HomeStandard Blog Whole Post (Page 3)

20 stycznia 2025 roku w białostockim szpitalu zmarł Andrzej Wassora, Polak z Lidy, harcerz. Wśród Polaków i Białorusinów, którzy podobnie jak on musieli opuścić rodzinne strony i osiedlić się w Polsce, Andrzej był znany z tego, że nikomu nie odmawiał pomocy. Teraz potrzebują jej bliscy zmarłego, którzy przy pomocy Fundacji BySOL zbierają środki na pokrycie szpitalnego leczenia mężczyzny i organizację pogrzebu.

Andrzej Wassora w 2021 roku musiał, podobnie jak tysiące Białorusinów i Polaków, mieszkających na Białorusi, uciekać z kraju przed represjami. Do jego domu w Lidzie wdarła się milicja, miał zostać aresztowany, ale udało mu się uniknąć zatrzymania.

Przyjechał do Polski, by tu, na emigracji politycznej, zacząć życie od nowa. Mając zdolności przedsiębiorczy Polak z Lidy zaczął prowadzić hostel SOVA w Białymstoku. Pomagał przy tym wszystkim, którzy się do niego o pomoc zwrócili. To u niego zatrzymywali się weterani, powracający z wojny na Ukrainie i białoruscy emigranci polityczni. Andrzej Wassora przygarnął i doglądał do ostatnich dni życia m.in. śmiertelnie chorego białoruskiego dziennikarza Wadima Downara.

W grudniu 2024 roku Andrzej Wassora miał wypadek, w wyniku którego doznał poważnych obrażeń i zapadł w śpiączkę.

Przez 25 dni lekarze z Białegostoku walczyli o jego życie, ale, niestety, 20 stycznia 2025 roku serce Andrzeja przestało bić. Mężczyzna nie dożył do swoich 48. urodzin trzech miesięcy.

Andrzej był człowiekiem o wielkim sercu, który zrobił wiele dobrego dla innych. Teraz pomocy potrzebują jego najbliżsi. Zbierają oni środki na pokrycie kosztów leczenia szpitalnego Andrzeja i pogrzeb na stronie Fundacji BySOL, zajmującej się wspieraniem Białorusinów, którzy ucierpieli od prześladowań reżimu Łukaszenki.

Każdy może dołączyć do zbiórki po kliknięciu TUTAJ.

Znadniemna.pl

20 stycznia 2025 roku w białostockim szpitalu zmarł Andrzej Wassora, Polak z Lidy, harcerz. Wśród Polaków i Białorusinów, którzy podobnie jak on musieli opuścić rodzinne strony i osiedlić się w Polsce, Andrzej był znany z tego, że nikomu nie odmawiał pomocy. Teraz potrzebują jej bliscy

Nasz legendarny krajan – por. Jan Borysewicz „Krysia” – to jeden z największych bohaterów polskiego podziemia zbrojnego w czasach II wojny światowej. Zginął 21 stycznia 1945 roku pod Kowalkami (na Litwie) w zasadzce grupy operacyjnej 105. pułku piechoty NKWD.

Jego ciało Sowieci obwozili po wsiach i miasteczkach Ziemi Lidzkiej terroryzując w ten sposób miejscową ludność i demonstrując, iż obrońca Polaków, mieszkających na okupowanych  przez Sowietów ziemiach już nie pomści krzywd i łez miejscowej ludności. Zwłoki bohatera sowieccy barbarzyńcy wystawiali na widok publiczny m.in. na rynku w Naczy, w Raduniu i Ejszyszkach.

Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie ostatecznie spoczęły szczątki polskiego bohatera. 11 lat temu -23 stycznia 2014 roku – w Kowalkach został odsłonięty pomnik Jana Borysewicza. W uroczystości jego odsłonięcia brała udział liczna delegacja Polaków z Białorusi.

Pomnik por. Jana Borysewicza „Krysi” w Kowalkach na pograniczu litewsko-białoruskim

Dzisiaj przy pomniku w Kowalkach rozpoczęły się obchody 80. rocznicy śmierci por. Jana Borysewicza ps. „Krysia”. W ramach uroczystości ku czci „Krysi” w Ejszyszkach wybitny znawca dziejów Armii Krajowej na Kresach dr Kazimierz Krajewski wygłosi wykład pt. „Opowieść o poruczniku Janie Borysewiczu ps. „Krysia”. Po wykładzie w ejszyskim kościele zaplanowana jest uroczysta msza św. w intencji por. Jana Borysewicza ps. „Krysia” i jego żołnierzy. P18.00 zaplanowano o nabożeństwie zaś odbędzie się przemarsz na miejscowy cmentarz parafialny, gdzie odbędzie się apel pamięci przy kwaterze polowej żołnierzy AK.

 Z okazji 80. rocznicy śmierci Bohatera pragniemy przypomnieć Państwu jego życiorys, opublikowany na witrynie Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej:

Jan Borysewicz pochodził z Kresów. Tu dorastał, uczył się. Na Nowogórdczyźnie przyszło mu żyć i polec w godzinie próby. Przez lata krążyły różne wersje o losach szczątków porucznika „Krysi”. Wiedzieliśmy, że ciało zbezczeszczono – sowieci obwozili je po wioskach i miasteczkach kresowych. Co się stało później? Jedni mówili o studni, inni – że gnijące zwłoki bohatera AK wyrzucono do jakiegoś chlewiku. Wersja ze studnią była bardziej powszechna. Przez przeszło 60 lat miał spoczywać w studni na kurhanie – średniowiecznym zamczysku górującym nad Ejszyszkami i okolicą. „Krysia”, niczym dawny rycerz, po śmierci miał spoglądać z góry i trzymać pieczę nad ziemią, której za życia bronił…

fot.: facebook.com

 

Kresowe dziecko

Jan Borysewicz urodził się 12 września 1913 r. w Dworczanach (obecnie Białoruś) w parafii Wasiliszki w powiecie lidzkim, ówczesnej guberni wileńskiej, w rodzinie chłopskiej, osiadłej – jak to mawiano – „od zawsze na Kresach”. Jego mama, z domu Jakubaszko, również pochodziła z okolic Wasiliszek. Rodzice Jana w okresie międzywojennym posiadali dobrze prosperujące gospodarstwo rolne o powierzchni 20 hektarów. Małego Jasia ochrzczono w miejscowej parafii w kościele w Starych Wasiliszkach. Kościół ten, istniejący do dziś, został zbudowany w 1907 roku – zaledwie sześć lat przed narodzinami Jana. Piękna neogotycka bryła świątyni powstała z datków miejscowych ziemian i włościan (także rodziców Jana). Przez dziesięciolecia, aż do 1905 roku, w ramach szykan po Po-wstaniu Styczniowym, carat zakazywał stawiania świątyń katolickich na Kresach. Stąd ludność miejscowa z Dworczan, Starych Wasiliszek, Szlachtowszczyzny, Hołowiczpola i innych miejscowości była pozbawiona własnej parafii. Jeżdżono do tzw. starego (barokowego) kościoła w Wasiliszkach.

Jak wspomina jego rodzony brat Michał, Jaś uczył się dobrze. Ukończył z dobrą lokatą szkołę powszechną w Wasiliszkach. Następnie, po zdaniu egzaminu, został przyjęty w szeregi uczniów Seminarium Nauczycielskiego w Szczuczynie Nowogródzkim. Takie seminaria w międzywojennej Polsce odznaczały się wysokim poziomem nauczania. Przygotowywały kadry nauczycielskie dla szkolnictwa podstawowego, zwanego wówczas powszechnym, czyli były czymś, co dziś nazywamy liceami pedagogicznymi. Niestety, dyplomy nauczycielskie absolwentów seminariów nie uprawniały do wstępu na wyższe uczelnie. Po ukończeniu szkoły Jan wybrał więc karierę wojskową.

Żołnierz

Służbę wojskową odbywał w dywizji w Zambrowie, na kursie w Szkole Podchorążych. Po jego ukończeniu wstąpił do szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowii Mazowieckiej – Komorowie. Podchorążówkę skończył w 1938 roku. Uzyskał stopień podporucznika i przydział do stacjonującego w Suwałkach 41. Pułku Piechoty. Był dobrze zapowiadającym się żołnierzem zawodowym i służył w świetnym pułku. Dość wspomnieć, że pułk ten, noszący imię Marszałka Józefa Piłsudskiego, dzierżył dumnie sztandar przyozdobiony klejnotem najcenniejszego orderu wojskowego – Virtuti Militari. Wśród żołnierzy pułku było aż 42 kawalerów Virtuti Militari i 243 odznaczonych Krzyżami Walecznych.

Doświadczenie z okresu służby czynnej w Wojsku Polskim, w tym doskonałe wyszkolenie strzeleckie, jakim odznaczał się żołnierz zawodowy tamtego okresu, zaowocuje w przyszłości w warunkach partyzanckich. Jan Borysewicz, już jako „Krysia”, będzie przywiązywał ogromną wagę właśnie do szkolenia strzeleckiego, czyniąc tym samym ze swych żołnierzy bojową elitę nowogródzkiej AK.

Tragiczny rok 1939. Żołnierz – oficer wyrusza na front, dowodzi plutonem, a następnie kompanią w 29. Dywizji Piechoty Armii „Prusy”. Nasza wiedza o wrześniowych losach Jana Borysewicza ogranicza się do znajomości losów jego macierzystego I Batalionu 41. PP. Dzień 1 września zastał go na pozycjach osłonowych Suwalszczyzny, następnego dnia batalion ruszył w rejon Pilicy. Tu 8 września pod Odrzywołem batalion zostaje rozbity przez oddziały niemieckiej 13. Dywizji Zmotoryzowanej. W masakrze batalion traci swego dowódcę, majora Edwarda Bilika oraz wielu młodszych oficerów piechoty.
Rozproszone pododdziały I Batalionu zaczęły na własną rękę szukać silniejszych struktur taktycznych. Część z nich znalazła się między innymi w grupie kpt. Stanisława Potockiego, dowódcy III batalionu 29 Pułku Artylerii, cofającego się ku Wiśle, a następnie okrążonego pod Ryczywołem. W dniach 10 i 11 września grupa ta podejmuje rozpaczliwie próby wyrwania się z matni. 12 września kapitan Potocki koncentruje wszystkie działa na skraju lasu, pod ich zmasowanym ogniem kolejne jednostki wyrywają się z okrążenia. Potem jednak traci wszystkie działa – przez Wisłę by ich nie przeprawił. Ale „kocioł” rozrywa. Potocki ginie, idąc w ariergardzie. Już za Wisłą znajdujemy dwa plutony 41. PP dołączające 27 września pod Krasnobrodem do 77. Pułku Piechoty. W dniu 2 października 1939 r. pod Biłgorajem widzimy też resztki 41. PP w oddziale Zielińskiego.

Różne były drogi rozbitków z I Batalionu. Szlak Jana Borysewicza prowadził w kierunku granicy litewskiej. Do niewoli nie trafł. Udało mu się wrócić do domu. Na Jana czekała umierająca mama. Nie mając informacji o losach syna czuła jednak – jak to matka – że żyje. Powtarzała młodszemu synowi – Michałowi, że czeka by pobłogosławić przed swoją śmiercią obu chłopców. Niestety, śmierć zabrała ją szybciej niż dotarł Jan. Przybył w kilka dni po śmierci mamy, która zmarła 23 września 1939 roku…

Za „pierwszego Sowieta”

Podporucznik Jan Borysewicz wiedział, że przegrany wrzesień 1939 r. to dopiero preludium do walki o niepodległość, która będzie się teraz toczyć w innych warunkach. Z Paryża nadchodziły drogą radiową komunikaty o tworzeniu się Wojska Polskiego na obczyźnie. Tymczasem Sowieci, którzy zajęli Nowogródzkie wraz z całymi Ziemiami Wschodnimi, ale także z Łomżą czy Zambrowem jako tzw. „zachodnią Białorusią”, rozpoczęli już pierwsze aresztowania ziemian, urzędników i – rzecz jasna – oficerów Wojska Polskiego. Jan długo w domu nie zabawił. Postanowił przedostać się na Zachód, do odtwarzanej Armii Polskiej.

Niedaleko od Wasiliszek była granica z formalnie jeszcze niepodległą Republiką Litewską, która w „podarku od Stalina” ochoczo przyjęła Wilno i część polskiej Wileńszczyzny w ramach podziału łupów po rozbitej Rzeczypospolitej. W owym czasie na terytorium Litwy Kowieńskiej przebywało wielu polskich oficerów i żołnierzy, próbujących się przedostać przez Skandynawię do Francji. Granicę między ZSRR i Litwą, jakkolwiek strzeżoną, przekraczały nielegalnie setki osób, chcących wyrwać się z sowieckiej zony by uniknąć aresztowania, lub właśnie przez Litwę przedostać się na Zachód.

Okoliczności peregrynacji, zresztą nieudanej, Jana Borysewicza do Armii Polskiej we Francji są niejasne. Prawdopodobnie jesienią 1939 roku udało mu się przedostać do Wilna okupowanego przez Litwinów. Najprawdopodobniej stamtąd chciał dołączyć do oddziałów polskich na Zachodzie. Jakim sposobem? Którą drogą? Tego nie wiemy. Niewykluczone, że w Wilnie związał się już z polską konspiracją. W każdym razie w drugim kwartale 1940 roku wpadł w ręce Sowietów. Osadzono go w więzieniu w Baranowiczach. Przeszedł tam ciężkie śledztwo. Jak opowiadał później – już za niemieckiej okupacji – bratu i ojcu, pomógł mu wówczas jeden z funkcjonariuszy NKWD, który nie wiedzieć czemu, może targany wyrzutami sumienia, powtarzał: „nie przyznawaj się, jeśli się przyznasz, to po tobie!”. Z Baranowicz, wciąż bez wyroku, został przeniesiony do Brześcia.

Dotrwał tam do ataku Niemców w czerwcu 1941 roku na swego dotychczasowego sojusznika, czyli Związek Sowiecki. Bolszewicy ewakuowali więzienie. Tak zwana „ewakuacja” polegała na tym, że pędzono wycieńczonych aresztantów, a ci z nich, którzy nie mieli sił iść, byli dobijani strzałem w potylicę. Jan wraz z czterema towarzyszami niedoli postanowił „prysnąć”. Udało się trzem, jednego z nich, polskiego Tatara spod Lidy, dosięgła sowiecka kula. Szczęśliwie cała trójka ocalałych dotarła do domów. Rozpoczęła się nowa, tym razem niemiecka okupacja.

Komendant „Krysia”

Niemal tuż po zajęciu Kresów przez Niemców ruszyła na nowo praca konspiracyjna. Jan Borysewicz był jednym z pierwszych, którzy wstąpili do Armii Krajowej w Lidzkiem. Przysięgę złożył już w 1941 roku. Rok później sam odbierał przysięgę od swego młodszego i jedynego brata, Michała. Do konspiracji prawdopodobnie wprowadził Borysewicza przyjaciel, również jeden z pierwszych partyzantów Ziemi Nowogródzkiej, por. Jan Skorb – „Puszczyk”, „Boryna”. Od tego momentu Jan Borysewicz dla towarzyszy broni staje się „Krysią”, dla podwładnych – Komendantem „Krysią”, a później – już za kolejnej okupacji sowieckiej – „Mścicielem”.

W 1941 r. objął posadę leśniczego w leśniczówce Czaszcza (leśnictwo Starodworce, nadleśnictwo Wasiliszki – dawne lasy książąt Druckich–Lubeckich). W październiku 1941 r. zostaje mianowany dowódcą plutonu w kompani konspiracyjnej Wasiliszki–„Pastwisko”. Kompanią dowodził w tym okresie ppor. „Alinta” – Franciszek Stankiewicz. „Krysia” zabiegał o utworzenie oddziału leśnego jeszcze na terenie kompanii „Pastwisko”. Było to na długo przed wyjściem wpole pierwszych oddziałów partyzanckich AK na Nowogródczyźnie. W tym czasie działała tam jedynie mała grupka podporządkowana porucznikowi Puszczykowi – „Puszkarowowi”. Witold Skorb, brat Puszczyka, relacjonuje:

”Krysia nieraz długo czekał na przyjęcie u „Wiesława” (komendanta obwodu „Łąka”, późniejszego dowódcy 6. kompanii w batalionie „Krysi”). „Wiesław” nie żywił do niego sympatii. Dopiero komendant Okręgu Nowogródzkiego „Borsuk” zezwolił na zorganizowanie czynnej partyzantki i wyznaczył mu teren na zachód od Lidy».

Według relacji Aleksandry Niedzielko, „Krysia” uzgodnił sprawę utworzenia oddziału z ppłk „Borsukiem” w domu Komorowskich przy ul. Grodzieńskiej w Szczuczynie.

Jesienią 1942 r. Jan Borysewicz zostaje odwołany do dyspozycji komendy Okręgu. Przebywa w Lidzie u Zygmunta Lisieckiego. Następnie zaś, kolejne trzy tygodnie, w miejscowości Iwie, u Jana Jankiewicza, ps. „Wołga”. Według gospodarza, stąd wyruszył organizować oddział. Do dyspozycji przygotowującego siatkę konspiracyjną w północno – zachodniej części powiatu lidzkiego „Krysi” zostaje oddelegowany ppor. „Alinta”, były komendant ośrodka „Pastwisko”.
Jan Borysewicz wcielił w życie swoje marzenia o utworzeniu czynnego oddziału o charakterze osłonowo – kadrowym w czerwcu 1943 roku. Odtąd, aż do swej śmierci w dniu 21 stycznia 1945 roku pod Kowalkami, pozostawał w służbie czynnej. Wspominaliśmy już o jego umiejętnościach dowódczych i strzeleckich. Miały one duże znaczenie dla przetrwania oddziału w pierwszej fazie jego istnienia. Między innymi w dniu 17 sierpnia 1943 r., zmierzając do miejsca postoju w pobliżu miejscowości Pietrykany „Krysiacy” natknęli się na dużą grupę sowiecką rabującą wieś. Jan Borysewicz rozwinął oddział w tyralierę i ruszył w kierunku odgłosów gwałtu i rabunku.

Jednak zaskoczenie nie powiodło się. Na samym przedpolu, już po dotarciu do wozów taborowych wroga, rozległy się strzały. Komendant „Krysia” odpowiedział ogniem i cofnął oddział w celu przegrupowania. Zauważył, że wśród jego chłopców brakuje „Cichego”. „Krysia” rozkazał ponownie rozwinąć tyralierę, odnalazł i zabrał ciało poległego, zaś o świcie uderzył z trzech stron na przeciwnika. Sowieci wycofali się, pozostawiając zrabowane mienie i wozy. Okazało się, że seria PPD wystrzelona przez „Krysię” śmiertelnie zraniła zastępcę dowódcy sowieckiego otriadu. Z kolei Romuald Krasowski, ps. „Robert” relacjonuje, że podczas walki przez przeszkodę wodną z innym oddziałem sowieckim „Krysia” nakazał przerwać ogień, a potem wycelował i jednym strzałem położył przeciwnika: ”Ja się położyłem, Kryś mówi: – Zostaw! – i wziął od „Pujdaka” ruską strzelbę. Przymierzył się i trafił”.

Następnie pod wioską Mytem 22 sierpnia 1943 r., osaczony przez obławę niemiecką, „Krysia” zarządził odwrót w kierunku bagien Dzitwy, sam zaś usadowił na najbliższym wzgórzu stanowisko z ręcznym karabinem maszynowym i celnym ogniem osłaniał wycofujący się oddział. Pełną wartość bojową zorganizowanej przez siebie jednostki Jan Borysewicz wykazał w bitwie pod Suchwalnią koło Berdówki w dniu 18 września 1943 r. Po koncentracji Batalionu Zaniemeńskiego i jego wcześniejszym wyrwaniu się z operacji antypartyzanckiej, a następnie odskoku w kierunku Wilna, oddziały nowogródzkie w sile około 300 żołnierzy powracały na stare kwatery. Konieczne było przeprawienie taborów z rannymi i amunicją przez linię kolejową Lida – Mołodeczno. „Krysia” zgłosił swój oddział do zadania uchwycenia przyczółka po południowej stronie linii kolejowej. Z ochotnikami z 3 kompanii sforsował przejście kolejowe, a następnie obłożył niemiecki bunkier ogniem z rusznicy ppanc. Koncentrując na sobie ostrzał wroga umożliwił tym samym przeprawę taborów. Po przekształceniu się walki w bitwę pozycyjną, pod osłoną karabinów maszynowych żołnierzy por. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera” rzucił 3. kompanię do ataku i przełamał linię przeciwnika na swoim odcinku. Po Suchwalni zaczęto traktować 3. kompanię jako równie bitną jak starsze jednostki, zaś „Krysia” w uznaniu jego zdolności dowódczych otrzymał uzupełnienia ze starszych i większych oddziałów.

W listopadzie 1943 r. powierzono „Krysi” formowanie II batalionu 77. Pułku Piechoty AK. Stan tej jednostki szybko wzrósł z kilkudziesięciu żołnierzy w listopadzie 1943 r., 140 – w styczniu 1944 r., do 288 – na początku kwietnia 1944 r. W tym okresie por. Janowi Borysewiczowi podlegało bezpośrednio 218 żołnierzy V Batalionu. Struktury konspiracyjne tej jednostki zostały podporządkowane „Krysi” już wcześniej, jesienią 1943 r. „Krysia” nadzorował działania podległych sobie sił, zlecał im zadania patrolowe i operacyjne, łączył na czas operacji partyzanckich, jak również osobiście uczestniczył w wielu walkach swoich pododdziałów. Stał się dla ludności tych terenów synonimem walki partyzanckiej. Do dziś jeśli ktoś nie wie w jakim dokładnie oddziale byli jego krewni, mówi, że pewnie byli „u Krysi”.

Oddziały Jana Borysewicza stoczyły ponad 100 walk, sam ich wykaz dotyczący jedynie II Batalionu i jego sukcesorów zawiera 87 pozycji, a nie jest to lista pełna. Według zestawienia za czerwiec 1944 r. oddziały te osiągnęły stan 1050 żołnierzy, a mobilizacja wciąż trwała. Do najpiękniejszych kart bojowych „Krysiaków” w czasie okupacji niemieckiej należą:
– zdobycie w styczniu 1944 r. roku Horodna – kilkadziesiąt tysięcy szt. amunicji;
– zdobycie w maju 1944 r. w m. Radunia ponad 30.000 szt. amunicji i 32 wozów ze sprzętem wojskowym;
– rozbicie więzienia w Lidzie przez oddział wydzielony II Batalionu;
– operacja odbicia transportu więźniów z Wasiliszek do Lidy;
– akcja V Batalionu na Bieniakonie w czasie Świąt Wielkanocnych w 1944 r.;
– działania w ramach operacji rozbicia granicy Rzeszy w czerwcu 1944 r.;
– rajd na teren ośrodka „Cis” uwieńczony jednoczesną kapitulacją załóg Subotnik i Żemłosławia.

Uderzenie na Horodno było zsynchronizowaną akcją pododdziałów II Batalionu. Zniszczyły one przeprawy rzeczne i linie telegrafczne i zablokowały nadejście niemieckiej odsieczy, podaczas gdy dwie pozostałe grupy rekwirowały magazyn w Horodence i szturmowały silnie umocniony, ponad 60–osobowy garnizon Horodna. Do środka umocnionego dworu dostał się podstępem oddział szturmowy „Bza” w sile drużyny. Komendant koordynował wspierające „Bza” natarcie 4 kompanii. Morderczy ogień powodował znaczne straty. „Krysia” przedostał się więc do ziejącego ogniem dworu i po natychmiastowej analizie sytuacji wewnątrz umocnień zadecydował o zaprzestaniu natarcia odciążającego. Następnie oddział szturmowy zmusił przeciwnika do kapitulacji bez dodatkowych strat własnych.

Za „drugiego Sowieta” – Komendant „Mściciel”

W lipcu 1944 roku, gdy Armia Czerwona weszła ponownie w granice Polski, żołnierze z Nowogródczyzny wraz ze swymi kolegami z Okręgu Wileńskiego AK przeprowadzili operację pod kryptonimem „Ostra Brama” – zaatakowali Wilno. Mieli je wyzwolić od Niemców przed nadejściem „sojuszników naszych sojuszników”, czyli Sowietów. Zdobyć Wilno, „miasto miłe Batoremu, Filomatom, Marszałkowi Piłsudskiemu, miasto objawień siostry Faustyny – to był wielki cel! Chcieli zająć Wilno i przyjąć Sowietów jako gospodarze. Nie udało się. Żołnierze AK krwawili…

Po walkach o Wilno znaczna cześć oficerów sztabów wileńsko–nowogródzkich została podstępnie aresztowana przez sowieciarzy. Żołnierze AK, otoczeni w Puszczy Rudnickiej, byli rozbrajani przez Armię Czerwoną. Część z dowódców batalionów i zgrupowań poderwała jednak swoich żołnierzy i rozkazała marsz głęboko w Puszczę Rudnicką. Byle nie dać się rozbroić. By trwać i walkę prowadzić dalej. I właśnie wtedy – w tragicznym czasie rozbrajania oddziałów wileńsko – nowogródzkich AK „Krysia” wyprowadził z okrążenia, a następnie „czasowo zwolnił” swych podkomendnych z przysięgi, umożliwiając im ukrycie się i uniknięcie sowieckich obozów, do których AK-owcy byli zsyłani po aresztowaniu przez NKWD czy Armię Czerwoną.

Sam Komendant wrócił do swojego matecznika – do powiatu lidzkiego na północy Nowogródczyzny. Wrócił by walczyć dalej. „Krysia” dowodził Zgrupowaniem „Północ” Okręgu Nowogródzkiego. Miał do dyspozycji „kadrowy” doborowy oddział, starych wypróbowanych wiarusów, swoich zuchów z II Batalionu, z czasów okupacji niemieckiej. Sam ich wyszkolił, z nimi przeżywał trudy partyzanckiej tułaczki. Ufali mu, a on ich prowadził.

Rzeczywistość nowej, drugiej okupacji sowieckiej, była wyjątkowo trudna. Teren nasiąknięty posterunkami sowieckimi, aresztowania na niespotykaną skalę, agentura. Jednak „Kry-sia”, używający wtedy nowego pseudonimu „Mściciel”, systematycznie odtwarzał swoją siatkę, obejmującą rubieże Puszczy Ruskiej (Grodzieńskiej) – od miejscowości Nacza na zachodzie powiatu lidzkiego – po gminy Werenów i Bieniakonie na wschodzie. Podlegało mu 8 kompanii konspiracyjnych. Komendant był ciągle „w polu”. Zmieniając ustawicznie miejsca postoju, „chodził” – mówiąc po partyzancku – tylko z własną drużyną dyspozycyjną. Pozostałe oddziały i patrole partyzanckie działały w dużym stopniu autonomicznie, choć były mu całkowicie podległe. „Krysia – Mściciel” koncentrował je tylko przed większymi akcjami.

Jedną z takich spektakularnych akcji był atak na miasteczko Ejszyszki. W nocy z 6 na 7 grudnia 1944 r. por. „Krysia – Mściciel” zebrał około 150 żołnierzy – były to połączone patrole „Hajduka”, „Groma”, „Zemsty” i „Śmiałego”. Zaatakowali miasto gminne Ejszyszki. Nie pierwszy już zresztą raz – niektórzy z tych chłopców brali udział w zdobyciu miasta w czasie okupacji niemieckiej. Teraz w brawurowym ataku rozbito areszt NKWD, uwalniając ponad 30 więźniów i niszcząc punkt Związku Patriotów Polskich – komunistycznej jaczejki spod znaku Berlinga i Wandy Wasilewskiej. Spalono dokumentację ZPP i NKWD. Niestety, nie udało się uwolnić ppor. Michała Babula, ps. „Gaja” – żołnierza placówki Ejszyszki. Został bowiem kilka dni wcześniej przeniesiony do więzienia na Łukiszkach w Wilnie, a następnie zamordowany
Atak na Ejszyszki, drugi w „karierze” partyzanckiej Komendanta „Krysi” był dokonaniem wyjątkowym. W całej historii polskiego podziemia po lipcu 1944 r. na ziemiach zabranych nie było tak skutecznej akcji. „Krysia” zdobył miasto gminne, rozbił areszt NKWD, zdestabilizował na pewien czas funkcjonowanie lokalnego aparatu komunistycznego. Uczynił to przy minimalnych stratach własnych – poległo dwóch żołnierzy.
Jesienią 1944 roku, prawdopodobnie na przełomie września i października, Komendant spotkał się po raz ostatni z bratem Michałem. Na spotkanie umówione na placówce niedaleko Wasiliszek przybył sam. Przebieg tego spotkania znamy z relacji brata „Krysi”:

”Rozmawialiśmy krótko. Jaś, wiedząc już, że jadę „na lewo” do Polski centralnej, powiedział, że niebawem (może wiosną 1945 roku – przyp. autorów) spotkamy się. Uścisnął mnie serdecznie. Mieliśmy spotkać się w Białostockiem. To był ostatni raz gdy widziałem brata”.

Nie wiadomo czy Komendant już wówczas czuł, czy raczej wiedział z doświadczenia żołnierskiego, że nie ma możliwości utrzymania się na Kresach i uratowania od zagłady żołnierzy i konspiratorów. A nadchodził jeszcze jeden nieprzyjaciel – pierwszy śnieg. Eksterminacja sowiecka była coraz silniejsza. „Krysia” to widział i kąsał bolszewików jeszcze mocniej. W końcu sierpnia 1944 roku pod Werenowem dokonał zasadzki na konwój sowiecki. Zastrzelono tam dowód-cę 143. Batalionu Zmotoryzowanego NKWD, niejakiego mjr. Konarczuka – „gieroja Sowieckowo Sojuza”. W ramach akcji rocznicowej – 17 września – patrole „Śmiałego” i „Gaja” zniszczyły mosty na rzece Solczy. Akcji partyzantów „Krysi – Mściciela” w tym okresie było wiele.

Jednak za każdą udaną operacją AK szły represje wobec ludności miejscowej i przede wszystkim wobec rodzin żołnierzy Komendanta oraz zakonspirowanych osób na „placówkach”, wspierających, karmiących i oddanych bezwzględnie i do końca chłopakom z orzełkami na rogatywkach. „Krysia”, który zawsze dbał o żołnierzy, a przede wszystkim o lud kresowy, musiał strasznie cierpieć. Komendant – nazywany czasami tatą lub ojcem, do dziś w okolicach Ejszyszek jest wspominany z nabożną czcią. Nieprzypadkowo stał się Legendą…

W dniu 5 grudnia 1944 r. patrol „Pająka” został zaatakowany przez sowieciarzy. Zrobili oni – jak mówią miejscowi – „zastawę”, czyli obławę pod Skirejkami. Dowódca patrolu Romuald Bardzyński „Pająk” zastał ranny. Odwieziono go do konspiracyjnego szpitala na plebani w Dubiczach. Tam, u dzielnego proboszcza Leona Chrystowskiego mieścił się nie tylko szpitalik ale funkcjonowała również placówka AK. Prowadzono nasłuch radiowy, był też powie-lacz na którym odbito ostatni numer partyzanckiego pisma „Szlakiem Narbutta”.

Podczas gdy „Pająk” leczył się z ran, Komendant „chodził” ze swą drużyną dyspozycyjną. Oddział „Krysi” liczył wówczas tylko 9 ludzi i 2 łączniczki. W dniu 20 stycznia 1945 r. do oddziału dołączył „Pająk” i „Bradziaga”, było ich więc już 11. Nocą z 20 na 21 stycznia oddział kwaterował w Puszczy Nackiej. „Krysia” czekał na przybycie łącznika. Ten w końcu pojawił się. Nie znamy treści rozmowy Komendanta z łącznikiem, wiemy natomiast, że natychmiast potem „Krysia” poderwał oddział. Ruszyli marszem w stronę Kowalek.

Leżał głęboki śnieg. Zaspy utrudniały poruszanie się. Około północy idący w szpicy „Bąk” i „Klin” zbliżyli się do płotów wiejskich zabudowań. W tym momencie w kierunku żołnierzy „Krysi” padły strzały zza kamiennych murków i domów. Było oczywiste, że Sowieci urządzili we wsi zasadzkę.

Ostatnia walka

Przebieg bitwy w Kowalkach oraz zapis ostatnich chwil życia Komendanta znamy dzięki relacjom żołnierzy, którzy przeżyli walkę. Wśród nich niezwykle cenne jest wspomnienie wymienianego już Romualda Bardzińskiego:

”Byliśmy w białych płaszczach ochronnych, co skutecznie nas maskowało. Zaskoczenie nie spowodowało popłochu w oddziale. Nie było żadnych strat. Na ostrzał sowiecki odpowiedzieliśmy ogniem. Padły krótkie i donośne rozkazy Komendanta. – Erkaem ognia! Prawe skrzydło zawijać! Erkaem na prawe skrzydło!… Sowieci rakietami oświetlają teren i kładą nawałę ognia z broni maszynowej i ręcznej. („Krysiacy”, w przeciwieństwie do ukrytych Sowietów, byli kompletnie odsłonięci. Znajdowali się w otwartym polu – przyp. autorów). Jednak czołgając się i skokami nasza tyraliera zbliża się do nieprzyjaciela. Nasz ogień – silny – jakby nie robił wrażenia na nieprzyjacielu. Walka trwała ponad godzinę. Już niewiele brakowało do zaatakowania (ich) granatami. Po kolejnym skoku dostałem postrzał w lewe udo i zaryłem się w śnieg (…). Komendant był około 20 metrów ode mnie. Pada komenda: – „Bradziaga”, wycofać rannego „Pająka”! Z lewej strony podczołgał się „Bradziaga” i zaczęliśmy się wycofywać. Na kilka chwil ogień nieprzyjaciela zamarł. Z prawej strony, w świetle nowej serii wypuszczonych rakiet widzę sylwetkę Komendanta w skoku i słyszę gwałtowny ogień. Nadchodzą zapytania po linii z obu skrzydeł naszej tyraliery: – Jakie będą rozkazy? W odpowiedzi – cisza… Komendant poległ.”

Pozostali żołnierze, cofając się, starali się zabrać ciało Komendanta, jednak Sowieci nie przerywają ognia. Ciała Komendanta nie udało się więc zabrać, zostało zakopane w śniegu. Bez dalszych strat drużyna wycofuje się, licząc na to, że uda im się później wrócić i zabrać zwłoki dowódcy. Niestety, sowieci byli szybsi…

Epilog

Ranny „Pająk” po opatrzeniu zostaje saniami odtransportowany do plebani w Dubiczach. Ledwie ukryto go w schronie pod podłogą, gdy do domu wpadają sowieci: – Gdzie ranny bandyta? Ksiądz Leon spokojnie odpowiada, że nie ma tu żadnego rannego. Szukali, nie znaleźli. Na szczęście, byli bez psów. Tymczasem na pole pod Kowalkami przyjeżdża wozem miejscowy gospodarz o nazwisku Tamulewicz. Chciał zabrać ciało Komendanta. Został jednak aresztowany przez sowietów. Jego dalsze losy nie są znane. Prawdopodobnie był to konspirator z miejscowej placówki AK i zapewne został zastrzelony.
Według raportów sowieckich, w wyniku operacji przeprowadzonej siłami 105. Pułku NKWD, w nocy 21 stycznia 1945 roku zastrzelono, oprócz „Krysi”, jeszcze trzech żołnierzy AK. Byli to ludzie z „placówek”, z konspiracji. Był wśród nich Józef Kwiecień, ps. „Mucha”, prawdopodobnie wymieniony już Tamulewicz i ktoś, kogo określa się w materiałach historycznych jako NN.

Wieść o śmierci Komendanta dociera do Wilna. Przywozi ją łączniczka „Nowina”. Dowódca kompanii „Solcza” w zgrupowaniu „Krysi”, ppor. Stanisław Szabunia ps. „Licho” zapytał:
– Nowina, czy to prawda?
– Tak – odpowiedziała łączniczka.
„Licho” zastygł w milczeniu. Usiadł i przez wiele godzin milczał. Nie był w stanie wstać z miejsca. Pełniący obowiązki Komendanta Okręgu Nowogródzkiego „Grzyb”, rtm. Jan Skorb, ps. „Boryna” wydał rozkaz nr 41. Czytamy w nim:

„21 I 1945 r. w potyczce z bolszewikami pod wsią Kowalki poległ dowódca Zgrupowania Północ obywatel „Krysia” (…) Nauczył swoim przykładem setki i tysiące synów ziemi kresowej kochać swe strony ojczyste, swój lud, prawdę życia i sprawiedliwość. Nie umiał służyć ojczyźnie w celu uzyskania tylko pochlebstw, wpływów i stanowiska. Każdemu był najszczerszym przyjacielem, kto również jak On ukochał ideały w życiu. W najcięższych chwilach nigdzie nie poszedł szukać lepszej doli. Został tu, by oddać swe młode życie, na zawsze zranić serce rodziców, by chwałą okryć żołnierza polskiego i dać świadectwo swym postępowaniem wszystkim tym, którzy razem z Nim i spod strzechy wieśniaczej ziemi kresowej wyszli i wszystkim tym, którzy z dalszych dzielnic Polski przybywali, jak Ojczyznę kochać należy i świętej sprawie służyć (…)”.

* * *

Ciało komendanta wozili ze śpiewem po wszystkich jarmarkach i miasteczkach. Chodzili po domach, wypędzali ludzi, aby rozpoznawali, czy to naprawdę „Krysia”. Naigrywali się mówiąc: – Wasz Bóg, wasz „Krysia”, całujcie jego ręce i nogi!

Pośmiertną Golgotę Jana Borysewicza wyznaczają Nacza, Koleśniki, Raduń, Ejszyszki i Majak. W Raduniu widział Komendanta doprowadzony z celi Witold Krupowicz „Ryś”. Komendant leżał na środku w obszernym pomieszczeniu głową w kierunku ściany, ubranie było czyste – nie było śladów krwi. Skatowani żołnierze Armii Krajowej tuż przed egzekucją byli często nie do rozpoznania. W przypadku „Krysi” Sowieci nie mogli sobie na to pozwolić, wszyscy musieli być pewni, że widzą Komendanta, by nikt – nieuchwytny jak on – znowu nie porwał za sobą do boju „Krysiaków”. Zbezczeszczone po stokroć ciało Komendanta obmyli więc może po sekcji zwłok jedynie ze względów pragmatycznych, by Jan Borysewicz był jak najdłużej rozpoznawalny.
Nie mogli sobie jednak pozwolić na to, by miejsce pochówku Komendanta stało się zarzewiem legendy, spoiwem wzmacniającym polskość, zwalczaną przez nich od sześciu lat drogą masowych mordów, wywózek, branki, egzekucji i permanentnej inwigilacji, realizowanych zarówno przez ofcjalne władze państwowe jak i oddziały bolszewickich grup leśnych „walczących o sowieckość tych ziem”. „Krysiacy” próbowali śledzić jego ostatnią drogę by wyrwać z rąk wrogów tego, który odbierał ich śmierci wielokrotnie. Czy ktoś dążeniami tymi kierował? Komenda Okręgu raczej nie, szukali go instynktownie i wielu planowało pójść jeszcze raz za Janem Borysewiczem „Mścicielem”, zwanym przez Sowietów „krysą”, czyli szczurem.

Ostatni raz widziano go w Ejszyszkach, był tam „Orzeł” i jego towarzysze od „Zemsty”: ”W tym czasie, kiedy ciało było na rynku w Ejszyszkach, myśmy byli w lesie koło miasteczka w zamiarze odbicia i zabrania zwłok Komendanta. Przyjechało dużo wojska. Nie mogliśmy podjąć walki”.
Była ostra zima, grunt na wskroś przemarznięty, koło Ejszyszek wzgórze zwane Majakiem od carskiego telegrafu świetlnego, przy nim trzy studnie. Do jednej z nich znajdującej się w fosie średniowiecznego grodziska, wrzucono trzy osoby, wiązkę granatów i pocisk moździerzowy, który na szczęście nie wybuchł. To było na głębokości około 8 metrów. Tuż nad poległymi leżał szkielet psa. Od 6 metrów wzwyż studnię wypełniały dreny melioracyjne – prace hydrotechniczne prowadzono tu w latach 60–ch.

„Krysia” odszedł na wieczną wartę. Pośmiertnie został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Stoi z legionem kresowych żołnierzy na straży wielowiekowej sekwencji życia naszych przodków, której my jesteśmy dopełnieniem, na straży wszystkiego, co jest tam, tylko trochę wcześniej, dzięki czemu nie rozpłynęliśmy się w sowieckim morzu i nie utonęliśmy w stalinowskim bagnie.

Znadniemna.pl na podstawie Wilnoteka.lt/Armiakrajowa-lagiernicy.pl, fot.: wilno.tvp.pl/Romuald Sadowski

Nasz legendarny krajan - por. Jan Borysewicz "Krysia" - to jeden z największych bohaterów polskiego podziemia zbrojnego w czasach II wojny światowej. Zginął 21 stycznia 1945 roku pod Kowalkami (na Litwie) w zasadzce grupy operacyjnej 105. pułku piechoty NKWD. Jego ciało Sowieci obwozili po wsiach i

Biuro Przystanków Historia IPN zaprasza uczniów klas VI–VIII do udziału w konkursie historycznym „Wielki test o Żołnierzach Niezłomnych”. Konkurs odbędzie się 28 lutego 2025 roku w Centralnym Przystanku Historia im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Warszawie (ul. Marszałkowska 107, wejście od ul. Świętokrzyskiej). Zgłoszenia należy przesyłać do 7 lutego 2025 roku, do godziny 16.00.

Wzięcie udziału w konkursie to świetna okazja do sprawdzenia swojej wiedzy historycznej. Wielki test o Żołnierzach Niezłomnych” jest trzecią edycją serii quizów historycznych organizowanych przez Biuro Przystanków Historia IPN. Ubiegłoroczne konkursy okazały się wielkim sukcesem, a uczestnicy z całego kraju wykazali się niebywałą wiedzą.

Uczestnicy konkursu wezmą ponadto udział w warsztatach „Cichociemni – elita polskiej konspiracji” , a także wyjątkowych, immersyjnych zajęciach w Strefie Nowych Technologii.

Na zwycięzców czekają atrakcyjne nagrody!

Liczba miejsc jest ograniczona. O uczestnictwie w quizie decyduje kolejność zgłoszeń.

Regulamin konkursu oraz informacje o zgłoszeniach na stronie https://ipn.gov.pl/. Zgłoszenia do 7 lutego 2025 roku.

Zapraszamy do udziału i życzymy powodzenia!

Znadniemna.pl/IPN

 

Biuro Przystanków Historia IPN zaprasza uczniów klas VI–VIII do udziału w konkursie historycznym „Wielki test o Żołnierzach Niezłomnych”. Konkurs odbędzie się 28 lutego 2025 roku w Centralnym Przystanku Historia im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Warszawie (ul. Marszałkowska 107, wejście od ul. Świętokrzyskiej). Zgłoszenia należy przesyłać

Donald Trump został w poniedziałek zaprzysiężony na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych, a JD Vance został zaprzysiężony na 50. wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych.

„Uroczyście przysięgam, że będę wiernie sprawować urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz że w miarę swoich najlepszych możliwości będę chronić, strzec i bronić Konstytucji Stanów Zjednoczonych” – oświadczył Donald Trump, składając przysięgę na Biblię w towarzystwie prezesa Sądu Najwyższego Johna Robertsa.

„Złoty wiek Ameryki zaczyna się właśnie teraz. Od tego dnia – i będzie ponownie szanowana na całym świecie. Będzie przedmiotem zazdrości każdego narodu i nie damy się więcej wykorzystywać […]. Po prostu postawię Amerykę na pierwszym miejscu” – zaznaczył prezydent Trump.

Zapowiedział w przemówieniu inauguracyjnym, że ogłosi stan wyjątkowy na granicy z Meksykiem, wyśle tam wojsko i natychmiast wstrzyma nielegalne przekraczanie granicy. Zapowiedział też uznanie karteli narkotykowych za organizacje terrorystyczne.

„Ogłoszę dziś stan wyjątkowy w energetyce” – podreślił prezydent Trump w przemówieniu inauguracyjnym. Zapowiedział też zakończenie „Nowego Zielonego Ładu” i wycofanie przepisów promujących samochody elektryczne.

„Kryzys inflacyjny został wywołany przez potężne wydatki i eskalujące ceny energii. Dlatego dziś ogłoszę też stan wyjątkowy w energetyce. […] Obniżymy ceny, wypełnimy swoją strategiczną rezerwę do pełna i będziemy eksportować amerykańską energię na cały świat” – zapowiedział prezydent.

Obiecał również anulować przepisy ustaw klimatycznych zwanych „Nowym Zielonym Ładem” oraz przepisy mówiące o tym, że do 2032 roku 2/3 sprzedawanych aut w Ameryce ma być pojazdami zeroemisyjnymi.

Donald Trump wskazał w swoim przemówieniu, że opodatkuje kraje zagraniczne, aby w ten sposób wzbogacać amerykańskich obywateli.

„Natychmiast rozpocznę przebudowę naszego systemu handlowego, aby chronić amerykańskich pracowników i rodziny. Zamiast opodatkowywać naszych obywateli, aby wzbogacić inne kraje, będziemy nakładać cła i opodatkowywać kraje zagraniczne, aby wzbogacić naszych obywateli” – zaakcentował Donald Trump.

Na koniec orędzia Trump potwierdził, że zamierza wprowadzić to, o czym mówił na wiecach przed zaprzysiężeniem. Chodzi o zmianę nazwy Zatoki Meksykańskiej na Amerykańską.

Przed Donaldem Trumpem senator JD Vance został zaprzysiężony na 50. wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. 40-letni polityk został jednym z najmłodszych wiceprezydentów w historii USA. Vance został zaprzysiężony przez sędziego Sądu Najwyższego Bretta Kavanaugh.

40-letni polityk, który od 2023 roku pełnił mandat senatora z Ohio, jest trzecim najmłodszym wiceprezydentem w historii kraju. Jest prawnikiem i autorem bestsellerowej autobiograficznej książki „Elegia dla bidoków”, opowiadającej między innymi o dorastaniu w biednej rodzinie w Appalachach.

Znadniemna.pl/PAP/Fot.:PAP/EPA/Chip Somodevilla/POOL

 

 

 

 

 

Donald Trump został w poniedziałek zaprzysiężony na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych, a JD Vance został zaprzysiężony na 50. wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. "Uroczyście przysięgam, że będę wiernie sprawować urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz że w miarę swoich najlepszych możliwości będę chronić, strzec i bronić Konstytucji Stanów Zjednoczonych" - oświadczył

Pierwsza Dama RP Agata Kornhauser–Duda w ubiegłym tygodniu spotkała się w Pałacu Prezydenckim z dyrektor Liceum Ogólnokształcącego Niepublicznego Kolegium św. Stanisława Kostki w Warszawie Ewą Petrykiewicz. Podopiecznymi warszawskiej szkoły jest młodzież polskiego pochodzenia ze Wschodu. 

Placówka specjalizuje się w kształceniu młodzieży polskiego pochodzenia ze Wschodu. Jej misją jest również integracja uczniów z polską młodzieżą i reintegracja ze społeczeństwem.

Spotkanie było okazją do kontynuowania rozmów w obszarach podjętych podczas wizyty dyrektor szkoły w Pałacu Prezydenckim w maju ubiegłego roku.

Szkoła, zachowując charakter polonijny, pielęgnuje bogactwo wynikające z wielokulturowości. Placówkę tworzy ponad 250–osobowa społeczność nauczycieli oraz uczniów, którzy mają polskie korzenie i pochodzą z wielu dawnych republik ZSRR. Na zajęcia uczęszczają uczniowie z różnych krajów byłego ZSRR: z Ukrainy, Kazachstanu, Białorusi, Mołdawii i Armenii.

Małżonka Prezydenta od lat wspiera działalność szkoły, doceniając jej wkład w kształcenie i wychowanie młodzieży polonijnej, a także samej Polonii i Polaków mieszkających poza granicami Ojczyzny.

Poprzez liczne akcje takie jak Akcja Pomoc Polakom na Wschodzie, Agata Kornhauser–Duda aktywnie pielęgnuje pamięć o naszych rodakach pozostających na obczyźnie. Regularnie spotyka się z organizacjami polonijnymi, zarówno w Polsce, jak i za granicą.

Znadniemna.pl/prezydent.pl

Pierwsza Dama RP Agata Kornhauser–Duda w ubiegłym tygodniu spotkała się w Pałacu Prezydenckim z dyrektor Liceum Ogólnokształcącego Niepublicznego Kolegium św. Stanisława Kostki w Warszawie Ewą Petrykiewicz. Podopiecznymi warszawskiej szkoły jest młodzież polskiego pochodzenia ze Wschodu.  Placówka specjalizuje się w kształceniu młodzieży polskiego pochodzenia ze Wschodu. Jej

Łukaszenka ułaskawił 23 osoby, które odbywały karę pozbawienia wolności na podstawie wyroków politycznych. O podpisaniu odpowiedniego dekretu poinformowała rządowa agencja informacyjna BELTA.

„Wszyscy ułaskawieni napisali odpowiednie wnioski o ułaskawienie, przyznali się do winy i wyrazili skruchę. Są to trzy kobiety i dwudziestu mężczyzn. Wśród ułaskawionych 13 osób jest w wieku  ponad 50 lat, 14 cierpi na choroby przewlekłe, 12 ma dzieci, a jeden z ułaskawionych jest wielodzietnym ojcem” – czytamy w depeszy BELTA.
Poczynając od lipca ubiegłego roku, jest to już dziewiąta fala ułaskawień. Poprzednim razem, pod koniec grudnia, z białoruskich więzień i kolonii karnych wypuszczono dwudziestu politycznych skazańców. Ogółem za okres pół roku w drodze ułaskawień wolność odzyskało 247 osób.
Znadniemna.pl za BELTA.BY

Łukaszenka ułaskawił 23 osoby, które odbywały karę pozbawienia wolności na podstawie wyroków politycznych. O podpisaniu odpowiedniego dekretu poinformowała rządowa agencja informacyjna BELTA. "Wszyscy ułaskawieni napisali odpowiednie wnioski o ułaskawienie, przyznali się do winy i wyrazili skruchę. Są to trzy kobiety i dwudziestu mężczyzn. Wśród ułaskawionych 13

Po rozpoczętej na Białorusi w 2024 roku ponownej rejestracji organizacji religijnych zaktualizowane dane dotyczące ich liczby nie zostały jeszcze opublikowane. Na podstawie danych cząstkowych już teraz można stwierdzić, że liczba parafii rzymskokatolickich w kraju zmniejszyła się w ciągu ostatniego roku.

Jak podaje portal Katolik.life, wiele wspólnot Kościoła rzymskokatolickiego zostało zlikwidowanych w ubiegłym roku i proces ten nadal trwa.

Jeśli według danych z 1 stycznia 2024 r. znajdujących się w zasobach Pełnomocnika ds. Religii i Narodowości w Białorusi było dokładnie 500 parafii rzymskokatolickich, to dane z połowy ubiegłego roku wskazują, że obecnie jest ich mniej.

Takie statystyki opublikowano m.in. na stronie internetowej Witebskiego Obwodowego Komitetu Wykonawczego. Według danych z dnia 1 lipca 2024 r. w regionie działało 85 wspólnot rzymskokatolickich, a na początku roku było ich 94.

Oto jak problemy związane z ponowną rejestracja parafii tłumaczył Katolik.life proboszcz kościoła w Bobrujsku :

„Do zarejestrowania parafii potrzebnych jest 20 „założycieli” spośród parafian, którzy zostaną zatwierdzeni przez władze. Ale to nie jest takie proste. Na przykład zgłaszanie emerytów jako założycieli może być bardzo niewygodne – jeśli któryś z nich później przeniesie się do innego miasta lub do lepszego świata, konieczne będzie ponowne zorganizowanie zebrania, wybranie nowej osoby na jego miejsce i złożenie dokumentów ponownie do komitetu wykonawczego. Dlatego lepiej jest szukać osób młodych, w średnim wieku. Szukamy.”

Wspólnoty, które zdały sobie sprawę, że nie będą w stanie sprostać nowym wymaganiom, złożyły wnioski o likwidację parafii. Proces ten wciąż trwa – parafie muszą złożyć dokumenty w celu ponownej rejestracji najpóźniej do 5 lipca 2025 r.

Należy zauważyć, że liczba zarejestrowanych wspólnot prawosławnych w sprawdzanych regionach również uległa zmniejszeniu. W szczególności liczba parafii prawosławnych zmniejszyła się o dwie w obwodzie mińskim (według danych z września 2024 r.), a w obwodzie witebskim liczba wspólnot prawosławnych zmniejszyła się aż o dwadzieścia parafii (według danych z lipca). Na początku 2024 roku na Białorusi funkcjonowało łącznie 1737 parafii Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej (Patriarchatu Moskiewskiego).

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life

Po rozpoczętej na Białorusi w 2024 roku ponownej rejestracji organizacji religijnych zaktualizowane dane dotyczące ich liczby nie zostały jeszcze opublikowane. Na podstawie danych cząstkowych już teraz można stwierdzić, że liczba parafii rzymskokatolickich w kraju zmniejszyła się w ciągu ostatniego roku. Jak podaje portal Katolik.life, wiele wspólnot

Dzisiaj rozpoczyna się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. To czas wspólnych spotkań i modlitw chrześcijan różnych wyznań, a także szczególnej refleksji nad ideą ekumenizmu. Jakie podejście do ekumenizmu mają Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej?

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan odbywa się co roku od 18 do 25 stycznia. Chrześcijanie różnych wyznań na całym świecie spotykają się na ekumenicznych nabożeństwach, modlitwach, konferencjach, koncertach i innych spotkaniach. Uczestniczą w nich Kościoły członkowskie Polskiej Rady Ekumenicznej, które od kilkudziesięciu lat są zaangażowane w ruch ekumeniczny.

Dla przedstawicieli Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego (luteran) ekumeniczne otwarcie jest elementem ich tożsamości wyznaniowej. Wystarczającym warunkiem jedności chrześcijan jest wspólne głoszenie Ewangelii i udzielanie zgodnie z nakazem Chrystusowym sakramentów: chrztu i Wieczerzy Pańskiej (Eucharystii). Warunkiem jedności dla luteran nie jest uznanie innego – ponad lub obok Słowa Bożego – autorytetu w Kościele, jednakowa organizacja Kościoła, ceremonie liturgiczne lub jednomyślność we wszystkich sprawach wiary. Widzialna jedność i jej pragnienie Kościoła realizują się we wspólnym świadectwie na rzecz Ewangelii oraz we wspólnej Eucharystii.

Zjednoczony Kościół Metodystyczny, którego częścią jest Kościół Ewangelicko-Metodystyczny w Polsce, tak określa swój stosunek do zaangażowania ekumenicznego: „Jedność chrześcijańska opiera się na teologicznym zrozumieniu, że przez wiarę w Jezusa Chrystusa stajemy się współczłonkami jednego ciała Chrystusowego. Jedność chrześcijan nie jest kwestią wyboru, lecz jest darem, który należy przyjąć i wyrazić. (…) Angażujemy się na wiele sposobów, aby fakt wzajemnego uznania Kościołów, wiernych i służby, doprowadził nas do wspólnego uczestnictwa w Komunii Świętej całego ludu Bożego” (Księga Dyscypliny ZKM).

Kościół Ewangelicko-Reformowany angażował się w dążenia zjednoczeniowe polskiego ewangelicyzmu już od XVI w. Od XX w. angażuje się w ruch ekumeniczny, tak jak go dzisiaj rozumiemy. Podpisał dokumenty o współpracy bilateralnej z różnymi Kościołami. Aktywnie uczestniczy w wydarzeniach ekumenicznych.

Kościół Polskokatolicki pozostaje otwarty na dialog ekumeniczny, współpracę między Kościołami, która obfituje w pozytywne dzieła i pomaga przełamać wzajemne uprzedzenia i niechęć. Organizator Kościoła Polskokatolickiego bp Franciszek Hodur wspominał w swoich pismach o wspólnych źródłach wszystkich chrześcijan, modlitwie i liturgii, która może jednoczyć wierzących. Ruch starokatolicki, którego częścią jest Kościół Polskokatolicki, od swojego początku w XIX w. był otwarty na dialog. W historii Kościoła Polskokatolickiego, choć relatywnie krótkiej, znaleźć można zarówno ożywiony dialog ekumeniczny, jak i momenty braku współpracy.

Mariawici są ruchem od początku otwartym na ekumenizm i dialog międzyreligijny oraz z osobami niewierzącymi i nieidentyfikującymi się z żadną religią. Ma to swój wyraz w tekstach liturgicznych, objawieniach i wypowiedziach Mateczki św. Marii Franciszki Kozłowskiej, w oficjalnych dokumentach Kościoła oraz artykułach zamieszczanych na łamach mariawickiej prasy. Mariawicka wizja ekumenizmu skoncentrowana jest na zjednoczeniu wokół Sakramentu Ołtarza. Według Mateczki głównym fundamentem zjednoczenia „powinna być wiara i cześć dla Przenajświętszego Sakramentu Ołtarza (…). Każdy Kościół niech też zachowuje swoje zwyczaje, modły i nabożeństwa i niech drugiemu swoich praktyk religijnych nie narzuca. We wszystkiem niech będzie miłość, w rzeczach niekoniecznych do zbawienia – wolność, a w koniecznych jedność”. Ekumenizm wpisany jest w mariawicką tożsamość wyznaniową, a wychowanie do ekumenizmu stanowi element doktryny Kościoła Starokatolickiego Mariawitów.

Kościół Prawosławny, pamiętając, że do jedności wzywał Jezus Chrystus mówiąc: „aby wszyscy byli jedno, jak Ty Ojcze we mnie, a ja w Tobie, aby i oni byli w nas jedno…” (J 17,21), modli się o tę jedność podczas każdej liturgii: „o pokój całego świata, stałość świętych Bożych Kościołów i zjednoczenie wszystkich do Pana módlmy się” (Ektenia wielka, św. Liturgia św. Jana Chryzostoma). Stąd wynika obowiązek prawosławnych modlitwy o zjednoczenie podzielonego chrześcijaństwa.

Wszystkie Kościoły członkowskie Polskiej Rady Ekumenicznej należą do Konferencji Kościołów Europejskich, a pięć z nich również do Światowej Rady Kościołów (są to Kościoły: Ewangelicko-Augsburski, Mariawitów, Polskokatolicki i Prawosławny, a pośrednio także Ewangelicko-Metodystyczny, będąc częścią Zjednoczonego Kościoła Metodystycznego w Europie Środkowej i Południowej). W 2000 r. sześć Kościołów należących do PRE i Kościół Rzymskokatolicki w Polsce przyjęły wspólną deklarację „Sakrament chrztu znakiem jedności” o wzajemnym uznaniu chrztu. W kolejnych latach wszystkie Kościoły PRE i Kościół Rzymskokatolicki ogłosiły kilka innych dokumentów ekumenicznych (na temat ochrony stworzenia, świętowania niedzieli, otwarcia na uchodźców, 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę). Wypracowany został również dokument dotyczący małżeństw mieszanych wyznaniowo, ale od 2011 r. czeka na aprobatę Watykanu.

 Znadniemna.pl za Polska Rada Ekumeniczna

Dzisiaj rozpoczyna się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. To czas wspólnych spotkań i modlitw chrześcijan różnych wyznań, a także szczególnej refleksji nad ideą ekumenizmu. Jakie podejście do ekumenizmu mają Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej? Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan odbywa się co roku od 18 do

Papież Franciszek doznał urazu prawego przedramienia po upadku w Domu Świętej Marty – poinformowało wczoraj, 16 stycznia, Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

„Dziś rano z powodu upadku w Domu Świętej Marty papież Franciszek odniósł kontuzję prawego przedramienia, bez złamań” – przekazało Biuro prasowe Stolicy Apostolskiej. Jak czytamy, ramię zostało unieruchomione.

Papież w grudniu skończył 88 lat. W ostatnich latach Franciszek cierpiał na wiele dolegliwości i często porusza się na wózku inwalidzkim lub o lasce.

W lipcu 2021 roku, papież przeszedł operację jelita grubego. Celem było usunięcie kawałka tego organu w związku z chorobą zwaną ciężkim zwężeniem uchyłka okrężnicy. W 2023 roku natomiast przeszedł operację przepukliny rozetnej jamy brzusznej.

Reuters napisał, że w autobiografii opublikowanej we wtorek, 14 stycznia, Franciszek zbagatelizował obawy dotyczące swojego zdrowia i wykluczył rezygnację, tak jak zrobił to jego poprzednik Benedykt XVI. „Czuję się dobrze” – powiedział.

Znadniemna.pl/Reuters, PAP

Papież Franciszek doznał urazu prawego przedramienia po upadku w Domu Świętej Marty - poinformowało wczoraj, 16 stycznia, Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej. "Dziś rano z powodu upadku w Domu Świętej Marty papież Franciszek odniósł kontuzję prawego przedramienia, bez złamań" - przekazało Biuro prasowe Stolicy Apostolskiej. Jak czytamy,

Łukaszenka przypomniał o swoim więźniu politycznym 16 stycznia, podczas wizytacji fabryki motocykli w Mińskim Parku Technologicznym. Kwestia dziennikarza i działacza mniejszości polskiej z Grodna Andrzeja Poczobuta została poruszona w kontekście otwarcia przez Polskę przejść granicznych, czego jednym z warunków jest uwolnienie Polaka.

– Jeśli chodzi o Poczobuta, nie ma o czym mówić. Mówię wam szczerze jako osoba, która jest poinformowana: zrezygnowali z Poczobuta. Polacy odmówili prowadzenia nawet rozmów w sprawie Poczobuta. O ile mnie informują, Poczobut nawet nie chce tam jechać. Oto cała kwestia – oznajmił Aleksander Łukaszenka.

Te słowa miały skompromitować między innymi polski resort dyplomatyczny, który wielokrotnie zapewniał, że podejmuje działania na rzecz uwolnienia Poczobuta. O ile zabiegi MSZ RP przyniosły skutek w przypadku aresztowanych w tym samym czasie co Andrzej Poczobut Polek z Białorusi – Ireny Biernackiej, Mariny Tiszkowskiej, Anny Paniszewej i Andżeliki Borys, to uwolnienie Poczobuta z różnych powodów się nie powiodło. Spekulowano, że Andrzej nie godzi się na wyjście z więzienia, ponieważ warunkiem uwolnienia jest konieczność wyjazdu z Białorusi, czyli bilet w jedną stronę.

Tymczasem, według opublikowanej  w sierpniu 2024 roku przez dziennik „Rzeczpospolita” relacji szefowej Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys, Andrzej Poczobut podczas spotkania z nią w kolonii karnej w Nowopołocku w kwietniu tegoż roku (o szczegółach spotkania miał być poinformowany przez Borys prezydent RP Andrzej Duda – red.)zgodził się na opuszczenie kraju.

Sierpniowe oświadczenie Borys o zgodzie Poczobuta na wyjazd do Polski pojawiło się jako reakcja „na trwającą w Polsce dyskusję (wywołaną wymianą więźniów pomiędzy Rosją a USA) i mnożone przez polityków spekulacje, jakoby więziony działacz mniejszości polskiej nie chce opuszczać Białorusi.

Do dzisiejszych słów Łukaszenki na temat Poczobuta odniósł się już rzecznik MSZ RP Paweł Wroński. Dyplomata został poproszony o komentarz przez dziennikarzy białoruskiego portalu zerkalo.io:

 „Jeśli dyktator Białorusi Łukaszenka powie, że nie wie, co zrobić z Poczobutem, to powiem mu, co należy zrobić. Przede wszystkim musi go zwolnić z więzienia” – powiedział portalowi zerkalo.io Wroński, dodając: „Andrzej Poczobut jest dumnym obywatelem Białorusi, który jest także dumny ze swojego polskiego pochodzenia. Ale musi być wolnym człowiekiem w wolnym kraju i mieszkać tam, gdzie chce on sam”.

Znadniemna.pl na podstawie Belta.by i Zerkalo.io, fot.: Belta.by

Łukaszenka przypomniał o swoim więźniu politycznym 16 stycznia, podczas wizytacji fabryki motocykli w Mińskim Parku Technologicznym. Kwestia dziennikarza i działacza mniejszości polskiej z Grodna Andrzeja Poczobuta została poruszona w kontekście otwarcia przez Polskę przejść granicznych, czego jednym z warunków jest uwolnienie Polaka. - Jeśli chodzi o

Skip to content