HomeStandard Blog Whole Post (Page 22)

Od dzisiaj, 2 sierpnia, w życie wchodzą nowe sankcje Unii Europejskiej w stosunku do białoruskich firm transportowych. Przewozów na terenie Unii nie będą mogły wykonywać przedsiebiorstwa, w których udział białoruskich firm czy obywateli wynosi co najmniej 25 proc. – podało wczoraj Ministerstwo Finansów.

„Z dniem 2 sierpnia br. wchodzą w życie nowe zasady dotyczące przedsiębiorstw transportu drogowego, w związku z przyjęciem kolejnego pakietu sankcji wobec Białorusi. Dotychczas obowiązujący zakaz wykonywania przewozów przez przedsiębiorstwa z siedzibą w Białorusi zostanie rozszerzony. Zgodnie z nowymi przepisami również przedsiębiorstwa unijne, które w co najmniej 25 proc. są własnością białoruskiej osoby fizycznej lub prawnej, nie będą mogły już podejmować transportu drogowego towarów w Unii, również w odniesieniu do tranzytu” – czytamy w  komunikacie Ministerstwa Finansów RP.

Resort dodał, że zakaz ten nie będzie miał zastosowania do przedsiębiorstw transportu drogowego, „będących własnością osób posiadających podwójne obywatelstwo lub obywateli białoruskich posiadających zezwolenie na pobyt czasowy lub stały w państwie członkowskim”. Przypomniał także, że przedsiębiorstwa transportu drogowego zostały zobowiązane do ujawniania właściwym organom krajowym na ich żądanie swojej struktury własnościowej.

„Od 26 lipca br. analogiczne zasady obowiązują już w odniesieniu do przedsiębiorstw transportu drogowego, które w co najmniej 25 proc. są własnością rosyjskiej osoby fizycznej lub prawnej” – podało Ministerstwo Finansów.

Resort wyjaśnił, że kwestia struktury własnościowej przedsiębiorstwa będzie analizowana w toku kontroli transportu drogowego „przez wszystkie uprawnione organy”, w tym funkcjonariuszy Służby Celno-Skarbowej.

„Przedsiębiorcy prowadzący działalność transportową powinni liczyć się z koniecznością przedstawienia dokumentów potwierdzających strukturę własnościową, zarówno w trakcie przewozu, jak i podczas kontroli w przejściach granicznych” – podało Ministerstwo Finansów.

Znadniemna.pl za PAP

Od dzisiaj, 2 sierpnia, w życie wchodzą nowe sankcje Unii Europejskiej w stosunku do białoruskich firm transportowych. Przewozów na terenie Unii nie będą mogły wykonywać przedsiebiorstwa, w których udział białoruskich firm czy obywateli wynosi co najmniej 25 proc. – podało wczoraj Ministerstwo Finansów. „Z dniem 2

W środę, 31 lipca, na uroczystej sesji Rady Warszawy zwołanej z okazji Dnia Pamięci Warszawy, wręczono odznaki Honorowego Obywatela Miasta Stołecznego Warszawy pięciu osobom. To czterech powstańców warszawskich, a także osadzony w kolonii karnej dziennikarz i działacz mniejszości polskiej na Białorusi Andrzej Poczobut.

Sesję, która odbyła się w Dużej Auli Politechniki Warszawskiej otworzyła przewodnicząca Rady Warszawy Ewa Malinowska Grupińska. Wprowadzono sztandar miasta, a straż miejska odegrała na trąbkach hejnał warszawski.

Przewodnicząca powitała radnych oraz przybyłych gości i następnie zaprezentowała sylwetki honorowych obywateli Warszawy.

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zaznaczył, że bez Powstania Warszawskiego nasza wolność wyglądałaby inaczej. „Jestem głęboko przekonany, że gdyby nie było Powstania Warszawskiego, nie bylibyśmy tak bezpieczni, jak jesteśmy dzisiaj” – dodał.

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przemawia na uroczystej sesji Rady Miasta Stołecznego Warszawy, fot.: facebook/rafal.trzaskowski

Dzisiaj chciałbym powiedzieć o czymś, o czym nigdy nie mówiliśmy tak dobitnie (…) a mianowicie o miłości do naszego miasta. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że padają pewne słowa, które przez lata stały się pewnego rodzaju sloganem. Wszyscy nasi honorowi obywatele kochali i kochają Warszawę. Powstańcy też kochali i kochają Warszawę i całe swoje życie poświecili naszemu miastu. To nie jest frazes, to jest głębokie uczucie, które polegało na tym, żeby oddawać zdrowie, niekiedy życie, a później poświęcić całe życie, żeby Warszawa wyglądała tak, jak teraz” – podkreślił Trzaskowski.

Zaznaczył, że miłość do tego miasta, chęć pracy na jego rzecz, to wszystko było przekazywane z pokolenia na pokolenie, „dzięki takim ludziom jak honorowi obywatele Warszawy, których dzisiaj chcemy uczci攄Przekazywali nam również chęć pracy organicznej dla miasta, które się kocha. Dzisiaj możemy być dumni z tego, jak Warszawa wygląda, to wspólny sukces wszystkich warszawiaków” – dodał.

„Jak zawsze patrzę na herb i zerkam na łańcuch prezydenta Warszawy i widzę order Virtuti Militari, to wtedy dociera do mnie, jak to niesłychanie zobowiązuje. Jak zobowiązuje to wszystko co robiliście przez te wszystkie lata i to nie tylko w czasie najcięższej próby, ale i później. I za to chcieliśmy wam wszyscy serdecznie podziękować. Właśnie takich chcieliśmy mieć bohaterów. Właśnie takie chcemy mieć wzorce” – zwrócił się do powstańców.

Głos zabrali też nowi honorowi obywatele miasta. Barbara Garncarczyk podziękowała za to, że mogła dołączyć do grupy ludzi szczególnie dla Warszawy zasłużonych. „Warszawa zawsze byłą dla mnie najukochańszym miastem i nigdy by mi nie przyszło do głowy żeby opuścić to miasto” – podkreśliła wzruszona. Opowiedziała, że jak wróciła do Warszawy 10 lutego 1945 roku to od razu zgłosiła się do Biura Odbudowy Stolicy, w którym od razu rozpoczęła pracę. „Tyle mogłam zrobić” – dodała. Zaznaczyła, że potem, jako architekt, pracowała dla Warszawy przy projektowaniu osiedli mieszkaniowych.

„W imieniu wszystkich dzisiaj uhonorowanych chciałabym podziękować za to uhonorowanie nas, skromnych ludzi, którzy robili tylko to, co uważali, że trzeba robić. Dokąd będziemy żyć, będziemy kochać to miasto i pamiętać o nim” – podkreśliła Anna Stupnicka-Bando.

„My, dzieci Warszawy, tak głośno krzyczeliśmy: „Wolność, wolność ponad wszystko”, że nawet Adolf w Berlinie usłyszał i się tak zdenerwował, że rozkazał zrównać z ziemią to miasto. Miało zniknąć z map Europy. Warszawa jednak powstała, jak feniks z popiołów i jest dzisiaj jednym z najpiękniejszych miast Europy” – powiedział Stefan Meissner. Podkreślił, że jest dzisiaj najszczęśliwszym członkiem na świecie.

„Pamiętajcie młodzi, że wolność i demokracja nie jest gwarantowana na zawsze. Zależy od nas wszystkich” – zaznaczył.

Zbigniew Rylski nawiązał do słów poprzednika – Stefana Meissnera. „Ja też jestem szczęśliwy i bardzo dziękuję za uhonorowanie mnie tym tytułem” – powiedział.

Następnie wręczone zostały statuetki Syreny Warszawskiej Laureatom Nagrody m.st. Warszawy. Laureatami zostało 25 osób fizycznych, w tym 10 organizacji.

Tytuł Honorowego Obywatela Miasta Stołecznego Warszawy nadano: Barbarze Gancarczyk, pseudonim Pająk; Stefanowi Meissnerowi, pseudonim Krzysztof; Zbigniewowi Rylskiemu, pseudonim Brzoza; Annie Stupnickiej-Bando i Andrzejowi Poczobutowi.

Osoba wyróżniona Honorowym Obywatelstwem otrzymuje: medal Honorowego Obywatela, odznakę nadanej godności do wpięcia, dyplom oraz legitymację. Uroczystego wręczenia odznak Honorowego Obywatelstwa dokonuje Przewodniczący Rady Miasta Stołecznego Warszawy oraz Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy na uroczystej sesji Rady Miasta Stołecznego Warszawy z okazji Dnia Pamięci Warszawy albo podczas innej uroczystości. Przewodniczący Rady Miasta Stołecznego Warszawy prowadzi Księgę Honorowych Obywateli Miasta Stołecznego Warszawy oraz Galerię Honorowych Obywateli Miasta Stołecznego Warszawy.

 Znadniemna.pl za PAP, zdjęcia: facebook.com/rafal.trzaskowski

W środę, 31 lipca, na uroczystej sesji Rady Warszawy zwołanej z okazji Dnia Pamięci Warszawy, wręczono odznaki Honorowego Obywatela Miasta Stołecznego Warszawy pięciu osobom. To czterech powstańców warszawskich, a także osadzony w kolonii karnej dziennikarz i działacz mniejszości polskiej na Białorusi Andrzej Poczobut. Sesję, która odbyła

1 sierpnia 1944 r. o godzinie 17.00 na mocy decyzji dowództwa Armii Krajowej w Warszawie rozpoczęło się powstanie. Przez 63 dni trwała heroiczna i osamotniona walka z Niemcami. Celem była w pełni niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i sowieckiej dominacji.

„Nikt w Warszawie w te słoneczne dni lipcowe – gdy nocą słychać było dudnienie artylerii na wschodzie – nie zdawał sobie sprawy, że najgorsze było jeszcze przed nami. Nikt w najśmielszych myślach nie przypuszczał, że agonia miasta i jego mieszkańców dopiero miała nadejść” – wspominał po latach powstaniec Zbigniew Mróz. Był jednym z około 40 tysięcy żołnierzy Armii Krajowej, którzy w napięciu oczekiwali na rozkaz podjęcia walki po pięciu latach brutalnej okupacji niemieckiej. Decyzja ta była uzależniona od sytuacji, w jakiej znalazła się sprawa suwerenności Polski latem 1944 r.

Opanowanie miasta przez AK przed nadejściem Sowietów i wystąpienie w roli gospodarza przez władze Polskiego Państwa Podziemnego w imieniu rządu polskiego na uchodźstwie miało być atutem w walce o niezależność wobec ZSRS. Liczono na to, że ujawnienie się w Warszawie władz cywilnych związanych z Delegaturą Rządu na Kraj będzie szczególnie istotne w związku z powołaniem stworzonego przez Stalina marionetkowego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.

Dowództwo Armii Krajowej zakładało, że Armii Czerwonej zależeć będzie ze względów strategicznych na szybkim zajęciu Warszawy. Przewidywano, że kilkudniowe walki zostaną zakończone przed wejściem do miasta sił sowieckich. Oczekiwano również pomocy od aliantów.

Premier Stanisław Mikołajczyk, udający się pod koniec lipca 1944 r. na rozmowy ze Stalinem, liczył, że ewentualny wybuch powstania w stolicy wzmocni jego pozycję negocjacyjną wobec Sowietów. Jednak opinii premiera nie podzielał Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który uważał, że w zaistniałej sytuacji zbrojne powstanie pozbawione jest politycznego sensu i w najlepszym przypadku zmieni jedną okupację na drugą. W depeszy do gen. Komorowskiego pisał: „W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji”. Pomimo takiego stanowiska generał Sosnkowski nie wydał w sprawie powstania jednoznacznego rozkazu.

Przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu walki w stolicy nie bez znaczenia były także działania propagandy sowieckiej. Pod koniec lipca na ulicach Warszawy zaczęły pojawiać się odezwy informujące o ucieczce KG AK i o przejęciu dowództwa nad siłami zbrojnymi podziemia przez dowództwo Armii Ludowej. Z kolei oddana przez Sowietów Związkowi Patriotów Polskich radiostacja Kościuszko wzywała warszawiaków do natychmiastowego podjęcia walki. W tej sytuacji KG AK obawiała się, że komunistyczna dywersja może doprowadzić do niekontrolowanych i spontanicznych wystąpień zbrojnych, na czele których będą stawać komuniści.

Za rozpoczęciem walk w stolicy przemawiała również ewakuacja w drugiej połowie lipca 1944 r. niemieckiej ludności cywilnej i wojska oraz widoczne przejawy zaniku morale niemieckiej administracji i wojska, wywołane sytuacją na froncie, a także nieudanym zamachem na Hitlera 20 lipca 1944 r.

Były również poważne obawy co do konsekwencji bojkotu zarządzenia gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera, wzywającego mężczyzn z Warszawy w wieku 17-65 lat do zgłoszenia się 28 lipca 1944 r. w wyznaczonych punktach stolicy do budowy umocnień. Istniało niebezpieczeństwo, że zarządzenia niemieckie mogą doprowadzić do rozbicia struktur wojskowych podziemia i uniemożliwić rozpoczęcie powstania. Poza tym w ostatnich dniach lipca Niemcy wznowili gwałty i represje wobec ludności oraz rozstrzeliwanie więźniów.

Rozkaz o wybuchu powstania wydał 31 lipca 1944 r. dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór”, uzyskując akceptację Delegata Rządu Jana S. Jankowskiego.

1 sierpnia 1944 r. do walki w stolicy przystąpiło ok. 40-50 tys. powstańców. Jednak zaledwie co czwarty z nich mógł liczyć na to, że rozpocznie ją z bronią w ręku. Powstańcom nie udało się osiągnąć żadnego z kluczowych celów, między innymi opanowania jednego z mostów lub lotniska. Na wyzwolonym terenie kilku dzielnic udało się jednak stworzyć namiastkę niezawisłych władz Rzeczypospolitej.

Na wieść o powstaniu w Warszawie Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler wydał rozkaz, w którym stwierdzał: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. Efektem jego rozkazu było dokonane przez Niemców i ich kolaborantów ludobójstwo cywilów, które szczególne rozmiary przybrało na Woli i Ochocie.

Przez 63 dni powstańcy, wspierani nielicznymi zrzutami uzbrojenia alianckiego, prowadzili heroiczny i niemal całkowicie samotny bój z wojskami niemieckimi. Ostatecznie wobec braku perspektyw dalszej walki 2 października 1944 r. przedstawiciele KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki „Jarecki” i ppłk Zygmunt Dobrowolski „Zyndram” podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bacha w Ożarowie układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie.

Według postanowień układu żołnierze AK z chwilą złożenia broni mieli korzystać ze wszystkich zapisów konwencji genewskiej z 1929 r. dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Takie uprawnienia otrzymali żołnierze AK, którzy dostali się do niemieckiej niewoli w czasie walk toczonych od początku sierpnia w Warszawie. Niemcy przyznali prawa jeńców wojennych także członkom powstańczych służb pomocniczych.

W podpisanym dokumencie Niemcy stwierdzali ponadto, że osoby uznane za jeńców wojennych „nie będą ścigane za swoją działalność wojenną ani polityczną tak w czasie walk w Warszawie, jak i w okresie poprzednim, nawet w wypadku zwolnienia ich z obozów jeńców”. Odnośnie do ludności cywilnej znajdującej się w czasie walk w mieście Niemcy zapewnili, że nie będzie stosowana wobec niej odpowiedzialność zbiorowa.

O realizacji układu z 2 października 1944 r. tak pisał prof. Norman Davies w „Powstaniu ’44”: „Przeważająca część jeńców z Armii Krajowej została – zgodnie z umową – odesłana do regularnych obozów jenieckich pozostających pod nadzorem Wehrmachtu. (…) Kobiety, które trafiły do niewoli, zgodnie z umową kierowano do specjalnych obozów (…) albo po prostu uwalniano. Jednak w miarę upływu czasu, gdy początkowa masa zaczynała topnieć, ujawniały się bardziej nieprzyjemne aspekty hitlerowskiej machiny. Kiedy dokonano ostatecznych obliczeń, okazało się, że znacznie ponad 100 000 warszawiaków wysłano na przymusowe roboty do Rzeszy, wbrew układowi o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie, a dalsze kilkadziesiąt tysięcy umieszczono w obozach koncentracyjnych SS, w tym w Ravensbrueck, Auschwitz i Mauthausen”.

W czasie walk w Warszawie zginęło ok. 18 tys. powstańców, a 25 tys. zostało rannych. Poległo również ok. 3,5 tys. żołnierzy z Dywizji Kościuszkowskiej. Straty ludności cywilnej były ogromne i wynosiły ok. 180 tys. zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, ok. 500 tys., wypędzono z miasta, które po powstaniu zostało niemal całkowicie zburzone. Specjalne oddziały niemieckie, używając dynamitu i ciężkiego sprzętu, aż do rozpoczęcia sowieckiej ofensywy w styczniu 1945 r. niszczyły zabudowę i infrastrukturę Warszawy, często niemal nienaruszoną po powstaniu.

Do niemieckiej niewoli poszło ponad 15 tys. powstańców, w tym 2 tys. kobiet. Wśród nich niemal całe dowództwo AK, z gen. Komorowskim, mianowanym przez prezydenta RP Władysława Raczkiewicza 30 września 1944 r. naczelnym wodzem.

W wydanej nazajutrz po kapitulacji odezwie do „Do Narodu Polskiego” Krajowa Rada Ministrów i Rada Jedności Narodowej z goryczą stwierdzały: „Skutecznej pomocy nie otrzymaliśmy. (…) Potraktowano nas gorzej niż sprzymierzeńców Hitlera: Italię, Rumunię, Finlandię. (…) Sierpniowe powstanie warszawskie z powodu braku skutecznej pomocy upada w tej samej chwili, gdy armia nasza pomaga wyzwolić się Francji, Belgii i Holandii. Powstrzymujemy się dziś od sądzenia tej tragicznej sprawy. Niech Bóg sprawiedliwy oceni straszliwą krzywdę, jaka Naród Polski spotyka, i niech wymierzy słuszną karę na jej sprawców”.

Wraz z upadkiem Powstania Warszawskiego narodziła się jego legenda. W latach PRL uroczystości urządzane przed pomnikiem Gloria Victis na warszawskich Powązkach stały się przestrzenią wolności i sprzeciwem wobec propagandy komunistycznej, umniejszającej znaczenie zrywu oraz zaciemniającej znaczenie wysiłku Armii Krajowej.

Znadniemna.pl za PAP

 

1 sierpnia 1944 r. o godzinie 17.00 na mocy decyzji dowództwa Armii Krajowej w Warszawie rozpoczęło się powstanie. Przez 63 dni trwała heroiczna i osamotniona walka z Niemcami. Celem była w pełni niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i sowieckiej dominacji. „Nikt w Warszawie w te

Burza, która przeszła nad Litwą w 28-29 lipca, wyrządziła poważne szkody na zabytkowych wileńskich nekropoliach – podał Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą. Powalone przez wiatr drzewa zniszczyły ok. 20 pomników nagrobnych na Cmentarzu Bernardyńskim i kilka pomników na Rossie.

„O zniszczeniach poinformowaliśmy władze miasta. Teraz eksperci będą musieli oszacować wyrządzone szkody. Liczymy na to, że miasto weźmie odpowiedzialność za zniszczenia i odbuduje pomniki” – powiedział PAP członek SKOnSR Dariusz Liwicki.

Komitet od lat apeluje do władz Wilna, w gestii których są cmentarze, o usuwanie na bieżąco starych spróchniałych drzew na zabytkowych nekropoliach. Sprzeciwiają się temu obrońcy środowiska.

„Należy w tym temacie osiągnąć rozsądny kompromis, ale władze miasta nie słyszą naszych apeli” – oświadczył Lewicki.

Cmentarze Rossa i Bernardyński są najstarszymi, zabytkowymi nekropoliami Wilna, założonymi na początku XIX wieku. Rossa jest jedną z czterech polskich nekropolii narodowych.

Znadniemna.pl za PAP/Fot.: wilnoteka.lt

Burza, która przeszła nad Litwą w 28-29 lipca, wyrządziła poważne szkody na zabytkowych wileńskich nekropoliach – podał Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą. Powalone przez wiatr drzewa zniszczyły ok. 20 pomników nagrobnych na Cmentarzu Bernardyńskim i kilka pomników na Rossie. „O zniszczeniach poinformowaliśmy władze miasta. Teraz

80 lat temu mieszkańcy Warszawy rozpoczęli powstanie przeciw niemieckiemu okupantowi. Jednym z kapelanów patriotycznego zrywu był ks. Wiktor Potrzebski, były dyrektor I Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Adama Mickiewicza w Grodnie, a podczas kampanii 1939 roku aktywny uczestnik przygotowań grodzieńskiej młodzieży do obrony miasta przed Sowietami. Po zakończeniu walk o Grodno przeniósł się do okupowanej przez Niemców Warszawy, gdzie organizował tajne nauczanie, tworząc komplet gimnazjalny dla swoich uczniów z grodzieńskiego gimnazjum i dla warszawskiej młodzieży gimnazjalnej.

Nasz bohater ks. Wiktor Potrzebski urodził się 30 sierpnia 1880 roku w Ślesinie. Był synem Jana i Elżbiety z Sieradzińskich. Ukończył gimnazjum w Kaliszu oraz Seminarium Duchowne we Włocławku i w czerwcu 1904 roku został wyświęcony na kapłana.

Objął wówczas stanowisko wikariusza w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Kole.

Od 1904 roku należał do Narodowego Związku Robotniczego w tym mieście. Kierował strukturami partii w czterech powiatach. Jednocześnie był prezesem miejscowego okręgu Polskiej Macierzy Szkolnej (1905-1907) oraz założycielem pierwszej na ziemiach polskich spółdzielni szewskiej w Kole (1905).

Ucieczka do Galicji

W Cesarstwie Rosyjskim księdzu Potrzebskiemu groziło więzienie, dlatego w 1907 roku wyjechał z Koła i udał się do Galicji. W latach 1908-1909 posługiwał jako wikariusz w parafii pw. św. Anny we Lwowie, a w 1910 roku został prefektem szkół męskich: ludowej i wydziałowej w Dolinie niedaleko Stanisławowa. Działał w Towarzystwie Szkoły Ludowej; był przewodniczącym koła w Dolinie oraz wiceprzewodniczącym zarządu okręgowego w Stryju koło Lwowa. Należał także do Wydziału Ligi Pomocy Przemysłowej we Lwowie.

Od 20 sierpnia 1913 roku zajmował stanowisko prefekta w szkole ludowej i wydziałowej w Monasterzyskach. Tam do 1914 roku uczestniczył w działalności Drużyn Bartoszowych. Był naczelnikiem drużyny w Folwarkach oraz członkiem komisji mężów zaufania chorągwi buczackiej.

W1916 roku został administratorem parafii pw. Trójcy Świętej w Sokołówce koło Bóbrki. W 1918 roku przebywał w Rozdole. Przejściowo był więziony przez władze austriackie, a w 1920 roku uczestniczył w obronie Lwowa przeciwko bolszewikom.

Na Ziemi Sieradzkiej

W styczniu 1921 roku ksiądz Potrzebski znalazł na ziemi sieradzkiej. Został prefektem w gimnazjum w Bełchatowie, a we wrześniu 1922 roku w gimnazjum w Piotrkowie Trybunalskim oraz wykładowcą w Seminarium Nauczycielskim Żeńskim im. Królowej Jadwigi i w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim Heleny Trzcińskiej, gdzie pracował wśród młodzieży. Jednocześnie 19 sierpnia 1922 roku został rektorem kościoła szkolnego, zwanego potocznie kościołem „Panien”.

Od 7 sierpnia 1927 roku sprawował  w Piotrkowie funkcję rektora kościoła pw. św. Franciszka Ksawerego oraz prefekta Gimnazjum Męskiego im. Bolesława Chrobrego.

Pobyt na Wileńszczyźnie

W sierpniu 1928 roku  nasz bohater na własną prośbę został przeniesiony do archidiecezji wileńskiej. Do 1937 roku był prefektem w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Trokach. Bardzo energiczny, szybko się oswoił, ożywiając życie szkolne i internatowe. Chociaż nie był wychowawcą w internacie, a jednak wraz z Ludwikiem Jaworskim objął opieką działający w internacie samorząd uczniowski. Ksiądz zarekomendował siebie jako dobry psycholog, rozumiejący młodzież. Oprócz religii prowadził w razie potrzeby  także inne przedmioty.

 Obrona Grodna i tajne nauczanie w Warszawie

Wszechstronność pedagogiczna kapłana sprawiła, że powierzono mu stanowisko dyrektora I Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Adama Mickiewicza w Grodnie. Pomimo tej pracy kapłan aktywnie angażował się także w ruch harcerski. Podczas kampanii 1939 roku w dniach 19-21 września zmobilizował swoich uczniów do obrony Grodna przed Sowietami. Po zajęciu miasta przez nieprzyjaciela ksiądz musiał uciekać, tym razem do Warszawy okupowanej przez Niemców.

W stolicy, pod nazwiskiem Jan Orłowski, duchowny objął funkcję kapelana klasztoru Sióstr Loretanek. Jednocześnie zaangażował się w podziemną działalność edukacyjną. Organizował tajne nauczanie, a nawet przeprowadził egzaminy maturalne dla młodzieży z Grodna i Warszawy. Był również dyrektorem do spraw nauczania w szkole sióstr felicjanek, a także kapelanem Zgromadzenia Sióstr Loretanek na warszawskiej Pradze.

 Powstanie Warszawskie

Ksiądz Wiktor Potrzebski (pierwszy z lewej) podczas Powstania Warszawskiego. Fot.: wikipedia.org

Duchowny działał też w konspiracji zbrojnej. Od października 1942 roku był kapelanem batalionu „Vistula” Armii Krajowej. Rozpoczynał jako kapelan 2 kompanii, następnie całego batalionu, przybierając pseudonim „Józef Władysław Orłowski”. Podczas Powstania Warszawskiego sprawował funkcję kapelana IV Rejonu I Obwodu Śródmieście AK przybierając pseidonim „Corda”. Oprócz obowiązków kapelana ks. Wiktor Potrzebski w czasie okupacji codziennie odprawiał po dwie Msze św. i godzinami spowiadał. 13 sierpnia 1944 roku pobłogosławił związek małżeński dwojga powstańców – Alicji Treutler „Jarmuż” i podchorążego Bolesława Biegi „Pałąka”.

Zdjęcia z tej liturgii są jednymi z najbardziej znanych fotografii z okresu warszawskiego zrywu.

Powstanie Warszawskie: Ślub sanitariuszki Alicji (lub Haliny) Treutler „Jarmuż” i podchorążego Bolesława (lub Jana) Biegi „Pałąka” udzielony przez księdza Wiktora Potrzebskiego „Corda” dnia 13 sierpnia 1944 roku w kaplicy przy ulicy Moniuszki 11. Fot.: wikipedia.org

Poległ ksiądz Wiktor Potrzebski 4 września 1944 roku pod gruzami zbombardowanego przez Niemców budynku przy ul. Szpitalnej 4. Jego ciało rozpoznano po rozszarpanej sutannie. Został pochowany na podwórku jednego z warszawskich budynków, a później jego prochy złożono na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie, kwatera A-25.

Odznaczenia i upamiętnienie

Ksiądz Potrzebski został odznaczony Krzyżem Niepodległości, orderem Polonia Restituta 4 kl., Krzyżem Walecznych i Expositorium Canonicale.

Jego nazwisko znajduje się na tablicy w katedrze ps. św. Stanisława Kostki w Łodzi, poległych żołnierzy batalionu AK „Kiliński” w krużganku kościoła pw. św. Antoniego w Warszawie (ul. Senatorska), w katedrze polowej WP oraz na tablicy rektorów kościoła „Panien” w Piotrkowie Trybunalskim.

Na zdjęciu: Ksiądz Wiktor Potrzebski, fot.: Muzeum Powstania Warszawskiego/www.1944.pl/kurier-kolski.pl

Przygotował Adolf Gorzkowski

Znadniemna.pl

80 lat temu mieszkańcy Warszawy rozpoczęli powstanie przeciw niemieckiemu okupantowi. Jednym z kapelanów patriotycznego zrywu był ks. Wiktor Potrzebski, były dyrektor I Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Adama Mickiewicza w Grodnie, a podczas kampanii 1939 roku aktywny uczestnik przygotowań grodzieńskiej młodzieży do obrony miasta przed

Prezes Lidzkiego Oddziału Związku Polaków na Białorusi Irena Biernacka była obecna na Jubileuszu 100. Urodzin Honorowej Prezes Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej płk Stefanii Szantyr-Powolnej.

Stefania Szantyr-Powolna

Polka z Lidy odwiedziła Jubilatkę na jej osobiste zaproszenie w składzie delegacji Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej, z którym od wielu lat współpracuje. Dzięki tej współpracy Biernacka  przyjaźni się ze Stefanią Szantyr-Powolną, będącą żywą legendą polskiego ruchu oporu z czasów II wojny światowej, wybitną lekarka, doktor nauk medycznych, harcerką, żołnierzem ZWZ i AK, pułkownikiem Wojska Polskiego, więźniarką łagrów.

W składzie delegacji, świętującej Jubileusz wspólnie z solenizantką znaleźli się ponadto: Prezes Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej Artur Kondrat, jego zastępczyni Grażyna Złocka-Korzeniewska oraz inni członkowie i sympatycy Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej, którzy chcieli uczcić wyjątkową chwilę w życiu niezwykłej kobiety.

Płk dr med. Stefania Szantyr-Powolna ps. Hanka urodziła się 30 lipca 1924 roku w Wilnie. Jej matka Emilia z domu Ostrowska była urzędniczką, a ojciec hrabia Bolesław Ursyn-Szantyr farmaceutą. W okresie międzywojennym Stefania uczyła się w Szkole Podstawowej nr 9 przy ul. Karkowskiej w Wilnie. Następnie kontynuowała naukę w Gimnazjum Kupieckim. W tym czasie należała do 3. Wileńskiej Drużyny Harcerskiej oraz Przysposobienia Wojskowego Kobiet.

Po wybuchu II wojny światowej i wejściu wojsk sowieckich do Wilna, wraz z grupą innych dziewcząt została wyrzucona z gimnazjum. Po kilku miesiącach zezwolono im na powrót do nauki. Pod koniec 1939 roku została zwerbowana przez kolegę do konspiracji, otrzymała pseudonim „Hanka”. Działała jako żołnierz ZWZ-AK. Przez cały okres okupacji pełniła funkcję sanitariuszki i łączniczki przenosząc meldunki, ulotki, prasę i broń.

W lipcu 1944 roku w ramach akcji „Ostra Brama” pracowała w punkcie sanitarnym dla rannych żołnierzy. Za służbę w ZWZ-AK została aresztowana 7 grudnia 1944 roku NKGB podało ją brutalnemu przesłuchaniu trwającemu 36 godzin. 27 marca 1945 roku, po kilku miesiącach śledztwa, które Stefania spędziła w więzieniu, zapadł wyrok. Oskarżona o grupowe powstanie z bronią w ręku została skazana na 10 lat ciężkich łagrów, pozbawienie praw publicznych oraz konfiskatę mienia. W czasie trwania procesu miała zaledwie 20 lat. Wraz z nią podobne wyroki otrzymało dwunastu innych działaczy konspiracji.

Na początku maja 1945 roku została wraz z tysiącami innych więźniów wywieziona w głąb ZSRS. Po kilku tygodniach wycieńczającego transportu dotarła do Uchty, gdzie umieszczono ją w łagrze. Tam w ciężkich warunkach pracowała przy zbiorach i wyrębie lasu. Po jakimś czasie, dzięki przychylnemu Polakom personelowi szpitala została skierowana do pomocy w szpitalnym laboratorium.

Po kilkuletnim pobycie w obozie w Uchcie Stefania została przeniesiona do obozu żeńskiego o zaostrzonym rygorze w Workucie. Tam pracowała przy odśnieżaniu torów oraz nigdy nie ukończonej linii kolejowej. W czasie pobytów w obozach chorowała, pięciokrotnie przeszła zapalenie płuc, przez brak witamin cierpiała na szkorbut.

Z obozu wyszła po zasądzonych 10 latach pracy, odmówiła podpisania dokumentu, że po wyjściu z łagru będzie obywatelką ZSRS. Na wolności zamieszkała u polskiej rodziny Jackiewiczów w Workucie, tam też dostała pracę w kopalni, a następnie w laboratorium. Po długich staraniach zezwolono jej na powrót do Polski. W 1955 roku wróciła do ojczyzny. Zamieszkała w Gdańsku, gdzie w 1956 r. podjęła studia medyczne. W 1959 roku wyszła za mąż, w późniejszych latach doczekała się także potomstwa. W latach 70. na podstawie pracy pt. Wpływ stresu przewlekłego na gospodarkę tłuszczową w aspekcie czynników ryzyka w chorobie wieńcowej uzyskała stopień doktora nauk medycznych. Do emerytury pracowała w Centralnym Ośrodku Badawczym Kolejowej Służby Zdrowia. Przez wiele lat działała w Stowarzyszeniu Łagierników Żołnierzy AK, w którym w latach 2002 – 2011 pełniła funkcję prezesa oraz redaktor naczelnej Kwartalnika Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy AK.

W 2008 roku została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Także w 2008 na podstawie jej życiorysu powstał film dokumentalny pt. Koszmary, które się śnią w reżyserii Witolda Pelczarskiego i Jarosława Krychowiaka.

W 2015 roku została bohaterką książki Anny Herbich pt. Dziewczyny z Syberii.

W 2016 roku podczas XXXI Zjazdu Łagierników została awansowana do stopnia podpułkownika, a w 2019 została pułkownikiem. Przez wiele lat była redaktor naczelną „Kwartalnika” Stowarzyszenia.

Znadniemna.pl

Prezes Lidzkiego Oddziału Związku Polaków na Białorusi Irena Biernacka była obecna na Jubileuszu 100. Urodzin Honorowej Prezes Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej płk Stefanii Szantyr-Powolnej. [caption id="attachment_65471" align="alignnone" width="480"] Stefania Szantyr-Powolna[/caption] Polka z Lidy odwiedziła Jubilatkę na jej osobiste zaproszenie w składzie delegacji Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii

Dzisiaj mija 93. rocznica urodzin naszego krajana, aktora Czesława Jaroszyńskiego, znanego z kultowej roli harnasia Bardosa w „Janosiku” czy roli komendanta Henryka, ojca „Ariela” w serialu „Szaleństwa Majki Skowron”. Mało kto wie, że nasz, pochodzący z Nowogródczyzny, ziomek, był nie tylko aktorem, ale też krytykiem teatralnym i poetą.

Dzieciństwo na wygnaniu

Urodził się Czesław Jaroszyński 29 lipca 1931 roku w Balewiczach na Nowogródczyźnie. 10 lutego 1940 roku wraz z rodziną na sześć lat został deportowany w głąb ZSRR. Rodziców z czwórką dzieci (najstarsze wówczas miało 12 lat, a najmłodsze – 5) załadowano na sanie i wywieziono z Balewicz, osady, zamieszkiwanej przez rodziny ochotników, biorących udział w oswobodzeniu Wilna w 1920 roku. Najpierw zesłańców przetransportowano na stację kolejową koło Stołpców. Stamtąd ruszyli oni w kierunku Mińska, a potem za Moskwę do miejscowości Posiołek 144. Potem Jaroszyńscy znaleźli się w Wołogdzie, a następnie w Wiatce (przemianowanej w Kirow) – znanym z historii miejscu zesłań Polaków. Koło Kirowa był kołchoz we wsi Murasze, a także dalej – w Mamoszycach i Daniłowce. W Kirowie zabrano zesłańcom polskie dokumenty i oznajmiono, że są obywatelami ZSRR. Nie byli więźniami, lecz kołchoźnikami.

Wyjazd na Ziemie Odzyskane

W 1946 roku nasz bohater wrócił do Polski, ale nie tej przedwojennej, której wschodnie tereny były okupowane w przez Sowietów. Wyjechał na zachód, czyli na Ziemie Odzyskane, a konkretnie na Dolny Śląsk. Rodzinne Balewicze naszego bohatera pozostały w granicach Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Porzucone przez byłych właścicieli gospodarstwa zostały rozebrane, a w ich miejscu powstało jednolite pole kołchozowe.

Na Ziemiach Odzyskanych Jaroszyńscy osiedlili się w Siedlęcinie. W Jeleniej Górze nasz bohater ukończył gimnazjum, a następnie we Wrocławiu podjął studia filozoficzne i teologiczne.

Kariera aktorska

W latach 1954-1958 nasz bohater studiował na Państwowej Wyższej Szkole Filmowa Teatralnej w Łodzi. W swoim aktorskim życiu zawodowym był związany głównie z Warszawą – tam występował w Teatrze Klasycznym, Teatrze Powszechnym, Teatrze Narodowym oraz Teatrze Polskim. Widzowie mogli go oglądać także na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu.
Artysta miał w swoim dorobku ok. 30 występów w filmach. Czesław Jaroszyński zdobył popularność występując w serialach – wielu zapamiętało go jako harnasia Bardosa z „Janosika”. Można go było zobaczyć także w „Szaleństwie Majki Skowron”, „Czarnych Chmurach” czy „Linii”.

Od połowy lat 80. urodzony kresowianin prowadził wykłady z retoryki na Uniwersytecie Warszawskim. W 1993 roku ukazał się tom jego wierszy. Był też autorem wspomnień o zesłaniu, a także recenzji teatralnych. Jest także współautorem, wraz z synem prof. Piotrem Jaroszyńskim, podręcznika pt. Podstawy retoryki klasycznej (1998).

Zmarł Czesław Jaroszyński 27 stycznia 2020 roku w wieku 88 lat w Warszawie.

Został pochowany na cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie.

Fragment z książki Czesława Jaroszyńskiego „Zesłanie i trudne powroty”

Posiołek 144

Któregoś dnia pociąg się zatrzymał. Lokomotywa, nagle przyśpieszając sapanie, jakby z radości, że pozbyła się ciężaru, odjechała i już nie wróciła. Po chwili usłyszeliśmy zgrzytanie rozsuwanych drzwi i znowu to: wychodi, wychodi.

Opuszczaliśmy wagon, prycze, na których każdy z nas miał już „swoje miejsce”, w ciszy, bez pytań i bez żadnych skarg.

Jedni z tobołkami, inni z dziećmi na rękach schodzili z niewielkiego nasypu do stojących nieopodal zaprzęgów, które być może czekały od samego rana. Śnieg bowiem wokół sań był wydeptany, konie wyprzężone, kępki siana rozrzucone, a końskie kupki parujące jeszcze.

Było późne popołudnie. Śnieg, czy to z powodu zbliżającego się zmierzchu, czy też z powodu lekkiej odwilży, nie raził oczu. Z jednej strony horyzont zasłaniały stojące na nasypie, opuszczone przez nas ciemne wagony, a z drugiej – mroczny i milczący las. Żadnych zabudowań nie było widać. A gdy wszyscy wgramoliliśmy się na sanie wyścielone sianem, dały się słyszeć pokrzykiwania: dawaj, dawaj, i cała kawalkada ruszyła w kierunku lasu.

Skurczeni i omotani kocami, raz budząc się, to znowu zasypiając, jechaliśmy noc całą. Przypominam sobie, że ogrzewaliśmy się w jakimś domu, gdzie nikłe światło mrugającej lampy naftowej, bez klosza, zawieszonej na belkowanej ścianie, ledwo rozpraszało ciemności. A potem znowu w drodze, na saniach, półśnie, w ciszy. Tylko od czasu do czasu oderwane od kopyt końskich grudki śniegu uderzały o sanie. Wówczas otwierałem oczy i patrzyłem na przesuwające się obok ciemne drzewa. I znowu zasypiałem.

Obudziłem się na dobre dopiero wtedy, gdy staliśmy już przed ciemnym barakiem i trzeba było wysiadać. Wprowadzono nas do niewielkiego, mrocznego pomieszczenia, gdzie nie rozbierając się, rozlokowaliśmy się na podłodze. Nikt nie rozmawiał, nikt nie płakał, czasem tylko jakieś kroki na korytarzu, jakieś stuknięcia i znowu cisza.

I właśnie w tym baraku, nad ranem, w półmroku, gdy siedziałem w kącie na sienniku, owładnęło mną jedno, jedyne pragnienie, które aż skręcało w środku: jeść! Wszystko jedno co, cokolwiek, byle jeść i tylko jeść. Niestety nie mieliśmy nawet najmniejszej kromki chleba. Wówczas to państwo Ignatowiczowie, być może nie myśląc nawet o dniu jutrzejszym, podzielili się z nami tym wszystkim, co jeszcze im pozostało.

Widzę wyraźnie. Oto siedzimy razem: i Wacek, i zawsze cicha i łagodna Lodzia, i mały Romek, i nas czworo – siedzimy w milczeniu, w nieznanym, tajemniczym miejscu, siedzimy na podłodze – i zajadamy jak gdyby nigdy nic.

Wszystkie następne dni były szare, jednostajne, do siebie podobne. Rodzice wychodzili o zmroku do pracy w lesie, a my albo łaziliśmy po posiołku, albo siedzieliśmy w baraku. Pewnego razu wybrałem się trochę dalej. Szedłem drogą, która prowadziła w głąb tajemniczego lasu. Było tam śmiertelnie cicho i pusto. Drzewa stały nieruchomo, jakby umarłe. I tylko od czasu do czasu śnieg, zsuwając się z gałęzi, cicho zaszeleścił. Lęk mnie przeszył.

Wracałem z bijącym sercem, nie oglądając się za siebie.

Przygotował Adolf Gorzkowski

Znadniemna.pl

Dzisiaj mija 93. rocznica urodzin naszego krajana, aktora Czesława Jaroszyńskiego, znanego z kultowej roli harnasia Bardosa w "Janosiku" czy roli komendanta Henryka, ojca "Ariela" w serialu "Szaleństwa Majki Skowron". Mało kto wie, że nasz, pochodzący z Nowogródczyzny, ziomek, był nie tylko aktorem, ale też krytykiem

Taką decyzję – formalnie na prośbę samego kapłana, który osiągnął wiek emerytalny, obowiązujący w Kościele Rzymskokatolickim, czyli 75 lat – podjął Metropolita Mińsko-Mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski.

Pomimo tego, że decyzja hierarchy jest zgodna z literą prawa kanonicznego, parafianie odebranego wiernym od prawie dwóch lat kościoła pw. św. Szymona i Heleny, nie kryją rozczarowania de facto odsunięciem od spraw parafii kapłana, który sprawował w niej funkcję proboszcza przez prawie trzydzieści pięć lat.

„Jak można wyrzucić na emeryturę bez świadczeń i prawa zamieszkania na terenie parafii jej emerytowanego proboszcza, który oddał tej parafii ponad trzydzieści lat życia?” – cytuje parafiankę, oburzoną decyzją metropolity Staniewskiego, portal Katolik.life.

Portal wskazuje, iż zgodnie z decyzją metropolity, w związku z osiągnięciem wieku 75-ciu lat księdzu Zawalniukowi przysługuje obecnie tytuł „emeryta”, zwalniający go nie tylko z funkcji proboszcza, lecz także z obowiązków dziekana dekanatu Mińsk-Zachód Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej.

Pełnione do tej pory przez księdza Zawalniuka funkcje proboszcza i dziekana przejął na mocy decyzji metropolity Staniewskiego ksiądz kanonik Franciszek Rudź.

Metropolita Józef Staniewski wręcza nominację proboszcza i dziekana księdzu Franciszkowi Rudziowi, fot.: Catholicminsk.by

Decyzje, podjęte przez metropolitę Józefa Staniewskiego, zaczną obowiązywać z pierwszym dniem sierpnia.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life oraz Catholicminsk.by

 

Taką decyzję - formalnie na prośbę samego kapłana, który osiągnął wiek emerytalny, obowiązujący w Kościele Rzymskokatolickim, czyli 75 lat - podjął Metropolita Mińsko-Mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski. Pomimo tego, że decyzja hierarchy jest zgodna z literą prawa kanonicznego, parafianie odebranego wiernym od prawie dwóch lat kościoła pw.

W Białymstoku odbyła się w czwartek wieczorem comiesięczna akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem – dziennikarzem, jednym z liderów mniejszości polskiej na Białorusi, przebywającym w kolonii karnej. Pojawiające się spekulacje o tym, że został wypuszczony okazały się fake newsami.

Szefowa podlaskiego oddziału stowarzyszenia Wspólnota Polska Anna Kietlińska poinformowała PAP, że sytuacja Andrzeja Poczobuta nie zmieniła się i dalej jest w kolonii karnej, chociaż na Białorusi pojawiały się fake newsy, że został wypuszczony i przebywa w Polsce.

„Dzisiaj wiemy, że to były fałszywe informacje, które budowały taki zamęt i niepokój rodziny, bo podawane było to jako taka prawda objawiona. Andrzej jest uwięziony i jesteśmy tego pewni” – powiedziała Kietlińska.

25 marca 2021 r. Andrzej Poczobut został zatrzymany w Grodnie po rewizji w jego mieszkaniu, a następnie przewieziony do aresztu w Mińsku.

Od maja ubiegłego roku odbywa karę ośmiu lat więzienia w kolonii karnej w Nowopołocku, skazany za „wzniecanie, podżeganie do nienawiści” i „wzywanie do działań na szkodę Białorusi”. Białoruska prokuratura oskarżała go o „rehabilitację nazizmu”, a potem także o wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi.

Akcje solidarności odbywają się w Białymstoku od czerwca 2021 r., w centrum miasta, na skwerze przy pomniku ks. Jerzego Popiełuszki. Początkowo były to akcje wsparcia dwóch osób: Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta. Po wyjściu  z aresztu prezes Związku Polaków na Białorusi, uczestnicy comiesięcznych spotkań solidaryzują się z Poczobutem oraz innymi więźniami politycznymi reżimu Łukaszenki.

Kietlińska powiedziała PAP, że Andrzej Poczobut dalej przebywa w ciężkich warunkach kolonii karnej. „Miesiąc temu wiedzieliśmy, że pozwolono mu na podanie leków na serce. Mamy nadzieję, że to ciągle jest utrzymane. Jest lato, Andrzej jest w ciężkim więzieniu, to są niewietrzone cele, to jest duża temperatura” – powiedziała Kietlińska.

Dodała, że kiedy 40 miesięcy temu rozpoczynali akcję, nie spodziewała się, że to potrwa tak długo. „Obiecaliśmy sobie, że to będzie taka nasza tutaj w Białymstoku walka o pamięć, no i póki sytuacja się nie zmienia, to my konsekwentni nie opuściliśmy żadnej akcji. W innych miejscach Polski ta idea się wyczerpała, a tutaj w Białymstoku konsekwentnie tutaj jesteśmy” – zaznaczyła Kietlińska.

 Znadniemna.pl za PAP, fot.: strona na facebooku – „Białorusini Białegostoku”

W Białymstoku odbyła się w czwartek wieczorem comiesięczna akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem - dziennikarzem, jednym z liderów mniejszości polskiej na Białorusi, przebywającym w kolonii karnej. Pojawiające się spekulacje o tym, że został wypuszczony okazały się fake newsami. Szefowa podlaskiego oddziału stowarzyszenia Wspólnota Polska Anna Kietlińska

Pozostałości dworu Poniemuń pod Grodnem, który powstał w 1771 roku jako pałacyk myśliwski ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego, zostały wystawione na sprzedaż przez władze grodu nad Niemnem – donosi portal Hrodna.life.

Poniemuń na rysunku Napoleona Ordy z 1870 roku. Fot.: wikipedia.org

Jak podano, sprzedaży podlega niemieszkalna, częściowo zbudowana z cegły część budynku o powierzchni ponad 270 m2. Po 1945 roku znajdował się tam klub z salą kinową i biblioteką – wyjaśnia portal.

Dwór Poniemuń w okresie I wojny światowej. Fot.: wikipedia.org

Cena wywoławcza to 351 tys. rubli białoruskich (równowartość 111 tys. dolarów). Aukcja odbędzie się 30 lipca. Budynek ma status zabytku i dlatego można go wykorzystywać tylko w ograniczonym zakresie, np. jako obiekt kulturalno-oświatowy. Obiekt podupadł i zubożał  w dużym stopniu tracąc swój historyczny kształt; zachowały się cztery charakterystyczne kolumny od strony fasady.

Majątek Poniemuń – fotografia archiwalna. Fot.: wikipedia.org

Losy myśliwskiej rezydencji ostatniego króla Polski

Dwór Poniemuń został zbudowany w 1771 roku, przypuszczalnie według projektu Giuseppe Sacco, jako rezydencja króla Stanisława Augusta na malowniczej skarpie nad Niemnem.

W pierwszej połowie XIX wieku i w początkach drugiej, Poniemuń należał do Romana Lachnickiego (marszałka grodzieńskiego w latach 1854–1860). Był on synem Antoniego (1756–1819), członka Rady Najwyższej Rządowej Litewskiej Wielkiego Księstwa Litewskiego w 1794 roku i prezydenta miasta Wilna. Córka Romana Lachnickiego, Weronika, wychodząc za mąż za Jana Niemcewicza, otrzymała Poniemuń jako swój posag.

Pod koniec XIX stulecia, kupiła Poniemuń Jadwiga z ks. Druckich-Lubeckich Bychowcowa (zm. ok. 1905). 28 czerwca 1891 roku urządziła w tym pałacyku obchody 25-lecia twórczości Elizy Orzeszkowej, z którą się przyjaźniła. Na uroczystość tą goście przypłynęli z Grodna statkiem. Przeważali wśród nich literaci i artyści. Po śmierci Jadwigi Bychowcowej w 1905 roku, dobra te przejął jej brat Władysław Drucki-Lubecki, będący już właścicielem Stanisławowa i Czerlony, a mieszkający stale w Szczuczynie. Jego córka Janina, zamężna z Karolem Skórzewskim-Ogińskim, była ostatnią, do września 1939 roku, właścicielką Poniemunia.

Po 1945 roku część pomieszczeń dawnego pałacyku myśliwskiego, który przetrwał działania wojenne, zaadaptowano na dom dziecka, a resztę przeznaczono na zwykłe mieszkania. W tym czasie zburzono glorietę, odpadły tynki, a część okien i drzwi zabito deskami. Tylko zachowane kolumny portyków świadczyć mogły, że był to niegdyś królewski pałacyk.

Wybudowany dla Stanisława Augusta pałacyk wyglądem swym różnił się od powstałych w tym samym czasie pałaców w Augustówku i Stanisławowie. Nie wiadomo czy było to zamierzenie projektanta, czy też został on w ciągu XIX wieku gruntownie przebudowany. Wzniesiony na wysokim, dość stromo opadającym brzegu Niemna, otrzymał rzut przypominający kształtem literę „T”. Jego korpus główny ustawiony został prostopadle do biegu rzeki, korpus zaś drugi – równolegle do niego. Oba posiadały tylko jedną, znacznej wysokości kondygnację. Na skutek spadku terenu jedna strona budynku od podjazdu nie miała podmurówki, podczas gdy druga, zwrócona w stronę Niemna, stała na wysokich, częściowo nawet mieszkalnych suterenach.

Pięcioosiowa, dłuższa elewacja reprezentacyjnego korpusu głównego, którą można określić jako frontową, zbudowana na trzech osiach środkowych, zaakcentowana została półkolistym ryzalitem, dzielonym pionowo sześcioma gładkimi pilastrami o głowicach korynckich. Cztery z nich występowały parami, dwa pozostałe pojedynczo. Boki krótsze tego skrzydła, na całej niemal jego szerokości, otrzymały identyczne portyki z czterema, w jednakowej odległości ustawionymi, także gładkimi kolumnami i kapitelami, również korynckimi. Podczas gdy kolumny portyku wejściowego opierały się na niskich bazach, ustawionych niemal na poziomie otaczającego gruntu, kolumny portyku ogrodowego stały na wysokiej podmurówce, tworzącej taras.

Partie boczne korpusu głównego kryte były niskim dachem czeterospadowym o połaciach lekko wklęsłych. Dachy jeszcze bardziej spłaszczone, „orientalizujące”, otrzymały też oba portyki. Część ryzalitową nakryto natomiast dachem w postaci zmniejszającego się ku górze bębna. Wyrastała z niego wysoka galeria złożona z czterech kolumn, nakryta kopułką, zwieńczoną żeliwną iglicą. Glorietę, przeznaczoną do podziwiania wspaniałego krajobrazu, otaczała w części dolnej drewniana balustrada, w górnej ażurowa opaska. Prostopadłe do reprezentacyjnego skrzydło tylne o trzech zaledwie szeroko rozstawionych osiach, przeznaczone na mieszkania, miało dach gładki, trójspadowy. Wszystkie elewacje pokrywały tynki gładkie, szeroko żłobkowane, bez wydatniejszych dekoracji.

Do pałacyku prowadziły dwa wejścia. Jedno znajdowało się pod lewym portykiem, drugie pośrodku skrzydła prostopadłego.

Wnętrze o układzie nieregularnym, liczące kilkanaście pokoi, nie jest dokładnie znane. W części reprezentacyjnej najciekawszy kształt miała sala wysunięta ryzalitem. Ponieważ w ciągu ostatnich dziesięcioleci pałacyk zamieszkany był prawie wyłącznie przez administratorów, nie posiadał już żadnych przedmiotów zabytkowych. Z okien pałacyku i tarasu rozpościerał się wspaniały, niczym nie przesłonięty widok na Niemen i brzeg zaniemeński.

Najpiękniejszy park krajobrazowy

Poniżej pałacyku, na sztucznie splantowanym tarasie ziemnym, stała oficyna o rzucie prostokąta, z jednej strony parterowa, z drugiej piętrowa, nakryta wysokim, gładkim dachem czterospadowym. Za czasów Lachnickich i Niemcewiczów przylegały do niej ogromne oranżerie.

Z racji swego naturalnego położenia park w Poniemuniu należał do najpiękniejszych na Grodzieńszczyźnie. Założony na wysokim, stromym brzegu Niemna, miał charakter wybitnie krajobrazowy. Rozciągnięty zgodnie z korytem rzeki, dzielił się na dwie części: górną, równinną, i dolną, urwistym zboczem opadającą ku rzece. Przez środek parku, niemal na krawędzi jaru, biegła szeroka droga wjazdowa, podchodząca pod oba wejścia budowli. Po obu bokach głównej drogi wjazdowej rosły grupami lub pojedynczo ogromne stare drzewa z rozłożystymi konarami, głównie liściaste, w tym lipy, klony, buki, białodrzewy, topole nadwiślańskie. Poniżej tylnego skrzydła pałacu rozciągała się w kotlinie część parku utrzymana w stanie najbardziej naturalnym, z drzewostanem mieszanym, liściasto-iglastym. Zarówno część płaską, jak założoną na skłonie wzgórza przecinały liczne ścieżki i alejki spacerowe, niejednokrotnie niemal stromo wiodące ku rzece. Z tarasu pod ogrodowym portykiem schody wiodły ku oranżeriom i dalej ku rzece.

Przygotowała Emilia Kuklewska

Znadniemna.pl/Fot.: facebook.com

 

Pozostałości dworu Poniemuń pod Grodnem, który powstał w 1771 roku jako pałacyk myśliwski ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego, zostały wystawione na sprzedaż przez władze grodu nad Niemnem – donosi portal Hrodna.life. [caption id="attachment_65446" align="alignnone" width="480"] Poniemuń na rysunku Napoleona Ordy z 1870 roku. Fot.: wikipedia.org[/caption] Jak

Skip to content