HomeStandard Blog Whole Post (Page 484)

„Mińsk – miasto w opiece Matki Bożej” – to nazwa wycieczki po stolicy Białorusi, którą można zamówić u mińskiego przewodnika Pawła Dziusiekaua. Na początku lutego na dwugodzinną wycieczkę, od której dochód został przekazany na potrzeby schroniska dla zwierząt „Superkot”, przewodnik zaprosił mieszkańców białoruskiej stolicy.

Z zaproszenia skorzystała także nasza autorka Ludmiła Burlewicz.

herb_Minska

Herb Mińska na frontonie czerwonego kościoła

Interesowało mnie, czy podczas wycieczki Paweł Dziusiekau nie pominie, związanych z Mińskiem akcentów polskich. Okazało się, że nie tylko nie pominął, wręcz oświadczył na samym początku, że symbolem Mińska dla niego jest czerwony kościół, kojarzący się miejscowym mieszkańcom z aktywnością mieszkających w Mińsku Polaków, między innymi działalnością stołecznego oddziału Związku Polaków na Białorusi.

Opowiadając o historii wzniesienia kościoła pw. św. Szymona i Heleny (czerwonego kościoła) Paweł Dziusiekau zaznaczył, iż budynek świątyni był wzorowany na kościele pw. św. Elżbiety w Jutrosinie (woj. wielkopolskie). Uczestnicy wycieczki dowiedzieli się także, iż cegłę na budowę mińskiej świątyni sprowadzano spod Częstochowy, dach pokryto dachówką z Włocławka, a prace wewnętrzne wykonał polski artysta Zygmunt Otto.

tablica_kosciol

Na trasie wycieczki „Mińsk – miasto w opiece Matki Bożej” znalazł się też między innymi miński pomnik Adama Mickiewicza oraz katedra rzymskokatolicka.

Dlaczego mińscy strażacy musieli umieć grać na instrumentach muzycznych? Jaki związek budynek Czerwonego Kościoła ma z żywą krowa? Czemu Mińsk jest jedynym miastem na świecie na herbie którego Matka Boża ma ręcę ułożone, jakby do oklasków? – odpowiedzi na te i inne pytania ciekawskich, udzielał podczas wycieczki przewodnik.

Pawel_Dziusiekau

Opowiada przewodnik po Mińsku Paweł Dziusiekau

Paweł Dziusiekau jest przewodnikiem po Mińsku, realizującym duży projekt „Wędrówki w przeszłość”, którego częścią jest wycieczka pod nazwą „Mińsk – miasto w opiece Matki Bożej”, będąca pracą absolwencką na kursach „Didżeje Odrodzenia”, prowadzonych przez białoruskiego polityka i działacza społecznego Pawła Sewiarynca.

Zapraszamy na fotorelację z wycieczki:

zbiorka_wycieczkowiczow

kapliczka_tablica_Woynillowicz

 

przy_kosciele

uczestnicy _wycieczki

 

P1370776

pomnik_Mickiewicza_1

pomnik_Mickiewicza

 

minska_katedra

Na kolejną wycieczkę trasą „Mińsk – miasto w opiece Matki Bożej” Paweł Dziusiekau zaprawsza w kwietniu. Z usług tego przewodnika można skorzystać, kontaktując się z nim za pośrednictwem jego profilu na stronie by.holiday.by. Wycieczki Pawła Dziusiekaua są prowadzone w języku białoruskim bądź rosyjskim.

Ludmiła Burlewicz z Mińska

„Mińsk – miasto w opiece Matki Bożej” – to nazwa wycieczki po stolicy Białorusi, którą można zamówić u mińskiego przewodnika Pawła Dziusiekaua. Na początku lutego na dwugodzinną wycieczkę, od której dochód został przekazany na potrzeby schroniska dla zwierząt „Superkot”, przewodnik zaprosił mieszkańców białoruskiej stolicy. Z zaproszenia

Dwa najwyższe stopnie podium zajęły drużyny parafialne z Grodna w odbywających się w tych dniach rozgrywkach XXIV Międzynarodowego Turnieju Halowego w Piłce Nożnej AWF 2015.

Podczas finału. W żóltych koszulkach - pilkarze z parafii dzielnicy Południowy w Grodnie, w czarno - białych  - reprezentacja grodzieńskich parafii

Podczas finału. W żółtych koszulkach – piłkarze z parafii dzielnicy Południowy w Grodnie, w czarno – białych – reprezentacja grodzieńskich parafii

Doroczny międzynarodowy turniej piłkarski organizuje Katolickie Stowarzyszenie Sportowe Rzeczypospolitej Polskiej. Grodzieńskie drużyny okazały się bezkonkurencyjne w najstarszej, dopuszczanej do udziału w turnieju, kategorii wiekowej – chłopców urodzonych w 1998 roku.

Zdobywcy drufiego miejsca ze swoim trenerem Markiem Zaniewskim, wiceprezesem Klubu Sportowego "Sokół" przy ZPB

Zdobywcy drugiego miejsca ze swoim trenerem Markiem Zaniewskim, wiceprezesem Klubu Sportowego „Sokół” przy ZPB

W tej kategorii zgłosiło się do rywalizacji osiem drużyn, reprezentujących parafie z Warszawy, Mińska Mazowieckiego, Ostrowa Wielkopolskiego, Kutna, Sulejówka i Radomia.Parafie miasta Grodna zgłosiły do udziału w turnieju w najstarszej kategorii, aż dwie drużyny. Jedna to reprezentacja czterech parafii grodzieńskich, której trenerem i selekcjonerem jest organizator Parafiady dla Dzieci i Młodzieży Diecezji Grodzieńskiej – ksiądz Artur Małafiej z parafii pw. NMP Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia na Augustówku. Druga drużyna grodzieńska, prowadzona przez wiceprezesa działającego przy Związku Polaków na Białorusi Klubu Sportowego „Sokół” Marka Zaniewskiego, składała się z młodzieży katolickiej z parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP z dzielnicy Południowy w Grodnie.

To właśnie młodzi grodnianie w finale zdecydowali o losie dwóch pierwszych miejsc turnieju. W bezpośrednim starciu lepsza okazała się reprezentacja czterech grodzieńskich parafii. Wygrała z kolegami z parafii dzielnicy Południowy z wynikiem 4:0.

Wszyscy uczestnicy XXIV Międzynarodowego Turnieju Halowego w Piłce Nożnej AWF 2015, rozgrywanego w hali sportowej Akademii Wychowania Fizycznego im. J. Piłsudskiego w Warszawie, otrzymali od organizatorów upominki i nagrody. Trofeum za zdobycie pierwszego miejsca jest puchar, ufundowany przez Katolickie Stowarzyszenie Sportowe Rzeczypospolitej Polskiej.

Znadniemna.pl

Dwa najwyższe stopnie podium zajęły drużyny parafialne z Grodna w odbywających się w tych dniach rozgrywkach XXIV Międzynarodowego Turnieju Halowego w Piłce Nożnej AWF 2015. [caption id="attachment_8242" align="alignnone" width="480"] Podczas finału. W żółtych koszulkach - piłkarze z parafii dzielnicy Południowy w Grodnie, w czarno - białych

Z głęboką satysfakcją publikujemy korespondencję, nadesłaną przez naszą czytelniczkę z miasta Huddersfield w Wielkiej Brytanii – panią Xenię Jacoby, która 18 stycznia uczestniczyła w obchodach 102. rocznicy urodzin śp. Romualda Rodziewicza ps. „Roman” – naszego ziomka, urodzonego pod Wołożynem, hubalczyka, żołnierza Armii Krajowej, więźnia między innymi KL Auschwitz i KL Buchenwald, żołnierza niezłomnego, który po II wojnie światowej zamieszkał w Północnej Anglii, w mieście Huddersfield, gdzie dokończył żywota 24 października 2014 roku.

Śp. Romuald Rodziewicz ps. "Roman" w Domu Opieki "Jasna Góra" w Huddersfield

Śp. Romuald Rodziewicz ps. „Roman” w Domu Opieki „Jasna Góra” w Huddersfield

Z relacji pani Xenii Jacoby dowiadujemy się między innymi, iż w tym roku urna z prochami śp. Romualda Rodziewicza „Romana” zostanie złożona w grobie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Pani Xenia osobiście znała bohatera , 102. rocznicę urodzin którego obchodzili Polacy w Huddersfield i niezwykle ciepło wspomina o chwilach obcowania z nim. Tym przyjemniej jest nam opublikować poniższą relację:

Romuald „Roman” Rodziewicz – Ostatni Hubalczyk , więzień KL Auschwitz, nr obozowy 165642

Na niedzielę 18 stycznia 2015 roku przypadła 102. rocznica Urodzin Ostatniego Hubalczyka ppłk Romualda „Romana’’ Rodziewicza.(ur. 18 stycznia 1913 w Ławskim Brodzie na Wileńszczyźnie (obecnie – wieś Truskowicze w rejonie wołożyńskim obwodu mińskiego – red.), zm. 24 października 2014r. w Huddersfield w Płn. Anglii)

Zostałam serdecznie zaproszona przez kapelana (Domu Polskiego w Huddersfield –red.) ks. Jana Wojczyńskiego TCHR, do udziału we mszy św. o godz. 11:00 na okoliczność 102. Rocznicy Urodzin Hubalczyka. Msza miała być odprawiona w kaplicy Domu Opiekuńczego „Jasna Góra’’ w Huddersfield, gdzie śp. jubilat był rezydentem. Potem w kolejności premiera filmu Pana Marka Zdziarskiego nakręconego we współpracy z ks. J. Wojczyńskim pt. „Ostatnia Droga Ostatniego Hubalczyka’’. Zwieńczeniem dnia stał się wspólny obiad, w gronie osób, związanych z postacią śp. Romualda Rodziewicza „Romana”.

Zimnym rankiem wybrałam się w drogę do Huddersfield, miasta w hrabstwie West Yorkshire w Północnej Anglii. Przyjechała po mnie samochodem Beata, nauczycielka z angielskiej i polskiej Szkoły Sobotniej. Wyruszyłyśmy w drogę pod górę. Naokoło mijałyśmy pięknie obsypane śniegiem okoliczne wzgórza i pagórki. Samochód zaczął kaszleć, nie dając rady podczas „wspinaczki” pod górę. Wszyscy nas mijali. Miałyśmy dojechać do Huddersfield na poranną mszę św. Drogi nam się pogubiły, szosy poplątały a czas kurczył. Myślałam sobie o słowach majora Hubala i chciałam w nie wierzyć, że „Trzeba rzucić serce za przeszkodę, jak przy skoku”. Mjr Henryk Dobrzański ps. „Hubal”, był bardzo utalentowanym dowódcą, kawalerzystą i członkiem drużyny olimpijskiej w hippice, gdzie na koniu „Generał” pokazywał wielką klasę doskonałego polskiego jeźdźca. Rzuciłam więc serce, no i – mimo przeszkód – dojechałyśmy na czas. Punkt 11:00 otworzono nam drzwi domu i ks. Jan rozpoczął mszę św. w przytulnej kaplicy. Mała trzódka modliła się o życie wieczne dla śp. „Romana”, byłego rezydenta Domu Opiekuńczego „Jasna Góra”. Na parapecie przy oknie stało zdjęcie Hubalczyka, jako znak duchowej obecności rezydenta, który do niedawna był uczestnikiem każdej mszy celebrowanej przez swego kapelana ks. Jana. Ojciec duchowny podczas swej homilii nawiązywał do minionego życia swego rezydenta, który jako najwierniejszy z wiernych mjr Hubala był oddany Bogu i Ojczyźnie – Polsce. Ja natomiast błądząc oczami po kaplicy, przystrojonej bożonarodzeniową choinką i drewnianą szopką, w której wciąż sianko pachniało – myślałam o życiu w zgodzie z przeznaczeniem. Myśli moje zagalopowały do kościoła z kadru filmowego o majorze Hubalu i jego kawalerii. Przed oczami stanął mi ten moment, kiedy plutonowy Rodziewicz został zganiony przez majora, że takiego cymbała przedstawił do awansu, a on wraz z plutonowym Alickim Józefem paradował przed całą wsią w mundurze, będąc na Pasterce. Wtedy Rodziewicz pokornie tłumaczył majorowi, że właśnie na okoliczność tego awansu poszli do kościoła się pomodlić. Wtedy major długo nie zastanawiając się zarządził wyjście swego oddziału do kościoła na poranną mszę, ku wielkiemu zdziwieniu Rodziewicza i Alickiego. Ten przejmujący moment kiedy wierni rozstępowali się na boki wiejskiego kościoła, robiąc miejsce partyzantom – swym obrońcom i głośne odśpiewanie pieśni „Boże, coś Polskę” a w niej Ojczyznę racz nam wrócić Panie…, stały się manifestacją uczuć patriotycznych ludu i wojska –które swym mundurem określało ciągłość państwa polskiego (dodam tylko, że pieśń ta po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918r. jako polska katolicka pieśń religijna, konkurowała z Mazurkiem Dąbrowskiego o uznanie jej za hymn państwowy – aut.). Wspomnę także, że reżyser filmu Bohdan Poręba, opowiadał o próbie usunięcia przez ówczesnych cenzorów kina dokładnie tej sceny z kościoła. Jednakże ówczesny minister obrony narodowej gen. W. Jaruzelski osobiście interweniował w tej sprawie, będąc pod wrażeniem sceny i ekspresji, jaka płynęła z jej symboliki. Wracały do mnie także słowa „Romana”, który mówił mi podczas swego ostatniego wywiadu 2 sierpnia 2014r., że „ludność wtedy była bardzo patriotyczna. Karmili partyzantów i ich konie, nie szukając wynagrodzenia. Chłopi bardzo pomagali lotnemu oddziałowi”. Dla tamtych ludzi mundur polski był bardzo ważnym symbolem. Mundur chronił spokój i każdy polski dom. Mundur był „widocznym znakiem oporu a w konkretnej sytuacji – ciągłością państwa”. W czasie wojny polski mundur był otuchą dla narodu a żołnierskim obowiązkiem było walczyć i trwać, gdzie krzywda. „Ludzie szli do munduru jak do Przenajświętszego Sakramentu”.[z filmu „Hubal”] Niezłomny żołnierz Henryk Dobrzański Hubal mjr Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego przyrzekł: „Ja w żadnym razie broni nie złożę, munduru nie zdejmę. Tak mi dopomóż Bóg”. Niemcy bali się Go jak ognia i nazywali Go „Der tolle major”, co znaczy „szalony major”. Pamiętam jak „Roman” podczas swego wywiadu mówił, iż „Niemcy bardzo bali się „bandy” Hubala”. W takim oddziale ułanów mjr Hubala służył plut., potem wachmistrz Romuald „Roman” Rodziewicz. W filmie „Hubal” wyreżyserowanym w 1973r. przez Bohdana Porębę, rolę tytułową kreował świetny aktor Ryszard Filipski, a w plut. „Romana” wcielił się Jan Stawarz.

Tutaj msza św. w kaplicy, a ja oglądam film w swych myślach i tak klatka po klatce cwałuję, by nadążyć za szarżą kawalerii, która 30 marca 1940r. w ciężkim boju pod Huciskami „zsiekła na drzazgi oddziały niemieckie aż iskry leciały”. To autentyczne słowa „Romana”, które brzmiały w moich uszach, kiedy wypowiadał się o swej historycznej przeszłości. Mówił mi, że „dla nich – ułanów mjr Hubal był ich opiekunem. Był jak ojciec, prawdziwy troskliwy ojciec”. Wtedy zagadnęłam także o Mariannę Cel ps. „Tereska”, o ułana babę, co służyła z nimi, przenosiła meldunki i też chciała Niemca bić. Roman odrzekł, że „ona była bardzo odważna, że patriotką była”.

Kapelan Domu Opieki "Jasna Góra" w Huddersfield ks. Jan Wojczyński TChr, wygłasza homilię

Kapelan Domu Opieki „Jasna Góra” w Huddersfield ks. Jan Wojczyński TChr, wygłasza homilię

Podczas podniesienia w trakcie mszy św. w intencji śp. Hubalczyka

Podczas podniesienia w trakcie mszy św. w intencji śp. Hubalczyka

Po piekle Holokaustu w niemieckich obozach koncentracyjnych w Auschwitz (trafił tam po aresztowaniu w sierpniu 1943r. jako więzień polityczny i żołnierz AK, gdzie wytatułowanomu na lewej ręce nr obozowy 165642), Brzezince, Buchenwaldzie oraz na terenie Austrii, które to obozy zagłady przetrzymał – Rodziewicz chciał po wyzwoleniu odszukać „Tereskę”. Rozpytywał o nią swych nielicznych kompanów ułanów, którzy ocaleli. Żaden nic nie słyszał o niej. Rodziewicz pojechał w okolice, gdzie stacjonowała kiedyś ich kawaleria, by rozpytać tamtejszą ludność o „Tereskę”. Ślad po niej zaginął. Ze smutkiem mówił, że „musiała być zabita przez Niemców, a ciało jej przepadło” i zamyślił się głęboko… Po czym zapytał na głos: „Mógłbym papieRosa od kogoś popRosić?…” i powiedział to z tym swoim dźwięcznym, pięknie brzmiącym „R”.

Przepadło też ciało samego legendarnego majora Hubala, który zginął 30 kwietnia 1940r. pod Anielinem k/Opoczna. Koń majora „Demon” też poległ od kul. Poległo wielu partyzantów.

„Każdy ginący człowiek to cały świat sam w sobie” [Melchior Wańkowicz]. Cudem wachmistrz „Roman” ocalał. Pomimo iż wiele razy otarł się o śmierć (także w obozach koncentracyjnych), nigdy nie był ranny. Mówiono o nim, że kule się go nie imały a Pan Bóg kule nosił. Raz jedyny był draśnięty kamieniem z szosy, który uderzył go w okolice nosa. Taki to był prawdziwy polski superman, superhero.

„Jeszcze Polska nie zginęła! I nie zginie! Jeszcze Polska nie zginęła! – Niech żyje Polska!” To słowa, które dodawały otuchy podczas okupacji. Major Dobrzański „Hubal” nie uznał kapitulacji Warszawy w 1939r. i dlatego przeprowadził swój oddział 300 żołnierzy z okolic Grodna w Góry Świętokrzyskie, by toczyć nierówną walkę z przeważającymi siłami niemieckiego wroga (jak w 480r. p.n.e. 300–osobowy oddział Spartan dowodzony przez króla Leonidasa, stawił czoła 100-tys. armii perskiej pod Termopilami). Major jako pierwszy z żołnierzy polskich podjął działania partyzanckie. Miało to ogromne znaczenie dla kraju i ludności, że Polska żyje i walczy, aby nie zginął duch nadziei i walki w narodzie. Rozeszły się wieści, że pierwszy zorganizowany oddział partyzancki nazwany przez mjr „Hubala” Oddziałem Wydzielonym Wojska Polskiego, walczy przeciwko okupantowi, a tocząc boje za sprawy Ojczyzny z oddziałami SS – wychodzi zwycięsko, walcząc do ostatniego tchu.

„…Za gruzy naszych miast
Za braci naszych krew,
Szarpajmy wrogów ciała!
Niech zniknie szwabski chwast!
Odpowie na nasz zew,
Powstając Polska cała!…”

Autorem tej piosenki był ppor. ps. „Tchórzewski”, czyli Józef Wüstenberg z zawodu prawnik, co pełnił w oddziale funkcję oficera ds. zleceń. Na przełomie marca i kwietnia 1940r. na kwaterach we wsi Gałki, napisał słowa pierwszej oryginalnej piosenki „Hubalczyków“: „My partyzanci majora Hubali“. Melodię zaczerpnął z pieśni powstańców 1863r. – „Marsz strzelców“. Tak powstała pierwsza w okupowanej Polsce pieśń partyzancka.

„ My partyzanci majora Hubali,
Idziemy dziś na krwawy z Niemcem bój.
Pragnienie zemsty serca nasze pali,
A przeciw nam bombowców wroga rój!“

„Hubal” i Jego dzielny wachmistrz Rodziewicz, przysięgali Bogu być wiernymi Ojczyźnie swej Rzeczypospolitej Polskiej. Na straży honoru żołnierza polskiego stać wiernie i tak postępować, aby móc żyć i umierać jak prawy żołnierz polski.„Hubal” i „Roman” to nieustraszeni żołnierze, wierni do końca przysiędze i Ojczyźnie. Upór i wierność wartościom Bóg, Honor i Ojczyzna uczyniły ich niezłomnymi rycerzami. „Hubal” to człowiek legenda, a „Roman” to człowiek historia, którą dane mi było poznać. Całe swe młode życie poświęcił walkom frontowym i działalności konspiracyjnej. Tak po ludzku nic dla siebie nie miał z tego młodzieńczego życia. Historia o nim nadaje się na realizację dobrego filmu historyczno – przygodowego o podłożu patriotycznym, jako antidotum na zakłamywanie historii II wojny światowej, a zwłaszcza ZAPOMNIANEGO HOLOKAUSTU, dokonanego na nas Polakach. Rodziewicz to wyjątkowy, niecodzienny świadek czasu, gdyż przeżył aż cały wiek w naszej polskiej historii. Jego długie życie było skarbnicą doświadczeń kilku pokoleń Polaków. Wraz z „Romanem” odchodzi pewna epoka ludzi niezłomnych.

Romuald Rodziewicz "Roman" z numerem z KL Auschwitz na lewej ręce

Romuald Rodziewicz „Roman” z numerem z KL Auschwitz na lewej ręce

nr_z_KL

„Mimo, że o nim napisano książki – to on był normalnym człowiekiem. Bardzo skromnym. Do ostatniego dnia zachował pełną świadomość mimo prawie 102 lat. Miał ten dar od Boga, że mógł nam opowiadać i zachować taką pełną tężyznę duchową i fizyczną prawie aż do końca…”, tak ks. Jan Wojczyński wspominał w audycji dla Polskiego Radia „Ostatniego Hubalczyka”.

Te wszystkie myśli, głosy, wspomnienia i obrazy nachodziły mnie patrzącą na portret Hubalczyka. A przecież był tu z nami tak niedawno… Odszedł, aby żyć wiecznie w naszej pamięci jako niezłomny. Wzorzec dla nas.

Po mszy św. ks. Jan zaprosił nas i panie rezydentki (także weteranki II wojny światowej, co przeszły przez Syberię) do salonu, na projekcję filmu dot. ostatniej drogi Romualda Rodziewicza. Poznałam tutaj panią Janinę Stanowską z 316. Kompanii Transportowej, która walczyła pod Monte Cassino, panią Czesię Jarosz, która była w czasie wojny w Ugandzie, panie Wandę Orlińską, Wincentynę Tkocz, Irenę Chajdas oraz panią Marię Spychalską. W zamyśleniu oglądaliśmy chwile pożegnania z „Romanem”. To z prawej to z lewej migała mi jasna postać młodziutkiej opiekunki Magdy Masłowskiej, która pamiętnej nocy była przy konaniu Rodziewicza. To przy niej Hubalczyk żegnał się z tym światem, przechodząc w inny.

Rezydentki Domu Opieki "Jasna Góra" w Huddersfield podczas mszy św. w kaplicy. Od prawej: Zofia Skotnicka, Wincentyna Tkocz, Czesława Jarosz

Rezydentki Domu Opieki „Jasna Góra” w Huddersfield podczas mszy św. w kaplicy. Od prawej: Zofia Skotnicka, Wincentyna Tkocz, Czesława Jarosz

Ks. Jan siedział w fotelu i ocierał łzy… Łamał mu się głos, kiedy wspominał swego niezwykłego rezydenta, sam przecież także będąc unikatem, postacią ciekawą, charyzmatyczną i zatrzymującą myśli zabieganego człowieka w czasie. Przy kawie i tortowym cieście, ksiądz snuł swoje opowieści jak gawędę, która była niezwykła. Tworzył się niecodzienny klimat, tak jakby się było uczestnikiem tych opowieści i podświadomie czuło się jakby one były własnymi doświadczeniami. W tym miejscu powiedział nam o niepowszechnej postawie swego rezydenta. Kiedy Melchior Wańkowicz chciał podzielić się honorarium z Rodziewiczem za książkę „Hubalczycy”, to ten stanowczo odmówił, nie chcąc ani grosza.
Ksiądz uchylił nam rąbka tajemnicy, oznajmiając nowinę, że ma cichą nadzieję, iż na wiosnę, otworzy Izbę Pamięci Ostatniego Hubalczyka w Domu Opieki „Jasna Góra” Huddersfield. Znajdą tu swoje miejsce pamiątki po „Romanie”.

Rezydentki Domu Opieki "Jasna Góra" w Huddersfield. 1-szy rząd od prawej: Janina Stanowska, Zofia Skotnicka, Wincentyna Tkocz, 2-gi rząd od prawej: Anna Herman, Wanda Orlińska, Irena Chajdas, Maria Spychalska, Czesława Jarosz, goście, od lewej: Beata Steinhagen, Marek Zdziarski, Joanna Dudzic z mężem Darkiem, opiekun Mateusz Wala oraz ks. Jan Wojczyński

Rezydentki Domu Opieki „Jasna Góra” w Huddersfield. 1-szy rząd od prawej: Janina Stanowska, Zofia Skotnicka, Wincentyna Tkocz, 2-gi rząd od prawej: Anna Herman, Wanda Orlińska, Irena Chajdas, Maria Spychalska, Czesława Jarosz, goście, od lewej: Beata Steinhagen, Marek Zdziarski, Joanna Dudzic z mężem Darkiem, opiekun Mateusz Wala oraz ks. Jan Wojczyński

Zaproszeni przez ks. Jana na obiad – pojechaliśmy samochodami do restauracji Toby Carvery na wieczorny angielski posiłek. Ruch był tam jak w ulu. Czekaliśmy na wolny stół aż w końcu cierpliwość została nagrodzona smakowitym gorącym daniem. Wypiliśmy toast za dobre imię Ostatniego Hubalczyka i za nas. Trudno było odejść od stołu, rozmawiając o historii Polski i wspominając postać ppłk WP Romualda „Romana” Rodziewicza. Spytałam księdza o losy prochów Hubalczyka i o pochówek w Polsce. Ponieważ dochodziły do mnie głosy czytelnicze z prośbą, abym pomogła w doprowadzeniu do pochówku prochów Hubalczyka na Szańcu Hubala w Anielinie. Zadałam to pytanie ks. Janowi. Wyjaśnił mi, że otrzymał oficjalną wiadomość na piśmie od Konsula Generalnego Pana Łukasza Lutostańskiego z Manchester i „jest już pewne, iż ceremonia pochówku urny z prochami śp. Romualda Romana Rodziewicza zaplanowana została na 12 czerwca 2015r. na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie”.

Szczerze przyznam, że tylko chwilowo towarzyszyłam Ostatniemu Hubalczykowi w jego życiowej drodze, poznając go w sierpniu. Było to jednak spotkanie jak stygmat, które bardzo na mnie wpłynęło. „Roman” to człowiek honoru i wielkiego formatu. Jakaś zadziwiająca moc osobowości z niego płynęła i przykuwała moją uwagę, tak że oczu nie mogłam od niego oderwać, od tego syna polskiej ziemi. Pomimo swych lat wciąż był tym samym Hubalczykiem, tj. zdyscyplinowanym, prawdomównym żołnierzem, człowiekiem zasad, prawdziwym dżentelmenem. On jako Ostatni Hubalczyk stał na straży prawdy o swym legendarnym „Hubalu” i wiernie z nim służył – obydwaj zakochani i zaślubieni z Polską.

Tak wielu młodych ludzi zna historię ostatniego Mohikanina ale nie wie kim był Polak, Ostatni Hubalczyk z oddziału majora „Hubala”. Powieść „Ostatni Mohikanin” doczekała się kilkakrotnych ekranizacji. Wartkiego i pełnego dramatyzmu życia Ostatniego Hubalczyka nikt jeszcze nie zekranizował. Pociągali nas Indianie, teraz czas na partyzantów, co szli śladem wilka. Oczy Hubalczyka oglądały mego idola, który rozmawiał z nim i dzielił partyzanckie życie leśnej braci. Dałam mu wtedy obietnicę, że będę go odwiedzać, kiedy spytał mnie wprost czy mogę do niego przyjeżdżać, a ja?! -zawiodłam… czego nie umiem sobie wybaczyć. Od dziecka byłam zakochana w legendzie majora „Hubala” i Jego dzielnej kawalerii. Ale zawiodłam, wypadek mnie zatrzymał, życie przygniotło i kazało to unieść. Czy wypełnię swą obietnicę, jaką dałam „Romanowi”, pytającemu mnie:- Czy będziesz do mnie przyjeżdżać? – Czy w takim razie przyjadę z Anglii, by towarzyszyć jego doczesnym szczątkom w kolejnej drodze na miejsce spoczynku w ukochanej Polsce? Polsce, z której to ziemią połączy się tak ściśle, iż staną się jedno…

Polska ziemi o przytul go do siebie, by przyjęty mógł złożyć Ci pocałunek i zabliźnić tamten podły czas pieców, który w nim tkwił. Na moje pytanie „Co pamięta z Auschwitz”? Odpowiedział – „Wolałbym nie pamiętać”…i zastygł gdzieś w głębi siebie prosząc mnie o kolejnego papierosa…

Z każdej podróży wracasz jako inny człowiek. Po drodze wiele możesz się nauczyć i dowiedzieć o sobie, a wtedy opowiesz co widziałeś. To pomaga w życiu wysilić umysł, żeby zapełnić te nieszczęsne puste kartki treścią, z równie pustej głowy. Mój świat z przeszłości rozwiewa się niczym sen i coraz mniej go pamiętam. Bywa, że czasem sny i marzenia z dzieciństwa się spełniają. Nigdy jednak bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek w swym życiu spotkam (i to w Anglii) na swej drodze ostatniego żołnierza, ułana z oddziału mego polskiego Hero majora Hubala, dla którego miałam ogromny podziw od dziecka. Dziecka słuchającego opowiadań wojennych mego Dziadka AK-owca i mego Ojca, sześcio czy siedmioletniego wtedy chłopca, który, nie mając butów, podczas siarczystej zimy na bosaka biegał z młodziutkimi siostrami – pomagał karmić Żydów, czy też jeńców wojennych, umierających z głodu i mrozu w tymczasowym niemieckim oflagu, nosząc im chleb i zupę wyżebraną w koszarach niemieckich żołnierzy (często za to dostając mocnego kopniaka w tyłek od niemieckiego mundurowego, tak że leciał długo zwinięty bólem w powietrzu, zanim spotkał go kolejny kopniak z czubatego niemieckiego buta). Ból, ryzyko i płacz nie powstrzymywały mego małoletniego Ojca od niesienia pomocy tym, którym było gorzej – chociaż u samych w domu bieda aż piszczała.

Dziadek walczył w AK a babcia ciężko pracowała całymi dniami np. na worek mąki po okolicznych wsiach, aby to mój sześcioletni Ojciec, zastępujący w domu swego Ojca, mógł ugotować bryję dla wszystkich do jedzenia, podobną do krochmalu, którą jedli prawie codziennie podczas okupacji, na przemian z ugotowaną lebiodą, brukwią i pokrzywą.

Romuald_Roman_Rodziewicz_w_ogrodzie_Jasna_Gora

Śp. Romuald Rodziewicz „Roman”

Takie to były kiedyś czasy i takie pokolenia Polaków. Inne niż te dzisiejsze. A ten mój Hero Hubal był dla mnie zawsze wzorem cnót patrioty i żołnierza, zakochanego w naszej Ojczyźnie. Za Nią jeden i drugi poświęcali to, co mieli najcenniejsze – życie!

Chwała polskim bohaterom i żołnierzom niezłomnym!

Cześć Ich pamięci!

Z uśpienia wolna powstań Polsko cała!

Specjalnie dla Znadniemna.pl Xenia Jacoby z Huddersfield, zdjęcia autorki

Z głęboką satysfakcją publikujemy korespondencję, nadesłaną przez naszą czytelniczkę z miasta Huddersfield w Wielkiej Brytanii - panią Xenię Jacoby, która 18 stycznia uczestniczyła w obchodach 102. rocznicy urodzin śp. Romualda Rodziewicza ps. „Roman” - naszego ziomka, urodzonego pod Wołożynem, hubalczyka, żołnierza Armii Krajowej, więźnia między

W ciągu trzech dni prezes Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Wołkowysku Maria Tiszkowska i jej zastępca Jerzy Czupreta odwiedzali mieszkających w Wołkowysku i okolicy byłych żołnierzy Armii Krajowej, Sybiraków oraz najstarszych i najbardziej zasłużonych działaczy ZPB, aby wręczyć im dary uzbierane w całej Polsce w ramach akcji „Rodacy Bohaterom”.

Maria Tiszkowska wręcza paczkę z darami od Stowarzyszenia Odra-Niemen Annie Sadowskiej, założycielce i wieloletniej prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku

Maria Tiszkowska (po prawej) wręcza paczkę z darami od Stowarzyszenia Odra-Niemen Annie Sadowskiej, założycielce i wieloletniej prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku

Akcja, której ideą jest przypomnienie Polakom na Kresach – najbardziej potrzebującym i pielęgnującym polskość mimo przeciwności losu i zawirowań historii i polityki, iż Rodacy w Polsce o nich pamiętają, jest organizowana dwa razy do roku z okazji Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy przez wrocławskie Stowarzyszenie Odra-Niemen.

Paczkę otrzymuje Konstanty Jurewicz, jeden z najbardziej zasłużonych działaczy ZPB w Wołkowysku

Paczkę otrzymuje Konstanty Jurewicz, jeden z najbardziej zasłużonych działaczy ZPB w Wołkowysku

Paczki z darami zostawiła w Wołkowysku goszcząca niedawno w miejscowym oddziale ZPB delegacja Stowarzyszenia Odra-Niemen na czele z prezes Iloną Gosiewską i sekretarzem zarządu Eugeniuszem Gosiewskim. Nasi przyjaciele, przy okazji wizyty na Grodzieńszczyźnie odwiedzili z darami wiele domów Polaków w Grodnie, Lidzie, Wołkowysku i innych miejscowościach. Niestety, nie zdążyli dostarczyć paczki świątecznej każdemu potrzebującemu Rodakowi osobiście.

W Wołkowysku tę misję, z upoważnienia Stowarzyszenia Odra-Niemen, dokończyli działacze ZPB i osobiście prezes miejscowego oddziału organizacji.

Niżej proponujemy Państwu fotorelację ze spotkań, podczas których nie brakło łez wzruszenia, rozmów o Polsce i polskości ziemi wołkowyskiej oraz słów wdzięczności za to, że „Rodacy w Polsce pamiętają o Polakach na Białorusi”.

paczki_Wolkowysk

paczki_Wolkowysk_1

paczki_Wolkowysk_2

paczki_Wolkowysk_3

paczki_Wolkowysk_4

paczki_Wolkowysk_5

paczki_Wolkowysk_6

paczki_Wolkowysk_7

paczki_Wolkowysk_8

 

paczki_Wolkowysk_9

paczki_Wolkowysk_10

paczki_Wolkowysk_11

paczki_Wolkowysk_12

paczki_Wolkowysk_13

 

paczki_Wolkowysk_14

– Dla mnie wręczanie darów od Odry-Niemen było radością i okazją odwiedzić wielu naszych najbardziej zasłużonych działaczy, żywych świadków historii przetrwania polskości na ziemi wołkowyskiej, ludzi od których można się uczyć nie tylko patriotyzmu, lecz po prostu tego, jak należy żyć. W imieniu obdarowanych dziękuję przyjaciołom ze Stowarzyszenia Odra-Niemen za możliwość uczestniczenia w niesieniu pomocy moim ziomkom – pisze Maria Tiszkowska, prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku.

Maria Tiszkowska z Wołkowyska, zdjęcia Jerzego Czuprety

W ciągu trzech dni prezes Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Wołkowysku Maria Tiszkowska i jej zastępca Jerzy Czupreta odwiedzali mieszkających w Wołkowysku i okolicy byłych żołnierzy Armii Krajowej, Sybiraków oraz najstarszych i najbardziej zasłużonych działaczy ZPB, aby wręczyć im dary uzbierane w całej Polsce

Festiwal Polskiej Animacji zorganizował w Mińsku i Grodnie absolwent grodzieńskiej Polskiej Szkoły Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi Edward Kurczewski, obecnie – student Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schilera w Łodzi.

Logo_str

Festiwal Polskiej Animacji, którego pierwsza odsłona odbyła się w Mińsku 26 – 27 stycznia, a w Grodnie 31stycznia – 1 lutego, składał z prezentacji filmów, laureatów ogólnopolskiego festiwalu animacji O!PLA (pierwszy dzień pokazów) oraz z dnia konkursowego, na który się złożyła projekcja krótkich filmów animowanych, nakręconych w ramach zajęć przez kolegów organizatora festiwalu – studentów Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schilera w Łodzi (PWSFTviT).

Publiczność podczas pokazów w Mińsku, fot.: vk.com

Publiczność podczas pokazów w Mińsku, fot.: vk.com

W trwającym 90 minut przeglądzie konkursowym Edward Kurczewski przedstawił pod osąd mińskiej i grodzieńskiej publiczności 20 krótkometrażowych prac studenckich, z których mińscy i grodzieńscy widzowie mieli okazję wyłonić trzy najlepsze.

Pierwszy dzień festiwalu w Grodnie, fot.: vk.com

Pierwszy dzień festiwalu w Grodnie, fot.: Irena Nowik

fot.: vk.com

Fot.: vk.com

Fot.: vk.com

Mińskiej publiczności najbardziej spodobał się film animowany zrealizowany przez studentkę PWSFTviT Natalię Krawczuk pt. „Płoty”. Drugie miejsce w stolicy Białorusi wywalczyła praca Marcina Podolca pt. „Dokument”. Na trzecim zaś miejscu uplasował się obraz pt. „Adam i Ewa” Zofii Dąbrowskiej.

Kadt z filmu "Płoty" - 1. miejsce według mińskiej publiczności, fot.: vk.com

Kadr z filmu „Płoty” – 1. miejsce według mińskiej publiczności, fot.: vk.com

Kadr z filmu "Dokument - 2 miejsce zarówno w Mińsku, jak i w Grodnie", fot.: vk.com

Kadr z filmu „Dokument – 2. miejsce zarówno w Mińsku, jak i w Grodnie”, fot.: vk.com

Kadr z filmu "Adam i Ewa" - 3. miejsce w Mińsku, fot.: vk.com

Kadr z filmu „Adam i Ewa” – 3. miejsce w Mińsku, fot.: vk.com

Gust publiczności grodzieńskiej różnił się od gustu mieszkańców białoruskiej stolicy. Najwyżej oceniony został w Grodnie film autorstwa organizatora festiwalu Edwarda Kurczewskiego pt. „Gerard: tale of man” (Gerard: opowieść o człowieku). Na drugim miejscu, podobnie jak w Mińsku, uplasował się „Dokument”. Trzecie zaś miejsce przypadło pracy pt. „Little Boxes” (Małe pudła) zrealizowanej przez Macieja Wierzejskiego.

Kadr z filmu "Gerard: tale of a man", fot.: vk.com

Kadr z filmu „Gerard: tale of a man” – 1. miejsce w Grodnie, fot.: vk.com

Kadr z filmu"Little Boxes" - 3. miejsce w Grodnie, fot.: vk.com

Kadr z filmu”Little Boxes” – 3. miejsce w Grodnie, fot.: vk.com

Jak powiedział nam Edward Kurczewski, nagrodą dla jego kolegów studentów – autorów prac, uczestniczących w pokazach konkursowych na Białorusi – jest sam fakt tego, że prace te zostały zademonstrowane publiczności białoruskiej i przez nią ocenione.

Edward Kurczewski otwiera przegląd konkursowy w Grodnie

Edward Kurczewski otwiera przegląd konkursowy w Grodnie

Publiczność podczas przeglądu konkursowego w Grodnie

Publiczność podczas przeglądu konkursowego w Grodnie

Regulamin zorganizowanego przez Edwarda konkursu prac kolegów ze studiów niewiele się różni od regulaminu, obowiązującego na organizowanym w Polsce festiwalu O!PLA. W nim w charakterze jurorów także występuje publiczność, składająca się z mieszkańców dużych i mniejszych miast Polski, a nawet niektórych niedużych miasteczek i wsi. – Tylko podczas O!PLA prace są oceniane w sześciu nominacjach – zaznacza organizator Festiwalu Polskiej Animacji na Białorusi.

Edward Kurczewski - pomysłodawca i organizator Festiwalu Polskiej Animacji w Mińsku i Grodnie

Edward Kurczewski – pomysłodawca i organizator Festiwalu Polskiej Animacji w Mińsku i Grodnie

Festiwal Polskiej Animacji w Mińsku i Grodnie odbył się z inicjatywy Edwarda Kurczewskiego po raz pierwszy, ale za rok młody człowiek planuje ponownie go zorganizować.

Znadniemna.pl

Festiwal Polskiej Animacji zorganizował w Mińsku i Grodnie absolwent grodzieńskiej Polskiej Szkoły Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi Edward Kurczewski, obecnie - student Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schilera w Łodzi. Festiwal Polskiej Animacji, którego pierwsza odsłona odbyła się w Mińsku 26

Władze Białorusi i obwodu grodzieńskiego, mimo wieloletnich starań polskiej dyplomacji, odmawiają wydania zgody na ekshumację i przeniesienie na cmentarz katolicki w Koreliczach szczątków z otoczonej polami uprawnymi mogiły zbiorowej około 40 żołnierzy Armii Krajowej Samoobrony Ziemi Wileńskiej z oddziałów rotmistrza Władysława Kitowskiego „Groma” i porucznika Witolda Turonka „Tura”. Grób znajduje się nieopodal miejscowości Rowiny i Kaczyce (ok. 5 kilometrów na południe od Korelicz).

Mogiła zbiorowa około 40 żołnierzy z oddziałów "Groma" i "Tura"

Mogiła zbiorowa około 40 żołnierzy z oddziałów „Groma” i „Tura”

Ostatni raz prośbę o wydanie zgody na ekshumację polskich żołnierzy i godny pochówek ich szczątków na cmentarzu w Koreliczach wystosował w ubiegłym roku do władz obwodu grodzieńskiego konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz. Odmowę wydania zgody władze uzasadniły tym, że ekshumacja i pochówek szczątków poległych w bitwie z wojskami NKWD Polaków „poruszyłyby miejscową ludność”. – Odmowę godnego pochówku dla żołnierzy i pozostawienie ich grobu w szczerym polu nie mogę nazwać inaczej niż decyzją barbarzyńską – ocenia zachowania władz białoruskich polski dyplomata.

W sobotę, 30 stycznia, w 70. rocznicę bitwy pod Rowinami i Kaczycami, która według źródeł Instytutu Pamięci Narodowej i dokumentów NKWD odbyła się 29 stycznia 1945 roku, wraz z delegacją z podległej mu placówki konsularnej oraz delegacją Związku Polaków na Białorusi, na czele z prezesem ZPB Mieczysławem Jaśkiewiczem i szefem Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB Józefem Porzeckim, Andrzej Chodkiewicz oddał hołd poległym polskim żołnierzom w miejscu ich spoczynku przy wąwozie pod Kaczycami, przecinającym pola uprawne.

Aby trafić na grób polskich żołniezry, trzeba przejść przez pole

Aby trafić na grób polskich żołnierzy, trzeba przejść przez pole

Dotarcie do mogiły żołnierzy polskich z oddziałów „Groma” i „Tura” w zimie – w czasie odwilży – wiąże się z koniecznością włożenia na nogi obuwia, którego po przejściu przez zaorane jesienią pole, nie było by szkoda wyrzucić. Latem natomiast, gdy pola pod Kaczycami są zasiane zbożem bądź kukurydzą, dotarcie do grobu żołnierzy wiąże się z ryzykiem zabłądzenia lub koniecznością niszczenia przyszłych plonów, a więc jest prawie niemożliwe.

Przejście przez wąwóz, za którym znajduje się mogiła polskich żołnierzy

Przejście przez wąwóz, za którym znajduje się mogiła polskich żołnierzy

Na szczęście w minioną sobotę, choć była odwilż, pokrywa śnieżna na polach pod Kaczycami była względnie trwała, a członkowie delegacji Konsulatu Generalnego RP w Grodnie i ZPB byli ubrani odpowiednio do warunków pogodowych.
Po dotarciu do mogiły, pracownicy konsulatu i działacze ZPB ku swojemu zdziwieniu zauważyli, iż grób żołnierzy, których ekshumacja i godny pochówek ma, według władz obwodu grodzieńskiego, „poruszyć miejscową ludność”, jest odwiedzany przez miejscowych mieszkańców. Na mogile stało co najmniej kilkanaście niedużych wypalonych zniczy, zapalonych tu prawdopodobnie na Wszystkich Świętych.

Znicze na grobie, postawione przez miejscową ludność

Znicze na grobie, postawione przez miejscową ludność

W 70. Rocznicę bitwy pod Rowinami i Kaczycami na grobie poległych w niej żołnierzy AK zapłonęło sześć dużych zniczy, a przybyli tu Polacy odmówili za dusze bohaterów modlitwę Anioł Pański.

Modlitwa przy grobie żołnierzy AK

Modlitwa przy grobie żołnierzy AK

Józef Porzecki opowiada o przebiegu bitwy

Józef Porzecki opowiada o przebiegu bitwy

W bitwie pod Rowinami i Kaczycami poległo 89 żołnierzy AK, ciała których miejscowa ludność złożyła w dwóch grobach zbiorowych. Na podstawie wspomnień mieszkańców Kaczyc – na początku lat 90. udało się zlokalizować tylko jedno z dwóch miejsc pochówku. Wtedy też na mogile pod Kaczycami staraniem Straży Mogił Polskich i osobiście profesora Zdzisława Juliana Winnickiego z Wrocławia został postawiony metalowy krzyż z tablicą: „ZOŁNIERZOM ARMII KRAJOWEJ-SAMOOBRONY ZIEMI WILEŃSKIEJ-ODDZIAŁÓW „TURA” I „GROMA”-ZABITYCH W BOJU POD ROWINAMI 9.02.1945 r.”

Krzyż straży Mogił Polskich stanął na grobie jeszcze na początku lat 90.

Krzyż straży Mogił Polskich stanął na grobie jeszcze na początku lat 90.

Tablica z dedykacją poległym żołnierzom

Tablica z dedykacją poległym żołnierzom

Wybita na tablicy data nawiązuje do wspomnień rotmistrza Władysława Kitowskiego „Groma”, spisanych wiele lat po wojnie , gdy były dowódca oddziału AK mieszkał na emigracji Zachodzie. Data ta jest sprzeczna z podawaną przez inne źródła – w tym przez Instytut Pamięci Narodowej.

Tym niemniej wspomnienia dowódcy doskonale oddają atmosferę i okoliczności, w których doszło do tragicznych wydarzeń 70 lat temu.

Poniżej zamieszczamy fragment tych wspomnień oraz inne relacje, dotyczące bitwy pod Rowinami, opublikowane przez prezesa Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB Józefa Porzeckiego w Katalogu miejsc polskiej pamięci narodowej na Grodzieńszczyźnie.

Oto, jak Władysław Kitowski „Grom” wspominał bitwę pod Rowinami i Kaczycami:

„…Bolszewicy rzucają przeciwko nam silnie uzbrojone bataliony, wzmocnione artylerią na płozach. Kukuruźniki sowieckie wciąż nas ścigają, nie dając chwili wytchnienia. Robimy codziennie duże przeskoki, a ciągnięta na końcu kolumny jodła zamiata nasze ślady. Zapadnięcie zmroku jest dla nas wytchnieniem. Bywają okresy, że po dwanaście dni nikt z nas nie zachodzi do żadnej chałupy. Mam kłopoty z rannymi i chorymi. Dzień w dzień walki z osaczającymi nas oddziałami bolszewickimi wyczerpują siły fizyczne. Przy bardzo czułym i silnym ubezpieczeniu obchodzimy uroczyście wigilię Bożego Narodzenia w majątku Stefaniszki zorganizowaną przez łączniczkę „Margarytę”, która z narażeniem życia przywiozła z Wilna księdza kapelana z opłatkami oraz dużo prezencików wraz z listami od rodzin i przyjaciół partyzantów. Staczając liczne potyczki w ciężkich warunkach żywimy się przeważnie kawałkami zmarzniętego mięsa odmrażanego we własnych ustach. Silne mrozy dochodzące do -30C powiększały problemy nie do rozwiązania. O rozpalaniu ognisk nie było mowy. Spaliśmy na saniach.
Nadszedł dzień krytyczny 9 lutego 1945 r. W przeddzień dołączył do mnie ze swym oddziałem na saniach por. „Tur”. Niespodziewanie zostaliśmy otoczeni przez hordy bolszewików w Rowinach koło miasteczka Korelicze. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie z kilkakrotnie przewyższającym nas liczebnie wrogiem. Śnieg głębokości metra utrudniał poruszanie się. W pewnym momencie jeden z moich sześciu cekaemów „Maxim” zsunął się z podbudowy stanowiska. Karabinowy nie mógł dać sobie rady. Podskoczyłem, aby wyciągnąć ciężką broń ze śniegu. W tym momencie z wysiłku pękła mi przepona brzuszna. Dałem rozkaz wycofania się. Zostałem sam. Widziałem, że nieprzyjaciel otacza mnie, a ja nie mogłem się ruszyć. Chciałem strzelić sobie w łeb. By nie dać się schwytać żywcem sięgnąłem do kabury po pistolet, ale w tym momencie kapral „Grzybek” wyrwał mi broń z ręki, a por. „Jur” ze wszystkimi naszymi siłami rzucił się do przeciwuderzenia. Nieprzyjaciel cofnął się…”

To, co nastąpiło tuż po tym opisał z kolei Edmund Banasikowski w książce „Na zew ziemi wileńskiej”:

„…Nieprzyjaciel, uderzając z boku ześrodkował większość swego ognia na stanowisko „Tura”. Ten próbował się przebić, ale bez skutku. Został ranny w lewy policzek, był zalany krwią. Stracił możność dowodzenia. Z oddziału jego pozostało przy życiu zaledwie kilku żołnierzy… „Turowi” niemal cudem udało się wydrzeć poza obręb śmierci i dotrzeć później do Wilna…”

A oto, jak wspominały tragiczne wydarzenia zimy 1945 roku, pamiętające je mieszkanki Kaczyc Lidia Wysocka i Helena Hańko:

„…zabitych było bardzo dużo. Ciała zwozili na saniach. Grzebały poległych żołnierzy kobiety z Kaczyc. Ciała złożono w dwóch zbiorowych mogiłach pod Kaczycami za wąwozem i koło cmentarza kaczyckiego w tak zwanych „rowkach”…”

Dzięki miejscowym mieszkańcom udało się zlokalizować tylko mogiłę „za wąwozem”. Miejsce drugiej znajduje się prawdopodobnie pod zabudowaniami gospodarczymi miejscowego kołchozu.

Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz wobec niechęci władz białoruskich do godnego pochówku szczątków żołnierzy, spoczywających w zlokalizowanej mogile zbiorowej, zadbał o to, by trudnodostępne miejsce spoczynku żołnierzy „Tura” i „Groma” wyglądało zadbanie i miało przyzwoite metalowe ogrodzenie.

znicz

Znadniemna.pl

Władze Białorusi i obwodu grodzieńskiego, mimo wieloletnich starań polskiej dyplomacji, odmawiają wydania zgody na ekshumację i przeniesienie na cmentarz katolicki w Koreliczach szczątków z otoczonej polami uprawnymi mogiły zbiorowej około 40 żołnierzy Armii Krajowej Samoobrony Ziemi Wileńskiej z oddziałów rotmistrza Władysława Kitowskiego „Groma” i porucznika Witolda

Konferencja Katolickich Biskupów Białorusi wyraziła głębokie zaniepokojenie oskarżeniami władz białoruskich pod adresem polskich księży i samego Kościoła na Białorusi, uznając je za wzniecanie wrogości międzywyznaniowej.

Lukaszenko_Kondrusiewicz

– My, podobnie jak katoliccy wierni, z głębokim zaniepokojeniem przyjmujemy te zarzuty, które uważamy za nieuzasadnione obrażanie Kościoła katolickiego oraz za wzniecanie międzyetnicznej i międzywyznaniowej wrogości – napisali biskupi w wydanym w piątek oświadczeniu.

Aleksandr Łukaszenka oświadczył w czwartek, że jest niezbyt zadowolony z pracy niektórych polskich księży katolickich, gdyż czasem zajmują się nie tym, czym powinni.

Wcześniej próby uprawiania polityki zarzucił niektórym księżom z Polski pełnomocnik rządu Białorusi ds. religii i narodowości Leanid Hulaka.

Powiedział też, że można odnieść wrażenie, iż kierownictwo Kościoła katolickiego na Białorusi nie jest zainteresowane przygotowaniem własnych kadr, bo w białoruskich seminariach jest niewielu studentów.

Biskupi w piątkowym oświadczeniu podkreślili, że w 1989 r. na Białorusi służyło około 60 miejscowych duchownych katolickich, a teraz jest ich 360, co oznacza sześciokrotny wzrost. – Czyż nie jest to dowód na to, że nasz Kościół wkłada wiele wysiłków w przygotowanie miejscowych duchownych? – zapytali.

Zaznaczyli, że w czasach sowieckich na Białorusi z powodu braku seminariów nie można było przygotowywać księży do służby. – Dzięki Bogu teraz jest to możliwe, ale trzeba pamiętać, że duchowieństwo to nie zawód, tylko powołanie i nikogo nie można posłać do seminarium siłą – zauważyli biskupi.

– Nasz Kościół jeszcze potrzebuje pomocy duchownych z zagranicy. Ale odradzamy Kościół białoruski i księża z zagranicy zajmują się działalnością pasterską wśród obywateli naszego kraju, dobroczynnością, budują i odnawiają świątynie, których ze sobą nie zabiorą, tylko zostawią tutaj. Bez ich pomocy wielu wiernych zostałoby bez opieki pasterskiej – zaznaczyli biskupi.

Dodali, że zapraszają także duchownych z innych państw niż Polska, ale związku z ogólnym niedostatkiem duchownych jest to „praktycznie niemożliwe”. I zauważyli: „W poszczególnych przypadkach niektórzy księża, jacy mogli przyjechać, nie otrzymali zgody władz na służbę”.

Biskupi zwrócili się w związku z tym z prośbą do Hulaki, by przedstawił konkretne fakty na potwierdzenie swoich zarzutów, oraz z propozycją, by w przyszłości merytorycznie omawiał podobne problemy bezpośrednio z nimi.

– Mimo istniejących trudności wyrażamy nadzieję na dalszy konstruktywny rozwój w duchu dialogu stosunków między Kościołem katolickim a państwem i obywatelami, także z innymi wyznaniami, przede wszystkim z białoruską Cerkwią prawosławną dla dobra naszego narodu, jego etycznego wychowania, konsolidacji społeczeństwa oraz rozwoju międzywyznaniowego i międzyetnicznego pokoju – zakończyli biskupi.

Łukaszenka o kazaniach

Łukaszenka, wypowiadając się w czwartek na temat stosunków władz z Kościołem powiedział, że „są problemy, ale nie są one katastroficzne i nie do rozwiązania”. – Spokojnie tu rozwiążemy sprawy, w tym także z obywatelami Polski, którzy wygłaszają kazania, pracując w Kościele katolickim – dodał.

Powiedział, że jest niezbyt zadowolony z pracy niektórych polskich księży katolickich, gdyż czasem zajmują się nie tym, czym powinni. Zaznaczył, że w rozmowach z przedstawicielami Stolicy Apostolskiej postulował, by więcej białoruskich duchownych było przygotowywanych do służby w Kościele katolickim.

Podkreślił też, że władze Białorusi mają dobre stosunki zarówno z prawosławnymi, jak i katolikami. – Mamy znakomite stosunki i takie będą – zapewnił.

Hulaka, zarzucając próby uprawiania polityki niektórym polskim księżom, oznajmił, że w takich przypadkach nie jest udzielana zgoda na dalsze przebywanie danego duchownego na Białorusi. Dodał, że dochodzi również do takich nieprawidłowości jak odprawianie mszy poza regionem, w którym danemu duchownemu zezwolono na pełnienie służby. Według niego nie wszyscy księża cudzoziemcy władają też na odpowiednim poziomie którymś z języków państwowych, czyli rosyjskim lub białoruskim. Wspomniał także o wykroczeniach administracyjnych, popełnianych przede wszystkim przez księży z Polski, m.in. o jeździe pod wpływem alkoholu.

Dodał, że w Białorusi służy obecnie ponad 430 księży, z czego 113 to cudzoziemcy, z reguły z Polski.

Według szacunków metropolity mińsko-mohylewskiego abpa Tadeusza Kondrusiewicza katolicy stanowią około 15 proc. spośród około 9,5 mln mieszkańców Białorusi.

Znadniemna.pl za PAP

Konferencja Katolickich Biskupów Białorusi wyraziła głębokie zaniepokojenie oskarżeniami władz białoruskich pod adresem polskich księży i samego Kościoła na Białorusi, uznając je za wzniecanie wrogości międzywyznaniowej. - My, podobnie jak katoliccy wierni, z głębokim zaniepokojeniem przyjmujemy te zarzuty, które uważamy za nieuzasadnione obrażanie Kościoła katolickiego oraz za

Występ zespołu „Młode Babcie”, działającego przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Mińsku, odbył się 25 stycznia w kaplicy parafii Matki Bożej Budsławskiej w Kamiennej Górce – dzielnicy białoruskiej stolicy. Koncert był poświęcony minionym Dniom Babci i Dziadka.

Śpiewają "Młode babcie"... i dziadkowie

Śpiewają „Młode babcie” i dziadkowie

Lubiany przez publiczność zespół „Młode Babcie” (kierownictwo artystyczne – Maria Rewucka) zawitał do parafii Matki Bożej Budsławskiej na niedzielną Mszę świętą.

Zgromadzeni na nabożeństwie parafianie nie spieszyli się rozchodzić po domach, kiedy dowiedzieli się, że w świątyni odbędzie się występ artystów.

Mlode_babcie

W programie koncertu dominowały kolędy, śpiewane przez „Młode Babcie” i zaprzyjaźnionych z zespołem dziadków wspólnie z parafianami. Można powiedzieć, że występ był żywą ilustracją do znanej piosenki: „Śpiewa babcia, śpiewa dziadek, śpiewam ja. Jak to miło, gdy piosenkę każdy zna”.

Artystom udało się stworzyć prawdziwie świąteczną atmosferę.

Na zakończenie koncertu zespół wykonał kolędę z repertuaru „Czerwonych Gitar” pt. „Dzień jeden w roku”, zbierając niezwykle gorący aplauz wdzięcznej, choć trochę zmarzniętej publiczności.

Występy działających przy ZPB artystów w kaplicy Matki Bożej Budsławskiej w Kamiennej Górce stają się dobrą tradycją, która bardzo się podoba miejscowym wiernym.

Polina Juckiewicz z Mińska

Występ zespołu „Młode Babcie”, działającego przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Mińsku, odbył się 25 stycznia w kaplicy parafii Matki Bożej Budsławskiej w Kamiennej Górce – dzielnicy białoruskiej stolicy. Koncert był poświęcony minionym Dniom Babci i Dziadka. [caption id="attachment_8167" align="alignnone" width="480"] Śpiewają "Młode babcie" i

Grupa entuzjastów, zrzeszonych w Sekcji Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy mińskiej Grupie Wojskowej Rekonstrukcji Historycznej „Towarzysze Broni” , uważa, że po upadku komunizmu, ZSRR i PRL zaczęła ulegać zapomnieniu rola, jaką odegrali w zwycięstwie nad Niemcami hitlerowskimi Polacy, walczący w szeregach sformowanego w latach 1943-1944 w ZSRR Wojska Polskiego, wyzwalającego obok Armii Czerwonej Polskę i Europę od niemieckiego nazizmu.

fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Otrzymaliśmy list od mieszkańca Witebska Andrzeja Kaczana, dowódcy wspomnianej sekcji, z prośbą o pomóc w poinformowaniu o podległej mu grupie rekonstruktorów jak największej liczby osób.

Nie oceniając prawdziwości postulatu, iż pamięć o „kościuszkowcach” (potoczne określenie żołnierzy 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki i innych polskich jednostek, utworzonych w ZSRR w latach 1943-1944 do walki z Niemcami hitlerowskimi  – red.) ulega zapomnieniu, zamieszczamy streszczenie listu Andrzeja Kaczana, gdyż uważamy, że każda inicjatywa, mająca na celu utrwalenie pamięci o polskich żołnierzach jest cenna i warta nagłośnienia.

Andrzej Kaczan pisze, że idea powołania grupy rekonstruktorów „kościuszkowców” pojawiła się w 2010 roku w środowisku miłośników wojennej historii. Zauważyli oni, że w ich otoczeniu mało kto wie o wojsku, walczącym podczas II wojny światowej i składającym się z żołnierzy polskiej narodowości.

Rok po tym spostrzeżeniu przy GWRH „Towarzysze Broni” (Mińsk) z inicjatywy entuzjastów z Witebska założono Sekcję Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie.

fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Za oficjalną datę powstania sekcji jej uczestnicy uważają 12 października 2011roku, kiedy to sekcja po raz pierwszy wzięła udział w uroczystościach rocznicowych Bitwy pod Lenino.

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Jak zaznacza Andrzej Kaczan, działalnością podległej mu grupy rekonstruktorów, interesuje się coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodych. Poznając historię „kościuszkowców” uświadamiają oni sobie jak bardzo jest ona powiązana z historią ich własnych rodzin.

Do sekcji chętnie wstępują zarówno chłopcy, jak i dziewczęta. Dla chłopaków jest to możliwość nie tylko odbycia czegoś w rodzaju przysposobienia wojskowego zgodnego z polskim regulaminem wojskowym, lecz także zapoznania się z rozkazami, wydawanymi w języku polskim i polskimi ceremoniałami wojskowymi oraz pieśniami, ale przede wszystkim – zgłębienia wiedzy historycznej.

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Biorące udział w inscenizacjach wojskowych sekcji dziewczyny odgrywają role fizylierek 1. Samodzielnego Batalionu Kobiecego im. Emilii Plater.

Według Andrzeja Kaczana udział w rekonstrukcji historycznej to nie tylko aktywny odpoczynek dla jego podkomendnych, lecz także możliwość zawiązania nowych znajomości – także w Polsce, gdzie uczestnicy Sekcji Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie wyjeżdżają na zaproszenie polskich grup rekonstrukcji historycznej.

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

W Sekcji Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni” działają nie tylko obywatele Białorusi, lecz także Rosji. Ci ostatni, jak pisze Andrzej Kaczan, często odwiedzają Sielce nad Oką, gdzie zaczęło się formowanie Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie i gdzie zachował się budynek sztabu dowództwa. W Sielcach rekonstruktorzy Rosjanie opiekują się grobami polskich żołnierzy, poległych podczas formowania polskich oddziałów.

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Poza rekonstrukcją wydarzeń historycznych miłośnicy historii Sił Zbrojnych na Wschodzie prowadzą pracę badawczą nad losami „kościuszkowców” , tłumaczą na język rosyjski publikacje ukazujące się w Polsce. Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni” gromadzi własną polską bibliotekę, dzięki której członkowie sekcji doskonalą znajomość języka polskiego i zgłębiają swoją wiedzę historyczną. Sekcja prowadzi też stronę w Internecie, dostępną pod adresem: kosciuszkowcy.info.

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Fot.: Sekcja Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy GWRH „Towarzysze Broni”

Znadniemna.pl na podstawie listu Andrzeja Kaczana, dowódcy Sekcji Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie GWRH „Towarzysze Broni”

Grupa entuzjastów, zrzeszonych w Sekcji Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie przy mińskiej Grupie Wojskowej Rekonstrukcji Historycznej „Towarzysze Broni” , uważa, że po upadku komunizmu, ZSRR i PRL zaczęła ulegać zapomnieniu rola, jaką odegrali w zwycięstwie nad Niemcami hitlerowskimi Polacy, walczący w szeregach sformowanego w latach

Już za cztery lata światowa społeczność kulturalna będzie obchodzić 200. rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki, jednego z najwybitniejszych kompozytorów XIX stulecia, urodzonego w Ubielu pod Mińskiem – twórcy polskiej opery narodowej. Na Białorusi powstała inicjatywa społeczna, zabiegająca o jak najszersze upamiętnienie na Białorusi związanego z tym krajem kompozytora.

Jednym z inicjatorów powołania grupy entuzjastów Stanisława Moniuszki jest białoruski historyk, znawca twórczości wybitnego kompozytora Aleksander Bieły, z którym rozmawiała w Mińsku nasza korespondent Ludmiła Burlewicz.

aleksandr-biely_str

Aleksander Bieły, fot.: Budzma.org

Dlaczego Moniuszkę należy jak najszerzej upamiętnić mianowicie na Białorusi?

Stanisław Moniuszko jest nie tylko twórcą polskiej opery narodowej i jednym z głównych reprezentantów liryki wokalnej w muzyce XIX stulecia. Jego twórczość łączy w sobie cechy ludowej muzyki Białorusinów, Polaków i Litwinów. Każdy Polak wie, że Moniuszko był wybitnym kompozytorem, ale już nie każdy, że urodził się prawie 200 lat temu – 5 maja 1819 roku – w Ubielu na terenie współczesnej Białorusi. W latach dzieciństwa Moniuszki – 1830-1836 – jego rodzina mieszkała w Mińsku. W obecnej stolicy Białorusi pobierał on naukę muzyki. Do Mińska wracał przez całe życie. Najczęściej – w latach 40. XIX stulecia. Wówczas spędzał w Mińsku co roku od trzech do pięciu miesięcy.
Budynek, stojący w Mińsku przy ulicy Engelsa 3, nazywają „domem Moniuszki”, gdyż w nim właśnie mieszkali Moniuszkowie przez dwa pierwsze lata tuż po przeniesieniu się z Warszawy. Naprzeciwko „domu Moniuszki” stał kościół św. Tomasza (dominikanski), do którego młody Stanisław przychodził, żeby posłuchać organu. Ta świątynia przetrwała wojnę i bombardowania, ale niestety nie czasy radzieckie, kiedy została zburzona. Na szczęście w Mińsku zachowały się inne budynki, z którymi związany był miński okres życia wybitnego kompozytora. Jest nim między innymi współczesny gmach Domu Związków Zawodowych na placu Wolności. W tym budynku mieściło się męskie gimnazjum, do którego Moniuszko uczęszczał w latach 1831-1834. Moniuszko nie ukończył tej uczelni z powodów zdrowotnych, ale też dlatego, że postanowił poświęcić swoje życie muzyce. Naukę muzyki pobierał w szkółce prywatnej Dominika Stefanowicza, która się miesciła w Mińskim ratuszu. Można zatem powiedzieć, iż właśnie w mińskim okresie swojego życia podjął decyzję, która sprawiła, że ludzkość nabyła w jego osobie wybitnego twórcę.

Aleksander Bieły oprowadza wycieczkę po miejscach w białoruskiej stolicy, związanych z mińskim okresem życia Stanisława Moniuszki, fot.: Holiday

Aleksander Bieły oprowadza wycieczkę po miejscach w białoruskiej stolicy, związanych z mińskim okresem życia Stanisława Moniuszki, fot.: Holiday.by

Czy o dziedzictwo Moniuszki powinny rywalizować narody polski i białoruski, dowodząc, że należał do jednego z nich?

Nie chciałbym, żeby Moniuszko był postrzegany w takich kategoriach. Jest to postać zbyt globalną, aby ograniczać jej dorobek przynależnością do którejś z kultur narodowych. Inicjatywie społecznej, w której działam, zależy na uwypukleniu znaczenia tej postaci dla białoruskiej stolicy. Mińskowi, jako miastu, brakuje wybitnych ludzi z nim związanych w okresie sprzed ZSRR. Wraz z przyjaciółmi, między innymi Dionizym Sałaszem – jednym z najbardziej aktywnych członków komitetu, bardzo byśmy chcieli, żeby Mińsk, jako miasto, mógł się szczycić tak wybitnym mieszkańcem, jakim był Moniuszko. Dlatego mianowicie w Mińsku chcielibyśmy w sposób odpowiedni go upamiętnić.

Współczesnym mieszkańcom Mińska brakuje wiedzy o wybitnym kompozytorze, który mieszkał w ich mieście?

Cóż, sam urodziłem się w Mińsku i tutaj dorastałem, ale, ani jako dziecko, ani w latach studenckich i późniejszych nie spotykałem się z informacją, że Mińsk jest tak ściśle związany z imieniem Stanisława Moniuszki i jego twórczym dziedzictwem. Opowiem o przypadku z mojego własnego życia. We wczesnym dzieciństwie usłyszałem w Polskim Radio melodię, która bardzo wpadła mi w ucho. I tylko po wielu latach dowiedziałem się, że to „Prząśniczka” Stanisława Moniuszki. Uświadomiłem sobie, że jako człowiek, urodzony w Mińsku mogłem znać od dzieciństwa, że melodię, która mi się spodobała napisał, wybitny mieszkaniec mojego miasta, gdyby pamięć o nim i o jego twórczości była należycie tu pielęgnowana. Ta pamięć była, niestety, niszczona w czasach sowieckich, więc ludzie mojego pokolenia i młodsi ode mnie muszą na nowo odkrywać dla siebie rzeczy, o których normalnie mogliby wiedzieć co najmniej od lat nauki w szkole. Ten przypadek uświadomił mi, że Moniuszko nie jest abstrakcyjną postacią z encyklopedii, lecz człowiekiem, który kiedyś chodził tymi samymi ulicami, którymi chodzę obecnie ja sam.
Uświadomiłem sobie też, że niezwykle symboliczny jest fakt, iż w Mińsku, mimo niemal całkowitego zrujnowania miasta w czasach ostatniej wojny, zachowały się budynki, z którymi było związane życie tak wybitnego człowieka, jakim był Moniuszko. Jeśli chodzi o Mińsk, to trudno w historii miasta odnaleźć wybitniejszą postać z nim związaną – postać na skalę światową. Oczywiście nie chodzi o uznanie Moniuszki za twórcę wybitniejszego od Beethovena, czy Bacha, jednak na pewno był to kompozytor, należący do najwybitniejszych twórców w dziejach ludzkości. Świadczy o tym chociażby fakt, iż w 2013 roku płyta z nagraniem jego opery „Verbum Nobile” w wykonaniu Opery na Zamku ze Szczecina została uznana za najlepszą operową płytę roku na świecie i zdobyła nagrodę International Classical Music Awards. Prestiż tego wyróżnienia potwierdza skład jury nagrody, do którego wchodzą przedstawiciele czołowych mediów muzycznych z 13 krajów. Wybierają oni najlepsze publikacje fonograficzne wśród tych, które pojawiły się na rynku muzycznym w konkretnym roku. Moniuszko jest zatem znany, słuchany i doceniany na całym świecie, ale, niestety nie tam gdzie się urodził , gdzie się kształtował jego talent muzyczny i powstały jego pierwsze utwory.

Kamienica w Mińsku, w której mieszkał Stanisław Moniuszko

Kamienica w Mińsku, w której mieszkał Stanisław Moniuszko

Tablica pamiątkowa na kamienicy, w której mieszkał Styanisław Moniuszko

Tablica pamiątkowa na kamienicy, w której mieszkał Stanisław Moniuszko

Wróćmy jednak do kwestii narodowości. Czy Białorusini nie mają pokusy, aby ogłosić tak wybitną postać Białorusinem, jak niektórzy robią to chociażby w przypadku Adama Mickiewicza?

Według mnie narodowość Moniuszki jest kwestią drugorzędną. Ktoś, kto twierdziłby, że był Białorusinem na pewno popełniłby duże nadużycie. Myślę, że Moniuszko czuł się Polakiem, ale też synem ziemi, na której się urodził, – Litwinem, w znaczeniu historycznym, czyli w pewnym sensie -Białorusinem. Potwierdza to fakt wspierania przez niego istniejącego w połowie XIX stulecia projektu wydawania gazety w języku białoruskim. Stanisław Moniuszko, już jako uznany i ceniony twórca, bardzo interesował się tym projektem i pozytywnie o nim pisał. Poza tym, wiadomo, że Moniuszko dużo czasu poświęcał swojemu zainteresowaniu folklorem białoruskim oraz współpracował z literatami białoruskimi. Do libretta Wincentego Dunina Marcinkiewicza napisał przecież muzykę opery komediowej „Sielanka”. Należy powiedzieć, iż Moniuszko, jako człowiek był bardzo otwarty na wszystkie kultury i narody, nie dzielił je na gorsze i lepsze, i z wdzięcznością wykorzystywał w swojej twórczości różne wpływy kulturowe. Był nie tylko tolerancyjny wobec obcych, lecz wyróżniał się rzadko spotykanym w jego czasach humanizmem. Z sympatią pisał na przykład o Żydach i nawet pomagał uzdolnionej muzycznie żydowskiej dziewczynce. Tak jak dla Moniuszki nie istniało granic, jeśli chodzi o muzykę i kulturę, tak z perspektywy jego wkładu w kulturę światową nie ma znaczenia jakiej był narodowości.
Ludzie w Polsce, na Białorusi, Litwie, a nawet w Rosji, gdzie twórczość Moniuszki jest znana i lubiana, mogą być dumni z faktu, że ktoś taki, jak Stanisław Moniuszko, czerpał inspiracje z ich kultur narodowych.

Entuzjaści upamiętnienia Stanisława Moniuszki ustawieni tak, że można odczytać nazwisko kompozytora po rosyjsku - "МОНЮШКО", fot.: Dionizy Sałąsz

Entuzjaści upamiętnienia Stanisława Moniuszki ustawieni tak, że można odczytać nazwisko kompozytora po rosyjsku – „МОНЮШКО!”, fot.: Dionizy Sałasz

Czy inicjatywa społeczna na rzecz upamiętnienia Moniuszki, w której pan działa, może już pochwalić się jakimiś sukcesami?

W ubiegłym roku przeprowadziliśmy akcję zbierania podpisów na rzecz postawienia w Mińsku pomnika Stanisława Moniuszki. Udało się zebrać ponad 4 tysięcy podpisów, które złożyliśmy w Mińskim Komitecie Wykonawczym. Władze stolicy odebrały pozytywnie naszą inicjatywę i zdecydowały, że pomnik powstanie. Ma być wzniesiony naprzeciwko hotelu „Europa”. Jest to przebudowany na potrzeby hotelu, były Dom Polaka – kamienica, należąca niegdyś do zamożnej rodziny polskiej. W tym budynku w latach 1831-1834 mieszkała rodzina Moniuszków. Zadaniem naszej inicjatywy jest dopilnowanie, aby sprawa postawienia pomnika nie została przez władze stolicy potraktowana jako nie priorytetowa i żeby do maja 2019 roku w Mińsku pomnik Moniuszki się pojawił.

Zgoda władz Mińska na postawienie pomnika Stanisława Moniuszki, fot.: Dionizy Sałasz

Zgoda władz Mińska na postawienie pomnika Stanisława Moniuszki, fot.: Dionizy Sałasz

Poza pomnikiem chcielibyśmy, żeby muzyka Moniuszki była bardziej obecna w teatrach muzycznych Mińska, żeby częściej brzmiała w murach kościołów. Przecież Moniuszko napisał dużo muzyki liturgicznej.

Projekt pomnika Stanisława Moniuszki (po prawej) i Wincentego Dunina-Marcinkiewicza, fot.: facebook.com

Projekt pomnika Stanisława Moniuszki (po prawej) i Wincentego Dunina-Marcinkiewicza, fot.: facebook.com

Tak naprawdę planujemy cały szereg przedsięwzięć, aby upamiętnić naszego wybitnego ziomka ale działamy zaledwie od początku ubiegłego roku, kiedy zebraliśmy się z inicjatywy działacza organizacji ICOMOS Timofieja Akudowicza. Do aktywnych członków komitetu należą ludzie różnych zawodów, między innymi organistka Swietłana Niemagaj, solista białoruskiej opery Wiktor Skorobogatow, wspomniany już przeze mnie mój przyjaciel, przedsiębiorca Dionizy Sałasz i inni.

Kilka lat temu podejmowaliśmy starania, żeby jedną z ulic Mińska nazwać imieniem Stanisława Moniuszki. Niestety – bezskutecznie.

W 2019 roku będziemy obchodzili 200. rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki i do tego jubileuszu chcemy zrobić bardzo dużo. Wkrótce z inicjatywy społecznej wyłonimy komitet organizacyjny obchodów jubileuszu. W ramach tych obchodów chcielibyśmy, żeby w jednym z muzeów – może to być Dom Wańkowiczów, bądź Muzeum Muzycznej Kultury Teatralnej – powstała dobra ekspozycja, poświęcona twórczości wielkiego kompozytora.

Ilu ludzi jest zaangażowanych w pracy inicjatywy społecznej?

Na ogół jest nas kilkudziesięciu aktywnych orędowników w sprawie upamiętnienia Stanisława Moniuszki. Ale liczba chętnych do wspierania naszych inicjatyw rośnie. Na przykład w Rosji znalazł się mecenat, który zgłosił zainteresowanie sfinansowaniem odbudowy rodzinnego majątku Moniuszków we wsi Ubiel. W 2013 roku na Białorusi odbyła się pierwsza we współczesnej historii kraju premiera opery „Verbum Nobile”. Udało się ten projekt zrealizować dzięki wsparciu przedsiębiorcy Aleksandra Czachowskiego. Oczywiście do zrealizowania większej liczby projektów potrzebujemy większego wsparcia. Być może zainteresują się naszymi inicjatywami instytucje kulturalne i organizacje społeczne w Polsce? Liczymy także na wsparcie ze strony władz Mińska oraz Ministerstwa Kultury Republiki Białoruś. Upamiętnienie Stanisława Moniuszki zwłaszcza z okazji tak donośnej rocznicy, jaką będziemy obchodzić za cztery lata – to sprawdzian dla społeczeństwa, czy jesteśmy ludźmi kulturalnymi, czy jesteśmy wdzięcznymi potomkami tak wybitnej postaci, czy zdołamy zachować pamięć o wielkim kompozytorze i przekazać ją następnym pokoleniom.

Rozmawiała w Mińsku Ludmiła Burlewicz

Już za cztery lata światowa społeczność kulturalna będzie obchodzić 200. rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki, jednego z najwybitniejszych kompozytorów XIX stulecia, urodzonego w Ubielu pod Mińskiem - twórcy polskiej opery narodowej. Na Białorusi powstała inicjatywa społeczna, zabiegająca o jak najszersze upamiętnienie na Białorusi związanego z tym

Skip to content