HomeStandard Blog Whole Post (Page 25)

Oblat o. Andrzej Juchniewicz jest w stanie wyczerpania – informuje portal katolik.info. Duchowny przebywa w niewoli już ponad dwa miesiące. Do tej pory nie wiadomo, co białoruski reżim mu zarzuca. Ojciec Juchniewicz należy do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), posługujących w diecezjalnym Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie, w dekanacie witebskim diecezji witebskiej. 

Wierni z parafii Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie starają się o uwolnienie księdza i modlą się o to podczas każdej Mszy świętej. Przesyłają mu też paczki. Jednak władza nie podaje żadnych informacji o aresztowanym duchownym. Wiadomo tylko, że jest on w stanie wyczerpania, a w areszcie nie ma zapewnionych podstawowych potrzeb. Dopiero niedawno pozwolono mu skorzystać z prysznica. Wcześniej, przez 2 miesiące, nie miał takiej możliwości.

Parafia wysłała w sprawie swojego proboszcza petycję do biura pełnomocnika rządu ds. religii i narodowości, ale tam powiedziano, że urząd nie może nic zrobić.

Nic nie wiadomo o działaniachpodejmowanych w sprawie uwięzionego oblata ze strony Kościoła katolickiego na Białorusi. Nie ogłoszono żadnych publicznych modlitw o jego uwolnienie, Episkopat nie wydał oświadczenia i o niczym nie informuje  wiernych – zaznacza portal Katolik.life.

Ks. Andrzej Juchniewicz został zatrzymany 8 maja 2024 roku za opublikowanie w lutym 2022 roku na Facebooku flagi Ukrainy i biało-czerwono-białej flagi narodu białoruskiego jako wyrazu solidarności z napadniętym państwem. Duchowny został cztery razy z rzędu skazany na 15 dni aresztu w trybie administracyjnym, a następnie postawiono mu zarzuty karne. Jakie – nie wiadomo.

Białoruscy obrońcy praw człowieka uznali ks. Andrzeja Juchniewicza za jednego z  1403 więźniów politycznych.

Znadniemna.pl/Katolik.info

Oblat o. Andrzej Juchniewicz jest w stanie wyczerpania – informuje portal katolik.info. Duchowny przebywa w niewoli już ponad dwa miesiące. Do tej pory nie wiadomo, co białoruski reżim mu zarzuca. Ojciec Juchniewicz należy do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), posługujących w diecezjalnym Sanktuarium Matki

Na dzisiaj przypada 225. rocznica urodzin prawie zapomnianego przez potomnych pisarza z Kresów – Leona Potockiego. Literat urodził się już po III rozbiorze Polski, ale jak wielu ludzi epoki w której żył, okazał się zagorzałym polskim patriotą. Sprawiło to, iż wziął czynny udział w narodowo-wyzwoleńczym zrywie, czyli w powstaniu listopadowym.

Urodził się  Leon Potocki we wsi Kochanowo (współcześnie w rejonie tołoćzyńskim obwodu witebskiego na Białorusi) 14 lipca 1799 roku, jako syn kapitana Wojska Polskiego Stanisława Potockiego (później – generał Królestwa Polskiego / Kongresowego/) i Józefy z Sołłohubów.

Rodzicami chrzestnymi Leona zostali książę Józef Poniatowski i Maria Teresa Tyszkiewiczowa. Książę był przyjacielem rodziny Potockich od czasów powstania kościuszkowskiego, kiedy wraz z ojcem Leona wspólnie walczyli w obronie Warszawy.

Potoccy co roku spędzali lato w Jabłonnie pod Warszawą. Mały Leon był rozpieszczany przez chrzestną, która uczyła go gry w karty i jazdy konnej. W 1804 roku, w wieku zaledwie pięciu lat, wziął udział w imieninach króla Francji na wygnaniu Ludwika XVIII, obchodzonych w miejscowym pałacu i włożył monarsze na głowę wieniec z róż. Po raz ostatni lato i wczesną jesień Leon spędził w Jabłonnie wraz z matką w 1813 roku. Tutaj dotarła do nich wieść o śmierci ks. Józefa Poniatowskiego.

W latach 1811-1817 uczył się w szkole pijarów w Warszawie, a następnie przez pewien czas uczęszczał na bliżej nieznane kursy na Uniwersytecie Warszawskim. W 1820 roku ożenił się z Józefą Kossakowską i osiadł w jej majątku Rudawa pod Świsłoczą (obecnie w obwodzie grodzieńskim na Białorusi – red.). W tym czasie zaczął publikować swoje pierwsze wiersze.

W marcu 1831 roku przyłączył się do powstania listopadowego na Litwie. Walczył pod dowództwem generała Dembińskiego. Został członkiem Rządu Tymczasowego w powiecie poniewieskim i tamże dowodził oddziałem piechoty. Przez pewien czas prowadził wojnę partyzancką. W sierpniu 1831 roku udało mu się przedrzeć do Warszawy i został umieszczony w sztabie przybocznym Wodza Naczelnego. Wziął udział w obronie stolicy.

Po upadku powstania ukrył się przed represjami władz carskich w Dreźnie. Na emigracji poznał osobiście m.in. Adama Mickiewicza. Do Kongresówki powrócił po ogłoszeniu amnestii w 1834 roku. W tym czasie rozwiódł się z żoną i znalazł się w trudnej sytuacji materialnej. Przez kilka lat pomieszkiwał u krewnych i przyjaciół na Litwie. W końcu powrócił do Warszawy i stał się jednym z założycieli czasopisma „Biblioteka Warszawska”.

W 1843 roku, jako ceniony już literat, ożenił się po raz drugi – z Anną Młokosiewicz.

Książki Potockiego wydawano w Poznaniu, a więc poza zasięgiem carskiej cenzury. Swoje powieści opierał głównie o przeżycia własne. Ważniejsze z nich to wydane w 1854 roku „Święcone, czyli pałac Potockich w Warszawie” oraz „Szkic towarzyskiego życia miasta Warszawy z drugiej połowy XIX stulecia”.

Ostatnie lata życia  pisarz spędził na Litwie. Na wieść o wybuchu powstania styczniowego natomiast wyjechał na Łotwę. Zmarł 12 grudnia 1864 roku w Rydze. Tam też został pochowany na cmentarzu przy kościele św. Franciszka.

W 1876 roku w Poznaniu wydano pośmiertnie jego pamiętniki pt. „Urywek ze wspomnień pierwszej mojej młodości”.

Pośmiertne wydanie pamiętników Leona Potockiego. 1876 r., fot.: onebid.pl

Znadniemna.pl na podstawie Gazetapowiatowa.pl, fot.: Gazetapowiatowa.pl

Na dzisiaj przypada 225. rocznica urodzin prawie zapomnianego przez potomnych pisarza z Kresów – Leona Potockiego. Literat urodził się już po III rozbiorze Polski, ale jak wielu ludzi epoki w której żył, okazał się zagorzałym polskim patriotą. Sprawiło to, iż wziął czynny udział w narodowo-wyzwoleńczym

Posiadacze Karty Polaka, którzy osiągnęli wiek 60-ciu lat, bądź starsi, od 15 lipca mogą złożyć wniosek na polską  wizę krajową w centrum wizowym bez elektronicznej rejestracji wizyty – informuje portal visa.vfsglobal.com.

Korzystając z ułatwienia seniorzy powinni pamiętać, iż muszą być zameldowani na terytorium okręgu konsularnego, które obsługuje  dane centrum wizowe. Centra wizowe w Grodnie i Lidzie, na przykład, nie przyjmą interesantów, mających meldunek poza obwodem grodzieńskim.

To samo dotyczy centrów wizowych Mińska, Mohylewa i Homla, które obsługują tylko obywateli zameldowanych w Mińsku oraz obwodach mińskim, homelskim, mohylewskim i witebskim, obejmujących miński okręg konsularny. Obwód brzeski natomiast jest obsługiwany przez centra wizowe w Pińsku, Baranowiczach oraz Brześciu.

Znadniemna.pl za visa.vfsglobal.com, na zdjęciu: Polskie Centrum wizowe w Grodnie, fot.: Newgrodno.by

Posiadacze Karty Polaka, którzy osiągnęli wiek 60-ciu lat, bądź starsi, od 15 lipca mogą złożyć wniosek na polską  wizę krajową w centrum wizowym bez elektronicznej rejestracji wizyty – informuje portal visa.vfsglobal.com. Korzystając z ułatwienia seniorzy powinni pamiętać, iż muszą być zameldowani na terytorium okręgu konsularnego, które

Dziennikarz, działacz mniejszości polskiej na Białorusi Andrzej Poczobut odmówił napisania do Łukaszenki prośby o ułaskawienie. Wynika to z wpisu na profilu kontrolowanym przez ministra informacji Białorusi w mediach społecznościowych.

Na początku lipca w wyniku amnestii na wolność wyszło 18 więźniów politycznych. Warunkiem zwolnienia z więzienia było napisanie przez skazanego prośby o ułaskawienie i przyznanie się do winy. Andrzej Poczobut nie zgodził się na kompromis z białoruskim reżimem.

Dziennikarz został aresztowany w marcu 2021 roku i skazany na osiem lat kolonii karnej za rzekome „nawoływanie do działań mogących wyrządzić szkodę bezpieczeństwu Białorusi” oraz „podsycanie wrogości”. Prawdziwą przyczyną prześladowania Andrzeja Poczobuta jest jego działalność społeczna i dziennikarska. Więzień polityczny ma poważne problemy zdrowotne, jednak więzienna administracja regularnie umieszcza go w izolatce.

Sejm Rzeczypospolitej i międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka niejednokrotnie wzywały władze w Mińsku do zaprzestania represji wobec Andrzeja Poczobuta.

Białoruska opozycja demokratyczna twierdzi, że w zakładach karnych reżimu Aleksandra Łukaszenki przebywa ponad 5 tys. więźniów politycznych.

Znadniemna.pl/IAR

 

Dziennikarz, działacz mniejszości polskiej na Białorusi Andrzej Poczobut odmówił napisania do Łukaszenki prośby o ułaskawienie. Wynika to z wpisu na profilu kontrolowanym przez ministra informacji Białorusi w mediach społecznościowych. Na początku lipca w wyniku amnestii na wolność wyszło 18 więźniów politycznych. Warunkiem zwolnienia z więzienia było

12 lipca – w rocznicę obławy augustowskiej z 1945 r., uznawanej za największą po II wojnie światowej zbrodnię dokonaną na Polakach – obchodzony jest Dzień Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej.

Góra Krzyży w Gibach. Fot. PAP/A. Reszko

Dzień ten obchodzony jest na mocy ustawy Sejmu RP z 9 lipca 2015 r. Został on ustanowiony – jak podkreślono w ustawie – „w hołdzie Ofiarom Obławy Augustowskiej z lipca 1945 roku – bohaterom antykomunistycznego podziemia niepodległościowego, którzy nie pogodzili się z nową sowiecką okupacją, zamordowanym z rozkazu Stalina na terenie północno-wschodniej Polski w czasie pokoju po kapitulacji hitlerowskich Niemiec”.

12 lipca 1945 r. na Suwalszczyźnie rozpoczęto operację, która przeszła do historii jako obława augustowska. Oddziały Armii Czerwonej, Smiersz, a także wojska wewnętrzne NKWD oraz oddziały LWP, UB, MO przetrząsały lasy i wsie, aresztując podejrzanych o kontakty z polskim podziemiem niepodległościowym. Daty rozpoczęcia i zakończenia operacji nie są dokładnie znane, najczęściej umieszcza się ją między 12 a 28 lipca.

W lipcu 1945 r. NKWD aresztowało ok. 7 tys. mieszkańców Augustowa i okolic. Co najmniej 600 osób zamordowano i do dziś nie znamy miejsc ich pochówku. Prawdopodobnie znajdują się one na terenie Białorusi, lecz strona białoruska nie chce współpracować w wyjaśnieniu okoliczności zbrodni sprzed 78 lat” – powiedziała dyrektor Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego prof. Magdalena Gawin.

W sumie zatrzymano kilka tysięcy osób, część z nich więziono i poddawano brutalnemu śledztwu. Szacuje się, że łącznie operacja mogła pochłonąć nawet 2 tys. ofiar. Mimo wieloletnich starań stronie polskiej nie udało się ustalić losów zatrzymanych. Wydarzenia na Suwalszczyźnie z 1945 r. są uznawane przez historyków za największą po II wojnie światowej zbrodnię dokonaną na Polakach. Obława bywa również określana mianem „małego Katynia”.

Białostocki oddział Instytutu Pamięci Narodowej od lat prowadzi śledztwo w sprawie obławy. Dotyczy ono zbrodni komunistycznej przeciwko ludzkości. Przyjęto w nim, że w lipcu 1945 r., w nieustalonym dotychczas miejscu, zginęło około 600 osób zatrzymanych w powiatach augustowskim, suwalskim i sokólskim. Zatrzymali ich żołnierze sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego Smiersz III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej przy współudziale funkcjonariuszy polskich organów Bezpieczeństwa Publicznego, MO oraz żołnierzy I Armii Wojska Polskiego.

Wciąż nie wiadomo, gdzie są groby ofiar. W ramach śledztwa IPN biegli z zakresu kartografii, którzy analizowali powojenne zdjęcia lotnicze, wskazali ponad 60 miejsc na Białorusi – większość w okolicach miejscowości Kalety – które mogą być jamami grobowymi. Białoruś odmówiła pomocy prawnej w tej sprawie. Prace sondażowe we wskazanych miejscach po polskiej stronie granicy nie przyniosły jednoznacznego rezultatu. Znaleziono pojedyncze szczątki ludzkie, ale nie wiadomo, czy mają związek z obławą.

Znadniemna.pl/PAP

12 lipca – w rocznicę obławy augustowskiej z 1945 r., uznawanej za największą po II wojnie światowej zbrodnię dokonaną na Polakach – obchodzony jest Dzień Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej. [caption id="attachment_65312" align="alignnone" width="480"] Góra Krzyży w Gibach. Fot. PAP/A. Reszko[/caption] Dzień ten obchodzony jest na mocy ustawy

Wczoraj, 11 lipca br. w Warszawie, w 81. rocznicę tzw. „krwawej niedzieli”, upamiętniono ofiary rzezi wołyńskiej. Główna uroczystość odbyła się przy Pomniku Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej. 

Święto obchodzone jest w rocznicę tak zwanej Krwawej Niedzieli – 11 lipca 1943 roku, zaatakowanych zostało 99 miejscowości i doszło do masowej eksterminacji polskiej ludności cywilnej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińską Powstańczą Armię oraz ukraińską ludność cywilną. Była to kulminacja zbrodniczych działań ukraińskich nacjonalistów – tego jednego dnia zgięło ponad 8 tys. osób – dzieci, kobiet i mężczyzn.

Podczas uroczystości minister w Kancelarii Prezydenta Wojciech Kolarski odczytał list od Andrzeja Dudy, który oddał hołd wszystkim pomordowanym na Kresach II Rzeczypospolitej. Prezydent napisał też, że aby było możliwe pełne pojednanie i zbliżenie Polaków i Ukraińców, potrzebna jest prawda o rzezi wołyńskiej i o jej sprawcach. „Tylko prawda może być oparciem dla rozwijania trwałych relacji, zarówno między poszczególnymi ludźmi jak i całymi narodami. Dbając też o tę prawdę, my, Polacy zawsze będziemy domagać się godnego upamiętnienia ofiar tej strasznej rzezi i dążyć do przeprowadzania ekshumacji, w poczuciu obowiązków wobec rodaków, którzy zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Niech zatem pamięć i prawda będą dla nas Polaków i Ukraińców fundamentem, na którym będziemy budować przyszłość naszych narodów” – napisał prezydent.

Szef Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell podkreślał, że nic nie może usprawiedliwić zbrodni popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach. Parell mówił, że rzeź wołyńska jest wciąż nie zamkniętą raną. “Dla wygnańców z Kresów i ich potomków, Narodowy Dzień Pamięci przywołuje bardzo bolesne wspomnienia o męczeńskiej śmierci członków najbliższej rodziny. Tym boleśniejsze, że wielu z nich spoczywa w nieznanych do dziś miejscach. Także z tego powodu wyjątkowo tragiczna spuścizna dziejowa pozostaje do dziś niezamkniętą kartą w stosunkach polsko-ukraińskich. Chcemy ją zamykać, wyrażając przekonanie, że jest to droga do pełnego pojednania”.

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki podkreślał, że Polska ma obowiązek wobec zamordowanych Polaków przez ukraińskich nacjonalistów. “Pamięć to zbyt mało, 1300 zniszczonych miejscowości w przedwojennych województwach II Rzeczpospolitej, do dnia dzisiejszego, w tych 1300 miejscowościach nie ma grobów, nie ma krzyża i nie ma wspomnienia ofiar ludobójstwa. Naszym obowiązkiem jest doprowadzenie do ekshumacji ofiar ludobójstwa wołyńskiego. Nie o zemstę tu chodzi, ale o pamięć i o chrześcijańskiej pochówek”.

Według szacunków polskich historyków w czasie II wojny światowej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ukraińscy nacjonaliści zamordowali około 100 tysięcy Polaków, w akcjach odwetowych mogło zginąć od 10 do 12 tysięcy Ukraińców. Celem ukraińskich nacjonalistów było stworzenie jednorodnego etnicznie państwa, dlatego brutalna ataki na Polaków miały na celu nie tylko ich wyniszczenie, ale także zastraszenie i ucieczkę tych, którym udało się uniknąć ataków bezpośrednich.

Znadniemna.pl/Polskie Radio/fot.: PAP/Paweł Supernak

Wczoraj, 11 lipca br. w Warszawie, w 81. rocznicę tzw. „krwawej niedzieli”, upamiętniono ofiary rzezi wołyńskiej. Główna uroczystość odbyła się przy Pomniku Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.  Święto obchodzone jest w rocznicę tak zwanej Krwawej Niedzieli – 11 lipca 1943

Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy i świata, a Grodno znalazło się w granicach Imperium Rosyjskiego.

O czasach rosyjskiej niewoli jest kolejny rozdział  książki pt. „Grodno” (wyd. 1936 r.), napisanej przez uczniów Kółka Historycznego, działającego przed II wojną światową przy I Społecznym Gimnazjum Koedukacyjnym w Grodnie.

VIII. Grodno w czasach niewoli rosyjskiej

Okres rusyfikacji

Po upadku powstania kościuszkowskiego Katarzyna wyznaczyła Grodno na miejsce pobytu Stanisława Augusta Poniatowskiego, a straż nad nim powierzyła Repninowi. W styczniu 1795 roku król przybył do Grodna i zamieszkał na zamku; pisał tu pamiętniki i urządzał wycieczki z miasta do okolic: Pyszek, Łosośny, Karolina, Grandzicz i do lasu, Sekretem zwanego. 25 listopada 1795 r., podpisał abdykacji, jednak pozostał w Grodnie do lutego 1797r. kiedy po śmierci Katarzyny następca jej, car Paweł, sprowadził króla do Petersburga, gdzie król wkrótce zmarł.

Guzik z herbem guberni grodzieńskiej wz. 1857-1878, fot.: myvimu.com

Rosyjski zaborca pragnął upodobnić zajęte kraje polskie do swoich ziem; rusyfikacja Grodzieńszczyźny zaczęla się od tego, że zamiast dawnego województwa trockiego utworzono gubernję litewsko-grodzieńską, której nadano herb z Pogonią i żubrem; później był używany tylko żubr. Majątki katolickiego duchowieństwa skonfiskowano (np. jezuicką bursę studencką). Farę Witoldową zamieniono na katedralną cerkiew, która po uwolnieniu Grodna od panowania rosyjskiego została obrócona na kościół garnizonowy.

Rok 1812

Jeszcze raz serca grodnian żywiej zabiły nadzieją w pamiętnym 1812 r., kiedy Napoleon wyruszył na Moskwę. W czerwcu tego roku Rosjanie opuścili Grodno, a w ślad za nimi weszły wojska francuskie pod dowództwem brata Napoleona Hieronima, króla westfalskiego. Przednią straż tych wojsk stanowili Polacy, a ulani ks. Józefa Poniatowskiego pierwsi stanęli w mieście.

Hieronim Bonaparte, król Westfalii, którego wojska, z oddziałami polskimi stanęły w Grodnie w połowie 1812 roku, fot.: Wikipedia.org

Ludność  witała z entuzjazmem wchodzące wojska francuskie, które zamiast gonić uciekającego wroga bezczynnie pozostawały w Grodnie i okolicach, podczas gdy Hieronim, zamieszkawszy na placu Maksymowicza (obecnie gmach starostwa), spędzał czas na balach i ucztach; kiedy zaś po tygodniu na rozkaz Napoleona pociągnął dalej, było już za późno. Rosjanie zdołali się wymknąć.

Już w początkach lipca ukazała się „Odezwa Rady Konfederacji Grodzieńskiej”, w której marszałek Pancerzyński wzywał do chwycenia za oręż, a następnie ogłoszono „akces do Konfederacji mieszkańców powiatu Grodzieńskiego.”

Po zajęciu Litwy Napoleon utworzył 4 gubernję (departamenty), miedzy niemi grodzieńską; na czele jej stał baron Brun. Uroczystości obchodzono w Grodnie 15 sierpnia 1812 r., dzień imienin Napoleona: odbyło się nabożeństwo, defilada wojskowa, zabawa i bal wieczorem w pałacu Lubeckich (plac Batorego, dom Margolisa).

Powrót Rosjan

Kiedy po pogromie Napoleona wojska rosyjskie zajęły Grodno, pierwszym ich czynem było zburzenie pamiątkowego obelisku, wzniesionego na rynku na cześć Francuzów. Rosjanie mścili się na ludności za okazywanie sympatji Francuzom: np. zmusili księdza, który wychwalał Napoleona, do wygłoszenia mowy, w której musiał go przekląć. Chcąc wrogo nastroić Polaków do ludności żydowskiej, zarząd miasta powierzyli Żydom, względnie kahałowi. Nie da się zaprzeczyć fakt, że żydzi grodzieńscy poniekąd niechętnie odnosili się do Napoleona, który w oczach fanatyków religijnych (zresztą nie tylko Żydów) był wcieleniem bezbożnej rewolucji francuskiej, naruszającej ustawiony przez Boga porządek. Stąd zaufanie Rosjan do Żydów.

Rosjanie po wypędzeniu z Grodna Napoleona zarząd miasta powierzyli Żydom, względnie kahałowi. Na zdjęciu – posiedzenie kahału żydowskiego, fot.: Dzen.ru

Granica, ustalona przez kongres wiedeński w 1815 r. pomiędzy Królestwem Polskiem (Kongresowem) a resztą ziem polskich pod zaborem rosyjskim, przechodzącą pod Grodnem (w Łosośnie), nie zerwała łączności miasta z resztą Polski: niejednokrotnie aż do odzyskania niepodległości Grodno nie przestawało dawać dowodów swej polskości.

Przychylna w stosunku do Polaków polityka cara Aleksandra I znajdowała swoje odbicie i w Grodnie: urzędy gubernatorów często zajmowali Polacy. Grodzieńska gubernja była siedzibą odrębnego litewskiego korpusu, który podlegał w ks. Konstantemu, naczelnemu wodzowi wojska Królestwa Kongresowego. W litewskim korpusie nie słychać było rosyjskiego słowa: wszyscy mówili po polsku. Szkoły grodzieńskie, znajdujące się pod opieką ks. Czartoryskiego, kuratora okręgu szkolnego wileńskiego, były polskie i wychowywały młodzież w duchu patriotycznym.

Naczelny wódz armii Królestwa Polskiego – książe Konstanty Pawłowicz Romanow, źródło ilustr.: Wikipedia.org

Za Aleksandra I

Przyjazny stosunek Aleksandra do sprawy polskiej uległ ostudzeniu pod koniec panowania, kiedy  car poddał się wpływom reakcyjnym, zwłaszcza Nowosilcowa. Po znanym wypadkach wśród młodzieży wileńskiej zostaje on kuratorem okręgu szkolnego, zastępując Czartoryskiego, który podał się do dymisji. Zaczyna się stopniowa rusyfikacja szkół litewskich, a wiec i grodzieńskich. Aleksander zapomina o słowie, danem Polakom, że przyłączy „kraje zabrane” do Królestwa.

Rosyjski car Aleksander I Romanow, fot.: Wikipedia.org

Jeszcze gorsze dla Polaków czasy nastały, gdy na tronie carskim zasiadł Mikołaj I, wróg wszelkich swobód konstytucyjnych i polskości; stosunki między carem a Polakami zaostrzają się z każdym dniem coraz bardziej, aż 29 listopada 1830 r. rozpoczęła się na ulicach Warszawy orężna walka, która objęła wkrótce cały kraj i głośnem echem odezwała się na ziemiach litewskich, miedzy innemi w Grodzieńszczyźnie.

Car Mikołaj I Romanow, mal. Alexander Schwabe Źródło: Wikimedia Commons

Powstanie listopadowe

Już w początkach grudnia 1830 r. Rosjanie ogłosili stan wojenny w grodzieńskiej guberni i poddali ją, jak i inne części „kraju zabranego”, pod wojskową władzę Dybicza, głównodowodzącego rosyjskiemi wojskami, który rozkwaterował się w Grodnie. Grodno dało spory zastęp wojowników, którzy walczyli w szeregach powstańczych w okolicach, zwłaszcza w puszczy Białowieskiej. Podajemy tu za Jodkowskim nazwiska: Tomasza Kraskowskiego, Jana Żylińskiego, Kazimierza Houwalda, Aleksandra Makowskiego, Ursyn-Niemcewicza, Józefa Zadarnowskiego, Holewińskiego, Zawadzkiego, Michała Kozientkowskiego, Ignacego Kaczalskiego, Alberta Szmidta, Radowickiego, Józefa Szczepińskiego, Minuczyca, Arentowicza; oprócz nich wielu innych obywateli grodzieńskich brało udział w powstaniu.

Faldmarszałek Iwan Dybicz, głównodowodzący wojsk rosyjskich podczas powstania listopadowego, źródło: Wikipedia.org

Ludność grodzieńska cierpiała wiele od wojskowej i cywilnej administracji rosyjskiej, która przez rekwizycje zmuszała ja do zaopatrywania w żywność wojska rosyjskiego oraz zakwaterowania go w mieście. Wojsko zawlekło cholerę miedzy ludność, którą dziesiątkowała ta straszliwa epidemja, tem groźniejsza, że brak było zupełnie środków leczniczych dla cywilnych obywateli. Przepełnione szpitale nie mogły pomieścić wszystkich chorych, pozbawionych opieki lekarskiej. Jeńcy wojenni i polityczni więźniowie nie mogli się pomieścić „…w urzędowych więzieniach, aresztach i odwachach, trzeba było lokować więźniów i jeńców po czynnych jeszcze podówczas klasztorach katolickich. W samem Grodnie mieścili się jeńcy u bernardynów, ważniejsi więźniowie polityczni – u karmelitów, kobiety – u brygidek. Wysokie mury i rygor klauzurowy dawały niejaką gwarancję bezpieczeństwa, lecz na nieprawomyślnych gospodarzy gmachów spoglądano podejrzliwie”.

Murawjew. Sprawa Wołłowicza

Wkrótce po stłumieniu powstania grodzieńskim gubernatorem został Murawjew, późniejszy prześladowca polskości na Litwie w czasie powstania styczniowego, który już w Grodnie dał się poznać jako okrutnik. On to kazał stracić Michała Wołłowicza, który, zebrawszy grupę partyzantów włościan, zamierzał napaść na Rosjan, ale dostał się do niewoli rosyjskiej i zginął na szubienicy w Grodnie w 1833 r.

Michał Wołłowicz, dowódca partyzancki z Grodna stracony na rozkaz Murawiowa-wieszatiela, źródło: Wikipedia.org

W raporcie, wysłanym do ministra wojny o straceniu Wołłowicza, wileński generał-gubernator melduje, że zwłoki zostały ukryte, by nie dopuścić do żałobnych nabożeństw nad grobem powstańca. I do dziś nie wiadomo, gdzie się kryją popioły Wołłowicza.

O pełnem godności zachowaniu się Wołłowicza podczas śledztwa i na rozprawie sądu wojennego pisze p. Janina Kozłowska-Studnicka, kierowniczka Państwowego Archiwum w Grodnie: „Ton zeznań i cała postawa oskarżonego na sądzie i śledztwach, uderzające godnością, owiane czarem najwyższego ówczesnego romantyzmu. Wyróżniają proces Wołłowicza z pośród plejady procesów podobnych, nawet mniej groźnych. Bezduszna, urzędowa redakcja aktów nie mogła stłumić piękna sprawy, godnej pióra poety. Każdy punkt zeznania podpisał oskarżony ręką pewną, pismem inteligentnym i delikatnem”. (Materiały do sprawy Michała Wolłowicza 1833 r. odbitka z Ateneum wileńskiego 1923 r.).

Inny emisariusz i patrjota Szymański tworzył konspiracyjnie organizacje wśród grodzieńskiego społeczeństwa; zamierzał nawet wykonać zamach na Murawjewa, co mu się nie udało. Schwytany przez Rosjan, zdołał się wymknąć. Pod wpływem agitacji Szymanowskiego młodzież gimnazjum dominikańskiego występowała przeciw zaborcy. Represje nie dały długo czekać na siebie: klasztor i gimnazjum zostały zamknięte; na miejscu polskiego gimnazjum istniało odtąd rosyjskie.

Dalsza rusyfikacja

Rusyfikacja Grodna zaznaczyła się także w przemianowaniu starożytnej cerkiewki, która od XVI w. była unicką, na prawosławną (w 1839 r.), kiedy unja na północo-wschodnich obszarach dawnej Rzeczypospolitej została skasowana. Wkrótce potem istniejący tam klasztor bazylianów usunięto, gdyż połowa świątyni runęła do Niemna na skutek rozmycia brzegu (1854).

Monaster Narodzenia Matki Bożej w Grodnie, zajmujący pomieszczenia dawnego unickiego klasztoru bazylianów, fot.: Wikipedia.org

Metody rusyfikacji z uczniowskiej prezentacji przygotowanej na podstawie „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego, fot.: slideserve.com

Powstanie styczniowe

Tak jak w całej Polsce ucisk rosyjski nie zdołał stłumić wolnościowych dążeń ludności, tak i w Grodnie żyła dalej myśl narodowa. W 1861 r., po męczeńskiej śmierci 5-ciu poległych, w Grodnie odbywały się nabożeństwa o charakterze patriotycznym, miasto manifestowało polskość przez żałobny i narodowy strój, urządzało demonstracje. Wkrótce powstał tu zawiązek narodowej organizacji, do której między innymi należał Walery Wróblewski, późniejszy partyzancki wódz powstania 1863 r.

Walery Antoni Wróblewski, partyzancki wódz powstania styczniowego na Grodzieńszczyźnie, źródło: Wikipedia.org

Zapał ogarnął ludność, jednak jak w całej Polsce, utworzyły się dwa stronnictwa: białych i czerwonych, różniące się poglądem na środki działania. Stronnictwo białych nie było silne w Grodnie; przewagę mieli tu czerwoni, zdecydowani na orężną rozprawę z wrogiem.

Kiedy w pamiętnych dniach stycznia 1863 r. wybuchło powstanie, Grodzieńszczyzna i Grodno wzięły w niem wybitny udział. Młodzież ukryła się w lasach, organizowała grupy powstańcze w Porzeczu (32 km. od Grodna), do których zamierzała się przyłączyć młodzież grodzieńska. Pociąg, wiozący grodnian z naczelnikiem stacji na czele, został zatrzymany, dwaj uczniowie gimnazjum zostali ranni, a wszyscy (było ich 24) odpokutowali zesłaniem na Syberję.

Fragment tablicy, upamiętniającej wyczyn grodzieńskiej młodzieży. Upamiętnienie usunięte zostało przez obecne władze Grodna ze ściany dworca kolejowego

Władzę powstańczą tworzyło województwo grodzieńskie, na czele którego stanął Apollo Hoffmeister, później Stanisław Sylwestrowicz, właściciel Hoży pod Grodnem. Siedziba województwa mieściła się w domu przy ul. Dominikańskiej nr 23.

Z wybitniejszych uczestników powstania wymienić należy przede wszystkim Walerego Wróblewskiego, którego oddział został rozbity we wrześniu 1863 r. Mimo bohaterskich i rozpaczliwych wysiłków powstanie upadło: przemoc rosyjska triumfowała.

Murawjew – wieszatiel, generał-gubernator wileński, stłumił w potokach krwi i łez zbrojny czyn. Kraj litewski okrył się żałobą, zaścianki szlacheckie i wioski chłopskie zburzone i spalone; krzyże na mogiłach świadczyły o tem, że przeszedł tedy krwawy kat Polaków; krocie mężczyzn i kobiet zesłano na Sybir.

Represje rosyjskie

Ustanowiony w Grodnie sąd karał wszystkich uczestników, podejrzanych o udział w powstaniu; wielu zesłano na Sybir. Komisja śledcza prowadziła dochodzenia w Grodnie do 1865 r. Zabroniono noszenia polskich strojów narodowych, żałoby i innych odznak, świadczących o sympatyzowaniu z powstaniem; naruszający te nakazy podlegali surowym karom. W celu zadania ciosu polskości Grodna zabroniono publicznego używania języka polskiego (1865 r.). Znikły w mieście polskie napisy, ogłoszenia, szyldy i t.p. W tym samym roku został zamknięty kościół dominikański, a po kilku latach poddany rozbiórce. (Na jego miejscu znajduje się obecnie skwer przed magistratem).

Katorżanie – zesłańcy po powstaniu styczniowym, źródło: Harodnia.com

Dopiero w 1871 r. zniesiono stan wojenny w Grodnie. W tym czasie Grodno, mimo że było siedziba gubernatora, a więc ważnym ośrodkiem administracyjnym, miało wygląd małej, lichej mieściny; drewniane domki, brak brukowanych jezdni i chodników nie świadczyły chlubnie o rosyjskiej gospodarce miejskiej.

Pożar miasta

W 1885 r. wielki pożar strawił znaczną część miasta. Spłonęło śródmieście; między wielu zabytkowemi budynkami spłonęła „Batorówka”, która, przebudowana po pożarze, straciła zupełnie swój dawniejszy charakter.

Eliza Orzeszkowa

Specjalną opieką otoczyła pogorzelców Eliza Orzeszkowa, której władze rosyjskie nakazały przymusowy pobyt w tem mieście. Wielkiej pisarce znane było Grodno z lat dziecinnych i młodzieńczych. Tu w kościele bernardyńskim odbył się ślub 16-letniej Elizy z Piotrem Orzeszką. Po ślubie opuściła z mężem Grodno, dokąd powróciła w 1870 r. Odtąd mieszkała w niem stale.

Pomnik Elizy Orzeszkowej w Grodnie, fot.: Wikipedia.org

„Tutaj, w tem mieście wzniosła sobie samotnię, w której przebywała do końca życia. Usunęła się głośna już wówczas autorka od ścisku i zgiełku miejskiego, od gorączkowej gonitwy za sława, majątkiem, stosunkami, odsunęła się nawet od najbliższego t.zw. towarzystwa, a rozpoczęła wędrówki wśród błotnistych uliczek, wyszukując ludzi, potrzebujących współczucia, zbierając ich wkoło siebie, oddziaływując na nich”.

1910 r.

W Grodnie mieszkała między innemi przy ul. Napoleońskiej Nr. 15, przy ul. Rydza Śmigłego Nr. 18 i wreszcie we własnym domku przy ulicy, zwanej obecnie jej nazwiskiem, gdzie zmarła 18 maja 1910 r.

Tonąca w kwiatach trumna Elizy Orzeszkowej

W Grodnie Orzeszkowa napisała najcenniejsze swoje utwory; brała czyny udział w pracach Towarzystwa Dobroczynności, którego była założycielką, prowadziła tu tajną szkołę dla młodzieży, kursy własne literatury polskiej, bibliotekę i t.p. To też nic dziwnego, ze dokoła jej osoby powstał w Grodnie prawdziwy kult za życia, który przetrwał do dziś i trwać będzie zawsze, bo uwieczniła ona w swych działach Grodno i Grodzieńszczyznę. W uznaniu pisarskich i obywatelskich zasług Orzeszkowej miasto zajmuje się utrzymaniem jej grobu i pomnika w Grodnie, składając jej corocznie hołd.

Zygmunt Wróblewski

Grodnianinem był też Zygmunt Wróblewski, (1845-1888) profesor fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, uczony o światowej sławie, któremu udało się skropić gazy.

Zygmunt Wróblewski, źródło: prabook.com

Wróblewski był nie tylko człowiekiem nauki: był też patriotą, gotowym do ofiar, do walki o wolność. Kiedy wybuchło powstanie styczniowe, Wróblewski przybywa z Kijowa, gdzie odbywał wówczas studja, do Grodna i walczy wraz ze swym bratem Edwardem w szeregach powstańczych w Grodnie i w okolicach. Odpokutował swój czyn więzieniem i zesłaniem z kraju. Wraca do Grodna w 1869 r. poczem wyjeżdża zagranicę, gdzie pracuje naukowo w Niemczech, Anglii i Francji. W 1882 r. zostaje profesorem fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tutaj dokonał wynalazku skropienia gazów (np. tleny). Śmierć odezwała go od naukowej pracy. Na grobowcu jego w Krakowie wyryto słowa” „Cierpiał dla Ojczyzny, zginał dla nauki”.

Nasze miasto uczciło pamięć wielkiego patrioty i uczonego, nazywając ulicę, przy której się urodził, jego nazwiskiem.

CDN.

Poprzednie odcinki cyklu czytaj TUTAJ (początek), TUTAJ (cz.II)TUTAJ (cz. III) , TUTAJ (cz.IV)TUTAJ (cz. V), TUTAJ (cz.VI) oraz TUTAJ (cz.VII).

Znadniemna.pl, na zdjęciu tytułowym: panorama Grodna od strony Niemna – 1862 rok, fot:BE-TARASK.WIKIPEDIA.ORG

Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy i świata, a Grodno znalazło się w granicach Imperium Rosyjskiego. O czasach rosyjskiej niewoli jest kolejny rozdział  książki pt. „Grodno” (wyd. 1936 r.), napisanej przez uczniów Kółka Historycznego, działającego przed II wojną światową przy I Społecznym Gimnazjum Koedukacyjnym w Grodnie. VIII. Grodno

XVIII-wieczny pergamin, pięć pakietów relikwii i tzw. agnusek odnaleziono w kapsule czasu wyjętej z gałki na szczycie Wieży Zegarowej katedry na Wawelu.

8 lipca 2024 r. odkrycia dokonała komisja pod przewodnictwem proboszcza katedry ks. Pawła Barana, a wczoraj zaprezentowano je mediom. We wnętrzu miedzianej tuby znajdował się dokument pergaminowy o wymiarach 63 cm x 59 cm, pięć paczuszek z relikwiami oraz tzw. agnusek.

– Oryginalny dokument ujrzał światło dzienne po ponad trzech wiekach. Relikwie, które znaleźliśmy, również poświadczają autentyczność i fakt, że już od ponad 300 lat ta kapsuła była nieprzerwanie w kuli na Wieży Zegarowej i tam czekała na ponowne otwarcie – mówił ks. Paweł Baran.

Komisja ustaliła, że dokument został wystawiony w 1716 r. przez bp. Kazimierza Łubieńskiego i z odręcznym podpisem dziekana Kapituły bp. Michała Szembeka z okazji zakończenia prac przy budowie hełmu najwyższej wieży katedralnej, czyli Wieży Zegarowej.

Krzysztof Czyżewski, historyk sztuki z Zamku Królewskiego na Wawelu przypomniał, że wieżę odbudowano na początku XVIII w. po tym, jak poprzedni hełm pod wpływem wiatru w grudniu 1703 r. runął na dach katedry. Jeden z dzwonów cudownie zatrzymał się wówczas nad grobem św. Stanisława nie uszkadzając srebrnej trumny. Dach bazyliki wyremontowano ze środków kapituły, a fundusze na odbudowę wieży przeznaczył bp. Kazimierz Łubieński.

Na dokumencie w dolnej jego części, pod tekstem odciśnięto w czerwonym laku dwie pieczęcie: mniejsza z nich, umieszczona mniej więcej na środku, należała do wystawcy dokumentu bp. Kazimierza Łubieńskiego, druga – nieco większych rozmiarów to pieczęć Krakowskiej Kapituły Katedralnej (by podkreślić wagę dokumentu Kapituła odcisnęła pieczęć większą pochodzącą z 1404 r., czyli używaną już w średniowieczu; srebrny tłok pieczętny do dziś jest przechowywany w skarbcu katedralnym). Na odwrocie dokumentu pergaminowego wypisano pismem kursywnym, jakie relikwie zostały złożone w tubie wraz z dokumentem.

W kapsule czasu umieszczono także pięć paczuszek z relikwiami 44 świętych – m.in. św. Stanisława, św. Jadwigi Śląskiej i św. Jana Kantego, których orędownictwo miało chronić miasto i jego mieszkańców zarówno przed burzami, jaki i duchowymi zagrożeniami.

Ponadto w tubie znajdował się zawinięty w papier „agnusek” (owalna dwustronna pieczęć odciśnięta w wosku o barwie naturalnej). Agnusek został odlany w 1678 r. za czasów papieża Innocentego XI w pierwszym roku jego pontyfikatu. Na rewersie tradycyjnie znajduje się Baranek Boży, a na awersie św. Róża z Limy w momencie mistycznych zaślubin. Na podstawie znalezisk eksperci orzekli, że tuba nie była otwierana od blisko 300 lat.

Ks. Wojciech Baran, dyrektor Archiwum i Biblioteki Krakowskiej Kapituły Katedralnej, poinformował, że w archiwum znajdują się trzy dokumenty papieskie z opustami, które zostały przyznane katedrze właśnie w drugiej połowie 1716 roku. – Wydaje się, że po renowacji, która była kosztowna, chciano, żeby wierni z diecezji krakowskiej nie tylko udawali się do kościoła katedralnego, żeby zobaczyć to arcydzieło sztuki barokowej, ale żeby te wydarzenia celebrować także w sposób liturgiczny poprzez organizację pielgrzymek i uzyskanie odpustów za nawiedzenie katedry – mówił ks. Wojciech Baran.

Znaleziska oraz miedziana tuba trafią teraz pod opiekę konserwatorów, a za kilka miesięcy powrócą na Wieżę Zegarową. Do nowej kapsuły czasu dołączony zostanie dokument mówiący o prowadzonej obecnie konserwacji Wieży Zegarowej. Krzysztof Czyżewski zaznaczył, że podczas aktualnej konserwacji prawdopodobnie zostaną przywrócone pierwotne złocenia na hełmie wieży, które z biegiem czasu uległy zniszczeniu. Do kapsuły trafią najpewniej także kolejne relikwie współczesnych świętych.

Znadniemna.pl/KAI

XVIII-wieczny pergamin, pięć pakietów relikwii i tzw. agnusek odnaleziono w kapsule czasu wyjętej z gałki na szczycie Wieży Zegarowej katedry na Wawelu. 8 lipca 2024 r. odkrycia dokonała komisja pod przewodnictwem proboszcza katedry ks. Pawła Barana, a wczoraj zaprezentowano je mediom. We wnętrzu miedzianej tuby znajdował

Pierwsza w świecie parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej potrzebuje materialnego wsparcia, aby nakryć dachem wznoszoną w Gronie świątynię parafialną. O każdy dar serca, a także każde westchnienie do Boga w tej intencji apeluje proboszcz parafii ksiądz redaktor Jerzy Martinowicz.

Apel o wsparcie dla budowanego w Grodnie kościoła pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej – pierwszej w święcie świątyni, której patronuje Sługa Boża, będąca patronką teściowych, prawdopodobnie ma na celu nakrycie dachem wznoszonej świątyni jeszcze przed najbliższym sezonem zimowym.

Tak wygląda w tej chwili budowany w Grodnie kościół pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej, fot.: facebook.com

Fragment metalowej konstrukcji dachu kościoła, fot.: facebook.com

Sposoby, jakimi można wesprzeć ten szczytny cel, można znaleźć na Facebooku księdza Martinowicza (https://www.facebook.com/jerzy.martinowicz). Informuje on, że wsparcie materialne na budowę świątyni można przekazać za pośrednictwem portalu Zrzutka.pl.

albo przez Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski, przesyłając ofiarę na konto:

Zespół Pomocy Kosciołowi na Wschodzie

Skwer Kard. S. Wyszyńskiego 6, 01-015 Warszawa

Santander Bank Polska S.A. Warszawa

wpłaty w PLN i SWIFT CODE:

WBKPPLPP PL89 1090 1014 0000 0000 0301 4449

w tytule przelewu podać: darowizna na budowę kościoła w Grodnie

„W modlitwie nieustannie pamiętamy o wszystkich modlących się za nas i wspierających nas materialnie” – pisze do potencjalnych ofiarodawców ksiądz proboszcz Jerzy Martinowicz.

Parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej powstała w grodzie nad Niemnem prawie pięć lat temu.

Ksiądz Biskup Grodzieński Aleksander Kaszkiewicz, kierując się dobrem duchowym wiernych i rozwojem Kościoła Chrystusowego w diecezji grodzieńskiej, pod koniec 2019 roku, powołał do istnienia nową parafię pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej w Grodnie. W skład nowej parafii weszły dwie stosunkowo nowe dzielnice znajdujące się na obrzeżach miasta: Łososno i Baranowicze, a także wieś Tarusicze.

O patronce parafii i postępach w budowie pierwszej w świecie świątyni pod wezwaniem Błogosławionej Marianny Biernackiej opowiedział na portalu Zrzutka.pl sam proboszcz parafii – ksiądz redaktor Jerzy Martinowicz.

Duchowny napisał, że parafia została erygowana w przededniu 20. rocznicy beatyfikacji Marianny Biernackiej, która miała miejsce 13 czerwca 1999 roku w Warszawie. W tym historycznym dniu papież Jan Paweł II ogłosił Mariannę Biernacką błogosławioną w grupie męczenników II wojny światowej.

„Obierając Mariannę za swoją patronkę, chcemy podziękować Panu Bogu za ten hojny plon, który już wydało i wciąż wydaje to maleńkie ziarenko, jakim jest ta prosta kobieta, matka, żona, babcia, teściowa, chrześcijanka, ale przede wszystkim człowiek. Jesteśmy przekonani, że wrzucone w ziemię wciąż owocuje. Błogosławiona nie tylko uratowała życie swojej synowej i wnuków, ale wciąż ratuje nas, nasze relacje, a w sposób szczególny relacje w naszych rodzinach.

Błogosławiona Marianna Biernacka, fot.: Wikipedia

Ta dzielna kobieta zawsze broniła zdrowych więzi małżeńskich oraz rodzinnych. Jest to bardzo ważne szczególnie dzisiaj, kiedy małżeństwo i rodzina przeżywają głęboki kryzys. Mając tak unikalną Patronkę, chcemy wzywać jej wstawiennictwa, aby relacje w naszych rodzinach: między osobami starszymi a młodszymi, synową a teściową, ojcem a synem – stawały się lepsze, piękniejsze, bardziej przyjazne i czułe. Pragniemy wzywać jej pomocy w tworzeniu zdrowych i trwałych relacji międzypokoleniowych.

Przykład naszej Błogosławionej sprawia, że widzimy w niej przede wszystkim patronkę teściowych, wdów, synowych, życia poczętego, bezdzietnych małżeństw, a także całych rodzin. Pragniemy więc, by świątynia parafialna pod jej wezwaniem stała się miejscem szczególnej modlitwy za wszystkie rodziny naszego miasta i kraju. Jest to bardzo ważne szczególnie dzisiaj, gdy obserwujemy brak szacunku dla życia ludzkiego, które dla wielu stało się polem walki o to, czy ktoś ma prawo się narodzić lub godnie umrzeć.

Poczytujemy za zaszczyt, że będzie to pierwsza świątynia w naszym kraju, a z pewnością i w całym świecie dedykowana błogosławionej Mariannie Biernackiej, która przelała swoją krew na naszej ziemi. Pragniemy, by kult polskiej Błogosławionej dalej się rozwijał na terenie diecezji grodzieńskiej oraz w całym kraju, aby o niej i o wielkości jej heroicznego czynu wiedziało jak najwięcej ludzi.

Projekt naszej świątyni został przygotowany przez znanego w Grodnie architekta Aleksandra Sztena, wieloletniego głównego architekta państwowego Biura Projektów ds. zarządzania architekturą i budową państwową Grodzieńskiego Komitetu Wykonawczego.

Tak ma wyglądać świątynia po zakończeniu budowy, fot.: facebook.com

Budynek powinien być wygodny, racjonalny, łatwy do wzniesienia i ekonomiczny w budowie i eksploatacji. Nie wyklucza to jednak pewnej nowości i oryginalności w wykonaniu elewacji i wnętrz.

Dynamiczne barokowe krzywoliniowe formy w nowoczesnej interpretacji są głównym motywem dekoracyjnym, a architektoniczny wygląd elewacji dopełnią elementy z ozdób dawnych grodzieńskich kościołów.

Świątynia będzie jednonawowa. Będzie miała 28 metrów długości, 12 metrów szerokości i 14 metrów wysokości. Wysokość razem z wieżą wyniesie 29 metrów.

Ściany zewnętrzne zostaną wykonane z bloków gazobetonowych z późniejszym tynkiem i malowaniem, a dach świątyni sporządzony z konstrukcji metalowo-drewnianych pokryty blachą.

Chcemy, by ta świątynia stała się centrum spotkań i formowania młodych rodzin, dzieci i młodzieży. Wierni bardzo potrzebują miejsca, gdzie będą mogli się spotykać z Panem Bogiem i z sobą nawzajem, znajdować kompetentną pomoc w rozwiązywaniu różnych problemów i wezwań, które powstają przed młodymi rodzinami we współczesnym świecie. Dlatego przy kościele jest przewidziane nowoczesne Centrum Duszpasterskie, które będzie się znajdowało pod samą świątynią (podpiwniczenie).

Planujemy utworzenie tam dużej sali ze sceną, która będzie służyła w codziennej pracy duszpasterskiej wspólnoty parafialnej. Są też przewidziane dwie salki do zajęć z rodzinami, dziećmi i młodzieżą oraz do pomocy socjalnej ludziom starszym. Chcemy, aby nasze centrum stało się miejscem realizacji duchowych i socjalnych potrzeb wiernych oraz wszystkich mieszkańców dzielnic należących do parafii.

W lipcu 2022 roku została wbita pierwsza łopata pod budowę naszej nowej świątyni. Ekipa budowlana bardzo prężnie zabrała się do pracy. Widzimy zdumiewające efekty ich dotychczasowych wysiłków i nasze serca rosną. Na usta cisną się słowa: „Boże, pobłogosław to dzieło!”. W minionym roku udało się nam założyć fundamenty świątyni, zrobić dolną część kościoła. W chwili obecnej służy nam jako czasowa kaplica na czas budowy. Dzięki temu możemy kontynuować rozpoczętą działalność duszpasterską, a wierni mogą uczestniczyć w sakramentalnym życiu Kościoła.

20 listopada 2022 roku, w Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata odbyło się poświęcenie i wmurowanie kamienia węgielnego, zostały wniesione relikwie bł. Marianny Biernackiej, patronki parafii, a także była sprawowana pierwsza Msza św. w murach budującego się kościoła. Eucharystii przewodniczył Ksiądz Arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz. Obecny był również Ksiądz Biskup Grodzieński Aleksander Kaszkiewicz.

W 2023 roku wznieśliśmy mury naszej świątyni. W chwili obecnej zbieramy pieniądze na dach…

Tak się stało, że początek tworzenia naszej wspólnoty parafialnej i rozpoczęcie budowy świątyni przypadł na bardzo trudny czas z wielu względów. Różnorodne wydarzenia nie sprzyjają budowie.

Mamy świadomość tego, że parafia nie jest w stanie wybudować świątynię sama, dlatego jesteśmy zdani na poszukiwanie ludzi dobrej woli, którzy mogliby się włączyć w naszą budowę.

W związku z tym uprzejmie prosimy o pomoc finansową w budowie naszego kościoła. Ze swej strony zapewniamy o całkowitej przejrzystości, a w modlitwie nieustannie pamiętamy o wszystkich modlących się za nas i wspierających nas materialnie, gdyż bez pomocy duchowej i materialnej nie będziemy w stanie nic zrobić” – apeluje proboszcz.

Znadniemna.pl na podstawie Facebook.com oraz Zrzutka.pl

Pierwsza w świecie parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej potrzebuje materialnego wsparcia, aby nakryć dachem wznoszoną w Gronie świątynię parafialną. O każdy dar serca, a także każde westchnienie do Boga w tej intencji apeluje proboszcz parafii ksiądz redaktor Jerzy Martinowicz. Apel o wsparcie dla budowanego w Grodnie

8 lipca 2024 roku podczas Mszy świętej, odprawionej o 15. godzinie w mińskiej Katedrze Imienia Najświętszej Maryi Panny, Jubileusz 75. urodzin obchodził ksiądz prałat Władysław Zawalniuk, proboszcz parafii św. Szymona i Heleny.

Duchowny jest wieloletnim proboszczem parafii św. Szymona i Heleny, którą prawie dwa lata temu stołeczne władze odebrały wiernym. Kościół potocznie zwany Czerwonym władze zamknęły pod pretekstem konieczności przeprowadzenia restauracji zabytku. Nabożeństwo, którego intencją była modlitwa za solenizanta oraz odzyskanie Czerwonego Kościoła przez wiernych, nieustannie modlących się o powrót do swojej parafialnej świątyni, poprowadził najwyższy hierarcha Kościoła Katolickiego na Białorusi, Metropolita Mińsko-Mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski w asyście biskupa pomocniczego archidiecezji Jerzego Kosobuckiego.

Mszy świętej przewodniczył, w asyście biskupa pomocniczego archidiecezji mińsko-mohylewskiej Jerzego Kosobuckiego (po prawej), Metropolita Mińsko-Mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski. Współcelebrował nabożeństwo solenizant – ksiądz prałat Władysław Zawalniuk (po lewej), fot: facebook.com

Zdjęcia z Mszy świętej opublikował w Facebooku Wiktor Wiedzień, fotograf, współpracujący z mediami katolickimi na Białorusi.

Z okazji pięknego Jubileuszu 75. urodzin księdza prałata Władysława Zawalniuka pragniemy Państwu przypomnieć dokonania tego duchownego, niezwykle zasłużonego dla odrodzenia Kościoła Katolickiego na Białorusi:

Ksiądz prałat Władysław Zawalniuk

ksiądz prałat Władysław Zawalniuk, fot.: facebook.com

Urodził się 8 lipca 1949 roku w obwodzie winnickim na Ukrainie. W 1974 roku ukończył seminarium duchowe w Rydze. Pełnił posługę kapłańską w Mołdawii, gdzie praktycznie od podstaw odnawiał Kościół. W latach 1976—1977 we wsi Slobozia-Raşcov bez oficjalnego pozwolenia władzy, z inicjatywy księdza Zawalniuka wybudowana została katolicka świątynia.

Zburzono ją 25 listopada 1977 roku, a inicjatora „samowoli budowlanej” aresztowano i wysłano do Kazachstanu. Później ksiądz został przeniesiony do Krasnojarska, a w 1980 roku – na Łotwę. W 1984 roku, skierowano go na Białoruś – do miejscowości Głębokie, a w roku 1990 roku ksiądz Władysław objął parafię św. Szymona i św. Heleny w Mińsku.

Przywracanie świątyń katolikom Białorusi

W 1990 roku białoruska stolica była prawdziwą duchową pustynią. Ks. Władysław Zawalniuk postanowił odzyskać dla swoich parafian ich kościół parafialny – dawną świątynię, w której znajdował się Dom Kina. Nie było to proste. Przez kilkanaście miesięcy na placu przed dawnym kościołem proboszcz codziennie organizował modlitwy wiernych. Ludzie wspominają, że po odzyskaniu świątyni, obwiązany linami ksiądz Władysław sam instalował krzyże na kościelnych wieżach.

Odzyskany przez wiernych Czerwony Kościół szybko stał się jednym z głównych ośrodków religijnych i kulturalnych białoruskiej stolicy. Powstała w nim sala teatralna, w której występował teatr „Znicz”. Założona została biblioteka z kilkudziesięcioma tysiącami tomów. Przy kościele działało dziewięć chórów. Prowadzona była szkoła niedzielna, odbywała się katechizacja. Organizowano tu niezwykle popularne wśród stołecznej inteligencji prezentacje książek i wieczory autorskie, w tym spotkania z klasykiem literatury białoruskiej – poetą Ryhorem Baradulinem. Czerwony Kościół wydał kilka tomów poezji twórcy. Kiedy poeta zmarł, cały Mińsk żegnał go w Czerwonym Kościele.

Po utworzeniu diecezji mińsko-mohylewskiej ksiądz Zawalniuk rozpoczął starania o pozyskanie dla diecezji budynku katedry, dzisiejszej Katedry Najświętszego Imienia Najświętszej Maryi Panny na placu Wolności w Mińsku. Historia się powtórzyła. Przez dwa lata codziennie wierni modlili się przy wejściu, zabytkowego barokowego kościoła jezuitów, w którym mieściły się wówczas sale sportowe i którego władze Mińska nie chciały oddawać katolikom. W okresie zimowym wierni stali za katedrę pomimo mrozów, które zamieniały w lód mszalne wino w kielichu. Wówczas kobiety zrobiły swojemu proboszczowi na drutach specjalne rękawiczki, żeby ks. Władysław mógł celebrować nabożeństwo przy minus 20 stopni według skali Celsjusza.

Organizator życia duchowego, pszczelarz, badacz i wydawca

Kolejną inicjatywą Ks. Zawalniuka było tłumaczenie Biblii i kościelnych ksiąg liturgicznych na współczesny język białoruski. Do wykonania tego zadania proboszcz Czerwonego Kościoła zaangażował grono uniwersyteckich filologów. Przy parafii św. Szymona i Heleny zaczęło działać wydawnictwo. Jego nakładem ukazało się ponad 40 książek, w tym „Wspomnienia” fundatora parafialnej świątyni – Edwarda Woyniłłowicza. Memuary fundatora tłumaczył z języka polskiego na białoruski osobiście ks. Władysław Zawalniuk. Do niego należała też inicjatywa ekshumowania w Bydgoszczy szczątków Edwarda Woyniłłowicza, przywiezienia ich do Mińska i pochowania przy ścianie kościoła. Dziesięć lat później, w 2016 roku, zainaugurowany został proces beatyfikacji tego niezwykłego Polaka, zasłużonego dla Mińska i Białorusi.

Uroczystość powrotu Woyniłłowicza do rodzinnego Mińska była niezwykle wzruszająca. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie osoba fundatora Czerwonego Kościoła zainspirowała jego proboszcza – magistra teologii i doktora nauk historycznych – do zorganizowania w białoruskiej stolicy cyklu konferencji naukowych pt. „Znakomici Mińszczanie przełomu XIX i XX wieku”. Ostatnia  konferencja tego cyklu  w białoruskiej stolicy, odbyła się jesienią 2019 roku. Potem z przyczyn politycznych polscy i białoruscy naukowcy, badający dzieje Ziemi Mińskiej, zaczęli spotykać się w Białymstoku.

O niezwykle szerokim spektrum zainteresowań i kompetencji posiadanych przez ks. Władysława Zawalniuka świadczy fakt, że udało mu się zorganizować i zarejestrować Ogólnobiałoruskie Zjednoczenie Pszczelarzy „BelApiUnion”. Jako miłośnik pszczelarstwa i praktykujący pszczelarz ksiądz proboszcz zainteresował się europejskim ruchem „Miejskie pszczoły”. Postawił wtedy ule z pszczołami na dachu kościoła. Na jego sutannie czasem można było zauważyć pszczółki. Owady nie były agresywne i nigdy nikogo nie użądliły, ale władze zmusiły księdza do usunięcia uli z dachu świątyni. Niepowodzenie projektu „Miejskie pszczoły” w Mińsku zniechęciło proboszcza do jego pszczelarskiej pasji, a miód z białoruskich pasiek zawsze był obecny w jego gabinecie. Sam ksiądz zaś częstował miodem wszystkich, kto go odwiedzał, szczególnie – dzieci.

Jako historyk ks. Zawalniuk badał represje wobec osób duchownych w ZSRR w latach 20-30 XX wieku. Napisał też kilkadziesiąt książek, m.in. o praktykach postu w historiografii kościelnej. Ksiądz był także prowadzącym audycji „Głos Duszy”, którą nadawano w radiu państwowym. Parafia wydawała też gazetę pod tym samym tytułem. Dzięki inicjatywie księdza po raz pierwszy w historii Białorusi Mszę świętą transmitowano na falach radiowych.

Kolejnym osiągnięciem proboszcza stało się sprowadzenie do świątyni 3 maja 2002 roku repliki całunu turyńskiego. Relikwia przybyła z Turynu jako „symbol przyjaźni, misji pokoju”. Przez dwadzieścia lat całun jest jedną z najważniejszych relikwii Kościoła Katolickiego na Białorusi. Dzięki jego obecności przy Czerwonym Kościele działał nawet ośrodek naukowo-badawczy „Święty Całun Turyński”.

W czerwcu 2021 roku księdzu proboszczowi udało się zrealizować jeszcze jedną inicjatywę – zorganizować pielgrzymkę po Białorusi z replikami najbardziej znanych obrazów NMP wykonanych przez malarkę z Mołodeczna Jadwigę Sieńko.

Jeszcze w 1996 roku obok kościoła wzniesiona została rzeźba o nazwie „Św. Michał Archanioł pokonuje Zło”, a w 2000 roku ustanowiono „Dzwon Nagasaki”, przypominający o tragedii mieszkańców japońskiego miasta, zaatakowanego bronią atomową w sierpniu 1945 roku.

Troskliwy syn i wychowawca młodzieży

Ksiądz Władysław Zawalniuk był bardzo troskliwym synem. Jego mama, cicha, pogodna kobieta, często bywała w kościele. Stosunek proboszcza do matki miał wymiar wychowawczy dla obserwującej ich relacje młodzieży.

Zainteresowania i problemy młodzieży zawsze były w centrum uwagi proboszcza. Ksiądz zapraszał młodych ludzi na młodzieżowe czuwania, cieszył się z obecności ich w kościele. A jakie cudowne święta, konkursy, festiwale organizowane były w kościele! Proboszcz często śpiewał razem z wiernymi, starał się uczestniczyć we wszystkich spotkaniach i inicjatywach. Chodziło przy tym nie tylko o katolików – w kościele wielokrotnie odprawiano pokojowe nabożeństwa z udziałem przedstawicieli innych wyznań. A w ogóle msze w Czerwonym Kościele odbywały się nie tylko w językach polskim i białoruskim. Tutaj można było modlić się do Boga także m.in. w językach: włoskim, angielskim, litewskim, łacińskim, niemieckim, ukraińskim. W kościele prowadzono nawet kursy nauczania różnych języków.

Wierni z Czerwonego Kościoła pielgrzymowali po świątyniach na terenie całej Białorusi. Najważniejsza i najliczniejsza pielgrzymka odbywała się zawsze latem. Była to pielgrzymka do Sanktuarium Matki Boskiej Budsławskiej. Proboszcz zawsze był wśród swoich wiernych. Towarzyszył im na rowerze, czy pieszo – zawsze uśmiechnięty i pogodny.

Tak się cieszył, kiedy na wieże kościoła udało się przywrócić dzwony, odlane w zamian zniszczonych przez komunistów. Niestety śpiew tych dzwonów ciężko znosili przedstawiciele białoruskiej władzy, więc korzystanie z nich zostało zakazane.

Dbanie o świątynie, upamiętnienie Woyniłłowicza i św. Jana Pawła II

Nie wszyscy wiedzą, że ksiądz Władysław Zawalniuk zadbał o kościół Świętego Krzyża na Kalwarii w Mińsku. To jego zasługą jest wzniesienie w stolicy kościoła pw. Matki Boskiej Budsławskiej przy ul. Prytyckiego. Jego inicjatywą było nadanie skwerowi przylegającemu do Czerwonego Kościoła imienia Edwarda Woyniłłowicza. On też inicjował postawienie przy kościele pomnika św. Jana Pawła II.

Ks. Władysław jest prawdziwym gospodarzem. Osobiście pilnował wszystkich spraw. Sprawdzał, czy trawa wokół świątyni jest skoszona, czy w klasach lekcyjnych jest czysto. Nieraz można było zobaczyć jak osobiście sprząta teren wokół kościoła. Wieczorami proboszcz chodził po całym kościele i sprawdzał, czy wszystko jest w porządku.

Kościół, z którego nie chciało się wychodzić

Ksiądz Zawalniuk jest nie tylko urodzonym liderem. Umie łączyć ludzi, szczerze interesuje się nimi, a jego kazania nigdy nie są formalne. Sprawia to, że ludzie chcą za nim iść. Dla wielu właśnie dzięki ks. Zawalniukowi Czerwony Kościół stał się domem, miejscem, z którego wieczorem czasami nie chciało się wychodzić.

W ostatnich latach wierni przychodzili do kościoła na Sylwestra, o północy, żeby wspólną modlitwą przywitać nowy rok, i wtedy świątynia była wypełniona po brzegi.

Zamknięcie Czerwonego Kościoła jesienią 2022 roku stało się prawdziwą tragedią dla wiernych. Przeżywany przez nich dramat miał kilka wymiarów. Była to bowiem rozłąka nie tylko ze świątynią, ale też z proboszczem, z jego słowami i czynami.

Na Mszy świętej w mińskiej Katedrze Imienia Najświętszej Maryi Panny, w dniu 75. urodzin księdza prałata Władysława Zawalniuka zgromadziło się wielu jego parafian z kościoła pw. św. Szymona i Heleny.

Wierni parafii św. Szymona i Heleny składają życzenia urodzinowe swojemu proboszczowi – księdzu Władysławowi Zawalniukowi, fot.: facebook.com

Znadniemna.pl na podstawie Facebook.com

8 lipca 2024 roku podczas Mszy świętej, odprawionej o 15. godzinie w mińskiej Katedrze Imienia Najświętszej Maryi Panny, Jubileusz 75. urodzin obchodził ksiądz prałat Władysław Zawalniuk, proboszcz parafii św. Szymona i Heleny. Duchowny jest wieloletnim proboszczem parafii św. Szymona i Heleny, którą prawie dwa lata temu

Skip to content