HomeStandard Blog Whole Post (Page 3)

Wieczorem 25 listopada na skwerze przy pomniku bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Białymstoku odbyła się kolejna akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem i innymi więźniami politycznymi na Białorusi.

Choć wyjątkowo niesprzyjająca aura ograniczyła frekwencję, zgromadzeni przypomnieli o losie uwięzionego dziennikarza i działacza Związku Polaków na Białorusi. Podczas wystąpień mówiono o dramatycznych warunkach, w jakich przebywają więźniowie polityczni, oraz o nadziejach na rychłe uwolnienie nowej grupy osób za sprawą negocjacji prowadzonych z Łukaszenką przez Amerykanów, o czym coraz częściej mówi się w ostatnich tygodniach.

Uczestnicy akcji przynieśli  zdjęcia Andrzeja Poczobuta i innych represjonowanych, a także biało‑czerwono‑białe flagi, będące symbolem wolnej Białorusi. Wystąpienia miały charakter przypomnienia, że sprawa więźniów politycznych nie może zostać zapomniana. Podkreślano, że solidarność międzynarodowa jest jednym z niewielu narzędzi nacisku na reżim w Mińsku i że każde publiczne wsparcie ma znaczenie moralne.

Andrzej Poczobut został zatrzymany w Grodnie 25 marca 2021 roku i skazany na osiem lat kolonii karnej, które odsiaduje w Nowopołocku na północy Białorusi. Od dnia zatrzymania Andrzeja minęło już 1 341 dni, które spędził za kratami. W tym czasie stał się symbolem niezłomności i odwagi, a jego sprawa jest stale obecna w polskiej przestrzeni publicznej. W październiku 2025 roku został uhonorowany Nagrodą im. Andrieja Sacharowa, a w listopadzie odznaczony przez Prezydenta RP Orderem Orła Białego.

Akcje solidarności w Białymstoku odbywają się cyklicznie, co miesiąc, i są wyrazem pamięci o więźniach politycznych na Białorusi. Dzisiejsze zgromadzenie, mimo niesprzyjających warunków pogodowych, pokazało, że temat pozostaje żywy i że w Polsce nie ustaje wsparcie dla tych, którzy wciąż przebywają za kratami. Organizatorzy podkreślali, że dopóki Andrzej Poczobut i inni więźniowie polityczni nie odzyskają wolności, solidarność będzie kontynuowana.

 Znadniemna.pl, fot.: Hpravy.org

Wieczorem 25 listopada na skwerze przy pomniku bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Białymstoku odbyła się kolejna akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem i innymi więźniami politycznymi na Białorusi. Choć wyjątkowo niesprzyjająca aura ograniczyła frekwencję, zgromadzeni przypomnieli o losie uwięzionego dziennikarza i działacza Związku Polaków na Białorusi. Podczas

24 listopada w Mrągowskim Centrum Kultury odbył się wyjątkowy koncert „Melodie dla Anny”, będący częścią Festiwalu „Eurydyka” — wydarzenia, które powstało w 2013 roku na Białorusi jako jeden z najważniejszych polskich konkursów wokalnych. Po przeniesieniu się do Polski po roku 2020 festiwal kontynuuje swoją misję upamiętniania twórczości Anny German oraz wspierania młodych talentów.

Mrągowskie Centrum Kultury wypełniło się tego wieczoru dźwiękami, emocjami i niezwykłym ciepłem. Publiczność od pierwszych chwil dała się porwać atmosferze wydarzenia, a oklaski, które nie cichły nawet po zakończeniu koncertu, świadczyły o ogromnym uznaniu dla artystów z Białorusi, Ukrainy i Polski.

Międzynarodowy koncert „Melodie dla Anny”, przygotowany przez Fundację Kultura Bez Granic, od lat stanowi jedno z najważniejszych wydarzeń w ramach Festiwalu „Eurydyka”. Festiwal ten narodził się w 2013 roku na Białorusi i szybko stał się jednym z najbardziej prestiżowych polskich konkursów wokalnych. Z powodów politycznych po roku 2020 został przeniesiony do Polski, gdzie z powodzeniem kontynuuje swoją misję — pielęgnuje pamięć o Annie German, odkrywa młode talenty i łączy kultury poprzez muzykę.

Tegoroczny koncert wyróżniał się autorskimi interpretacjami najbardziej znanych utworów Anny German. Solowe wystąpienia, pełne emocji duety i harmonijne kwartety uzupełnione zostały nowymi aranżacjami i wyjątkowym scenariuszem. Instrumentalne brzmienia skrzypiec i fortepianu nadawały występom elegancji i głębi.

Na scenie zaprezentowali się: Grażyna Komincz, Zoja Rolińska, Walery Zadorożny, Katarzyna Czekanowska oraz Andrzej Pluszcz. Akompaniowali im: skrzypaczka Eugenia Żukowytska oraz pianista i kierownik artystyczny festiwalu, Witali Oleszkiewicz. Koncert poprowadziła Marina Towarnicka, prezes Fundacji „Kultura Bez Granic”.

Artyści podkreślali po występie, że magia tego wieczoru była możliwa dzięki otwartości i ciepłu publiczności. W swoich podziękowaniach wyrazili wdzięczność gospodarzom — Mrągowskiemu Centrum Kultury — oraz wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji wydarzenia.

„Do zobaczenia, Mrągowo!” — tymi słowami zakończyli swoje wystąpienia, wyrażając nadzieję na kolejne spotkania w przyszłości.

Koncert „Melodie dla Anny” po raz kolejny udowodnił, że twórczość Anny German pozostaje żywa, inspiruje i daje ukojenie — tak jak pragnęła artystka, mówiąc:

„Chcę, by piosenka rodziła w sercach słuchaczy piękne uczucia…”.

Znadniemna.pl/Fot.: Facebook.com

 

24 listopada w Mrągowskim Centrum Kultury odbył się wyjątkowy koncert „Melodie dla Anny”, będący częścią Festiwalu „Eurydyka” — wydarzenia, które powstało w 2013 roku na Białorusi jako jeden z najważniejszych polskich konkursów wokalnych. Po przeniesieniu się do Polski po roku 2020 festiwal kontynuuje swoją misję

Urodzona 25 listopada 1920 roku w Bobrujsku, Karolina Borchardt była jedną z tych artystek, których życie splotło się nierozerwalnie z dramatycznymi wydarzeniami XX wieku. Dziś, w 105. rocznicę jej urodzin, przypominamy sylwetkę aktorki, żołnierki Armii Krajowej i uczestniczki Powstania Warszawskiego, której droga do sceny była równie trudna, co niezwykła.

Karolina Borchardt, z domu Straczewska, dorastała w rodzinie inteligenckiej, gdzie kultura i nauka były codziennością. Już jako nastolatka mała Karolina marzyła o teatrze, a ukończone w 1939 roku prywatne gimnazjum miało być początkiem jej artystycznej drogi. Wybuch wojny brutalnie przerwał te plany – zamiast szkoły teatralnej przyszła konspiracja i walka o wolność. Borchardt wstąpiła do Armii Krajowej, a jej młodzieńcze marzenia musiały ustąpić miejsca rzeczywistości okupacyjnej.

Podczas okupacji działała w strukturach AK, angażując się w działalność konspiracyjną. W 1944 roku wzięła udział w Powstaniu Warszawskim, które na zawsze odcisnęło piętno na jej życiu i twórczości. Po wojnie wspominała, że dramatyczne przeżycia z tamtych lat nauczyły ją odwagi i determinacji. Te cechy później przeniosła na scenę, gdzie jej role nabierały szczególnej głębi i autentyczności.

Dopiero w 1945 roku mogła rozpocząć studia aktorskie w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Ukończyła je trzy lata później, rozpoczynając karierę sceniczną i filmową.

Zagrała w kilku produkcjach filmowych, ale to teatr był jej prawdziwym domem.

Przez jeden sezon grała w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi, po czym na dwa sezony przeniosła się do Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. W sezonie 1952/1953 zagrała w powstałym wówczas Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. W 1953 przeniosła się do Warszawy i dołączyła do zespołu Teatru Domu Wojska Polskiego, dwa lata później teatr zmienił nazwę na Teatr Dramatyczny. Karolina Borchardt grała w nim do przejścia na emeryturę w 1987 roku.

Choć nie zdobyła wielkich nagród ani międzynarodowej sławy, urodzona bobrujczanka była ceniona przez środowisko i publiczność za rzetelność, pasję i autentyczność. Jej role, choć nieliczne, pozostawiły ślad w historii polskiej sceny. Za swoją wieloletnią działalność artystyczną i lata służby w Armii Krajowej została uhonorowana Krzyżem Powstańczym i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski — jednym z najważniejszych odznaczeń państwowych, przyznawanym za szczególne zasługi dla kraju.

Karolina Borchardt zmarła 4 maja 2011 roku w Konstancinie-Jeziornie. Jej prochy spoczęły na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie – miejscu, gdzie swój wieczny spoczynek znalazło wielu powstańców i ludzi teatru. Dziś pamiętamy ją nie tylko jako aktorkę, ale także jako kobietę, która w młodości chwyciła za broń, by walczyć o wolność. Jej życie jest świadectwem pokolenia, które musiało łączyć sztukę z historią, a marzenia z walką o przetrwanie.

Opr. Adolf Gorzkowski, na zdjęciu; Karolina Borchardt w filmie „Szczęściarz Antoni” (1960 r.), źródło: screenshot z Youtube.com

Urodzona 25 listopada 1920 roku w Bobrujsku, Karolina Borchardt była jedną z tych artystek, których życie splotło się nierozerwalnie z dramatycznymi wydarzeniami XX wieku. Dziś, w 105. rocznicę jej urodzin, przypominamy sylwetkę aktorki, żołnierki Armii Krajowej i uczestniczki Powstania Warszawskiego, której droga do sceny była

Dwaj białoruscy duchowni katoliccy – ks. Henryk Okołotowicz i o. Andrzej Juchniewicz OMI – po opuszczeniu 20 listopada kolonii karnej w Bobrujsku zostali przewiezieni do Nuncjatury Apostolskiej w Mińsku, a następnie skierowani do Watykanu. Od kilku dni przebywają tam bez kontaktu z mediami i wiernymi, a według nieoficjalnych informacji przechodzą badania medyczne.

Po czterech dniach od przybycia uwolnionych duchownych wciąż brak oficjalnych komunikatów na ich temat ze strony Stolicy Apostolskiej. Kapłani nie uczestniczyli w żadnych spotkaniach publicznych i do tej pory nie nawiązali kontaktu z bliskimi. Towarzyszy im metropolita mińsko-mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski.

Wierni oczekują, że w najbliższych dniach mogą odbyć się pierwsze oficjalne spotkania, w tym audiencja u papieża Leona XIV, która możliwa jest jedynie do 27 listopada, gdyż tego dnia Ojciec Święty wyruszy w podróż apostolską do Turcji i Libanu.

Ks. Henryk Okołotowicz, proboszcz parafii św. Józefa w Wołożynie, został zatrzymany w listopadzie 2023 roku i skazany na jedenaście lat kolonii karnej pod zarzutem zdrady państwa. Był pierwszym katolickim duchownym na Białorusi od czasów stalinowskich skazanym za rzekome przestępstwa polityczne. Ks. Henryk znany jest z obrony wolności religijnej i patriotyzmu, a w 1984 roku odprawił pierwszą Mszę świętą w Katyniu.

Ojciec Andrzej Juchniewicz OMI, przełożony oblatów na Białorusi, został zatrzymany w maju 2024 roku i oskarżony o działalność wywrotową. Skazano go na trzynaście lat kolonii karnej. Był proboszczem sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie i jednym z najbardziej rozpoznawalnych kapłanów zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej. Jego uwięzienie stało się symbolem represji wobec Kościoła katolickiego na Białorusi.

Obecność uwolnionych z białoruskiego więzienia księży w Watykanie, pod opieką arcybiskupa Józefa Staniewskiego, budzi nadzieję na ich rychłe spotkanie z papieżem Leonem XIV i powrót do posługi duszpasterskiej.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life, Wyzwoleni duchowni (pośrodku) w Nuncjaturze Apostolskiej w Mińsku, fot.: Catholic.by

Dwaj białoruscy duchowni katoliccy – ks. Henryk Okołotowicz i o. Andrzej Juchniewicz OMI – po opuszczeniu 20 listopada kolonii karnej w Bobrujsku zostali przewiezieni do Nuncjatury Apostolskiej w Mińsku, a następnie skierowani do Watykanu. Od kilku dni przebywają tam bez kontaktu z mediami i wiernymi,

Jeśli sytuacja na granicy litewsko-białoruskiej nie ulegnie poprawie, rząd w Wilnie podejmie decyzję o jej ponownym zamknięciu – zapowiedziała premier  Litwy Inga Ruginienė. To reakcja na nasilające się incydenty związane z naruszeniami litewskiej przestrzeni powietrznej przez balony przemytnicze oraz na utrudnienia w ruchu granicznym po stronie białoruskiej.

Premier podkreśliła, że Litwa stoi w obliczu ataku hybrydowego ze strony Mińska. W ostatnich dniach lotnisko w Wilnie dwukrotnie musiało wstrzymać działalność z powodu zagrożenia balonami, a litewskie ciężarówki były zatrzymywane po stronie białoruskiej. Ruginienė zaznaczyła, że takie działania są nielegalne i stanowią próbę destabilizacji sytuacji w regionie.

Jednocześnie w litewskim parlamencie pojawiły się głosy krytyczne wobec decyzji o przedwczesnym (20 listopada zamiast 30 listopada, jak planowano wcześniej – red.) otwarciu granicy z Białorusią. Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu Remigijus Motuzas stwierdził, że rząd pospieszył się, ulegając presji przewoźników i wierząc w dobrą wolę Mińska. Podkreślił, że część towarów litewskich przewoźników oraz ich sprzęt zostały zatrzymane, a znaczne ilości towarów – skonfiskowano. Według niego konieczne jest zwołanie kolejnych spotkań międzyresortowych, współpraca z krajami Unii Europejskiej oraz wprowadzenie nowych, ostrzejszych sankcji wobec Białorusi i Rosji.

Ruginienė podkreśliła, że bezpieczeństwo państwa i obywateli pozostaje priorytetem, nawet jeśli zamknięcie granicy spowoduje niedogodności dla mieszkańców regionów przygranicznych. Sprawa ma zostać omówiona na posiedzeniu Komisji Bezpieczeństwa Narodowego, która przygotuje rekomendacje dotyczące dalszych działań. Tymczasem kolejne incydenty – jak zawieszenie lotów w Wilnie 23 listopada czy wykrycie na Łotwie siedmiu sond meteorologicznych z przemycanymi papierosami – pokazują, że problem ma charakter regionalny i wymaga wspólnej odpowiedzi państw bałtyckich oraz Polski

Znadniemna.pl na podstawie Delfi.lt, na zdjęciu: Premier Litwy Inga Ruginienė, fot.: BNS/TVP Wilno

Jeśli sytuacja na granicy litewsko-białoruskiej nie ulegnie poprawie, rząd w Wilnie podejmie decyzję o jej ponownym zamknięciu – zapowiedziała premier  Litwy Inga Ruginienė. To reakcja na nasilające się incydenty związane z naruszeniami litewskiej przestrzeni powietrznej przez balony przemytnicze oraz na utrudnienia w ruchu granicznym po

Końcówka listopada od wieków uchodziła na polskich Kresach za czas, kiedy świat żywych i niewidzialnych sił stawał się sobie szczególnie bliski. To wtedy młodzi – panny i kawalerowie – uchylali rąbka tajemnicy przyszłości, pytając o miłość, małżeństwo i pomyślność w nadchodzącym roku. Katarzynki i Andrzejki, dziś kojarzone głównie z zabawą, niegdyś były jednym z najważniejszych rytuałów dorocznych, celebrowanych zarówno na wiejskich zagrodach, jak i w szlacheckich dworach.

Kiedy jesień styka się z Adwentem

Na dawnej wsi – ale także w dworkach i mieszczańskich izbach – uważano, że noc św. Katarzyny oraz wigilia św. Andrzeja to momenty graniczne. Po nich zaczynał się Adwent, okres ciszy, powściągliwości i zakazu wróżb. Nic dziwnego, że młodzi traktowali te dwa wieczory jako ostatnią szansę na „zajrzenie” w los.

Wspominano wtedy stare porzekadła:

„Święta Katarzyna Adwent zaczyna.”

„Na świętego Andrzeja dziewkom z wróżby nadzieja.”

Wierzono, że to czas szczególnej mocy, a wszystko, co przepowiedziane, może się spełnić.

Katarzynki – rycerskie i kawalerskie wróżby dla chłopców

Choć o Katarzynkach dziś pamięta niewielu, dawniej były one męskim odpowiednikiem Andrzejek i cieszyły się ogromną powagą. W wigilię św. Katarzyny (24-25 listopada) kawalerowie próbowali poznać imię, wygląd, a nawet charakter przyszłej narzeczonej.

Magiczna recytacja na dobry początek

W tradycji ludowej wróżby poprzedzała specjalna formuła, np.:

„Hej! Kasiu, Katarzynko,

Gdzie szukać cię, dziewczynko?

Wróżby o ciebie zapytam,

Czekaj – wkrótce zawitam…”

Takie rymowane zaproszenie miało „otworzyć drogę” snom i przepowiedniom.

Pod poduszką – dziewczyna w śnie

Najbardziej znana wróżba mówiła:

„W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny!”

Dlatego młodzi mężczyźni: wkładali pod poduszkę części garderoby należące do dziewcząt, karteczki z imionami panien, albo ptasie piórko, symbol lekkości i szczęścia. To właśnie tej nocy miał przyjść sen wskazujący przyszłą narzeczoną.

Kubki z ukrytymi znakami

Pod kubkami chowano: obrączkę – ślub, zboże – dobry rok, monety – dostatek, pusty kubek – rok bez zmian.

Losowanie miało pokazać, czy w nadchodzących miesiącach kawalerowi „potrzebne będą już drużby”.

Czy Katarzynki powrócą?

Choć zanikły w XX wieku, dziś przeżywają renesans w środowiskach rekonstruktorskich i regionalnych. Ich symbolika przyciąga coraz większą uwagę – zwłaszcza w połączeniu z rosnącym zainteresowaniem kulturą Kresów.

Andrzejki – najważniejsza noc panien na wydaniu

Z 29 na 30 listopada odbywała się najbardziej magiczna noc w roku dla niezamężnych dziewcząt. W staropolskiej Polsce traktowano ją niezwykle poważnie. Wróżono w skupieniu, często w samotności. Dopiero z czasem Andrzejki zamieniły się w zbiorowe zabawy.

Pogańskie korzenie i patron ślubów

Badacze wskazują, że geneza zwyczaju może wywodzić się: z rytuałów pogańskich związanych z przepowiadaniem przyszłości, z kultu starogermańskiego boga Frejra, patrona miłości i płodności, z symboliki greckiego imienia Andreas (aner, andros – „mąż”). Po chrystianizacji rytuały połączono z postacią św. Andrzeja, patrona panien i szczęśliwych małżeństw.

Post i modlitwa – aby przyśnił się „ten jedyny”

Dziewczęta: pościły cały dzień, modliły się o dobrego męża, wkładały pod prześcieradło męską koszulę, przy łóżku stawiały misę z wodą i mały „mostek” z patyczków, by ukochany mógł „przyjść przez wodę” we śnie.

Wróżby andrzejkowe – magia, wiara i żart splatały się w jedno
  1. Lanie wosku i cień przyszłego męża

To najstarsza i najpopularniejsza wróżba. Wosk lano: przez klucz, cienkie ucho od klucza, albo bezpośrednio na wodę. Zastygniętą bryłę oglądano pod światło. Cień przypominający wiatrak oznaczał młynarza, koń – jeźdźca, a kwiat – delikatność przyszłego partnera. W innej wersji wosk lub cyna była lanym w dwóch punktach misy. Gdy powstałe kształty zbliżały się ku sobie – zwiastowało to rychłe małżeństwo.

  1. Gałązka wiśni – cud na Boże Narodzenie

W wigilię św. Andrzeja panna zrywała gałązkę wiśni lub czereśni. Jeżeli zakwitła do Wigilii, mówiono:

„Zakwitła na święta – panna nie będzie długo czekać.”

  1. Wysiew lnu i konopi – kresowa specjalność

Na wschodnich terenach Rzeczypospolitej była to wróżba niezwykle ważna. Panny: wysiewały len lub konopie w garnku, ziemię zagrabiały męskimi spodniami (!), obserwowały, jak rośnie zasiew. Wyprostowany len oznaczał rychłe zamążpójście. Len pochylony – przeszkody. Pędy „uciekające” w stronę drzwi – szybkie opuszczenie domu rodzinnego.

  1. Losowanie przedmiotów pod talerzykami

Symbolika była jednoznaczna: obrączka – małżeństwo, wstążka z czepka – ślub, różaniec – życie zakonne, listek – staropanieństwo, laleczka – nieślubne dziecko.

  1. Buty – kto pierwszy do progu, ten pierwszy do ślubu

Dziewczęta układały swoje buty jeden za drugim. Trzewik, który pierwszy dotknął progu, wskazywał pannę najbliższą zamążpójścia. Jeśli but dotknął progu piętą – wróżyło to długie oczekiwanie.

  1. Zwierzęcy pomocnicy – kogut, pies, gąsior

Wróżby te były szczególnie widowiskowe: kogut wybierał pierwszą pannę, której zje ziarno, pies wskazywał początek drogi narzeczonego, gąsior z zawiązanymi oczami skubał dziewczynę „pierwszą do ślubu”.

  1. Jabłko i litera przyszłej miłości

Dziewczęta obierały jabłka jednym paskiem, rzucały je za siebie i odczytywały literę ułożoną przez skórkę.

Wróżby jako fundament kultury – dlaczego były tak ważne?

W staropolskim świecie małżeństwo było społecznym obowiązkiem. Staropanieństwo lub starokawalerstwo uznawano za „klęskę losu”. Nic dziwnego, że te jesienne noce budziły tak silne emocje. Wróżby pełniły funkcje: społeczne – integrowały młodych, psychologiczne – dawały poczucie wpływu na przyszłość, symboliczne – łączyły pogańskie tradycje z chrześcijaństwem, rytualne – zamykały rok i wprowadzały w czas adwentu.

Wierzono, że dusze zmarłych w listopadzie są szczególnie blisko żywych i mogą „ostrzać albo radzić”. To tylko wzmacniało aurę tajemniczości.

Współczesne Andrzejki stały się zabawą towarzyską, choć wciąż przetrwały: lanie wosku, wróżba z butów, imiona pod poduszką, zabawy grupowe.

Coraz więcej osób wraca jednak także do Katarzynek, przywracając pamięć o dawnym męskim święcie wróżb. W rekonstrukcjach, muzeach i domach kultury odżywa także: wróżba z lnu, losowanie pod kubkami, wróżby senne.

Z kolei w kulturze popularnej rośnie zainteresowanie słowiańskością i dawnymi rytuałami – a Katarzynki i Andrzejki idealnie wpisują się w ten trend.

Magia, która nie przemija

Dzisiejsze spotkania andrzejkowe mają lekki, zabawowy charakter. Ale za nimi kryją się wieki wierzeń, lęków i nadziei – oraz ludzkie pragnienie szczęścia. Kiedy więc stawiamy misę z wodą czy patrzymy na cień woskowej figurki, odtwarzamy gesty naszych przodków. I choć nie wierzymy już w każdą przepowiednię, wciąż pragniemy zajrzeć w przyszłość. Bo – jak mawiano na Kresach:

„Kto w Andrzeja sobie wróży, temu los się w śmiech zanurzy.”

Przygotowała Waleria Brażuk/Znadniemna.pl/Na zdjęciu: obraz Henryka Siemiradzkiego „Noc św. Andrzeja – Wróżbita”, 1867 roku, wikipedia.org

Końcówka listopada od wieków uchodziła na polskich Kresach za czas, kiedy świat żywych i niewidzialnych sił stawał się sobie szczególnie bliski. To wtedy młodzi – panny i kawalerowie – uchylali rąbka tajemnicy przyszłości, pytając o miłość, małżeństwo i pomyślność w nadchodzącym roku. Katarzynki i Andrzejki,

Z okazji rocznicy śmierci przypominamy postać Michała Ksawerego Sapiehy, urodzonego na terenach dzisiejszej Białorusi, który mimo krótkiego życia odegrał ważną rolę w wojskowej i urzędniczej hierarchii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Generał major, krajczy wielki litewski i starosta puński pozostawił po sobie pamięć w dokumentach i genealogiach rodu Sapiehów, ukazując świat magnaterii XVIII wieku — pełen obowiązków, wpływów i rodzinnych strategii.

Herb Sapiehów Lis

Michał Ksawery Sapieha urodził się 3 grudnia 1735 roku w Wysokiem (w obwodzie brzeskim, przy granicy z Polską). Był synem Kazimierza Leona Sapiehy i Karoliny z Radziwiłłów, bratankiem biskupa Józefa Stanisława i Michała Antoniego, a także bratem Aleksandra Michała i Anny. Osierocony przez ojca w wieku trzech lat, miał pozostać przy stryju Józefie Stanisławie i matce, jednak uciekłszy od matki do drugiego stryja, Michała Antoniego, został przez niego oddany na wychowanie Michałowi F. Czartoryskiemu.

W ciągu swojego krótkiego życia zgromadził tytuły i urzędy: był generałem majorem wojsk litewskich, krajczym wielkim litewskim oraz starostą puńskim.

Młodość i wychowanie

Rodzina Sapiehów od stuleci łączyła ambicję polityczną z rozległym majątkiem. Michał Ksawery wchodził w dorosłość pod silnym znakiem tej tradycji. Wychowanie u Michała F. Czartoryskiego zapewniło mu kontakt z elitą polityczną i intelektualną Rzeczypospolitej, a także przygotowało go do pełnienia funkcji wojskowych i urzędniczych. Jako przedstawiciel linii rodu miał obowiązek prowadzić sprawy ziemskie, uczestniczyć w sejmach i pełnić funkcje dworskie.

Służba wojskowa

Jako pułkownik buławy polnej otrzymuje 12 kwietnia 1756 roku patent na generała majora. W roku 1758 posłuje na sejm. Dzięki zbliżeniu stryja Michała Antoniego do Michała Kazimierza Radziwiłła uzyskuje w 1759 roku nominację na krajczego wielkiego litewskiego oraz tegoż roku Order Orła Białego.

Był posłem na Sejm nadzwyczajny 1761 roku z powiatu starodubowskiego. W latach 1761-1764 związał się ze stronnictwem przeciwników Familii (stronnictwa powstałego w połowie XVIII wieku, zgrupowanego wokół magnackich rodów Czartoryskich i Poniatowskich, dążącego do wprowadzenia reform społeczno-ustrojowych w Rzeczypospolitej Obojga Narodów), w szczególności z hetmanem Janem Klemensem Branickim. Jako poseł z powiatu słonimskiego na Sejm konwokacyjny 7 maja 1764 roku podpisał manifest, uznający odbywający się w obecności wojsk rosyjskich sejm za nielegalny.

Po wyborze Stanisława Augusta Poniatowskiego uzyskał od Michała Fryderyka Czartoryskiego obietnicę przebaczenia poprzedniej postawy w zamian za poparcie elekcji odpowiednich posłów w lutym 1766 roku.

Rodziny nie założył.

Śmierć i spuścizna

Michał Ksawery Sapieha zmarł 24 listopada 1766 roku w Białymstoku, w wieku zaledwie 30 lat. Choć jego życie było krótkie, pozostawił po sobie ślad w dokumentach urzędowych, genealogicznych zapisach rodu Sapiehów oraz lokalnych pamiętnikach i epitafiach. Jego funkcje oraz przynależność do rodu pozwalają odtworzyć codzienność średniej generacji magnatów XVIII wieku — ludzi pełniących służbę wojskową i urzędniczą, dbających o rodzinę i majątek.

Znadniemna.pl/wikipedia.org

 

Z okazji rocznicy śmierci przypominamy postać Michała Ksawerego Sapiehy, urodzonego na terenach dzisiejszej Białorusi, który mimo krótkiego życia odegrał ważną rolę w wojskowej i urzędniczej hierarchii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Generał major, krajczy wielki litewski i starosta puński pozostawił po sobie pamięć w dokumentach i genealogiach

Polska w 2025 roku odnotowała rekordową liczbę deportacji. Straż Graniczna i służby odpowiedzialne za kontrolę legalności pobytu prowadziły szeroko zakrojone działania, które doprowadziły do wydalenia ponad 8 300 migrantów. Najczęściej decyzje o deportacji dotyczyły obywateli Gruzji, Białorusi oraz Ukrainy.

Według oficjalnych danych, na polskiej liście osób wpisanych na listę cudzoziemców uznanych za niepożądanych w Polsce jest 2 200 Białorusinów. Wiele z decyzji o deportacji migrantów wynikało z naruszeń prawa, a część była związana z przesłankami bezpieczeństwa państwa. Tymczasem na liście osób uznanych za niepożądane w Polsce oprócz Białorusinów znajduje się 5 900 obywateli Ukrainy, 4 200 Gruzinów, 2 400 Afgańczyków oraz 1 900 Rosjan.

Podczas przeprowadzonej w sobotę, 22 listopada, konferencji prasowej, zorganizowanej wspólnie przez MSWiA, Straż Graniczną i Policję, minister Marcin Kierwiński mówił o „jasnym komunikacie do świata przestępczego”, podkreślając determinację państwa w walce z naruszeniami prawa. Komendant główny Straży Granicznej, gen. bryg. SG Robert Bagan dodał, że Straż Graniczna stoi na straży bezpieczeństwa granic i będzie nadal skutecznie egzekwować przepisy wobec osób naruszających prawo. „Rekordowe liczby deportacji pokazują skalę wyzwań, ale także determinację naszych funkcjonariuszy” – zaznaczył.

 Znadniemna.pl na podstawie TVN24.pl, na zdjęciu: Deportacja obywateli Gruzji w marcu 2025 roku, fot.: Straż Graniczna

Polska w 2025 roku odnotowała rekordową liczbę deportacji. Straż Graniczna i służby odpowiedzialne za kontrolę legalności pobytu prowadziły szeroko zakrojone działania, które doprowadziły do wydalenia ponad 8 300 migrantów. Najczęściej decyzje o deportacji dotyczyły obywateli Gruzji, Białorusi oraz Ukrainy. Według oficjalnych danych, na polskiej liście osób wpisanych

W ostatnich latach Polska stała się jednym z najważniejszych miejsc, w których młodzi ludzie i naukowcy z Białorusi mogą kontynuować edukację i rozwój naukowy w bezpiecznym środowisku. Dzięki programom stypendialnym i inicjatywom akademickim tysiące osób znalazło tu przestrzeń do nauki, badań i budowania przyszłości.

Polska od wielu lat pełni wyjątkową rolę w regionie, oferując wsparcie dla obywateli z Białorusi, którzy z powodu represji politycznych nie mogą rozwijać się w ojczyźnie. Najbardziej znanym przykładem jest Program im. Konstantego Kalinowskiego, powstały w 2006 roku, który umożliwia studia licencjackie, magisterskie, doktoranckie oraz staże naukowe. Według danych Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, w roku akademickim 2024/25 w programie uczestniczyło ponad 350 studentów i doktorantów, a od początku jego istnienia skorzystało z niego już ponad 1500 osób.

W odpowiedzi na wydarzenia z 2020 roku uruchomiono program Solidarni z Białorusią, zapewniający bezpłatne studia na polskich uczelniach oraz stypendia finansowe. W pierwszych edycjach wsparcie otrzymało 395 studentów (2021 r.), a w kolejnych latach program rozszerzono także na naukowców – w edycji 2025 stypendia badawcze przyznano 40 naukowcom z Białorusi.

Równolegle działa unijny program EU4Belarus – SALT III, oferujący stypendia w wysokości 550 euro miesięcznie dla studentów studiów magisterskich w Polsce, Litwie, Łotwie i Czechach. W edycji 2025 roku program obejmuje około 300 studentów, którzy rozpoczęli studia po wydarzeniach z 2020 roku.

Polska jest dziś największym ośrodkiem akademickim dla Białorusinów w Europie. Liczba studentów z tego kraju należy do najwyższych wśród wszystkich cudzoziemców studiujących w Polsce, a programy stypendialne obejmują setki miejsc rocznie. Od 2020 roku liczba beneficjentów znacząco wzrosła, co pokazuje skalę solidarności i otwartości polskiego środowiska akademickiego.

Dzięki tym inicjatywom młodzi ludzie nie tylko zdobywają wykształcenie, ale także uczestniczą w życiu akademickim i społecznym Polski, tworząc mosty między narodami. Polska nie ogranicza się do roli gospodarza – staje się aktywnym partnerem w budowaniu przyszłości Białorusi, dając młodym ludziom narzędzia do rozwoju naukowego i społecznego, chroniąc ich przed izolacją i represjami oraz tworząc przestrzeń, w której mogą powstawać idee demokratyczne i wolnościowe.

Znadniemna.pl na podstawie nawa.gov.pl, studium.uw.edu.pl, zdjęcie – ilustracyjne

W ostatnich latach Polska stała się jednym z najważniejszych miejsc, w których młodzi ludzie i naukowcy z Białorusi mogą kontynuować edukację i rozwój naukowy w bezpiecznym środowisku. Dzięki programom stypendialnym i inicjatywom akademickim tysiące osób znalazło tu przestrzeń do nauki, badań i budowania przyszłości. Polska od

Dokładnie dziś, 22 listopada, przypada 130. rocznica urodzin naszego krajana Kazimierza Pacewicza (1895–1974) – oficera kawalerii Wojska Polskiego i zarazem utalentowanego malarza, ucznia wybitnego polskiego malarza i pedagoga Józefa Pankiewicza. Życie Kazimierza Pacewicza było splecione z historią XX wieku: od walk o niepodległość, przez emigrację wojenną, aż po twórczość artystyczną, której efekty w postaci obrazów dziś znajdują się w polskich muzeach. Okrągła rocznica urodzin jest okazją, by przypomnieć sylwetkę artysty-żołnierza, którego obrazy wciąż przemawiają do kolejnych pokoleń.

Od Prużany do Krakowa

Kazimierz Pacewicz przyszedł na świat 22 listopada 1895 roku w Prużanie, w guberni grodzieńskiej. Dorastał w rodzinie inteligenckiej, w której patriotyzm i kultura były obecne na co dzień. Ojciec Augustyn był lekarzem, matka Zofia z domu Hołownia prowadziła dom, a brat August – porucznik 3. Pułku Artylerii Polowej Legionów, kawaler Orderu Virtuti Militari – poległ w 1920 roku, zapisując się w historii walk o niepodległość.

Już w młodości Kazimierz zdradzał talent plastyczny – jego prace gimnazjalne zostały wysoko ocenione przez Wojciecha Kossaka, co potwierdza, że artystyczna wrażliwość towarzyszyła mu od najwcześniejszych lat.

Wkrótce rozpoczął naukę malarstwa w Krakowie, pod okiem Józefa Pankiewicza – jednego z najwybitniejszych polskich kolorystów. Choć jego droga artystyczna zapowiadała się obiecująco, realia odradzającej się Polski sprawiły, że młody Pacewicz zdecydował się na służbę wojskową. Sztuka zeszła na dalszy plan, ale nigdy nie została przez niego porzucona – towarzyszyła mu przez całe życie, równolegle z wojskową karierą.

Oficer kawalerii

W styczniu 1918 roku wstąpił do I Korpusu Polskiego w Rosji, a później działał w Polskiej Organizacji Wojskowej. W czasie wojny polsko-bolszewickiej został ranny w bitwie pod Brodami.

Po odzyskaniu przez Polskę wolności i zakończeniu wojen o granice państwowe, Kazimierz Pacewicz został zweryfikowany w stopniu kapitana i kontynuował służbę w jednostkach kawalerii. Jego wojskowa kariera była nierozerwalnie związana z burzliwymi dziejami II Rzeczypospolitej, a dyscyplina i odwaga, które wyniósł z wojska, towarzyszyły mu później także w pracy artystycznej.

Artysta w mundurze

Mimo służby wojskowej Pacewicz nigdy nie porzucił sztuki. Był sekretarzem Pankiewicza i związany z kręgiem „kapistów”, którzy rozwijali malarstwo pod wpływem francuskiego koloryzmu. Tworzył pejzaże, portrety i akty, wyróżniające się subtelną kolorystyką i wrażliwością na światło.

Portret Aleksandry Piłsudskiej pędzla Kazimierza Pacewicza z roku 1950, źródło: Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie

Podczas otwarcia wystawy „Kazimierz Pacewicz (1895–1974) – artysta zapomniany” w Galerii Dobrej Sztuki Muzeum Częstochowskiego w 2014 roku, kuratorka ekspozycji Katarzyna Sucharkiewicz podkreślała: „Jego malarstwo jest pełne harmonii i spokoju, a zarazem zdradza niezwykłą dyscyplinę warsztatową.” Wypowiedź ta padła w kontekście prezentacji kilkudziesięciu obrazów Pacewicza, które po raz pierwszy od wielu lat zostały pokazane szerokiej publiczności.

Emigracja i ostatnie lata

Po wybuchu II wojny światowej nasz bohater znalazł się w Paryżu, a następnie w Wielkiej Brytanii. Tam pozostał już do końca życia, osiedlając się w Penley w Walii. Choć żył na emigracji, jego twórczość regularnie wracała do Polski, przypominając o losach artysty-żołnierza.

Podczas jednej z wystaw retrospektywnych w Polsce, historyk sztuki i siostrzenica artysty Zofia Rozanow wspominała: „Choć żył na emigracji, jego myśli i sztuka zawsze wracały do Polski.” Jej słowa padły w kontekście przypomnienia dorobku Pacewicza i podkreślenia, że mimo oddalenia od ojczyzny, artysta pozostał jej wierny w swojej twórczości i pamięci.

Spuścizna artysty

Największe zbiory prac Kazimierza Pacewicza znajdują się w Muzeum Regionalnym w Siedlcach, które posiada ponad 70 obrazów artysty. Wystawy w Częstochowie i innych miastach przypominają o jego dorobku, a kolekcje muzealne pozwalają odkrywać na nowo jego twórczość.

„Bazylika San Marco w Wenecji”, źródło: muzeumsiedlce. art.pl

„Przejażdżka konna na plaży”, źródło: muzeumsiedlce. art.pl

„Ułan 2. Pułku Królestwa kongresowego”, źródło: onebid.pl

Zofia Rozanow określiła go mianem „artysty zapomnianego”, którego twórczość zasługuje na ponowne odkrycie. Dziś Pacewicz pozostaje symbolem pokolenia, które musiało łączyć wojskową służbę z artystyczną pasją – jego obrazy są świadectwem tęsknoty za ojczyzną i dowodem, że sztuka potrafi przetrwać nawet najtrudniejsze czasy.

Opr. Emilia Kuklewska, na zdjęciu: od prawej strony – Kazimierz Pacewicz, polski malarz, oficer Wojska Polskiego z odznaką pamiątkową Michajlowskiej Szkoły Artyleryjskiej (Imperium Rosyjskie). Zdjęcie w Grodno, 1918 r., źródło zdjęcia: myvimu.com/Muzeum Lwów 1939

Dokładnie dziś, 22 listopada, przypada 130. rocznica urodzin naszego krajana Kazimierza Pacewicza (1895–1974) – oficera kawalerii Wojska Polskiego i zarazem utalentowanego malarza, ucznia wybitnego polskiego malarza i pedagoga Józefa Pankiewicza. Życie Kazimierza Pacewicza było splecione z historią XX wieku: od walk o niepodległość, przez emigrację

Przejdź do treści