HomeStandard Blog Whole Post (Page 3)

1 sierpnia, w dzień wybuchu Powstania Warszawskiego, przypada 12. rocznica śmierci Bohdana Horbaczewskiego — człowieka, który we wrześniu 1939 roku, jako 15-letni harcerz, stanął do walki w obronie Grodna przed sowieckim najazdem.

Później, pod pseudonimem „Amon”, działał w strukturach Armii Krajowej, ryzykując życie dla wolnej Polski. Po wojnie nie porzucił misji i przez kolejne dekady dokumentował świat przez obiektyw aparatu, utrwalając to, co ulotne: twarze, miejsca, pamięć.

Bohdan Horbaczewski, Grodno – 2009 rok

Grodno — miasto dzieciństwa i pierwszych ideałów

Bohdan Horbaczewski przyszedł na świat 11 września 1924 roku w Grodnie, w rodzinie prawnika Zygmunta Horbaczewskiego i Władysławy z Jastrzębskich. W okresie międzywojennym Grodno, leżące w granicach II Rzeczypospolitej, tętniło życiem intelektualnym oraz społecznym. Bohdan wychowywał się w rodzinie, która pielęgnowała wartości patriotyczne i szacunek dla tradycji. Ojciec Zygmunt i matka Władysława zaszczepili mu poczucie odpowiedzialności za wspólnotę i umiłowanie wiedzy.

Jako uczeń gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza chłopak wyróżniał się nie tylko pilnością, ale też aktywnością społeczną. Interesował się naukami przyrodniczymi, literaturą i historią. W harcerstwie uczył się dyscypliny, pracy zespołowej i służby dla innych — wartości, które miały odegrać kluczową rolę w jego późniejszym życiu. Grodno, choć niewielkie, było dla niego światem pełnym inspiracji i marzeń o przyszłości.

Jednak dzieciństwo Bohdana przypadło na burzliwy czas. Wybuch II wojny światowej w 1939 roku brutalnie przerwał jego młodzieńcze plany. Miasto, które znał i kochał, stało się areną walk, represji i okupacji. To właśnie wtedy, jako nastolatek, podjął decyzję, która na zawsze zmieniła jego życie — postanowił walczyć o wolność.

Harcerz z karabinem — wojna, która zmienia wszystko

Wrzesień 1939 roku był dla Bohdana Horbaczewskiego momentem przełomowym. W wieku zaledwie 15 lat włączył się w obronę Grodna przed sowieckim najazdem. Jako harcerz pełnił funkcję łącznika w obronie przeciwlotniczej, narażając życie, by przekazywać informacje i wspierać działania obronne. To doświadczenie nie tylko ugruntowało jego patriotyzm, ale też nauczyło go odwagi i determinacji.

Po zajęciu Grodna przez ZSRR Bohdan nie złożył broni. Wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, późniejszej Armii Krajowej, przyjmując pseudonim „Amon”. Jego rodzina, zesłana w czerwcu 1941 r. przez sowietów na 20 lat do Kazachstanu, cudem uniknęła wywózki dzięki opóźnieniu transportu. W czasie okupacji niemieckiej Bohdan Horbaczewski pracował w warsztacie elektrotechnicznym, w warsztacie maszyn rolniczych i w laboratorium elektrowni miejskiej.  Ponadto działał w konspiracji. Jego działalność konspiracyjna była niezwykle wszechstronna — zajmował się nasłuchem radiowym, stenografowaniem wiadomości z Londynu, redagowaniem ulotek i broszur propagandowych. Działał nie tylko w samym Grodnie, ale także w placówce Indura oraz w strukturach Biura Informacji i Propagandy Okręgu Białystok.

W warunkach okupacji sowieckiej i niemieckiej praca Bohdana Horbaczewskiego była niebezpieczna i wymagała ogromnej ostrożności. Mimo to Bohdan nie ustępował. Jego zaangażowanie w walkę o wolną Polskę było wyrazem głębokiego przekonania, że prawda i pamięć są wartościami, których nie można zdradzić. To właśnie w tych latach ukształtował się jego etos — cichy, konsekwentny, bezkompromisowy.

Toruń — nowe życie, nowe wyzwania

Po zakończeniu wojny Bohdan Horbaczewski osiedlił się w Toruniu, mieście o bogatej tradycji akademickiej i kulturalnej. Choć wojna pozostawiła w nim głębokie rany, nie zamierzał żyć przeszłością. Podjął pracę jako technik dyżurny w Polskim Radiu, gdzie przez osiem lat odpowiadał za transmisje i obsługę techniczną. Radio stało się dla niego nowym medium — przestrzenią, w której mógł kontynuować swoją misję informacyjną i dokumentacyjną.

Z czasem zdecydował się na studia chemiczne i biologiczne na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Nauka była dla niego nie tylko pasją, ale też sposobem na odbudowanie życia po wojennej traumie. Niestety, jego niezłomność znów została wystawiona na próbę. Gdy odmówił współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa, został zmuszony do porzucenia studiów. Władze komunistyczne nie tolerowały bowiem niezależnych umysłów, zwłaszcza tych, które miały za sobą działalność w AK.

Mimo tych przeciwności Bohdan nie poddał się. Zamiast kariery naukowej wybrał drogę dokumentalisty — człowieka, który za pomocą obiektywu będzie opowiadał historię Polski, jej ludzi, miejsc i pamięci. Toruń stał się jego nowym Grodnem — miastem, które przyjął z wdzięcznością i któremu poświęcił resztę życia.

Obiektyw jako świadek historii

W latach 50. Bohdan rozpoczął pracę jako fotograf w Dziale Etnograficznym Muzeum Miejskiego w Toruniu. Jego zadaniem było dokumentowanie badań terenowych, tradycji ludowych i obiektów muzealnych. Z czasem jego rola się rozrosła — nie był już tylko fotografem, ale kronikarzem codzienności, który za pomocą aparatu rejestrował to, co ulotne i niedostrzegalne. Jego zdjęcia były pełne szacunku dla detalu, kompozycji i emocji.

W 1971 roku objął stanowisko kierownika pracowni fotograficznej w Pracowni Konserwacji Zabytków. Tam dokumentował nie tylko zabytki, ale też proces ich ratowania i odnawiania. Jego archiwum to tysiące zdjęć — od portretów mieszkańców wsi, przez wnętrza kościołów, po uroczystości patriotyczne. Szczególne miejsce zajmowały fotografie związane z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika, którego życie akademickie śledził z pasją.

Horbaczewski nie ograniczał się do Torunia. Wyruszał w teren, by dokumentować polskie ślady na Białorusi, zwłaszcza w okolicach Grodna. Jego zdjęcia z tych wypraw są nie tylko dokumentem, ale też wyrazem tęsknoty za utraconą ojczyzną. Fotografował z myślą o przyszłych pokoleniach — by pamięć nie zginęła.

2009 rok. Uroczystość patriotyczna w Grodnie. Bohdan Horbaczewski ( w prawym dolnym rogu) robi zdjęcie aparatem fotograficznym

Bohdan Horbaczewski (po prawej) z weteranem AK Franciszkiem Szamrejem podczas uroczystości patriotycznej w Grodnie. 2009 rok

Bohdan Horbaczewski (po prawej) na uroczystości patriotycznej w Grodnie wśród miejscowych kombatantów, byłych żołnierzy Armii Krajowej. 2009 rok

Jednym z najważniejszych projektów Bohdana Horbaczewskiego była dokumentacja toruńskiego cmentarza żydowskiego. W 1975 roku, tuż przed jego likwidacją, Horbaczewski wykonał serię zdjęć, które dziś są bezcennym źródłem wiedzy o lokalnej społeczności żydowskiej. Uchwycił układ grobów, inskrypcje, detale macew — wszystko to, co miało zniknąć bez śladu.

Jego praca była aktem sprzeciwu wobec zapomnienia. W czasach, gdy pamięć o Żydach toruńskich była marginalizowana, Horbaczewski z pełną świadomością dokumentował to, co władze chciały wymazać. Dzięki jego zdjęciom możliwe było późniejsze odtworzenie historii cmentarza i przywrócenie godności pochowanym tam osobom.

W 2011 roku jego wysiłki zostały docenione przez naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha, który wręczył mu specjalną statuetkę — symbol wdzięczności za ocalenie pamięci. Dla Bohdana nie była to nagroda, lecz potwierdzenie, że jego misja miała sens. Fotografował nie dla chwały, lecz dla prawdy.

Ostatni kadr

Bohdan Horbaczewski zmarł 1 sierpnia 2013 roku, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Data ta nie wydaje się przypadkowa — jakby los chciał, by jego odejście było symbolicznym zamknięciem kręgu życia poświęconego walce o wolność i pamięć. Miał 89 lat.

Pamięć o Panu Bogdanie i niewytłumaczalny paradoks

Choć Bohdan Horbaczewski zmarł w 2013 roku, jego postać wciąż żyje w pamięci tych, którzy mieli okazję go poznać — zarówno osobiście, jak i poprzez jego fotografie. W prasie lokalnej i polonijnej ukazywały się liczne wspomnienia, które ukazują go jako człowieka skromnego, ale niezwykle oddanego swojej misji dokumentowania historii. W artykule opublikowanym na stronie internetowej Miasta Toruń w sierpniu 2013 roku, tuż po jego śmierci, Bogdana Horbaczewskiego nazwano „nestorem toruńskiej fotografii” — nie tylko ze względu na wiek, ale przede wszystkim na autorytet, jaki zyskał przez dekady pracy.

Wspominano go jako starszego pana w zielonym mundurze, z nieodłącznym aparatem fotograficznym, który jeszcze do niedawna był obecny na miejskich uroczystościach patriotycznych. Jego obecność była tak naturalna, że wielu torunian uważało go za część miejskiego krajobrazu. Nie szukał rozgłosu, nie zabiegał o uznanie — po prostu był tam, gdzie działo się coś ważnego. Jego zdjęcia nie tylko rejestrowały wydarzenia, ale też oddawały ich atmosferę, emocje, znaczenie.

W publikacjach związanych z Kresami i środowiskami kombatanckimi, które ukazywały się w prasie wydawanej przez Polaków na Białorusi, Horbaczewski pojawiał się jako symbol niezłomności i pamięci o Grodnie. Wspominano jego wyprawy na Białoruś, gdzie fotografował polskie ślady i nagrywał wspomnienia osób, które przeżyły sowieckie represje. Publikacje przygotowane z udziałem pana Bogdana opisywały dramatyczne wydarzenia września 1939 roku i udział harcerzy w obronie Grodna. Bogdan Horbaczewski był jednym z tych, którzy nie tylko walczyli, ale później przez całe życie dokumentowali, by pamięć o tamtych dniach nie zginęła.

Jest to paradoksalne i prawie niewytłumaczalne, ale w zaniedbanym stanie pozostaje dzisiaj miejsce wiecznego spoczynku Bohdana Horbaczewskiego. Na jego grobie 12 lat po śmierci nie powstał  bowiem trwały pomnik. W  miejscu pochówku bohatera stoi jedynie drewniany krzyż, pod którym nasypany jest nieduży kopiec z piasku.

Grób Bohdana Horbaczewskiego na cmentarzu w Toruniu. Stan z maja 2025 roku, fot.: facebook.com

Opr. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl

1 sierpnia, w dzień wybuchu Powstania Warszawskiego, przypada 12. rocznica śmierci Bohdana Horbaczewskiego — człowieka, który we wrześniu 1939 roku, jako 15-letni harcerz, stanął do walki w obronie Grodna przed sowieckim najazdem. Później, pod pseudonimem „Amon”, działał w strukturach Armii Krajowej, ryzykując życie dla wolnej Polski.

Król Zygmunt II August to postać kluczowa dla zrozumienia historii Polski,  Litwy i Białorusi. Był ostatnim władcą z potężnej dynastii Jagiellonów, która przez wieki kształtowała oblicze Europy Środkowo-Wschodniej. Dzisiaj przypada 505. rocznica urodzin monarchy, a więc jest doskonała okazja do tego, aby przypomnieć jego żywot.

Panowanie ostatniego Jagiellona, trwające od 1548 do 1572 roku, to czas głębokich przemian politycznych, społecznych i religijnych, które na zawsze odmieniły Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

Zygmunt August tron objął w burzliwych czasach, kiedy na arenie europejskiej ścierały się ze sobą potężne mocarstwa, a wewnętrzne wyzwania, takie jak Reformacja czy rosnące aspiracje szlachty, wymagały od władcy nie tylko mądrości, ale i elastyczności. Jak pisał Stanisław Orzechowski, wybitny pisarz polityczny epoki, Zygmunt August „był królem, co umiał nie tylko rozkazywać, ale i słuchać rady”. Świadczyło to o jego otwartości na dialog i gotowości do kompromisów.

Dziedzictwo ostatniego Jagiellona jest złożone. Z jednej strony ugruntował pozycję państwa jagiellońskiego, z drugiej zaś podjął decyzje, które, choć konieczne w obliczu ówczesnych zagrożeń, miały dalekosiężne konsekwencje dla przyszłości Rzeczypospolitej. Był mecenasem sztuki i nauki, propagatorem tolerancji religijnej, ale przede wszystkim – architektem unii, która na setki lat związała losy Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Początki Władzy i Osobiste Dylematy

Zygmunt August przyszedł na świat 1 sierpnia 1520 roku w Krakowie, jako długo wyczekiwany następca tronu. Od najmłodszych lat intensywnie przygotowywano go do roli przyszłego władcy. Już w wieku zaledwie dziewięciu lat został koronowany na wielkiego księcia litewskiego, a rok później na króla polskiego, Stało się to jeszcze za życia ojca królewicza – króla Zygmunta I Starego. To niezwykłe posunięcie miało zapewnić ciągłość dynastii i wzmocnić jej pozycję.

Jednak początki samodzielnego panowania Zygmunta Augusta nie były łatwe. Musiał zmierzyć się z silną opozycją magnacką, zwłaszcza po swoim potajemnym małżeństwie z Barbarą Radziwiłłówną. Ten związek, zawarty z miłości, wywołał prawdziwą burzę na dworze i wśród szlachty, która niechętnie patrzyła na rosnące wpływy litewskiego rodu Radziwiłłów. Mikołaj Rej, znakomity pisarz renesansowy, z charakterystyczną dla siebie dosadnością opisał ówczesne nastroje:

„Ledwie ten król na tron wstąpił, a już krew w nim zakipiała z miłości, co złości wielkiej przyczyną była”.

Król musiał stoczyć polityczną walkę o uznanie Barbary, co pokazało jego determinację i siłę charakteru. Niestety, ten osobisty triumf nie trwał długo. Barbara Radziwiłłówna zmarła zaledwie dwa lata po koronacji, w 1551 roku. Jej śmierć, otoczona aurą tajemnicy i plotek, była dla Zygmunta Augusta ogromnym ciosem, który odcisnął piętno na reszcie jego życia. Jak zauważył wybitny historyk Paweł Jasienica: „Śmierć Barbary nie tylko zgasiła miłość króla, ale i odbiła się na jego polityce, czyniąc go bardziej podatnym na sugestie i mniej skorym do ryzyka w sprawach osobistych”.

Mimo kolejnych małżeństw, monarcha nie doczekał się potomstwa, co ostatecznie przypieczętowało los dynastii Jagiellonów.

Twórca Rzeczypospolitej Obojga Narodów

Bez wątpienia najważniejszym wydarzeniem panowania Zygmunta Augusta było zawarcie Unii Lubelskiej 1 lipca 1569 roku. To przełomowe porozumienie, które doprowadziło do powstania Rzeczypospolitej Obojga Narodów, było efektem długotrwałych negocjacji i złożonej sytuacji geopolitycznej. Wielkie Księstwo Litewskie, osłabione wojną inflancką z Rosją, potrzebowało militarnego i politycznego wsparcia Korony. Z kolei polska szlachta dążyła do zacieśnienia więzi z Litwą i zyskania dostępu do jej rozległych terenów.

Reprodukcja obrazu Jana Matejki pt. „Unia Lubelska”, źródło: biblioteka.teatrnn.pl, prawa autorskie: Muzeum Narodowe w Lublinie

Zygmunt August, mimo początkowych wahań i oporów części litewskiej magnaterii, odegrał kluczową rolę w doprowadzeniu do Unii. Akt ten stworzył państwo federalne z jednym królem (który był jednocześnie wielkim księciem), wspólnym sejmem i wspólną polityką zagraniczną.

Co istotne, Wielkie Księstwo Litewskie zachowało znaczną autonomię, w tym własne wojsko, skarb, prawa (Statut Wielkiego Księstwa Litewskiego) oraz odrębną administrację. To kompromisowe rozwiązanie było wyrazem geniuszu politycznego króla, który, jak pisał Jan Długosz (choć pisał o wcześniejszych Jagiellonach, sentencja pasuje i do Zygmunta Augusta): „potrafił jednoczyć różnice, tworząc z wielu jedno ciało państwowe”.

Unia Lubelska miała kolosalne znaczenie dla historii obu narodów. Stworzyła potężne, wielonarodowe i wielowyznaniowe państwo, które przez wieki dominowało w Europie Środkowo-Wschodniej. Dla ziem białoruskich oznaczało to trwałe włączenie w orbitę wpływów polskiej kultury i katolicyzmu, jednocześnie zachowując pewne odrębności wynikające z litewskiego dziedzictwa. Jak podsumował Stanisław Rospond, wybitny językoznawca i historyk języka: „Unia Lubelska była aktem politycznym o głębokich konsekwencjach kulturowych, które na trwałe ukształtowały mentalność i język regionu”.

Dziedzictwo ostatniego Jagiellona

Zygmunt II August zmarł 7 lipca 1572 roku w Knyszynie, kończąc tym samym dynastię Jagiellonów na polskim tronie. Brak bezpośredniego następcy otworzył nową epokę w historii Rzeczypospolitej – erę królów elekcyjnych. To rozwiązanie, choć początkowo miało zapobiec tyranii i wzmocnić pozycję szlachty, w dłuższej perspektywie doprowadziło do osłabienia władzy centralnej i narastania problemów wewnętrznych państwa.

Mimo tych późniejszych konsekwencji, Zygmunt August jest oceniany jako władca zdolny i roztropny. Był mecenasem sztuki i nauki, hojnie wspierał rozwój renesansowej kultury, która rozkwitała pod jego panowaniem. Charakteryzowała go również wyjątkowa na tle epoki tolerancja religijna, dzięki której Rzeczpospolita stała się azylem dla wielu wyznań i uniknęła krwawych wojen religijnych, trapiących zachodnią Europę. Jak mawiał Andrzej Frycz Modrzewski, renesansowy myśliciel: „Rzeczpospolita nasza, różnorodnością wyznań kwitnąca, jest przykładem zgody, choćby i w różności”, co było odzwierciedleniem polityki Zygmunta II Augusta.

 Opr. Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, na zdjęciu: Zygmunt August, fot.: domena publiczna

Król Zygmunt II August to postać kluczowa dla zrozumienia historii Polski,  Litwy i Białorusi. Był ostatnim władcą z potężnej dynastii Jagiellonów, która przez wieki kształtowała oblicze Europy Środkowo-Wschodniej. Dzisiaj przypada 505. rocznica urodzin monarchy, a więc jest doskonała okazja do tego, aby przypomnieć jego żywot. Panowanie

29 lipca Sąd Obwodowy w Witebsku rozpatrzył skargę kasacyjną byłego proboszcza sanktuarium maryjnego w Szumilinie – księdza Andrzeja Juchniewicza OMI, skazanego na 13 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Jak dowiedzieli się wierni, podczas rozprawy kasacyjnej ksiądz znowu próbował udowodnić swoją niewinność – informuje portal Katolik.life.

Jak już informowaliśmy wcześniej, sprawa księdza Andrzeja Juchniewicza była rozpatrywana za zamkniętymi drzwiami, a więc jej szczegóły nie są znane. Wiadomo jedynie, że ksiądz Andrzej nie przyznał się do winy, a wierni uważają, że oskarżenie  przeciwko niemu zostało sfabrykowana.

Według wiernych, proces kasacyjny w Witebsku „przebiegał tak samo jak w Szumilinie: wszystkie argumenty księdza i jego obrońcy zostały bezpodstawnie odrzucone, a wszystkie decyzje sądu rejonowego zostały utrzymane w mocy”.

Wyrok pozostał więc niezmieniony  i uprawomocnił się. Oznacza to, że w najbliższych dniach ksiądz zostanie wysłany do kolonii karnej – podobnie jak odbyło się to w przypadku księdza Henryka Okołotowicza z Wołożyna, skazanego na 11 lat pozbawienia wolności za rzekomą „zdradę państwa”. Przypomnijmy, że proboszcz z Wołożyna przebywa w kolonii karnej w Bobrujsku.

Jak dotąd nie opublikowano żadnych oficjalnych informacji na temat sprawy ojca Juchniewicza. Wierni dowiedzieli się jedynie, że duchowny przebywa w dobrym humorze, choć przeżywa trudny okres moralny, gdyż został oskarżony o rzekome przestępstwa na tle seksualnym.

Dlatego ważne jest, aby nie zapomnieć o modlitwie za niego.

Znadniemna.pl za Katolik.life

29 lipca Sąd Obwodowy w Witebsku rozpatrzył skargę kasacyjną byłego proboszcza sanktuarium maryjnego w Szumilinie - księdza Andrzeja Juchniewicza OMI, skazanego na 13 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Jak dowiedzieli się wierni, podczas rozprawy kasacyjnej ksiądz znowu próbował udowodnić swoją niewinność – informuje portal

Dziś przypada 81. rocznica Powstania Warszawskiego, uważanego za największą akcję podziemia w okupowanej przez Niemców Europie.

Na mocy rozkazu dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” powstanie w Warszawie rozpoczęło się 1 sierpnia 1944 r. o 17.00, tzw. godzinie „W”. Miało ono na celu wyzwolenie polskiej stolicy spod niemieckiej okupacji przed wkroczeniem do niej Armii Czerwonej. Dowództwo AK liczyło na to, że uda się w ten sposób wzmocnić międzynarodową pozycję rządu RP na uchodźstwie oraz powstrzymać realizowany przez Stalina proces wasalizacji i sowietyzacji Polski.

Do walki o stolicę przystąpiło wtedy ok. 40-50 tys. powstańców. Większość powstańców była żołnierzami AK. Do powstania dołączyli również członkowie innych niepodległościowych formacji zbrojnych, m.in. Polskiej Armii Ludowej, Narodowych Sił Zbrojnych oraz nieliczni (ukrywający się po pacyfikacji powstania w getcie warszawskim) przedstawiciele Żydowskiej Organizacji Bojowej. Na czas powstania dowództwu AK podporządkowały się ponadto Oddziały Wojskowe Korpusu Bezpieczeństwa, Oddziały Wojskowe Pogotowia Polskich Socjalistów oraz dwa bataliony Narodowej Organizacji Wojskowej. W powstaniu walczyło również blisko 1700 żołnierzy Armii Ludowej oraz wielu policjantów granatowych (polskiej policji mundurowej, działającej w Generalnym Gubernatorstwie pod niemiecką komendą), którzy już wcześniej należeli do konspiracji lub utrzymywali z nią kontakty.

Na wieść o powstaniu w Warszawie Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler wydał rozkaz, w którym stwierdzał: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

Po wybuchu powstania Armia Czerwona wstrzymała ofensywę na kierunku warszawskim, a Stalin konsekwentnie odmawiał udzielenia powstaniu poważniejszej pomocy.

Powstanie, planowane na kilka dni, upadło 3 października po 63 dniach walki. W jego wyniku zginęło od 16 tys. do 18 tys. żołnierzy AK. W wyniku nalotów, ostrzału artyleryjskiego, ciężkich warunków bytowych oraz masakr urządzanych przez oddziały niemieckie zginęło od 150 tys. do 200 tys. cywilnych mieszkańców stolicy.

Dzisiaj o godzinie 17:00, w symboliczną „Godzinę W”, w całym kraju zawyją syreny alarmowe. W tym momencie mieszkańcy Warszawy i wielu innych miast zatrzymają się na minutę ciszy, by oddać hołd bohaterom walki o wolność.

Uroczystości rocznicowe, marsze pamięci, wystawy, koncerty i msze święte, odbywają się dziś w całej Polsce. W Warszawie centralnym punktem obchodów jest Park Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie już w wigilię wybuchu Powstania spotkali się prezydent RP Andrzej Duda oraz prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. W Lublinie, Skierniewicach i innych miastach również zaplanowano wydarzenia upamiętniające Powstańców oraz uczestników Akcji „Burza”.

Znadniemna.pl na podstawie Polskie Radio

 

 

 

Dziś przypada 81. rocznica Powstania Warszawskiego, uważanego za największą akcję podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Na mocy rozkazu dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” powstanie w Warszawie rozpoczęło się 1 sierpnia 1944 r. o 17.00, tzw. godzinie „W”. Miało ono na celu wyzwolenie polskiej stolicy

Urodzony na dalekiej Syberii, wychowany w duchu lokalnego patriotyzmu Oszmiańszczyzny, Henryk Dembiński był postacią niezwykłą – intelektualistą, publicystą, działaczem akademickim, a zarazem osobą niepokojącą dla każdego porządku, który ignorował człowieka. Jego krótka, lecz intensywna droga od katolickiego aktywizmu do radykalnego buntu przeciw niesprawiedliwości społecznej odsłania dramatyczny portret jednostki próbującej „ochrzcić komunizm”.

Kim był naprawdę, co go ukształtowało i dlaczego zginął z rąk gestapo – o tym opowiada ta biografia człowieka, który z Oszmiańszczyzny wyruszył w podróż ku ideom, za które zapłacił najwyższą cenę.

Korzenie w odległej tundrze

Henryk Dembiński, 1927 rok. Fot.: kopia zdjęcia ze zbiorów Litewskiego Centralnego Archiwum Państwowego

Henryk Dembiński urodził się 31 lipca 1908 roku w Inokientiewskoj koło Irkucka na Syberii. Był jedynym synem Józefa (pracownika kolei syberyjskiej) i Julii z domu Suroż. Już sam fakt narodzin na zesłaniu wpisał go w nurt polskiego losu XX wieku — pełnego przymusowych migracji, ideałów i dążenia do wolności. Atmosfera domu rodzinnego nasycona była pamięcią o niepodległości i tęsknotą za krajem, co wywarło wpływ na jego późniejsze wybory życiowe.

Początkowe nauki odbierał w domu, ponieważ rodzice nie chcieli oddawać go do szkoły rosyjskiej.  W 1922 roku jego rodzina wróciła do Polski i osiedliła się w Oszmianie. Młody Henryk rozpoczął naukę w miejscowym gimnazjum im. Jana Śniadeckiego. Wyróżniał się już wtedy nie tylko zdolnościami, ale i niepokojącą ambicją intelektualną, która pchała go do pytań o sprawiedliwość społeczną i rolę jednostki w państwie. W Oszmianie narodził się lider, którego świat miał poznać z zupełnie innej strony.

Oszmiańskie lata

Świadectwo dojrzałości Henryka Dembińskiego uzyskane w Państwowym Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego w Oszmianie. Fot.: kopia świadectwa ze zbiorów Litewskiego Centralnego Archiwum Państwowego

W gimnazjum Dembiński szybko zyskał miano erudyty i społecznika. Założył Koło Filaretów – organizację młodzieżową, której celem była nie tylko edukacja, ale także kształtowanie postaw obywatelskich. Jako przewodniczący organizacji promował idee dialogu i krytycznego myślenia, inspirując kolegów do sięgania po literaturę filozoficzną i społeczną.

Szczególnie interesowały go kwestie sprawiedliwości społecznej i krytyki kapitalizmu, które poznawał poprzez lekturę dzieł Karola Marksa, encyklik papieskich oraz analiz politycznych. Jan Bartoszewicz, kolega Dembińskiego, skarbnik organizacji i absolwent szkoły z 1929 roku wspominał: „Już wówczas szukał wiedzy, o którą można oprzeć sprawiedliwy ustrój społeczny”. Ta intelektualna żarliwość była zapowiedzią jego późniejszych, bardziej kontrowersyjnych poglądów.

Wilno – wejście na akademicką scenę

Jesienią 1927 roku rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, a wkrótce zaczął studiować również filozofię. Szybko zyskał uznanie nie tylko wśród studentów, ale i wykładowców, jako błyskotliwy mówca i organizator.

Pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie” oraz kierował Bratnią Pomocą USB.

W tym okresie zainicjował budowę Domu Akademickiego dla studentów oraz reorganizację struktur pomocowych, co znacząco wpłynęło na poprawę warunków bytowych młodzieży akademickiej. Jego działania wyrastały ponad ramy standardowego aktywizmu studenckiego i tworzyły wizję młodego społeczeństwa obywatelskiego.

Dyplom magistra praw uzyskany przez Henryka Dembińskiego na Wydziale Prawa i Nauk Społecznych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, 1931 rok. Fot.: kopia dyplomu ze zbiorów Litewskiego Centralnego Archiwum Państwowego

Publicystyka Dembińskiego

Dembiński publikował swoje teksty m.in.. w konserwatywnym „Słowie” Stanisława Cata-Mackiewicza, jednak szybko zaczął dystansować się od konserwatyzmu. W artykule „Defilada umarłych Bogów” z 1931 roku pisał z rozczarowaniem o bezradności elit i potrzebie zmiany całego porządku społecznego. Jego teksty były odbiciem osobistego napięcia i dramatu ideowego, który narastał w duszy autora.

W „Podnosimy kurtynę” krytykował kapitalizm, proponując model państwa kontrolującego produkcję narodową w interesie społeczności. Tym samym dokonywał przejścia od katolickiej refleksji do ideowego buntu – nie godził się na kompromisy i półśrodki. Jego pióro stawało się narzędziem rewolucji.

Od dialogu do ideowego przełomu

W maju 1932 roku związał się z „Kurierem Wileńskim”, na łamach którego opublikował dwadzieścia pięć artykułów. Miał w tym czasie półtoraroczną przerwę w publicystyce, gdyż pełnił służbę wojskową w szkole podchorążych przy 5. Pułku Piechoty Legionów w Wilnie. Po jej ukończeniu 15 grudnia 1933 roku napisał i obronił doktorat z wynikiem celującym. Rada Wydziału Prawa i Nauk Społecznych uchwałą przyznała Dembińskiemu stopień doktora prawa, a  senat Uniwersytetu Stefana Batorego zatwierdził tę decyzję.

Jako stypendysta Funduszu Kultury Narodowej przebywał w celach naukowych w Wiedniu i Rzymie. W Wiedniu widział zduszenie powstania robotniczego. W Rzymie zamieszkał u ks. prof. Waleriana Meysztowicza, który pracował w ambasadzie polskiej przy Watykanie, a wcześniej sprawował opiekę duszpasterską nad wileńskim „Odrodzeniem”. Nasz bohater został wtedy też przyjęty na rozmowę przez papieża Piusa XI. Ksiądz Meysztowicz cenił Dembińskiego, pomimo zasadniczych różnic, za jego idealizm życiowy.

Po powrocie do Wilna nasz krajan wykładał prawo administracyjne w Szkole Nauk Politycznych. Rozpoczął działalność polityczną. Redagował dwa czasopisma „Poprostu” i „Karta”. Przyłączył się także do Związku Lewicy Akademickiej „Front”, organizacji o zabarwieniu komunistycznym, która współpracowała m.in. z Komunistyczną Partią Zachodniej Białorusi. Ożenił się z Zofią Westfalewiczówną.

W roku 1937 wykładowca prawa wstąpił do Polskiej Partii Socjalistycznej, a 5 czerwca 1937 roku został aresztowany i oskarżony o próbę zmiany przemocą ustroju państwa. Sąd skazał go na cztery lata więzienia. Wyrok odbywał na wileńskich Łukiszkach. W jego obronie stawali m.in. ks. Henryk Hlebowicz i ks. Jan Zieja z diecezji pińskiej. Więzienie opuścił w marcu 1938 roku za poręczeniem ks. Władysława Korniłowicza, który interweniował w sprawie Dembińskiego u premiera gen. Felicjana Sławoja Składkowskiego.

Przed wybuchem wojny nasz bohater został uniewinniony, ale prokurator złożył apelację. Rozprawa miała się odbyć w Sądzie Najwyższym jesienią 1939 roku. Do wybuchu II wojny światowej  przebywał więc w Warszawie. Dołączył do żony, która pracowała jako nauczycielka. Mieszkali w domu Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Henryk zatrudnił się w Państwowym Instytucie Kultury Wsi, współredagując miesięcznik „Życie Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej” oraz pisząc pracę habilitacyjną na temat ruchów chłopskich w Polsce XIX wieku.

Gestapo i śmierć

Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 roku Dembiński znalazł się na terenach okupowanych przez III Rzeszę. Jako były członek Komunistycznej Partii Polski i Polskiej Partii Socjalistycznej, a także redaktor lewicowych pism takich jak „Poprostu” i „Karta”, był dla gestapo osobą szczególnie niebezpieczną. Jego wcześniejsze aresztowanie przez władze sanacyjne w 1937 roku za działalność komunistyczną oraz odważne wystąpienia w sądzie, w których mówił: „Moja rewolucyjność jest tylko nędznym, dwudziestowiecznym odbłyskiem rewolucyjności Tego, którego wizerunek na krzyżu stoi na stole sędziowskim”, świadczyły o jego bezkompromisowości i sile przekonań.

Dembiński od końca 1939 roku był dyrektorem szkoły dla dorosłych w Starej Wilejce. W sierpniu 1941 roku został zatrzymany przez gestapo w Hancewiczach na Polesiu. Nie przeprowadzono procesu, nie dano mu szansy na obronę. Został rozstrzelany 12 sierpnia 1941 roku na dworcu kolejowym — w miejscu, które dla wielu było symbolem podróży, dla niego stało się ostatnim przystankiem życia. Miał wtedy zaledwie 33 lata.

Śmierć błyskotliwego publicysty stała się ciosem dla środowisk intelektualnych i społecznych, które widziały w doktorze prawa przyszłego lidera ideowej zmiany. Dembiński nie zdążył zrealizować swojej wizji „ochrzczenia komunizmu” — próby pogodzenia rewolucyjnych idei z etyką chrześcijańską. Pozostawił po sobie nie tylko teksty, ale przede wszystkim pytania, które wciąż pozostają aktualne: czy możliwa jest sprawiedliwość bez przemocy? Czy ideologia może służyć człowiekowi, a nie zniewalać go?

Dziedzictwo – pamięć o człowieku idei

Dziś pamięć o Henryku Dembińskim to nie tylko oddawanie hołdu ofierze totalitaryzmu, ale także człowiekowi, który miał odwagę myśleć inaczej — i zapłacił za to najwyższą cenę.

Henryk Dembiński, jak pisał jego kolega Leon Brodowski, od końca 1936 roku  wyraźnie dystansował się od stalinowskich metod budowy stalinizmu, był jednak  przy tym zwolennikiem sojuszu polsko-radzieckiego, skierowanego przeciw faszystowskim Niemcom. Marzył o przesunięciu granic Polski nad Odrę oraz wspierał prawo samostanowienia państwowego Białorusinów, Ukraińców i Litwinów, włącznie z oderwaniem się tych narodów od państwowości polskiej

Dziedzictwo intelektualne Henryka Dembińskiego to nie są dogmaty, lecz nieustanny ruch umysłu ku poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości.

W historii Oszmiańszczyzny ten błyskotliwy intelektualista pozostaje jednym z najwybitniejszych jej  synów.

Opr. Adolf Gorzkowski

Znadniemna.pl

Urodzony na dalekiej Syberii, wychowany w duchu lokalnego patriotyzmu Oszmiańszczyzny, Henryk Dembiński był postacią niezwykłą – intelektualistą, publicystą, działaczem akademickim, a zarazem osobą niepokojącą dla każdego porządku, który ignorował człowieka. Jego krótka, lecz intensywna droga od katolickiego aktywizmu do radykalnego buntu przeciw niesprawiedliwości społecznej odsłania

Wczoraj, 30 lipca, w Sokółce odbył się uroczystości pogrzebowe śp. Krzysztofa Matczaka, które zgromadziły tłumy mieszkańców, przyjaciół, samorządowców oraz motocyklistów z całej Polski. Krzysztof Matczak był znany m.in. z tego, że aktywnie wspierał Polaków mieszkających na Białorusi, szczególnie w trudnych dla rodaków momentach prześladowań ze strony białoruskich władz. Szczególną troską otaczał mieszających na Białorusi kombatantów. Zapraszał ich do Polski na uroczystości patriotyczne i wspierał materialnie oraz duchowo.

Msza święta w kościele pw. św. Antoniego była pełna wzruszeń i wspomnień, a słowa ks. Jarosława Ciuchny poruszyły serca obecnych:

„Po bliższym poznaniu okazał się człowiekiem ciepłym i serdecznym, o bardzo dobrym sercu.”

Asysta motocyklowa była imponująca — uczestnicy Rajdów Katyńskich przybyli licznie, by pożegnać swojego przyjaciela. Jak podkreślił jeden z motocyklistów z Poznania:

„Tak dużą asystę motocykli widziałem po raz pierwszy. Krzysztof był dla nich nie tylko towarzyszem podróży, ale symbolem patriotyzmu i serdeczności”.

Starosta sokólski, Piotr Rećko, nazwał zmarłego „wielkim patriotą” i „człowiekiem o wielkim sercu”, który wspierał lokalne inicjatywy i wydarzenia historyczne. Jego działalność charytatywna była cicha, ale głęboka — pomagał, bo uważał to za swój obowiązek.

Zapraszał kombatantów z Białorusi i ich rodziny na uroczystości patriotyczne w Sokółce, traktując gości zza wschodniej granicy jak bliskich sąsiadów, a nie obywateli innego państwa. Jego działalność była cicha, ale skuteczna — nie szukał rozgłosu, lecz realnego wsparcia. Wierzył, że pamięć narodowa i wspólnota kulturowa nie kończą się na granicy, a obowiązkiem każdego patrioty jest troska o tych, którzy żyją z dala od ojczyzny, ale wciąż noszą ją w sercu. To właśnie ta postawa sprawiła, że Krzysztof Matczak był nie tylko lokalnym bohaterem, ale stał się symbolem jedności i empatii, łączącym ludzi ponad podziałami.

Krzysztof Matczak ze Stowarzyszenia Motocyklowego Jazda Ducha łamie się opłatkiem z kpt. Józefem Nowikiem, 2018 rok

Krzysztof był właścicielem kultowej lodziarni „U Matczaka”, rodzinnego biznesu założonego przez jego rodziców w 1965 roku. Przez dekady lody wytwarzane według tradycyjnych receptur stały się symbolem lokalnej jakości i smaku, przyciągając nie tylko mieszkańców, ale i turystów z całej Polski. Jak mawiał z dumą: „U nas litr lodów to kilogram, a nie jakieś 600 gramów. Gałki może mniejsze, ale konkretne i bez zbędnego powietrza.” W codziennej pracy wspierała go żona Jolanta, z którą dzielił pasję do rzemiosła lodziarskiego i troskę o jakość. Ich wspólnym celem było oferowanie lodów bez konserwantów i sztucznych dodatków.

Podczas pogrzebu wspomniano również o miłości Krzysztofa Matczaka do bluesa i hard rocka – muzyki, która rozbrzmiewała w prowadzonym przez niego pubie Blues&Rock. To miejsce było przestrzenią kultury, integracji i spotkań. Regularnie organizował koncerty bluesowe i rockowe, tworząc miejsce, w którym ludzie mogli nie tylko zjeść lody, ale też cieszyć się muzyką i sobą nawzajem.

Był członkiem Klubu Historycznego im. kpt. Franciszka Potyrały „Oracza” i aktywnie uczestniczył w organizacji Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego. Za swoją działalność został odznaczony medalem „Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej”. W ostatnich dniach życia uczestniczył w obchodach 80. rocznicy Obławy Augustowskiej, gdzie z szacunkiem odczytywał nazwiska ofiar.

Krzysztof Matczak miał 58 lat. Zmarł 23 lipca po wypadku, do którego doszło 12 lipca na drodze wojewódzkiej 673 Sokółka-Dąbrowa Białostocka. Trafił do szpitala, ale pomimo starań lekarzy nie dało się go uratować.

To pożegnanie było nie tylko ceremonią, ale świadectwem życia człowieka, który zostawił po sobie ślad w sercach wielu. Krzysztofie, dziękujemy za wszystko. Spoczywaj w pokoju.

Rodzinie, bliskim i wszystkim, którzy mieli zaszczyt go znać, składamy najszczersze wyrazy współczucia.

Znadniemna.pl/ Fot.: Damian Szarkowski/Powiat Sokólski

Wczoraj, 30 lipca, w Sokółce odbył się uroczystości pogrzebowe śp. Krzysztofa Matczaka, które zgromadziły tłumy mieszkańców, przyjaciół, samorządowców oraz motocyklistów z całej Polski. Krzysztof Matczak był znany m.in. z tego, że aktywnie wspierał Polaków mieszkających na Białorusi, szczególnie w trudnych dla rodaków momentach prześladowań ze

29 lipca w Pałacu Prezydenckim miała miejsce uroczystość wręczenia odznaczeń państwowych nadanych przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej osobom zasłużonym w służbie państwu i społeczeństwu. W imieniu prezydenta Andrzeja Dudy odznaczenia przekazał sekretarz stanu w Kancelaria Prezydenta RP Andrzej Dera.

Wśród uhonorowanych przez głowę państwa znaleźli się nasi koledzy z Fundacji Wolność i Demokracja, organizacji, będącej wydawcą portalu  Znadniemna.pl i gazety „Głos znad Niemna na uchodźstwie”.

Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski zostali odznaczeni prezes Fundacji WiD Lilia Luboniewicz oraz wiceprezes Maciej Dancewicz. Zostali docenieni za wybitne zasługi w dokumentowaniu i upamiętnianiu prawdy o historii Polski na Kresach Wschodnich.

Złoty Krzyż Zasługi za zasługi w dokumentowaniu i upamiętnianiu prawdy o historii Polski na Kresach Wschodnich otrzymała też nasza koleżanka z portalu Kresy24.pl Agnieszka Bućko.

Pracownicy Fundacji WiD – Julia Saweliewa i Mikołaj Sochaj – zostali wyróżnieni Srebrnym Krzyżem Zasługi za zasługi w dokumentowaniu i upamiętnianiu prawdy o historii Polski na Kresach Wschodnich.

Redakcja portalu Znadniemna.pl serdecznie gratuluje odznaczonym kolegom zasłużonych odznaczeń . Jesteśmy dumni, że w zespole Fundacji Wolność i Demokracja, będącej naszym wydawcą, pracują tak zaangażowane i zasłużone osoby.

Życzymy dalszych sukcesów na niwie dokumentowania polskości na Kresach Wschodnich i upamiętniania jej śladów!

Znadniemna.pl za wid.org.pl, na zdjęciu: pracownicy Fundacji WiD, odznaczeni przez Prezydenta RP i prezydencki minister Andrzej Dera, fot.: Łukasz Błasikiewicz/KPRP

29 lipca w Pałacu Prezydenckim miała miejsce uroczystość wręczenia odznaczeń państwowych nadanych przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej osobom zasłużonym w służbie państwu i społeczeństwu. W imieniu prezydenta Andrzeja Dudy odznaczenia przekazał sekretarz stanu w Kancelaria Prezydenta RP Andrzej Dera. Wśród uhonorowanych przez głowę państwa znaleźli się nasi

W historii Kościoła i nauki polskiej zapisane są nazwiska wybitnych postaci, które swoją pracą i pasją przyczyniły się do wzbogacenia dziedzictwa narodowego. Jedną z takich postaci był bez wątpienia nasz krajan Jan Kurczewski, kapłan, wybitny historyk i niestrudzony badacz przeszłości.

Jego życie, pełne poświęcenia i intelektualnej pracy, zasługuje na przypomnienie dzisiaj, w 109. rocznicę odejścia wybitnego duchownego intelektualisty do Domu Pana.

Droga do kapłaństwa

Urodzony 8 czerwca 1854 roku w Sołach (obecnie agromiasteczko w rejonie smorgońskim na Grodzieńszczyźnie – red.), Jan Kurczewski od najmłodszych lat wykazywał głęboką religijność i zamiłowanie do nauki. W 1874 roku podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego w Wilnie, rozpoczynając tym samym swoją duchową podróż.

Jego talent i zaangażowanie szybko zostały zauważone, co zaowocowało wysłaniem go w 1879 roku na dalsze studia do prestiżowej Akademii Duchownej rzymskokatolickiej w Petersburgu. To tam, w 1881 roku, uzyskał stopień magistra teologii, a wkrótce potem, w Kownie, przyjął święcenia kapłańskie.

Represje za polskość i powrót do Wilna

Początki jego posługi były naznaczone wyzwaniami. Jan Kurczewski rozpoczął pracę jako nauczyciel religii w II Gimnazjum w Wilnie, a także jako profesor prawa kościelnego, kaznodziejstwa i historii Kościoła w miejscowym seminarium duchownym.

Był również prefektem w wileńskim progimnazjum. Jednak jego niezłomność w obronie polskości i wiary szybko zderzyła się z represyjną polityką zaborcy. Odmowa przyjęcia książek do nabożeństwa w języku rosyjskim kosztowała go utratę pracy i zesłanie na probostwo do Kiemieliszek.

Po trzech latach tego przymusowego oddalenia od Wilna, Jan Kurczewski mógł wreszcie powrócić do miasta, które tak kochał. Objął probostwo w kościele św. Jakuba i Filipa, kontynuując swoją misję duszpasterską i naukową.

Rozkwit kariery i pasja do historii

Prawdziwy rozkwit kariery Kurczewskiego nastąpił wraz z objęciem urzędu biskupa wileńskiego przez Stefana Zwierowicza. Nowy biskup szybko dostrzegł niezwykłe zdolności i zaangażowanie Kurczewskiego, mianując go kanonikiem Katedry św. Stanisława, a następnie prałatem. Te prestiżowe stanowiska otworzyły przed nim nowe możliwości. W 1899 roku Jan Kurczewski zrezygnował z probostwa, aby w pełni poświęcić się pracy w kurii biskupiej oraz w seminarium duchownym.

Podobno był człowiekiem o niezwykłej erudycji i głębokiej wierze, a jego wykłady w seminarium były prawdziwą ucztą dla umysłu, każde kazanie zaś – inspiracją dla duszy.

To właśnie w seminarium, poza obowiązkami administracyjnymi, kanonik Kurczewski realizował swoją pasję do nauczania. Wykładał prawo kanoniczne, historię Kościoła, język polski, kaznodziejstwo i filozofię. Był cenionym kaznodzieją, którego homilie, przesycone głęboką wiedzą i elokwencją, przyciągały setki wiernych, pragnących czerpać z jego mądrości.

Jan Kurczewski nie ograniczał się jedynie do pracy duszpasterskiej i dydaktycznej. Był aktywnym współpracownikiem Podręcznej Encyklopedii Kościelnej, a jego twórczość historiograficzna rozwijała się w sprzyjającej atmosferze Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie. To właśnie tam, w otoczeniu podobnie myślących badaczy, powstawały jego cenne dzieła historyczne, dokumentujące dzieje Kościoła i regionu wileńskiego.

Niezwykły koniec

Życie Jana Kurczewskiego zakończyło się w sposób równie niezwykły, jak jego cała posługa. 30 lipca 1916 roku, podczas Mszy Świętej, na ambonie w Katedrze Wileńskiej, nagle zmarł na atak serca. Odszedł, głosząc Słowo Boże, w miejscu, które było świadkiem jego duchowych i intelektualnych triumfów.

Został pochowany na cmentarzu Na Rossie w Wilnie, w kwaterze nr 26. Fakt jego śmierci na ambonie został upamiętniony tablicą umieszczoną pod amboną Katedry, przypominającą o niezwykłym kapłanie, który poświęcił swoje życie Bogu, Kościołowi i nauce. Jan Kurczewski pozostaje w pamięci jako wzór kapłana-intelektualisty, którego spuścizna naukowa i duszpasterska wciąż inspiruje.

Spuścizna naukowo-publicystyczna

Oto lista najważniejszych dzieł Jana Kurczewskiego:

  • Kazania Świąteczne (1897)
  • Wykład Przenajświętszej Ofiary Mszy Świętej w 30 naukach niedzielnych (1898)
  • Kazania przygodne (1899)
  • Ja Matka Pięknej Miłości: nabożeństwo majowe ku pożytkowi rodzin chrześcijańskich (1899)
  • Kazania na zakończenie XIX wieku (1901)
  • Gospodarz i sługa wobec Prawa Bożego, kazania dla robotników (1901, 1906)
  • Mowa żałobna za duszę świętej pamięci Ojca Świętego Leona XIII (1903)
  • Kazanie w rocznicę poświęcenia Kościoła Katedralnego w Wilnie (1903)
  • Pamiątka uroczystego poświęcenia pomnika i statui św. Jacka w Wilnie (1906)
  • Konferencje i nauki rekolekcyjne (1906)
  • Kościół Zamkowy czyli Katedra wileńska w jej dziejowym, liturgicznym, architektonicznym i ekonomicznym rozwoju, t. 1 (1908)
  • Wiadomości o szkołach parafialnych w Diecezji Wileńskiej (1909) – rozprawa
  • Biskupstwo wileńskie od jego założenia aż do dni obecnych, zawierające dzieje i prace biskupów i duchowieństwa djecezji wileńskiej, oraz wykaz kościołów, klasztorów, szkół i zakładów dobroczynnych i społecznych (1912)
  • Święci biskupi i apostołowie Litwy i Rusi Litewskiej (1913)
  • Z dziejów Trynitarzy Polskich (1914)
  • Opowiadania o dziejach Chrześcijaństwa Litwy i Rusi. Część I od chrztu Litwy do końca XVI wieku (1914)
  • Rozmyślania o tajemnicach Różańca Świętego na każdy dzień miesiąca (1914)
  • Streszczenie aktów kapituły wileńskiej, tom III (1916)
  • Pamiątka zbudowania i poświęcenia Trzech Krzyżów w Wilnie na Górze Trzykrzyskiej w roku 1916 (1916)

Jan Kurczewski publikował ponadto również w:

  • prasie wileńskiej i grodzieńskiej
  • Encyklopedii kościelnej Nowodworskiego
  • kwartalniku „Litwa i Ruś”
  • tygodniku „Przyjaciel” (1913)
  • Rocznikach Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie.

Opr. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl, fot.: Wikipedia

W historii Kościoła i nauki polskiej zapisane są nazwiska wybitnych postaci, które swoją pracą i pasją przyczyniły się do wzbogacenia dziedzictwa narodowego. Jedną z takich postaci był bez wątpienia nasz krajan Jan Kurczewski, kapłan, wybitny historyk i niestrudzony badacz przeszłości. Jego życie, pełne poświęcenia i intelektualnej

W sercu Wielkopolski, w malowniczym pałacu w Śmiełowie, odbywają się uroczystości z okazji 50-lecia Muzeum Adama Mickiewicza — jedynego w Polsce muzeum biograficznego poświęconego wieszczowi narodowemu. Placówka, która od pół wieku pielęgnuje pamięć o twórczości i życiu autora Pana Tadeusza, przygotowała na jubileusz szereg wyjątkowych wydarzeń kulturalnych.

Z tej okazji otwarto wystawę jubileuszową pt. „50 – Śmiełów – Mickiewicz – Muzeum”, prezentującą ponad 140 unikatowych eksponatów, w tym rękopisy, pierwodruki, osobiste pamiątki po poecie oraz dokumenty sprowadzone z Wilna i Paryża. Wśród nich znalazł się m.in. dyplom ukończenia studiów przez Mickiewicza oraz jego własnoręczne pisma.

Fragment ekspozycji wystawy „50 – Śmiełów – Mickiewicz – Muzeum”, fot.: mnp.art.pl

Obchody jubileuszowe wzbogacają koncerty, wykłady, spotkania literackie i wydarzenia plenerowe. W programie znalazł się m.in. występ Artura Gotza z poetyckim repertuarem oraz koncert smyczkowy artystów z Turynu, który odbył się w historycznych wnętrzach pałacu.

Muzeum, mieszczące się w klasycystycznym pałacu z końca XVIII wieku, upamiętnia pobyt Mickiewicza w Śmiełowie w 1831 roku, kiedy to poeta zatrzymał się tu incognito, jako Adam Mühl. To właśnie ten epizod miał wpływ na powstanie niektórych fragmentów Pana Tadeusza.

Sala kultu Adama Mickiewicza w muzeum, fot.: mnp.art.pl

Położony przy granicy Prus i Rosji Śmiełów był ośrodkiem patriotycznej kontrabandy. W czasie powstania listopadowego stąd przerzucano ochotników do Królestwa Polskiego. Adam Mickiewicz miał wieźć ze sobą pisma od Legacji Polskiej w Paryżu do Rządu Narodowego. Zbliżająca się klęska powstania udaremniła te plany.

W Śmiełowie poeta nawiązał romans z siostrą właścicielki – Konstancją Łubieńską. Gdy dotarła do niego wiadomość o upadku obrony Warszawy, w śmiełowskim parku zasadził drzewko dębowe, wygłaszając jednocześnie sentencję o odrodzeniu Polski.

Inicjatorami szczególnego kultu pisarza w Wielkopolsce byli przedstawiciele rodziny Gorzeńskich, a po nich kolejni właściciele pałacu – Chełkowscy.

Gośćmi śmiełowskiego pałacu byli m.in. Henryk Sienkiewicz, Wojciech Kossak, Ignacy Jan Paderewski, prymas Edmund Dalbor, Władysław Tatarkiewicz, gen. Józef Haller czy Maria Helena Gorecka – córka Adama Mickiewicza.

W 1939 roku hitlerowcy internowali właścicieli Śmiełowa i zajęli ich majątek. Po wojnie pałac został upaństwowiony, rozgrabiono jego wyposażenie i częściowo zniszczono wnętrza. Gmach zamieniono w szkołę i mieszkania pracowników PGR-u.

Z początkiem lat 70. XX wieku zespołem pałacowo-parkowym zajęło się Muzeum Narodowe w Poznaniu. Kilkuletni remont zakończył się zainaugurowaniem 27 lipca 1975 r. działalności Muzeum Mickiewicza.

 Znadniemna.pl na podstawie Dzieje.pl/poznan.pl/mnp.art.pl

W sercu Wielkopolski, w malowniczym pałacu w Śmiełowie, odbywają się uroczystości z okazji 50-lecia Muzeum Adama Mickiewicza — jedynego w Polsce muzeum biograficznego poświęconego wieszczowi narodowemu. Placówka, która od pół wieku pielęgnuje pamięć o twórczości i życiu autora Pana Tadeusza, przygotowała na jubileusz szereg wyjątkowych

Balbina Świtycz-Widacka była nie tylko wybitną rzeźbiarką, ale i poetką, nauczycielką, patriotką oraz kobietą, której życie odzwierciedla dramatyczne losy XX wieku. Urodzona w Mohylewie, wychowana na Polesiu, przetrwała osobiste tragedie, dwie wojny, by ostatecznie odnaleźć swój artystyczny głos na Warmii i Mazurach. Pozostawiła po sobie ponad 1000 dzieł. Miała około 70 wystaw indywidualnych i zespołowych w kraju i za granicą. Jej rzeźby znajdują się m.in. w muzeach w: Warszawie, Olsztynie, Brześciu. W 53. rocznicę śmierci jej twórczość i życie przypominają, że sztuka może być świadectwem pamięci, siły i nadziei.

Dzieciństwo na Kresach i tragiczna młodość

Nasz bohaterka urodziła się 31 marca 1901 roku w Mohylewie nad Dnieprem (obecnie Białoruś), w rodzinie Nikodema i Marii Konarskiej. Tego dnia przypadają imieniny Balbiny, Joanny i Kornelii. Rodzice wybrali Balbinę. Rzeźbiarka od dziecka bardzo nie lubiła tego imienia. Być może rodzicom też przestało się podobać, bo mówili do niej Bajka, a ojciec zdrobniale – Bajeczka. Artystka nigdy nie podpisywała swoich rzeźb imieniem, tylko jego pierwszą literą B – jak Bajka. Nawet w jednej z legitymacji z czasów studiów widniało, obok imienia i nazwiska, wpisane w nawiasie imię Bajka.

Jej ojciec był lekarzem, mama wychowywała dzieci. Gdy przyszła na świat, miała już trzy siostry: Marię, Petronelę i Kunegundę.

Ojciec, lecząc pacjentów, zachorował i zaraził córki. Dziewczynki zmarły, a ojciec z powodu wielkiego stresu po stracie dzieci, dostał zawału. Matka Balbiny spodziewała się kolejnego dziecka. Zmarła przy porodzie, niemowlę (brat) też nie przeżyło. Z rodziny ocalała tylko Bajeczka, która w tym czasie była u babci w Woroneżu.

Osieroconą dziewczynką początkowo zaopiekował się wuj — ksiądz Stanisław Konarski, potem zamożni krewni: ciotka Stanisława Witkowska, nauczycielka francuskiego i rysunku ze swoim ojcem, lekarzem. Dziecko zamieszkało z Witkowskimi w Kobryniu na Polesiu.

Te wydarzenia zmieniły zupełnie jej życie. Później zawsze mówiła o sobie „Wiadomo, pechowiec”.

Edukacja i droga do sztuki

Balbina Świtycz-Widacka. Fot.: Zakład Fotograficzny Garzyński w Krakowie

Balbina rysowała i rzeźbiła od dziecka. Skończyła gimnazjum w Brześciu nad Bugiem. W 1924 roku wyjechała z Kobrynia do Krakowa na studia w Akademii Sztuk Pięknych. Z indeksu ASP z roku 1929 wynika, że była świetną studentką. Studium rzeźby — bardzo dobry, kompozycja dyplomowa — bardzo dobry, ceramika — bardzo dobry. Dodatkowo zostały wpisane trzy pochwały —  za konkurs studium aktu, za prace ceramiczne, za kompozycję.

Balbina Świtycz-Widacka z prof. Konstantym Laszczką i studentami Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie studiowała w latach 1924-1929. Fot. archiwum prywatne Jowity Solarskiej, córki naszej bohaterki

To był dobry czas dla młodej rzeźbiarki. Była studentką i asystentką świetnego rzeźbiarza prof. Konstantego Laszczki. Zdobywała nagrody, po studiach wróciła na Polesie. Zrobiła uprawnienia nauczycielskie. Już wtedy nazywano ją „Bajką” — pseudonimem, który sama sobie nadała, nie znosząc imienia Balbina.

Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. W pracowni prof. Konstantego Laszczki. Fot.: radioolsztyn.pl

Rzeźbiarka z Kobrynia

Po studiach wróciła na Polesie, gdzie przez 12 lat uczyła plastyki, robót ręcznych i gimnastyki w Gimnazjum Żeńskim im. Marii Rodziewiczówny w Kobryniu. Prowadziła też własną pracownię rzeźbiarską. Wystawiała swoje prace w Krakowie, Kobryniu, Pińsku i Warszawie. W 1935 roku zdobyła złoty medal na wystawie w Pińsku. Mieszkańcy Polesia zamówili u naszej bohaterki  rzeźbę, którą ofiarowali w 1935 roku marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu na imieniny. Poleszuczka z dzieckiem, ustawiona na solidnym pniu pochodzącym z drzewa z majątku Widackich, przetrwała zawieruchę wojenną. Znajduje się obecnie w magazynie Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Warszawie.

Balbina Świtycz-Widacka, 1939 rok

W 1939 roku otrzymała stypendium państwowe do Włoch, z którego nie skorzystała z powodu II wojny światowej.

Życie rodzinne i przyjaźń z Rodziewiczówną

Balbina poznała w Kobryniu inżyniera Iwona Widackiego. Był inżynierem agronomem, właścicielem pobliskiego majątku Hliniszcze. Ślub młodej pary odbył się 9 sierpnia 1932 roku w kościele parafialnym w Horodcu, a przyjęcie weselne w Hruszowej, dworze krewnej pana młodego Marii Rodziewiczówny, znanej polskiej pisarki. Małżeństwo przyjaźniło się z autorką „Dewajtisu”.

Świtycz-Widacka jest autorką jedynej rzeźby Rodziewiczówny, jednak popiersie przepadło w czasie wojny.

Popiersie Marszałkowej Aleksandry Piłsudskiej

Przed wojną dużo rzeźbiła, m.in. marszałkową Aleksandrę Piłsudską, dostała też rządowe stypendium w 1938 roku na portrety ministrów ówczesnego rządu. Niestety, te rzeźby zaginęły, zachowały się jedynie fotografie.

Wojna i pomoc Żydom

W czasie II wojny światowej pozostała w Kobryniu z dwiema małymi córkami. Jowita miała pięć lat, Karina cztery. Mąż został zmobilizowany. Balbina ukrywała Żydów z lokalnego getta, narażając życie swoje i rodziny.

Warmia i Mazury — nowy dom

Po wojnie nie chciała pozostać w ZSRR — w 1945 roku wyjechała do Polski, rozpoczynając tułaczkę przez Białą Podlaską, Wyrzysk, Brodnicę, Włocławek i Giżycko.

Balbina Świtycz-Widacka pisała w swoim życiorysie: „Po wojnie byłam przez dwa lata referentem kultury i sztuki w Wyrzysku, powiat Bydgoszcz. Miałam wystawy w Bydgoszczy (nagrody i wyróżnienia), w Brodnicy (…). Potem moim terenem była Warmia i Mazury” — tak określiła odnalezienie swojego nowego miejsca w powojennej Polsce.

W 1949 roku Balbina została wdową, jej mąż zmarł na zawał serca, mając 53 lata.

W 1954 roku osiedliła się w Olsztynie, gdzie spędziła resztę życia. Mieszkała w Kortowie, miała pracownię w piwnicy rektoratu Wyższej Szkoły Rolniczej. Zakochała się w krajobrazach Warmii, które przypominały jej rodzinne Polesie. Współtworzyła Towarzystwo Miłośników Olsztyna, działała w Związku Artystów Plastyków i prowadziła zajęcia z rysunku.

Pomnik Michała Kajki w Ełku, pozował do niego syn Adolf Kajka, odsłonięcie stało się dużym wydarzeniem we wrześniu 1958 roku, na które przyjechał m.in. pisarz Melchior Wańkowicz. Fot. Paweł Tomkiewicz

Twórczość rzeźbiarska

Balbina Świtycz-Widacka stworzyła ponad 1000 rzeźb, w tym:

Pomniki i fontanny: „Wiosna”, „Ryba z dzieckiem”, „Amor na czatach” w Parku Podzamcze w Olsztynie; „Rybactwo i Rolnictwo” w Kortowie

„Amor na czatach” w Parku Podzamcze w Olsztynie. Fot.: Facebook.com

Rzeźba „Wiosna” w Parku Podzamcze w Olsztynie. Fot.: Facebook.com

Rzeźba „Ryba z dzieckiem”. Fot.: Facebook.com

Popiersia: Adama Mickiewicza, Henryka Sienkiewicza, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Feliksa Nowowiejskiego, Marii Zientary-Malewskiej, Władysława Gębika

Balbina Świtycz-Widacka kończy popiersie Adama Mickiewicza. Zdjęcie wykonane w jej pracowni w Kortowie w 1965 roku. Odlew z brązu stoi przed I LO w Olsztynie.

Na zdjęciu za rzeźbą stoi Stanisława Witkowska, zwana Bunieczką, która wychowała Bajkę po śmierci rodziców i była jej najlepszą przyjaciółką.

Wanda Pieniężna (1897-1967), żona ostatniego, przedwojennego redaktora i wydawcy Gazety Olsztyńskiej w Olsztynie

Popiersie ojca polskiej chemii Jędrzeja Śniadeckiego dłuta Balbiny Świtycz-Widackiej

Portrety: Elżbiety Barszczewskiej, Tadeusza Kotarbińskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Fryderyka Chopina, Ludwika Beethovena

Jej prace znajdują się w muzeach w Warszawie, Olsztynie, Brześciu, Negotyniu (Serbia), Watykanie i Brodnicy.

Poezja i słowo

Napisała ponad 1000 wierszy, aforyzmów, fraszek i erotyków, choć nigdy nie wydała własnego tomiku. Pisała głównie nocą, traktując poezję jako osobistą formę wyrazu. Jej utwory ukazywały się sporadycznie w prasie i antologiach.

Czasami jej teksty były śpiewane przez olsztyńskich artystów, m.in. „Mazurski wiatr” śpiewał w latach 90. na festiwalu country w Mrągowie Cezary Makiewicz.

Dziedzictwo i pamięć

Zmarła Balbina Świtycz-Widacka 28 lipca 1972 roku w Olsztynie. Cierpiała na rozedmę płuc, bo całe życie dużo paliła, ale miała też kłopoty z układem krążenia. Pogrzeb był sporym wydarzeniem, przybyło dużo ludzi, po nabożeństwie w olsztyńskiej katedrze spoczęła w Brodnicy, obok swego męża Iwona Widackiego, krewnego Rodziewiczówny, właściciela majątku koło Kobrynia na Polesiu.

Tak wyglądało popiersie Tadeusza Kościuszki przed wejściem do Żabinkowskiego Muzeum Historyczno-Krajoznawczego. Fot.: yandex.com/maps

Popiersie Tadeusza Kościuszki, umieszczone na cokole pomnika wojny rosyjsko-francuskiej 1812 roku w Kobryniu. Zdjęcie: kobrin.ru

Na Białorusi jej imię jest niemal zapomniane. Jej imieniem nie nazwano żadną z ulic Mohylewa, w którym się urodziła i spędziła dzieciństwo. Nie znajdziemy upamiętnień  Balbiny Świtycz-Widackiej  także w Brześciu, gdzie studiowała i pracowała, ani w Mińsku, dla którego w przededniu wojny stworzyła ikoniczne rzeźby. Artystka nie została upamiętniona  nawet w Kobryniu, gdzie spędziła swoje najbardziej owocne i być może, z ludzkiego punktu widzenia, najlepsze lata życia… Zachował się jej staromodny dom przy ulicy Czerwonoarmiejskiej, należący niegdyś do Widackich – budynek, w którym mieściła się jej pracownia. Wciąż stoi w Brześciu budynek dawnego gimnazjum Trauguta, szkoły, w której Balbina najpierw się uczyła, a potem uczyła. W kobryńskim muzeum natomiast zachowało się jedyne cudem ocalałe dzieło Balbiny Switych-Widatskiej w tym mieście – popiersie chłopca, rzeźbione z kogoś miejscowego…

Artystka jest bardziej znana i ceniona w Polsce. W Olsztynie znajduje się Galeria Rzeźby Balbiny Świtycz-Widackiej, a jej imię nosi jedna z ulic tego miasta. Na rektoracie Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego widnieje tablica z napisem: „Rzeźbą swoją ukochała Warmię i Mazury”.

W latach sześćdziesiątych XX wieku artystka z Kresów została Laureatką Nagrody Ministerstwa Kultury i Sztuki PRL.

Opr. Waleria Brażuk

Znadniemna.pl/Fot.: Śladami Balbiny Świtycz-Widackiej 

 

Balbina Świtycz-Widacka była nie tylko wybitną rzeźbiarką, ale i poetką, nauczycielką, patriotką oraz kobietą, której życie odzwierciedla dramatyczne losy XX wieku. Urodzona w Mohylewie, wychowana na Polesiu, przetrwała osobiste tragedie, dwie wojny, by ostatecznie odnaleźć swój artystyczny głos na Warmii i Mazurach. Pozostawiła po sobie

Przejdź do treści