HomeStandard Blog Whole Post (Page 31)

Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy i świata, a Grodno znalazło się w granicach Imperium Rosyjskiego.

O czasach rosyjskiej niewoli jest kolejny rozdział  książki pt. „Grodno” (wyd. 1936 r.), napisanej przez uczniów Kółka Historycznego, działającego przed II wojną światową przy I Społecznym Gimnazjum Koedukacyjnym w Grodnie.

VIII. Grodno w czasach niewoli rosyjskiej

Okres rusyfikacji

Po upadku powstania kościuszkowskiego Katarzyna wyznaczyła Grodno na miejsce pobytu Stanisława Augusta Poniatowskiego, a straż nad nim powierzyła Repninowi. W styczniu 1795 roku król przybył do Grodna i zamieszkał na zamku; pisał tu pamiętniki i urządzał wycieczki z miasta do okolic: Pyszek, Łosośny, Karolina, Grandzicz i do lasu, Sekretem zwanego. 25 listopada 1795 r., podpisał abdykacji, jednak pozostał w Grodnie do lutego 1797r. kiedy po śmierci Katarzyny następca jej, car Paweł, sprowadził króla do Petersburga, gdzie król wkrótce zmarł.

Guzik z herbem guberni grodzieńskiej wz. 1857-1878, fot.: myvimu.com

Rosyjski zaborca pragnął upodobnić zajęte kraje polskie do swoich ziem; rusyfikacja Grodzieńszczyźny zaczęla się od tego, że zamiast dawnego województwa trockiego utworzono gubernję litewsko-grodzieńską, której nadano herb z Pogonią i żubrem; później był używany tylko żubr. Majątki katolickiego duchowieństwa skonfiskowano (np. jezuicką bursę studencką). Farę Witoldową zamieniono na katedralną cerkiew, która po uwolnieniu Grodna od panowania rosyjskiego została obrócona na kościół garnizonowy.

Rok 1812

Jeszcze raz serca grodnian żywiej zabiły nadzieją w pamiętnym 1812 r., kiedy Napoleon wyruszył na Moskwę. W czerwcu tego roku Rosjanie opuścili Grodno, a w ślad za nimi weszły wojska francuskie pod dowództwem brata Napoleona Hieronima, króla westfalskiego. Przednią straż tych wojsk stanowili Polacy, a ulani ks. Józefa Poniatowskiego pierwsi stanęli w mieście.

Hieronim Bonaparte, król Westfalii, którego wojska, z oddziałami polskimi stanęły w Grodnie w połowie 1812 roku, fot.: Wikipedia.org

Ludność  witała z entuzjazmem wchodzące wojska francuskie, które zamiast gonić uciekającego wroga bezczynnie pozostawały w Grodnie i okolicach, podczas gdy Hieronim, zamieszkawszy na placu Maksymowicza (obecnie gmach starostwa), spędzał czas na balach i ucztach; kiedy zaś po tygodniu na rozkaz Napoleona pociągnął dalej, było już za późno. Rosjanie zdołali się wymknąć.

Już w początkach lipca ukazała się „Odezwa Rady Konfederacji Grodzieńskiej”, w której marszałek Pancerzyński wzywał do chwycenia za oręż, a następnie ogłoszono „akces do Konfederacji mieszkańców powiatu Grodzieńskiego.”

Po zajęciu Litwy Napoleon utworzył 4 gubernję (departamenty), miedzy niemi grodzieńską; na czele jej stał baron Brun. Uroczystości obchodzono w Grodnie 15 sierpnia 1812 r., dzień imienin Napoleona: odbyło się nabożeństwo, defilada wojskowa, zabawa i bal wieczorem w pałacu Lubeckich (plac Batorego, dom Margolisa).

Powrót Rosjan

Kiedy po pogromie Napoleona wojska rosyjskie zajęły Grodno, pierwszym ich czynem było zburzenie pamiątkowego obelisku, wzniesionego na rynku na cześć Francuzów. Rosjanie mścili się na ludności za okazywanie sympatji Francuzom: np. zmusili księdza, który wychwalał Napoleona, do wygłoszenia mowy, w której musiał go przekląć. Chcąc wrogo nastroić Polaków do ludności żydowskiej, zarząd miasta powierzyli Żydom, względnie kahałowi. Nie da się zaprzeczyć fakt, że żydzi grodzieńscy poniekąd niechętnie odnosili się do Napoleona, który w oczach fanatyków religijnych (zresztą nie tylko Żydów) był wcieleniem bezbożnej rewolucji francuskiej, naruszającej ustawiony przez Boga porządek. Stąd zaufanie Rosjan do Żydów.

Rosjanie po wypędzeniu z Grodna Napoleona zarząd miasta powierzyli Żydom, względnie kahałowi. Na zdjęciu – posiedzenie kahału żydowskiego, fot.: Dzen.ru

Granica, ustalona przez kongres wiedeński w 1815 r. pomiędzy Królestwem Polskiem (Kongresowem) a resztą ziem polskich pod zaborem rosyjskim, przechodzącą pod Grodnem (w Łosośnie), nie zerwała łączności miasta z resztą Polski: niejednokrotnie aż do odzyskania niepodległości Grodno nie przestawało dawać dowodów swej polskości.

Przychylna w stosunku do Polaków polityka cara Aleksandra I znajdowała swoje odbicie i w Grodnie: urzędy gubernatorów często zajmowali Polacy. Grodzieńska gubernja była siedzibą odrębnego litewskiego korpusu, który podlegał w ks. Konstantemu, naczelnemu wodzowi wojska Królestwa Kongresowego. W litewskim korpusie nie słychać było rosyjskiego słowa: wszyscy mówili po polsku. Szkoły grodzieńskie, znajdujące się pod opieką ks. Czartoryskiego, kuratora okręgu szkolnego wileńskiego, były polskie i wychowywały młodzież w duchu patriotycznym.

Naczelny wódz armii Królestwa Polskiego – książe Konstanty Pawłowicz Romanow, źródło ilustr.: Wikipedia.org

Za Aleksandra I

Przyjazny stosunek Aleksandra do sprawy polskiej uległ ostudzeniu pod koniec panowania, kiedy  car poddał się wpływom reakcyjnym, zwłaszcza Nowosilcowa. Po znanym wypadkach wśród młodzieży wileńskiej zostaje on kuratorem okręgu szkolnego, zastępując Czartoryskiego, który podał się do dymisji. Zaczyna się stopniowa rusyfikacja szkół litewskich, a wiec i grodzieńskich. Aleksander zapomina o słowie, danem Polakom, że przyłączy „kraje zabrane” do Królestwa.

Rosyjski car Aleksander I Romanow, fot.: Wikipedia.org

Jeszcze gorsze dla Polaków czasy nastały, gdy na tronie carskim zasiadł Mikołaj I, wróg wszelkich swobód konstytucyjnych i polskości; stosunki między carem a Polakami zaostrzają się z każdym dniem coraz bardziej, aż 29 listopada 1830 r. rozpoczęła się na ulicach Warszawy orężna walka, która objęła wkrótce cały kraj i głośnem echem odezwała się na ziemiach litewskich, miedzy innemi w Grodzieńszczyźnie.

Car Mikołaj I Romanow, mal. Alexander Schwabe Źródło: Wikimedia Commons

Powstanie listopadowe

Już w początkach grudnia 1830 r. Rosjanie ogłosili stan wojenny w grodzieńskiej guberni i poddali ją, jak i inne części „kraju zabranego”, pod wojskową władzę Dybicza, głównodowodzącego rosyjskiemi wojskami, który rozkwaterował się w Grodnie. Grodno dało spory zastęp wojowników, którzy walczyli w szeregach powstańczych w okolicach, zwłaszcza w puszczy Białowieskiej. Podajemy tu za Jodkowskim nazwiska: Tomasza Kraskowskiego, Jana Żylińskiego, Kazimierza Houwalda, Aleksandra Makowskiego, Ursyn-Niemcewicza, Józefa Zadarnowskiego, Holewińskiego, Zawadzkiego, Michała Kozientkowskiego, Ignacego Kaczalskiego, Alberta Szmidta, Radowickiego, Józefa Szczepińskiego, Minuczyca, Arentowicza; oprócz nich wielu innych obywateli grodzieńskich brało udział w powstaniu.

Faldmarszałek Iwan Dybicz, głównodowodzący wojsk rosyjskich podczas powstania listopadowego, źródło: Wikipedia.org

Ludność grodzieńska cierpiała wiele od wojskowej i cywilnej administracji rosyjskiej, która przez rekwizycje zmuszała ja do zaopatrywania w żywność wojska rosyjskiego oraz zakwaterowania go w mieście. Wojsko zawlekło cholerę miedzy ludność, którą dziesiątkowała ta straszliwa epidemja, tem groźniejsza, że brak było zupełnie środków leczniczych dla cywilnych obywateli. Przepełnione szpitale nie mogły pomieścić wszystkich chorych, pozbawionych opieki lekarskiej. Jeńcy wojenni i polityczni więźniowie nie mogli się pomieścić „…w urzędowych więzieniach, aresztach i odwachach, trzeba było lokować więźniów i jeńców po czynnych jeszcze podówczas klasztorach katolickich. W samem Grodnie mieścili się jeńcy u bernardynów, ważniejsi więźniowie polityczni – u karmelitów, kobiety – u brygidek. Wysokie mury i rygor klauzurowy dawały niejaką gwarancję bezpieczeństwa, lecz na nieprawomyślnych gospodarzy gmachów spoglądano podejrzliwie”.

Murawjew. Sprawa Wołłowicza

Wkrótce po stłumieniu powstania grodzieńskim gubernatorem został Murawjew, późniejszy prześladowca polskości na Litwie w czasie powstania styczniowego, który już w Grodnie dał się poznać jako okrutnik. On to kazał stracić Michała Wołłowicza, który, zebrawszy grupę partyzantów włościan, zamierzał napaść na Rosjan, ale dostał się do niewoli rosyjskiej i zginął na szubienicy w Grodnie w 1833 r.

Michał Wołłowicz, dowódca partyzancki z Grodna stracony na rozkaz Murawiowa-wieszatiela, źródło: Wikipedia.org

W raporcie, wysłanym do ministra wojny o straceniu Wołłowicza, wileński generał-gubernator melduje, że zwłoki zostały ukryte, by nie dopuścić do żałobnych nabożeństw nad grobem powstańca. I do dziś nie wiadomo, gdzie się kryją popioły Wołłowicza.

O pełnem godności zachowaniu się Wołłowicza podczas śledztwa i na rozprawie sądu wojennego pisze p. Janina Kozłowska-Studnicka, kierowniczka Państwowego Archiwum w Grodnie: „Ton zeznań i cała postawa oskarżonego na sądzie i śledztwach, uderzające godnością, owiane czarem najwyższego ówczesnego romantyzmu. Wyróżniają proces Wołłowicza z pośród plejady procesów podobnych, nawet mniej groźnych. Bezduszna, urzędowa redakcja aktów nie mogła stłumić piękna sprawy, godnej pióra poety. Każdy punkt zeznania podpisał oskarżony ręką pewną, pismem inteligentnym i delikatnem”. (Materiały do sprawy Michała Wolłowicza 1833 r. odbitka z Ateneum wileńskiego 1923 r.).

Inny emisariusz i patrjota Szymański tworzył konspiracyjnie organizacje wśród grodzieńskiego społeczeństwa; zamierzał nawet wykonać zamach na Murawjewa, co mu się nie udało. Schwytany przez Rosjan, zdołał się wymknąć. Pod wpływem agitacji Szymanowskiego młodzież gimnazjum dominikańskiego występowała przeciw zaborcy. Represje nie dały długo czekać na siebie: klasztor i gimnazjum zostały zamknięte; na miejscu polskiego gimnazjum istniało odtąd rosyjskie.

Dalsza rusyfikacja

Rusyfikacja Grodna zaznaczyła się także w przemianowaniu starożytnej cerkiewki, która od XVI w. była unicką, na prawosławną (w 1839 r.), kiedy unja na północo-wschodnich obszarach dawnej Rzeczypospolitej została skasowana. Wkrótce potem istniejący tam klasztor bazylianów usunięto, gdyż połowa świątyni runęła do Niemna na skutek rozmycia brzegu (1854).

Monaster Narodzenia Matki Bożej w Grodnie, zajmujący pomieszczenia dawnego unickiego klasztoru bazylianów, fot.: Wikipedia.org

Metody rusyfikacji z uczniowskiej prezentacji przygotowanej na podstawie „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego, fot.: slideserve.com

Powstanie styczniowe

Tak jak w całej Polsce ucisk rosyjski nie zdołał stłumić wolnościowych dążeń ludności, tak i w Grodnie żyła dalej myśl narodowa. W 1861 r., po męczeńskiej śmierci 5-ciu poległych, w Grodnie odbywały się nabożeństwa o charakterze patriotycznym, miasto manifestowało polskość przez żałobny i narodowy strój, urządzało demonstracje. Wkrótce powstał tu zawiązek narodowej organizacji, do której między innymi należał Walery Wróblewski, późniejszy partyzancki wódz powstania 1863 r.

Walery Antoni Wróblewski, partyzancki wódz powstania styczniowego na Grodzieńszczyźnie, źródło: Wikipedia.org

Zapał ogarnął ludność, jednak jak w całej Polsce, utworzyły się dwa stronnictwa: białych i czerwonych, różniące się poglądem na środki działania. Stronnictwo białych nie było silne w Grodnie; przewagę mieli tu czerwoni, zdecydowani na orężną rozprawę z wrogiem.

Kiedy w pamiętnych dniach stycznia 1863 r. wybuchło powstanie, Grodzieńszczyzna i Grodno wzięły w niem wybitny udział. Młodzież ukryła się w lasach, organizowała grupy powstańcze w Porzeczu (32 km. od Grodna), do których zamierzała się przyłączyć młodzież grodzieńska. Pociąg, wiozący grodnian z naczelnikiem stacji na czele, został zatrzymany, dwaj uczniowie gimnazjum zostali ranni, a wszyscy (było ich 24) odpokutowali zesłaniem na Syberję.

Fragment tablicy, upamiętniającej wyczyn grodzieńskiej młodzieży. Upamiętnienie usunięte zostało przez obecne władze Grodna ze ściany dworca kolejowego

Władzę powstańczą tworzyło województwo grodzieńskie, na czele którego stanął Apollo Hoffmeister, później Stanisław Sylwestrowicz, właściciel Hoży pod Grodnem. Siedziba województwa mieściła się w domu przy ul. Dominikańskiej nr 23.

Z wybitniejszych uczestników powstania wymienić należy przede wszystkim Walerego Wróblewskiego, którego oddział został rozbity we wrześniu 1863 r. Mimo bohaterskich i rozpaczliwych wysiłków powstanie upadło: przemoc rosyjska triumfowała.

Murawjew – wieszatiel, generał-gubernator wileński, stłumił w potokach krwi i łez zbrojny czyn. Kraj litewski okrył się żałobą, zaścianki szlacheckie i wioski chłopskie zburzone i spalone; krzyże na mogiłach świadczyły o tem, że przeszedł tedy krwawy kat Polaków; krocie mężczyzn i kobiet zesłano na Sybir.

Represje rosyjskie

Ustanowiony w Grodnie sąd karał wszystkich uczestników, podejrzanych o udział w powstaniu; wielu zesłano na Sybir. Komisja śledcza prowadziła dochodzenia w Grodnie do 1865 r. Zabroniono noszenia polskich strojów narodowych, żałoby i innych odznak, świadczących o sympatyzowaniu z powstaniem; naruszający te nakazy podlegali surowym karom. W celu zadania ciosu polskości Grodna zabroniono publicznego używania języka polskiego (1865 r.). Znikły w mieście polskie napisy, ogłoszenia, szyldy i t.p. W tym samym roku został zamknięty kościół dominikański, a po kilku latach poddany rozbiórce. (Na jego miejscu znajduje się obecnie skwer przed magistratem).

Katorżanie – zesłańcy po powstaniu styczniowym, źródło: Harodnia.com

Dopiero w 1871 r. zniesiono stan wojenny w Grodnie. W tym czasie Grodno, mimo że było siedziba gubernatora, a więc ważnym ośrodkiem administracyjnym, miało wygląd małej, lichej mieściny; drewniane domki, brak brukowanych jezdni i chodników nie świadczyły chlubnie o rosyjskiej gospodarce miejskiej.

Pożar miasta

W 1885 r. wielki pożar strawił znaczną część miasta. Spłonęło śródmieście; między wielu zabytkowemi budynkami spłonęła „Batorówka”, która, przebudowana po pożarze, straciła zupełnie swój dawniejszy charakter.

Eliza Orzeszkowa

Specjalną opieką otoczyła pogorzelców Eliza Orzeszkowa, której władze rosyjskie nakazały przymusowy pobyt w tem mieście. Wielkiej pisarce znane było Grodno z lat dziecinnych i młodzieńczych. Tu w kościele bernardyńskim odbył się ślub 16-letniej Elizy z Piotrem Orzeszką. Po ślubie opuściła z mężem Grodno, dokąd powróciła w 1870 r. Odtąd mieszkała w niem stale.

Pomnik Elizy Orzeszkowej w Grodnie, fot.: Wikipedia.org

„Tutaj, w tem mieście wzniosła sobie samotnię, w której przebywała do końca życia. Usunęła się głośna już wówczas autorka od ścisku i zgiełku miejskiego, od gorączkowej gonitwy za sława, majątkiem, stosunkami, odsunęła się nawet od najbliższego t.zw. towarzystwa, a rozpoczęła wędrówki wśród błotnistych uliczek, wyszukując ludzi, potrzebujących współczucia, zbierając ich wkoło siebie, oddziaływując na nich”.

1910 r.

W Grodnie mieszkała między innemi przy ul. Napoleońskiej Nr. 15, przy ul. Rydza Śmigłego Nr. 18 i wreszcie we własnym domku przy ulicy, zwanej obecnie jej nazwiskiem, gdzie zmarła 18 maja 1910 r.

Tonąca w kwiatach trumna Elizy Orzeszkowej

W Grodnie Orzeszkowa napisała najcenniejsze swoje utwory; brała czyny udział w pracach Towarzystwa Dobroczynności, którego była założycielką, prowadziła tu tajną szkołę dla młodzieży, kursy własne literatury polskiej, bibliotekę i t.p. To też nic dziwnego, ze dokoła jej osoby powstał w Grodnie prawdziwy kult za życia, który przetrwał do dziś i trwać będzie zawsze, bo uwieczniła ona w swych działach Grodno i Grodzieńszczyznę. W uznaniu pisarskich i obywatelskich zasług Orzeszkowej miasto zajmuje się utrzymaniem jej grobu i pomnika w Grodnie, składając jej corocznie hołd.

Zygmunt Wróblewski

Grodnianinem był też Zygmunt Wróblewski, (1845-1888) profesor fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, uczony o światowej sławie, któremu udało się skropić gazy.

Zygmunt Wróblewski, źródło: prabook.com

Wróblewski był nie tylko człowiekiem nauki: był też patriotą, gotowym do ofiar, do walki o wolność. Kiedy wybuchło powstanie styczniowe, Wróblewski przybywa z Kijowa, gdzie odbywał wówczas studja, do Grodna i walczy wraz ze swym bratem Edwardem w szeregach powstańczych w Grodnie i w okolicach. Odpokutował swój czyn więzieniem i zesłaniem z kraju. Wraca do Grodna w 1869 r. poczem wyjeżdża zagranicę, gdzie pracuje naukowo w Niemczech, Anglii i Francji. W 1882 r. zostaje profesorem fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tutaj dokonał wynalazku skropienia gazów (np. tleny). Śmierć odezwała go od naukowej pracy. Na grobowcu jego w Krakowie wyryto słowa” „Cierpiał dla Ojczyzny, zginał dla nauki”.

Nasze miasto uczciło pamięć wielkiego patrioty i uczonego, nazywając ulicę, przy której się urodził, jego nazwiskiem.

CDN.

Poprzednie odcinki cyklu czytaj TUTAJ (początek), TUTAJ (cz.II)TUTAJ (cz. III) , TUTAJ (cz.IV)TUTAJ (cz. V), TUTAJ (cz.VI) oraz TUTAJ (cz.VII).

Znadniemna.pl, na zdjęciu tytułowym: panorama Grodna od strony Niemna – 1862 rok, fot:BE-TARASK.WIKIPEDIA.ORG

Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy i świata, a Grodno znalazło się w granicach Imperium Rosyjskiego. O czasach rosyjskiej niewoli jest kolejny rozdział  książki pt. „Grodno” (wyd. 1936 r.), napisanej przez uczniów Kółka Historycznego, działającego przed II wojną światową przy I Społecznym Gimnazjum Koedukacyjnym w Grodnie. VIII. Grodno

XVIII-wieczny pergamin, pięć pakietów relikwii i tzw. agnusek odnaleziono w kapsule czasu wyjętej z gałki na szczycie Wieży Zegarowej katedry na Wawelu.

8 lipca 2024 r. odkrycia dokonała komisja pod przewodnictwem proboszcza katedry ks. Pawła Barana, a wczoraj zaprezentowano je mediom. We wnętrzu miedzianej tuby znajdował się dokument pergaminowy o wymiarach 63 cm x 59 cm, pięć paczuszek z relikwiami oraz tzw. agnusek.

– Oryginalny dokument ujrzał światło dzienne po ponad trzech wiekach. Relikwie, które znaleźliśmy, również poświadczają autentyczność i fakt, że już od ponad 300 lat ta kapsuła była nieprzerwanie w kuli na Wieży Zegarowej i tam czekała na ponowne otwarcie – mówił ks. Paweł Baran.

Komisja ustaliła, że dokument został wystawiony w 1716 r. przez bp. Kazimierza Łubieńskiego i z odręcznym podpisem dziekana Kapituły bp. Michała Szembeka z okazji zakończenia prac przy budowie hełmu najwyższej wieży katedralnej, czyli Wieży Zegarowej.

Krzysztof Czyżewski, historyk sztuki z Zamku Królewskiego na Wawelu przypomniał, że wieżę odbudowano na początku XVIII w. po tym, jak poprzedni hełm pod wpływem wiatru w grudniu 1703 r. runął na dach katedry. Jeden z dzwonów cudownie zatrzymał się wówczas nad grobem św. Stanisława nie uszkadzając srebrnej trumny. Dach bazyliki wyremontowano ze środków kapituły, a fundusze na odbudowę wieży przeznaczył bp. Kazimierz Łubieński.

Na dokumencie w dolnej jego części, pod tekstem odciśnięto w czerwonym laku dwie pieczęcie: mniejsza z nich, umieszczona mniej więcej na środku, należała do wystawcy dokumentu bp. Kazimierza Łubieńskiego, druga – nieco większych rozmiarów to pieczęć Krakowskiej Kapituły Katedralnej (by podkreślić wagę dokumentu Kapituła odcisnęła pieczęć większą pochodzącą z 1404 r., czyli używaną już w średniowieczu; srebrny tłok pieczętny do dziś jest przechowywany w skarbcu katedralnym). Na odwrocie dokumentu pergaminowego wypisano pismem kursywnym, jakie relikwie zostały złożone w tubie wraz z dokumentem.

W kapsule czasu umieszczono także pięć paczuszek z relikwiami 44 świętych – m.in. św. Stanisława, św. Jadwigi Śląskiej i św. Jana Kantego, których orędownictwo miało chronić miasto i jego mieszkańców zarówno przed burzami, jaki i duchowymi zagrożeniami.

Ponadto w tubie znajdował się zawinięty w papier „agnusek” (owalna dwustronna pieczęć odciśnięta w wosku o barwie naturalnej). Agnusek został odlany w 1678 r. za czasów papieża Innocentego XI w pierwszym roku jego pontyfikatu. Na rewersie tradycyjnie znajduje się Baranek Boży, a na awersie św. Róża z Limy w momencie mistycznych zaślubin. Na podstawie znalezisk eksperci orzekli, że tuba nie była otwierana od blisko 300 lat.

Ks. Wojciech Baran, dyrektor Archiwum i Biblioteki Krakowskiej Kapituły Katedralnej, poinformował, że w archiwum znajdują się trzy dokumenty papieskie z opustami, które zostały przyznane katedrze właśnie w drugiej połowie 1716 roku. – Wydaje się, że po renowacji, która była kosztowna, chciano, żeby wierni z diecezji krakowskiej nie tylko udawali się do kościoła katedralnego, żeby zobaczyć to arcydzieło sztuki barokowej, ale żeby te wydarzenia celebrować także w sposób liturgiczny poprzez organizację pielgrzymek i uzyskanie odpustów za nawiedzenie katedry – mówił ks. Wojciech Baran.

Znaleziska oraz miedziana tuba trafią teraz pod opiekę konserwatorów, a za kilka miesięcy powrócą na Wieżę Zegarową. Do nowej kapsuły czasu dołączony zostanie dokument mówiący o prowadzonej obecnie konserwacji Wieży Zegarowej. Krzysztof Czyżewski zaznaczył, że podczas aktualnej konserwacji prawdopodobnie zostaną przywrócone pierwotne złocenia na hełmie wieży, które z biegiem czasu uległy zniszczeniu. Do kapsuły trafią najpewniej także kolejne relikwie współczesnych świętych.

Znadniemna.pl/KAI

XVIII-wieczny pergamin, pięć pakietów relikwii i tzw. agnusek odnaleziono w kapsule czasu wyjętej z gałki na szczycie Wieży Zegarowej katedry na Wawelu. 8 lipca 2024 r. odkrycia dokonała komisja pod przewodnictwem proboszcza katedry ks. Pawła Barana, a wczoraj zaprezentowano je mediom. We wnętrzu miedzianej tuby znajdował

Pierwsza w świecie parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej potrzebuje materialnego wsparcia, aby nakryć dachem wznoszoną w Gronie świątynię parafialną. O każdy dar serca, a także każde westchnienie do Boga w tej intencji apeluje proboszcz parafii ksiądz redaktor Jerzy Martinowicz.

Apel o wsparcie dla budowanego w Grodnie kościoła pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej – pierwszej w święcie świątyni, której patronuje Sługa Boża, będąca patronką teściowych, prawdopodobnie ma na celu nakrycie dachem wznoszonej świątyni jeszcze przed najbliższym sezonem zimowym.

Tak wygląda w tej chwili budowany w Grodnie kościół pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej, fot.: facebook.com

Fragment metalowej konstrukcji dachu kościoła, fot.: facebook.com

Sposoby, jakimi można wesprzeć ten szczytny cel, można znaleźć na Facebooku księdza Martinowicza (https://www.facebook.com/jerzy.martinowicz). Informuje on, że wsparcie materialne na budowę świątyni można przekazać za pośrednictwem portalu Zrzutka.pl.

albo przez Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski, przesyłając ofiarę na konto:

Zespół Pomocy Kosciołowi na Wschodzie

Skwer Kard. S. Wyszyńskiego 6, 01-015 Warszawa

Santander Bank Polska S.A. Warszawa

wpłaty w PLN i SWIFT CODE:

WBKPPLPP PL89 1090 1014 0000 0000 0301 4449

w tytule przelewu podać: darowizna na budowę kościoła w Grodnie

„W modlitwie nieustannie pamiętamy o wszystkich modlących się za nas i wspierających nas materialnie” – pisze do potencjalnych ofiarodawców ksiądz proboszcz Jerzy Martinowicz.

Parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej powstała w grodzie nad Niemnem prawie pięć lat temu.

Ksiądz Biskup Grodzieński Aleksander Kaszkiewicz, kierując się dobrem duchowym wiernych i rozwojem Kościoła Chrystusowego w diecezji grodzieńskiej, pod koniec 2019 roku, powołał do istnienia nową parafię pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej w Grodnie. W skład nowej parafii weszły dwie stosunkowo nowe dzielnice znajdujące się na obrzeżach miasta: Łososno i Baranowicze, a także wieś Tarusicze.

O patronce parafii i postępach w budowie pierwszej w świecie świątyni pod wezwaniem Błogosławionej Marianny Biernackiej opowiedział na portalu Zrzutka.pl sam proboszcz parafii – ksiądz redaktor Jerzy Martinowicz.

Duchowny napisał, że parafia została erygowana w przededniu 20. rocznicy beatyfikacji Marianny Biernackiej, która miała miejsce 13 czerwca 1999 roku w Warszawie. W tym historycznym dniu papież Jan Paweł II ogłosił Mariannę Biernacką błogosławioną w grupie męczenników II wojny światowej.

„Obierając Mariannę za swoją patronkę, chcemy podziękować Panu Bogu za ten hojny plon, który już wydało i wciąż wydaje to maleńkie ziarenko, jakim jest ta prosta kobieta, matka, żona, babcia, teściowa, chrześcijanka, ale przede wszystkim człowiek. Jesteśmy przekonani, że wrzucone w ziemię wciąż owocuje. Błogosławiona nie tylko uratowała życie swojej synowej i wnuków, ale wciąż ratuje nas, nasze relacje, a w sposób szczególny relacje w naszych rodzinach.

Błogosławiona Marianna Biernacka, fot.: Wikipedia

Ta dzielna kobieta zawsze broniła zdrowych więzi małżeńskich oraz rodzinnych. Jest to bardzo ważne szczególnie dzisiaj, kiedy małżeństwo i rodzina przeżywają głęboki kryzys. Mając tak unikalną Patronkę, chcemy wzywać jej wstawiennictwa, aby relacje w naszych rodzinach: między osobami starszymi a młodszymi, synową a teściową, ojcem a synem – stawały się lepsze, piękniejsze, bardziej przyjazne i czułe. Pragniemy wzywać jej pomocy w tworzeniu zdrowych i trwałych relacji międzypokoleniowych.

Przykład naszej Błogosławionej sprawia, że widzimy w niej przede wszystkim patronkę teściowych, wdów, synowych, życia poczętego, bezdzietnych małżeństw, a także całych rodzin. Pragniemy więc, by świątynia parafialna pod jej wezwaniem stała się miejscem szczególnej modlitwy za wszystkie rodziny naszego miasta i kraju. Jest to bardzo ważne szczególnie dzisiaj, gdy obserwujemy brak szacunku dla życia ludzkiego, które dla wielu stało się polem walki o to, czy ktoś ma prawo się narodzić lub godnie umrzeć.

Poczytujemy za zaszczyt, że będzie to pierwsza świątynia w naszym kraju, a z pewnością i w całym świecie dedykowana błogosławionej Mariannie Biernackiej, która przelała swoją krew na naszej ziemi. Pragniemy, by kult polskiej Błogosławionej dalej się rozwijał na terenie diecezji grodzieńskiej oraz w całym kraju, aby o niej i o wielkości jej heroicznego czynu wiedziało jak najwięcej ludzi.

Projekt naszej świątyni został przygotowany przez znanego w Grodnie architekta Aleksandra Sztena, wieloletniego głównego architekta państwowego Biura Projektów ds. zarządzania architekturą i budową państwową Grodzieńskiego Komitetu Wykonawczego.

Tak ma wyglądać świątynia po zakończeniu budowy, fot.: facebook.com

Budynek powinien być wygodny, racjonalny, łatwy do wzniesienia i ekonomiczny w budowie i eksploatacji. Nie wyklucza to jednak pewnej nowości i oryginalności w wykonaniu elewacji i wnętrz.

Dynamiczne barokowe krzywoliniowe formy w nowoczesnej interpretacji są głównym motywem dekoracyjnym, a architektoniczny wygląd elewacji dopełnią elementy z ozdób dawnych grodzieńskich kościołów.

Świątynia będzie jednonawowa. Będzie miała 28 metrów długości, 12 metrów szerokości i 14 metrów wysokości. Wysokość razem z wieżą wyniesie 29 metrów.

Ściany zewnętrzne zostaną wykonane z bloków gazobetonowych z późniejszym tynkiem i malowaniem, a dach świątyni sporządzony z konstrukcji metalowo-drewnianych pokryty blachą.

Chcemy, by ta świątynia stała się centrum spotkań i formowania młodych rodzin, dzieci i młodzieży. Wierni bardzo potrzebują miejsca, gdzie będą mogli się spotykać z Panem Bogiem i z sobą nawzajem, znajdować kompetentną pomoc w rozwiązywaniu różnych problemów i wezwań, które powstają przed młodymi rodzinami we współczesnym świecie. Dlatego przy kościele jest przewidziane nowoczesne Centrum Duszpasterskie, które będzie się znajdowało pod samą świątynią (podpiwniczenie).

Planujemy utworzenie tam dużej sali ze sceną, która będzie służyła w codziennej pracy duszpasterskiej wspólnoty parafialnej. Są też przewidziane dwie salki do zajęć z rodzinami, dziećmi i młodzieżą oraz do pomocy socjalnej ludziom starszym. Chcemy, aby nasze centrum stało się miejscem realizacji duchowych i socjalnych potrzeb wiernych oraz wszystkich mieszkańców dzielnic należących do parafii.

W lipcu 2022 roku została wbita pierwsza łopata pod budowę naszej nowej świątyni. Ekipa budowlana bardzo prężnie zabrała się do pracy. Widzimy zdumiewające efekty ich dotychczasowych wysiłków i nasze serca rosną. Na usta cisną się słowa: „Boże, pobłogosław to dzieło!”. W minionym roku udało się nam założyć fundamenty świątyni, zrobić dolną część kościoła. W chwili obecnej służy nam jako czasowa kaplica na czas budowy. Dzięki temu możemy kontynuować rozpoczętą działalność duszpasterską, a wierni mogą uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła.

20 listopada 2022 roku, w Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata odbyło się poświęcenie i wmurowanie kamienia węgielnego, zostały wniesione relikwie bł. Marianny Biernackiej, patronki parafii, a także była sprawowana pierwsza Msza św. w murach budującego się kościoła. Eucharystii przewodniczył Ksiądz Arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz. Obecny był również Ksiądz Biskup Grodzieński Aleksander Kaszkiewicz.

W 2023 roku wznieśliśmy mury naszej świątyni. W chwili obecnej zbieramy pieniądze na dach…

Tak się stało, że początek tworzenia naszej wspólnoty parafialnej i rozpoczęcie budowy świątyni przypadł na bardzo trudny czas z wielu względów. Różnorodne wydarzenia nie sprzyjają budowie.

Mamy świadomość tego, że parafia nie jest w stanie wybudować świątynię sama, dlatego jesteśmy zdani na poszukiwanie ludzi dobrej woli, którzy mogliby się włączyć w naszą budowę.

W związku z tym uprzejmie prosimy o pomoc finansową w budowie naszego kościoła. Ze swej strony zapewniamy o całkowitej przejrzystości, a w modlitwie nieustannie pamiętamy o wszystkich modlących się za nas i wspierających nas materialnie, gdyż bez pomocy duchowej i materialnej nie będziemy w stanie nic zrobić” – apeluje proboszcz.

Znadniemna.pl na podstawie Facebook.com oraz Zrzutka.pl

Pierwsza w świecie parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej potrzebuje materialnego wsparcia, aby nakryć dachem wznoszoną w Gronie świątynię parafialną. O każdy dar serca, a także każde westchnienie do Boga w tej intencji apeluje proboszcz parafii ksiądz redaktor Jerzy Martinowicz. Apel o wsparcie dla budowanego w Grodnie

8 lipca 2024 roku podczas Mszy świętej, odprawionej o 15. godzinie w mińskiej Katedrze Imienia Najświętszej Maryi Panny, Jubileusz 75. urodzin obchodził ksiądz prałat Władysław Zawalniuk, proboszcz parafii św. Szymona i Heleny.

Duchowny jest wieloletnim proboszczem parafii św. Szymona i Heleny, którą prawie dwa lata temu stołeczne władze odebrały wiernym. Kościół potocznie zwany Czerwonym władze zamknęły pod pretekstem konieczności przeprowadzenia restauracji zabytku. Nabożeństwo, którego intencją była modlitwa za solenizanta oraz odzyskanie Czerwonego Kościoła przez wiernych, nieustannie modlących się o powrót do swojej parafialnej świątyni, poprowadził najwyższy hierarcha Kościoła Katolickiego na Białorusi, Metropolita Mińsko-Mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski w asyście biskupa pomocniczego archidiecezji Jerzego Kosobuckiego.

Mszy świętej przewodniczył, w asyście biskupa pomocniczego archidiecezji mińsko-mohylewskiej Jerzego Kosobuckiego (po prawej), Metropolita Mińsko-Mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski. Współcelebrował nabożeństwo solenizant – ksiądz prałat Władysław Zawalniuk (po lewej), fot: facebook.com

Zdjęcia z Mszy świętej opublikował w Facebooku Wiktor Wiedzień, fotograf, współpracujący z mediami katolickimi na Białorusi.

Z okazji pięknego Jubileuszu 75. urodzin księdza prałata Władysława Zawalniuka pragniemy Państwu przypomnieć dokonania tego duchownego, niezwykle zasłużonego dla odrodzenia Kościoła Katolickiego na Białorusi:

Ksiądz prałat Władysław Zawalniuk

ksiądz prałat Władysław Zawalniuk, fot.: facebook.com

Urodził się 8 lipca 1949 roku w obwodzie winnickim na Ukrainie. W 1974 roku ukończył seminarium duchowe w Rydze. Pełnił posługę kapłańską w Mołdawii, gdzie praktycznie od podstaw odnawiał Kościół. W latach 1976—1977 we wsi Slobozia-Raşcov bez oficjalnego pozwolenia władzy, z inicjatywy księdza Zawalniuka wybudowana została katolicka świątynia.

Zburzono ją 25 listopada 1977 roku, a inicjatora „samowoli budowlanej” aresztowano i wysłano do Kazachstanu. Później ksiądz został przeniesiony do Krasnojarska, a w 1980 roku – na Łotwę. W 1984 roku, skierowano go na Białoruś – do miejscowości Głębokie, a w roku 1990 roku ksiądz Władysław objął parafię św. Szymona i św. Heleny w Mińsku.

Przywracanie świątyń katolikom Białorusi

W 1990 roku białoruska stolica była prawdziwą duchową pustynią. Ks. Władysław Zawalniuk postanowił odzyskać dla swoich parafian ich kościół parafialny – dawną świątynię, w której znajdował się Dom Kina. Nie było to proste. Przez kilkanaście miesięcy na placu przed dawnym kościołem proboszcz codziennie organizował modlitwy wiernych. Ludzie wspominają, że po odzyskaniu świątyni, obwiązany linami ksiądz Władysław sam instalował krzyże na kościelnych wieżach.

Odzyskany przez wiernych Czerwony Kościół szybko stał się jednym z głównych ośrodków religijnych i kulturalnych białoruskiej stolicy. Powstała w nim sala teatralna, w której występował teatr „Znicz”. Założona została biblioteka z kilkudziesięcioma tysiącami tomów. Przy kościele działało dziewięć chórów. Prowadzona była szkoła niedzielna, odbywała się katechizacja. Organizowano tu niezwykle popularne wśród stołecznej inteligencji prezentacje książek i wieczory autorskie, w tym spotkania z klasykiem literatury białoruskiej – poetą Ryhorem Baradulinem. Czerwony Kościół wydał kilka tomów poezji twórcy. Kiedy poeta zmarł, cały Mińsk żegnał go w Czerwonym Kościele.

Po utworzeniu diecezji mińsko-mohylewskiej ksiądz Zawalniuk rozpoczął starania o pozyskanie dla diecezji budynku katedry, dzisiejszej Katedry Najświętszego Imienia Najświętszej Maryi Panny na placu Wolności w Mińsku. Historia się powtórzyła. Przez dwa lata codziennie wierni modlili się przy wejściu, zabytkowego barokowego kościoła jezuitów, w którym mieściły się wówczas sale sportowe i którego władze Mińska nie chciały oddawać katolikom. W okresie zimowym wierni stali za katedrę pomimo mrozów, które zamieniały w lód mszalne wino w kielichu. Wówczas kobiety zrobiły swojemu proboszczowi na drutach specjalne rękawiczki, żeby ks. Władysław mógł celebrować nabożeństwo przy minus 20 stopni według skali Celsjusza.

Organizator życia duchowego, pszczelarz, badacz i wydawca

Kolejną inicjatywą Ks. Zawalniuka było tłumaczenie Biblii i kościelnych ksiąg liturgicznych na współczesny język białoruski. Do wykonania tego zadania proboszcz Czerwonego Kościoła zaangażował grono uniwersyteckich filologów. Przy parafii św. Szymona i Heleny zaczęło działać wydawnictwo. Jego nakładem ukazało się ponad 40 książek, w tym „Wspomnienia” fundatora parafialnej świątyni – Edwarda Woyniłłowicza. Memuary fundatora tłumaczył z języka polskiego na białoruski osobiście ks. Władysław Zawalniuk. Do niego należała też inicjatywa ekshumowania w Bydgoszczy szczątków Edwarda Woyniłłowicza, przywiezienia ich do Mińska i pochowania przy ścianie kościoła. Dziesięć lat później, w 2016 roku, zainaugurowany został proces beatyfikacji tego niezwykłego Polaka, zasłużonego dla Mińska i Białorusi.

Uroczystość powrotu Woyniłłowicza do rodzinnego Mińska była niezwykle wzruszająca. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie osoba fundatora Czerwonego Kościoła zainspirowała jego proboszcza – magistra teologii i doktora nauk historycznych – do zorganizowania w białoruskiej stolicy cyklu konferencji naukowych pt. „Znakomici Mińszczanie przełomu XIX i XX wieku”. Ostatnia  konferencja tego cyklu  w białoruskiej stolicy, odbyła się jesienią 2019 roku. Potem z przyczyn politycznych polscy i białoruscy naukowcy, badający dzieje Ziemi Mińskiej, zaczęli spotykać się w Białymstoku.

O niezwykle szerokim spektrum zainteresowań i kompetencji posiadanych przez ks. Władysława Zawalniuka świadczy fakt, że udało mu się zorganizować i zarejestrować Ogólnobiałoruskie Zjednoczenie Pszczelarzy „BelApiUnion”. Jako miłośnik pszczelarstwa i praktykujący pszczelarz ksiądz proboszcz zainteresował się europejskim ruchem „Miejskie pszczoły”. Postawił wtedy ule z pszczołami na dachu kościoła. Na jego sutannie czasem można było zauważyć pszczółki. Owady nie były agresywne i nigdy nikogo nie użądliły, ale władze zmusiły księdza do usunięcia uli z dachu świątyni. Niepowodzenie projektu „Miejskie pszczoły” w Mińsku zniechęciło proboszcza do jego pszczelarskiej pasji, a miód z białoruskich pasiek zawsze był obecny w jego gabinecie. Sam ksiądz zaś częstował miodem wszystkich, kto go odwiedzał, szczególnie – dzieci.

Jako historyk ks. Zawalniuk badał represje wobec osób duchownych w ZSRR w latach 20-30 XX wieku. Napisał też kilkadziesiąt książek, m.in. o praktykach postu w historiografii kościelnej. Ksiądz był także prowadzącym audycji „Głos Duszy”, którą nadawano w radiu państwowym. Parafia wydawała też gazetę pod tym samym tytułem. Dzięki inicjatywie księdza po raz pierwszy w historii Białorusi Mszę świętą transmitowano na falach radiowych.

Kolejnym osiągnięciem proboszcza stało się sprowadzenie do świątyni 3 maja 2002 roku repliki całunu turyńskiego. Relikwia przybyła z Turynu jako „symbol przyjaźni, misji pokoju”. Przez dwadzieścia lat całun jest jedną z najważniejszych relikwii Kościoła Katolickiego na Białorusi. Dzięki jego obecności przy Czerwonym Kościele działał nawet ośrodek naukowo-badawczy „Święty Całun Turyński”.

W czerwcu 2021 roku księdzu proboszczowi udało się zrealizować jeszcze jedną inicjatywę – zorganizować pielgrzymkę po Białorusi z replikami najbardziej znanych obrazów NMP wykonanych przez malarkę z Mołodeczna Jadwigę Sieńko.

Jeszcze w 1996 roku obok kościoła wzniesiona została rzeźba o nazwie „Św. Michał Archanioł pokonuje Zło”, a w 2000 roku ustanowiono „Dzwon Nagasaki”, przypominający o tragedii mieszkańców japońskiego miasta, zaatakowanego bronią atomową w sierpniu 1945 roku.

Troskliwy syn i wychowawca młodzieży

Ksiądz Władysław Zawalniuk był bardzo troskliwym synem. Jego mama, cicha, pogodna kobieta, często bywała w kościele. Stosunek proboszcza do matki miał wymiar wychowawczy dla obserwującej ich relacje młodzieży.

Zainteresowania i problemy młodzieży zawsze były w centrum uwagi proboszcza. Ksiądz zapraszał młodych ludzi na młodzieżowe czuwania, cieszył się z obecności ich w kościele. A jakie cudowne święta, konkursy, festiwale organizowane były w kościele! Proboszcz często śpiewał razem z wiernymi, starał się uczestniczyć we wszystkich spotkaniach i inicjatywach. Chodziło przy tym nie tylko o katolików – w kościele wielokrotnie odprawiano pokojowe nabożeństwa z udziałem przedstawicieli innych wyznań. A w ogóle msze w Czerwonym Kościele odbywały się nie tylko w językach polskim i białoruskim. Tutaj można było modlić się do Boga także m.in. w językach: włoskim, angielskim, litewskim, łacińskim, niemieckim, ukraińskim. W kościele prowadzono nawet kursy nauczania różnych języków.

Wierni z Czerwonego Kościoła pielgrzymowali po świątyniach na terenie całej Białorusi. Najważniejsza i najliczniejsza pielgrzymka odbywała się zawsze latem. Była to pielgrzymka do Sanktuarium Matki Boskiej Budsławskiej. Proboszcz zawsze był wśród swoich wiernych. Towarzyszył im na rowerze, czy pieszo – zawsze uśmiechnięty i pogodny.

Tak się cieszył, kiedy na wieże kościoła udało się przywrócić dzwony, odlane w zamian zniszczonych przez komunistów. Niestety śpiew tych dzwonów ciężko znosili przedstawiciele białoruskiej władzy, więc korzystanie z nich zostało zakazane.

Dbanie o świątynie, upamiętnienie Woyniłłowicza i św. Jana Pawła II

Nie wszyscy wiedzą, że ksiądz Władysław Zawalniuk zadbał o kościół Świętego Krzyża na Kalwarii w Mińsku. To jego zasługą jest wzniesienie w stolicy kościoła pw. Matki Boskiej Budsławskiej przy ul. Prytyckiego. Jego inicjatywą było nadanie skwerowi przylegającemu do Czerwonego Kościoła imienia Edwarda Woyniłłowicza. On też inicjował postawienie przy kościele pomnika św. Jana Pawła II.

Ks. Władysław jest prawdziwym gospodarzem. Osobiście pilnował wszystkich spraw. Sprawdzał, czy trawa wokół świątyni jest skoszona, czy w klasach lekcyjnych jest czysto. Nieraz można było zobaczyć jak osobiście sprząta teren wokół kościoła. Wieczorami proboszcz chodził po całym kościele i sprawdzał, czy wszystko jest w porządku.

Kościół, z którego nie chciało się wychodzić

Ksiądz Zawalniuk jest nie tylko urodzonym liderem. Umie łączyć ludzi, szczerze interesuje się nimi, a jego kazania nigdy nie są formalne. Sprawia to, że ludzie chcą za nim iść. Dla wielu właśnie dzięki ks. Zawalniukowi Czerwony Kościół stał się domem, miejscem, z którego wieczorem czasami nie chciało się wychodzić.

W ostatnich latach wierni przychodzili do kościoła na Sylwestra, o północy, żeby wspólną modlitwą przywitać nowy rok, i wtedy świątynia była wypełniona po brzegi.

Zamknięcie Czerwonego Kościoła jesienią 2022 roku stało się prawdziwą tragedią dla wiernych. Przeżywany przez nich dramat miał kilka wymiarów. Była to bowiem rozłąka nie tylko ze świątynią, ale też z proboszczem, z jego słowami i czynami.

Na Mszy świętej w mińskiej Katedrze Imienia Najświętszej Maryi Panny, w dniu 75. urodzin księdza prałata Władysława Zawalniuka zgromadziło się wielu jego parafian z kościoła pw. św. Szymona i Heleny.

Wierni parafii św. Szymona i Heleny składają życzenia urodzinowe swojemu proboszczowi – księdzu Władysławowi Zawalniukowi, fot.: facebook.com

Znadniemna.pl na podstawie Facebook.com

8 lipca 2024 roku podczas Mszy świętej, odprawionej o 15. godzinie w mińskiej Katedrze Imienia Najświętszej Maryi Panny, Jubileusz 75. urodzin obchodził ksiądz prałat Władysław Zawalniuk, proboszcz parafii św. Szymona i Heleny. Duchowny jest wieloletnim proboszczem parafii św. Szymona i Heleny, którą prawie dwa lata temu

Po raz trzydziesty na Jasną Górę pielgrzymowali Polacy, których łączy dziedzictwo Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Chcą pielęgnować pamięć o Kresach oraz przypominać o tragicznym ludobójstwie na Wołyniu.

Polacy, którzy mieszkają na dawnych Kresach RP, a więc w granicach dzisiejszej Ukrainy, Białorusi, Litwy czy też Łotwy i dalej, to Polacy, których nie nazywamy Polonią.

– To jest mniejszość autochtoniczna, a więc Polacy, którzy zostali u siebie, którzy z Polski nigdy nie wyjechali. To Polska zmieniła swoje granice w wyniku zdrady jałtańskiej, w wyniku zmiany granic, w wyniku zaboru prawie połowy przedwojennego terytorium Polski przez Związek Sowiecki – przypomniał Paweł Zdziarski, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota i Pamięć”.

Po raz trzydziesty pielgrzymowali tam, gdzie bije duchowe serce narodu polskiego – do Matki Bożej na Jasnej Górze.

– To wielka radość, byłam niejednokrotnie u Matki Bożej Częstochowskiej, ale zawsze czuję się, jakbym była pierwszy raz – mówiła Jadwiga Pańkowska, mieszkanka Lwowa (Katolicki Uniwersytet Trzeciego Wieku we Lwowie).

Od wielu lat razem z wielką rodziną Kresowian u stóp Pani Jasnogórskiej jest również poseł Suwerennej Polski, Michał Wójcik.

– Jestem im bardzo wdzięczny za to wszystko, co robią dla Polaków, dla Polski – podkreślił polityk.

Polska na Kresach przetrwała dzięki polskiemu Kościołowi, dzięki poleskiej szkole, ale również właśnie dzięki polskim rodzinom, które z pokolenia na pokolenie przekazywały polską wiarę, polski język oraz to, co w polskiej tradycji najpiękniejsze.

– Moim obowiązkiem jest także rozwijać polską kulturę, polską tożsamość i przekazać ją młodym pokoleniom – wskazała Renata Cytacka, prezes Forum Rodziców Szkół Polskich Rejonu Solecznickiego.

Uczestnicy XXX Światowego Zjazdu i Pielgrzymki Kresowian jak co roku apelowali również, by nie zapominać o okrucieństwie ludobójstwa, którego na Wołyniu dokonali na Polakach ukraińscy nacjonaliści. https://ipn.gov.pl/pl/zbrodnia-wolynska

– Nie ginęli tylko Polacy, ginęły też mniejszości narodowe, ginęli Żydzi, Ormianie, Czesi, Węgrzy, ale też ci sprawiedliwi Ukraińcy, którzy nie godząc się na tę bestialska ideologię banderowską chronili swoich polskich sąsiadów – wyjaśnił Paweł Zdziarski, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota i Pamięć”.

W ponad stu miejscowościach mordowano wszystkich – kobiety, dzieci, starców… Ich dobytki równano z ziemią. Ta zbrodnia nigdy nie została potępiona, a mordercy nie zostali ukarani.

– Do dziś Ukraina nie zrobiła nic, aby pozwolić nam po ludzku pochować, po Bożemu, okrutnie pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów naszych patriotów i naszych Polaków – akcentował Jan Skalski, prezydent Światowego Kongresu Kresowian.

Zabiega o to m.in. prezydent Andrzej Duda oraz Instytut Pamięci Narodowej.

Znadniemna.pl za TV Trwam News/Fot.: Stowarzyszenie „Wspolnota i Pamięć”

 

 

Po raz trzydziesty na Jasną Górę pielgrzymowali Polacy, których łączy dziedzictwo Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Chcą pielęgnować pamięć o Kresach oraz przypominać o tragicznym ludobójstwie na Wołyniu. Polacy, którzy mieszkają na dawnych Kresach RP, a więc w granicach dzisiejszej Ukrainy, Białorusi, Litwy czy też Łotwy i dalej,

104 lata temu, 9 lipca 1920 roku, wspaniała szarża 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich pod wsią Grebionka na Mińszczyźnie rozbiła w proch trzy sowieckie pułki. Dzięki niej wielu żołnierzy XII Brygady Piechoty zdołało wyrwać się z sowieckiego pierścienia.

W kierunku Warszawy cofała się XII Brygada Piechoty dowodzona przez pułkownika Jana Dobrowolskiego. Bolszewicy byli jednak szybsi. Na terenach dzisiejszej Białorusi, na północ od drogi łączącej Ihumeń z Mińskiem, w okolicach wsi Hrebionka, polska piechota została otoczona. Sytuacja XII Brygady wydawała się beznadziejna.

Delegacja 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich u marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. 1937 rok. Fot.: NAC

Ratunek nadszedł z najmniej spodziewanej strony. O dramatycznej sytuacji XII Brygady dowiedział się rotmistrz Władysław Rozlau, który w zastępstwie za płk. Stanisława Rawicz-Dziewulskiego dowodził 4. Pułkiem Ułanów Zaniemeńskich. Nie wahał się jednak ruszyć na ratunek polskiej brygadzie. Pod swoją komendą miał zaledwie 250 ludzi ze szwadronu technicznego wzmocniony plutonem z 2 szwadronu. Szarżą dowodził por. Jerzy Krafft.  Już niedługo na rozwinięte w tyralierze bolszewickie oddziały, jak grom z jasnego nieba, spadło uderzenie polskich ułanów. Wróg mimo 30-krotnej przewagi rzucił się do panicznej ucieczki. Bolszewickie Pułki Strzeleckie – 70., 71. i 72. – zostały zmiecione z powierzchni ziemi. W boju poległo 5 ułanów, 3 było rannych, padło 11 koni. Do tego już po zakończeniu boju ranny czerwonoarmista zastrzelił ppor. Teofila Skuratowicza. Straty sowieckie były nieporównanie większe: na polu bitwy doliczono się 127 zabitych bolszewików.

Stefan Bayer, ułan, który spisał dzieje 4. Pułku, tak opisał bitwę: „Chociaż teren był błotnisty, częściowo zalesiony, z porębami i zupełnie nie nadawał się do działań kawalerji, ułani jednak dziarsko ruszyli do szarży. Na odległość 200- 300 metrów od przeciwnika, przeszedłszy w galop, jak wicher, z gromkim okrzykiem „hurra!” spadli na idące falami tyraljery sowieckie. Uderzenie było tak zdecydowane i z taką pewnością przeprowadzone, że nieprzyjaciel oszołomiony zatrzymał się. Ułani zaś, rąbiąc na prawo i lewo, parli naprzód, siejąc zniszczenie w szeregach wroga. Rosjanie rozpoczęli pospiesznie cofać się w panice. Zachęceni tem ułani ze zdwojoną energją, wydobywając resztki sił ze zmęczonych koni, ścigali i siekli uciekających”.

Dla uhonorowania 15. rocznicy bitwy Jerzy Kossak namalował w 1934 roku obraz pt. Szarża pod Grebionką

Starcie pod Hrebionką zakończyło się całkowitym polskim zwycięstwem. XII Brygada Piechoty, doniedawna skazana na zagładę, mogła wycofać się w spokoju na bezpieczne pozycje. Z kolei bohaterscy ułani z 4. Pułku dotarli na przedpola Warszawy, gdzie 15 sierpnia 1920 roku wzięli udział przełomowej dla całej wojny polskiej kontrofensywie. Zwycięskie walki z bolszewikami kontynuowali aż po Niemen i Berezynę. Sam atak Ułanów Zaniemeńskich spod Hrebionki dołączył do długiej listy brawurowych zwycięstw polskiej jazdy. Stał się jednocześnie najbardziej zapomnianą szarżą polskich jeźdźców.

Na cześć tej bohaterskiej szarży dzień 9 lipca stał się świętem 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich.

Znadniemna.pl/polska-zbrojna

 

104 lata temu, 9 lipca 1920 roku, wspaniała szarża 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich pod wsią Grebionka na Mińszczyźnie rozbiła w proch trzy sowieckie pułki. Dzięki niej wielu żołnierzy XII Brygady Piechoty zdołało wyrwać się z sowieckiego pierścienia. W kierunku Warszawy cofała się XII Brygada Piechoty dowodzona

216 lat temu, 8 lipca 1808 roku, zmarł nasz krajan Konrad Prószyński – wybitny pozytywistyczny działacz oświatowy, jeden z pionierów powszechnej edukacji dorosłych. Był autorem pierwszego nowoczesnego elementarza w polskiej historii (1875) oraz „Obrazowej nauki czytania i pisania” (1879), wydanej w ponad milionie egzemplarzy i uznanej w Londynie za najlepszy elementarz świata.

Nieugięty reformator i innowator, swój pierwszy elementarz dla niepiśmiennych chłopów namalował na ścianie dworskiej stodoły przy drodze do wiejskiego kościoła. Był także twórcą i wydawcą “Gazety Świątecznej”, krzewiącej tradycję i kulturę polską wśród chłopów na terenie całego zaboru rosyjskiego. Swoje prace sygnował literackimi pseudonimami: “Kazimierz Promyk” lub “Pisarz Gazety Świątecznej”.

Dzieciństwo

Konrad Prószyński urodził się 19 lutego 1851 roku w Mińsku Litewskim, gdzie jego ojciec założył mały zakład produkujący lakier, a później – zakład fotograficzny. Ojciec, Stanisław Antoni, pochodził z rodziny szlacheckiej o tradycjach patriotycznych, której przedstawiciele uczestniczyli w powstaniach narodowych. Matka, Pelagia Kułakówna, pochodziła z zubożałej szlachty. Małżeństwo ojca zostało potraktowane przez krewnych. jako mezalians i stało się przyczyną jego wydziedziczenia.
Dzieciństwo mały Konrad Prószyński spędzał u dziadków na wsi oraz w rodzinnym Mińsku Litewskim. W 1864 roku, w wieku 13 lat, razem z matką i rodzeństwem wyjechał do Tomska, w którym przebywał, zesłany na Syberię za przygotowywanie powstania na Litwie, ojciec chłopca. Konrad Prószyński spędził na Syberii trzy lata, wiele czasu poświęcając na rozmowy z zesłańcami i podejmowaniu różnych prac zarobkowych.

Pierwszy sukces

W maju 1867 roku rozpoczął, w towarzystwie Stanisława Witkiewicza, kilkumiesięczną podróż powrotną do kraju, przez Petersburg i Mińsk do Warszawy. Po kilku miesiącach pobytu w Warszawie, w 1869 roku, wyjechał do Krakowa. Z tego okresu pozostał opublikowany w czasopiśmie dla kobiet „Kalina” jego wiersz „Piosenka matki nad kolebką syna”, napisany jeszcze w Tomsku. Był to pierwszy sukces Prószyńskiego – autora, chociaż pisane przez niego w późniejszych latach teksty miały już zupełnie inny charakter.

Towarzystwo Oświaty Narodowej

Po powrocie do Warszawy rozpoczął intensywną naukę własną. Zakończona została w 1872 roku zdaniem egzaminu i uzyskaniem świadectwa dojrzałości. Konrad był samoukiem, a doświadczenie 2-3 lat samodzielnej nauki pozwoliły mu później dobrze rozumieć sytuację pozbawionych edukacji prostych i na ogół ubogich ludzi, którzy pragnęli i próbowali samodzielnie zdobyć wiedzę.

W tym roku uzyskania świadectwa dojrzałości nasz bohater został studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Zbiegło się to w czasie z wydaniem zakazu posługiwania się na uczelni językiem polskim. Aktywny w kołach samokształceniowych młodzieży akademickiej, w 1875 roku Konrad stał się współzałożycielem Towarzystwa Oświaty Narodowej (obok Józefa Pławińskiego i Edwarda Korniłowicza).

Podczas wakacji w 1874 roku, spędzonych na wsi w Królestwie Polskim, rozpoczęła się działalność Konrada Prószyńskiego – autora elementarzy, a rok później – wydał on popularną publikację o Stanisławie Staszicu – autorze broszur popularnonaukowych.

W międzyczasie Prószyński ożenił się z Cecylią Puciatówną i 4 kwietnia 1873 roku został ojcem, Cecylia urodziła mu pierwszego syna – Tadeusza.

W czasie studiów nasz bohater założył także kółko wioślarskie. W owych czasach było to przedsięwzięcie pionierskie. Za zebrane pieniądze zbudowana została łódź, nazwana „Wandą”.

Konrad Prószyński. Fotografia wykonana przez Stanisława Antoniego Prószyńskiego, zrobiona przed 1895 roku

Początki wydawnictwa

W 1878 roku rozpoczęła działalność Księgarnia Krajowa Konrada Prószyńskiego, która znana będzie z tanich publikacji popularnonaukowych, przeznaczonych dla ubogich czytelników, podejmujących trud samouctwa. Przedsięwzięcie to łączyło w sobie skład księgarski, księgarnię wysyłkową oraz wydawnictwo.

Od jesieni 1880 roku zaczął ukazywać się kalendarz zatytułowany „Gość”. W latach 1881-1893 Prószyński wydał 12 roczników kalendarza. Na początku 1881 roku zaczęła ukazywać się „Gazeta Świąteczna”, której wydawaniem Prószyński zajmował się osobiście aż do śmierci.

W 1884 roku, w nocy z 7 na 8 października, Cecylia popełniła samobójstwo. Zdążyła urodzić Konradowi czworo dzieci: poza Tadeuszem, także Kazimierza, Jadwigę i Stefana. Rodzina Puciatów obarczyła Prószyńskiego odpowiedzialnością za śmierć żony. Od tej pory Prószyński sam zajmował się wychowaniem potomstwa. Dbał szczególnie o to, aby uzyskały staranne wykształcenie.

Dwa lata później ożenił się ponownie z Wandą, córką Tadeusza Korzona, historyka. Druga żona była oddanym współpracownikiem Prószyńskiego, uczestniczyła w realizacji różnych jego przedsięwzięć, wspierała jego pomysły.

Grób pisarza Konrada Prószyńskiego

Zmarł Konrad Prószyński w wieku 57 lat – 8 lipca 1908 roku. Przed śmiercią kilka lat chorował na skutek przepracowania. Nadwyrężony organizm nie wytrzymał trybu życia wydawcy, który w pracy potrafił spędzić trzy dni bez przerwy, żeby później padać z wycieńczenia.

Elementarze Konrada Prószyńskiego

W roku 1874 miał miejsce wyjazd Prószyńskiego z żoną i dziećmi na wieś w okolice Kałuszyna i Mrozów. Wyprawa ta stała się początkiem jednego z podstawowych obszarów jego pracy oświatowej – alfabetyzacji włościan (a potem t5akże innych warstw społecznych). W czasie tego pobytu na wsi Konrad miał okazję bliżej poznać chłopów i przekonać się, jak niski poziom intelektualny reprezentują (w całej wsi nikt nie umiał czytać).

Podjęte wówczas przez Prószyńskiego działania stały się początkiem wieloletnich starań o opracowanie jak najlepszego elementarza, który mógłby posłużyć do dość szybkiego i efektywnego nauczenia analfabetów czytania i pisania w języku polskim (tak dzieci jak i dorosłych). Te pierwsze działania polegały na dość specyficznym uczeniu mieszkańców wsi czytania. Sprowadzały się do malowania na ścianie dworskiej stodoły liter, sylab, prostych wyrazów i objaśniania ich znaczenia wszystkim, którzy zatrzymywali się przy rysunku.

Doświadczenia te stały się inspiracją do opracowania Elementarza ściennego, którego pierwsze wydanie ukazało się w 1875 roku. Sprzedano wówczas 5 tys. egzemplarzy. Autor chciał, aby elementarz wisiał w każdej chłopskiej chacie i przypominał w ten sposób o potrzebie uczenia się czytania i pisania. Jednakże był to dość nietrwały elementarz i bardzo duży, a dlatego – niewygodny w użyciu.

W kolejnej edycji, część Elementarza podklejono płótnem, ale to z kolei uczyniło go dość drogim i mniej dostępnym szerokim masom.

Konrad Prószyński w związku z tym opracował elementarz w innej formie, w formie książkowej. Nosił tytuł „Elementarz, na którym nauczysz czytać w 5 albo 8 tygodni”. Jego pierwsze wydanie ukazało się w grudniu 1875 roku.

W ciągu dwunastu lat Elementarz został wydany czternaście razy w nakładzie 285 tys. egzemplarzy. Z uwagi na to, że był wydawnictwem bardzo tanim (7 groszy za egzemplarz), stał się dostępny nawet dla bardzo ubogich ludzi. Elementarz był dość popularny na terenie Królestwa Polskiego nie tylko ze względu na niską cenę, ale przede wszystkim na nową metodę nauczania sztuki czytania. W owym czasie obowiązywała dość stara metoda (znana jeszcze starożytnym Grekom) polegająca na rozpoczynaniu nauki czytania od poznawania i zapamiętywania kształtów i nazw liter (połączonego z ich wymawianiem), potem z tych liter składano sylaby i uczono ich czytania (z sylab powstawały wyrazy).

W swoim Elementarzu Promyk zalecał naukę czytania od poznania samogłosek (najpierw ośmiu a, ą, e, ę, i, o, u, y, później tylko pięciu a, e, i, o ,u). Pomijał naukę pojedynczych spółgłosek, zalecając ich poznawanie od razu poprzez czytanie sylab i słów. Do kolejnych wydań wprowadzał coraz więcej ilustracji, czyniących naukę bardziej interesującą.

Początkowo zalecał najpierw nauczenie czytania, a dopiero po opanowaniu tej umiejętności – pisania. Jego poglądy w tej kwestii ewoluowały.

Najlepszy spośród 500 elementarzy świata

Kolejna edycja elementarza była wydana po raz pierwszy w 1879 roku pt. „Obrazkowa nauka czytania i pisania”. Dzięki poprzedniemu elementarzowi dzieci opanowały umiejętność czytania, ale nie nauczyły się pisać. Publikując zatem kolejny elementarz Prószyński zaznaczył, że umiejętność pisania jest ważna, a nawet należy ją uznać za ważniejszą niż umiejętność czytania. Aby dzieci były w stanie opanować sztukę pisania uprościł wzór pisma, czyniąc je podobnym do druku. Ta wersja elementarza była grubą i drogą książką. Nie cieszyła się zatem zbytnim powodzeniem.

W 1887 roku ukazała się kolejna wersja „Obrazowej nauki czytania i pisania”, w której Prószyński przywrócił równowagę między nauczaniem czytania oraz pisania. Tę wersję elementarza uznano za nadającą się jako podręcznik do nauczania w szkołach od 1905 roku. Pozycja była wielokrotnie wydawana aż do 1920 roku.

To właśnie ten elementarz został uznany w 1892 roku za najlepszy spośród 500 elementarzy z całego świata, nadesłanych na wystawę zorganizowaną przez Towarzystwo Pedagogiczne w Londynie. Elementarz był przeznaczony głównie dla samouków. Każda zatem rozdawanie uczniom pojedynczych kartek i odbieranie ich po wykorzystaniu.

Dzięki temu cała wieś mogła uczyć się jednocześnie z jednego elementarza.

Kolejnym, nie w pełni zrealizowanym pomysłem Prószyńskiego, było opracowanie elementarza na luźnych kartkach, większego rozmiaru. Pod koniec życia zdołał wydrukować 20 tablic barwnych i kilkanaście kolorowych, wzorowanych i uporządkowanych według „Obrazowej nauki czytania i pisania”. Powrócił także do koncepcji elementarza ściennego, który pozwalałby uczyć wiele osób jednocześnie. Popularyzował zawartą w elementarzu ideę podczas publicznych odczytów, ale mimo opracowanego pierwowzoru, tego typu elementarz nie został opublikowany.

W Królestwie Polskim elementarze Prószyńskiego cieszyły się różną popularnością Najczęściej wykorzystywany był „Elementarz, na którym nauczysz czytać w 5 albo 8 tygodni”.

Docenili go nawet w Londynie

Londyńskie Towarzystwo Pedagogiczne uznało jego „Obrazkową naukę czytania i pisania” za najlepszy podręcznik nauki czytania w Europie. We wstępie do książki autor pisał: „Kochani Bracia! Jeżeli znacie już wszystko na elementarzu, to weźcie tę książeczkę i czytujcie ją w wolnym czasie. W święta po nabożeństwie i w zimie wieczorem lepiej coś przeczytać niż próżnować i ziewać, bo przynajmniej człowiek się rozerwie, to się uśmieje, a często dowie się coś nowego i mądrego”.

Dochód uzyskany ze sprzedaży elementarzy i broszur oraz sporą dotację od pragnącego pozostać anonimowym darczyńcy (najpewniej działacza oświatowego Bolesława Hirszfelda), Prószyński zainwestował w otwarcie Księgarni Krajowej.

„Gazeta Świąteczna”

W 1881 roku wydawca i działacz oświatowy założył czasopismo „Gazeta Świąteczna”. Program pisma opierał się na dostarczaniu wiadomości z prowincji, takich, które mogą zainteresować lud. W gazecie poruszano tematykę związaną ze sprawnym gospodarzeniem, zakładaniem straży ogniowych, sprawami kościelnymi i oświatą ludową. Dzięki temu stała się w pewnym momencie najpoczytniejszym periodykiem na wsiach. Była też trybuną promocji pracy organicznej i samopomocy.

Na łamach gazety Prószyński postulował reformę języka literackiego, jego zdaniem narosłego zbyt mocno obcymi wzorcami i przez to rzekomo niezrozumiałego dla ludu.

Tępił zapożyczenia z innych języków, proponując w ich miejsce rodzime odpowiedniki: tramwaj proponował nazywać „żelaźnicą”.

– Po śmierci Promyka „Gazeta Świąteczna” stała się rodzinnym przedsięwzięciem. Biznes upadł w 1939 roku, kiedy jedna z bomb uderzyła w drukarnię i zniszczyła czcionki. Pamięć o czasopiśmie jednak przeżyła. Po wojnie był bardzo mocny nacisk, żeby tytuł odtworzyć. Rodzina jednak nie zgadzała się na wydawanie tytułu we współpracy z komunistami i pismo się nie odrodziło – wspominał Mieczysław Prószyński, wnuk wydawcy „Gazety Świątecznej”.

Konrada Prószyńskiego bez cieni wątpliwości można zaliczyć do grona najwybitniejszych prekursorów edukacji dorosłych.

Opracował Adolf Gorzkowski

Znadniemna.pl

216 lat temu, 8 lipca 1808 roku, zmarł nasz krajan Konrad Prószyński - wybitny pozytywistyczny działacz oświatowy, jeden z pionierów powszechnej edukacji dorosłych. Był autorem pierwszego nowoczesnego elementarza w polskiej historii (1875) oraz „Obrazowej nauki czytania i pisania” (1879), wydanej w ponad milionie egzemplarzy i

6 lipca w Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Budsławskiej podczas tegorocznego święta patronalnego dokonano zawierzenia Kościoła na Białorusi Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Odbyło się ono z inicjatywy przewodniczącego Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi, arcybiskupa Józefa Staniewskiego, metropolity mińsko-mohylewskiego, z okazji 125. rocznicy intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kościele Powszechnym, która odbyło się na wezwanie papieża Leona XIII.

Akt ten został poprzedzony przygotowaniem duchowym w ciągu roku, który był jednocześnie Rokiem dziękczynienia Matce Bożej za 25. rocznicę koronacji cudownego obraz Budsławskiego koronami papieskimi.

Ołtarz główny z obrazem Matki Boskiej Budsławskiej, fot.: BlrTanya, CC BY-SA 3.0, commons.wikimedia

Arcybiskup Staniewski wyjaśnił duchowe znaczenie aktu zawierzenia Kościoła na Białorusi Sercu Jezusa. Uroczystość odbyła się na zakończenie popołudniowej Mszy Świętej, której przewodniczył nuncjusz apostolski abp Ante Jozić.

W homilii kończący swą posługę na Białorusi przedstawiciel Ojca Świętego dziękowali Matce Bożej Budsławskiej za otrzymane łaski. Wyraził wdzięczność biskupom, duchowieństwu i wiernym za ich świadectwo. „Dzięki Matce Bożej Budsławskiej poznałem odważną wiarę narodu białoruskiego, który potrafił zachować i nadal kultywować wiarę przekazaną przez waszych dziadków i pradziadków. Za tę wiarę, opartą na głębokim przekonaniu duchowym i wartościach ewangelicznych, wyrażam wdzięczność każdemu z Was tu obecnych, a także tym, którzy nie mogli przyjechać i zostali w domu” – powiedział nuncjusz apostolski. Przede wszystkim podziękował pielgrzymom, którzy „w drodze swojej podróży włączyli się w starożytną tradycję Kościoła pielgrzymującego”.

Zachęcił Białorusinów, by nadal przybywali do tego sanktuarium „Tutaj znajdziecie te wartości, które nigdy nie przemijają; wartości, które przyczyniają się do rozwoju i postępu ciała, duszy, rodziny i społeczeństwa” – wskazał przedstawiciel Papieża.  Nawiązał do niedawnych obchodów 80. rocznicy wyzwolenia Białorusi spod nazizmu podczas II wojny światowej, która przyniosła wiele zniszczeń i ofiar ludzkich. „Podczas tej Mszy Świętej modlę się za wszystkie ofiary, zwłaszcza za niewinne, które oddały życie za wolność i pomyślność kolejnych pokoleń Białorusinów”– powiedział.

Kończąc swoją posługę na Białorusi, abp Jozić wyznał: „Drodzy Białorusini, wasza historia nauczyła was, abyście zawsze zachowywali spokój i wierność swemu powołaniu. Bądźcie i nadal budowniczymi pokoju we współczesnym świecie, niosąc zawsze ze sobą radość i braterską jedność! Chrońcie swoją wiarę chrześcijańską, czerpiąc z różnych tradycji przekazanych wam przez waszych dziadków i pradziadków, zawsze szukając inspiracji i zbawienia dla siebie i swoich rodzin! Zawsze docierajcie do naszych braci i sióstr w potrzebie, jak uczyła nas Maryja podczas swego nawiedzenia św. Elżbiety. Dbajcie o wartości chrześcijańskie i rodzinne, oparte na słowie Chrystusa, które jest jedynym fundamentem naszego istnienia! Pozostańcie wiernymi świadkami Matki Bożej i naszej Matki, Panny Budsławskiej, do której co roku pielgrzymujecie, pokonując wiele kilometrów! Bądźcie blisko waszych biskupów i kapłanów, którzy zostali posłani, aby głosić wam Słowo Pańskie! Oni także będą się za Was modlić i hojnie pomagać Wam poprzez sakramenty Kościoła.

Drodzy Bracia Biskupi, drodzy Księża, Zakonnicy i Siostry, Seminarzyści i Katecheci, pozostańcie zawsze zjednoczeni i wierni swojemu powołaniu, wrażliwi na potrzeby braci i sióstr powierzonych Waszej pieczy. Okazujcie swoją konkretną miłość do innych i dawajcie świadectwo, że Jezus jest Zbawicielem świata” – wezwał nuncjusz apostolski.

Na zakończenie homilii abp Jozić szczególnie zachęcił do modlitwy o pokój „oparty na godności ludzkiej i jednakowym dla wszystkich prawie międzynarodowym”.

Słowa aktu zawierzenia d powstałym podczas II wojny światowej w jednej z wsi na terenie parafii budsławskiej, gdzie niemal wszyscy zostali ocaleni przed atakiem wojskowym wypowiedział przewodniczącego białoruskiego episkopatu katolickiego, arcybiskup Józef Staniewski: .

„Dziś przed Maryją, Twoją Matką, naszą troskliwą Opiekunką i Królową Białorusi, przed naszymi świętymi opiekunami powierzamy się całkowicie i poświęcamy się Twojemu Boskiemu Sercu, aby być Twoim ludem na zawsze. Jednocześnie uroczyście przyrzekamy dochować wierności świętej wierze katolickiej, bronić Twojego świętego Kościoła i kształtować nasze życie osobiste, rodzinne i społeczne według Twojej Ewangelii. Najświętsze Serce Jezusa, pokornie Cię prosimy, przyjmij nasze poświęcenie Tobie, otocz nas swoją miłością i prowadź przez teraźniejszość i przyszłość, aby Twoja cześć i chwała na zawsze rozbrzmiewały na naszej ziemi” – powiedział abp Staniewski.

Konsekracja odbyła się na ołtarzu polowym przed Narodowym Sanktuarium w obecności wszystkich biskupów katolickich Białorusi, administratora apostolskiego białoruskich grekokatolików archimandryty Jana Sergiusza Gajka, wielu księży, osób konsekrowanych i wiernych z całego kraju i zagranicy.

Po odczytaniu aktu zawierzenia odbyła się procesja z Najświętszym Sakramentem, kopią obrazu Matki Bożej Budsławskiej oraz obrazu Serca Jezusowego, przed którą odbyła się ceremonia konsekracji.

Na zakończenie uroczystości wypuszczono w niebo nad Budsławiem 125 czerwonych balonów na pamiątkę pierwszej intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa, która miała miejsce w Kościele powszechnym 125 lat temu.

 Krytyczny głos pod adresem metropolity i biskupów

Białoruska inicjatywa „Chrześcijańska Wizja”,  monitorująca represję reżimu Łukaszenki wobec białoruskich chrześcijan, opublikowała  komentarz, krytykujący postawę zwierzchnika Kościoła Katolickiego na Białorusi – metropolity Mińsko-Mohylewskiego, arcybiskupa Józefa Staniewskiego – podczas uroczystości w Budsławiu.

abp Józef Staniewski, fot.: Catholic.by

Według „Chrześcijańskiej Wizji” w ostatnim okresie arcybiskup coraz bardziej stara się integrować Kościół na Białorusi z ideologicznym kursem panującego w tym kraju reżimu politycznego.  Dowodem na to  jest według „Chrześcijańskiej Wizji” coraz częstsza obecność kościelnego hierarchy na reżimowych uroczystościach państwowych, choćby obecność abpa Staniewskiego na defiladzie wojskowej z okazji Dnia Wyzwolenia Mińska spod okupacji niemieckiej i widoczna na jego sutannie podczas tego wydarzenia czerwono-zielona wstęga, symbolizująca poparcie dla panującego w kraju dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki.

Także podczas uroczystości w Budsławiu metropolita aż trzykrotnie wspomniał publicznie o 80-leciu wyzwolenia Białorusi od nazistów. Ani razu natomiast, ani on, ani inni obecni w Budsławiu kościelni hierarchowie, nawet w zawoalowanej formie, nie wezwali do modlitwy za cierpiących obecnie od dyktatorskiego reżimu chrześcijan, między innymi  za przebywających za kratami księży – ojca Andrzeja Juchniewicza OMI, proboszcza Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie koło Witebska, który przebywa w witebskim areszcie śledczym i trzymanego za kratami w Mińsku od listopada zeszłego roku proboszcza parafii w Wołożynie, księdza Henryka Okołotowiczowa, prawdopodobnie oskarżanego przez KGB o „zdradę stanu”.

 Znadniemna.pl za Misyjne.pl/KAI oraz Belarus2020.churchby.info, fot.: Catholic.by

6 lipca w Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Budsławskiej podczas tegorocznego święta patronalnego dokonano zawierzenia Kościoła na Białorusi Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Odbyło się ono z inicjatywy przewodniczącego Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi, arcybiskupa Józefa Staniewskiego, metropolity mińsko-mohylewskiego, z okazji 125. rocznicy intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa

Na wileńskiej Rossie delegacja z Polski, weterani walk o niepodległość RP – żołnierze Armii Krajowej, upamiętnili w niedzielę 80. rocznicę operacji „Ostra Brama”. „Za ten piękny czyn patriotyzmu Sowieci nagrodzili Polaków represjami, śmiercią i więzieniami” – powiedział prezes IPN dr Karol Nawrocki. „W 80. rocznicę wileńskiego powstania pamiętamy o bohaterstwie i ofierze polskich żołnierzy” – stwierdził nowy szef UdSKiOR Lech Parell.

Operacja „Ostra Brama”, która rozpoczęła się nad ranem 7 lipca 1944 r., była podjętą przez AK próbą wyzwolenia Wilna spod niemieckiej okupacji przed wkroczeniem do miasta Armii Czerwonej. Ostatecznie polscy żołnierze, którzy spotkali się z zaciętą obroną Niemców, walczyli wspólnie z Sowietami. Krótko jednak po wyzwoleniu Wilna sowieccy funkcjonariusze dokonali aresztowań polskich żołnierzy; większość z nich trafiła do więzień lub została zesłana w głąb Związku Sowieckiego.

W związku z rocznicą Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych wraz z Instytutem Pamięci Narodowej, Ambasadą RP w Wilnie oraz Związkiem Polaków na Litwie organizuje 6-8 lipca obchody rocznicowe w Wilnie, Skorbucianach i Boguszach.

 Drugi dzień uroczystości

Ceremonia – czyli uroczysty apel pamięci, połączony ze składaniem wieńców – odbyła się w niedzielę na wileńskiej Rossie – jednym z najważniejszych polskich cmentarzy, tuż przy Mauzoleum Matki i Serca Syna, gdzie znajdują się także groby żołnierzy Armii Krajowej.

Honorowi goście uroczystości na Cmentarzu na Rossie, fot.: twitter.com

Wszystkie sukcesy, które mamy dzisiaj i te sukcesy, które ma społeczność polska na Litwie, mimo bardzo wielu jeszcze rzeczy do załatwienia, nie byłyby możliwe, gdyby nie ofiara żołnierzy „Wilka” sprzed osiemdziesięciu lat. Nie mam co do tego żadnej wątpliwości, bo przecież Polska jest nie w granicach, nie w jakiś określonych instytucjach, tylko przede wszystkim w sercu każdego z nas

— powiedział ambasador RP w Republice Litewskiej Konstanty Radziwiłł.

Tutaj jest Polska i ta Polska przechowuje się dzięki wartościom, dzięki przywiązaniu do wartości i dzięki temu świadectwu, które tamci ludzie wtedy, kolejni przez pokolenia, ale także my, jesteśmy gotowi dawać

— podkreślił Radziwiłł.

Spotykamy się na cmentarzu na Rossie, w sercu żołnierskiej kwatery, przy grobie Mauzoleum Matki i Serca Syna. Tutaj, obok żołnierzy komendanta Józefa Piłsudskiego, dzięki którym Polska odzyskała niepodległość w roku 1918, po 123 trzech latach zaborów, i została obroniona przed najazdem bolszewickim, spoczywają także żołnierze Armii Krajowej, którzy przelali swą krew podczas II wojny światowej. Ich groby przypominają nam wszystkim, że przed Powstaniem Warszawskim było powstanie wileńskie

— powiedział z kolei szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell.

Przemawia szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell, fot.: twitter.com

Przypomniał, że „80 lat temu, 7 lipca 1944 r., żołnierze spod znaku Orła Białego stanęli do walki ze znacznie silniejszym niemieckim wrogiem o wyzwolenie Wilna w ramach operacji ‘Ostra Brama’”.

To polscy żołnierze i konspiratorzy mieli wystąpić wobec wkraczającej na nasze ziemie regularnej Armii Czerwonej w roli gospodarza, akcentując polskie prawo do kresów

— dodał Parell. Zwrócił uwagę, że „o Wilno walczyło 100 tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, wspieranych przez czołgi, artylerie i lotnictwo, jednak bez tych tysięcy żołnierzy Armii Krajowej, bez ich znajomości ulic i zaułków, wyrwanie miasta z rąk Niemców byłoby dużo bardziej krwawe”.

Dzielna i odważna postawa oddziałów polskich przyniosła nawet uznanie ze strony dowódców liniowych sowieckich. W boju o Wilno poległo 550 AK-owców, a ponad tysiąc z nich zostało rannych. Dzisiaj, w 80. rocznicę wileńskiego powstania, składamy im najwyższy hołd, pamiętając o bohaterstwie i ofierze polskich żołnierzy

— podkreślił szef UdSKiOR.

W uroczystościach uczestniczył także były szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Kasprzyk.

Na wileńskiej Rossie z @NawrockiKn @ipngovpl po uroczystościach 80 rocznicy Operacji Ostra Brama

napisał na platformie X Jan Kasprzyk.

Prezes IPN dr Karol Nawrocki powiedział, że „jeśli do lipca 1944 r., ktokolwiek mógł zostawiać Sowietom margines dobrej woli do Polski i Polaków, pomimo paktu Ribbentrop-Mołotow, a więc paktu Hitler-Stalin, pomimo 17 września 1939 r. i pomimo ludobójstwa katyńskiego, to już po operacji ‘Ostra Brama’, i tak szlachetnym, bohaterskim boju Polaków o polskie Wilno, mógł te nadzieje porzucić”.

Za ten piękny czyn patriotyzmu Sowieci nagrodzili Polaków represjami, śmiercią i więzieniami

— podkreślił dr Karol Nawrocki.

Prezes Nawrocki odczytał także list urodzonego w Wilnie mjr Bogusława Nizieńskiego, weterana AK, Narodowej Organizacji Wojskowej i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, kawalera Orderu Orła Białego, byłego przewodniczącego Rady ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych przy szefie UdSKiOR, sędziego.

📢 Rozpoczął się drugi dzień obchodów operacji „Ostra Brama”. ✝️ Delegacja #IPN, na czele z prezesem dr @NawrockiKn, uczestniczyła w kościele św. Teresy w Wilnie w Mszy Świętej w intencji poległych i zmarłych żołnierzy z Okręgów Wileńskiego i Nowogródzkiego Armii Krajowej

— głosi wpis IPN na platfomie X.

Waldemar Tomaszewski, prezes Związku Polaków na Litwie, podkreślił, że w 1944 r. „to nie była tylko walka o wolność, niepodległość, ale to była też walka o granice, to była walka o polskie Wilno”.

Jeżeli komuś się to nie podoba, to jest problem tego człowieka, który chce przepisywać historię. Również mówmy o tym bardzo otwarcie

– zaznaczył Waldemar Tomaszewski.

Hołd polskim bohaterom z lipca 1944 r. złożyli m.in. weterani walk o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej – żołnierze Armii Krajowej, Sybiracy i dzieci tułacze, przedstawiciele polskich władz, Wojska Polskiego, duchowni, harcerze i Polacy z Wileńszczyzny.

Poległych 80 lat temu żołnierzy upamiętniali także: konsul RP na Litwie Irmina Szmalec, podsekretarz stanu w MRPiPS Sebastian Gajewski, wiceprezes NIK Jacek Kozłowski, parlamentarzyści z Polski i Litwy, działacze opozycji antykomunistycznej, przedstawiciele organizacji kultywujących polskie związki z ziemią wileńską jak Stowarzyszenie Rodzina Ponarska oraz Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej.

Przed uroczystością na Rossie odbyła się msza w kościele pw. św. Teresy w Wilnie w intencji żołnierzy Armii Krajowej z okręgów wileńskiego i nowogrodzkiego poległych podczas walk o Wilno, po której weterani i inni uczestnicy obchodów mogli pomodlić się przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej.

W trakcie homilii ks. ppłk. Marcin Janocha powiedział:

My, jako delegacja polska, przyjechaliśmy tu dzisiaj po to, aby oddać cześć tym, którzy 80 lat temu, chcieli pozostać wierni swoim ideałom. Chcieli żyć w kraju wolnym, suwerennym i niepodległym. Przy tym ołtarzu, modląc się, wspominamy tysiące młodych dziewcząt i chłopców, którzy na początku lipca 1944 r. chwycili za broń, mimo niesprzyjających okoliczności. Oni podjęli tę nierówną walkę z wrogiem podczas operacji ‘Ostra Brama’.

Jak mówił, „to właśnie powstanie wileńskie i operacja +Ostra Brama+ było niczym innym, jak usilnym wołaniem żołnierzy Armii Krajowej o potrzebie wyzwolenia miasta i możliwości życia w kraju, gdzie szanuje się wolność, suwerenność, gdzie szanuje się godność każdego człowieka”.

Dziś chcemy oddać hołd i największy szacunek dowódcom i żołnierzom Armii Krajowej

— podkreslił duchowny.

Uroczystość na cmentarzu w Kolonii Wileńskiej

Obchody 80-lecia operacji „Ostra Brama” trwają od soboty. Uroczystości odbyły się w Skorbucianach, gdzie upamiętniono poległych w walce o Wilno żołnierzy AK, a także w Boguszach, gdzie z kolei przypomniano o podstępnym aresztowaniu przez Sowietów dowódców Armii Krajowej. Zwieńczeniem sobotnich uroczystości była konferencja popularnonaukowa poświęcona operacji „Ostra Brama”.

W poniedziałek na cmentarzu w Kalwarii Wileńskiej odbyła się  się ceremonia odsłonięcia odrestaurowanego pomnika nagrobnego żołnierza AK Michała Półtoraka ps. Grot.

Odrestaurowany pomnik nagrobny żołnierza AK Michała Półtoraka ps. Grot, fot.: twitter.com

Zwieńczeniem uroczystości było złożenie kwiatów w kwaterze poległych żołnierzy Armii Krajowej na cmentarzu w Kolonii Wileńskiej.

Walki żołnierzy Armii Krajowej z Niemcami o Wilno trwały do 13 lipca i zakończyły się zdobyciem miasta. Początkowo oddziały dowodzone przez ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka” zamierzały przejąć Wilno przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Ostatecznie polscy żołnierze, którzy spotkali się z zaciętą obroną Niemców, walczyli wspólnie z Sowietami. Krótko jednak po wyzwoleniu Wilna sowieccy funkcjonariusze dokonali aresztowań polskich żołnierzy; dowódcy i żołnierze AK zostali rozbrojeni; większość z nich trafiła do więzień lub została zesłana w głąb Związku Sowieckiego.

Według badaczy straty poszczególnych stron w wyniku walk o Wilno są trudne do oszacowania. Leszek Kania w publikacji pt. „Wilno 1944” podaje jednak, że Rosjanie w ciągu kilku dni stracili ok. 5 tys. żołnierzy, Niemcy – ok. 3-4 tys., a Polacy co najmniej 550 żołnierzy.

 Znadniemna.pl  za WPolityce,pl/PAP/platformaX

Na wileńskiej Rossie delegacja z Polski, weterani walk o niepodległość RP – żołnierze Armii Krajowej, upamiętnili w niedzielę 80. rocznicę operacji „Ostra Brama”. „Za ten piękny czyn patriotyzmu Sowieci nagrodzili Polaków represjami, śmiercią i więzieniami” - powiedział prezes IPN dr Karol Nawrocki. „W 80. rocznicę

Działacze białoruskiego Centrum Praw Człowieka „Wiasna” dowiedzieli się o wyroku, wydanym ponad rok temu przez sąd w Brześciu na obywatela Polski Tomasza Berezę. 14 czerwca 2023 roku mężczyzna został skazany na 14 lat pozbawienia wolności i skierowany do kolonii karnej o wzmocnionym rygorze.

Obecnie Polak odbywa karę w kolonii karnej nr 22 (zwanej też „Wilczymi norami” – red.) w rejonie iwacewickim obwodu brzeskiego. Skazano go za rzekome prowadzenie „działalności agenturalnej” oraz „szpiegostwo”. Proces Tomasza Berezy odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Nie wiadomo, czy był obecny na nim polski konsul, albo inny przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej, której obywatelem jest skazany.

Zwana „Wilczymi norami” Kolonia karna nr 22 koło Iwacewicz, fot.: screenshot zdjęcia satelitarnego Google

Obrońcy praw człowieka szacują, że ogółem reżim Łukaszenki więzi na Białorusi co najmniej trzech polskich obywateli: wspomnianego Tomasza Berezę, Jerzego Żywolewskiego (wyrok – 4 lata za „działalność agenturalną”) oraz Roberta Tąpałę (wyrok – 3 lata kolonii karnej za „obrazę Łukaszenki” i „obrazę przedstawiciela władzy”).

Jerzy Żywolewski, fot.: Spring96.org

Wszyscy trzej Polacy zostali uznani przez białoruskich obrońców praw człowieka za więźniów politycznych. Ich liczba na Białorusi już od czterech lat pozostaje de facto niezmienna i wynosi 1400-1500 osób (niektórzy skazani odbywają wyroki i opuszczają więzienia, ale reżim regularnie bierze nowych zakładników -red.).

Dla Polaków w kraju najbardziej znanym więźniem Łukaszenki, kojarzonym z Polską, jest nasz kolega Andrzej Poczobut, dziennikarz polskich mediów i działacz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi. Ostatnie dni wiązały się z pewnymi oczekiwaniami, iż dzięki staraniom polskiego rządu i prezydenta Andrzej pod pretekstem ogłoszonej przez Łukaszenkę amnestii odzyska wolność, bądź zostanie mu skrócony zasądzony wyrok ośmiu lat pozbawienia wolności, z których ponad trzy Andrzej już odsiedział, przy czym prawie dwa – w warunkach aresztu śledczego, co powinno być mu zaliczone według przelicznika co najmniej dzień za półtora. Niestety, żadne wiadomości o skróceniu terminu odsiadki Andrzeja Poczobuta nie trafiły jak dotąd do opinii publicznej.

Andrzej Poczobut. fot.: Belta.by

Obecnie polskim więźniem politycznym reżimu Łukaszenki, odsiadującym najsurowszą karę w białoruskiej kolonii karnej jest zatem Tomasz Bereza, odbywający wyrok 14 lat pozbawienia wolności w „Wilczych norach” kolo Iwacewicz.

Znadniemna.pl na podstawie Spring96.orgna zdjęciu: Tomasz Bereza, fot.: Spring96.org

Działacze białoruskiego Centrum Praw Człowieka „Wiasna” dowiedzieli się o wyroku, wydanym ponad rok temu przez sąd w Brześciu na obywatela Polski Tomasza Berezę. 14 czerwca 2023 roku mężczyzna został skazany na 14 lat pozbawienia wolności i skierowany do kolonii karnej o wzmocnionym rygorze. Obecnie Polak odbywa

Skip to content