HomeStandard Blog Whole Post (Page 5)

W pierwszy sierpniowy weekend 2025 roku, w malowniczej scenerii Puszczy Knyszyńskiej – w Stanicy Kresowej w Poczopku (woj. podlaskie) odbył się niezwykły zjazd potomków dawnych mieszkańców Grodzieńszczyzny i sąsiednich ziem.

Na dwa dni Stanica Kresowa w Poczopku stała się przestrzenią spotkania rodzinnych historii, utrwalania pamięci o przodkach i budowania wspólnoty, która — choć rozproszona — wciąż łączy się dzięki sile kresowego dziedzictwa.

Wydarzenie zgromadziło blisko 50. uczestników z rodzin wywodzących się z Grodzieńszczyzny, Nowogródczyzny i innych terenów Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Spotkanie zainaugurował prezes Stowarzyszenia Rodów Grodzieńskich, Rafał Jurowski, który powitał gości i odczytał przesłanie otwierające forum.

Wiedza, historia i genealogia

Program zjazdu obfitował w merytoryczne wykłady. Dr Łukasz Lubicz-Łapiński przedstawił historię dworów województwa białostockiego, ze szczególnym uwzględnieniem powiatów wołkowyskiego i grodzieńskiego. Z kolei Grzegorz Malinowski zaprezentował nowoczesne metody badań genealogicznych z wykorzystaniem analizy DNA, ilustrując je na przykładzie rodu Tołłoczków.

Głosy uczestników – osobiste historie i wspomnienia

Integralną częścią wydarzenia była otwarta sesja, podczas której uczestnicy Zjazdu dzielili się swoimi historiami:

Mieczysław Korczyc ze Starogardu Gdańskiego, poeta i pasjonat genealogii, opowiedział o poszukiwaniach kresowych przodków i badaniach DNA. Podarował uczestnikom tomik poezji pt.„Później ogród”.

Wiesław Kiewlak, były wiceprezes Związku Polaków na Białorusi, przedstawił dzieje swojej rodziny z podgrodzieńskiej wsi Jatwieź oraz historię rodów Miciuków, Górskich i Tukałów.

Jolanta Klawe z Międzychodu i Anna Nowobilski-Vasilios z Chicago, prawnuczki Marii Tołoczko, mówiły o swoich przodkach z parafii Jeziory, zesłaniach na Sybir i tworzeniu książek dokumentujących rodzinne dzieje.

Agnieszka Kraśnik-Tomiak z Poznania opowiedziała o losach rodzin Bykowskich i Kraśników wywiezionych do Kazachstanu, a także o profesorze Witoldzie Kraśniku – żołnierzu AK i naukowcu.

Rody i ich przedstawiciele

Na zjazd przybyli potomkowie wielu kresowych rodów, m.in. . Ejsmontów, Horbaczewskich, Jurowskich, Łozowickich, Obuchowiczów, Prokopowiczów, Puciłowskich i Tołłoczków. Wśród gości znalazła się także Cecylia Bach-Szczawińska – pasjonatka historii Krynek – oraz specjalny gość z Grodna.

Integracja i wspólne odkrywanie historii

Pierwszy dzień zakończyła kolacja integracyjna, sponsorowana przez Fundację „Zwierz Podlaski” i Stowarzyszenie Rodów Grodzieńskich. Drugi dzień zjazdu upłynął pod znakiem zwiedzania – uczestnicy odwiedzili Supraski Skarbiec, spacerowali po Supraślu z przewodnikiem dr. Lubicz-Łapińskim, a także zwiedzili Sanktuarium Świętej Wody.

Kontynuacja tradycji

Na zakończenie wydarzenia uczestnicy jednogłośnie zdecydowali o kontynuacji spotkań i organizacji kolejnego zjazdu w 2026 roku. Pierwszy Zjazd Rodów Grodzieńskich okazał się nie tylko okazją do wspomnień, ale także impulsem do dalszego pielęgnowania kresowego dziedzictwa.

Znadniemna.pl na podstawie Rodygrodzieńskie.pl , na zdjęciu: foto pamiątkowe uczestników Zjazdu, fot.: Janusz Kępa-Ejsmont/Rodygrodzieńskie.pl

W pierwszy sierpniowy weekend 2025 roku, w malowniczej scenerii Puszczy Knyszyńskiej - w Stanicy Kresowej w Poczopku (woj. podlaskie) odbył się niezwykły zjazd potomków dawnych mieszkańców Grodzieńszczyzny i sąsiednich ziem. Na dwa dni Stanica Kresowa w Poczopku stała się przestrzenią spotkania rodzinnych historii, utrwalania pamięci o

Zaskakująca rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką przed zakończonym w nocy na 16 sierpnia spotkaniem Trump-Putin na Alasce może zwiastować przełom w sprawie więźniów politycznych na Białorusi. Czy potwierdzone przez Waszyngton obietnice Mińska to początek realnych zmian, czy jedynie dyplomatyczna gra pozorów?

Rozmowa Trump–Łukaszenko

W piątek 15 sierpnia 2025 roku Donald Trump poinformował o rozmowie telefonicznej z Aleksandrem Łukaszenką. Na platformie Truth Social napisał:

„Przeprowadziłem wspaniałą rozmowę z wielce szanownym prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką. Celem rozmowy było podziękowanie mu za uwolnienie 16 więźniów. Omawiamy też uwolnienie 1,3 tys. kolejnych więźniów”.

Pierwsze uwolnienia – gest czy przełom?

W lipcu dzięki ingerencji przedstawicieli Donalda Trumpa Łukaszenko wypuścił zza krat 16 osób, w tym Siergieja Cichanowskiego – męża liderki białoruskiej opozycji w wygnaniu Swietłany Cichanowskiej. Wśród uwolnionych znaleźli się także obywatele Polski, Japonii i innych państw.

Według generała Keitha Kellogga, specjalnego wysłannika Trumpa ds. Ukrainy, do uwolnienia więźniów politycznych doprowadziły negocjacje prowadzone z Łukaszenką przez Johna Coale’a, zastępcę Kelloga.

Choć uwolnienie kilkunastu osób było krokiem w dobrym kierunku, organizacje praw człowieka i eksperci nie dostrzegali w nim jeszcze realnej zmiany. Ich zdaniem, dopiero masowe zwolnienia i zaprzestanie represji mogą stanowić podstawę do rozpoczęcia przez Zachód dialogu z Białorusią. Na razie — to raczej gest niż przełom.

Możliwe scenariusze: między nadzieją a kalkulacją

Rozmowa Trumpa z Łukaszenką, choć zaskakująca, nie musi oznaczać natychmiastowego przełomu. Można wyróżnić trzy główne scenariusze dalszego rozwoju sytuacji.

Pierwszy, najbardziej optymistyczny, zakłada stopniowe uwalnianie więźniów politycznych w ramach szerszego procesu normalizacji relacji Białorusi z Zachodem. W tym wariancie Mińsk, pod presją międzynarodową i w obliczu możliwego złagodzenia sankcji, decydowałby się na kolejne gesty dobrej woli. Uwolnienie 16 osób można byłoby wówczas traktować jako początek szerszej amnestii, która ostatecznie obejmie nawet ponad tysiąc osób, o których wspomniał Trump.

Drugi scenariusz, bardziej realistyczny, zakłada działania czysto symboliczne. Łukaszenko może wypuszczać pojedyncze osoby — zwłaszcza te, które mają obywatelstwo państw zachodnich — bez wprowadzania realnych reform politycznych. Taki ruch miałby na celu poprawę wizerunku reżimu i rozgrywanie karty humanitarnej w rozmowach z USA i UE, bez faktycznego demontażu systemu represji.

Trzeci, pesymistyczny scenariusz, to brak dalszych działań ze strony Mińska. Rozmowa z Trumpem mogła być jedynie jednorazowym gestem PR-owym, mającym na celu wzmocnienie pozycji Łukaszenki przed ewentualnymi negocjacjami z Rosją i Zachodem. W tym wariancie uwolnienie więźniów nie będzie kontynuowane, a represje wobec opozycji pozostaną na dotychczasowym poziomie.

Wymusić realne zmiany

Każdy z powyższych scenariuszy zależy nie tylko od decyzji Łukaszenki, ale również od konsekwencji, jakie wyciągnie społeczność międzynarodowa. Presja dyplomatyczna, sankcje i działania organizacji praw człowieka mogą okazać się kluczowe w wymuszaniu realnych zmian.

Należy przyznać, że rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką wywołała mieszane reakcje wśród ekspertów. Choć część komentatorów dostrzega w niej potencjał do przełomu, dominują jednak głosy sceptyczne, wskazujące na brak systemowych gwarancji i realnych ustępstw ze strony Mińska.

Znadniemna.pl na podstawie Bankier.pl/Geopolityka.org, na zdjęciach: Aleksander Łukaszenka i Donald Trump, źródła zdjęć: president.by, x.com

Zaskakująca rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką przed zakończonym w nocy na 16 sierpnia spotkaniem Trump-Putin na Alasce może zwiastować przełom w sprawie więźniów politycznych na Białorusi. Czy potwierdzone przez Waszyngton obietnice Mińska to początek realnych zmian, czy jedynie dyplomatyczna gra pozorów? Rozmowa Trump–Łukaszenko W piątek

15 sierpnia Kościół katolicki obchodzi święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W Polsce  i w 10-ciu  innych krajach europejskich jest to dzień wolny od pracy, w którym czci się Matkę Boską Wniebowziętą jako patronkę ziemi i jej bujnej roślinności, stąd w tradycji ludowej święto znane jest pod nazwą Matki Boskiej Zielnej.

To jedno z najważniejszych świąt maryjnych. Upamiętnia ono koniec ziemskiego życia Matki Jezusa.

Prawda o Wniebowzięciu Matki Bożej stanowi dogmat wiary katolickiej, mimo że formalnie ogłoszony całkiem niedawno. W 1950 roku papież Pius XII ogłosił w konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus (Najszczodrobliwszy Bóg) dogmat o Wniebowzięciu Maryi z duszą i ciałem do nieba. Dokonało się to na usilną prośbę biskupów i świeckich z całego świata, także z Polski. Dogmat ten stwierdza, że po zakończeniu swojego ziemskiego życia Najświętsza Maryja Panna została z ciałem i duszą wzięta do wiecznej chwały.

Wydarzenia związane z zakończeniem ziemskiego życia Maryi zaczęto upamiętniać w V wieku na Wschodzie przez obchody święta Zaśnięcia Matki Bożej, które stało się tym samym jednym z najstarszych świąt maryjnych. Obchodzone początkowo lokalnie, zwiększało później swój zasięg przybierając różne nazwy (np. Zaśnięcia, Przejścia czy Odpocznienia Maryi), aż do upowszechnienia się w całym Kościele.

Wniebowzięcie jest ukoronowaniem wszystkich innych przywilejów Maryi. Prawda o Wniebowzięciu ukazuje nam postać Maryi uwielbionej za Jej wiarę, która jest szczerością i prostotą wobec Boga objawiającego się w życiu. Wniebowzięcie nie jest porzuceniem ziemi przez Maryję, ale jest nową obecnością Maryi w Kościele, która zobowiązuje chrześcijan do świadectwa codziennego życia wiary na wzór Maryi.

W Polsce, na Litwie i innych krajach europejskich czci się Matkę Boską Wniebowziętą jako patronkę ziemi i jej bujnej roślinności, stąd w tradycji ludowej święto znane jest pod nazwą Matki Boskiej Zielnej. Na Zielną w kościołach święci się zioła, kwiaty i wieńce dożynkowe. Rolnicy od wieków modlili się tego dnia o dobre zbiory. Święto wiąże się często z obchodami dożynek.

W innych krajach też używa się potocznych nazw ludowych, np. Matki Boskiej Korzennej (Czechy) czy Matki Boskiej Znakomitej (Kongo).

Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny uroczyście jest obchodzone przez Kościół Katolicki również na Białorusi.. W tym dniu wierni uczestniczą w mszach świętych, często organizowane są lokalne odpusty i pielgrzymki.

Znadniemna.pl na podstawie KAI/Catholic.by, fot.: Cathopic/Misyjne.pl

15 sierpnia Kościół katolicki obchodzi święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W Polsce  i w 10-ciu  innych krajach europejskich jest to dzień wolny od pracy, w którym czci się Matkę Boską Wniebowziętą jako patronkę ziemi i jej bujnej roślinności, stąd w tradycji ludowej święto znane jest

Jak Bitwa Warszawska i Niemeńska zmieniły losy sąsiadów Polski

Wojna polsko-bolszewicka (1919–1921) toczyła się nie tylko o Warszawę. Jej front przebiegał przez ziemie dzisiejszej Białorusi, a skutki wojny odcisnęły piętno na losach Białorusinów na dekady.

Bitwa Warszawska była punktem zwrotnym wojny polsko-bolszewickiej, ale to Bitwa Niemeńska przypieczętowała zwycięstwo Polski i ukształtowała granice II Rzeczypospolitej. Dla Białorusinów był to czas nadziei, rozczarowań i dramatycznych wyborów — między Moskwą a Warszawą, między niepodległością a przetrwaniem.

Białoruska Republika Ludowa: nadzieje i rozczarowania

W marcu 1918 roku, w chaosie po rewolucji październikowej i traktacie brzeskim, powstała Białoruska Republika Ludowa (BNR). Choć nie miała trwałego terytorium ani uznania międzynarodowego, była wyrazem aspiracji narodowych Białorusinów. W 1920 roku, w obliczu ofensywy bolszewickiej, jej władze ewakuowały się z Mińska do Warszawy, licząc na wsparcie ze strony Polski.

Członkowie Ludowego Sekretariatu Białorusi pod przewodnictwem Jazepa Waronki. Siedzą od lewej: Alaksandr Burbis, Iwan Sierada, Jazep Waronka, Wasil Zacharka. Stoją od lewej: Arkadź Smolicz, Piotr Kreczeuski, Kanstancin Jezawitau, Antoni Owsianik, Leanard Zajac, fot.: Wikipedia (domena publiczna)

„Nie mamy armii, nie mamy terytorium, ale mamy ideę. I jeśli Polska pokona bolszewików, może pozwolić tej idei przetrwać.” — pisał w sierpniu 1920 roku białoruski działacz narodowy Wacław Iwanowski, reprezentujący władze BNR w rozmowach z rządem w Warszawie.

Jednak relacje z Polską były napięte. Polskie władze nie uznawały BNR jako suwerennego partnera, traktując ją raczej jako element gry dyplomatycznej. Wśród białoruskich działaczy narastało rozczarowanie. W środowisku białoruskim coraz popularniejsza stawała się teza sformułowana przez szefa dyplomacji w emigracyjnym rządzie BNR Kuźmę Ciareszczankę, który jeszcze w lipcu 1920 roku pisał na łamach czasopisma „Nasza Dola”:

„Polska nie chce Białorusi wolnej, lecz podporządkowanej. Niech lepiej bolszewicy dadzą nam autonomię niż panowie z Warszawy ziemię bez głosu.”

Bitwa Warszawska: ratunek dla Grodna i Brześcia

Rozegrana w dniach 13 – 25 sierpnia 1920 roku Bitwa Warszawska była kulminacją wojny. Armia Czerwona, dowodzona przez Michaiła Tuchaczewskiego, parła na zachód, licząc na wywołanie rewolucji w Niemczech. Polska, pod wodzą Józefa Piłsudskiego, przeprowadziła śmiały manewr znad Wieprza, rozbijając sowieckie siły.

Choć bitwa toczyła się nad Wisłą, jej skutki były odczuwalne na Białorusi. Miasta takie jak Grodno, Brześć czy Lida zostały ocalone przed bolszewicką okupacją. Dla wielu Białorusinów oznaczało to przerwanie marszu rewolucji i szansę na życie poza zasięgiem sowieckiego terroru.

„Gdyby nie zwycięstwo pod Warszawą, Grodno byłoby dziś częścią sowieckiego świata. A tak, przez 19 lat żyliśmy w państwie, które choć nie było naszym, dawało nam szkoły, gazety i względny spokój.” — wspominał w 1935 roku białoruski działacz narodowy Anton Łuckiewicz.

Bitwa Niemeńska: ostatni akt wojny

Zwycięstwo pod Warszawą nie zakończyło wojny. Armia Czerwona próbowała się przegrupować i wznowić ofensywę. Piłsudski postanowił uprzedzić ten ruch. W dniach 20–26 września 1920 roku rozegrała się Bitwa Niemeńska — ostatnia wielka operacja wojny polsko-bolszewickiej.

Polskie wojska przeprowadziły manewr oskrzydlający, uderzając na Grodno i Lidę. Kluczową rolę odegrała 1. Dywizja Litewsko-Białoruska, złożona głównie z ochotników z Kresów. Generał Edward Rydz-Śmigły pisał:

„To nie była zwykła bitwa. To była chirurgiczna operacja, która miała przeciąć ostatnie żyły bolszewickiej ofensywy.” — czytamy w raporcie operacyjnym z października 1920 roku (CAW, sygn. R/1920/Śmigły).

Walki były zacięte. Pod Lebiodą i nad Niemnem trwały trzydniowe starcia, w których Polacy ostatecznie rozbili III Armię Sowiecką. Por. Janusz Głowacki pisał w artykule „Z frontu nad Niemen” na łamach „Kuriera Wileńskiego” w październiku 1920 roku:

„Broniliśmy się przez trzy dni. W końcu ich linia pękła. Widziałem, jak porzucali broń i uciekali w panice.”

Białoruś w granicach II RP

Po traktacie ryskim (marzec 1921) zachodnia Białoruś znalazła się w granicach Polski. Choć nie była to niepodległość, wielu Białorusinów uznało to za lepsze niż sowiecka dominacja. W II RP funkcjonowały białoruskie szkoły, gazety i organizacje społeczne, choć często pod presją asymilacyjną.

„W Nowogródku mogliśmy uczyć dzieci po białorusku. Polska nie była naszą ojczyzną, ale nie była też więzieniem.” —napisał białoruski nauczyciel Michaś Czarniak w „Naszej Niwie” w  1932 roku.

Nie brakowało jednak napięć. Polityka narodowościowa II RP była ambiwalentna — z jednej strony dopuszczała działalność kulturalną, z drugiej ograniczała aspiracje polityczne Białorusinów. Wielu z nich czuło się obywatelami drugiej kategorii.

Epilog: zapomniani sąsiedzi

Bitwy Warszawska i Niemeńska to nie tylko triumf polskiego oręża. To także moment, w którym ważyły się losy Białorusi. Choć nie przyniosły jej niepodległości, dały wielu Białorusinom szansę na życie poza zasięgiem sowieckiego terroru — przynajmniej na chwilę.

Fragment ekspozycji wystawy poświęconej Białoruskiej Republice Ludowej w Mińsku. 2016 rok. fot.: Polskie Radio Białystok

Dziś, w cieniu współczesnych napięć geopolitycznych, warto przypomnieć, że historia Białorusi i Polski to nie tylko konflikty, ale też wspólne chwile walki o wolność — choćby nie zawsze tę samą.

Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, ilustracja: Youtube.com

Jak Bitwa Warszawska i Niemeńska zmieniły losy sąsiadów Polski Wojna polsko-bolszewicka (1919–1921) toczyła się nie tylko o Warszawę. Jej front przebiegał przez ziemie dzisiejszej Białorusi, a skutki wojny odcisnęły piętno na losach Białorusinów na dekady. Bitwa Warszawska była punktem zwrotnym wojny polsko-bolszewickiej, ale to Bitwa Niemeńska przypieczętowała

Bitwa Warszawska, rozegrana w dniach 13–25 sierpnia 1920 roku, była decydującym momentem wojny polsko-bolszewickiej. Określana mianem „Cudu nad Wisłą”, została uznana za jedną z 18 najważniejszych bitew w historii świata. Jej wynik przesądził o zachowaniu niepodległości przez Polskę i zatrzymał marsz rewolucji bolszewickiej na Zachód.

Wojna rozpoczęła się krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Bolszewicy, kierowani przez Lenina, planowali pokonanie Polski jako taktyczny cel, by następnie wesprzeć rewolucje w Niemczech i innych krajach Europy Środkowej. Po nieudanych rozmowach pokojowych w Moskwie i Mikaszewiczach, Armia Czerwona rozpoczęła ofensywę, której celem było zdobycie Warszawy.

Ofensywa sowiecka

Dowodzona przez Michaiła Tuchaczewskiego Armia Czerwona ruszyła na Warszawę, wspierana przez oddziały Siemiona Budionnego i III Korpus Kawalerii Gaj-Chana (właśc. Gaj Dimitriewicza Gaja).

Plan zakładał okrążenie polskich sił i zdobycie stolicy. Sytuacja była dramatyczna — Radzymin kilkanaście razy przechodził z rąk do rąk, a bolszewicy byli przekonani, że Warszawa upadnie w ciągu kilku godzin.

Plan Piłsudskiego

Marszałek Józef Piłsudski, wspólnie z gen. Tadeuszem Rozwadowskim, płk. Tadeuszem Piskorem i kpt. Bronisławem Regulskim, opracował plan kontrofensywy. Operacja składała się z trzech faz: obrony na linii rzek, uderzenia znad Wieprza na skrzydło bolszewików oraz pościgu i rozbicia sił Tuchaczewskiego. Kluczowe było odcięcie korpusu Gaj-Chana od głównych sił sowieckich.

Wojna radiowa

Ważnym elementem bitwy było zdobycie sztabu sowieckiej 4. Armii w Ciechanowie przez 203. Pułk Ułanów. Polacy przejęli radiostację i rozpoczęli zagłuszanie sowieckiej łączności, nadając przez dwie doby teksty Pisma Świętego. To uniemożliwiło koordynację działań Armii Czerwonej.

Przełom i zwycięstwo

16 sierpnia Piłsudski rozpoczął kontratak z rejonu Kocka i Cycowa, uderzając na tyły bolszewików. Polskie oddziały zdobywały kolejne miejscowości, m.in. Nasielsk, Pułtusk i Serock. 5. Armia gen. Władysława Sikorskiego skutecznie wiązała siły sowieckie, a 1. i 15. Dywizja Piechoty odcinały drogę odwrotu. Część wojsk sowieckich została zmuszona do przekroczenia granicy Prus Wschodnich, gdzie została rozbrojona.

Bilans

Straty polskie wyniosły ok. 4,5 tys. zabitych, 22 tys. rannych i 10 tys. zaginionych. Armia Czerwona straciła ok. 25 tys. zabitych i rannych, 60 tys. żołnierzy trafiło do polskiej niewoli, a 45 tys. zostało internowanych przez Niemców. Sukces Bitwy Warszawskiej był możliwy m.in. dzięki złamaniu sowieckich szyfrów przez por. Jana Kowalewskiego jeszcze w 1919 roku.

 Znadniemna.pl na podstawie Dzieje.pl, źródło ilustracji: Gov.pl

Bitwa Warszawska, rozegrana w dniach 13–25 sierpnia 1920 roku, była decydującym momentem wojny polsko-bolszewickiej. Określana mianem „Cudu nad Wisłą”, została uznana za jedną z 18 najważniejszych bitew w historii świata. Jej wynik przesądził o zachowaniu niepodległości przez Polskę i zatrzymał marsz rewolucji bolszewickiej na Zachód. Wojna

640 lat temu – 14 sierpnia 1385 roku – na zamku w Krewie (dzisiaj agromiasteczko w rejonie smorgońskim na Białorusi), Wielki Książę Litewski Jagiełło podpisał dokument, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak umowa przedmałżeńska. W rzeczywistości był to akt, który zapoczątkował jeden z najtrwalszych sojuszy politycznych średniowiecznej Europy — unię polsko-litewską.

Jagiełło zobowiązał się  wówczas do przyjęcia chrztu w obrządku katolickim, chrystianizacji Litwy, wypuszczenia polskich jeńców, przeznaczenia skarbów na odbudowę strat wojennych oraz — co najważniejsze — na „applicare” ziem litewskich i ruskich do Korony Królestwa Polskiego.

Litwa pod presją

W XIV wieku Litwa była ostatnim pogańskim państwem Europy, ale też jednym z największych terytorialnie. Jej władcy kontrolowali ogromne obszary Rusi, ale byli otoczeni przez wrogów: Krzyżaków, Moskwę, Tatarów i coraz bardziej ekspansywną Polskę.

„Jagiełło nie miał wyboru. Musiał szukać sojusznika, który pomógłby mu przetrwać. Polska była naturalnym kandydatem — wspólny wróg, wspólne interesy, a do tego korona w zasięgu ręki” — uważa prof. Maria Koczerska z Muzeum Historii Polski, cytowana przez portal Kresy.pl.

Małżeństwo z Jadwigą – polityka serca

Unia w Krewie była ściśle związana z planowanym małżeństwem Jagiełły z królową Polski, Jadwigą Andegaweńską. Choć była zaręczona z Wilhelmem Habsburgiem, polscy możnowładcy doprowadzili do zerwania tych zaślubin, widząc w Jagielle szansę na wzmocnienie państwa.

„To była decyzja strategiczna. Jadwiga była młoda, ale rozumiała wagę tej unii. Jej ślub z Jagiełłą był początkiem nowej epoki” — pisał Herbert Gnaś, autor opracowania o unii krewskiej, opublikowanego na portalu Kronikidziejow.pl.

Chrzest Litwy – cywilizacyjny przełom

W lutym 1386 roku Jagiełło przyjął chrzest w Krakowie, otrzymując imię Władysław. Dwa dni później poślubił Jadwigę, a w marcu został koronowany na króla Polski. Litwa rozpoczęła proces chrystianizacji, który miał ogromne znaczenie kulturowe i polityczne.

„Wprowadzenie Litwy do kręgu kultury łacińskiej oznaczało wielki skok cywilizacyjny. To nie była tylko zmiana religii — to była zmiana całego modelu państwowości” — podkreśla prof. Koczerska.

Spór o „applicare” – akt unii czy obietnica?

Historycy od lat spierają się o charakter dokumentu z Krewie. Czy był to formalny akt unii, czy jedynie zobowiązanie Jagiełły? Kluczowe jest łacińskie słowo „applicare”, które można tłumaczyć jako „przyłączyć”, ale nie jest to termin precyzyjny prawnie.

„Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, akt krewski nie był unią w ścisłym sensie. To była deklaracja polityczna, która dopiero w kolejnych latach została doprecyzowana” — wyjaśnia prof. Henryk Samsonowicz w komentarzu dla Polskiego Radia.

Narodziny Rzeczypospolitej

Choć unia w Krewie nie stworzyła od razu wspólnego państwa, była fundamentem dla dalszych aktów unijnych — w Wilnie i Radomiu (1401), Horodle (1413), aż po Unię Lubelską (1569), która stworzyła Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

„To był proces, nie jednorazowe wydarzenie. Ale bez Krewa nie byłoby ani Grunwaldu, ani Zygmunta Augusta, ani wspólnej historii Polski i Litwy” — czytamy w analizie historycznej na portalu Kresy.pl.

 Znadniemna.pl na podstawie Kresy.pl/Kronikidzieow.pl/Polskieradio.pl, ilustracja: Jadwiga i Władysław Jagiełło, źródło: domena publiczna

640 lat temu - 14 sierpnia 1385 roku - na zamku w Krewie (dzisiaj agromiasteczko w rejonie smorgońskim na Białorusi), Wielki Książę Litewski Jagiełło podpisał dokument, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak umowa przedmałżeńska. W rzeczywistości był to akt, który zapoczątkował jeden z najtrwalszych

W XIX wieku Syberia była miejscem zesłania dla wielu polskich patriotów, uczonych i artystów. Ale byli i tacy, którzy trafiali tam dobrowolnie – z pasji, potrzeby naukowej przygody i pragnienia służby ludziom. Jednym z nich był Julian Talko-Hryncewicz – lekarz, antropolog, etnograf, archeolog-amator i jeden z prekursorów badań nad ludami Syberii i historią Hunów.

Dziś przypominamy sylwetkę tego niezwykłego badacza, który zasłużył na miano jednego z najwybitniejszych uczonych, pochodzących z naszych stron. To on – niepozorny lekarz z Kresów – dał początek systematycznym badaniom nad Hunami i pokazał, że granice – geograficzne i kulturowe – można przekraczać z szacunkiem i otwartością. Choć żył na styku epok i imperiów, był zawsze wierny jednej idei: służyć człowiekowi poprzez naukę.

Z Rukszan na świat – początki niezwykłej drogi

Julian Talko-Hryncewicz

Julian Talko-Hryncewicz przyszedł na świat 175 lat temu, 12 sierpnia 1850 roku, we wsi Rukszany pod Gudogajami, niedaleko Ostrowca — dziś na terenie Białorusi. Rodzina Talko-Hryncewiczów wywodziła się ze szlacheckiego gniazda w Iłgowie pod Mariampolem (dzisiejsza Litwa). Julian był synem Dominika Jana (ur. 1803), lekarza, i Leokadii z Fiszerów. Rodzice rozwiedli się po czterech latach małżeństwa. Wychowaniem młodego Talko-Hryncewicza zajęli się dziadkowie ze strony matki – Adam (zm. 1896) i Domicella z Dworzeckich (zm. 1873) Fiszerowie.

Nasz bohater uczęszczał najpierw do gimnazjum w Kownie, gdzie po ukończeniu szóstej klasy pracował krótko w rodzinnej aptece, a edukację gimnazjalną ukończył już w prywatnej placówce w Petersburgu, w roku 1869. Początkowo Julian interesował się historią i heraldyką. Pasjonowało go pochodzenie narodów, ich migracje i języki. Ale to właśnie medycyna – jako nauka o człowieku – stała się jego życiowym wyborem.

Nieprzyjęty do Szkoły Głównej w Warszawie, w roku 1870 rozpoczął studia medyczne na Cesarskiej Akademii Medyko-Chirurgicznej w Petersburgu (jednej z najlepszych uczelni medycznych w Imperium Rosyjskim). Ogromny wpływ na wybór tego kierunku miała tradycja rodzinna. Wykształconymi na Uniwersytecie Wileńskim lekarzami byli praktykujący w Kownie ukochany dziadek, ojciec i stryj Julian, medykami zostali też przyrodni brat i brat matki. Talko-Hryncewicz nie był jednak na tej uczelni pełnoprawnym słuchaczem i po zdaniu egzaminu półlekarskiego zmuszony był przenieść się w 1872 roku na kijowski Uniwersytet św. Włodzimierza, gdzie w 1876 roku uzyskał dyplom lekarza.  Już podczas studiów interesował się nie tylko medycyną, ale także anatomią porównawczą, antropologią i etnografią.

Europa, antropologia i małżeństwo przed Syberią

Po ukończeniu nauki Talko-Hryncewicz udał się na staż naukowy do Europy Zachodniej. W Paryżu słuchał wykładów słynnego antropologa i chirurga Paula Broca, we Wiedniu poznawał funkcjonowanie nowoczesnych szpitali. To tam ukształtowało się jego podejście do nauki – łączące empirię z humanizmem.

Paul Pierre Broca

Po powrocie do Imperium Rosyjskiego pracował jako lekarz powiatowy w niewielkiej, liczącej wówczas 12 tysięcy mieszkańców, miejscowości Zwinogródka w guberni kijowskiej, gdzie w sumie pracowało czterech lekarzy. Talko-Hryncewicz prowadził praktykę lekarską o bardzo szerokim profilu. Przeważały w niej przypadki chorób zakaźnych, występujące endemicznie i epidemicznie. Nie odpowiadała mu jednak praca lekarza prowincjonalnego. Coraz więcej uwagi poświęcał antropologii i archeologii – brał udział w wykopaliskach, opisywał znaleziska, badał ludność wiejską.

Na Syberię nasz bohater zdecydował się przenieść zarówno z przyczyn naukowych, jak i finansowych. Na Dalekim Wschodzie lekarze byli lepiej opłacani, a nieodkryte dotąd ludy i ziemie dawały ogromne pole do badań. W 1892 roku, już jako mąż Krystyny Szabuniewicz, wyjechał do Trockosawska (dzisiejsza Kiachta), przy granicy z Mongolią. Tak zaczęła się jego największa przygoda.

Lekarz na krańcu świata, szanowany przez miejscowych

Trockosawiec (dzisiejsza Kiachta), 1880 год

Dom, w którym mieszkał Julian Dominikowicz Talko-Hryncewicz (Republika Buriacja, miasto Kiachta, ul. Serowa 9)

Na Zabajkalu Talko-Hryncewicz objął stanowisko lekarza okręgowego. Leczył ludzi, odbierał porody, wystawiał opinie sądowo-medyczne, walczył z epidemiami. Jego oddanie pracy i bezinteresowność zyskały mu ogromny szacunek wśród lokalnej ludności – zarówno rosyjskiej, jak i mongolskiej.

Zajmował się m.in. badaniami nad dżumą, która wówczas dziesiątkowała Zabajkale i Mongolię. Wysunął tezę, że różne jej odmiany mają wspólnego nosiciela – susła tarbagana, co w tamtym czasie było nowatorską hipotezą.

Mimo ogromu pracy medycznej, znajdował czas na badania archeologiczne. Aktywnie działał w lokalnym oddziale Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego i zainicjował badania starożytnych grobów w okolicy. Jego celem było połączenie danych archeologicznych z obserwacjami antropologicznymi – chciał zrozumieć związki między dawnymi mieszkańcami Daurii a współczesnymi ludami Syberii.

W poszukiwaniu Hunów – przełomowe odkrycia

W 1896 roku, razem z miejscowym pasjonatem archeologii Jakowem Smołowem, rozpoczął wykopaliska w tzw. Ilmowej Padzi, 20 km od Trockosawska. Miejsce owiane było złą sławą – miejscowi wierzyli, że zamieszkują je duchy. Mimo to badaczom udało się znaleźć robotników i rozpocząć pracę.

W ciągu dwóch lat odkryli 33 groby spośród ponad 200. Warunki były ekstremalne – ulewy, zmarznięta ziemia, głazy, brak żywności i daleko do miasta. Mimo to kontynuowali wykopaliska. Odkryte groby były imponujące: głębokie komory, sarkofagi z drewna modrzewiowego, podzielone na pomieszczenia. Znaleziono w nich broń, ozdoby ze złota i brązu, kości koni, psów, jeleni – wszystko to wskazywało na groby przedstawicieli elity koczowniczej.

Analiza szkieletów pozwoliła Talko-Hryncewiczowi wysunąć tezę: byli to ludzie niskiego wzrostu, atletyczni, przyzwyczajeni do jazdy konnej od dzieciństwa. Po zestawieniu danych z literaturą antyczną, badacz wysnuł wniosek, że groby należały do Hunów – koczowniczego ludu, który w V wieku naszej ery dotarł do Europy i był jednym z przeciwników upadającego Rzymu.

Naukowiec z pasji

Odkrycie to okazało się przełomem w badaniach nad Hunami. Talko-Hryncewicz kontynuował pracę terenową, odkrył kolejne cmentarzyska, a jego teorie potwierdzili późniejsi badacze. Dziś uważany jest za jednego z ojców archeologii Hunów.

Na Syberii spędził blisko dwie dekady — w tym czasie prowadził badania terenowe wśród Jakutów, Buriatów, Tatarów i innych społeczności, których życie, język, wierzenia i morfologia fizyczna fascynowały go jako badacza. Uważał, że nauka nie może istnieć w oderwaniu od codzienności i konkretnego człowieka. Jego notatki terenowe, rysunki, szkice czaszek, opisy obrzędów czy przedmiotów codziennego użytku stanowią dziś bezcenny materiał źródłowy.

Utrzymywał listowne kontakty z polskimi urzędnikami oraz badaczami Syberii, m.in. Aleksandrem Despotem-Zenowiczem (1829–1897), Benedyktem Dybowskim (1833–1930) i Bronisławem Piłsudskim (1866–1918). W uznaniu zasług na tym polu otrzymał w 1898 roku nagrodę naukową Towarzystwa Miłośników Przyrody, Antropologii i Etnografii w Moskwie.

Przyjaciel Wandalina Szukiewicza

Po powrocie z Syberii Talko-Hryncewicz osiadł w zachodniej części imperium rosyjskiego. Współpracował z Wandalinem Szukiewiczem — pionierem archeologii litewsko-białoruskiej — z którym prowadził wspólne badania w okolicach Naczy, na dzisiejszym pograniczu Litwy i Białorusi.

Cenił Szukiewicza zarówno jako naukowca, jak i jako człowieka głęboko zakorzenionego w lokalnej tradycji. Ich wspólne prace przyczyniły się do rozpoznania i udokumentowania wielu stanowisk archeologicznych, a także do rozwoju nauk pomocniczych historii w regionie.

Choć Talko-Hryncewicz nie był archeologiem z formalnym wykształceniem, jego wkład w dokumentację znalezisk, a przede wszystkim umiejętność interpretacji ich w szerszym kontekście antropologicznym, czyni go ważną postacią w historii tej dziedziny.

Idea Muzeum Etnograficznego

Do Krakowa wrócił na stałe w roku 1918, gdzie ponownie objął na UJ kierownictwo Katedry Antropologii. Doprowadził wówczas do rozbudowy zakładu antropologii fizycznej, który wzbogacił do ponad 14 tys. eksponatów, podarowując mu swą bogatą bibliotekę, instrumentarium, korespondencję i rękopisy prac, a także liczne pomoce naukowo-dydaktyczne. W 1911 roku przedstawił koncepcję powołania w Krakowie nowoczesnego muzeum etnograficznego. Postulował, by nie był to jedynie zbiór eksponatów, ale żywe centrum badawcze i edukacyjne, poświęcone ludom nie tylko Polski, ale i szeroko pojętego Wschodu.

Profesor dwóch uniwersytetów

Talko-Hryncewicz był profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, a później Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, gdzie kierował katedrą antropologii. Jego wykłady, prowadzone z pasją i erudycją, przyciągały studentów nie tylko z Polski, ale i z Litwy oraz krajów bałtyckich.

Uczył z przekonaniem, że antropologia to nie tylko nauka o ciele, ale i o duchu — że nie można zrozumieć człowieka, nie znając jego kultury, wierzeń i historii. Był też członkiem Akademii Umiejętności, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości — Polskiej Akademii Umiejętności.

Działał również w Towarzystwie Historycznym we Lwowie, wspierając rozwój badań regionalnych i popularyzując ideę ochrony dziedzictwa kulturowego.

Choć jego dorobek był imponujący, Talko-Hryncewicz pozostał przez całe życie człowiekiem niezwykle skromnym i niezależnym. Unikał sporów ideologicznych, nie angażował się w politykę, choć nie był obojętny na sprawy narodowe i społeczne.

Uważał, że misją naukowca jest poznanie, a nie ocenianie. Fascynowała go różnorodność ludzkich kultur i form życia — był jednym z pierwszych polskich uczonych, głoszących potrzebę szacunku wobec obcych tradycji i języków.

Pamięć o badaczu

W 1932 roku przekazał swoje bogate zbiory Muzeum Narodowemu i rozpoczął pisanie wspomnień. Był członkiem wielu polskich i zagranicznych towarzystw naukowych, m.in. Instytutu Antropologicznego w Paryżu i rosyjskiego Komitetu dla badań Azji Środkowej i Wschodniej w Petersburgu.

Julian Talko-Hryncewicz zmarł 28 grudnia 1936 roku w Warszawie. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim (kw. He). Był odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta (1926). Odszedł jako jeden z najbardziej wszechstronnych polskich badaczy przełomu XIX i XX wieku, choć dziś jego imię rzadko pojawia się w powszechnej świadomości. Pozostawił po sobie nie tylko prace naukowe, ale też dziesiątki uczniów, setki artefaktów i tysiące stron notatek — wszystko to świadczy o jego niezwykłej pracowitości i pasji.

W czasach, gdy coraz więcej mówi się o potrzebie dekolonizacji wiedzy i otwartości na inne kultury, myśl Talko-Hryncewicza zyskuje nową aktualność. Był badaczem, który słuchał, notował i rozumiał — nie narzucał. A to czyni go prekursorem nowoczesnego humanizmu w nauce.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl/Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

W XIX wieku Syberia była miejscem zesłania dla wielu polskich patriotów, uczonych i artystów. Ale byli i tacy, którzy trafiali tam dobrowolnie – z pasji, potrzeby naukowej przygody i pragnienia służby ludziom. Jednym z nich był Julian Talko-Hryncewicz – lekarz, antropolog, etnograf, archeolog-amator i jeden

14 sierpnia w Kościele katolickim przypada wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego – polskiego franciszkanina konwentualnego, prezbitera, gwardiana, misjonarza, męczennika. Dziś mijają 84 lata od jego męczeńskiej śmierci.

Gdy myślimy o św. Maksymilianie Marii Kolbem, najczęściej widzimy go w dramatycznym świetle Auschwitz — jako męczennika, który mając 47 lat ofiarował swoje życie za drugiego człowieka. Ale zanim stał się ikoną heroicznej miłości, był cichym rewolucjonistą w Grodnie. To właśnie tam, w cieniu klasztornych murów i między stukiem drukarskich maszyn, rodziła się jego wizja duchowego przebudzenia.

Kościół Klasztoru Franciszkanów w Grodnie. Tutaj w 1922 roku przybył franciszkanin Maksymilian Maria Kolbe, który w podziemiach klasztoru otworzył redakcję „Rycerza Niepokalanej”, fot.: Grodnensis.by

Grodno – miasto, które drukowało nadzieję

Rok 1922. Ojciec Kolbe przyjeżdża do Grodna — nie jako celebrowany kaznodzieja, lecz jako zakonnik z misją. W seminarium uczy filozofii, ale jego serce bije dla czegoś więcej: dla Niepokalanej. W piwnicy klasztoru franciszkanów otwiera redakcję „Rycerza Niepokalanej” — miesięcznika, założonego przez zakonnika jeszcze podczas pełnienia posługi w Krakowie i pomyślanego, jako duchowe antidotum na chaos epoki. W latach 30. XX stulecia czasopismo to osiągnęło nakład 700 tys. egzemplarzy, stając się najpoczytniejszym polskim pismem katolickim w dziejach.

Grodzieński numer „Rycerza Niepokalanej”. Wrzesień 1927 r., fot.: archiwum.rycerzniepokalanej.pl

W Grodnie bez funduszy, bez profesjonalnego sprzętu, z garstką współbraci — franciszkanin drukował czasopismo, którego grodzieńskie numery były skromne, ale pełne ognia. Kolbe nie pisał jednak dla poklasku. Pisał, by ratować dusze.

„Niepokalana zwycięży” — powtarzał, gdy maszyny się psuły, a papieru brakowało.

Wiara, która pachniała farbą drukarską

Grodno było jego laboratorium. Tu testował, jak połączyć duchowość z technologią, modlitwę z działaniem. Wierzył, że słowo drukowane może być równie skuteczne jak kazanie z ambony — a może nawet bardziej. Każdy egzemplarz „Rycerza” był dla niego jak pocisk dobra w walce ze złem.

Kolbe nie był tylko redaktorem. Był strategiem, grafikiem, korektorem i — przede wszystkim — człowiekiem, który wierzył, że świętość nie musi być spektakularna. Może być cicha, pracowita, codzienna. Jak życie w Grodnie.

Męczeństwo: Miłość aż po kres

Ale świętość Kolbego nie zatrzymała się na druku. W 1941 roku, w obozie Auschwitz, jego duchowa rewolucja osiągnęła kulminację. Gdy Niemcy skazali na śmierć dziesięciu więźniów, Kolbe dobrowolnie zgłosił się, by zastąpić jednego z nich – Franciszka Gajowniczka, który osierociłby żonę i dzieci. W celi głodowej dzielny franciszkanin nie złamał się. Modlił się, śpiewał, pocieszał innych. Umarł ostatni — po dwóch tygodniach męki, dobity zastrzykiem fenolu.

Figura woskowa św. Maksymiliana Marii Kolbego w Muzeum  Figur Woskowych w Krakowie, fot.: Getty Images

To był jego najpotężniejszy „artykuł” — świadectwo miłości, które nie potrzebowało papieru.

Droga ku świętości, która prowadziła przez Grodno

Św. Maksymilian został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 roku.

Papież Jan Paweł II 10 października 1982 roku zaliczył ojca Maksymiliana do grona świętych męczenników Kościoła katolickiego.

Św. Maksymilian Maria Kolbe stał się pierwszym polskim męczennikiem z czasów II wojny światowej, który został wyniesiony na ołtarze.

Jak powiedział św. Jan Paweł II, św. Maksymilian Maria Kolbe jest patronem „naszych trudnych czasów”

Ogłaszając Maksymiliana Kolbego świętym Jan Paweł II nazwał go — nie tylko męczennikiem, ale „męczennikiem miłości”.

Mieszkańcom Białorusi, zwłaszcza Grodna, warto pamiętać, że droga franciszkanina ku świętości prowadziła m.in. przez ich miasto, w którym, przyszły święty nauczał, że świętość to nie luksus dla wybranych, lecz zadanie dla każdego.

Dziś, gdy wspominamy św. Maksymiliana, warto wrócić do Grodna. Nie tylko jako miejsca na mapie, ale jako symbolu tego, że wielkie rzeczy rodzą się w ciszy, w trudzie, w wierze. Warto pamiętać, że świętość może mieć zapach papieru i dźwięk maszyny drukarskiej. I że jeden człowiek, oddany bez reszty Maryi, może zmienić bieg historii — zaczynając od piwnicy w Grodnie, kończąc w celi śmierci i żyjąc dalej w sercach milionów.

Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl

14 sierpnia w Kościele katolickim przypada wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego – polskiego franciszkanina konwentualnego, prezbitera, gwardiana, misjonarza, męczennika. Dziś mijają 84 lata od jego męczeńskiej śmierci. Gdy myślimy o św. Maksymilianie Marii Kolbem, najczęściej widzimy go w dramatycznym świetle Auschwitz — jako męczennika, który mając

W sierpniu 2025 roku stosunki dyplomatyczne między Polską a Białorusią osiągnęły kolejny punkt krytyczny. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP stanowczo odrzuciło propozycję wznowienia dialogu ze stroną białoruską, skierowaną przez tamtejsze Ministerstwo Obrony.

W nocie dyplomatycznej Mińsk apelował o rozmowy dotyczące stabilizacji i bezpieczeństwa w regionie, ostrzegając, że ich brak może prowadzić do „nowej wojny w Europie”.

Hybrydowe zagrożenia i wsparcie dla Rosji

Polska odpowiedź była jednoznaczna: obecna sytuacja nie sprzyja rozmowom. Od 2021 roku Białoruś prowadzi działania hybrydowe przeciwko Polsce, w tym presję migracyjną na granicy, która według Warszawy jest elementem szerszej strategii destabilizacji. Dodatkowo, Mińsk aktywnie wspiera rosyjską agresję na Ukrainę, udostępniając swoje terytorium dla operacji wojskowych, co zdaniem polskich władz narusza międzynarodowe prawo i podważa jakiekolwiek podstawy do budowania zaufania.

„Nie ma przestrzeni do podejmowania rozmów” — podkreśliło MSZ, wskazując na brak wiarygodności i wrogie działania ze strony Białorusi.

Z kolei Białoruś oskarża Polskę o „przyspieszoną militaryzację” regionu. Wskazuje na projekt „Tarcza Wschód”, zakupy nowoczesnej broni ofensywnej oraz rosnące wydatki na obronność jako dowód na agresywną strategię Warszawy. Mińsk twierdzi, że Polska prowadzi politykę konfrontacyjną, która zwiększa napięcia i destabilizuje sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej.

Co mówią eksperci?

Eksperci nie mają wątpliwości, że działania Białorusi są częścią szerszej operacji hybrydowej prowadzonej wspólnie z Rosją. Filip Bryjka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zauważa, że „instrumentalizacja migracji, kampanie dezinformacyjne i fizyczne ataki na infrastrukturę graniczną są elementami destabilizacji regionu”.

Kmdr por. rez. Wiesław Goździewicz , cytowany przez Dziennik.pl, dodaje, że choć sytuacja jest poważna, nie należy mówić o bezpośrednim zagrożeniu wojną:

„Jesteśmy zdecydowanie w czasach poważnego kryzysu i zagrożenia konfliktem z naszym wschodnim sąsiadem. Natomiast czy jest to okres przedwojny? Studziłbym nieco nastroje”.

Z kolei na portalu Defence24.pl czytamy, że płk rez. Jacek Dankowski, były zastępca attaché obrony RP we Włoszech, podkreśla, iż NATO uważnie monitoruje sytuację i zapewnia Polsce wsparcie wywiadowcze oraz strategiczne:

„NATO dysponuje sensorami umożliwiającymi monitorowanie sytuacji na granicach w czasie rzeczywistym, a także w głąb terytoriów Białorusi i Rosji”.

Znadniemna.pl na podstawie Polskieradio24.pl/Dziennik.pl/Defence24.pl, na zdjęciu: białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka, fot.: Telegram

W sierpniu 2025 roku stosunki dyplomatyczne między Polską a Białorusią osiągnęły kolejny punkt krytyczny. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP stanowczo odrzuciło propozycję wznowienia dialogu ze stroną białoruską, skierowaną przez tamtejsze Ministerstwo Obrony. W nocie dyplomatycznej Mińsk apelował o rozmowy dotyczące stabilizacji i bezpieczeństwa w regionie, ostrzegając, że

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało komunikat dotyczący zasad weryfikacji znajomości języka wykładowego przy rekrutacji cudzoziemców na studia w roku akademickim 2025/2026. Dokument ma na celu ujednolicenie procedur stosowanych przez uczelnie oraz zapewnienie przejrzystości i rzetelności procesu rekrutacyjnego.

W związku z licznymi pytaniami ze strony środowiska akademickiego, Minister wystosował list do Przewodniczących Konferencji Rektorów, prosząc o rozpowszechnienie informacji wśród uczelni. Do pisma dołączono szczegółowy dokument pt. „Informacje dla uczelni dotyczące zasad weryfikacji języka wykładowego przy rekrutacji cudzoziemców”, opracowany w oparciu o rozporządzenie z dnia 30 lipca 2025 r. (Dz.U. poz. 1045).

Zgodnie z nowymi przepisami, uczelnie mają obowiązek sprawdzenia, czy kandydat na studia zna język, w którym będzie odbywać się kształcenie, na poziomie umożliwiającym aktywne uczestnictwo w zajęciach. W przypadku studiów prowadzonych w języku polskim, wymagany jest poziom co najmniej B2. Ministerstwo współpracuje z Państwową Komisją ds. Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego oraz z Narodową Agencją Wymiany Akademickiej (NAWA) nad wdrożeniem nowego certyfikatu językowego.

Nowe regulacje mają na celu ograniczenie przypadków nadużyć, w których cudzoziemcy ubiegali się o wizę studencką bez rzeczywistego zamiaru podjęcia nauki. Ministerstwo podkreśla, że celem zmian jest zapewnienie uczciwości procesu rekrutacyjnego oraz wsparcie tych kandydatów, którzy rzeczywiście pragną studiować w Polsce.

Uczelnie otrzymały wytyczne, które mają pomóc w jednolitym stosowaniu przepisów i unikaniu niejasności. Ministerstwo deklaruje dalsze wsparcie w procesie wdrażania nowych zasad oraz otwartość na dialog ze środowiskiem akademickim.

Pełną treść Komunikatu  MNiSW znajdziecie Państwo TUTAJ.

 Znadniemna.pl zna podstawie Gov.pl

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało komunikat dotyczący zasad weryfikacji znajomości języka wykładowego przy rekrutacji cudzoziemców na studia w roku akademickim 2025/2026. Dokument ma na celu ujednolicenie procedur stosowanych przez uczelnie oraz zapewnienie przejrzystości i rzetelności procesu rekrutacyjnego. W związku z licznymi pytaniami ze strony środowiska

Przejdź do treści