HomeStandard Blog Whole Post (Page 22)

Wczoraj, 8 września, nieznani sprawcy zniszczyli cmentarz w Chajsach w obwodzie witebskim. Jest to miejsce pamięci ofiar represji stalinowskich, gdzie w masowych grobach pochowani są także Polacy.

„Wandale zniszczyli pomnik ofiar represji stalinowskich” — podał na Telegramie kanał Belamova, dodając, że chodzi o część kompleksu pamięci „Chajsy — Witebskie Kuropaty” w obwodzie witebskim. „Zniszczonych zostało 8 tablic, 26 krzyży i plansze z informacjami o ofiarach represji” — czytamy.

Masowe groby w lesie między wsiami Chajsy i Drykolle odnaleziono w 2014 roku. Miejscowe władze uznały, że są to pochówki z czasów II wojny światowej. Miejscowi aktywiści opozycji oraz mieszkańcy wskazywali jednak, że są to ofiary wielkiego terroru, przywożone z Witebska i rozstrzeliwane przez NKWD w latach 1937–1938.

W 2017 roku nieopodal odkrytych pochówków po raz kolejny odnaleziono ludzkie szczątki. Badacze i historycy również wtedy ocenili, że są to ofiary z lat 1937–1938. Wiele wskazuje na to, że w Chajsach pochowani są także Polacy, ofiary operacji NKWD z lat 1937-38, której ofiarami zostało od 100 do 200 tysięcy Polaków, mieszkających wówczas na terenie ZSRR.

Jak reżim niszczy polskie cmentarze

W ostatnich latach Na Białorusi regularnie dochodzi  do niszczenia polskich cmentarzy i miejsc pamięci. 27 czerwca 2022 roku nieznani sprawcy odsunęli płyty nagrobne i wykopali zwłoki ze zbiorowej mogiły, w której spoczywali dwaj polscy żołnierze, polegli podczas wojny polsko-bolszewickiej oraz zabity 15 lipca 1944 roku żołnierz Armii Krajowej Adam Pacenko. Oba groby znajdowały się  w polu nieopodal miejscowości Jodkiewicze w rejonie brzostowickim przed  ogrodzoną murowaną kapliczką.

Kolejny akt państwowego barbarzyństwa miał miejsce 4 lipca 2022 roku w Mikuliszkach w rejonie oszmiańskim na północnym wschodzie obwodu grodzieńskiego. Wówczas władze z wykorzystaniem ciężkiego sprzętu zrównały z ziemią kwaterę poległych w 1944 roku żołnierzy III i VI Brygady Armii Krajowej.

8 lipca 2022 roku w obwodzie grodzieńskim, nieopodal miejscowości Rowiny i Kaczyce (około 5 km na południe od Korelicz) władze białoruskie zaorały mogiłę zbiorową około 40 żołnierzy Armii Krajowej Samoobrony Ziemi Wileńskiej z oddziałów rotmistrza Władysława Kitowskiego „Groma” i porucznika Witolda Turonka „Tura”.

22 lipca 2022 roku władze zburzyły pomnik na zbiorowym grobie żołnierzy AK w Stryjówce.

Kolejnym, szczególnie bulwersującym przejawem prowadzonej przez Mińsk polityki dosłownego niszczenia śladów historii na terenach zachodniej Białorusi, było przeprowadzone w dniu 25 sierpnia 2022 roku, w godzinach porannych, barbarzyńskie zniszczenie cmentarza żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach. Spoczywali tam 35 żołnierzy AK wraz z dowódcą podpułkownikiem Maciejem Kalenkiewiczem ps. „Kotwicz”.  Bitwę o Surkonty stoczono 21 sierpnia 1944 roku. Armia Krajowa walczyła z 32. pułkiem wojsk NKWD.

Do aktów wandalizmu dochodziło w ostatnich latach także na innych polskich cmentarzach, zlokalizowanych głównie w obwodzie grodzieńskim m.in. w Iwiu, Bogdanach, Bobrowiczach i Wołkowysku.

Znadniemna.pl/IAR/Belamova

Wczoraj, 8 września, nieznani sprawcy zniszczyli cmentarz w Chajsach w obwodzie witebskim. Jest to miejsce pamięci ofiar represji stalinowskich, gdzie w masowych grobach pochowani są także Polacy. "Wandale zniszczyli pomnik ofiar represji stalinowskich" — podał na Telegramie kanał Belamova, dodając, że chodzi o część kompleksu pamięci

Białoruski portal Nashaniva.com publikuje aktualne dane, dotyczące liczby migrantów z Białorusi na stałe mieszkających na Litwie oraz w Polsce – krajach, które w ostatnich latach stały się drugim domem dla tysięcy obywateli Białorusi, uciekających przed represjami reżimu Łukaszenki i wojną, którą ten reżim wspólnie z putinowską Rosją prowadzi przeciwko Ukrainie.

Litwa

Według danych na 1 lipca 2024 roku z zezwolenia na pobyt w Republice Litewskiej skorzystało 62 535 Białorusinów. Ich przyrost w ciągu ostatniego półrocza znacznie się zmniejszył w porównaniu z poprzednimi latami i wyniósł zaledwie 368 osób.

Za okres pierwszego półrocza2023 roku, na przykład liczba Białorusinów, którzy otrzymali prawo pobytu w Republice Litewskiej, wzrosła o blisko 10 tys., czyli z 48804 do 58347 osób. Ogólny przyrost liczby Białorusinów na Litwie wyniósł w 2023 roku – 13731 osób.

Kim pracują Białorusini na Litwie

Aż 48600 mieszkających na Litwie białoruskich obywateli (78 proc. od ogółu) pracuje na podstawie umów o pracę. Połowa z nich (24 tys.) –  pracują jako kierowcy TIR-ów. To są typowi przedstawiciele migracji zarobkowej, którym legalny pobyt na Litwie jest potrzebny, żeby legalnie tutaj pracować. Przedstawiciele tej grupy zawodowej najczęściej mieszkają w kabinie ciężarówki i nawet niedługie urlopy starają się spędzić na Białorusi.

De facto wielu kierowców z Białorusi, zatrudnionych w litewskich firmach, na terenie Litwy spędzają w ciągu roku zaledwie 10-15 dni.

Około 5 tys. posiadaczy prawa do pobytu na Litwie (8 proc, od ogółu) to osoby niepełnoletnie, bądź emeryci w wieku powyżej 65 lat.

Polska

Jeśli na Litwie liczba Białorusinów, mających prawo na pobyt w tym kraju, odpowiada realnej liczbie obecnych migrantów z Białorusi, to w Polsce kwestia oszacowania realnej liczby przybyszy z Białorusi wydaje się o wiele bardziej skomplikowana.

Tłumaczy się to tym, że Litwa już dawno nie wydaje Białorusinom turystyczne i pracownicze wizy, a więc w tym kraju na podstawie wizy nie można mieszkać dłużej niż rok. Na dodatek od niedawna nawet tymczasowe zatrudnienie można dostać tylko na podstawie Karty Pobytu, wydanej przez litewskie władze.

W przypadku Polski sytuacja jest bardziej złożona. Oszacowanie liczby Kart Pobytu, wydanych Białorusinom, nie przekłada się na ich realną liczbę w kraju nad Wisłą.

Według danych za okres pierwszego półrocza 2024 roku ważne polskie Karty Pobytu posiada 131318 Białorusinów, czyli jest ich tylko dwukrotnie więcej niż posiadaczy litewskich Kart Pobytu. Różnica jest podejrzanie mała. Należy zakładać więc, że znaczna liczba przebywających w Polsce obywateli Białorusi przebywa w kraju na innych podstawach.

Kogo nie uwzględniają statystyki?

W Polsce znaczna część Białorusinów może mieszkać i pracować na podstawie wiz pracowniczych. Ponadto znaczna część białoruskich obywateli może przebywać w kraju i legalnie pracować na podstawie wiz krajowych, przedłużanych co roku na postawie Karty Polaka.

Bardzo dużo migrantów z Białorusi ma status oczekujących na Kartę Pobytu. Jeśli na Litwie procedura ta zajmuje 1-4 miesiące, to w Polsce może się okazać o wiele dłuższa. W Polsce znanych jest wiele przypadków otrzymania Karty Pobytu po roku oczekiwania, a nawet po okresie jeszcze dłuższym. Dokumentem legalizującym w Polsce pobyt oczekujących na Kartę Pobytu jest białoruski paszport z widniejącym w nim stemplem urzędu wojewódzkiego, który przyjął wniosek o wydanie zezwolenia na pobyt w Polsce.

Dane posiadaczy PESEL

Analitycy z portalu Picodi.com, w celu oszacowania liczby mieszkających w Polsce Białorusinów, sięgnęli po dane z Powszechnego Elektronicznego Systemu Ewidencji Ludności (PESEL). Według stanu na 1 stycznia 2024 roku, posiadaczami polskiego numeru PESEL było w Polsce 310 tys. obywateli Białorusi.

Ta liczba wskazuje, że Polska przyjęła nie dwukrotnie, lecz pięciokrotnie więcej Białorusinów niż Litwa.

Kogo jeszcze należy uwzględnić?

Po 2020 roku znaczny odsetek migrantów z Białorusi do Polski mógł już otrzymać polskie obywatelstwo i ludzie ci nie są obecnie uwzględniani w żadnej z opisanych wyżej statystyk. Posiadacza Karty Polaka na przykład mogą liczyć za polskiego obywatela już po 2 – 2,5 latach od momentu zalegalizowania swojego pobytu w kraju. Tylko w 2022 roku polskie paszporty otrzymało około 3 tys. białoruskich obywateli.

Według danych z końca 2023 roku, 38 tys. białoruskich obywateli posiadało polskie Karty Pobytu mając potwierdzone polskie pochodzenie. Po roku zamieszkiwania w Polsce mogli oni złożyć wnioski o uznanie za polskich obywateli.

Jak zmieniała się dynamika migracji z Białorusi

Szczytowy według wzrostu liczby migrantów z Białorusi do Polski okazał się rok 2022 – rok rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę. Z kraju rządzonego przez Łukaszenkę wyemigrowało w tym roku do Polski aż 103448 mieszkańców Białorusi. W kolejnym, 2023 roku, liczba migrantów z Białorusi wzrosła w Polsce o 60 tys. i była już porównywalna z rokiem 2021 – 57454 osób.

Co się tyczy Litwy, przed sfałszowanymi przez Łukaszenkę wyborami prezydenckimi 2020 roku na Litwie mieszkało około 18 tys. obywateli Białorusi. Od tamtego czasu ich liczba w Republice Litewskiej wzrosła 3,5-krotnie. Jednak ostatnio migracja Białorusinów na Litwę zanika i w tym roku przyjechało ich tam tylko 368 osób.

Tego samego nie można powiedzieć jednak o Polsce, która wciąż przyjmuje znaczne liczby białoruskich migrantów. Wielu z nich osiedla się nad Wisłą po tym jak nie udało im się odnaleźć w Gruzji, także dającej po 2020 roku azyl uciekinierom przed represjami Łukaszenki.

Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, fot.: Frankotravel.pl

Białoruski portal Nashaniva.com publikuje aktualne dane, dotyczące liczby migrantów z Białorusi na stałe mieszkających na Litwie oraz w Polsce – krajach, które w ostatnich latach stały się drugim domem dla tysięcy obywateli Białorusi, uciekających przed represjami reżimu Łukaszenki i wojną, którą ten reżim wspólnie z

Ogromne zwycięstwo wojsk Rzeczpospolitej pod Orszą, które miało miejsce 510 lat temu, na wiele dziesięcioleci zatrzymało ekspansję Moskali, którzy jako agresorzy najeżdżali nasze ziemie i chcieli wyplenić z niej katolicką wiarę. Wspaniała wiktoria polskiego i litewskiego oręża rozbiła również pierwszy w historii sojusz Rosjan i Niemców, który zawiązali oni przeciw Rzeczypospolitej.

Moskwa zaczęła być niebezpieczna dla Rzeczypospolitej, kiedy w roku 1380 jej wojska podczas wielkiej bitwy na Kulikowym Polu pokonały armię mongolsko – tatarską. Wtedy powstało Wielkie Księstwo Moskiewskie i od tego czasu Moskwa rosła w siłę. Z czasem zaczęła rościć sobie prawo do panowania na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pretekstem była obecność tam ludności prawosławnej. Moskale szerzyli propagandę, iż prawosławni są w Rzeczypospolitej uciskani i trzeba ich wyzwolić. Jakże podobne hasła propagandowe głosili Sowieci, którzy zaatakowali Polskę 17 września 1939 roku, mówiąc że wyzwalają Białorusinów i Ukraińców.

Przyczyn dla których stoczono bitwę pod Orszą należy szukać w roku 1492, kiedy to Moskwa po raz pierwszy zaatakowała wschodnie kresy Rzeczypospolitej. Walki trwały aż do roku 1494 i zakończyły się niekorzystnym dla nas pokojem, czyli utratą pewnych ziem na wschodzie. Tak Rzeczypospolita jak Moskwa wiedziały, że na tym się nie skończy, dlatego przygotowania do wojny trwały w obu krajach. Po raz pierwszy obie armie stanęły koło Orszy już w roku 1508, jednak przewaga wojsk Rzeczypospolitej była tak wyraźna, że car Wasyl III wystraszył się i poprosił o pokój.

Był to z jego strony pewien wybieg, nie dążył on do pokoju, chciał tylko zyskać na czasie, żeby wzmocnić swoją armię i pozycję polityczną. W lutym 1514 roku car Wasyl III zawarł w Moskwie sojusz z cesarzem Maksymilianem I Habsburgiem oraz wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego Albrechtem Hohenzollernem. Rosja po raz pierwszy sprzymierzyła się wówczas z Niemcami przeciwko Rzeczypospolitej. Celem tego przymierza było rozdarcie między siebie ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Car Wasyl III znów zaatakował kresy Rzeczpospolitej. Jego armia oblegała Mińsk, Połock, Witebsk i zasadniczy cel tej agresji – Smoleńsk. W roku 1513 Moskale dwa razy oblegali Smoleńsk, jednak bez powodzenia. Udało się im zdobyć to miasto, wówczas należące do Rzeczypospolitej, dopiero w lipcu 1514 roku. Zachęceni tym sukcesem ruszyli w stronę Wilna. Szacuje się, że armia moskiewska była bardzo liczna – około 60 – 80 tysięcy zbrojnych i 300 armat. Władze Rzeczypospolitej nie czekały, aż car stanie ze swoim wojskiem pod murami Wilna. Zmobilizowano w sumie około 45 tysięcy żołnierzy. Na ich czele stanął hetman wielki litewski Konstanty Ostrogski, doskonały dowódca i strateg wojenny.

Armia Rzeczypospolitej ruszyła w stronę Smoleńska. Nad całością operacji czuwał sam król Zygmunt Stary. Strategię rozprawy z Moskalami opracował Konstanty Ostrogski i on dowodził w bitwie pod Orszą, w okolice której, po długiej drodze, wojska Rzeczypospolitej dotarły 7 września. Litewsko–polskie siły sforsowały rzekę Dźwinę, przy użyciu, ówczesnej nowości militarnej, dwóch mostów pontonowych.

8 września 1514 roku bitwę rozpoczęli Moskale uderzając na obie flanki wojsk Rzeczypospolitej. Hetman Ostrogski nakazał kontrnatarcie, które było tak skuteczne, że atak wojsk moskiewskich zaraz się załamał. Kluczowym momentem bitwy był manewr ataku polskiej jazdy na główne siły nieprzyjaciela. Atak ten miał na celu wciągnięcie wojsk carskich w pułapkę. Dowodzący jazdą Rzeczpospolitej hetman Ostrogski nagle nakazał odwrót. Moskale pewni zwycięstwa rzucili się w pogoń. Wówczas uciekająca jazda rozjechała się na obie strony. Rosjanie wpadli prosto na, na czekającą już na nich w wąwozie artylerię. Armaty zrobiły swoje. W szeregach Rosjan zapanował chaos. Wówczas do ataku centralnie ruszyła piechota Rzeczypospolitej. Zaraz po niej, przegrupowane oddziały jazdy, zaatakowały obie rosyjskie flanki. Szeregi Moskali „pękły z hukiem”. Pomimo liczebnej przewagi zaczęli uciekać w popłochu i ostatecznie ponieśli sromotną klęskę.

Straty Rosjan szacuje się na 30 tysięcy zabitych oraz 3 tysiące wziętych do niewoli, wzięto cały obóz Moskali w tym solidne trofeum wojenne – 300 armat. Wódz carskich wojsk Iwan Czeladin oraz wielu innych ważnych bojarów trafiło do niewoli.

Bitwa pod Orszą była jednym z największych starć militarnych w Europie początków XVI wieku. Zwycięstwo odniesiono we wspaniałym stylu. Historycy określają je jako drugą, po bitwie pod Grunwaldem, największą wiktorię polskiego i litewskiego oręża. Niebezpieczna ze względu na swoją mobilność, moskiewska armia została praktycznie zlikwidowana, a ze Smoleńska musiał uciekać car Wasyl III. Na pół wieku zostało zażegnane niebezpieczeństwo ataków przeprowadzanych na Rzeczpospolitą przez Rosję.

Adam Białous

Do dziedzictwa bitwy pod Orszą odwoływali się również zwolennicy niepodległej Białorusi. To właśnie w czasie tej bitwy po raz pierwszy pojawiły się sztandary świętego Jerzego wykorzystane później jako wzór dla flagi powstałej w 1918 r. Białoruskiej Republiki Ludowej oraz jej władz na uchodźstwie Republiki Białorusi w latach 1991-1995. Dziś barwy te stanowią symbol oporu wobec reżimu w Mińsku oraz dominacji Rosji nad tą częścią dawnej Rzeczypospolitej.

Zdjęcie: Autor nieznany (malarz z kręgu Lukasa Cranacha Starszego), „Bitwa pod Orszą”. Fragment obrazu przedstawiający przemarsz wojsk polskich i litewskich. Źródło: Cyfrowe Muzeum Narodowe

Znadniemna.pl/pch24.pl

Ogromne zwycięstwo wojsk Rzeczpospolitej pod Orszą, które miało miejsce 510 lat temu, na wiele dziesięcioleci zatrzymało ekspansję Moskali, którzy jako agresorzy najeżdżali nasze ziemie i chcieli wyplenić z niej katolicką wiarę. Wspaniała wiktoria polskiego i litewskiego oręża rozbiła również pierwszy w historii sojusz Rosjan i

Honorową funkcję Maria Żodzik otrzymała po raz pierwszy, obok kilkakrotnie honorowanej tym tytułem białostockiej łyżwiarki Natalii Maliszewskiej. Obie sportsmenki podpisały w tej sprawie odpowiednie umowy z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim.

Uroczystość podpisania umów z Ambasadorkami Sportu Białostockiego przez włodarza stolicy Podlasia odbyła się w białostockim Pałacyku Gościnnym Branickich w piątek, 6 września.

Ambasadorki Sportu Białostockiego:  Maria Żodzik (po prawej) i Natalia Maliszewska – pośrodku z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim, fot.: facebook/mzhodzik

– Dzięki temu z jednej strony Białystok otrzymuje wspaniałą promocję, a z drugiej strony sportowcy dostają gratyfikację finansową, aby mogli spokojnie przygotowywać się do zawodów i odnosić na nich sukcesy. Wspaniałe sportsmenki, obie olimpijki. Maria Żodzik po raz pierwszy reprezentowała Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, ale myślę, że jej kariera będzie się dopiero rozwijać – mówił podczas uroczystości prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.

Dla łyżwiarki z toru krótkiego Natalii Maliszewskiej to już kolejna taka umowa ze stolicą Podlasia. Jak podkreśla zawodniczka, reprezentująca na co dzień klub Juvenia Białystok, jest ona zawsze i wszędzie dumna z tego, że jest białostoczanką i ponownie może znaleźć się w gronie najlepszych białostockich sportowców. Jak dodała, to także świetna okazja do promocji rodzinnego miasta oraz siebie w sezonie przedolimpijskim, który zbliża się dużymi krokami.

Z kolei pochodząca z białoruskich Baranowicz (obwód brzeski) Maria Żodzik w Polsce mieszka zaledwie od 2022 roku. Po tym, jak musiała wyemigrować z kraju rządzonego przez dyktatora Aleksandra Łukaszenkę, to właśnie Białystok stał się dla niej drugim domem, a miejscowy Klub Sportowy Podlasie Białystok wziął ją pod swoje skrzydła i pomógł w procesie adaptacji w nowym dla lekkoatletki kraju. Proces ten przebiegał dla Marii na tyle pomyślnie, że już w tym roku mogła ona reprezentować polskie barwy narodowe na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu.

Tytuł Ambasadorki Sportu Białostockiego stał się dla Marii kolejnym wyróżnieniem, za które, jak przyznała podczas ceremonii podpisania umowy z prezydentem Białegostoku, jest bardzo wdzięczna. Lekkoatletka dodała także, iż bardzo dobrze czuje się w Białymstoku i zamierza godnie reprezentować miasto, z wynikami lepszymi niż udało jej się osiągnąć na Igrzyskach w Paryżu, gdzie, niestety, wystąpiła poniżej swoich możliwości, nie kwalifikując się do występu w finale zawodów.

Z tytułu umowy o bycie Ambasadorem Sportu Białostockiego w zamian za promocję miasta sportowcy otrzymują gratyfikację finansową. W przypadku Natalia Maliszewskiej wyniesie ona 30 tysięcy złotych, a nasza krajanka Maria Żodzik otrzyma 20 tysięcy złotych.

Znadniemna.pl na podstawie Radio.bialystok.pl, na zdjęciu: Maria Żodzik i prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski podpisują umowę o promowanie przez Polkę z Baranowicz miasta Białegostoku, fot.: Facebook.com/mzhodik

Honorową funkcję Maria Żodzik otrzymała po raz pierwszy, obok kilkakrotnie honorowanej tym tytułem białostockiej łyżwiarki Natalii Maliszewskiej. Obie sportsmenki podpisały w tej sprawie odpowiednie umowy z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim. Uroczystość podpisania umów z Ambasadorkami Sportu Białostockiego przez włodarza stolicy Podlasia odbyła się w białostockim Pałacyku

A kilka dni temu, 4 września, obchodziliśmy 215 rocznicę urodzin autora tego dramatu Juliusza Słowackiego – jednego z polskich wieszczów narodowych, którego sam Marszałek Józef Piłsudski nazywał poetą „królom równym”. Z okazji Narodowego Czytania „Kordiana” i Jubileuszu urodzin autora tego dzieła, przypominamy Państwu życiorys wybitnego polskiego poety, rodem z Kresów Wschodnich.

Juliusz Słowacki na rycinie Jamesa Hopwooda, źródło: Wikipedia

Juliusz Słowacki przyszedł na świat 4 września 1809 roku w Krzemieńcu na Ukrainie. Jego ojciec, Euzebiusz, był profesorem literatury polskiej w Liceum Krzemienieckim oraz na Uniwersytecie w Wilnie. Po jego śmierci Juliusza wychowywała matka, Salomea z Januszewskich, która w 1818 roku poślubiła doktora Augusta Becu. Matka przyszłego poety prowadziła salon literacki, dzięki czemu Juliusz miał w dzieciństwie i wczesnej młodości kontakt z ówczesną elitą intelektualną, zwłaszcza z kręgu Uniwersytetu Wileńskiego. Tym sposobem poznał m.in. Adama Mickiewicza przed jego wyjazdem z Litwy.

W 1825 roku Juliusz Słowacki rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Wileńskim. W okresie nauki w Wilnie poznał m.in. Joachima Lelewela, braci Śniadeckich i ich siostrę – Ludwikę, która była pierwszą wielką miłością młodego poety. W lutym 1829 roku Słowacki przeniósł się do Warszawy, gdzie rozpoczął pracę w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Swoje zarobki umiejętnie pomnażał, inwestując je na paryskiej giełdzie, m.in. w akcje kolei lyońskiej. Pozwoliło mu to zyskać pewną niezależność finansową, wszystkie swoje dzieła wydawał własnym sumptem. Po wybuchu powstania listopadowego, 9 stycznia 1831 r., podjął pracę w powstańczym Biurze Dyplomatycznym księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. 8 marca udał się z misją dyplomatyczną Rządu Narodowego do Londynu.

W 1831 roku Słowacki wyjechał do Drezna, a następnie – w misji dyplomatycznej władz Powstania Listopadowego – do Paryża i Londynu. Od grudnia 1832 do lutego 1836 przebywał w Genewie, dokąd wydelegowany został przez środowisko paryskiej emigracji polskiej, aby dopilnować wybicia medali upamiętniających powstanie listopadowe. Jak pisze Zieliński, Słowacki miał z powodu tych medali całą masę kłopotów. Doszło do tego, że musiał przemycać cały ich transport przez granicę francusko-szwajcarską, prawdopodobnie dofinansował całe przedsięwzięcie z własnych środków.

Nad Jeziorem Genewskim Słowacki wydał trzeci tom swoich wierszy, przeżył też miłość do Marii Wodzińskiej. W roku 1838 wyruszył w podróż po Włoszech, Grecji, Egipcie, Palestynie i Syrii, którą opisał w „Podróży do Ziemi Świętej”. Po powrocie do Paryża poeta związał się na krótko z Kołem Sprawy Bożej Andrzeja Towiańskiego, z którym jednak wkrótce zerwał, aby rozwijać własną doktrynę filozoficzną. Jej założenia zawarte zostały m.in. w traktacie „Genezis z Ducha”, który powstał latem 1844 r.

Z bogatej twórczości Słowackiego najbardziej znane są dramaty „Kordian” (1834), „Balladyna” (1839), „Mazepa” (1840), „Lilla Weneda” (1840), „Sen srebrny Salomei” (1844), poemat dygresyjny „Beniowski” (1841), poemat „Król-Duch” oraz wiersze m.in. „Grób Agamemnona”, „Testament mój”.

Jan Zieliński, autor biografii Słowackiego pt. „SzatAnioł” pisał, że choć wiadomo, że poeta przeżył kilka wielkich miłości, jednak biografowi trudno się doszukać w życiorysie poety śladów jakiegoś dłuższego związku z kobietą. Zieliński podejrzewa, że Słowacki najbliżej był z księżniczką Charlottą Bonaparte – włosko-francuską arystokratką, prowadzącą w Rzymie słynny salon literacki. Poeta poznał ją, jako wdowę i prawdopodobnie był ojcem jej dziecka, przy którego urodzeniu Charlotta zmarła. Słowacki był bardzo dyskretny, jeżeli chodzi o ten związek, jednak jego ślady można znaleźć m.in. w listach do matki.

Mimo że gruźlica, na którą Słowacki cierpiał od dziecka podkopała jego zdrowie, poeta wyruszył w 1848 roku do Wielkopolski, by wziąć udział w powstaniu, jednak zamierzeń swych nie zrealizował. Wtedy też ostatni raz spotkał się z matką we Wrocławiu. Rok później – 3 kwietnia 1849 roku – poeta zmarł w Paryżu na gruźlicę.

W czerwcu 1927 roku szczątki Juliusza sprowadzono do kraju. Po uroczystościach w stolicy (przez katedrę Świętego Jana przewinęło się podobno sto tysięcy osób) trumnę uroczyście przewieziono do Krakowa. 28 czerwca 1927 roku, po mszy świętej orszak pogrzebowy odprowadził złożoną na rydwanie zaprzężonym w trzy pary białych koni arabskich, na Wawel. Kondukt rozwinął się na długość kilku kilometrów, a jego przejście zajmowało przeszło trzy kwadranse. Kulminacyjnym momentem uroczystości było przemówienie Marszałka Józefa Piłsudskiego wygłoszone na dziedzińcu arkadowym Zamku Wawelskiego. Piłsudski mówił o nieśmiertelności, o tym, że moc ducha jest w stanie pokonać przeciwności losu, niewolę, wygnanie, mocarstwa, a wreszcie, nieuchronną śmierć. Po zakończeniu przemówienia Marszałek zwrócił się do otaczających nosze z trumną oficerów słowami: „W imieniu rządu Rzeczypospolitej polecam panom odnieść trumnę do krypty królewskiej, by (według innej wersji: „bo” – przyp. PAP) królom był równy”.

W krypcie, gdzie spoczęła trumna Słowackiego postawiono też urnę z krzemieniecką ziemią z grobu matki, a u podnóża sarkofagu urny z ziemią z grobu ojca poety w Wilnie i z ziemią z Montmartre. Złożeniu szczątków poety towarzyszył królewski dzwon Zygmunt oraz salwa 101 salw armatnich.

Jan Lechoń napisał o polskim pogrzebie Słowackiego wiersz, który zakończył słowami: „Tę trumnę całą w kwiatach, tę drogę wspaniałą/ Bicie dzwonów i blask ten, co kościół rozjarzył,/ Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył./ Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało”.

Jutro, 7 września 2024 roku, „Kordian” Słowackiego będzie lekturą 13. edycji Narodowego Czytania.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl/PAP, ilustracja: obraz  Leona Picarda pt. „Kordian w podziemiach  katedry Świętego Jana”, źródło: Wikipedia

A kilka dni temu, 4 września, obchodziliśmy 215 rocznicę urodzin autora tego dramatu Juliusza Słowackiego – jednego z polskich wieszczów narodowych, którego sam Marszałek Józef Piłsudski nazywał poetą „królom równym”. Z okazji Narodowego Czytania „Kordiana” i Jubileuszu urodzin autora tego dzieła, przypominamy Państwu życiorys wybitnego

Funkcjonowanie strefy buforowej na granicy z Białorusią zostanie przedłużone o kolejne 90 dni – powiedział wczoraj w Kielcach polski minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak. Minister dodał, że w resorcie kończą się prace nad nowym rozporządzeniem, które obowiązywać będzie od 11 września.

Od 13 czerwca na ok. 60 km odcinku granicy z Białorusią w powiecie hajnowskim obowiązuje strefa buforowa z zakazem przebywania. Została wprowadzona na 90 dni na podstawie rozporządzenia MSWiA, aby powstrzymać napływ nielegalnych migrantów z tego kraju.  Na ponad 40 km nie wolno przebywać w pasie o szerokości 200 metrów od linii granicy, na 16 km pas ma ok. 2 km szerokości.

Strefa przyniosła konkretne, dobre rezultaty. Jest ona przede wszystkim wymierzona w przemytników ludzi, którzy podejmują osoby przerzucane przez granicę – powiedział minister.

Szef MSWiA zaznaczył, że na przełomie maja i czerwca resort przez niego kierowany podjął „szereg decyzji związanych ze zmianą sposobu działania na granicy”.

Chodzi o wejście oddziałów prewencji i policji, jak również szkolenia dla straży granicznej i wojska. Po stronie wojskowej też się sporo wydarzyło. Wojsko się przeorganizowało, wprowadziło inne dowodzenia, inny sprzęt – mówił Tomasz Siemoniak.

Siemoniak powiedział również, że ogrodzenie graniczne zbudowane w Polsce w ostatnich latach zostanie jeszcze bardziej wzmocnione, dodając, że „nowe rozwiązania zapobiegną łatwemu przekraczaniu granicy”.

Poprzedni rząd po raz pierwszy wprowadził strefę buforową w 2021 roku, po tym jak Białoruś postanowiła stworzyć presję migracyjną na wschodnie granice UE w odwecie za sankcje Brukseli wobec Mińska.

Znadniemna.pl/PAP

Funkcjonowanie strefy buforowej na granicy z Białorusią zostanie przedłużone o kolejne 90 dni - powiedział wczoraj w Kielcach polski minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak. Minister dodał, że w resorcie kończą się prace nad nowym rozporządzeniem, które obowiązywać będzie od 11 września. Od 13 czerwca na ok.

W nocy na 4 wrzenia nieznani sprawcy ostrzelali z broni pneumatycznej okna budynku białoruskiej prawosławnej parafii w Wilnie. Nabożeństwa sprawują tu białoruscy księża, należący do Patriarchatu Konstantynopola – ojcowie Georgij Roj i Aleksander Kuchta. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie nocnego ostrzału. Nie milkną jednak komentarze o kolejnej prowokacji reżimu Aleksandra Łukaszenki.

Co do tego, że prawosławna parafia białoruska, niepodlegająca jurysdykcji Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, mogła stać się celem ataku ze strony agentów białoruskich służb specjalnych, nie ma wątpliwości proboszcz zaatakowanej parafii  – ojciec Georgij Roj.

W rozmowie z Radiem Racyja duchowny powiedział:

„Jestem przekonany, że jest to jednoznacznie prowokacja białoruskich służb specjalnych, i nie mam co do tego żadnych wątpliwości”.

Ojciec Georgij wykluczył przy tym, iż za nocnym napadem mogą stać Litwini, rzekomo niezadowoleni obecnością w swoim kraju dużej liczby migrantów z Białorusi, opozycyjnie nastawionych do reżimu Łukaszenki:

„Za półtora roku działalności naszej parafii nie zauważyliśmy żadnego nieprzychylnego gestu, czy incydentu ze strony społeczności litewskiej. Wręcz odwrotnie – odczuwamy wsparcie i szacunek, a wielu Litwinów przychodzi do nas po prostu, żeby porozmawiać i nas zobaczyć”

– oznajmił prawosławny kapłan.

Ostrzał białoruskiej cerkwi to nie jedyna prowokacja, wymierzona minionej nocy w białoruską społeczność Wilna.

W nocy wybito szyby także w Centrum Kultury Białoruskiej w Wilnie. To organizacja, która zrzesza Białorusinów na Litwie oraz tworzy przestrzeń dla białoruskich projektów i inicjatyw.

Białoruski kanał na Telegramie „Chrześcijańska wizja” podaje, że nocne incydenty wpisują się w liczne prowokacje skierowane przeciwko białoruskiej emigracji politycznej. Według autorów publikacji za prowokacjami mogą stać osoby, związane ze służbami specjalnymi reżimu Aleksandra Łukaszenki.

W lipcu tego roku nieznani sprawcy rozbili witrynę sklepu z białoruską symboliką narodową, należącego do byłego więźnia politycznego panującego na Białorusi reżimu.

Znadniemna.pl na podstawie TVP.info/Racyja.com/T.me/s/christianvision/ Na zdjęciu: otwór w szybie okna cerkwi po kuli,  wystrzelonej minionej nocy  z broni pneumatycznej, fot.: facebook.com/georgewroi

W nocy na 4 wrzenia nieznani sprawcy ostrzelali z broni pneumatycznej okna budynku białoruskiej prawosławnej parafii w Wilnie. Nabożeństwa sprawują tu białoruscy księża, należący do Patriarchatu Konstantynopola – ojcowie Georgij Roj i Aleksander Kuchta. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie nocnego ostrzału. Nie milkną jednak komentarze

Im więcej kontaktów mają Białorusini z krajami Zachodu, tym częściej wyznają poglądy prozachodnie – do takiego wniosku doszedł brytyjski think tank Chatham House po analizie badania socjologicznego, przeprowadzonego na próbie 827 respondentów z Białorusi w okresie od 28 czerwca do 3 lipca 2024 roku.

Ile Białorusinów podróżuje do UE?

Z sondażu wynika, że zaledwie 22 proc. Białorusinów w ciągu ostatnich pięciu lat odwiedziło kraje Unii Europejskiej. Zdecydowana większość z nich (71 proc.) deklarowała przy tym cel turystyczny, natomiast odwiedziny u krewnych lub znajomych były celem podróży dla 37proc. respondentów (badanie dopuszczało wskazanie przez pytanego kilku celów podróży – red.). Zakupy, jako cel podróżowania do UE wskazało natomiast 20 proc. gości z Białorusi.

Wykres ukazujący posiadanie przez Białorusinów wiz europejskich w stosunku do chęci ich otrzymania, źródło: Chatham House

Analizowany przez Chatham House sondaż pokazał także, że podróżować do Europy chciałaby większość Białorusinów. 65 proc. wybrałoby przy tym podróż w celach turystycznych i 8 proc. „bardzo chciałoby” wyjechać do UE na stałe, a kolejne 12 proc. – „raczej by tego chciało”.

Z badania wynika, iż w okresie przeprowadzania sondażu zaledwie 7 proc. Białorusinów miało ważne wizy. Ciekawe jest, iż 22 proc. chciałoby dostać wizę, ale nie składa wniosku wizowego do żadnej z ambasad, gdyż uważa, że otrzymanie wizy jest nierealne, albo procedura jej uzyskania jest zbyt uciążliwa.

O znajomości języków i skutkach oddziaływania propagandy

Badacze zauważyli, że oddziaływanie łukaszenkowskiej i putinowskiej propagandy na świadomość Białorusinów robi swoje, ale zasadniczo Białorusini nie poddają się jej indoktrynacji w tak znacznym stopniu, jak wygląda to w przypadku Rosjan. Chatham House sugeruje, że dosyć zauważalne jednak oderwanie Białorusinów od kultury i wartości zachodnich przynajmniej częściowo tłumaczy się niskim poziomem znajomości języków obcych.

Samoocena władania językami obcymi, źródło: Chatham House

6 proc. badanych stwierdziło na przykład, że biegle włada językiem ukraińskim, a 24 proc. uznało, że w tym języku „potrafi porozumiewać się na proste tematy”. Dużo gorzej jest ze znajomością języka angielskiego. Zaledwie 4 proc. respondentów oceniło swoje umiejętności jako „znakomite”, a około 12 proc. stwierdziło, że potrafi porozumiewać się po angielsku jedynie „na poziomie podstawowym”. Paradoksalnie, ale jeszcze gorzej wygląda wśród Białorusinów znajomość języka polskiego. Jest rozumiany na podobnym poziomie, jak języki: niemiecki, francuski, czy włoski.

A jak Białorusini postrzegają sąsiadów?

Kolejnym interesującym obszarem badania Chatham House jest postrzeganie przez Białorusinów krajów zachodnich oraz poziomu ich rozwoju. Białorusini uważają na przykład swój kraj za bardziej rozwinięty od Polski, m.in. w dziedzinie oświaty i rolnictwa.

Ocena rozwoju Białorusi w stosunku do innych krajów, źródło: Chatham House

„Ocena rozwoju Polski jest bezpośrednio powiązana z osobistymi doświadczeniami: ci, którzy odwiedzili kraje Europy Wschodniej, znacznie rzadziej twierdzą, że Białoruś rozwinęła się lepiej niż Polska” – piszą badacze.

Jedynie 33 proc. badanych stwierdziło, że chciałoby żyć na poziomie zbliżonym do UE, a 42 proc. uznało, że na Białorusi żyje się lepiej niż w krajach europejskich. Zbliżenia z Zachodem i rozszerzenia więzi z zachodnią kulturą oraz wartościami chciałaby połowa respondentów. Natomiast 14 proc. badanych jest za ograniczeniem takich więzi, a reszta nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.

Z kim Białorusi powinni się przyjaźnić?

Kolejne pytanie, które sprawiło trudności wielu pytanym dotyczyło z kim – Rosją, czy Zachodem, Białorusini powinni się zbliżać. Nie potrafiło odpowiedzieć na to pytanie 35 proc. badanych. Prawie tyle samo – 34 proc. – zadeklarowało chęć zbliżenia się z Rosją. Jak się okazało jest ich ponad dwukrotnie więcej, niż zwolenników zbliżenia się z krajami UE – 13 proc. Eurosceptycyzm Białorusinów może tłumaczyć się tym, że ponad połowa z nich nie wierzy w możliwość wejścia swojego kraju do Unii Europejskiej w ciągu najbliższych 15 lat.

Znadniemna.pl na podstawie Euroradio.fm

Im więcej kontaktów mają Białorusini z krajami Zachodu, tym częściej wyznają poglądy prozachodnie - do takiego wniosku doszedł brytyjski think tank Chatham House po analizie badania socjologicznego, przeprowadzonego na próbie 827 respondentów z Białorusi w okresie od 28 czerwca do 3 lipca 2024 roku. Ile Białorusinów

Chodzi o lokale gastronomiczne „Stolle”, działające w Brzozówce pod Lidą oraz w samej Lidzie. Oba zostały nazwane na cześć przedwojennego polskiego przedsiębiorcy i patrioty Juliusza Stolle, założyciela znanej w całej II Rzeczypospolitej Polskiej i daleko poza jej granicami – legendarnej Huty Szkła „Niemen”, która stała się przedsiębiorstwem, wokół którego powstało miasto Brzozówka.

O zatrzymanej właścicielce barów „Stolle” wiadomo, że nazywa się Diana Bursztyka i wraz z mężem Cirylem Bursztyką od kilku lat prowadzi w Brzozówce, a od niedawna także w Lidzie, lokale gastronomiczne upamiętniające de facto założyciela przedwojennej Brzozówki. Łukaszenkowskie kanały propagandowe na Telegramie piszą, iż wraz z Dianą Bursztyką służby białoruskie zatrzymały za „ekstremizm w Internecie” także kilku współpracowników restauracji, prowadzonych przez kobietę. Na profilu barów „Stolle” w Instagramie  oraz na logo, które widnieje na samym lokalu, można się przekonać, że nazwa nie jest przypadkowa i firma gastronomiczna rzeczywiście wybrała sobie za patrona Juliusza Stolle.

Przypomnijmy, że Juliusz Stolle (1891-1926), będąc skutecznym przedwojennym przedsiębiorcą, był także gorliwym polskim patriotą i w duchu polskiego patriotyzmu wychował swoich synów: Edwarda Stolle, porucznika Wojska Polskiego, który 13 sierpnia 1920 roku zginął śmiercią żołnierza pod Radzyminem, broniąc Warszawy przed bolszewickim natarciem oraz Feliksa Czesława Stolle, którego los, dzięki relacji jego wnuczki – Danuty Stolle-Grosfeld, opisaliśmy w ramach prowadzonej przez nasz portal akcji pt. „Dziadek w polskim mundurze”.

Juliusz Stolle jest pochowany w Brzozówce, mieście, które zawdzięcza mu swoje powstanie, istnienie i rozwój. Mieszkańcy Brzozówki jeszcze w 2018 roku uzyskali zgodę Ministerstwa Kultury Białorusi na postawienie w Brzozówce pomnika założyciela miasta. Warunkiem władz było jednak uzbieranie przez mieszkańców środków na wykonanie i montaż upamiętnienia.

Jednym z liderów inicjatywy upamiętnienia w Brzozówce Juliusza Stolle był miejscowy działacz społeczny Witold Aszurak, późniejszy więzień polityczny reżimu Łukaszenki, który w okolicznościach, wskazujących na stosowanie wobec niego tortur, zginął w więzieniu w maju 2021 roku.

Znadniemna.pl

Chodzi o lokale gastronomiczne „Stolle”, działające w Brzozówce pod Lidą oraz w samej Lidzie. Oba zostały nazwane na cześć przedwojennego polskiego przedsiębiorcy i patrioty Juliusza Stolle, założyciela znanej w całej II Rzeczypospolitej Polskiej i daleko poza jej granicami - legendarnej Huty Szkła „Niemen”, która stała

Był przyjacielem Rzeczypospolitej, wybitnym medykiem, botanikiem i biologiem, założycielem grodzieńskiej szkoły medycznej oraz ogrodu botanicznego w Grodnie, a także profesorem Uniwersytetu Wileńskiego. Król Polski trzymał do chrztu jego, urodzonego w Grodnie, syna.

Illustracja: Wikipedia

Jean Emmanuel Gilibert urodził się w miejscowości  Vallon de Saint-Clair koło Lyona 20 czerwca 1741 roku.  W dzieciństwie i w latach młodzieńczych jego edukacją kierował wuj, ksiądz Gemini. W latach 1760-64 studiował medycynę w Montpellier. Stopień doktora otrzymał w 1763 r., praktykę zaczął na wsi, potem przeniósł się do Lyonu, gdzie leczył, zbierał rośliny, prowadził wykłady z botaniki. Podjął także próbę założenia ogrodu botanicznego, w związku z czym popadł w tarapaty finansowe. Wskutek tego zmuszony był szukać intratnego zajęcia. To prawdopodobnie stało się bezpośrednią przyczyną wyjazdu do Polski. Akurat bowiem Stanisław August Poniatowski, „planował utworzenie szkoły medycznej i ogrodu botanicznego w Grodnie” i poszukiwał kogoś odpowiedniego do realizacji tego zadania. Sławny wówczas w świecie naukowym, szwajcarski przyrodnik Albert Haller, polecił królowi lekarza i przyrodnika z Lyonu. Król wystosował zaproszenie, a Gilibert ochoczo je przyjął.

Trzeba z uznaniem podkreślić, że przygotowywał się do wyjazdu bardzo starannie. W Paryżu przestudiował kolekcje Muzeum Narodowego i rośliny ogrodu, konsultował się z francuskimi autorytetami nauk przyrodniczych ze sławnej przyrodniczej rodziny de Jussieu. Pojechał do Montpellier, aby obejrzeć rośliny południowe, a nawet odbył wycieczki w Pireneje, dla poznania nowych, nieznanych gatunków. Także podczas podróży do Polski przez Niemcy,  Szwajcarię i Austrię, uzupełniał po drodze swój podręczny zielnik.

Do Warszawy dotarł prawdopodobnie z początkiem października 1775 r., a w końcu tegoż miesiąca do Grodna. Gdy spotkał (jak sam napisał) „najbardziej wykształconego i najbardziej nieszczęśliwego z monarchów Europy”, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, szybko się z nim zaprzyjaźnił. Do tego stopnia, że monarcha trzymał do chrztu syna Giliberta urodzonego w Grodnie w 1780 r.

Pałac Czetwertyńskich w Grodnie na rysunku Napoleona Ordy. To tutaj mieściła się założona przez J.E. Giliberta Akademia Medyczna, ilustracja: Wikipedia

Na Litwie pozostał przez osiem lat, mieszkając najpierw w Grodnie, a potem w Wilnie. Okres ten spędził bardzo pracowicie: praktykował jako lekarz, prowadził prace botaniczne i zoologiczne, wykładał historię naturalną, zorganizował gabinet przyrodniczy oraz ogrody botaniczne. W czasie licznych wędrówek poznał i opisał dość dokładnie Wielkie Księstwo, wyrażając się z sympatią o miejscowych ludziach, chwaląc ich zaradność i gospodarność. Dlatego może dziwić fakt, że w 1783 r. nagle i niespodziewanie zdecydował się na powrót do Francji. Co więcej, mimo że król chciał go zatrzymać, wyjechał pospiesznie, pozostawiając tymczasem w Wilnie rodzinę i większość swoich rzeczy. Jakie były powody nagłego wyjazdu, dokładnie nie wiadomo.  Być może przyczyniły się do tego m.in. intrygi zawistnych mu ludzi z otoczenia króla oraz choroba.

Botanika była wielką pasją w życiu Giliberta. Mimo że z wykształcenia lekarz, był gorącym orędownikiem traktowania botaniki za naukę samodzielna, odrębną od medycyny. Niemal natychmiast po przyjeździe na Litwę, bo już wiosną 1776 r., zaczął zbierać do zielnika rośliny z okolic Grodna. Zwykle towarzyszyła mu grupa kilkunastu studentów. Były to wyprawy – jak sam pisał – ”tak owocne, iż pierwszego roku odkryliśmy prawie wszystkie gatunki wskazane przez Loesela”. Obserwacje i opisy florystyczne Giliberta bardzo przydały się Stanisławowi Jundziłłowi, uczniowi i następcy Giliberta, przy „Opisaniu roślin Wielkiego Księstwa Litewskiego…” Prace botaniczne francuskiego przyrodnika zyskały duże uznanie w oczach króla, który zlecił nawet wykonanie jego popiersia z napisem „Primo vero indagatorii naturae in hoc regno” i umieszczenie w jednej ze swoich galerii. Także w pamiętnikach królewskich znalazły się pochlebne wzmianki o pracach botanicznych Giliberta, z podkreśleniem zasług przy zakładaniu ogrodu i propagowaniu systemu Linneusza (Gilibert zdawał sobie sprawę z jego niedoskonałości i swoją florę Litwy oparł o system Ludwiga). Warto dodać, że jego nazwisko widnieje przy nazwach wielu opisanych przezeń roślinach, jak np. Centaurium umbellatum, Hepatica triloba czy Armoracia lapathifolia (nazwy te są obecnie traktowane jako synonimy).  Francuski botanik był twórcą tzw. wileńskiej szkoły botanicznej, a także autorem interesujących koncepcji z geografii roślin (m.in. sporządził pierwszą w Europie mapę fitogeograficzną, której jednak nigdzie nie opublikował), opisywał i analizował warunki siedliskowe i zjawiska fenologiczne. Usiłował nawet (naśladując w pewnym stopniu Linneusza) stworzyć tzw. kalendarz florystyczny oraz badał historię botaniki. Założył też czasopismo botaniczne, pt. „Indagatores naturae in Lithuania” (ukazał się, niestety, tylko jeden numer – 1781 r.).

W swoich pracach botanicznych (m.in. we „Flora Lithuanica inchoata…” 1781-82 czy „Exercitia Phytologica”, wydanej już w Lyonie w 1792) podał blisko 700 gatunków z obszaru Litwy. Wiązało się z tym, oczywiście, sporządzenie zielników, których było prawdopodobnie trzy: „Hortus Grodnensis” (rośliny z grodzieńskiego ogrodu botanicznego), „Herbarium Grodnense” lub „Herbarium Giliberti” (rośliny dziko rosnące z okolic Grodna) oraz zielnik bez nazwy (rośliny z okolic Wilna). Zielniki te zostały później dokładnie zbadane przez jednego z naszych czołowych polskich botaników, Józefa Paczoskiego, który wypowiadał się o nich dość krytycznie. Między innymi z tego powodu, że Gilibert zbyt skwapliwie opisał, jako nowe gatunki, wiele anormalnie wyglądających roślin. Jednak zielnik ten posiada dużą wartość historyczną (czego Paczoski nie negował), jako że jest jednym z najstarszych istniejących w tej części Europy, a zapewne najstarszym litewskim.

Gilibert miał też spore zasługi w nauczaniu botaniki w Rzeczypospolitej, prowadził bowiem pierwsze wykłady tego przedmiotu w Wielkim Księstwie, a co najważniejsze, wytyczył program badawczy, realizowany potem przez Jundziłła. Botanik z Lyonu założył w swoim życiu trzy ogrody botaniczne: w Grodnie (1776), w Wilnie (1781), a wreszcie w Lyonie, którego dyrektorem pozostał do końca życia. Dla botaniki polskiej największe znaczenie miał ogród wileński. Gilibert już w pierwszym roku swego pobytu na Litwie zgromadził kolekcję 1200 egzotycznych roślin. Zbiór powiększył się wkrótce do 2000! Co ciekawe, o założeniu ogrodu myślał  jeszcze przed przybyciem do Polski! Kiedy w trakcie podróży do Warszawy, zatrzymał się w Wiedniu, wywiózł stamtąd dużą kolekcję nasion oraz sadzonki roślin. Potem otrzymał w darze rośliny  ze Szwajcarii i Montpellier, a drogą wymiany z ogrodem petersburskim, zgromadził kolekcję roślin syberyjskich.

Po powrocie do Francji poświęcił się prawie całkowicie pracy i karierze naukowej. Niemniej do końca życia zajmowały go losy Rzeczypospolitej. Interesujące, że przewidział upadek naszego kraju jeszcze przed rozbiorami, wymieniając 10 jego przyczyn(!), jak np. zamiłowanie „do zbytku wielkich domów”, bałagan „w finansach, który uniemożliwił utrzymanie armii zdolnej do obrony państwa, czy „niewolnictwo chłopów”.

Przyjaciel Rzeczypospolitej, Jean Emmanuel Gilibert zakończył życie w rodzinnym Lyonie, 2 września 1814 roku. Wart jest tego, aby polscy, a także białoruscy przyrodnicy, zwłaszcza botanicy, nie zapomnieli jego samego i zasług jakie położył dla nauki Rzeczypospolitej Obojga Narodów, współcześnie – polskiej, litewskiej oraz białoruskiej.

Znadniemna.pl na podstawie wilanow-palac.pl

Był przyjacielem Rzeczypospolitej, wybitnym medykiem, botanikiem i biologiem, założycielem grodzieńskiej szkoły medycznej oraz ogrodu botanicznego w Grodnie, a także profesorem Uniwersytetu Wileńskiego. Król Polski trzymał do chrztu jego, urodzonego w Grodnie, syna. [caption id="attachment_65802" align="alignnone" width="480"] Illustracja: Wikipedia[/caption] Jean Emmanuel Gilibert urodził się w miejscowości  Vallon de

Skip to content