HomeStandard Blog Whole Post (Page 5)

Dokładnie 107 lat temu, 20 września 1918 roku, urodził się Zygmunt Błażejewicz – żołnierz kampanii wrześniowej, partyzant Armii Krajowej, dowódca szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, jeden z najskuteczniejszych terenowych dowódców podziemia niepodległościowego. Przez dekady zapomniany i wyklęty, dziś wraca jako symbol odwagi, lojalności i walki o wolną Polskę. W rocznicę jego urodzin przypominamy historię człowieka, który nie złożył broni – nawet wtedy, gdy wydawało się, że wszystko jest już stracone.

Rówieśnik niepodległości

Zygmunt Błażejewicz, ps. „Zygmunt”, urodził się 20 września 1918 roku w Witebsku. Był to rok, w którym Polska odzyskiwała niepodległość. Chłopak pochodził z dobrze sytuowanej rodziny inteligenckiej o tatarskich korzeniach. Ojciec był inżynierem-geodetą, a matka -dentystką. Młody Zygmunt uczęszczał do renomowanego gimnazjum jezuitów w Wilnie, gdzie w 1938 roku zdał maturę.

Tuż przed wybuchem wojny młody człowiek ukończył Dywizyjny Kurs Podchorążych Rezerwy przy 5. Pułku Piechoty Legionów. We wrześniu 1939 roku nasz bohater walczył w kampanii obronnej w szeregach 6. Pułku Piechoty Legionów. Po klęsce wrześniowej nie złożył broni i już w listopadzie 1939 roku rozpoczął działalność konspiracyjną w strukturach SZP-ZWZ-AK w rejonie Niemenczyna.

„Był jednym z tych, którzy nie czekali na rozkazy z Londynu, tylko sami organizowali opór. Jego odwaga i inicjatywa były imponujące” – podkreśla dr Jarosław Szarek z IPN. Błażejewicz szybko stał się ważnym ogniwem w lokalnej siatce konspiracyjnej, a jego zdolności dowódcze zostały dostrzeżone przez przełożonych.

Dowódca z Puszczy Rudnickiej

Od jesieni 1943 roku „Zygmunt” służył w oddziale partyzanckim por. Adama Boryczki „Tońki”, działającym w okolicach Puszczy Rudnickiej. Walczył z Niemcami, litewską policją i sowiecką partyzantką. W 6. Wileńskiej Brygadzie AK dowodził plutonem szturmowym, a jego oddział przeprowadzał śmiałe akcje bojowe, często z zaskoczenia.

Zygmunt Błażejewicz, fot.: facebook.com/muzeumzolnierzywykletych

Latem 1944 roku przeszedł z oddziałem za tzw. linię Curzona, a od grudnia dowodził sekcją egzekucyjną Obwodu Bielsk Podlaski. Wykonywał akcje likwidacyjne wobec funkcjonariuszy NKWD, UB i MO – m.in. w Boćkach, Jakubowskich i Czaje-Wólce. W maju 1945 roku objął dowództwo 1. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, działającej pod komendą mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

„Błażejewicz był jednym z najskuteczniejszych dowódców terenowych. Jego działania były bezwzględne, ale wynikały z realiów brutalnej wojny domowej, jaką komuniści narzucili Polsce” – mówi o „Zygmuncie” prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN. Jego szwadron przeprowadził m.in. zasadzkę na funkcjonariuszy UB i MO oraz atak na sowiecki magazyn wojskowy.

Wyklęty, ale nie zapomniany

Po 1945 roku, wobec narastających represji, Błażejewicz zdecydował się na emigrację. Ostatecznie osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie żył do śmierci 1 kwietnia 2017 roku. Choć przez dekady pozostawał poza oficjalną pamięcią historyczną PRL, jego postać wróciła do świadomości publicznej po 1989 roku.

W ostatnich latach życia był aktywny w środowiskach kombatanckich, wspierał inicjatywy edukacyjne i upamiętniające żołnierzy wyklętych. Jego historia – pełna odwagi, dramatycznych wyborów i walki o wolność – stała się symbolem niezłomności. W 2017 roku Instytut Pamięci Narodowej pożegnał go jako „jednego z najwierniejszych synów niepodległej Polski”.

„Zygmunt Błażejewicz to postać, która pokazuje, że historia nie jest czarno-biała. Jego życie to opowieść o lojalności, miłości do ojczyzny i trudnych decyzjach w czasach, gdy każda mogła kosztować życie” – podsumowuje dr hab. Filip Musiał, historyk i dyrektor krakowskiego oddziału IPN.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl, na zdjęciu: Zygmunt Błażejewicz, fotomontaż: facebook.com/ipngovpl

Dokładnie 107 lat temu, 20 września 1918 roku, urodził się Zygmunt Błażejewicz – żołnierz kampanii wrześniowej, partyzant Armii Krajowej, dowódca szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, jeden z najskuteczniejszych terenowych dowódców podziemia niepodległościowego. Przez dekady zapomniany i wyklęty, dziś wraca jako symbol odwagi, lojalności i walki

20 września przypada  86. rocznica rozpoczęcia obrony Grodna – jednej z najbardziej dramatycznych i niedocenianych bitew kampanii wrześniowej. Przez trzy dni 1939 roku, w cieniu sowieckiej agresji, garstka polskich żołnierzy, ochotników i harcerzy stawiła opór przeważającym siłom Armii Czerwonej. Wśród nich był 13-letni Tadek Jasiński, który zginął przywiązany do sowieckiego czołgu – jako żywa tarcza. Grodno, choć nie miało się bronić, stało się symbolem odwagi, desperacji i niezłomności. Dziś, w rocznicę tamtych wydarzeń, przypominamy historię obrony miasta, które walczyło do końca o honor swój i swoich mieszkańców.

Panorama Grodna, rok 1935, fot.: Wikipedia

We wrześniu 1939 roku Grodno nie figurowało w strategicznych planach obronnych II Rzeczypospolitej. Choć było dużym garnizonem wojskowym, z dowództwem 29 Dywizji Piechoty, Brygadą KOP „Grodno” i licznymi formacjami pomocniczymi, jego rola w obronie kraju była marginalizowana. Gdy Niemcy uderzyli z zachodu, a Sowieci zbliżali się od wschodu, miasto pozostało niemal bezbronne.

Defilada 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich im. Króla Stefana Batorego w 400. rocznicę urodzin króla. Defiladę odbiera m.in. prezydent RP Ignacy Mościcki, Grodno, 24 listopada 1933. Zdjęcie: Narodowe Archiwum Cyfrowe

W obliczu sowieckiej agresji z 17 września, lokalni dowódcy – mjr Benedykt Serafin, płk Bronisław Adamowicz i płk Roman Safar – podjęli decyzję o improwizowanej obronie. Zorganizowano dwa bataliony piechoty, kilka plutonów artylerii i oddział ochotniczy z Białegostoku. Władze cywilne ewakuowały się, pozostawiając mieszkańców samym sobie. Wiceprezydent Roman Sawicki, weteran Samoobrony Grodzieńskiej z 1918 roku, pozostał na miejscu.

Mjr Benedykt Serafin, organizator i dowódca obrony Grodna w 1939 r., fot.: Kresy1939.pl

„Nie było rozkazów, nie było planów, nie było nadziei. A jednak ludzie zbierali się, szykowali butelki z benzyną, kopali rowy, stawiali barykady. To nie była armia – to była desperacja” – pisała Grażyna Lipińska, która w tych dniach pełniła funkcję sanitariuszki i obserwatorki wydarzeń.

Czołgi w ogniu, ułani w natarciu

20 września rozpoczęła się bitwa. Pierwszy sowiecki atak, przeprowadzony przez batalion rozpoznawczy 27 Brygady Pancernej, zakończył się klęską – wszystkie sześć czołgów BT-7 zostało zniszczonych, a ich załogi poległy. Polacy, mimo skromnych sił, skutecznie bronili mostów i prowadzili działania zaczepne. W mieście panował chaos, ale także niezwykła determinacja.

Sowiecki czołg BT-7, model wykorzystywany do ataku na Grodno w 1939 r., fot.: Wielkahistoria.pl

Do Grodna zaczęły napływać posiłki: grupa ppłk. Zygmunta Blumskiego, oddziały kawalerii, artylerii i ochotnicy. Gen. Marian Przeździecki objął dowództwo, a liczba obrońców wzrosła do około 3000. 21 września Polacy przeprowadzili kontratak na sowiecki 119 pułk strzelców, zadając mu ciężkie straty. Mimo sukcesów, przewaga wroga rosła z każdą godziną.

Tadek Jasiński – najmłodszy obrońca miasta

„Widziałam chłopców z butelkami w rękach, rzucających się na czołgi. Widziałam ich twarze – nie było na nich strachu, tylko gniew. Jeden z nich, ranny, krzyczał: ‘Jeszcze jeden, jeszcze jeden!’ – i rzucił ostatnią butelkę” – wspominała Lipińska. Wśród tych chłopców był Tadek Jasiński – 13-letni harcerz, który zginął w dramatycznych okolicznościach, przywiązany przez Sowietów do czołgu jako żywa tarcza. Jego śmierć stała się symbolem okrucieństwa agresora i bezgranicznego poświęcenia młodych obrońców.

Oto jak według Grażyny Lipińskiej wyglądały ostatnie chwile życia Tadka Jasińskiego:

„Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie, strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowanie, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę, jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala. Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – „Chcę mamy” – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach”.

Grodno upada, ale pamięć trwa

22 września, po trzech dniach heroicznej walki, Grodno zostało zdobyte przez Sowietów. Polacy rozpoczęli odwrót, który trwał do nocy. Straty były ogromne: według raportów sowieckich zginęło 47 żołnierzy, 156 zostało rannych, a zniszczeniu uległo 19 czołgów i trzy samochody pancerne. Polacy stracili około 200 obrońców, wielu zostało zamordowanych po zakończeniu walk.

Obrona Grodna była wyjątkowa – to jedyne miasto, które nie tylko stawiło opór Sowietom, ale także przeprowadzało kontrataki i planowane przeciwuderzenia. Mimo braku rozkazów z góry, improwizowane oddziały wykazały się niezwykłą odwagą i poświęceniem. Dla wielu mieszkańców była to ostatnia walka o wolność.

Symboliczny grób najmłodszego obrońcy Grodna we wrześniu 1939 roku – 13-letniego Tadeusza Jasińskiego, na cmentarzu pobernardyńskim w Grodnie

„Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie” – pisała Lipińska, przywołując słowa modlitwy, którą powtarzała w myślach, opatrując rannych i chowając poległych. Jej wspomnienia są dziś jednym z najważniejszych świadectw tamtych dni – pełnych bólu, ale i niezłomnej wiary w sens walki.

 Opr. Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, na zdjęciu tytułowym: most im. Marszałka Józefa Piłsudskiego na Niemnie w Grodnie, lata trzydzieste. fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

20 września przypada  86. rocznica rozpoczęcia obrony Grodna – jednej z najbardziej dramatycznych i niedocenianych bitew kampanii wrześniowej. Przez trzy dni 1939 roku, w cieniu sowieckiej agresji, garstka polskich żołnierzy, ochotników i harcerzy stawiła opór przeważającym siłom Armii Czerwonej. Wśród nich był 13-letni Tadek Jasiński,

18 września 2025 roku w Sali Lustrzanej Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu odbył się niezwykły koncert „To nasze tango”, który stał się jednym z najważniejszych wydarzeń XVI Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej. Występ międzynarodowej grupy artystów z Białorusi, Ukrainy i Polski był nie tylko muzycznym świętem, ale także głębokim hołdem dla dziedzictwa kulturowego Kresów oraz muzyki dwudziestolecia międzywojennego.

Koncert zyskał szczególny wymiar dzięki obecności artystów z Białorusi, którzy zaprezentowali nie tylko swój kunszt wokalny, ale również silne więzi kulturowe łączące Białoruś z historią Kresów. Nadzieja Brońska, Alex Abrosov i Witalij Oleszkiewicz – związani z białoruskim środowiskiem muzycznym i teatralnym – wzruszyli publiczność interpretacjami polskich i kresowych szlagierów. Ich występy przypomniały o wspólnym dziedzictwie narodów pogranicza, które mimo historycznych zawirowań wciąż żyje w sercach i pamięci.

Reżyserką koncertu była Marina Towarnicka – śpiewaczka, kompozytorka, prezeska Towarzystwa Miłośników Kultury Polskiej w Mińsku oraz Fundacji „Kultura Bez Granic” we Wrocławiu. Jej zaangażowanie nadało wydarzeniu wymiar nie tylko estetyczny, ale i symboliczny – jako wyraz troski o zachowanie pamięci o Kresach w przestrzeni współczesnej kultury. Towarnicka połączyła różnorodne głosy i tradycje w spójną narrację, która poruszyła zarówno serca, jak i umysły słuchaczy.

W programie koncertu znalazły się utwory z okresu międzywojennego, wykonane w autorskich aranżacjach przez Grażynę Komincz, Macieja Klocińskiego oraz Eugenię Żukowytską. Publiczność miała okazję usłyszeć zapomniane tanga, walce i pieśni, które niegdyś rozbrzmiewały w kawiarniach Lwowa, Wilna, Grodna i Mińska. Muzyka wypełniła cały budynek, tworząc atmosferę pełną emocji i magii – widzowie nie tylko słuchali, ale i śpiewali razem z artystami.

„To nasze tango” było nie tylko wydarzeniem artystycznym, ale także manifestem pamięci i współpracy ponad granicami. Koncert pokazał, że kultura Kresów wciąż inspiruje i jednoczy ludzi niezależnie od narodowości czy miejsca zamieszkania. Wydarzenie odbyło się dzięki wsparciu organizatorów i partnerów festiwalu, w tym Stowarzyszenia „Dziedzictwo Kresów”, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowego Centrum Kultury, Urzędu Miasta Jarosławia, Muzeum w Jarosławiu Kamienica Orsettich oraz Jarosławskiego Ośrodka Kultury i Sztuki.

Znadniemna.pl na podstawie Ckip.jaroslaw.pl oraz Facebook.com/marisza.towarnicka,  na zdjęciu: uczestnicy koncertu „To nasze tango”, fot.: Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu/Facebook.com

18 września 2025 roku w Sali Lustrzanej Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu odbył się niezwykły koncert „To nasze tango”, który stał się jednym z najważniejszych wydarzeń XVI Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej. Występ międzynarodowej grupy artystów z Białorusi, Ukrainy i Polski był nie tylko muzycznym

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski odniósł się do kwestii zamkniętej granicy polsko-białoruskiej, podkreślając, że jej ponowne otwarcie będzie możliwe tylko pod określonymi warunkami.

Wypowiedź ministra padła po spotkaniu z chińskim odpowiednikiem Wangiem Yi, które odbyło się w Helenowie pod Warszawą. Rozmowy dotyczyły m.in. sytuacji na granicy oraz roli Chin w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego.

Sikorski zaznaczył, że Polska stoi twardo w obliczu prowokacji ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki. Minister wyraził nadzieję, że Chiny – jako kluczowy partner Białorusi – mogą odegrać istotną rolę w powstrzymaniu procederu nielegalnego przepychania migrantów przez granicę.

„Jeśli Chiny pomogą nam, tak jak kiedyś, zatrzymać białoruskie prowokacje, to granica zostanie otwarta” – napisał Sikorski na platformie X.

Minister jednoznacznie stwierdził, że otwarcie granicy nie może oznaczać powrotu do sytuacji, w której „gangi pseudo-uchodźców” próbują forsować przejścia graniczne. W jego ocenie, obecna polityka Białorusi polega na instrumentalnym wykorzystywaniu migrantów w celu destabilizacji sytuacji na wschodniej flance Unii Europejskiej. Tego typu działania, według Sikorskiego, są niedopuszczalne i wymagają zdecydowanej reakcji.

Warto podkreślić, że zamknięcie granicy nastąpiło w związku z rosyjsko-białoruskimi manewrami wojskowymi „Zapad 2025”, które budzą poważne obawy o bezpieczeństwo regionu. Choć ćwiczenia dobiegły końca, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało, że granica pozostanie zamknięta do odwołania, a jej otwarcie nastąpi dopiero po uzyskaniu gwarancji pełnego bezpieczeństwa.

Komentarz Sikorskiego wpisuje się w szerszy kontekst napięć dyplomatycznych i bezpieczeństwa na granicy wschodniej Polski. Jego słowa wskazują na determinację polskich władz w obronie suwerenności i porządku granicznego, przy jednoczesnym otwarciu na współpracę międzynarodową w celu rozwiązania kryzysu.

Znadniemna.pl na podstawie Kresy.pl, na zdjęciu: Radosław Sikorski i Wang Yi, źródło: screenshot z https://www.youtube.com/watch?v=uIXaB6nl5FY

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski odniósł się do kwestii zamkniętej granicy polsko-białoruskiej, podkreślając, że jej ponowne otwarcie będzie możliwe tylko pod określonymi warunkami. Wypowiedź ministra padła po spotkaniu z chińskim odpowiednikiem Wangiem Yi, które odbyło się w Helenowie pod Warszawą. Rozmowy dotyczyły m.in. sytuacji na granicy

18 września 1874 roku w Bagnols sur Cèze na południu Francji zmarł Hipolit Klimaszewski – poeta, pedagog, działacz emigracyjny i uczestnik powstania listopadowego, znany pod pseudonimem Baba-Jeremiasz. Jego życie, pełne dramatycznych zwrotów, symbolizuje losy polskich intelektualistów XIX wieku – rozdartych między nauką, twórczością a walką o niepodległość.

Lata młodości

Hipolit Klimaszewski urodził się 19 stycznia 1802 roku w Kopatkiewiczach na Polesiu. Był najmłodszym z pięciorga dzieci. Pochodził z rodziny drobnoszlacheckiej. Ojciec jego zajmował się dzierżawą bądź zarzadzaniem dóbr.

W 1810 roku nasz bohater uczył się w szkole elementarnej w Mozyrzu, a w roku 1812 w Owruczu na Wołyniu, dokąd przenieśli się jego rodzice. Po śmierci matki, w 1813 roku, ojciec oddał syna do zakonu bazylianów, którzy wysłali  go do seminarium duchownego w Poczajowie, a następnie Hipolit pobierał naukę w prestiżowym Liceum Krzemienieckim.

W roku 1818 nasz bohater był zastępcą profesora retoryki w szkole bazyliańskiej w Lubarze, a po roku wstąpił na Uniwersytet Wileński, gdzie studiował filologię pod kierunkiem Godfryda E. Groddecka.

Nie będąc formalnie członkiem zgromadzenia Filaretów, Hipolit utrzymywał jednak bliskie stosunki z tym środowiskiem. Spotykał się Antonim Edwardem Odyńcem, Tomaszem Zanem, Adamem Mickiewiczem i odczytywał im swoją poezję.

Przebywając poza Wilnem dowiedział się o aresztowaniach i śledztwie prowadzonym przez Nowosilcowa więc do Wilna nie wrócił. W tym czasie zerwał ostatecznie z bazylianami. Decyzja ta wiązała się niewątpliwie ze śmiercią ojca w 1823 roku, który sprzeciwiał się wcześniejszym już zamiarom naszego bohatera porzucenia stanu duchowego.

Ostatecznie jednak powrócił do Wilna i w roku 1926 uzyskał tytuł magistra filozofii i otrzymał posadę profesora języka polskiego w II gimnazjum wileńskim.

W latach 1827-1830 napisał wiele poezji, był autorem popularnych w całym kraju piosenek i wierszyków (np. „Dosyć bracia w kącie siedzieć”), wydrukował w „Dzienniku Wileńskim” kilka artykułów, wydał z obszernym komentarzem pierwszy tom poezji Trembeckiego i przygotował do druku tom następny tego wydawcy. Ogłosił tez kilka utworów w redagowanymi przez siebie „Noworoczniku Litewskim na rok 1831”. Przygotował do druku kronikę litewską w języku słowiańskim, znalezioną w prywatnym zbiorze Bychowca. Nawiązał wówczas przyjaźń z Józefem Ignacym Kraszewskim.

To właśnie nasz bohater posłużył Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu za pierwowzór postaci „profesora Hipolita” w „Powieści bez tytułu”.

Powstanie i emigracja

Klimaszewski wraz z wileńską młodzieżą akademicką wziął czynny udział w powstaniu listopadowym 1831 roku, walcząc na Litwie. Został dowódcą jednej z kompanii legionu akademickiego. Brał udział w potyczkach pod Rudnikami i Rakliszkami. Ranny, dostał się do niewoli. Więziony w Wilnie w jednej celi z  Józefem Ignacym Kraszewskim, skazany został na karę śmierci, następnie jednak złagodzono wyrok na zesłanie.

Z pomocą przyjaciół w lutym 1832 roku uciekł z więzienia i przedostał się do Prus, skąd w maju 1832 roku dojechał do Paryża.

Na emigracji związał się z polską kolonią w Paryżu. Z polecenia Joachima Lelewela był wychowawcą synów wojewody Antoniego Ostrowskiego, a w latach 1843-1847 administrował jego majątkiem Maderes (departament Indre et Loire).

Został członkiem Towarzystwa Historyczno-Literackiego i przy wsparciu hr Antoniego Ostrowskiego, Walentego Zwierkowskiego i Franciszka Godebskiego założył w Wersalu tzw. bibliotekę wersalsko-wileńską, którą kierował. Planowano, że po odzyskaniu przez Polskę niepodległości jej zbiory trafią do Uniwersytetu Wileńskiego.

Pedagog w Batignolles

W 1847 roku objął stanowisko dyrektora Szkoły Polskiej na paryskim Batignolles. Zaczynając prace w trudnych rewolucyjnych warunkach, zaprowadził w szkole ostrą dyscyplinę, posuwając się do usunięcia grupy uczniów za lenistwo i „złą konduitę”. W programie nauczania duży nacisk położył na przedmioty narodowe. Sam wykładał historię Polski, język i literaturę polską, filologię oraz rysunek topograficzny (21 godzin tygodniowo), nie biorąc za to osobnego wynagrodzenia. Był autorem wielu podręczników.

Klimaszewski miał niezwykły styl pracy – wykładał poezje Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego… gotując przy tym kołduny, zrazy po litewsku i inne polskie potrawy. Wspólne posiłki w szkolnym refektarzu były okazją nie tylko do nauki, ale i do integracji polskiej młodzieży na emigracji.

Choć cieszył się sympatią uczniów, konflikt z nową radą administracyjną zakończył się jego zwolnieniem. Głęboko dotknięty, wyjechał w 1854 roku do Marsylii, gdzie objął kierownictwo działu ekonomicznego Drogi Żelaznej Marsylsko-Paryskiej, której głównym zadaniem było zaopatrywanie poszczególnych stacji kolei w materiały piśmienne. Spotkał tam ponownie Józefa Ignacego Kraszewskiego – przyjaciela z lat młodości. Prowadzili bogatą korespondencję, z której jednak zachowało się jedynie kilkanaście listów.

Ostatnie lata

Około 1860 roku nasz bohater czynił starania o powrót do kraju jednakże nie uzyskał zgody władz rosyjskich. W ostatnich latach za namowa Kraszewskiego napisał pamiętnik, który spłonął w rękopisie w Bibliotece Narodowej w Warszawie w czasie II wojny światowej.

Na emeryturze Klimaszewski osiadł z żoną Francuzką, Anną Cecylią Lavérgne, w Bagnols sur Cèze (departament Gard). Dzieci nie miał. Opiekował się miejscową biblioteką. Zmarł tamże 18 września 1874 roku. Żona ufundowała mu okazały nagrobek z wapienia, a także wykupiła wieczystą koncesję na grób. Pomnik – świadectwo wdzięczności i pamięci – przetrwał do naszych czasów. W latach 2016–2018 został odrestaurowany dzięki staraniom Towarzystwa Opieki nad Polskimi Zabytkami i Grobami Historycznymi.

Dziś nagrobek Hipolita Klimaszewskiego w Bagnols sur Cèze wyróżnia się na miejscowym cmentarzu i przypomina, że jego życie – od Polesia, przez Wilno i Paryż, aż po południową Francję – było nierozerwalnie związane z polską kulturą i walką o wolność.

Klimaszewski pozostawił po sobie dorobek literacki i pedagogiczny. Jego satyryczne pisemka redagowane w Paryżu i Wersalu, piosenki patriotyczne, a także praca w szkole emigracyjnej uczyniły go ważną postacią polskiej diaspory. Był również jednym z tych, którzy – łącząc humor, literaturę i codzienność – potrafili podtrzymywać ducha narodowego na obczyźnie.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

18 września 1874 roku w Bagnols sur Cèze na południu Francji zmarł Hipolit Klimaszewski – poeta, pedagog, działacz emigracyjny i uczestnik powstania listopadowego, znany pod pseudonimem Baba-Jeremiasz. Jego życie, pełne dramatycznych zwrotów, symbolizuje losy polskich intelektualistów XIX wieku – rozdartych między nauką, twórczością a walką

W środę, 17 września 2025 roku, w Białymstoku odbyły się uroczystości upamiętniające 86. rocznicę agresji Związku Sowieckiego na Polskę oraz Dzień Sybiraka – święto poświęcone pamięci zesłańców i ofiar sowieckich represji.

Miejsca pamięci i modlitwy

Obchody rozpoczęły się od nabożeństw ekumenicznych w intencji ofiar w cerkwi prawosławnej pw. św. Mikołaja, kościele ewangelicko-augsburskim, meczecie przy ul. Piastowskiej oraz kościele pw. Ducha Świętego przy ul. Sybiraków. Szczególny wymiar miała modlitwa w meczecie, gdzie obecna była społeczność tatarska i białoruska, podkreślając wielokulturowy charakter regionu i wspólną pamięć o zesłaniach.

Główna uroczystość

Centralnym punktem obchodów była ceremonia pod Pomnikiem Bohaterskich Matek Sybiraczek, znajdującym się przed Muzeum Pamięci Sybiru przy ul. Węglowej.

W wydarzeniu uczestniczyli przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, duchowieństwo, Sybiracy i ich potomkowie, kombatanci oraz mieszkańcy miasta. W przemówieniach podkreślano znaczenie pamięci historycznej i konieczność przekazywania jej kolejnym pokoleniom. Zastępca prezydenta Białegostoku przypomniał, że co piąty mieszkaniec miasta trafił na „nieludzką ziemię” – w tym także osoby pochodzenia białoruskiego, które dzieliły los zesłańców.

„17 września. Pamiętamy”

Wieczorem na fasadzie Muzeum Pamięci Sybiru wyświetlono napis „17 września. Pamiętamy” – jako wyraz hołdu dla ofiar sowieckiej agresji. Władze miasta zrezygnowały w tym roku z uruchamiania syren alarmowych ze względu na incydenty związane z naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej.

Wystawy i wydarzenia towarzyszące

Obchody  Dnia Sybiraka nie zakończyły się na jednym dniu. Na 25 września zaplanowane jest otwarcie wystaw w Muzeum Pamięci Sybiru. Jedna z nich to „Fotoreportaż z Syberii”, a druga nosi nazwę „Syberyjski Świat. Historia – Życie – Przetrwanie”. Obie wystawy poświęcone są losom zesłańców i realiom ich życia na „nieludzkiej ziemi”. W ekspozycjach znajdą się również wątki dotyczące mieszkańców dzisiejszej Białorusi, którzy – jako obywatele II RP – byli ofiarami deportacji i represji sowieckich.

Obchody Dnia Sybiraka w Białymstoku były nie tylko wyrazem pamięci o tragicznych wydarzeniach z przeszłości, ale także przypomnieniem o sile ducha i niezłomności Polaków, Białorusinów i innych narodowości, które przetrwały zesłania i represje.

 Znadniemna.pl na podstawie Kurier Poranny/Radio Akadera/Bialystok.pl,, na zdjęciu: Pomnik Bohaterskich Matek Sybiraczek,  fot.: facebook.com/muzeumpamiecisybiru/

W środę, 17 września 2025 roku, w Białymstoku odbyły się uroczystości upamiętniające 86. rocznicę agresji Związku Sowieckiego na Polskę oraz Dzień Sybiraka – święto poświęcone pamięci zesłańców i ofiar sowieckich represji. Miejsca pamięci i modlitwy Obchody rozpoczęły się od nabożeństw ekumenicznych w intencji ofiar w cerkwi prawosławnej

Podczas wizyty w Paryżu prezydent Karol Nawrocki ogłosił powstanie Rady ds. Polonii i Polaków za granicą – nowego organu doradczego, który ma wzmocnić więzi między Polską a rodakami mieszkającymi poza jej granicami. W rozmowie z mediami nie wykluczył także poparcia dla idei reprezentacji Polonii w polskim parlamencie.

Prezydent RP Karol Nawrocki zapowiedział utworzenie Rady ds. Polonii i Polaków za granicą – inicjatywy, która ma na celu pogłębienie relacji państwa z Polonią i stworzenie przestrzeni do dialogu o jej roli w życiu publicznym. Ogłoszenie miało miejsce podczas konferencji prasowej w Ambasadzie RP w Paryżu.

W odpowiedzi na pytanie dziennikarzy o możliwość zapewnienia Polonii reprezentacji parlamentarnej, prezydent określił pomysł jako „bardzo ciekawy” i zaznaczył, że nie jest jego przeciwnikiem. – Jeśli będą przygotowane rozsądne rozwiązania legislacyjne w tej kwestii, to nie będę z całą pewnością ich przeciwnikiem – podkreślił Nawrocki.

Nowa Rada ma pełnić funkcję doradczą i wspierać inicjatywy integrujące Polaków mieszkających za granicą z życiem politycznym i społecznym kraju. Prezydent przypomniał, że w jego kancelarii działa już minister ds. Polonii i Polaków za granicą – Agnieszka Jędrzak – która będzie odpowiedzialna za koordynację działań w tym obszarze.

Podczas wizyty w Paryżu prezydent poruszył również temat sytuacji Polonii w Niemczech. W rozmowie z kanclerzem Friedrichem Merzem omawiano m.in. potrzebę wyrównania szans Polaków mieszkających za Odrą. Nawrocki zaznaczył, że sprawy Polonii są obecne w jego kontaktach międzynarodowych i stanowią istotny element polityki zagranicznej Polski.

Nowa inicjatywa prezydenta może okazać się przełomem w budowaniu trwałych relacji z Polonią i wzmocnieniu jej głosu w sprawach dotyczących kraju.

 Znadniemna.pl na podstawie Polskie Radio/PAP, fot.: Mikołaj Bujak/KPRP

Podczas wizyty w Paryżu prezydent Karol Nawrocki ogłosił powstanie Rady ds. Polonii i Polaków za granicą – nowego organu doradczego, który ma wzmocnić więzi między Polską a rodakami mieszkającymi poza jej granicami. W rozmowie z mediami nie wykluczył także poparcia dla idei reprezentacji Polonii w

17 września to data, która w Polsce przywołuje bolesne wspomnienia o zdradzie, agresji i utracie niepodległości. Tymczasem na Białorusi, pod rządami Aleksandra Łukaszenki, ten sam dzień obchodzony jest jako święto państwowe – „Dzień Jedności Narodowej”. Dla jednych to dzień żałoby, dla innych triumfu. Ta sprzeczność pokazuje, jak historia może być wykorzystywana do budowania politycznych narracji i wzmacniania podziałów.

Historyczna rana, która nie goi się łatwo

17 września 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie tereny II Rzeczypospolitej, realizując tajne ustalenia paktu Ribbentrop-Mołotow. Polska, już zaatakowana przez Niemcy z zachodu, została zdradzona przez drugiego sąsiada. W wyniku sowieckiej agresji setki tysięcy obywateli zostało deportowanych, a tysiące Polaków zamordowano – w tym ofiary zbrodni katyńskiej.

Dla Polaków ta data symbolizuje dramat utraty suwerenności i początek długiej nocy totalitaryzmu. Co roku w Polsce oraz w ośrodkach polonijnych poza granicami kraju odbywają się uroczystości upamiętniające ofiary sowieckiej napaści, a w szkołach przypomina się o znaczeniu tej daty dla narodowej tożsamości. To dzień refleksji nad historią, która wciąż rezonuje w świadomości społecznej.

Białoruś: święto zbudowane na propagandzie

Od 2021 roku 17 września jest na Białorusi obchodzony jako „Dzień Jedności Narodowej”. W oficjalnej narracji reżimu Łukaszenki to moment „zjednoczenia ziem zachodniej Białorusi z Białoruską SRR” – rzekomo zakończenie „polskiej okupacji” i przywrócenie sprawiedliwości dziejowej. W rzeczywistości to święto służy jako narzędzie propagandowe, mające wzmacniać tożsamość narodową w opozycji do Zachodu, a zwłaszcza do Polski.

W państwowych mediach pojawiają się materiały oskarżające Polskę o imperializm, a władze organizują marsze, akademie i wystąpienia, które mają budować obraz Polski jako historycznego agresora.

17 września 2025 roku Łukaszenka, podczas obchodów Dnia Jedności Narodowej, wygłosił przemówienie, w którym ostro skrytykował historyczne relacje polsko-białoruskie. Oskarżył Polskę o brutalne traktowanie Białorusinów w okresie międzywojennym, twierdząc, że polskie panowanie pozostawiło „ciężki ślad” na zachodnich ziemiach Białorusi. Według Łukaszenki, Białorusini byli rabowani, żyli w ubóstwie, a ich kultura, język i religia były systematycznie tłumione. Podkreślił, że polskie więzienia były przepełnione białoruskimi patriotami, a naród był niszczony duchowo i fizycznie.

Dyktator Białorusi nakazał, by ta wersja historii została wprowadzona do podręczników szkolnych, muzeów i mediów. Szczególny nacisk położył na edukację dzieci, zaznaczając, że jeśli uda się „wpoić” im odpowiednią narrację już od najmłodszych lat, będą odporne na inne interpretacje. Łukaszenka wezwał do przeanalizowania kluczowych momentów historii Białorusi, wskazania bohaterów i wrogów oraz przedstawienia ceny, jaką zapłacił naród za zjednoczenie w jeden organizm państwowy. Jego przemówienie wpisuje się w szerszą narrację ideologiczną, mającą na celu budowanie tożsamości narodowej przeciwstawnej wobec Zachodu, zwłaszcza Polski, i zacieśnianie więzi z Rosją.

W ten sposób Łukaszenko wykorzystuje historię do wzniecania nastrojów antypolskich i legitymizowania własnej władzy.

Polityka pamięci jako broń

Zderzenie dwóch narracji – polskiej i białoruskiej – pokazuje, jak historia może być używana w charakterze narzędzia politycznego. Podczas gdy Polska przypomina o sowieckiej agresji i ofiarach totalitaryzmu, Białoruś celebruje ten sam moment jako narodowy sukces. To nie tylko różnica interpretacji, ale świadome budowanie tożsamości w oparciu o wybiórczą pamięć.

Warto zaznaczyć, że wielu Białorusinów – zwłaszcza związanych z opozycją i ruchem demokratycznym – nie akceptuje tej łukaszenkowskiej wersji historii. Dla nich 17 września to dzień smutku, nie triumfu. W środowiskach niezależnych przypomina się o represjach, sowietyzacji i utracie wolności. To głosy, które próbują przebić się przez mur oficjalnej propagandy.

Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl, na zdjęciu: 20 września 1939 roku. Oficerowie Wehrmachtu i Armii Czerwonej na linii demarkacyjnej. Zdjęcie zrobione przez nieznanego korespondenta wojennego TASS, opublikowane w piśmie „Krasnaja Zwiezda”. Źródło: en.wikipedia.

17 września to data, która w Polsce przywołuje bolesne wspomnienia o zdradzie, agresji i utracie niepodległości. Tymczasem na Białorusi, pod rządami Aleksandra Łukaszenki, ten sam dzień obchodzony jest jako święto państwowe – „Dzień Jedności Narodowej”. Dla jednych to dzień żałoby, dla innych triumfu. Ta sprzeczność

W tym roku Lida obchodzi 435. rocznicę uzyskania praw miejskich. 17 września 1590 roku król Zygmunt III Waza nadał temu ważnemu ośrodkowi na pograniczu Litwy i Rusi prawo magdeburskie oraz herb przedstawiający lwa z kluczami. Był to symboliczny moment, który podniósł Lidę do rangi jednego z najważniejszych miast Wielkiego Księstwa Litewskiego. Rocznica ta to nie tylko ważna data historyczna, ale i okazja do refleksji nad dziedzictwem, jakie przez wieki tworzyli mieszkańcy miasta.

Od osady po miasto

Lida nad rzeką Lidzieją, 1887 rok, Napoleon Orda

Lida wyrosła na miejscu dawnych osad litewskich – jej nazwa pochodzi od słowa „lida”, oznaczającego trzebież, czyli teren po wyrąbanym lesie. Już w 1323 roku książę Giedymin wybudował tu zamek murowany na miejscu dawnej warowni drewnianej, strzegącej traktem prowadzącym z Wilna do Grodna. Zamek stał się centrum obronnym i administracyjnym regionu, a Lida przekształciła się w grodzkie miasto Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Lidzki Zamek niedawno w całości został odrestaurowany. Ale jakość konserwacji wywołuje pewne pytania. Sprawa w tym, że przy przywróceniu zamka aktywnie były wykorzystywane takie materiały budowlane jak: cegła, płyty zamknięcia, schodów przeloty i inne. Naturalnie wszyscy te rozwiązania architektoniczne nawet nie przypominają to, czym był Lidzki Zamek w epoce swojego kwitnięcia. Na przykład, jego ściany zostały wykonane z kamienia naturalnego.

Zamek był świadkiem wielu historycznych wydarzeń. W 1384 roku zdobyli go Krzyżacy, a później mieścił wygnanych chanów tatarskich, takich jak Tochtamysz i Hadżi Girej. W Lidzie bywał również wielki książę Witold, który w 1405 roku uwięził żonę i dzieci księcia smoleńskiego Jurija Światosławowicza, a także brał udział w zmaganiach z Krzyżakami i Świdrygiełłą.

Wesele Jagiełły – legenda lidzkiego zamku

Władysław II Jagiełło. Żródło: wikipedia.org

Władysław Jagiełło i Sonia Holszańska na XIX-wiecznych portretach. Źródło: Wikimedia Commons

Jednym z najbardziej barwnych wydarzeń w historii Lidy było wesele króla Władysława Jagiełły z Sonią Holszańską w 1422 roku. Choć ślub odbył się w Nowogródku, uroczystości weselne król z małżonką kontynuowali w Lidzie, w Zamku Giedymina. Biesiady trwały miesiącami, a Lida była jednym z przystanków na drodze królewskiego orszaku.

W Zamku Lidzkim można obejrzeć sławne „Wesele Jagiełły” — historyczną rekonstrukcję weselnej uczty 70-letniego króla Jagiełły z 16-letnią Sonią Holszańską

Dziś „Wesele Jagiełły” jest odtwarzane przez lokalne grupy rekonstrukcyjne. Widzowie mogą uczestniczyć w toastach, pojedynkach rycerskich, tańcach, a nawet w symbolicznej scenie uwalniania skazańca z dybów – dokładnie tak, jak mogło wyglądać w XIV wieku. Widowisko odbywa się przy świecach, przy muzyce stylizowanej na średniowieczną, a zakończenie uświetnia tradycyjny poczęstunek: chleb ze słoniną, kwas chlebowy i okowita.

Prawo magdeburskie

Herb Lidy

17 września 1590 roku król Zygmunt III Waza nadał Lidzie prawo magdeburskie i herb przedstawiający lwa z dwoma kluczami nad głową. Był to moment przełomowy – od tej chwili miasto mogło wybierać własne władze, samodzielnie prowadzić sądownictwo, organizować życie gospodarcze i rozwijać się jako niezależny ośrodek miejski. Herb z lwem – symbolem siły i niezłomności – oraz kluczami, oznaczającymi władzę i samorządność, stał się znakiem tożsamości mieszkańców Lidy.

Przywileje królewskie były stopniowo rozwijane i potwierdzane

  • W 1611 roku potwierdzono istniejące od dawna w Lidzie dni targowe, co miało ogromne znaczenie dla lokalnej gospodarki. Targi i jarmarki przyciągały kupców z całego regionu, czyniąc z Lidy centrum handlu i wymiany kulturowej.
  • W 1638 roku podjęto decyzję o budowie magazynu przy ścianie zamku lidzkiego, który miał służyć przechowywaniu dokumentów lidzkiego sądu ziemskiego i archiwów. Było to dowodem na rosnące znaczenie miasta jako ośrodka administracyjnego i sądowego.
  • 20 kwietnia 1640 roku w Warszawie król Władysław IV ponownie zatwierdził przyznane Lidzie prawo magdeburskie, nie wprowadzając żadnych zmian. Potwierdzenie to stanowiło jasny sygnał, że miasto utrzymywało swoją pozycję i znaczenie w strukturze Rzeczypospolitej.

Zniszczenia i odrodzenia

Losy Lidy naznaczone były wieloma tragediami. Najazdy krzyżackie, tatarskie i moskiewskie, a także pożary i epidemie wielokrotnie niszczyły miasto. Szczególnie ciężkie były lata „potopu” i wojen XVII wieku. Mimo to Lida zawsze się odradzała. W XVIII wieku dzięki przywilejom królewskim odzyskała część dawnych praw, a w XIX wieku rozwinęła się wraz z budową linii kolejowej, stając się ważnym ośrodkiem przemysłowym i handlowym.

Dziedzictwo wielokulturowe

Kościół Wzniesienia Świętego Krzyża, rozlokowany tuż obok ze słynnym Lidzkim Zamkiem. Kościół Wzniesienia Świętego Krzyża w mieście Lida nazywają także «farny», to znaczy głównym wśród Lidzkich kościołów. Dana świątynia wykonana w stylu baroku. Budowa kościoła została zakończona w 1770 roku. Los świątyni jak rzadko szczęśliwy. Dany kościół w mieście Lida nigdy nie zamykał się, nie przechodził z jednej konfesji do innej i bez strat przeżył dwie wojny światowe. I tylko w czasie pożaru 1821 roku zostały stracone dwie nieduże wieżyczki, ozdabiające główna fasada świątyni. W 1794 roku w ogrodzeniu kościoła w mieście Lida byli pogrzebani powstańcy Kościuszki, które zginęli tu w potyczce z rosyjską kawalerią

Największym skarbem tego kościoła jest, jeden z najstarszych na Grodzieńszczyźnie, obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem przywieziony przez franciszkanów. Wewnątrz znajdują się także różne pamiątkowe tablice. M.in. na jednym z filarów wmurowana w 1933 roku, a upamiętniająca 250-rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej Jana III Sobieskiego

Lida przez stulecia była miejscem spotkania wielu narodów i religii – Litwinów, Polaków, Żydów, Białorusinów, a także prawosławnych, katolików i protestantów. W mieście działały kościoły, cerkwie, synagogi, szkoły i teatry. Do dziś widać w krajobrazie ślady tej różnorodności, która stanowi o bogactwie dziedzictwa Lidy.

Dawny kościół pijarów, powstały w XVIII wieku, przeżywał burzliwe losy – od pożarów i przekształcenia w cerkiew prawosławną, po planetarium i muzeum w czasach komunistycznych. W 1995 roku świątynię przekazano prawosławnym

Obchodzona w tym roku 435. rocznica nadania praw miejskich jest okazją, by spojrzeć na Lidę jako na miasto-symbol – świadectwo historii Wielkiego Księstwa Litewskiego i dawnej Rzeczypospolitej. Zamek lidzki, odrestaurowany i pełniący funkcję kulturalną, przypomina o średniowiecznych początkach. Ulice i place, na których odbywają się festyny i jarmarki, kontynuują tradycję, zapoczątkowaną jeszcze w XVI wieku.

Dziś Lida jest nie tylko ważnym ośrodkiem administracyjnym i przemysłowym Białorusi, ale także miejscem pamięci historycznej, łączącym dziedzictwo przeszłości z nowoczesnością.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

W tym roku Lida obchodzi 435. rocznicę uzyskania praw miejskich. 17 września 1590 roku król Zygmunt III Waza nadał temu ważnemu ośrodkowi na pograniczu Litwy i Rusi prawo magdeburskie oraz herb przedstawiający lwa z kluczami. Był to symboliczny moment, który podniósł Lidę do rangi jednego

Dzień 16 września 2025 roku zapisze się złotymi zgłoskami w historii Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Tego dnia, w warszawskiej świątyni Hagia Sophia – Mądrości Bożej, odbyły się uroczystości kanonizacyjne Męczenników Katyńskich oraz wszystkich, którzy oddali życie za wiarę i Święte Prawosławie w XX wieku – w łagrach sowieckich i niemieckich, obozach koncentracyjnych, podczas Powstania Warszawskiego, przymusowych deportacjach i bieżeństwie.

Wydarzenie miało wyjątkowy charakter – połączone było z obchodami 100-lecia autokefalii Cerkwi w Polsce.

Duchowni, którzy zginęli z wiarą w sercu

Do grona świętych oficjalnie dołączyli trzej prawosławni kapelani Wojska Polskiego:

  • ks. Szymon Fedorońko,
  • ks. Wiktor Romanowski,
  • ks. Włodzimierz Ochab.

Zostali zamordowani przez sowieckie NKWD w Katyniu i Twerze w 1940 roku. Cerkiew uznała ich śmierć za męczeństwo – oddali życie nie tylko za Ojczyznę, ale i za wiarę.

Wraz z nimi do grona świętych dołączyli wszyscy, którzy zginęli w obronie wiary – w Katyniu, Miednoje, Oświęcimiu, Majdanku, Treblince, w czasie Powstania Warszawskiego oraz w dramatycznych wydarzeniach bieżeństwa z 1915 roku. Akt ten, połączony z obchodami stulecia autokefalii Cerkwi w Polsce, nabrał szczególnej doniosłości – zarówno dla wspólnoty wiernych, jak i dla narodowej pamięci.

Uroczystość pełna symboli

Uroczystości rozpoczęła procesja z ikoną nowych męczenników. Metropolita Sawa odczytał uchwałę Świętego Soboru Biskupów PAKP z 18 marca 2025 roku, podkreślając duchowy wymiar świątyni Hagia Sophia, wzniesionej na ziemi przesiąkniętej krwią polskich męczenników. W swoim kazaniu hierarcha przypomniał, że krew męczenników zawsze była źródłem duchowego odrodzenia Kościoła, a ich wpisanie do dyptychu świętych stanowi uroczyste świadectwo ich wiary, siły ducha i niezłomnej służby Matce Cerkwi.

Metropolita Sawa przywołał także postać metropolity Dionizego, który we wrześniu 1939 roku wzywał wiernych do obrony Ojczyzny. Na ten apel odpowiedzieli duchowni i świeccy, którzy złożyli najwyższe świadectwo wierności – od Katynia po Monte Cassino. Ogłoszenie ich świętości to nie tylko akt liturgiczny, ale także duchowe przekazanie nowych orędowników u tronu Wszechmogącego.

„Ich śmierć to nie klęska, lecz zwycięstwo wiary i miłości” – mówił w kazaniu ihumen Pantelejmon.

Podczas uroczystości kanonizacyjnych po raz pierwszy zabrzmiały specjalne hymny liturgiczne poświęcone nowym świętym. Uroczystość zakończyła się procesją wokół cerkwi z ikoną męczenników.

Goście i wspólna modlitwa

W liturgii uczestniczyli duchowni z całej Polski, przedstawiciele władz państwowych, Kościoła rzymskokatolickiego oraz Polskiej Rady Ekumenicznej. Obecne były także wnuczki św. ks. Szymona Fedorońki. Śpiewy liturgiczne uświetniły chóry z Warszawy i Hajnówki.

Metropolita Sawa podkreślił, że kanonizacja to nie tylko akt religijny, ale także wyraz narodowej pamięci i duchowego dziedzictwa. Wybór daty i miejsca – 100 lat po ogłoszeniu autokefalii – miał głęboki, symboliczny wymiar.

Święci na trudne czasy

Kanonizacja Męczenników Katyńskich to wydarzenie o wymiarze historycznym i teologicznym. Ich męczeństwo – będące oddaniem życia Bogu i Ojczyźnie – staje się duchowym testamentem dla kolejnych pokoleń. W czasach niepokoju i podziałów nowi święci przypominają, że prawda, wiara i miłość są silniejsze niż śmierć.

Znadniemna.pl na podstawie Cerkiew.pl, na zdjęciu: Metropolita Sawa z ikoną nowych świętych – Męczenników Katyńskich, fot.: Cerkiew.pl

Dzień 16 września 2025 roku zapisze się złotymi zgłoskami w historii Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Tego dnia, w warszawskiej świątyni Hagia Sophia – Mądrości Bożej, odbyły się uroczystości kanonizacyjne Męczenników Katyńskich oraz wszystkich, którzy oddali życie za wiarę i Święte Prawosławie w XX wieku – w łagrach

Przejdź do treści