznica śmierci Wincentego Jakuba Dunina-Marcinkiewicza – literata, tworzącego w językach białoruskim oraz polskim, uważanego za twórcę literackiego języka białoruskiego. Był autorem pierwszej w dziejach Białorusi opery pt. „Sielanka”, do której muzykę ułożył Stanisław Moniuszko.

Rok temu, w listopadzie 2023 roku, łukaszenkowskie sądy i prokuratura zhańbiły się, przebijając kolejne „dno” w ściganiu „ekstremistów”. Wówczas jeden z łukaszenkowskich sędziów w obwodzie homelskim wydał werdykt, na którego mocy za ekstremistyczne uznany został dwutomowy zbiór wierszy klasyka białoruskiej literatury, poety epoki romantyzmu Wincentego Dunina-Marcinkiewicz

Pragniemy przypomnieć Państwu biografię człowieka, którego twórczość jest postrzegana jako zagrożenie przez reżim Łukaszenki nawet 140 lat po śmierci autora.

Wincenty Dunin-Marcinkiewicz urodził się 23 stycznia 1808 roku w majątku Paniuszkiewicze, niedaleko Bobrujska, w białoruskiej rodzinie drobnej szlachty katolickiej. Jego ojciec Jakub był dzierżawcą niewielkiego majątku. Rodzice Wincentego zmarli, gdy był jeszcze dzieckiem. Wychowywał się więc u różnych krewnych. Jego wuj ze strony matki – Stanisław Bogusz-Siestrancewicz, był arcybiskupem mohylewskim i pisarzem. To jemu Wincenty zawdzięczał najwięcej, jeśli chodzi o edukację.

Pochodzenie rodu i nazwiska

Ród Wincentego wywodził swoje korzenie od Duńczyka Petera Dunina, który rzekomo przybył na ziemie polskie w 1124 roku. Jednak w dokumentach nie ma żadnych powiązań rodzinnych między Marcinkiewiczami z XIX wieku a Duninami z XII wieku. Podwójne nazwisko nie pojawia się ani zapisie księgi metrykalnej chrztu Wincentego, ani w korespondencji, ani w znanych od lat 50. XVIII wieku dokumentach gospodarczych rodziny. Sam Wincenty używał nazwiska Marcinkiewicz. (w akcie urodzenia przy nazwisku rodziców i matki chrzestnej, jego siostry Julianny, nie ma drugiego członu – Dunin, a samo dziecko zostało ochrzczone pod imionami Wincenty Jakub).

Przydomek szlachecki – Dunin pojawił się dopiero po powstaniu 1831 roku, kiedy Wincenty Marcinkiewicz, jak cała szlachta polsko-litewsko-białoruska, musiał udowodnić swoje pochodzenie. Być może większość informacji podanych przez pisarza na temat jego przodków jest fałszywa. Dokumenty albo budzą wątpliwości, albo odnoszą się do innych Marcinkiewiczów. Są to ponadto słabo zachowane wyciągi z ksiąg metrykalnych lub odpisy z niezachowanych dokumentów.

W swojej argumentacji weryfikacyjnej Wincenty łączył swoją gałąź Marcinkiewiczów z przywilejami np. Piotra I i majątkami na Smoleńszczyźnie, a wydarzenia z roku 1701 przeniósł w odległy 1201 rok. Jego zdaniem kilka pierwszych pokoleń przodków Wincentego całkowicie pokrywa się z notkami w herbarzu Niesieckiego, a dzieje Duńczyka Dunina – z ustaleniami heraldyka Piotra Nałęcz-Małachowskiego. Dowody przedstawione przez Wincentego nie zostały przyjęte za pierwszym razem, lecz dopiero po sześciu latach korespondencji. 9 marca 1838 roku on i jego krewni uzyskali prawo do używania podwójnego nazwiska Dunin-Marcinkiewicz.

Porzucone studia i porwanie narzeczonej

Po ukończeniu w 1824 roku szkoły powiatowej w Pińsku Wincenty wstąpił na Wydział Medyczny Uniwersytetu Wileńskiego, ale wkrótce musiał go opuścić z powodu problemów zdrowotnych.

Podjął więc pracę sekretarza w kancelarii prawnej Baranowskiego w Wilnie. Po stłumieniu przez carat powstania listopadowego w 1831 roku ożenił z Józefą Baranowską, córką swojego pracodawcy, z którą miał siedmioro dzieci.

Białoruski historyk Zmicier Drozd twierdzi, że w trakcie badania dokumentów archiwalnych znalazł potwierdzenie, iż Wincenty Marcinkiewicz po prostu wykradł swoją przyszłą żonę z domu jej rodziców.

Z petycji Marianny Baranowskiej, matki Józefy, wynika, że urzędnik sądu gubernialnego Marcinkiewicz porwał Józefę na ulicy i ukrył ją w swoim mieszkaniu na Górze Troickiej. Rodzice wraz z żandarmami i żołnierzami odnaleźli córkę dopiero o 2 w nocy. Jednak Marcinkiewicz nie zamierzał bez walki oddać Józefy – z brzytwą w dłoni groził, że zabije każdego, kto się do niej zbliży. Okazało się, że nowożeńcy pobrali się już w cerkwi unickiej w Senicy koło Mińska.

W toku postępowania Józefa została umieszczona w klasztorze bernardynów. Jej rodzice w piśmie do samego Mikołaja I zwrócili się z prośbą o uznanie małżeństwa za nieważne, aresztowanie porywacza ich córki i postawienie przed sądem księdza, który udzielił im ślubu. Niechcianego zięcia oskarżono nawet o kradzież pierścionka z brylantem z domu Baranowskich. Z kolei Marcinkiewicz przekonywał cara, że wszystko jest legalne i małżeństwo zostało zawarte z miłości, a Józefa miała nie 14, ale 16 lat.

Car nie odpowiedział i sprawa trafiła do mińskiego rzymskokatolickiego konsystorza. Józefa potwierdziła, że związek małżeński zawarła dobrowolnie. A pierścionka nikt nie ukradł, bo przyniosła go z domu rodziców. Nowożeńcy pobrali się ponownie 18 grudnia 1831 roku w kościele klasztoru bernardynów w Mińsku (dzisiejsza cerkiew prawosławna św. Ducha).

Po utopieniu przez carat we krwi powstania listopadowego, rozwój kulturalny na Wileńszczyźnie i na terenie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego zatrzymał się: Uniwersytet Wileński – ośrodek białoruskiej i litewskiej myśli niezależnej został zamknięty, wiele czasopism i gazet zostało zakazanych, potworny system policji i biurokracji cesarskiej wymazał wszelkie pozostałości po Białorusi i Litwy z map Europy. Nawet ich nazwy zastąpiono neutralnym określeniem Północno-Zachodniego Kraju imperium.

Pierwsze próby pióra

Pierwsze próby literackie Dunina-Marcinkiewicza przypadają na lata 40. XIX stulecia. Los jego poprzedników w literaturze białoruskiej okazał się tragiczny. Po buncie w Kroszynie (1828 r.) za wiersz pt. „Bunt chłopów”, opowiadający o zrywie, na 25-letnią służbę wojskową wysłany został poeta Pauluk Bahrym; bliski przyjaciel Adama Mickiewicza – Jan Czeczot – został zesłany na Ural; Romuald Podbereski, autor prawdopodobnie pierwszej krytycznej recenzji XIX-wiecznej literatury białoruskiej, został zesłany do Archangielska, gdzie zmarł; Franciszek Sawicz, poeta i rewolucjonista, został wysłany jako żołnierz na 25 lat na Kaukaz.

W tym czasie w Wilnie utworzono Imperialną Komisję Archeograficzną, której jedynym celem było wydobycie faktów ze zdobytego przez Rosjan ogromnego archiwum Metryka Litewska i manipulowanie tymiż faktami, w celu udowodnienia bezzasadności odwoływania się do pojęcia Litwy, a tym bardziej Białorusi, jako istniejących w przeszłości organizmów państwowych. W owych czasach pisanie po białorusku, czy też na temat Białorusi było aktem wielkiej odwagi cywilnej.

Pierwszymi dziełami Dunina-Marcinkiewicza stały się libretta do operetek „Czarodziejska woda”, „Konkurs muzyków” i „Żydowski projekt”. Były to głównie komedie, w których pokazywano współczesnych bohaterów. Nie zachowały się teksty wspomnianych utworów, znane są jedynie opublikowane dobre recenzje.

Pierwszy białoruski teatr i opera „Sielanka”

W 1846 roku w drukarni Zawadzkiego w Wilnie Dunin-Marcinkiewicz wydrukował sztukę pt. „Sielanka” („Idylla”). Stała się ona librettem do opery autorstwa Stanisława Moniuszki.

W utworze tym wszyscy aktorzy, grający szlachciców, mówią i śpiewają po polsku, a chłopów – po białorusku.

Dzięki staraniom autora libretta w należącej do niego posiadłości Lucynka powstała pierwsza w dziejach białoruska trupa teatralna. Zrodził się nawet pomysł stworzenia własnego, białoruskiego teatru. W skład trupy aktorskiej wchodziła rodzina pisarza, sąsiedzi, uczniowie miejscowej szkoły, znajomi i chłopi. Teatr występował głównie na dworze w Lucynce. Na repertuar składały się sztuki napisane przez właściciela folwarku.

Plan Lucynki i okolicy w 1830 r., fot.: Radzima.org

Miejscowość Mała Lucynka w latach 70. XX w., fot.: Radzima.org

 

Pierwsza publiczna premiera opery komicznej „Sielanka” (Idylla) odbyła się 9 lutego 1852 roku w Mińsku. Białoruskie słowo rozbrzmiewało wówczas otwarcie na scenie teatralnej. Datę tę uważa się za początek białoruskiej sztuki teatralnej.

Cenzorzy nie dają za wygraną

Nie oznaczało to jednak, że cenzorzy rosyjscy pogodzili się z przegraną. Swoje perypetie miała bowiem publikacja wykonanego przez Dunina-Marcinkiewicza białoruskojęzycznego tłumaczenia „Pana Tadeusza”. Wprawdzie w 1856 roku cenzor Pawieł Kukolnik wyraził zgodę na druk poematu Adama Mickiewicza w Mińsku, a w 1858 roku Komitet Cenzury w Wilnie potwierdził zezwolenie na wydanie dzieła w przekładzie z języka polskiego na białoruski. Pierwsze tłumaczenie słynnego dzieła Adama Mickiewicza na inny język słowiański nie od razu trafiło do rąk czytelników.

Wobec interwencji cenzorów z Petersburga – zarządzenie „O zakazie drukowania alfabetów zawierających zastosowanie alfabetu polskiego do języka rosyjskiego” – wstrzymano druk książki w nakładzie 1000 egzemplarzy, z czego 92 miały trafić w prenumeracie do tych, którzy finansowali publikację, m.in. Artemiusza Weryho Darewskiego, Eustachego Wróblewskiego i księcia Mikołaja Radziwiłła.

W XIX wieku carska Rosja nigdy nie uznała istnienia języka białoruskiego. Uznawano go jedynie za dialekt języka rosyjskiego. Dlatego Dunin Marcinkiewicz, który już wydawał swoje dzieła w alfabecie polskim, ale po białorusku, teoretycznie łamał zarządzenia administracyjne.

Wincenty Dunin- Marcinkiewicz jest uważany za jednego z pierwszych klasyków białoruskiej literatury. W swoich utworach często opisywał lud wiejski, chłopską kulturę, zwyczaje i obrzędy.

Wiele wierszy pisał w języku białoruskim, a spod jego pióra wyszły m.in. poematy oraz sztuki teatralne. Początkowo utwory poety mają charakter sielankowy i pisane są po polsku, np. zbiór „Dudarz białoruski”(1857). Późniejszą twórczość Marcinkiewicza zaliczyć można do literatury realistycznej, m.in.: opowieści „Wieczornice” i „Obłąkany”(1855), poemat „Hapon”(1855), a także farsę teatralną „Pińska Szlachta”(1866).

Poglądy polityczne i udział w powstaniu styczniowym

Wincenty Dunin Marcinkiewicz opowiadał się za poglądami rewolucjonistów szlacheckich z początku lat 60. XIX wieku i związany był z białoruską odsłoną powstania styczniowego – zrywem pod przewodnictwem Konstantego (Kastusia) Kalinowskiego. Władze podejrzewały, że to nasz bohater był autorem broszur antyrządowych. W marcu 1862 roku tymczasowy namiestnik wojskowy guberni mińskiego, gen. Kuszaliew, rozesłał okólnik, w którym czytamy: „Z otrzymanych przeze mnie wiadomości okazuje się, że ziemianin Marcinkiewicz napisał w ludowym języku białoruskim oburzający wiersz pt. „Gutarka Starogo Dieda”, którego celem jest podżeganie chłopów z zachodnich guberni przeciwko rządowi… i że pan Marcinkiewicz stara się rozpowszechniać swoje dzieło… wśród prostego ludu”.

Dunin Marcinkiewicz ukrył się początkowo w Dobrowlianach u Matyldy Buczyńskiej. 22 lutego 1864 roku został zmuszony do przeniesienia się do pobliskiego Świru, gdzie mieszkał przez sześć miesięcy aż do aresztowania. W czasie powstania policja przypisała mu autorstwo publikacji antyrządowych. Pobyt w więzieniu wraz z córką Kamilą w latach 1864–1865, grzywny, ścisły nadzór policji po zwolnieniu z więzienia – znalazły odzwierciedlenie w jego twórczości.

Najlepsze dzieło i śmierć

W 1866 roku pisarz stworzył swoje najlepsze dzieło – komedię „Pińska szlachta”, w której wyśmiewał arogancję, krótkowzroczność drobnej szlachty i jej strach przed władzą. Sztuka ta została wystawiona na scenie już po śmierci autora, dopiero w 1917 roku, a rok później opublikowano ją w gazecie „Wolna Białoruś”.

Mniej więcej taki sam los spotkał jego komedię satyryczną „Zaloty”, napisaną w 1870 roku.

Wincenty Dunin-Marcinkiewicz zmarł dokładnie 140 lat temu – 29 grudnia 1884 r. i został pochowany na cmentarzu w uroczysku Tupalszczyna koło Łucynki.

Miejsce, w którym stał dom Wincentego Dunin-Marcinkiewicza w Lucynce, fot.: Radzima.org

Płaskorzeźba z portretem Wincentego Dunin-Marcinkiewicza w miejscu, gdzie stal jego dom, fot.: Radzima.org

Nagrobny pomnik Wincentego Dunin-Marcinkiewicza, fot.: Radzima.org

 Opr. Walery Kowalewski

Dzisiaj, 29 grudnia, mija 140. rocznica śmierci Wincentego Jakuba Dunina-Marcinkiewicza - literata, tworzącego w językach białoruskim oraz polskim, uważanego za twórcę literackiego języka białoruskiego. Był autorem pierwszej w dziejach Białorusi opery pt. „Sielanka”, do której muzykę ułożył Stanisław Moniuszko. Rok temu, w listopadzie 2023 roku,

„Nasza Niwa” – białoruska gazeta, odwołująca się do tradycji drugiego w dziejach białoruskojęzycznego tytułu prasowego, wydawanego w Wilnie na początku XX stulecia, ogłosiła Człowieka 2024 roku. Został nim Andrzej Poczobut, nasz redakcyjny kolega i jedyny w tej chwili przedstawiciel polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, więziony przez reżim Łukaszenki.

„Polak gotowy siedzieć w więzieniu za prawo do pozostania na Białorusi, w swojej ojczyźnie, w której się urodził i wychował” – napisali o Andrzeju koledzy Białorusini w artykule, ogłaszającym Człowieka 2024 roku.

Charakteryzując laureata przyznanego przez siebie tytułu, dziennikarze Naszej Niwy wskazują, że Andrzej Poczobut nie pasuje do zniewolonej przez reżim Łukaszenki Białorusi, w której panoszy się donosicielstwo, intryganctwo i podłość.

„Nasz Człowiek Roku pochodzi z innej Białorusi” – twierdzą koledzy z „Naszej Niwy” i wskazują, iż dzięki swojej niezłomnej postawie Andrzej stał się symbolem tych, komu oprawcy Łukaszenki odebrali wprawdzie wolność fizyczną, a nawet głos, ale nie potrafili odebrać godności i wolności wewnętrznej. Nawet za kratami tacy ludzie są bardziej wolni i piękniejsi niż goście złotej klatki dyktatora, zwanej paradoksalnie Pałacem Niepodległości.

Dziennikarze „Naszej Niwy” przypominają, że grodzieński dziennikarz Andrzej Poczobut jest jednym z symboli represji reżimu Łukaszenki w skali międzynarodowej. „Już czwarty rok podejmowane są próby wypchnięcia go z Białorusi do Polski” – piszą białoruscy koledzy, przypominając, iż reżim traktuje więźnia, jako cennego zakładnika, za którego Polska byłaby skłonna co najmniej przywrócić ruch na przejściu granicznym w Bobrownikach. Ale apetyty dyktatury są zmienne. W zamian za uwolnienie Poczobuta reżim zachęcał do złożenia wizyty u białoruskiego dyktatora polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Padała też propozycja wymiany zakładnika na jednego z liderów białoruskiej opozycji na uchodźstwie – Pawła Łatuszkę.

W opinii „Naszej Niwy” kwestia uwolnienia Andrzeja Poczobuta w 2024 roku wyszła na poziom międzykontynentalny. Mianowicie w odchodzącym roku bowiem temat uwolnienia Polaka z kolonii – katowni w Nowopolocku był podnoszony podczas rozmów między Polską a Chinami.

Sprawą zasadniczą dla Andrzeja, który nie popełnił żadnej zbrodni, pozostaje jednak kwestia opuszczenia więzienia bez spełnienia jakichkolwiek warunków. Człowiek niewinny powinien odzyskać wolność tyko dlatego, że jest niewinny – taki przekaz płynie z celi w Nowopołocku. Jeden z więźniów, który obcował z Andrzejem w kolonii karnej, opowiadał, że Andrzejowi wielokrotnie podsuwali do podpisania prośbę o ułaskawienie. Ten jednak jej nie podpisał, gdyż nie popełnił niczego z powodu czego miałby się kajać.

„Etniczny Polak, który chce mieć możliwość pozostania na Białorusi, w której się urodził i wychował – co może być bardziej symboliczne?” – zadaje pytanie „Nasza Niwa”, postrzegając niezłomność Polaka w kwestii wyboru miejsca zamieszkania jako „najmocniejszy symbol jedności narodu Białorusi”.

„Ta jedność jest mocniejsza od reżimu Łukaszenki” – piszą autorzy artykułu w „Naszej Niwie” i dodają: „Wszyscy kochamy Białoruś i chcemy, żeby stała się wolna – nieważne jaką mamy narodowość, pochodzenie, kolor skóry, poglądy polityczne i miejsce zamieszkania”.

Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com

„Nasza Niwa” – białoruska gazeta, odwołująca się do tradycji drugiego w dziejach białoruskojęzycznego tytułu prasowego, wydawanego w Wilnie na początku XX stulecia, ogłosiła Człowieka 2024 roku. Został nim Andrzej Poczobut, nasz redakcyjny kolega i jedyny w tej chwili przedstawiciel polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, więziony

Z białoruskich więzień wypuszczono 20 osób, które zostały ułaskawione przez Aleksandra Łukaszenkę. To ósma grupa ułaskawionych w tym roku. Za kratami pozostaje jeszcze co najmniej 1253 więźniów reżimu – podaje Centrum Obrony Praw Człowieka Wiosna.

Służba prasowa BelTA podaje, że Aleksander Łukaszenka podpisał kolejny dekret o ułaskawieniu 20 osób, które popełniły przestępstwa o charakterze ekstremistycznym. Tego sformułowania reżim używa w odniesieniu do więźniów politycznych.

Wśród zwolnionych jest jedenaście kobiet, a czternaście osób cierpi na choroby przewlekłe, które zwróciły się z wnioskami o ułaskawienie. Nazwiska uwalnianych osób nie są podawane.

Jest to ósma grupa ludzi wypuszczonych z więzień przez Aleksandra Łukaszenkę od lata tego roku. W sumie liczba ułaskawionych to ok. 200 osób.

Jednocześnie na Białorusi nie ustają represje polityczne i regularnie dochodzi do nowych zatrzymań oraz procesów za udział w protestach powyborczych w 2020 roku, działalność opozycyjną czy po prostu komentarze w internecie.

Według Centrum Obrony Praw Człowiea Wiosna obecnie na Białorusi 1253 osoby są uznane za więźniów politycznych.

Znadniemna.pl/BelTA/PAP

 

 

Z białoruskich więzień wypuszczono 20 osób, które zostały ułaskawione przez Aleksandra Łukaszenkę. To ósma grupa ułaskawionych w tym roku. Za kratami pozostaje jeszcze co najmniej 1253 więźniów reżimu – podaje Centrum Obrony Praw Człowieka Wiosna. Służba prasowa BelTA podaje, że Aleksander Łukaszenka podpisał kolejny dekret o

24 grudnia 1798 roku w Zaosiu (lub Nowogródku) urodził się Adam Bernard Mickiewicz. W dniu, kiedy cały świat obchodzi Wigilię Bożego Narodzenia przypadają zarówno urodziny, jak też imieniny naszego krajana, poety, wieszcza narodowego, fundatora polskiego romantyzmu, bojownika o niepodległość Polski, architekta narodowej wyobraźni i wrażliwości.

W życiu Mickiewicza było wiele szczególnych Wigilii – tych szczęśliwych, w gronie rodzinnym, trudnych – jak ta z 1824 roku, którą poeta spędził w więzieniu w Klasztorze Bazylianów. Były też Wigilie pełne nadziei, jak Boże Narodzenie obchodzone wraz z bratem Franciszkiem w posiadłości Józefa Grabowskiego w Łukowie w poznańskim. Wtedy, podobno w głowie wieszcza, narodził się pomysł napisania „Pana Tadeusza”.

Były też święta szczególnie splecione z imieninami Adama. Bodaj najgłośniejsze to te z roku 1840, gdy 25 grudnia, podczas uczty u Eustachego Januszkiewicza w Paryżu, wydanej z okazji imienin Mickiewicza, doszło do pojedynku na improwizacje pomiędzy solenizantem a Juliuszem Słowackim.

Mickiewicz Boże Narodzenie obchodził z powagą i zachowaniem tradycji. Stół udekorowany był sianem, „gwiazdka na włosie wisiała”, jedzono barszcz, kapustę, kluski. Najstarsza córka poety Maria wspominała paryskie święta: „W każdą Wigilię, także wieczorem, dawało się nagle słyszeć za drzwiami kolędę „W żłobie leży, któż pobieży”, której ojciec z widocznym rozrzewnieniem słuchał (…). Byli to przyjaciele i znajomi, którzy zawsze z miłą wstępowali niespodzianką. Wieczór często kończył się (…) tańcami i polonezem, w którym ojciec występował zawsze, powtarzając, że to jedyny taniec piękny, poważny, dla każdego stosowny…”.

 Znadniemna.pl na podstawie Muzeumliteratury.pl, na obrazie: Adam Mickiewicz na Judahu skale, portret pędzla Walentego Wańkowicza, źródło: Wikipedia

24 grudnia 1798 roku w Zaosiu (lub Nowogródku) urodził się Adam Bernard Mickiewicz. W dniu, kiedy cały świat obchodzi Wigilię Bożego Narodzenia przypadają zarówno urodziny, jak też imieniny naszego krajana, poety, wieszcza narodowego, fundatora polskiego romantyzmu, bojownika o niepodległość Polski, architekta narodowej wyobraźni i wrażliwości. W

Słowa najpiękniejszej kolędy „Bóg się rodzi, moc truchleje…” zna zapewne każdy Polak. Z wielu źródeł wynika, że ten tekst powstał w Dubiecku – urokliwej, położonej nad brzegiem Sanu, wzmiankowanej jeszcze w średniowieczu miejscowości w powiecie przemyskim. A po raz pierwszy królowa polskich kolęd zabrzmiała w zimowy wieczór 1792 roku w Starym Kościele Farnym w Białymstoku.

Stary Kościół Farny w Białymstoku

Tablica pamiątkowa w Starym Kościele Farnym w Białymstoku, ufundowana w 175. rocznicę śmierci poety

Oryginalny tytuł perły polskich kolęd „Bóg się rodzi – moc truchleje” brzmi „Pieśń o Narodzeniu Pańskim”. Jej autor to znakomicie wykształcony poeta Franciszek Karpiński, absolwent Uniwersytetu we Lwowie, doktor filozofii, autor sielanek – w tym słynnej „Laury i Filona” – elegii, wierszy miłosnych, patriotycznych i religijnych.

Najczęściej nie wiele możemy powiedzieć o pochodzeniu tej kolędy.  Kilka miejscowości przypisuje sobie zaszczyt powstania w nich tej bez wątpienia jednej z najpiękniejszych pieśni Bożonarodzeniowych. Jej autor, niestety, też nie zdradził, gdzie powstała. W Polsce utrwaliło się przekonanie, że miało to miejsce  w Dubiecku nad Sanem, podczas pobytu poety w tym podkarpackim miasteczku.

Błękitna Markiza

Rymy „Pieśni o Narodzeniu Pańskim” poeta ułożyć miał na prośbę księżnej Izabeli Lubomirskiej z Czartoryskich. Poznał ją około 1770 roku w Wiedniu. Księżnę przyjmowano na najsławniejszych dworach Europy, dzięki czemu arystokratka aktywnie działała nie tylko w polityce krajowej, ale też międzynarodowej. Otaczała przy tym troską nie tylko swoich poddanych, była też mecenasem wielu artystów. Na zamku w Łańcucie księżna posiadała olbrzymią kolekcję dzieł sztuki i zbiorów muzycznych. Z powodu błękitnych sukni, które często nosiła, nazywano ją Błękitną Markizą.

To na jej prośbę Karpiński napisał swój najsłynniejszy tekst „Pieśń o Narodzeniu Pańskim”, zwany powszechnie kolędą „Bóg się rodzi”.

Czas spędzony w Dubiecku za pisaniem swojego arcydzieła natchnął Franciszka Karpińskiego do stworzenia jeszcze jednego utworu – sążnistego wiersza pt. „Podróż z Dobiecka na Skałę”. W którym dokładnie miejscu znajduje się wymieniona w tytule „Skała”, lokalni badacze głowią się do tej pory. Bez rezultatów.

Prapremiera w Białymstoku

Kolęda „Bóg się rodzi” po raz pierwszy zabrzmiała w roku 1792 w Starym Kościele Farnym w Białymstoku. Karpiński mieszkał wówczas w nieodległym Zabłudowie, pełniąc obowiązki guwernera księcia Dominika Radziwiłła. Tego samego roku tekst pieśni pierwszy raz ukazał się drukiem – stał się fragmentem wydanego w oficynie księży Bazylianów w Supraślu śpiewnika „Pieśni nabożne”. Egzemplarz tego zbioru Karpiński przekazał królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu.

Na podarowany królowi śpiewnik składają się tłumaczenia 19 psalmów oraz teksty 30 pieśni, pisanych w sumie przez co najmniej pięć lat. Oprócz „Bóg się rodzi”, są w śpiewniku teksty utworów, które do dzisiaj są śpiewane w naszych kościołach, np.: „Nie zna śmierci Pan żywota”, „Zróbcie mu miejsce: Pan idzie z nieba”, czy  „Kiedy ranne wstają zorze”.

„Królowa polskich kolęd”

Kolęda „Bóg się rodzi” powstała  w wyjątkowym czasie. Było już po pierwszym rozbiorze Polski, a wkrótce nastąpiły dwa kolejne. Zwłaszcza po trzecim rozbiorze, który nastąpił w 1795 roku, utwór zyskał zupełnie nowy wymiar. Stał się nie tylko kolędą, śpiewaną jako pierwsza w czasie pasterki, pieśń zaczęła stanowić element tożsamości narodowej. Śpiewano ją wszędzie i śpiewali ją wszyscy.

Franciszek Karpiński na wieść o podpisaniu trzeciego rozbioru osiwiał w ciągu jednej nocy i postanowił zakończyć twórczość poetycką, pisząc w jednym z listów: „Wszelako pod obcym panowaniem wolny kiedyś Polak, jak dobrze napisać może, kiedy ma ręce zawiązane? Albo kto kiedy był na mówce obrany, który się za każdym słowem zająknąć musi? Wolność to tylko w narodach rodziła wyrazy, jak sama, śmiałe i kto się na wiele oglądał, zapewne mało dobrych powiedział.”

Rozgoryczony utratą przez Polskę państwowości poeta wyjechał na zawsze z Warszawy i zamieszkał na Podlasiu. W 1818 rou kupił od Wincentego Orzechowskiego, sędziego granicznego wołkowyskiego, wieś Chorowszczyznę koło Wołkowyska, gdzie spisał swój pamiętnik i zajął się pracą fizyczną, nigdy już nie sięgając po pióro w celu napisania jakiegokolwiek utworu. Stwierdził, że nie ma dla kogo pisać. Sens istnienia odnajdywał tylko w pracy dla prostego ludu. Był wśród niego poważany i kochany. Jego pieśni znali wszyscy, wszak śpiewano je w każdym kościele. Poeta na zawsze pozostał wśród prostych ludzi.

Odrestaurowany grobowiec Franciszka Karpińskiego w Łyskowie z okazji 100. rocznicy śmierci poety w 1925 roku

Grobowiec Franciszka Karpińskiego w Łyskowie

Pochowany na terenie dzisiejszej Białorusi – w Łyskowie blisko Prużany. Grób poety ma kształt wielokrotnie zmniejszonej wiejskiej chaty. U jej szczytu jest umieszczona tablica z płaskorzeźbą i napis „Otóż mój dom ubogi”.

O słowach kolędy

Pieśń o Narodzeniu Pańskim składa się z pięciu zwrotek, każda po osiem ośmiozgłoskowych wersów. Oksymorony w tekście (np. „blask ciemnieje”) uwydatniają znaczenie cudu Bożego Narodzenia. Słowa kolędy podsumowuje formuła wzięta z Ewangelii św. Jana: „A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami”.

Piąta strofa utworu rozpoczyna się słowami „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą”, co nadaje pieśni charakteru narodowego. W rzeczywistości jedna zwrotka ta nawiązywała do posiadłości książąt Lubomirskich, ale obecnie interpretujemy ją, jako błaganie o błogosławieństwo dla całej Polski i jej wszystkich „wiosek z miastami”.

Utwór tak poważny w treści, znacznie odróżniał się od popularnych na przełomie XVIII i XIX stuleci  kolęd ludowych. Karpińskiemu udało się zatem połączyć wzniosłość z potocznością.

Tekst Karpińskiego już wkrótce po opublikowaniu był śpiewany, ale na różne melodie. Obecnie używana melodia jest utrzymana w rytmie poloneza, a jego autorstwo przypisywane bywa Karolowi Kurpińskiemu. Niektórzy twierdzą jednak, że ma pochodzenie ludowe. Według innych źródeł jest to polonez koronacyjny królów polskich jeszcze z czasów Stefana Batorego (XVI w.).

„Pieśń o Narodzeniu Pańskim” nie jest jedyną kolędą opartą na polonezie. Melodia i metrum tego staropolskiego tańca wybrzmiewają także w kolędach „W żłobie leży” oraz „Dzisiaj w Betlejem”.

W pierwszej połowie XIX wieku kolęda „Bóg się rodzi” była znana w całej Polsce, chociaż śpiewano ją, w zależności od regionu, w różnych wariantach melodycznych.

Utwór autorstwa Franciszka Karpińskiego krzepił polskie serca w czasach zaborów, ale też w późniejszych trudnych okresach naszej historii. Samozwańczy poeci dopisywali do tego tekstu kolejne zwrotki i śpiewali je w latach hitlerowskiej okupacji bądź w stanie wojennym. Kolędę, w rozlicznych wersjach i aranżacjach, wykonywały również gwiazdy polskiej estrady XX i XXI stuleci. A wśród nich: Irena Santor, Jerzy Połomski, Krzysztof Krawczyk, Eleni, Krystyna Prońko, Urszula Sipińska i inni.

Tekst kolędy „Bóg się rodzi”

Bóg się rodzi, moc truchleje,

Pan niebiosów obnażony.

Ogień krzepnie, blask ciemnieje,

Ma granice Nieskończony.

Wzgardzony okryty chwałą,

Śmiertelny Król nad wiekami,

A Słowo ciałem się stało,

i mieszkało między nami.

 

Cóż masz, niebo nad ziemiany,

Bóg porzucił szczęście swoje.

Wszedł między lud ukochany,

Dzieląc z nim trudy i znoje,

Niemało cierpiał, niemało,

Żeśmy byli winni sami,

A Słowo ciałem się stało,

i mieszkało między nami.

 

W nędznej szopie urodzony,

Żłób Mu za kolebkę dano!

Cóż jest, czym był otoczony,

Bydło, pasterze i siano.

Ubodzy, was to spotkało,

Witać Go przed bogaczami,

A Słowo ciałem się stało,

i mieszkało między nami.

 

Potem i króle widziani,

Cisną się między prostotą,

Niosąc dary Panu w dani:

Mirrę, kadzidło i złoto.

Bóstwo to razem zmieszało,

Z wieśniaczymi ofiarami,

A Słowo ciałem się stało,

i mieszkało między nami.

 

Podnieś rączkę, Boże Dziecię,

Błogosław ojczyznę miłą.

W dobrych radach, dobrym bycie,

Wspieraj jej siłę swą siłą.

Dom nasz i majętność całą

I wszystkie wioski z miastami,

A Słowo ciałem się stało

i mieszkało między nami.

Opr. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl

Słowa najpiękniejszej kolędy „Bóg się rodzi, moc truchleje…” zna zapewne każdy Polak. Z wielu źródeł wynika, że ten tekst powstał w Dubiecku - urokliwej, położonej nad brzegiem Sanu, wzmiankowanej jeszcze w średniowieczu miejscowości w powiecie przemyskim. A po raz pierwszy królowa polskich kolęd zabrzmiała w

Z okazji 228. rocznicy urodzin naszego, trochę zapomnianego już krajana Wiktora Heltmana, proponujemy Państwu poznać biografię polskiego patrioty.

Wiktor Heltman urodził się 23 grudnia 1796 r. w Wierzchowicach koło Brześcia Litewskiego.

W latach 1810 – 1815, uczęszczał do szkoły średniej w Świsłoczy. Po  jej ukończeniu został bibliotekarzem u hrabiego Chodkiewicza w Warszawie, co umożliwiło młodemu człowiekowi uczęszczanie na kursy z ekonomii politycznej, filozofii i historii na Uniwersytecie Warszawskim w latach 1817-21.

Heltman rozpoczął swoją działalność polityczną w 1819 roku. Pomagał wówczas w założeniu tajnego stowarzyszenia, mającego na celu walkę o niepodległość Polski. W skład tajnej organizacji wchodzili: A. Zamoyski, T. Krzyżanowski i Maciejowski. W 1820 r. stowarzyszenie połączyło się z innym podobnym, tworząc Związek Wolnych Polaków. Wiktor Heltman był jednym z liderów tej organizacji. Związek wydawał swoje czasopismo pt. „Dekada Polska” , nasz bohater . Heltman był w nim  redaktorem naczelnym.

W 1821 roku Heltman został aresztowany i zmuszony do służby jako szeregowy w artylerii Korpusu Litewskiego Rosyjskiego. Dzięki amnestii ogłoszonej na cześć intronizacji Mikołaja I, Polak awansował, najpierw na podporucznika, a następnie na porucznika piechoty.

Jako żołnierz armii rosyjskiej były konspirator zmienił stronę i podczas powstania listopadowego  dołączył do sił polskich. Po upadku powstania, 24 września 1831 roku, polski patriota przekroczył granicę zaboru austriackiego.

7 listopada rozpoczęło się jego wygnanie polityczne. Niedługo po utworzeniu 17 marca 1832 roku Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (TDP) w Paryżu, Wiktor Heltman dołączył do tej organizacji 26 września 1832 roku jako jej pięćdziesiąty członek. W 1835 roku został wybrany do organu zarządzającego stowarzyszeniem – tzw. Centralizacji, czyli Centralnego Komitetu Koordynacyjnego w Poitiers. Przeniósł się tam z Tuluzy. W ciągu następnych jedenastu lat był wielokrotnie wybierany na członka Centralizacji i został najdłużej urzędującym urzędnikiem tego organu.

Heltman był jednym z autorów wydanego w 1836 roku Manifestu Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. Jako działacz demokratyczny dążył do popularyzacji zasad powszechnej demokracji republikańskiej, które wspomniany manifest wyłożył. W tym celu nasz bohater założył we Francji wraz z Janem Nepomucenem Janowskim czasopismo historyczne „Przegląd Dziejów Polskich” (lata wydawania – 1836-1844); pisał także do pisma politycznego „Demokrata Polski” (1837-1862) i do Pisma Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (1837-1841).

Jego wkład w uporządkowanie kwestii polityczno-socjalnych oraz usystematyzowanie  zbioru opinii członków Towarzystwa na temat ustroju politycznego i społecznego przyszłej wyzwolonej Polski, był znaczący.

Pod koniec 1843 roku Wiktor Heltman został wysłany przez Centralizację na tajną misję jako emisariusz do Polski, gdzie przygotowywano nowe powstanie. W 1844 roku Heltman dołączył do komitetu przygotowującego zryw; rok później planowano, że gdy tylko wybuchną walki zostanie członkiem rządu krajowego. Po klęsce rewolucji krakowskiej w 1846 roku, powstaniec powrócił do Paryża i został ponownie ustanowiony członkiem Centralizacji na lata 1846-1848.

Po wybuchu francuskiej rewolucji lutowej nasz bohater – wraz z innymi członkami Centralizacji – brał udział w rozmowach prowadzonych w marcu 1848 roku z Lamartine’em i otrzymał obietnice poparcia Rządu Tymczasowego Drugiej Republiki dla sprawy niepodległości Polski.

30 marca 1848 r. działacz emigracyjny opuścił Paryż, aby udać się do Poznania, ale 5 kwietnia znalazł się w Krakowie, gdzie napisał apel do chłopów. Następnie, 13 kwietnia, Heltman przybył do Lwowa, gdzie współpracował z radykalnymi demokratami. Został wtedy jednym z założycieli i współpracowników demokratycznego „Dziennika Stanisławowskiego” (ukazywał się od 2 września do 1 listopada 1848 roku).

Po zbombardowaniu Lwowa przez Austriaków 2 listopada, wydawca i publicysta ukrywał się w pobliżu Stanisławowa do stycznia 1849 roku, a następnie uciekł do Paryża. Wkrótce odpowiedział jednak na wezwanie niemieckich radykałów i, jako oficjalny przedstawiciel Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, wraz z Aleksandrem Krzyżanowskim, przybył 13 kwietnia 1849 roku do Drezna. Tu podjął współpracę m.in. z Michaiłem Bakuninem. Miał również współpracować z Czechami.

5 maja Heltman i Krzyżanowski zawarli porozumienie z władzami rewolucyjnymi w Dreźnie w sprawie współpracy polsko-saskiej, a po klęsce rewolucji uciekł do Frankfurtu. 15 maja Heltman i Krzyżanowski udali się do Kaiserslautern, gdzie podjęli rozmowy z przedstawicielami rewolucyjnego rządu Badenii w sprawie współpracy polsko-niemieckiej. W wyniku wstępnego porozumienia dotyczącego m.in. przyszłej granicy polsko-niemieckiej, dowództwo nad armią rewolucyjną Badenii objął Ludwik Mierosławski, członek Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, natomiast dowództwo nad armią Palatynatu objął generał Franciszek Sznajde.  W rewolucyjnych siłach zbrojnych powstał wówczas Legion Polsko-Niemiecki, do którego przybyli polscy oficerowie z Francji. Heltman, Krzyżanowski i Adolf Chrystowski utworzyli wtedy Komisję Polską, która 29 czerwca 1849 r. zawarła kolejne porozumienie z rewolucyjnym rządem Badenii, uwzględniające wsparcie finansowe dla emisariuszy w Polsce, Czechach i na Węgrzech.

Po upadku rewolucji niemieckiej Heltman powrócił do Francji; w 1850 roku przybył do Brukseli, gdzie poślubił Eleonorę Dmochowską.

Wiktor Heltman z żoną Eleonorą, fot.: Wikipedia.org

Po założeniu rodziny działacz emigracyjny usunął się z życia politycznego, choć nie przestawał pisać. Swoje artykuły publikował w „Demokracie Polskim”, „Przeglądzie Spraw Polskich ”, „Ognisku ”, „Wytrwałości ” i „Niepodległości”.

Druga połowa XIX stulecia przebiegała dla naszego bohatera pod znakiem upadku na zdrowiu. Wyczerpany chorobą Heltman swoje ideologiczne wyznanie napisał w „Krwawych słowach dla ludu”, opublikowanych w dzienniku L. Bulewskiego „ Rzeczpospolita Polska ”.

Wiktor Heltman zmarł 16 lipca 1874 roku w Brukseli.

Został zapamiętany jako wybitny polskich pisarz polityczny i publicysta nurtu demokratycznego oraz republikańskiego pierwszej połowy XIX wieku. Był politykiem emigracyjnym, który odegrał znaczącą rolę w wydarzeniach rewolucyjnych w latach 1846–1849 zarówno w Polsce, jak i w Niemczech.

Dzieła pisane, korespondencja i biblioteka Wiktora Heltmana uległy zniszczeniu w Warszawie podczas II wojny światowej.

Opr. Walery Kowalewski, portret Wiktora Heltmana, źródło: Encyklopedia PWN

Z okazji 228. rocznicy urodzin naszego, trochę zapomnianego już krajana Wiktora Heltmana, proponujemy Państwu poznać biografię polskiego patrioty. Wiktor Heltman urodził się 23 grudnia 1796 r. w Wierzchowicach koło Brześcia Litewskiego. W latach 1810 - 1815, uczęszczał do szkoły średniej w Świsłoczy. Po  jej ukończeniu został bibliotekarzem

– Dziennikarz i działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut, a także inni więźniowie polityczni, spędzą kolejne święta w białoruskich więzieniach – mówił w niedzielę podczas akcji solidarnościowej w Białymstoku wiceprezes Związku Polaków na Białorusi Marek Zaniewski.

Akcje solidarnościowe z Poczobutem, a także innymi więźniami politycznymi przebywającymi w białoruskich więzieniach, odbywają się w Białymstoku przy pomniku bł. ks. Jerzego Popiełuszki, gdzie ustawione są wielkoformatowe fotografie dziennikarza. Uczestnicy przynoszą zdjęcia Poczobuta, ale też innych więźniów, trzymają też nieuznawane przez reżim biało-czerwono-białe flagi Białorusi.

Poczobut w areszcie przebywał od 25 marca 2021 roku. 8 lutego 2023 roku został skazany na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Po nieuwzględnionym odwołaniu od wyroku przebywa w kolonii w Nowopołocku.

„Andrzej spędzi te – kolejne – święta w więzieniu tak, jak i tysiące innych więźniów politycznych. Mamy cały czas nadzieję, że na Białorusi coś zacznie się zmieniać, ale, niestety, przychodzimy tutaj już trzeci rok i nic się nie zmienia” – mówił podczas wiecu Zaniewski. Ocenił, że sytuacja więźniów politycznych „jak była, tak i pozostaje bardzo trudna”. Dziennikarzom mówił, że według szacunków na Białorusi jest ponad 1,2 tys. więźniów politycznych, ale w jego ocenie ta liczba jest znacznie wyższa.

Mówiąc o sytuacji Poczobuta, powiedział, że nadal przebywa w Nowopołocku, nie ma o nim zbyt wielu informacji. „Mamy nadzieję, że czuje się dobrze, nic mu nie dolega. Mamy wielką nadzieję, że będzie taki moment, że zbierzemy się tutaj z bardziej jakiejś radosnej okazji, niż cały czas się zbieramy” – zaznaczył.

Dziękował wszystkim, którzy przychodzą, pamiętają i solidaryzują się „z naszymi kolegami, którzy siedzą, którzy cierpią”. „Tylko to nam zostaje” – dodał. Życzył też zebranym z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia „nadziei i wiary w lepsze jutro”.

Białoruski dziennikarz i działacz polskiej mniejszości na Białorusi Jan Roman mówił dziennikarzom, że z informacji, jakie posiada, Poczobut nadal przebywa w tzw. PKT, czyli oddzielnej celi. Wyjaśnił, że w białoruskim systemie penitencjarnym nazywa się je „pomieszczeniami typu cela”, a trzymani są w nich więźniowie w koloniach karnych, którzy według administracji zrobili „coś złego”.

Roman powiedział, że Andrzej Poczobut wciąż ma problemy zdrowotne, nadal nie otrzymuje też paczek żywnościowych, nie ma kontaktu z rodziną oprócz pisania i otrzymywania listów od najbliższych. Dodał, że w niektórych białoruskich więzieniach obowiązują zasady mówiące, że można raz na jakiś czas zadzwonić do bliskich, ale Andrzej nie miał jeszcze takiej możliwości.

Podczas wiecu głos zabrał przebywający i pracujący w Polsce dziennikarz z Mohylewa Uładzimir Łapcewicz, który mówił, że obecnie w białoruskich więzieniach przebywa ponad 40 dziennikarzy, współpracowników niezależnych mediów. „(Siedzą) z różnych powodów, ale najgłówniejszy powód to, że mieli śmiałość coś powiedzieć o tym, co robi się na Białorusi, o tych represjach, które trwają, o tym bezprawiu, które też do tej pory trwa” – zaznaczył.

Podkreślił, że akcje w Białymstoku odbywają się od ponad trzech lat, ale „nie może powiedzieć, że coś się zmieniło”. Jego zdaniem głos uczestników akcji nie jest słyszalny. „Jak wydaje mi się, ci, którzy kierują Polską, kierują Unią Europejską, nie słyszą” – ocenił Łapcewicz. Jego zdaniem informacje o prowadzeniu negocjacji, by uwolnić Poczobuta i innych działaczy, „to tylko takie niezrozumiałe rozmowy – bezskuteczne”.

„Ja nie wiem, jak długo będziemy tu się zbierać, ale koniec musi jakiś być i ten koniec musi nas zadowalać, to znaczy, że wszyscy więźniowie polityczni na Białorusi muszą wyjść z więzienia” – mówił dziennikarz.

 Znadniemna.pl za Stooq.pl/PAP, na zdjęciu: Akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem w Białymstoku, 22.12.2024, fot.: Joanna Szubzda/Polskie Radio Białystok

- Dziennikarz i działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut, a także inni więźniowie polityczni, spędzą kolejne święta w białoruskich więzieniach - mówił w niedzielę podczas akcji solidarnościowej w Białymstoku wiceprezes Związku Polaków na Białorusi Marek Zaniewski. Akcje solidarnościowe z Poczobutem, a także innymi więźniami politycznymi przebywającymi w

Ojciec Andrzej Juchniewicz (OMI) początkowo znalazł się w areszcie administracyjnym pod zarzutem „politycznym”.  Kiedy trafił do aresztu śledczego dla kryminalistów, do parafian księdza dotarły informacje o naciskach, wywieranych na ich duszpasterza, a także o groźbie sfabrykowania przeciwko niemu zarzutów kryminalnych.

Kilka dni temu, kiedy ogłoszona została data rozpoczęcia procesu sądowego proboszcza Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie, potwierdziły się najgorsze prognozy. Okazało się, że 27 grudnia tego roku duchowny stanie przed sądem na podstawie zupełnie nieoczekiwanych zarzutów.

Przypomnijmy, że ks. Andrzej Juchniewicz był początkowo osadzony w areszcie administracyjnym za umieszczanie na Facebooku zdjęć biało-czerwono-białej (kojarzonej z antyłukaszenkowską opozycją) i ukraińskiej flagi. Po odbyciu pierwszej maksymalnie dopuszczalnej kary administracyjnej – 15 dni aresztu – nie został wypuszczony na wolność. Zamiast tego skazano go na kolejne 15 dni. Ogółem w areszcie administracyjnym ksiądz spędził 55 dni.

Następnie przeciwko duchownemu wszczęto sprawę karną, ale nie ujawniano, pod jakim zarzutem.

Pojawiły się przecieki, iż tak jak w przypadku innych księży katolickich, podjęta zostanie próba oskarżenia duchownego o popełnienie „przestępstw przeciwko integralności seksualnej nieletnich”, czyli – najprościej mówiąc – pedofilii.

Wcześniej białoruskie służby w podobny sposób groziły innym duchownym Kościoła Katolickiego na Białorusi. Jednak na groźbach się kończyło, gdyż nikt nikomu niczego nie udowodnił.

Środowiska kościelne nieoficjalnie komentowały sytuację wokół księdza z Szumilina i domysły odnośnie podejmowanych przez KGB prób oskarżenia go o pedofilię tak, że sam fakt stawiania podobnych zarzutów może skutkować zniszczeniem reputacji duchownego, będącego proboszczem diecezjalnego Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie koło Witebska i przewodniczącym Misji Zakonu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI) na Białorusi.

Teraz, gdy wyznaczono termin rozpoczęcia rozprawy sądowej, potwierdziły się najgorsze oczekiwania. Wśród , ogłoszonych oficjalnie przeciwko księdzu zarzutów, brak jest oskarżeń o podłożu „politycznym”. Są natomiast paragrafy, mówiące o utrzymywaniu stosunków seksualnych z nieletnimi, czyli zarzuty, za pomocą których, jak prognozowano, KGB chciało zniszczyć jak dotąd nieskazitelną reputację duchownego.

Chociaż śledztwo ogłosiło datę rozpoczęcia procesu nad duchownym, wciąż niewiele wiadomo o jego obecnym stanie zdrowotnym i psychicznym. Liczne świadectwa Białorusinów, którzy przeszli przez piekło białoruskiego więziennictwa pozwalają przypuszczać, iż ojciec Andrzej w trakcie śledztwa mógł być poddawany torturom i nakłaniany do sporządzenia donosu przeciwko sobie samemu. Przez cały okres śledztwa do wiernych nie docierały listy od ich proboszcza. Osoby blisko go znające, twierdzą z kolei, że wytoczone przeciwko niemu zarzuty wyglądają absurdalnie.

Wyłącznie pozytywnie wypowiadają się o księdzu mieszkańcy Szumilina, zapewniając, iż zachowanie księdza Andrzeja nigdy nie wskazywało na skłonność do takich czynów, które mu zarzucają.

W sprawie proboszcza diecezjalnego Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie nie wypowiada się na razie ani kuria diecezji witebskiej, ani współbracia księdza Andrzeja z rezydującego w Polsce Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI).

Proces duchownego będzie toczył się za zamkniętymi drzwiami. Obserwatorzy życia Kościoła Katolickiego na Białorusi wskazują, że będzie to pierwszy przypadek w historii tego kraju, kiedy pod zarzutem „pedofilii” zostanie postawiony przed sądem ksiądz katolicki.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life

Ojciec Andrzej Juchniewicz (OMI) początkowo znalazł się w areszcie administracyjnym pod zarzutem „politycznym”.  Kiedy trafił do aresztu śledczego dla kryminalistów, do parafian księdza dotarły informacje o naciskach, wywieranych na ich duszpasterza, a także o groźbie sfabrykowania przeciwko niemu zarzutów kryminalnych. Kilka dni temu, kiedy ogłoszona została

Skip to content