HomeStandard Blog Whole Post (Page 20)

Dzisiaj mija 111 rocznica urodzin naszego  znanego w całym świecie krajana – urodzonego w Brześciu nad Bugiem Menachema Begina, w latach 1977 – 1983 premiera Izraela, laureata Pokojowej Nagrody Nobla za rok 1978.

Dr Lawrence Weinbaum, dyrektor generalny Światowego Kongresu Żydów, mówił o nim:

„Begin był niewątpliwie najbardziej żydowskim premierem w Izraelu i jednocześnie najbardziej polskim. Był jedynym premierem izraelskim, który ukończył studia w Polsce (…) Do końca życia był pod wpływem historii walk o odrodzenie Polski i przejawów państwowości polskiej. Polska była dla niego wzorem walki o niepodległość”.

Do Izraela, któremu wiernie służył jako działacz syjonistyczny, premier oraz szef różnych resortów, Menachem Begin dotarł w mundurze polskiego żołnierza. Kiedy został wybrany na premiera jako lider syjonistycznej partii, spodziewano się zaostrzenia sytuacji na Bliskim Wschodzie, tymczasem Begin doprowadził do porozumienia pokojowego, za które dostał pokojową Nagrodę Nobla.

Lider syjonistów, walczący o powstanie Izraela

Urodzony 16 sierpnia 1913 roku Menachem Begin dorastał w okresie dwudziestolecia międzywojennego w Brześciu nad Bugiem. Od najmłodszych lat działał w organizacjach związanych z ruchem syjonistycznym – najpierw skautowym Ha-Szomer Ha-Cair, a jako młody chłopak wstąpił w szeregi nacjonalistycznego Bejtaru (żydowska syjonistyczna organizacja młodzieżowa powstała  27 grudnia 1923 roku w Rydze red.). Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, które ukończył w 1935 roku.

Dzięki charyzmie szybko zdobył przywództwo w polskim Bejtarze i w 1938 roku stanął na jego czele. Organizacja współpracowała wówczas z Wojskiem Polskim – bojówki Bejtaru były szkolone przez polskich żołnierzy do prowadzenia zbrojnej walki o niepodległość Izraela w Palestynie.

W 1938 roku został nawet delegatem Bejtaru na światowy kongres partii, zorganizowanym w Warszawie. W jej ramach pomagał w organizacji emigracji do Palestyny. Begin był przedstawicielem tzw. syjonizmu rewizjonistycznego, który postulował natychmiastowe utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie oraz nie wykluczał użycia przemocy do zrealizowania tego celu.

Żołnierz armii Andersa

Po wybuchu II wojny światowej Begin uciekł do Wilna. Tam w sierpniu 1940 roku został aresztowany przez NKWD i poddany długiemu śledztwu, wyczerpującemu więźnia fizycznie i psychicznie:

„Po całonocnym śledztwie więzień wraca do celi, rzuca się na siennik, ale za godzinę lub dwie znowu rozlega się gwizdek. (…) Kolejność jest już znana: noc, przesłuchanie, dzień bez snu. Jedna noc, druga, trzecia… Trwa to kilka tygodni, kilka miesięcy, lub w nieskończoność. Głowa więźnia robi się dziwnie ciężka, wzrok traci ostrość, a umysł wpada w gęstą mgłę. Nogi nie mogą już utrzymać więźnia, a on sam wkracza w inny wymiar rzeczywistości”.

Ostatecznie Menachem został skazany na 8 lat łagru na Syberii. Zwolniony został na mocy układu Sikorski-Majski gdyż zgłosił chęć wstąpienia do Armii Andersa. Wraz z nią został ewakuowany do Iranu, a później przybył do Palestyny. W przeciwieństwie do wielu innych żołnierzy żydowskiego pochodzenia nie zdezerterował z wojska (co działo się za cichym przyzwoleniem polskich władz). „Armia, której mundur noszę i której składałem przysięgę wojskową, walczy ze śmiertelnym wrogiem narodu żydowskiego, faszystowskimi Niemcami. Nie można opuścić takiej armii, nawet po to, aby walczyć o wolność we własnym kraju” – powiedział.

Na prośbę organizacji żydowskich Begin otrzymał od zastępcy dowódcy armii gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego urlop na czas nieokreślony. Mógł zakasać rękawy i z nieco większym – niż zapowiadały swego czasu władze Bejtaru opóźnieniem – wziąć się do realizacji celu swojego życia. Wstąpił w struktury paramilitarnej organizacji „Irgun” – a niedługo później stanął na jej czele.

Bojownik, terrorysta, premier

Menachem Begin był zwolennikiem stosowania terroru w walce o stworzenie państwa Izrael. Najkrwawszymi akcjami, z którymi był związany, był zamach bombowy na zamieszkany przez Brytyjczyków Hotel King David w Jerozolimie, w którym zginęło ok. 90 osób. Begina obciąża się też odpowiedzialnością za masakrę Palestyńczyków w wiosce Dajr Jasin (zginęło ponad 100 osób, w tym kobiety i dzieci). Zlecił też egzekucję dwóch brytyjskich żołnierzy w odwecie za wyroki śmierci na członkach Irgunu.

Begin stał się jedną z najbardziej poszukiwanych osób w Mandacie (Brytyjski Mandat Palestyny – terytorium mandatowe istniejące w latach 1922–1948, utworzone z części terytoriów byłego Imperium Osmańskiego na Bliskim Wschodzie – red.). Unikał jednak aresztowania świetnie się konspirując – zmieniał mieszkania, nazwiska, wygląd, a nawet narodowości. Był m. in. studentem prawa i uciekinierem z Polski Izrealem Halperinem. Później stał się rabbim Izraelem Sassoverem, który – jak opisywał sam Begin: „mógł być nowoczesnym rabbim, lub politykiem jednej z religijnych partii, lub zwykłym skruszonym grzesznikiem”.

Sąsiedzi uważać go mieli za nieudacznika. „Szczególnie kobiety mocno współczuły mojej żonie: ‘Biedna młoda – mówili – pewnie została zmuszona do małżeństwa z tym próżniakiem, wiecznym studentem’”. Begin był też Joną Konigshofferem, niemieckim lekarzem. Tę tożsamość otrzymał przypadkowo – po znalezieniu w publicznej bibliotece paszportu na to nazwisko.

Po powstaniu państwa Izrael Begin zajął się polityką. Przez wiele lat był przywódcą prawicowej opozycji. W 1977 roku objął urząd premiera. Dwa lata później zawarł pokój z Egiptem, za co wraz z prezydentem tego państwa Anwarem Sadatem, otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Wycofał się z polityki w 1983 r. Zmarł 9 lat później w wieku 78 lat.

 Znadniemna.pl na podstawie Dzieje.pl/Polskieradio.pl/Wikipedia.org, na zdjęciu: Menachem Begin w 1978 roku, fot.: Wikipedia.org

 

Dzisiaj mija 111 rocznica urodzin naszego  znanego w całym świecie krajana - urodzonego w Brześciu nad Bugiem Menachema Begina, w latach 1977 - 1983 premiera Izraela, laureata Pokojowej Nagrody Nobla za rok 1978. Dr Lawrence Weinbaum, dyrektor generalny Światowego Kongresu Żydów, mówił o nim: „Begin był niewątpliwie

Dziewięciu miesięcy potrzebował reżim Łukaszenki na fabrykowanie dowodów w sprawie karnej, wszczętej przeciwko księdzu  Henrykowi Okołotowiczowi, którego proces odbędzie się wkrótce w trybie niejawnym – informuje białoruski portal Katolik.life.

64-letni kapłan, proboszcz parafii św. Józefa w Wołożynie w obwodzie mińskim, został aresztowany 17 listopada ubiegłego roku po czym znalazł się w areszcie KGB, które oskarża go o „zdradę stanu”, za co – jak donosi Katolik.life – grozi kara od 7 do 15 lat pozbawienia wolności.

Białoruski portal katolicki zaznacza, iż przez cały okres uwięzienia duchownego do opinii publicznej nie docierały niemal żadne informacje o stanie jego  zdrowia. Wiadomo jedynie, że pomimo trudnej sytuacji, ksiądz nie traci ducha. Wciąż nie ma oficjalnych informacji na temat wytoczonych księdzu  zarzutów. Proces, który odbędzie się wkrótce, odbędzie się w trybie zamkniętym — krewni i parafianie nie będą mogli tam dotrzeć, a po rozprawie nie będzie żadnych informacji o sprawie.

Jednak – jak informuje dalej Katolik.life — według osób zaznajomionych z sytuacją duchowny jest oskarżony o rzekome przekazanie komuś tajnych wiadomości. Domniemane szkody wyrządzone państwu przez działania księdza szacowane są na bardzo dużą sumę, a władze domagają się jej zapłaty. Mowa jest o równowartości nawet 1 miliona euro. Wierni uważają, że na poczet spłacenia tej kwoty ostatecznie przepadną pieniądze, które zostały skonfiskowane proboszczowi podczas aresztowania czyli – osobiste oszczędności księdza Henryka i darowizny wpłacone na rzecz parafii.

Wiadomo, że duchowny nadal nie przyznaje się do winy.

 „Jaka zdrada, kiedy on kocha Ojczyznę bardziej, niż ci którzy go oskarżają” – podkreślają znajomi księdza Henryka.

Nie mają jednak złudzeń co do tego, że zostanie uznany za winnego i skazany, a skonfiskowane pieniądze zostaną  mu zabrane ostatecznie . Następnie proboszcz może zostać zwolniony w ramach procedury ułaskawienia, ponieważ „starszy i chory człowiek w więzieniu nie jest potrzebny” – cytuje parafian z Wołożyna Katolik.life.

Parafianie księdza Henryka mówią też, że w ostatnim czasie nie dotarły do nich żadne listy od ich proboszcza. Wśród ludzi rozchodzą się jednak wieści, że śledztwo w jego sprawie jest finalizowane, a proces sądowy może być wyznaczony na wrzesień, bądź październik bieżącego roku – podkreśla portal.

 Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life/KAI, fot.: Catholic.by

Dziewięciu miesięcy potrzebował reżim Łukaszenki na fabrykowanie dowodów w sprawie karnej, wszczętej przeciwko księdzu  Henrykowi Okołotowiczowi, którego proces odbędzie się wkrótce w trybie niejawnym – informuje białoruski portal Katolik.life. 64-letni kapłan, proboszcz parafii św. Józefa w Wołożynie w obwodzie mińskim, został aresztowany 17 listopada ubiegłego roku

Unia Europejska od miesiąca zakazuje wjazdu na jej terytorium samochodom z białoruskimi tablicami rejestracyjnymi. Jednak od 17 sierpnia działają pewne wyjątki – możliwość wjazdu uzyskają Białorusini legalnie przebywający w kraju oraz obywatele UE mieszkający na Białorusi.

Jak poinformował Departament Celny, wjechać do kraju mogą wyłącznie obywatele Białorusi, którzy posiadają wizę litewską, zezwolenie na pobyt czasowy lub stały na Litwie i podróżują w celach osobistych.

Samochody obywateli Białorusi będących obywatelami krajów UE będą mogły wjechać na teren UE również w przypadku podróży w celach osobistych.

Zakazem nadal objęte będą samochody służbowe, pojazdy wykorzystywane do celów komercyjnych, a także przeznaczone na sprzedaż.

Decyzję o zastosowaniu wyjątków podjęła powołana przez Rząd Komisja Koordynacji Sankcji Międzynarodowych.

Znadniemna.PL/LRT.LT

Unia Europejska od miesiąca zakazuje wjazdu na jej terytorium samochodom z białoruskimi tablicami rejestracyjnymi. Jednak od 17 sierpnia działają pewne wyjątki – możliwość wjazdu uzyskają Białorusini legalnie przebywający w kraju oraz obywatele UE mieszkający na Białorusi. Jak poinformował Departament Celny, wjechać do kraju mogą wyłącznie obywatele

Z analizy socjologicznej, przeprowadzonej w lipcu 2024 roku przez Centrum Badań Społecznych i Humanitarnych Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego na zlecenie Białoruskiego Instytutu Studiów Strategicznych  wynika, że na Białorusi wzrosła liczba ateistów. Badanie wskazuje, że wzrost liczby  Białorusinów niewierzących w Boga odbywa się na tle kurczenia się w kraju wspólnoty wyznawców prawosławia. Ich udział wśród obywateli deklarującej przynależność do jakiegokolwiek wyznania religijnego spadł o 10 procent w ciągu ostatnich ośmiu lat.

Jak wynika z danych, opublikowanych przez państwową agencję informacyjną BelTA  ogółem za wierzących uważa się 55,6 procent mieszkańców Białorusi. 24,3 proc. Białorusinów w ogóle nie potrafiło odpowiedzieć na pytanie, czy wierzy w Boga. 6,6 proc. stwierdziło zaś, że wierzy w siły nadprzyrodzone, a 12,4 proc. definitywnie uznało, że nie wierzy w nic.

Spośród tych, którzy określili się jako wierzący, 73 proc. uważa się za prawosławnych, 9,5 proc. za katolików, 0,7 proc. za protestantów. 0,3 proc. określiło się jako muzułmanie, a 2,2 proc. jako Żydzi. 14,3 proc. badanych stwierdziło, że nie należy do wyznawców żadnej religii.

Wcześniejsze tego typu sondaże wskazywały na większy udział w białoruskim społeczeństwie osób wierzących. W 2012 roku, na przykład, ich liczba stanowiła 71,5 procent społeczeństwa, czyli  udział więrzących w białoruskim społeczeństwie był prawie o 16 punktów procentowych większy niż obecnie.

Z kolei z  sondażu dotyczącego przynależności wyznaniowej Białorusinów, przeprowadzonego przez Centrum Informacyjno-Analityczne Administracji Prezydenta Białorusi w 2016 roku, wynikało, że 63,5 proc. mieszkańców Białorusi określiło się wówczas jako wierzący, z czego 83 proc. nazwało siebie prawosławnymi, 9,5 proc. katolikami, 2 proc. zadeklarowało przynależność do innych religii, a 8,5 proc. określiło się jako ateiści.

Z porównania tych danych wynika, że w ciągu 8 lat ostatnich lat liczba Białorusinów, uważających się za wierzących, zmniejszyła się o 8 proc., a udział ateistów wzrósł o 4 proc. Wśród osób wierzących liczba prawosławnych zmniejszyła się o 10 proc., a odsetek katolików nie uległ zmianie.

 Znadniemna.pl na podstawie BelTA, Nashaniva.com, na zdjęciu: fotografia ilustracyjna, źródło: Nashaniva.com

Z analizy socjologicznej, przeprowadzonej w lipcu 2024 roku przez Centrum Badań Społecznych i Humanitarnych Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego na zlecenie Białoruskiego Instytutu Studiów Strategicznych  wynika, że na Białorusi wzrosła liczba ateistów. Badanie wskazuje, że wzrost liczby  Białorusinów niewierzących w Boga odbywa się na tle kurczenia

– Chcę dodać innym odwagi do życia – powiedział zaskoczonemu Niemcowi w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Zakonnik pokazał wielkość człowieka tym, którzy zatracili poczucie człowieczeństwa. 83 lata temu, 14 sierpnia 1941 roku, Maksymilian Maria Kolbe zmarł, dobity zastrzykiem fenolu, jako ostatni z więźniów zamkniętych w bunkrze głodowym, w podziemiach bloku 11, tzw. bloku śmierci.

17 lutego 1940 roku w Niepokalanowie aresztowany został przez gestapo, a następnie przewieziony do więzienia na Pawiaku, ojciec Maksymilian Maria Kolbe. To był początek jego drogi do śmierci w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz.

Życie w zakonie

Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli. W wieku 16 lat wstąpił do zakonu franciszkanów we Lwowie i otrzymał imię Maksymilian. Następnie pojechał do Rzymu, gdzie uzyskał doktoraty z filozofii i teologii. Tam w 1917 roku założył stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej, a rok później przyjął święcenia kapłańskie.

Po powrocie do Polski w 1919 roku założył pod Warszawą klasztor w Niepokalanowie oraz zaczął wydawać pismo „Rycerz Niepokalanej”. Sukcesy odniesione w Polsce nie zadowoliły zakonnika. Chcąc zdobyć cały świat dla Niepokalanej, wyjechał w 1930 roku na misje do Chin, a potem do Japonii.

Mimo że, nawet niektórzy jego bracia uważali, że wyprawa na Daleki Wschód to szaleństwo, o. Kolbe stworzył w Nagasaki drugi Niepokalanów. Wydawał japoński odpowiednik „Rycerza Niepokalanej” oraz założył nowicjat i seminarium.

Wojna, aresztowanie, Auschwitz

W 1936 roku zakonnik wrócił do Polski, gdzie zastała go wojna. Został aresztowany przez Gestapo, był przesłuchiwany na Pawiaku. 28 maja 1941 o. Maksymilian Kolbe trafił do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Nadano mu numer 16670.

– Ojciec Kolbe był pełen nieziemskiego spokoju, w nocy pocieszał i podnosił na duchu skazańców. Chciał w nich wzbudzić wolę życia i przetrwania – wspominał jeden z ocalonych więźniów.

Do swoich towarzyszy mówił: „Ufajcie Niepokalanej, wy młodzi żyć będziecie. Ja obozu nie przeżyję, ale wy będziecie uratowani”.

Oddał swoje życie

W lipcu 1941 roku, po ucieczce jednego z więźniów, komendant obozu – lagerführer Karl Fritsch skazał dziesięć osób na śmierć głodową. Choć o. Maksymiliana Kolbe nie było w tej grupie, ten dobrowolnie zamienił się i ofiarował swoje życie za nieznanego mu Franciszka Gajowniczka.

Swoją decyzję uzasadniał: „mam już blisko pięćdziesiąt lat, życie moje przeżyłem, a ten ma życie przed sobą. Ma żonę i dzieci”. Zaskoczonemu Niemcowi, który pytał, dlaczego chce pójść na śmierć za obcego człowieka, odpowiedział: „chcę innym dodać odwagi do życia”.

Franciszkanin zmarł 14 sierpnia 1941 roku, dobity zastrzykiem fenolu, jako ostatni z więźniów zamkniętych w bunkrze głodowym, w podziemiach bloku 11, tzw. bloku śmierci.

Uratowany przez Kolbego

Franciszek Gajowniczek przeżył wojnę. Zmarł w 1995 roku w Brzegu na Opolszczyźnie w wieku 94 lat. Pochowany został na cmentarzu przyklasztornym franciszkanów w Niepokalanowie.

O. Maksymilian Kolbe został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 roku. Jedenaście lat później, 10 października 1982 jego kanonizacji dokonał papież Jan Paweł II. Pozdrawiając biskupów niemieckich, papież powiedział: „Niech nowy święty, ojciec Maksymilian Kolbe, uprasza wam, waszemu ludowi i krajowi opiekę Bożą i trwały pokój w wolności i sprawiedliwości”. Na koniec dodał: „Proszę wszystkich o modlitwę w intencji narodu polskiego”.

Znadniemna.pl/Polskie Radio

– Chcę dodać innym odwagi do życia – powiedział zaskoczonemu Niemcowi w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Zakonnik pokazał wielkość człowieka tym, którzy zatracili poczucie człowieczeństwa. 83 lata temu, 14 sierpnia 1941 roku, Maksymilian Maria Kolbe zmarł, dobity zastrzykiem fenolu, jako ostatni z więźniów zamkniętych w bunkrze głodowym,

Oprócz wielkopolskiego jest na świecie jeszcze jedno Gniezno (Hniezno) – na Białorusi. Leży w granicach dekanatu wołkowyskiego nad rzeką Nietupą w diecezji grodzieńskiej. Tamtejsza parafia pw. św. Michała Archanioła świętuje właśnie 500-lecia istnienia, a zamieszkują ją głównie etniczni Polacy wyznania katolickiego.

Kościół pw. św. Michała Archanioła w Gnieźnie koło Wołkowyska w 1877 roku. Napoleon Orda, rysunek podmalowany akwarelą, ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, źródło: Wikipedia.org

A wszystko to nie dotarłoby być może do piastowskiego Gniezna gdyby nie list proboszcza białoruskiej wspólnoty ks. Romana Jałowczyka, przesłany do ks. kan. Andrzeja Szczęsnego, proboszcza gnieźnieńskiej parafii pw. bł. Radzyma Gaudentego, w którym kapłan informuje o obchodach i prosi o modlitwę. Jak przyznaje, pomysł napisania listu i nawiązania duchowej łączności zrodził się w białoruskiej wspólnocie podczas przygotowań do rocznicy.

„Nasi parafianie są bardzo dumni z nazwy wsi i przypuszczają – chyba nie bez racji – że historycznie musiał istnieć jakiś ścisły związek między Gnieznem w Wielkopolsce a Hnieznem na Grodzieńszczyźnie, który uzasadniał «zapożyczenie» nazwy tak znakomitego miasta przez naszych przodków” – napisał ks. Jałowczyk.

Poprosił również o poinformowanie gnieźnieńskich parafian o istnieniu białoruskiego Gniezna, które – jak wyjaśnił – zamieszkane jest przez niespełna pół tysiąca wiernych, głównie etnicznych Polaków wyznania katolickiego. „Ośmielamy się także prosić o modlitwę w intencji naszej parafii” – dodał ks. Jałowczyk, z góry dziękując za ten najpiękniejszy i najcenniejszy dar.

W odpowiedzi ks. Andrzej Szczęsny przyznał, że wiadomość o białoruskim Gnieźnie wszystkich „zaciekawiła i zdumiała”. „My jesteśmy jedną z młodszych parafii gnieźnieńskich. Niedawno obchodziliśmy 40. rocznicę powstania” – napisał kapłan, zapewniając o modlitwie i życząc w imieniu całej gnieźnieńskiej wspólnoty, by parafia w białoruskim Gnieźnie „rozwijała się na wzór Ewangelii Chrystusowej, a starsze pokolenie przekazywało wiarę młodszym pokoleniom.

 Z komunikatu duszpasterskiego, odczytywanego w XIX niedzielę zwykłą 11.08.2024 w parafii p.w. bł. Radzyma Gaudentego w Gnieźnie (Wielkopolska):

W dniu dzisiejszym jubileusz 500-lecia powstania kościoła katolickiego przeżywa Gniezno – mała białoruska parafia. Mieszkańcami są Polacy i osoby pochodzenia polskiego. O istnieniu miejscowości o takiej samej nazwie jak nasze Gniezno dowiedzieliśmy się z listu Proboszcza tej parafii ks. Romana Jałowczyka do naszego ks. Proboszcza. Odpisując na ten list ks. Proboszcz wysłał foldery o naszej parafii, a także złożył życzenia z okazji tak ważnego jubileuszu – „życzymy, aby Wasza wspólnota parafialna w Gnieźnie rozwijała się na wzór Ewangelii Chrystusowej, a starsze pokolenie przekazywało wiarę młodym ludziom”. Osoby zainteresowane tym wydarzeniem odsyłamy do gabloty.

Źródło: parafia p.w. bł. RadzymaGaudentego w Gnieźnie

Uroczystości jubileuszowe w Gnieźnie na Białorusi odbyły się w niedzielę 11 sierpnia, a ich punktem kulminacyjnym była Msza św. pod przewodnictwem biskupa grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza. Tego dnia w parafii bł. Radzyma Gaudentego na każdej Mszy św. informowano o białoruskim Gnieźnie, a listy proboszczów wywieszone zostały na parafialnej tablicy ogłoszeń.

Dzieje białoruskiego Gniezna, choć o połowę krótsze niż historia piastowskiego Gniezna, są niemniej burzliwe. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z XV wieku. Wieś była wtedy własnością polskiego rodu szlacheckiego Moniwidów. W 1449 roku król Kazimierz Jagiellończyk sprzedał dobra Mikołajowi Waszczyłowiczowi (Waszwyłowiczowi). Późniejszymi właścicielami dóbr gnieźnieńskich byli Szemiotowie, którzy wznieśli kościół pw. św. Michała Archanioła. Przez krótki czas międzywojnia (po 1921 roku) Hniezno należało do Polski, później, po 1945 roku znalazło się w granicach ZSRR, a od 1991 roku znajduje się na terenie Republiki Białorusi.

Znadniemna.pl za Ekai.pl, fot.: Wikipedia.org

Oprócz wielkopolskiego jest na świecie jeszcze jedno Gniezno (Hniezno) – na Białorusi. Leży w granicach dekanatu wołkowyskiego nad rzeką Nietupą w diecezji grodzieńskiej. Tamtejsza parafia pw. św. Michała Archanioła świętuje właśnie 500-lecia istnienia, a zamieszkują ją głównie etniczni Polacy wyznania katolickiego. [caption id="attachment_65619" align="alignnone" width="480"] Kościół

Powiedziała o tym w rozmowie z Rzeczpospolitą. Streszczenie rozmowy publikuje dzisiaj zarówno  dziennik jak i prowadzony przez jego wydawcę portal rp.pl.

Z publikacji wynika, że szefowa nieuznawanego przez reżim Łukaszenki Związku Polaków na Białorusi de facto dezawuuje piątkową wypowiedź szefowej Kancelarii Prezydenta RP Małgorzaty Paprockiej, która na antenie TVN24 ujawniła, iż Andrzej Poczobut uzależnia swoją zgodę na wyjście z więzienia i wydania stronie polskiej od tego, czy zachowa możliwość wracania na Białoruś.

– Trzeba pamiętać, że pan Poczobut ma swoje zdanie i przede wszystkim nie chce wyjechać z Białorusi bez możliwości powrotu tam kiedykolwiek. O tym elemencie trzeba pamiętać – powiedziała w TVN24 prezydencka minister.

Rzeczpospolita cytuje z kolei Andżelikę Borys, która ujawnia, że jeszcze w kwietniu tego roku podczas rozmowy z Prezydentem RP Andrzejem Dudą relacjonowała głowie państwa przebieg swojego, dozwolonego przez białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę, spotkania z Andrzejem Poczobutem w kolonii karnej w Nowopołocku. Szefowa ZPB miała wówczas powiedzieć polskiemu prezydentowi, że udało się jej namówić Poczobuta do opuszczenia Białorusi, gdyby taka możliwość się pojawiła.

Borys nie ukrywa, że powodem publicznego ujawnienia uzyskania przez nią zgody Poczobuta w sprawie ewentualnego opuszczenia Białorusi, jest trwająca w Polsce dyskusja (wywołana wymianą więźniów pomiędzy Rosją a USA), a także mnożone przez polityków spekulacje, jakoby więziony działacz mniejszości polskiej „nie chciał opuszczać Białorusi”.

Słowa Borys ma według Rzeczpospolitej potwierdzać opinia żony dziennikarza Oksany Poczobut na temat spekulacji w sprawie jego zgody na opuszczenie łukaszenkowskiego łagru z biletem w jedną stronę.

„To brednie, mój mąż przebywa w całkowitej izolacji i nie ma możliwości się wypowiedzieć” – cytuje  Rzeczpospolita wpis Oksany Poczobut na profilu facebookowym, którym żona dziennikarza próbuje uciąć spekulacje na temat rzekomej niechęci Andrzeja do odzyskania wolności pod warunkiem, że na zawsze opuści Białoruś.

Dzięki Rzeczpospolitej dowiadujemy się, że imię Andrzeja Poczobuta jest wykorzystywane przez białoruską propagandę w celach dyskredytacji Polski i polskich polityków. Jurij Woskriesienski, były więzień polityczny, obecnie współpracujący z łukazenkowskimi służbami i propagandą w tematach, związanych z więźniami reżimu, miał w telewizji białoruskiej ujawnić, że Łukaszenka „w ramach gestu dobrej woli” podczas wymiany więźniów pomiędzy Rosją, a USA chciał przekazać Andrzeja Poczobuta Polsce, ale „rząd w Warszawie” odmówił.

„Nigdy strona białoruska tego nie zaproponowała w żadnej formie, ani bezpośrednio, ani w ramach wielkich wymian międzynarodowych i bilateralnych” – zaprzecza słowom Woskriesienskiego Tomasz Siemoniak, szef MSWiA, koordynator służb specjalnych.

Minister podkreśla, iż rząd „od miesięcy na wszelkie sposoby nalega, prosi i naciska w sprawie uwolnienia Andrzeja Poczobuta”.

Znadniemna.pl za RP.Pl

Powiedziała o tym w rozmowie z Rzeczpospolitą. Streszczenie rozmowy publikuje dzisiaj zarówno  dziennik jak i prowadzony przez jego wydawcę portal rp.pl. Z publikacji wynika, że szefowa nieuznawanego przez reżim Łukaszenki Związku Polaków na Białorusi de facto dezawuuje piątkową wypowiedź szefowej Kancelarii Prezydenta RP Małgorzaty Paprockiej, która

Kierowniczka Kancelarii Prezydenta RP Małgorzata Paprocka skomentowała w TVN24 sytuację wokół starań strony polskiej o uwolnienie Andrzeja Poczobuta, więźnia politycznego Łukaszenki, dziennikarza polskich mediów i działacza Związku Polaków na Białorusi.

Prezydencka minister zapewniła dzisiaj w audycji „Jeden na jeden” na antenie TVN24, że prezydentowi Andrzejowi Dudzie niezwykle leży na sercu sprawa uwolnienia Polaka.

Zaznaczyła przy tym, że Poczobut nie chce wyjechać z Białorusi bez możliwości powrotu.

– Panu prezydentowi niezwykle leży na sercu sprawa uwolnienia pana Poczobuta i wszelkie wysiłki w tej sprawie są podejmowane. Trzeba pamiętać, że pan Poczobut ma swoje zdanie i przede wszystkim nie chce wyjechać z Białorusi bez możliwości powrotu tam kiedykolwiek. O tym elemencie trzeba pamiętać – powiedziała prezydencka minister.

Dodała, że „są odpowiednie kanały kontaktu z panem Poczobutem”.

Andrzej Poczobut przebywa w niewoli od 25 marca 2021 roku. 8 lutego 2023 roku został skazany na 8 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze m.in. za artykuły o polskim podziemiu niepodległościowym na Grodzieńszczyźnie i upominanie się o prawa Polaków z Białorusi do nauki języka polskiego, a także do kultywowania przez nich polskich tradycji i znajomości historii.

Odkąd został przewieziony do kolonii w Nowopołocku, znajduje się pod ciągłą presją administracji zakładu karnego. Jego najbliższym ani razu nie pozwolono na spotkanie z nim. Nie udało się także  uzyskać zgody na rozmowę, choćby telefoniczną z żoną, dziećmi, bądź rodzicami. Andrzej został pozbawiony przesyłek i korespondencji. Nie ma prawa odbierać paczek żywnościowych, rodzina nie ma prawa przekazać mu nawet ciepłych ubrań. Jest pozbawiony absolutnie wszelkiego kontaktu ze światem. Ojciec i mama Andrzeja – Stanisław i Wanda Poczobutowie – opowiedzieli niedawno portalowi Wirtualna Polska, że otrzymali list od syna. Z treści listu wynika ich zdaniem, że  Andrzej przebywa w niemalże zupełniej izolacji informacyjnej i nie wie, co dzieje się na Białorusi i w świecie w ciągu co najmniej ostatniego półrocza.

Kolonia karna w Nowopołocku, w której odbywa niesprawiedliwą karę Andrzej Poczobut leży na odległości 500 kilometrów od jego rodzinnego Grodna. Jest to jeden z najcięższych zakładów karnych  na Białorusi.

 Znadniemna.pl na podstawie TVN24.pl, na zdjęciu: szefowa Kancelarii Prezydenta RP Małgorzata Paprocka, fot.: President.pl

Kierowniczka Kancelarii Prezydenta RP Małgorzata Paprocka skomentowała w TVN24 sytuację wokół starań strony polskiej o uwolnienie Andrzeja Poczobuta, więźnia politycznego Łukaszenki, dziennikarza polskich mediów i działacza Związku Polaków na Białorusi. Prezydencka minister zapewniła dzisiaj w audycji „Jeden na jeden” na antenie TVN24, że prezydentowi Andrzejowi Dudzie

Dziś mija czwarta rocznica bezprecedensowego zrywu Białoruskiego Narodu, który 9 sierpnia 2020 r. bezkompromisowo stanął w obronie swoich przekonań oraz wizji Białorusi jako niezależnego, suwerennego i demokratycznego państwa prawa. Postawa Białorusinów, którzy nie dysponując innymi narzędziami wpływu na ośrodek decyzyjny w Mińsku zdecydowali się wyjść na ulice i zaprotestować przeciwko nieprzestrzeganiu ich podstawowych praw oraz nierealizowaniu ich fundamentalnych interesów, jest inspiracją i zasługuje na szczere uznanie.

Od samego początku kryzysu politycznego na Białorusi Polska opowiedziała się przede wszystkim za udzielaniem wsparcia zwykłym Białorusinom, którzy z uwagi na swoje przekonania polityczne i próbę wyegzekwowania praw przysługujących rozwiniętemu społeczeństwu obywatelskiemu, stali się celem systemowych prześladowań ukierunkowanych na zachowanie status quo za wszelką cenę. W Polsce setki tysięcy z nich znaleźli i wciąż znajdują schronienie oraz grunt pod swobodną działalność obywatelską, możliwość pielęgnowania własnych tradycji, kultury, języka i umacniania własnej tożsamości narodowej. Wsparcie to będzie im udzielane tak długo, jak będzie to potrzebne.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyraża swoją niesłabnącą solidarność z Białoruskim Narodem, który zasługuje na bycie częścią europejskiej, demokratycznej rodziny. Niezmiennie wzywamy władze Białorusi do zwolnienia i oczyszczenia z zarzutów Andrzeja Poczobuta oraz wszystkich więźniów politycznych, a także do bezwarunkowego dialogu z własnym społeczeństwem.

Znadniemna.pl za gov.pl

Dziś mija czwarta rocznica bezprecedensowego zrywu Białoruskiego Narodu, który 9 sierpnia 2020 r. bezkompromisowo stanął w obronie swoich przekonań oraz wizji Białorusi jako niezależnego, suwerennego i demokratycznego państwa prawa. Postawa Białorusinów, którzy nie dysponując innymi narzędziami wpływu na ośrodek decyzyjny w Mińsku zdecydowali się wyjść

Grupa Białorusinów protestowała w czwartek wieczorem przed kancelarią premiera przeciwko zmianom wprowadzonym w Telewizji Biełsat. Do szefa MSZ apelowali m.in. w sprawie zmniejszenia czasu emisji w języku białoruskim po zapowiadanym przez TVP dodaniu do tego kanału języka rosyjskiego i ukraińskiego.

Według apelu protestujących skierowanego do szefa MSZ Radosława Sikorskiego, Telewizja Biełsat „ma przestać istnieć jako odrębny, niezależny kanał telewizyjny w strukturze TVP”. „Czas emisji zostanie trzykrotnie zmniejszony (…). Oznacza to de facto koniec działającej od 17 lat jedynej, niezależnej, białoruskojęzycznej telewizji” – podano w dokumencie.

Przemawiający na wiecu Zianon Paźniak, polityk białoruskiej opozycji, wyraził obawę o funkcjonowanie Biełsatu na zasadach przedstawionych przez TVP. Jego zdaniem pieniądze przeznaczone przez TVP na Biełsat nie gwarantują funkcjonowanie kanału na dotychczasowym poziomie.

Była dyrektor Telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guz, przemawiając na wiecu zaznaczyła, że „wsparcie sprawy białoruskiej jest w interesie Polski”.

„To nie był jeden z polskich kanałów Telewizji Polskiej promujących wyłącznie Polskę. To był kanał, który uznawał, że w interesie polskim jest wsparcie sprawy białoruskiej. Kiedy rozszerzaliśmy go o część rosyjską, to była taka sama idea: że wolna Rosja i Białoruś to interes Polski, ale najlepiej o to zawalczą sami Białorusini” – dodała.

Obecny na wiecu dyrektor TVP World, w której skład ma wejść Biełsat, Michał Broniatowski zaznaczył, że dopóki pełni funkcję dyrektora, nie dojdzie do odebrania Biełsatowi niezależności. „Chciałbym publicznie zagwarantować, że jeśli chodzi o niezależność Biełsatu, o którą się obawiacie, dopóki ja będę kierował TVP World, nic takiego się nie wydarzy” – powiedział protestującym.

Odnosząc się do obawy protestujących o zmniejszenie czasu emisji w języku białoruskim, Broniatowski powiedział, że mówienie o trzykrotnym zmniejszeniu czasu emisji jest „nadużyciem”. „Dopóki nie powstanie oddzielna antena rosyjskojęzyczna i ukraińskojęzyczna, będą nadawane te trzy języki na jednej antenie. Biełsat nadaje dziennie mniej więcej 12 godzin po białorusku. W sumie nadaje 17, pozostałą część wypełnia rosyjskojęzyczny Wot-tak i rządowy program z Ukrainy. Mówienie o tym, że czas nadawany w języku białoruskim się zmniejszy trzykrotnie jest nadużyciem dlatego, że Biełsat będzie miał na pewno 6, a prawdopodobnie 8 lub 9 godzin do nadawania w ciągu doby” – zaznaczył.

„Na chwilę obecną status Biełsatu się nie zmienił, pozostaje na razie oddzielną anteną w składzie Telewizji Polskiej. Niebawem jednak ma zostać częścią nowego ośrodka, łączącego redakcje nadające na zagranicę. Kiedy to się stanie i jak będzie dokładnie wyglądało, nie wiemy, gdyż tego z Biełsatem nie konsultowano” – poinformował PAP w czwartek Aleksy Dzikawicki, pełniący obowiązki szefa TV Biełsat.

Wskazał, że „Biełsat jest w zdecydowanej większości finansowany przez MSZ”. „Zawsze jednak jest tak, że dotację z ministerstwa musimy wydać do końca grudnia, a kolejną dostajemy dopiero pod koniec wiosny albo i później. W tym czasie kredytuje nas TVP, za co jesteśmy wdzięczni spółce. Właśnie tak dzieje się teraz. Środków z MSZ jeszcze nie dostaliśmy, a telewizja również boryka się z problemami finansowymi. Daje więc nam, ile może, przez to mamy niestety sporo zaległości, jeśli chodzi o opłaty dla kontrahentów, w tym producentów i korespondentów zagranicznych” – dodał.

Zaznaczył, że czwartkowa pikieta była inicjatywą środowisk białoruskich. „Rozumiem, że Białorusinów nie może nie niepokoić chociażby zatrzymanie naszych portali internetowych tydzień temu, które są źródłem informacji dla setek tysięcy odbiorców w kraju i za granicą. Nie będę wchodził w to, dlaczego tak się stało, ale pewnie właśnie to stało się bezpośrednią przyczyną organizacji pikiety” – zaznaczył.

„Warto pamiętać, że Biełsat – jedyna białoruskojęzyczna telewizja na świecie – dzięki wieloletniemu wsparciu Polski, jest nie tylko źródłem niezależnej informacji, ale i ważnym ośrodkiem narodotwórczym, skupiającym wielu wybitnych białoruskich twórców, którzy byli zmuszeni przez dyktatora do opuszczenia kraju” – podkreślił.

„Każda osobna antena w składzie TVP z zasady ma większą autonomię niż jakakolwiek redakcja czy sekcja, bo posiada własną strukturę, w tym dyrekcję. Z tego, co rozumiem, nowy ośrodek nadawania na zagranicę będzie miał wspólną dyrekcję dla co najmniej pięciu redakcji językowych. Nowa struktura ma być ujęta w regulaminie powstającego ośrodka, ale jego założeń, niestety, nie znam” – poinformował.

Telewizja Polska podała 4 lipca, że włączy obcojęzyczne kanały do jednej struktury organizacyjnej pod roboczą nazwą Ośrodek Programów dla Zagranicy. Nowa jednostka ma powstać na bazie istniejących kanałów – TVP World i Telewizji Biełsat. Pierwszy ma zmienić nazwę, a drugi zostanie podzielony na pasma nadające po 6 godzin premierowego programu na dobę – po białorusku (Biełsat), rosyjsku (Wot-tak) i ukraińsku (nazwa jest ustalana). Zmiany mają wejść w życie 1 marca 2025 roku.

 Znadniemna.pl za Dzieje.pl/PAP, na zdjęciu: pikieta w obronie Biełsatu przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów RP. Przemawia Agnieszka Romaszewska-Guzy, była dyrektorka Biełsatu i jego założycielka, fot.: Facebook.com/valerij.slepuhin

Grupa Białorusinów protestowała w czwartek wieczorem przed kancelarią premiera przeciwko zmianom wprowadzonym w Telewizji Biełsat. Do szefa MSZ apelowali m.in. w sprawie zmniejszenia czasu emisji w języku białoruskim po zapowiadanym przez TVP dodaniu do tego kanału języka rosyjskiego i ukraińskiego. Według apelu protestujących skierowanego do szefa

Skip to content