HomeStandard Blog Whole Post (Page 2)

W 511. rocznicę Bitwy pod Orszą przypominamy postać Konstantego Ostrogskiego — nie tylko jako hetmana, który rozgromił wojska moskiewskie, ale jako symbol niezłomności, strategii i politycznej przenikliwości. W czasach, gdy historia Europy Wschodniej znów staje się polem walki o tożsamość i suwerenność, jego losy — od niewoli w Moskwie po triumf pod Orszą — nabierają nowego znaczenia. Ostrogski to bohater, którego pamięć łączy przeszłość z teraźniejszością i przypomina, że siła ducha potrafi pokonać nawet najpotężniejsze imperium.

Książę z sercem stratega

Konstanty Ostrogski urodził się około 1460 roku w rodzinie książąt ruskich, jednej z najpotężniejszych dynastii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Od młodości kształcił się w sztuce wojennej, a jego talent szybko zwrócił uwagę dworu wielkoksiążęcego. W epoce nieustannych konfliktów granicznych Ostrogski wyrósł na jednego z najzdolniejszych dowódców swojego pokolenia.

Jego kariera wojskowa rozpoczęła się od walk z Tatarami i Moskwą, gdzie wykazał się nie tylko odwagą, ale też zdolnością do szybkiego reagowania i przewidywania ruchów przeciwnika. W 1497 roku został mianowany hetmanem wielkim litewskim – najwyższym dowódcą wojskowym w państwie. Funkcję tę pełnił z przerwami przez ponad trzy dekady, stając się symbolem stabilności i siły militarnej Wielkiego Księstwa.

Dla Białorusinów Ostrogski to nie tylko postać historyczna, ale żywy symbol ich udziału w wielkiej historii Europy. Jako dowódca armii, w której znaczną część stanowili mieszkańcy dzisiejszej Białorusi, reprezentował ich siłę, godność i zdolność do obrony własnej ziemi. Współczesne środowiska demokratyczne uznają go za bohatera narodowego, który pokazuje, że Białoruś ma własnych wodzów, własne zwycięstwa i własną tożsamość.

Niewola, która nie złamała ducha

W 1500 roku, podczas wojny litewsko-moskiewskiej, Konstanty Ostrogski dostał się do niewoli po przegranej bitwie nad Wiedroszą. Był to moment krytyczny — hetman wielki litewski, filar obrony wschodnich granic, znalazł się w rękach wroga. Car Iwan III dostrzegł w nim potencjalnego sojusznika i próbował przeciągnąć go na stronę Moskwy.

Ostrogski, przebywając w Moskwie przez kilka lat, został zmuszony do złożenia przysięgi wierności carowi i otrzymał tytuł bojara. W kronikach moskiewskich zapisano, że „kniaź Konstanty przyjął łaskę cara i służył mu wiernie”. Jednak historycy są zgodni: była to gra pozorów. Ostrogski nie tylko nie zdradził Litwy, ale też przez cały czas planował powrót.

Gdy w 1507 roku udało mu się uciec z Moskwy — według niektórych źródeł z pomocą litewskich dyplomatów — natychmiast wrócił do Wilna i ponownie objął funkcję hetmana. Jego powrót był triumfalny, a lojalność wobec Wielkiego Księstwa nigdy nie została zakwestionowana. Dla Białorusinów ten epizod jest dowodem niezłomności i sprytu — cech, które dziś są równie potrzebne w walce o wolność i niezależność. Jak pisał historyk Ludwik Kolankowski: „Ostrogski był przykładem męża stanu, który nawet w niewoli nie zapomniał, komu służy”.

Ojciec zwycięstwa pod Orszą

Bitwa pod Orszą w 1514 roku była kulminacją geniuszu Ostrogskiego. Dowodząc armią liczącą około 30 tysięcy żołnierzy, stanął naprzeciw ponad dwukrotnie liczniejszym siłom moskiewskim. Zamiast frontalnego ataku, zastosował manewr okrążenia, wykorzystując piechotę z muszkietami i artylerię w sposób, który wyprzedzał swoją epokę.

Zwycięstwo było miażdżące – armia moskiewska została rozbita, a jej dowódca Iwan Czeladnin wzięty do niewoli. Sukces Ostrogskiego nie tylko uratował Smoleńsk przed dalszymi atakami, ale też wzmocnił pozycję Wielkiego Księstwa Litewskiego na arenie międzynarodowej. Bitwa pod Orszą do dziś uznawana jest za jedno z największych zwycięstw w historii Europy Wschodniej.

Dla Białorusinów Orsza to nie tylko miejsce historyczne — to punkt odniesienia. Współczesne obchody rocznicy bitwy, organizowane przez środowiska opozycyjne, są formą sprzeciwu wobec dominacji Moskwy i przypomnieniem, że już raz udało się ją pokonać. Jak mówi Wiaczesław Siwczyk, działacz Ruchu Solidarności „Razem”: „Ostrogski to nasz hetman – nie tylko z kart historii, ale z krwi i ducha Białorusi”.

Mąż wiary i kultury

Choć był wojownikiem, Ostrogski nie zapominał o duchowej stronie życia. Pozostał wierny prawosławiu, mimo silnych wpływów katolickich na dworze królewskim. Po zwycięstwie pod Orszą ufundował cerkiew Przemienienia Pańskiego w Wilnie – jako wotum dziękczynne za triumf. Jego religijność była głęboka, ale nie fanatyczna – szanował inne wyznania i wspierał dialog międzykulturowy.

Ostrogski był także mecenasem kultury. Wspierał rozwój szkolnictwa, drukarstwa i sztuki sakralnej. Jego działania wyznaczały kierunek dla elit Wielkiego Księstwa Litewskiego, które coraz śmielej sięgały po europejskie wzorce. Dziedzictwo Ostrogskiego to nie tylko miecz, ale też księga – symbol harmonii między siłą a mądrością.

Zmarł hetman wielki litewski Konstanty Ostrogski w 1530 roku, pozostawiając po sobie legendę, która przetrwała wieki. Pochowany został w Ławrze Peczerskiej w Kijowie – miejscu świętym dla prawosławia.

Odrestaurowany i uroczyście otwarty w 2021 roku pomnik nagrobny Konstantego Ostrogskiego w Ławrze Pieczerskiej w Kijowie, fot.: kyivpastfuture.com.ua

Dla Białorusinów jego grób to nie tylko miejsce pamięci, ale też duchowy punkt odniesienia. Konstanty Ostrogski to nie tylko bohater bitwy – to ojciec narodu, który wciąż szuka swojej drogi ku wolności.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl

W 511. rocznicę Bitwy pod Orszą przypominamy postać Konstantego Ostrogskiego — nie tylko jako hetmana, który rozgromił wojska moskiewskie, ale jako symbol niezłomności, strategii i politycznej przenikliwości. W czasach, gdy historia Europy Wschodniej znów staje się polem walki o tożsamość i suwerenność, jego losy —

Szanowni Czytelnicy,

w artykule pt. „Nowe przepisy migracyjne w Polsce komplikują sytuację Białorusinów” redakcja portalu Znadniemna.pl zamieściła wypowiedź na temat sytuacji migrantów i zmian w polskich przepisach, której autorstwo za portalami Interwencjaprawna.pl i Dudkowiak.pl błędnie przypisaliśmy pani dr Marcie Pachockiej. Na żądanie Pani doktor zamieszczamy nadesłaną przez nią treść sprostowania:

W artykule pt. „Nowe przepisy migracyjne w Polsce komplikują sytuację Białorusinów” błędnie przypisano dr Marcie Pachockiej wypowiedzi na temat sytuacji migrantów i zmian w polskich
przepisach. Dr Marta Pachocka nie udzielała Redakcji „Głos znad Niemna” żadnych komentarzy ani wywiadów w tej sprawie, jak również nie wypowiadała się na ten temat dla portali Dudkowiak.pl i Interwencjaprawna.pl. Nie otrzymała ona także żadnego materiału do sprawdzenia i autoryzacji.

Panią doktor Martę Pachocką za popełniony przez nas błąd, wynikający z  niedopatrzenia, najmocniej przepraszamy,

Redakcja portalu Znadniemna.pl

Szanowni Czytelnicy, w artykule pt. „Nowe przepisy migracyjne w Polsce komplikują sytuację Białorusinów” redakcja portalu Znadniemna.pl zamieściła wypowiedź na temat sytuacji migrantów i zmian w polskich przepisach, której autorstwo za portalami Interwencjaprawna.pl i Dudkowiak.pl błędnie przypisaliśmy pani dr Marcie Pachockiej. Na żądanie Pani doktor zamieszczamy nadesłaną

Zakon Karmelitów potwierdził, że zatrzymany przez KGB Białorusi pod zarzutem szpiegostwa Polak to brat Grzegorz Gaweł. W sprawę zaangażowane są służby dyplomatyczne. Karmelici apelują o modlitwę za swojego współbrata.

Zakon Karmelitów Bosych potwierdził w sobotę zatrzymanie na Białorusi jednego ze swoich członków – Brata Grzegorza Gawła O. Carm. Komunikat opublikowano na stronie internetowej wspólnoty.

Oto treść komunikatu:

Komunikat

Z przykrością informujemy, że nasz współbrat Grzegorz Gaweł O.Carm został zatrzymany na Białorusi. Prosimy o modlitwy w intencji Brata Grzegorza polecając go wstawiennictwu Naszej Matki – Maryi Orędowniczki Szkaplerza Świętego.

Kraków, dnia 6 września 2025 r.

O. Karol Amroż O.Carm

Asystent prowincjalny

Zakon, jak widzimy, nie podał szczegółów dotyczących okoliczności zatrzymania. Wiadomo jednak, że w sprawie polskiego zakonnika prowadzone są działania dyplomatyczne.

Tymczasem minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak, komentując w programie „Gość Wydarzeń”, zatrzymanie przez białoruskie KGB obywatela Polski, oświadczył:

„Służby konsularne prowadzą rozmowy w tej sprawie (…). Białoruś odczuje skutki”.

Polityk jednoznacznie ocenił działania władz w Mińsku jako „prowokację i propagandę”.

„Nie mamy wątpliwości, że to propaganda i prowokacja” – powiedział Siemoniak, odnosząc się do działań strony białoruskiej. Dodał, że zatrzymany zakonnik bywał już wcześniej na Białorusi, a jego aresztowanie może być elementem celowej politycznej gry. „To jest osoba, która nie była pierwszy raz na Białorusi (…) więc sądzę, że jest ona ofiarą, przedmiotem białoruskiej gry. To jest fatalne, bo to prowadzi do dalszego pogarszania stosunków polsko-białoruskich” – zauważył.

Karmelita Grzegorz Gaweł został zatrzymany w miejscowości Lepel, na północnym wschodzie Białorusi. Według białoruskiej telewizji państwowej, która wyemitowała wideo zatrzymania duchownego przez KGB,  miał on  rzekomo zbierać informacje objęte klauzulą tajności dotyczące zbliżających się manewrów wojskowych „Zapad-2025”.

Władze Białorusi zapowiedziały ponadto, iż na rzekomą działalność szpiegowską polskiego zakonnika poskarżą się do Watykanu.

Poinformował o tym pełnomocnik białoruskiego rządu ds. religii i narodowości Aleksandr Rumak na antenie państwowego kanału telewizyjnego „Belarus 1”.

Według Rumaka, nuncjusz apostolski w Mińsku otrzymał polecenie przekazania Stolicy Apostolskiej „obiektywnych informacji o incydencie”.

„Z przykrością zauważamy, że księża Kościoła katolickiego są zaangażowani w nielegalną działalność” – powiedział urzędnik.

Znadniemna.pl na podstawie Karmelici.pl,  Na zdjęciu: moment zatrzymania Grzegorza Gawła, źródło ilustracji: zrzut ekranu z nagrania KGB, wyemitowanego przez Telewizję Białoruską

Zakon Karmelitów potwierdził, że zatrzymany przez KGB Białorusi pod zarzutem szpiegostwa Polak to brat Grzegorz Gaweł. W sprawę zaangażowane są służby dyplomatyczne. Karmelici apelują o modlitwę za swojego współbrata. Zakon Karmelitów Bosych potwierdził w sobotę zatrzymanie na Białorusi jednego ze swoich członków – Brata Grzegorza Gawła

Dzisiaj, 6 września, w miejscowości Puźniki na Ukrainie odbył się uroczysty pogrzeb ofiar zbrodni dokonanej przez oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) w 1944 roku. Po dekadach milczenia i niepewności szczątki zamordowanych Polaków zostały godnie pochowane na odnowionym cmentarzu parafialnym. W ceremonii wzięli udział przedstawiciele rodzin ofiar, duchowieństwo, lokalne władze oraz delegacja Fundacji Wolność i Demokracja, która odegrała kluczową rolę w procesie ekshumacji.

Ekshumacja szczątków została przeprowadzona w 2024 roku dzięki staraniom Fundacji Wolność i Demokracja, która od lat działa na rzecz zachowania pamięci o polskich ofiarach zbrodni wołyńskiej i galicyjskiej. Prace archeologiczne i identyfikacyjne odbyły się we współpracy z ukraińskimi służbami oraz Instytutem Pamięci Narodowej. Odnaleziono szczątki ponad 60 osób – w tym kobiet, dzieci i starców – w zbiorowych mogiłach w pobliżu dawnego kościoła parafialnego.

W uroczystościach pogrzebowych wzięli udział: marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, minister kultury i dziedzictwa narodowego Marta Cienkowska, zastępca prezesa IPN dr hab. Karol Polejowski, oraz polscy parlamentarzyści, przedstawiciele Kancelarii Prezydenta RP i władze Fundacji „Wolność i Demokracja”.

W rozmowie z PAP wiceprezes Fundacji „Wolność i Demokracja” Maciej Dancewicz wskazał, że zbrodnia wołyńska kojarzy się zazwyczaj z latem 1943 roku.

„W rzeczywistości jednak ta operacja była rozciągnięta aż do pierwszych miesięcy 1945 roku na Wołyniu oraz w dawnych województwach południowo-wschodnich” – wyjaśnił.

„Puźniki już nie istnieją, nie ma ich na mapie, zostały wymazane z pamięci. Na miejscu tej wsi wyrósł las. To, co chcemy zrobić, jest przywróceniem pamięci o ludziach, którzy tam żyli” – podkreślił.

Ekshumacje w Puźnikach prowadzone były od maja do sierpnia 2023 r. Odnaleziona została wówczas mogiła ze szczątkami ofiar zbrodni z lutego 1945 r. W styczniu br. władze ukraińskie udzieliły zezwolenia na przeprowadzenie ich ekshumacji.

Prof. Andrzej Ossowski, genetyk z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, powiedział w rozmowie z PAP, że mogiła była bardzo płytka.

„Nie można tego nazywać grobem. Jest to bardziej miejsce, w którym zwłoki zostały ukryte” – wyjaśnił

„Nadaliśmy 42 numery podejmowanym szkieletom oraz 172 numery obiektom, które odnaleźliśmy przy szczątkach. Na podstawie przeprowadzenia analizy antropologicznej ustaliliśmy, że wśród ekshumowanych szczątków znajdowały się szczątki co najmniej 11 osób małoletnich, poniżej 18. roku życia, szczątki minimum 16 kobiet oraz 10 mężczyzn” – powiedział prof. Ossowski.

Alina Charłamowa z ukraińskiej Fundacji „Wołyńskie Starożytności” poinformowała, że poszukiwania w Puźnikach będą kontynuowane, ponieważ powinna być tam jeszcze jedna mogiła. Badania sondażowe mogą się rozpocząć jeszcze w tym roku.

Fundacja Wolność i Demokracja od lat prowadzi projekty dokumentujące losy Polaków na Kresach, także na Białorusi, wspiera polskie szkoły i organizacje na Ukrainie, angażuje się w działania ekshumacyjne i konserwatorskie. W przypadku Puźników jej wkład był decydujący – zarówno w zakresie pozyskania zgód administracyjnych, jak i finansowania prac terenowych.

Pogrzeb w Puźnikach był nie tylko aktem sprawiedliwości wobec ofiar, ale także ważnym krokiem w budowaniu dialogu polsko-ukraińskiego. W obliczu współczesnych wyzwań pamięć o przeszłości staje się fundamentem porozumienia i wzajemnego szacunku. Ceremonia zakończyła się wspólnym złożeniem wieńców i zapaleniem zniczy. W ciszy, która zapadła nad cmentarzem, wybrzmiała najważniejsza intencja tego dnia: „Nigdy więcej zapomnienia”.

 Znadniemna.pl na podstawie Kresy24.pl, na zdjęciu: Msza pogrzebowa ekshumowanych ofiar zbrodni w Puźnikach, fot.: Fundacja Wolność i Demokracja

 

Dzisiaj, 6 września, w miejscowości Puźniki na Ukrainie odbył się uroczysty pogrzeb ofiar zbrodni dokonanej przez oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) w 1944 roku. Po dekadach milczenia i niepewności szczątki zamordowanych Polaków zostały godnie pochowane na odnowionym cmentarzu parafialnym. W ceremonii wzięli udział przedstawiciele rodzin

W Węgorzewie (warmińsko-mazurskie) 6 września otwarto XXIX edycję Regat Memoriału Braci Ejsmontów. Patroni zawodów to Piotr i Mieczysław Ejsmontowie, urodzeni w Grodnie, legendarni żeglarze i lokalni bohaterowie.

 

Uczestnicy uroczystości otwarcia XXIX Memoriału Braci Ejsmontów, fot.: facebook.com

Memoriał Braci Ejsmontów jest co roku rozgrywany na Jeziorach Mamry i Święcajty. Organizatorami wydarzenia są: Klub Morski LOK Węgorzewo, Port Keja oraz Burmistrz Węgorzewa, który obejmuje imprezę honorowym patronatem. Memoriał tradycyjnie gromadzi dziesiątki załóg z całej Polski – od amatorów po doświadczonych sterników, którzy rywalizują w następujących kategoriach jachtów:

  • jachty turystyczne kabinowe do 7,50 m
  • jachty turystyczne kabinowe powyżej 7,51 m
  • jachty wyczynowe w grupie „open”.

Uczestnicy XXIX Memoriału Braci Ejsmontów oddają hołd bohaterom przy ich pomniku w Węgorzewie, fot.: facebook.com

Otwarcie XXIX edycji Regat Memoriału Braci Ejsmontów jest doskonałą okazją, aby przypomnieć historię życia naszych krajanów – bliźniaków Piotra i Mieczysława Ejsmontów, którzy na trwałe wpisali swoje imiona w historię polskiego żeglarstwa, Węgorzewa oraz Warmii i Mazur.

Z Grodna do Węgorzewa

Bliźniacy Piotr i Mieczysław Ejsmontowie urodzili się 3 listopada 1940 roku w Grodnie, w rodzinie o szlacheckich korzeniach. Po II wojnie światowej ich rodzina została przesiedlona do Kętrzyna, a w 1953 roku osiedliła się w Węgorzewie – mieście, które na zawsze związało się z ich historią. Już jako chłopcy bliźniacy wykazywali niezwykłą pasję do żeglarstwa. Wymykali się z lekcji, by pływać po jeziorach mazurskich, a ich determinacja i ciekawość świata szybko przerodziły się w życiową misję.

Przed domem rodzinnym w Grodnie, bracia bliźniacy z ciocią Teresą Noniewicz i mama Jadwigą, Grodno 1941 r. Fotografia ze zbiorów Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie/Ciekawostkihistoryczne.pl

Edukacja i pierwsze rejsy

Bracia uczęszczali do Technikum Rybołówstwa Morskiego w Giżycku, gdzie zdobywali wiedzę o nawigacji i pracy na morzu. Wkrótce zaczęli pływać na słynnych jachtach „Zawisza Czarny” i „Henryk Rutkowski”, zdobywając doświadczenie na Bałtyku. Ich niezależność i odwaga wyróżniały ich w środowisku żeglarskim, ale też budziły niepokój władz PRL.

 

Rejs na Bornholm i proces

W 1959 roku, mając zaledwie 19 lat, bracia wypożyczyli niewielki jacht „Powiew” i wypłynęli z Węgorzewa na Bałtyk. Ich celem był Bornholm – duńska wyspa, do której dotarli po kilku dniach żeglugi. Nie prosili o azyl, chcieli jedynie uzupełnić zapasy. Duńskie władze odesłały ich do polskiej ambasady, skąd zostali przetransportowani do kraju. Tam czekał ich areszt i proces sądowy – oskarżono ich o uprowadzenie jachtu i nielegalne przekroczenie granicy. Po pięciu miesiącach sąd umorzył sprawę, uznając, że czyn ma „znikomą szkodliwość społeczną”.

Ucieczka z PRL

Po odbyciu służby wojskowej w Marynarce Wojennej, Piotr i Mieczysław pracowali jako bosmani na jachtach „Polonia” i „Wielkopolska”. W 1965 roku, dzięki sprytowi i determinacji bliźniaków, oba jachty znalazły się jednocześnie w Kopenhadze. Tam bracia poprosili o azyl polityczny i zostali przyjęci przez władze duńskie. Ich ucieczka była szeroko komentowana w mediach, a w Polsce uznana za zdradę.

Bracia bliźniacy Piotr i Mieczysław Ejsmontowie, na jachcie „John I”, Kopenhaga, 12 września 1967 r. Fotografia ze zbiorów historycznych Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie/Ciekawostkihistoryczne.pl

Tajemnicze zniknięcie

W 1969 roku bracia Ejsmontowie wyruszyli w rejs po południowym Atlantyku. W niewyjaśnionych okolicznościach zaginęli – ich jacht nie dotarł do celu, a żadnych śladów nie odnaleziono. Do dziś ich los pozostaje tajemnicą, a ich historia owiana jest legendą.

Pamięć w Węgorzewie

Choć ich życie zakończyło się tragicznie, pamięć o braciach Ejsmontach jest wciąż żywa – zwłaszcza w Węgorzewie. Co roku odbywa się Memoriał Braci Ejsmontów – regaty żeglarskie, które gromadzą miłośników żeglarstwa z całej Polski. Ich imieniem nazwano ulicę, rondo oraz postawiono pomnik, który przypomina o ich odwadze i pasji. Ich siostra, Wanda Śmiechowicz, mieszkająca w Kanadzie, regularnie odwiedza Węgorzewo, by uczestniczyć w wydarzeniach upamiętniających braci.

Bracia bliźniacy – Piotr i Mieczysław Ejsmontowie zostali upamiętnieni także nad Zalewem Sokólskim w Sokółce, fot.: Ciekawostkihistoryczne.pl

Symbole wolności

Piotr i Mieczysław Ejsmontowie to nie tylko żeglarze – to symbole niezależności, odwagi i marzeń o wolności. Ich historia pokazuje, że nawet w czasach opresji można podążać za głosem serca i żeglować ku własnej prawdzie. Węgorzewo, ich duchowa przystań, nie zapomina o swoich bohaterach.

Pomnik braci Ejsmontów w Węgorzewie, fot.: facebook.com

Opr. Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, na zdjęciu tytułowym: Błogosławieństwo o. Herkulana Wróbla franciszkanina z Martin Coronado dla Wojtka Dąbrowskiego, Piotra i Mieczysława Ejsmontów, 23 listopada 1969 r. Fotografia ze zbiorów historycznych Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie/Ciekawostkihistoryczne.pl

W Węgorzewie (warmińsko-mazurskie) 6 września otwarto XXIX edycję Regat Memoriału Braci Ejsmontów. Patroni zawodów to Piotr i Mieczysław Ejsmontowie, urodzeni w Grodnie, legendarni żeglarze i lokalni bohaterowie.   [caption id="attachment_69963" align="alignnone" width="480"] Uczestnicy uroczystości otwarcia XXIX Memoriału Braci Ejsmontów, fot.: facebook.com[/caption] Memoriał Braci Ejsmontów jest co roku rozgrywany

W pierwszy weekend września w całej Polsce i za granicą odbywa się kolejna edycja Narodowego Czytania — ogólnopolskiej akcji promującej klasykę polskiej literatury. W tym roku Para Prezydencka Karol i Marta Nawroccy zaprosiła Polaków do wspólnego odkrywania twórczości Jana Kochanowskiego, jednego z najwybitniejszych poetów epoki renesansu.

W ponad sześciu tysiącach miejsc — od bibliotek i szkół po parki, domy kultury i placówki dyplomatyczne — rozbrzmiewają strofy „Trenów”, „Pieśni” i „Fraszek”. Wydarzenie ma charakter wspólnotowy i edukacyjny, angażując zarówno młodzież, jak i seniorów. W wielu miastach organizowane są także inscenizacje, warsztaty kaligrafii oraz spotkania z literatami.

Prezydencki minister Wojciech Kolarski podkreślił w rozmowie z Polsat News, że Narodowe Czytanie to „największa kampania społeczna w obszarze kultury”, która nieprzerwanie od 2012 roku buduje poczucie tożsamości narodowej i dumy z polskiego dziedzictwa literackiego.

Tegoroczna odsłona akcji pokazuje, że poezja Kochanowskiego — choć pisana przed wiekami — wciąż porusza serca i skłania do refleksji nad losem człowieka, wartością rodziny i siłą ojczystego języka.

Transmisja na żywo Narodowego Czytania z udziałem Pary Prezydenckiej z Ogrodu Saskiego: kliknij w LINK.

Znadniemna.pl na podstawie Prezydent.pl,facebook.com, fot.: Alicja Stefaniuk/KPRP

W pierwszy weekend września w całej Polsce i za granicą odbywa się kolejna edycja Narodowego Czytania — ogólnopolskiej akcji promującej klasykę polskiej literatury. W tym roku Para Prezydencka Karol i Marta Nawroccy zaprosiła Polaków do wspólnego odkrywania twórczości Jana Kochanowskiego, jednego z najwybitniejszych poetów epoki

W miejscowości Lepel, na północnym wschodzie Białorusi, tamtejsze służby specjalne zatrzymały obywatela Polski, 27-letniego Grzegorza G. – brata Zakonu Karmelitów. Według białoruskiej telewizji państwowej, duchowny miał rzekomo zbierać informacje objęte klauzulą tajności dotyczące zbliżających się manewrów wojskowych „Zapad-2025”. Zatrzymania dokonało KGB, które opublikowało materiał wideo przedstawiający moment aresztowania.

Władze Białorusi oskarżają Grzegorza G. o działalność szpiegowską na rzecz polskich służb specjalnych. W jego rzeczach osobistych miały znajdować się m.in. kserokopie dokumentów wojskowych, karta SIM zarejestrowana na inną osobę oraz przedmioty religijne, takie jak różaniec i ikony.

Polska strona stanowczo zaprzecza tym oskarżeniom. Premier Donald Tusk określił zarzuty jako „brednie” i zapowiedział zdecydowaną reakcję dyplomatyczną. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podkreślił, że sprawa nie zostanie bez odpowiedzi, a rzecznik koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński zaznaczył, że „polskie służby nie wykorzystują zakonników do działań wywiadowczych”.

Podczas konferencji prasowej w czwartek wieczorem Sikorski komentował sprawę tak:

„Wiemy, jaki to jest reżim, wiemy, czego się po nim spodziewać. Mamy już polskich więźniów w białoruskich więzieniach, w tym Andrzeja Poczobuta. Jesteśmy już w konsultacjach wewnątrzrządowych. Jestem przekonany, że sprawa nie zostanie bez odpowiedzi”.

Sikorski podkreślił, że polski rząd traktuje zatrzymanie jako prowokację reżimu Łukaszenki i zapowiedział działania dyplomatyczne oraz polityczne w odpowiedzi na ten incydent.

Grzegorz G. do niedawna przebywał w klasztorze karmelitów w Krakowie, a pod koniec sierpnia został skierowany do wspólnoty w Trutowie (kujawsko-pomorskie). Na początku lipca obronił pracę magisterską z teologii duchowości.

Sprawa zatrzymania Grzegorza G. może stać się kolejnym punktem zapalnym w relacjach polsko-białoruskich, szczególnie w kontekście zbliżających się ćwiczeń wojskowych o charakterze antynatowskim.

„Będzie zakładnikiem, jak Poczobut”

Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce i jeden z liderów białoruskiej opozycji, ostro skrytykował działania reżimu Aleksandra Łukaszenki w związku z zatrzymaniem polskiego zakonnika Grzegorza G. przez białoruskie służby KGB. W jego ocenie, zatrzymany zostanie zakładnikiem, podobnie jak wcześniej Andrzej Poczobut, a Łukaszenka będzie próbował wykorzystać go w politycznej grze z Zachodem. Łatuszka podkreślił, że reżim białoruski już teraz handluje losem Poczobuta, czekając na reakcję międzynarodową, i że podobny scenariusz może spotkać Grzegorza G.

Zatrzymanie zakonnika wpisuje się według Łatuszki w szerszą strategię propagandową Mińska, inspirowaną przez Moskwę. Kilka dni przed rozpoczęciem manewrów wojskowych Zapad-2025, reżim Łukaszenki chce wysłać sygnał, że Polska i Zachód są wrogami, przygotowującymi się do agresji. To działanie ma na celu nie tylko zastraszenie społeczeństwa, ale również wzmocnienie narracji antyzachodniej w regionie.

Łatuszka zwrócił również uwagę na fakt, że reżim Łukaszenki od lat uderza w Kościół katolicki. Przypomniał, że w więzieniu przebywa ksiądz Henryk Okołotowicz, skazany na 11 lat za rzekomą zdradę ojczyzny. Jego zdaniem, zatrzymanie Grzegorza G. to kolejny akt represji wobec duchowieństwa i próba osłabienia relacji Białorusi z Watykanem.

Wypowiedzi Łatuszki rzucają światło na polityczne tło zatrzymania polskiego zakonnika i wskazują, że sprawa ma wymiar znacznie szerszy niż tylko lokalny incydent. To element gry dyplomatycznej, w której ludzkie losy stają się narzędziem w rękach autorytarnego reżimu.

Znadniemna.pl na podstawie Wp.pl/Nashaniva.com/Wprost.pl/Fakt.pl, Na zdjęciu: moment zatrzymania Grzegorza G., źródło ilustracji: zrzut ekranu z nagrania KGB, wyemitowanego przez Telewizję Białoruską

W miejscowości Lepel, na północnym wschodzie Białorusi, tamtejsze służby specjalne zatrzymały obywatela Polski, 27-letniego Grzegorza G. - brata Zakonu Karmelitów. Według białoruskiej telewizji państwowej, duchowny miał rzekomo zbierać informacje objęte klauzulą tajności dotyczące zbliżających się manewrów wojskowych „Zapad-2025”. Zatrzymania dokonało KGB, które opublikowało materiał wideo

Ignacy Dominik Downar-Zapolski – gitarzysta, fotograf i spiskowiec z południowej Mińszczyzny – to jedna z tych postaci, które zbyt szybko zniknęły z pamięci zbiorowej. Choć żył zaledwie 35 lat, zdążył zostawić trwały ślad w kulturze Kresów i w historii Suwałk, gdzie założył jeden z pierwszych zakładów fotograficznych. Oto jego niezwykła historia.

Nasz bohater urodził się 4 września 1829 roku we wsi Tołkaczewicze, w południowo-zachodniej części powiatu mińskiego, w rodzinie szlacheckiej ale bez majątku, z ojca Hilarego i matki Urszuli z Chodasewiczów. Uczył się w mińskim gimnazjum, a po jego ukończeniu rozpoczął pracę jako urzędnik Izby Dóbr Państwowych. Wydawało się, że czeka go stabilna kariera urzędnicza. Jednak dusza artysty i serce patrioty nie pozwoliły mu trwać w biurokratycznym rytmie codzienności.

W 1848 roku, mając zaledwie 19 lat, wraz z przyjacielem Michałem Bokim współtworzył organizację spiskową, która szybko związała się z wileńskim Związkiem Bratnim Młodzieży Litewskiej (polska organizacja spiskowa istniejąca w latach 1846–1849, kierowana przez Franciszka i Aleksandra Dalewskich – red.). Spisek został jednak wykryty, a Downar-Zapolski aresztowany.

Zesłanie, które przyniosło pasję

Zamiast surowego wyroku sąd skazał go na wieloletnią służbę wojskową w stopniu szeregowego w odległym Orenburgu na południowo-wschodnich kresach Imperium Rosyjskiego. To właśnie tam, w trudnych warunkach wojskowego zesłania, Ignacy nauczył się grać na gitarze – instrumencie, który z czasem stał się jego znakiem rozpoznawczym.

Po ośmiu latach, pod koniec 1856 roku, został zwolniony z armii i wrócił do kraju. Nie wrócił jednak do urzędnictwa – zamiast tego postanowił żyć z muzyki. Koncertował w Moskwie, Witebsku, Mińsku, Wilnie, Grodnie, Kownie, Białymstoku, Lublinie, Płocku, Busku, Solcu, Warszawie, Łomży i Suwałkach. W recenzjach podkreślano, że znawcy, którzy słyszeli jego grę oddają mu wielkie pochwały. Sposób traktowania gitary stosował do metody Sokołowskiego, któremu niemal dorównał w doskonałości wykonania. Po raz ostatni wystąpił publicznie 8 lipca 1860 roku w Warszawie. Powodem zerwania z działalnością estradową było założenie rodziny.

Styl gry na gitarze Downara-Zapolskiego, opisywany jako pełen melancholii i elegancji, zyskiwał uznanie publiczności. Na jednym z koncertów poznał poetę Władysława Syrokomlę, z którym połączyła go krótka, ale intensywna przyjaźń.

Od sceny do ciemni fotograficznej

W 1860 roku Ignacy Downar-Zapolski osiadł w Suwałkach, gdzie poślubił Annę Konstancję Żdżarską (zmarła w 1888 roku), córkę Augustyna, poety i prozaika, profesora gimnazjum suwalskiego, a siostrę Stanisława Żdżarskiego, współtowarzysza syberyjskiej niedoli. Małżeństwo oznaczało koniec koncertowej wędrówki, ale nie był to koniec artystycznej drogi naszego bohatera.

Z tego związku w 1862 roku narodził się Adam Stefan Józef . W Suwałkach nasz bohater całkowicie poświęcił się fotografii, która wówczas dopiero zdobywała popularność na ziemiach polskich.

Już wcześniej uczył się fotografii – najpewniej u znanego fotografa Gejslera, działającego m.in. w Łomży. W Suwałkach otworzył własny zakład fotograficzny przy ul. Kościuszki 43, gdzie stworzył przestrzeń nie tylko funkcjonalną, ale i komfortową dla klientów – m.in. z oszkloną altaną do portretów, chroniącą przed zimnem i zbyt ostrym światłem.

Pionier suwalskiej fotografii

W czasach, gdy fotografia była procesem żmudnym i technicznie wymagającym, Downar-Zapolski potrafił uczynić ją przystępną i atrakcyjną. Choć w Suwałkach działały także inne atelier (m.in. Lichtensztejna), to właśnie on zdobył największe uznanie i zaufanie lokalnej społeczności.

Jego zdjęcia – głównie portrety mieszkańców Suwałk i okolicznej szlachty – wyróżniały się starannością kompozycji, światłem i wyczuciem formy. Niestety, do naszych czasów przetrwało bardzo niewiele sygnowanych fotografii jego autorstwa. Te, które się zachowały, mają dziś dużą wartość historyczną i muzealną.

Oprócz Suwałk Downar-Zapolski miał atelier fotograficzne także w innych miastach, m.in. w Grodnie. Świadectwo gubernialnego urzędu administracyjnego zezwalające na prowadzenie zakładu fotograficznego otrzymał 10 marca 1863 roku, tym samym stając się jednym z pierwszych fotografów w historii Grodna.

Niedokończony album i przedwczesna śmierć

Z czasem Ignacy zaczął planować album fotograficzny przedstawiający zabytki i widoki guberni augustowskiej. W jego ramach powstały m.in. zdjęcia kościoła w Suwałkach i zamku w Dowspudzie, które były wykorzystywane jako materiał źródłowy do ilustracji w „Tygodniku Ilustrowanym”.

Ambitny projekt nie został ukończony – Ignacy Dominik Downar-Zapolski zmarł nagle 5 lutego 1865 roku na gruźlicę, mając zaledwie 35 lat. Pozostawił po sobie nie tylko wdowę i niedokończony album, ale przede wszystkim dziedzictwo pioniera suwalskiej fotografii i artysty, który w życiu zdążył przejść przez zesłanie, scenę koncertową i ciemnię fotograficzną.

Ślad w cieniu, pamięć w świetle

Po jego śmierci zakład fotograficzny kontynuowała jego żona Anna wraz z nowym mężem Antonim Sadowskim. Mieścił się w nieistniejącej dziś drewnianej oficynie kamienicy przy ulicy Tadeusza Kościuszki 43. Powodzenie swoje zakład zawdzięczał tej dogodności, że jeszcze ś. p. Zapolski wystawił oszklona, altanę, w której osoby przebywające nie są wystawione na zimno, lub rażące światło – przeszkody nie lada w operacjach fotograficznych. Sam Downar-Zapolski na długie lata został zapomniany, choć jego praca miała charakter pionierski nie tylko w Suwałkach, ale i w historii wczesnej fotografii polskiej.

Dziś jego postać – gitarzysty, romantyka, patrioty i fotografa – powoli wraca do pamięci lokalnej. Dzięki pasjonatom historii i badaczom kultury kresowej, Ignacy Dominik Downar-Zapolski odzyskuje swoje miejsce wśród tych, którzy swoją twórczością budowali narodową i lokalną tożsamość – nawet wtedy, gdy nie można było mówić o Polsce, a jedynie ją cicho dokumentować.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

Ignacy Dominik Downar-Zapolski – gitarzysta, fotograf i spiskowiec z południowej Mińszczyzny – to jedna z tych postaci, które zbyt szybko zniknęły z pamięci zbiorowej. Choć żył zaledwie 35 lat, zdążył zostawić trwały ślad w kulturze Kresów i w historii Suwałk, gdzie założył jeden z pierwszych

W obwodzie grodzieńskim posiadacze Karty Polaka powyżej 55. roku życia mogą ubiegać się o wizę bez wcześniejszego umawiania się na wizytę. O zmianach informuje oficjalny przedstawiciel Centrów Wizowych VFS Global.

Od 1 września 2025 roku mieszkańcy obwodu grodzieńskiego posiadający Kartę Polaka i ukończyli 55 lat mogą ubiegać się o wizy krajowe w polskich centrach wizowych w Grodnie i Lidzie bez wcześniejszej rejestracji.

Należy pamiętać, że planując wizytę do centrum wizowego i składając w nim wniosek, należy uwzględniać jurysdykcję terytorialną konsulatów. Oznacza to, że dokumenty należy składać zgodnie z miejscem zamieszkania i zameldowania.

Znadniemna.pl za Visa.vfsglobal.com, fot.: shoppingpl.com

W obwodzie grodzieńskim posiadacze Karty Polaka powyżej 55. roku życia mogą ubiegać się o wizę bez wcześniejszego umawiania się na wizytę. O zmianach informuje oficjalny przedstawiciel Centrów Wizowych VFS Global. Od 1 września 2025 roku mieszkańcy obwodu grodzieńskiego posiadający Kartę Polaka i ukończyli 55 lat mogą ubiegać

Z kalwińskiego dworu na katolicką ambonę, z pola bitwy pod Kesselsdorf do pałaców Petersburga — życie urodzonego 294 lata temu arcybiskupa Stanisława Bohusza-Siestrzeńcewicza to opowieść o duchowej przemianie, politycznej zręczności i intelektualnej pasji.

Jako pierwszy arcybiskup mohylewski nasz dzisiejszy bohater stworzył fundamenty Kościoła Katolickiego w Imperium Rosyjskim, balansując między lojalnością wobec caratu a troską o wiernych. Kim był duchowny, który zyskał zaufanie Katarzyny II, a jednocześnie budził kontrowersje wśród polskich elit?

Od kalwinisty do katolickiego hierarchy

Stanisław Jan Bohusz-Siestrzeńcewicz urodził się 3 września 1731 roku w Zańkach (rejon świsłocki, obwodu grodzieńskiego na terenie dzisiejszej Białorusi), w rodzinie kalwińskiej, jako syn Jana, starosty starodubowskiego (Starodub – miasto w Rosji, niedaleko Smoleńska) i Kornelii z Odyńców. Jego droga duchowa była pełna zwrotów — od protestanckiego wychowania, przez studia teologiczne w Berlinie i Królewcu, aż po konwersję na katolicyzm. W liście do przyjaciela pisał: „Nie z przymusu, lecz z głębokiego przekonania przyjąłem wiarę rzymską — bo tylko ona daje mi pokój sumienia i jasność prawdy.”

Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1763 roku szybko awansował w hierarchii kościelnej. Jego erudycja i dyplomatyczne zdolności zwróciły uwagę władz rosyjskich. Katarzyna II miała o nim powiedzieć:

„To duchowny, który zna granice wiary i rozumu — i nie przekracza żadnej z nich bez potrzeby.”

Jego nominacja na biskupa tytularnego Mallus i koadiutora wileńskiego była początkiem nowej epoki dla Kościoła Katolickiego w Rosji. Współczesny mu duchowny, ks. Franciszek Naruszewicz, zanotował: „Siestrzeńcewicz to człowiek, który potrafi mówić językiem filozofa, a słuchać jak spowiednik.”

Arcybiskup imperium i reformator Kościoła

W 1783 roku został mianowany pierwszym arcybiskupem mohylewskim — najwyższym zwierzchnikiem katolików w Imperium Rosyjskim. Jego działalność administracyjna była energiczna i podporządkowana interesom państwa. W jednym z listów do Świętej Kongregacji pisał: „Kościół w Rosji nie może być twierdzą oporu, lecz latarnią rozsądku i zgody.”

Jego lojalność wobec caratu budziła kontrowersje. Polski historyk Joachim Lelewel oceniał go surowo:

„Zbyt blisko tronu, zbyt daleko od ołtarza — tak można by streścić jego misję.”

Z kolei rosyjski minister spraw duchownych, Aleksander Bezborodko, chwalił go za pragmatyzm: „Arcybiskup Mohylewski nie modli się o cud — on go organizuje.”

Siestrzeńcewicz był też przeciwnikiem obrządku unickiego, co wywołało napięte relacje z duchowieństwem greckokatolickim. W kazaniu wygłoszonym w Petersburgu mówił: „Jedność Kościoła nie polega na mnogości rytów, lecz na zgodności serc i rozumu.”

Literat, tłumacz, człowiek epoki

Poza działalnością duszpasterską był aktywnym pisarzem i tłumaczem. Jego „Historia Taurycka” oraz poezje i dramaty były czytane zarówno w Wilnie, jak i Petersburgu. W przedmowie do jednego z tomów pisał:

„Niech moje słowa będą jak most — między Wschodem a Zachodem, między uczonym a prostym człowiekiem.”

Członek Akademii Rosyjskiej, Mikołaj Karamzin, tak oceniał jego styl: „Siestrzeńcewicz pisze jak duchowny, który zna duszę — ale też jak filozof, który zna świat.”

Zmarł arcybiskup Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz 13 grudnia 1826 roku w Petersburgu. Wspomnienie pośmiertne o nim w „Kurierze Petersburskim” głosiło:

„Odszedł człowiek, który nie bał się myśleć w Kościele i nie bał się wierzyć w państwie.”

Opr. Adolf Gorzkowski, na portrecie: abp Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz, źródło: Wikipedia

Z kalwińskiego dworu na katolicką ambonę, z pola bitwy pod Kesselsdorf do pałaców Petersburga — życie urodzonego 294 lata temu arcybiskupa Stanisława Bohusza-Siestrzeńcewicza to opowieść o duchowej przemianie, politycznej zręczności i intelektualnej pasji. Jako pierwszy arcybiskup mohylewski nasz dzisiejszy bohater stworzył fundamenty Kościoła Katolickiego w Imperium

Przejdź do treści