HomeStandard Blog Whole Post (Page 18)

Na dzisiaj, 9 lipca, przypada 95. rocznica urodzin Czesława Seniucha – naszego krajana, urodzonego w Lubczy nad Niemnem, który był człowiekiem wielu talentów: spikerem, tłumaczem, poetą, scenarzystą i niezapomnianym lektorem Polskiej Kroniki Filmowej.

Jego głos przez dekady towarzyszył Polakom w radiowych audycjach, kronikach filmowych i reportażach dokumentalnych, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów  medialnej kultury okresu PRL.

Od Lubczy nad Niemnem do Radia Warszawa

Czesław Seniuch urodził się 9 lipca 1930 roku w Lubczy nad Niemnem (w rejonie nowogródzkim, obwodu grodzieńskiego), w polskiej rodzinie architekta Stanisława Seniucha.

W 1940 roku Stanisław Seniuch został aresztowany przez NKWD i w 1941 roku zmarł na zesłaniu. Seniuch junior tymczasem przez całą wojnę mieszkał w Lubczy. Tutaj zdobył swoje pierwsze wykształcenie, kończąc białoruską siedmioletnią szkołę, a w czasie niemieckiej okupacji działał w owianym niedobrą sławą Białoruskim Związku Młodzieży (białoruska kolaboracyjna organizacja młodzieżowa działająca pod okupacją niemiecką na obszarze Generalnego Okręgu Białorusi podczas II wojny światowej).

Po wojnie, w 1945 roku, cała rodzina Seniuchów przeniosła się do Polski. Tutaj w 1950 roku, Czesław ukończył Liceum Zygmunta Augusta w Białymstoku.

Seniuch od młodości związał swoje życie ze słowem – zarówno mówionym, jak i pisanym. Studiował filologię rosyjską na Uniwersytecie Warszawskim, co dało mu solidne podstawy do pracy w mediach i działalności translatorskiej. Już w 1951 roku rozpoczął pracę w Polskim Radiu, gdzie z czasem stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych głosów Programu Krajowego, a później zagranicznego.

Jego kariera nabrała międzynarodowego wymiaru, gdy został oddelegowany do Radia Moskwa, by tam tworzyć polskojęzyczne audycje nadawane z ZSRR. W czasach, gdy propaganda i polityka mieszały się z kulturą, Seniuch umiejętnie balansował między informacją, sztuką i przekładem.

Twórca i tłumacz

Czesław Seniuch był nie tylko głosem, ale i piórem. Jego poetyckie debiuty przypadły na lata 50., gdy publikował w takich czasopismach jak „Szpilki”, „Żołnierz Polski” czy „Gazeta Białostocka”. Jako tłumacz przekładał rosyjską literaturę, wiersze i teksty piosenek, które trafiały do repertuarów polskich artystów oraz na deski teatrów.

Urodzony na Białorusi twórca także wybitnym tłumaczem literatury białoruskiej na język polski. Jego pierwsze tłumaczenia z języka białoruskiego na polski pochodzą z lat 80. XX stulecia. Lubczanin przetłumaczył na polski dzieła Janki Bryla, Wasyla Bykowa, Alesia Adamowicza, Uładzimira Karatkiewicza, Ryhora Baradulina, Siarhieja Zakonnikowa i innych wybitnych twórców białoruskiej literatury.

Do najważniejszych tłumaczeń Czesława Seniucha należy zaliczyć „Nową Ziemię” Jakuba Kolasa i sztukę „Tutejsi”, autorstwa Janki Kupały.

Filmowe ślady

Na przełomie lat 60. i 70. minionego stulecia Seniuch związał się z Wytwórnią Filmów Dokumentalnych i Telewizją Polską. Jego głos stał się nieodłącznym elementem Polskiej Kroniki Filmowej oraz licznych filmów dokumentalnych. Występował m.in. w „Nigdy nie zgaśnie” (1976), „Romantyczność” (1977), „Grunwald” (1976) i „Zamość – miasto otwarte”. Jako scenarzysta i autor komentarzy tworzył z pasją, dodając obrazom głębię i narracyjną spójność.

Dziedzictwo

Czesław Seniuch zmarł 6 października 2021 roku, pozostawiając po sobie bogaty dorobek kulturalny. Choć jego twórczość była związana z epoką, która dziś budzi refleksje i kontrowersje, on sam pozostawał wierny sztuce słowa, głosu i przekazu.

Biografia naszego krajana to nie tylko opowieść o medialnym zawodzie, ale też o tym, jak głos może stać się symbolem pokolenia – pokolenia wychowanego przy dźwiękach radia, kronik filmowych i literackich metafor.

Opr. Adolf Gorzkowski, fot.: museum.by

Na dzisiaj, 9 lipca, przypada 95. rocznica urodzin Czesława Seniucha – naszego krajana, urodzonego w Lubczy nad Niemnem, który był człowiekiem wielu talentów: spikerem, tłumaczem, poetą, scenarzystą i niezapomnianym lektorem Polskiej Kroniki Filmowej. Jego głos przez dekady towarzyszył Polakom w radiowych audycjach, kronikach filmowych i reportażach

Na dzisiaj, 8 lipca, przypada 164. rocznica urodzin księżnej Magdaleny Radziwiłł, wybitnej arystokratki, filantropki i patronki białoruskiego odrodzenia narodowego na początku XX wieku.

Mimo polskiego pochodzenia rodowita szlachcianka całym sercem pokochała naród białoruski, jego kulturę, tradycje i wiarę oraz stała się jedną z najpiękniejszych postaci narodowego odrodzenia Białorusinów na początku XX stulecia.

Pochodzenie i rodzina

Magdalena Radziwiłł

Maria Magdalena (używała imienia Magdalena, żeby nie być myloną ze starszą siostrą Marią Ewą) Radziwiłłowa urodziła się 8 lipca 1861 roku w Warszawie jako młodsza córka hrabiego Jana Zawiszy-Kierżgajło i Marii z Kwileckich. Podobnie jak wszystkie dzieci arystokratów tej rangi, młoda hrabina otrzymała doskonałe wykształcenie w stylu francuskim.

W 1871 roku odbyła podróż po Włoszech, na co dzień żyjąc w luksusie Warszawy i od czasu do czasu odwiedzając latem majątki ojca w Kuchcicach i Żarnówce (obecnie – wsie na terenie współczesnej Białorusi – red.).

Należy powiedzieć, że Magdalena nie bardzo lubiła warszawskie życie i były ku temu powody. Rodzice matki małej hrabianki i warszawska elita patrzyli z pogardą na pochodzenie ojca Magdaleny , który zajmował się głownie archeologią, nauką i historią swojej małej ojczyzny. Ponadto w rodzinnym archiwum Zawiszów nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające tytuł hrabiego dla imperatorskiego działu heraldyki. Tymczasem Zawiszowie byli bardzo starą i zasłużoną rodziną szlachecką, prowadzącą rodowód od czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego, a nazwiska przodków Jana Zawiszy-Kierżgajło wymieniane były w Metryce Litewskiej pośród senatorów Radziwiłłów, Paców, Sapiehów itd. Nie stanowiło to jednak wystarczającej podstawy dla rosyjskiej biurokracji imperatorskiej, a Magdalena często musiała łapać pogardliwe spojrzenia świeżo upieczonych szlachciców, którzy w drzewie genealogicznym mieli zaledwie sto pięćdziesiąt lat.

Ucieczka z Warszawy na wieś

Pałac Zawiszów na akwareli Napoleona Ordy

Wtedy to dorosła już Magdalena i jej siostra Maria Ewa uciekły z aroganckiej Warszawy do spokojnej, przytulnej posiadłości Kuchcice. Tutaj, na łonie natury, odpoczywały, ciesząc się spacerami brzegiem przepływających nieopodal rzek Berezyny i Świsłoczy. Tutaj kwiaty w szklarni ojcowskiego majątku kwitły nie gorzej niż włoskie, a ludzie byli bardziej przyjaźni i życzliwi. I, oczywiście, odbywały się ich własne „domowe” bale i święta, na które przybywali w charakterze gości miejscowi właściciele ziemscy.

Cała ta atmosfera przyczyniła się do licznych romantycznych historii młodych sióstr, które wyróżniały się wyrafinowaną urodą. Zwłaszcza dotyczyło to Magdaleny, która według współczesnych miała regularne rysy twarzy, wyraziste szare oczy i włosy koloru dojrzałej pszenicy.

Wkrótce romanse przerodziły się w poważny związek starszej siostry Marii Ewy, która wyszła za mąż za godnego pozazdroszczenia pana młodego – właściciela rozległego majątku w Nieborowie – księcia Michała Radziwiłła. W Warszawie zaczęto mówić o możliwym powrocie Zawiszów do „wysokiego towarzystwa”, a rodzice Magdaleny zaczęli pospiesznie szukać pana młodego dla najmłodszej córki.

Za mąż za hrabiego

Ludwik Józef Adam Krasiński herbu Ślepowron

Wybór rodziców, zawsze mądry, ale nie zawsze przyjemny, padł na bajecznie bogatego hrabiego Ludwika Krasińskiego. Narzeczony miał prawie pięćdziesiąt lat, ale jego sprawy układały się znakomicie. Ludwik Krasiński miał bowiem najlepszą w Polsce stadninę koni, a jego liczne majątki kwitły. Ożenił się hrabia Krasiński w wieku 27 lat, ale zaledwie kilka lat później został wdowcem i od tej pory poświęcił się całkowicie interesom, porzucając próby uporządkowania życia osobistego.

Młoda Magdalena zdobyła serce hrabiego nie tylko dzięki urodzie i wyrafinowanym manierom, lecz także dzięki jasnemu, przenikliwemu umysłowi i intelektowi.

27 kwietnia 1882 roku odbył się ślub, którego przepych zadziwił całą Polskę, a rok później Magdalena urodziła mężowi swoje jedyne dziecko – córkę Marię Ludwikę.

Magdalena z córką Marią Ludwiką Krasińską

Pięć lat później zmarł ukochany tata Magdaleny. Kobieta znowu została skazana na życie w pruderyjnej Warszawie i oczekiwanie na męża nieustannie podróżującego po swoich majątkach. Młodą, dwudziestokilkuletnią żonę pięćdziesięcioletniego rozwodnika opanowały samotność i nuda… Magdalena poświęciła się więc całkowicie wychowaniu dorastającej córki.

W kwietniu 1895 roku, w wieku 62 lat, zmarł małżonek Magdaleny – Ludwik Krasiński. Córka hrabiego odziedziczyła po ojcu majątek w astronomicznej kwocie – 50 milionów rubli, podczas gdy wdowa otrzymała w spadku zaledwie niewielką część tych pieniędzy.

Pałac Ludwika Krasińskiego w Warszawie (Ursynowie)

Po śmierci męża hrabina Magdalena z ulgą wyjechała do rodzinnych Kuchcic i Żarnówki. Tutaj kontynuowała wychowywanie córki w najlepszych europejskich tradycjach, podróżując z nią po krajach Europy.

Mezalians z Mikołajem Radziwilłem

Michał Piotr Radziwiłł herbu Trąby

Podczas jednej z takich podróży, w Londynie, Magdalena poznała księcia Mikołaja Wacława Radziwiłła. Był młodszy od niej o 19 lat. Mówiono, że rozwód rodziców skłonił młodego szlachcica do rzucenia się w wir przygód. Jako kapitan rezerwy 52. Pułku Dragonów armii rosyjskiej, książę Mikołaj brał udział w wojnie burskiej, walczył na Bałkanach, a później po także w wojnie rosyjsko-japońskiej.

Odważny wojownik z ogniem Radziwiłła we krwi, oczarował hrabinę Magdalenę i 30 kwietnia 1906 roku wzięli ślub w Londynie, w Bawarskiej Kaplicy Królewskiej.

Oto jak wspominał Mikołaja Radziwiłła jego przyjaciel – dziennikarz M. Pawlikowski: „… Był niezwykle przystojny: nigdy wcześniej ani później nie spotkałem… mężczyzny o tak dogłębnej męskiej urodzie: szerokie ramiona, wąskie biodra, podłużna twarz z orzechowymi oczami, jakby z migdałów, i orzechowa, lekko falująca broda. Dodaj do tego żabot – i jest tak, jakby wyszedł z portretu z XVI wieku”.

Po mezaliansie młodego księcia i owdowiałej hrabiny, drzwi wielu salonów zatrzasnęły się przed parą małżeńską. Księżniczkę uważano za niemoralną, młodego księcia zaś – za tyrana i ekscentryka.

Odmówiono mu członkostwa w szlacheckim klubie myśliwskim, odwrócili się od niego wpływowi znajomi. Ale według świadectw naocznych świadków współżycia młodej pary, nowopowstałe małżeństwo tylko śmiało się z tych drobiazgów i wróciło do rodzinnych dla Magdaleny Kuchcic, aby osiedlić się tam na zawsze i zbudować przytulne rodzinne gniazdo.

Lata twórczości i rodzinnego szczęścia

W Kuchcicach książę Mikołaj zainteresował się kolekcjonowaniem białoruskiego folkloru i, korzystając ze swoich znajomości, zbudował nawet odnogę kolei żelaznej do innego odziedziczonego przez małżonkę po ojcu majątku Żarnowka, nazywając stację docelową na cześć swojej żony „Zawiszyny”.

Zainspirowana fascynacją męża białoruskim folklorem, księżna Magdalena zaczęła się identyfikować z prostymi ludźmi, którzy ją otaczali jeszcze od lat dzieciństwa. W 1912 roku pani Radziwiłłowa oświadczyła publicznie: „Uważam się za Białorusinkę pochodzenia litewskiego, podobnie jak i mój mąż, nie uznaję się za Polkę”.

Zbudowana przez księcia Mikołaja odnoga kolei służyła do celów handlowych, głównie leśnych. Dzięki niej intensywniej zaczął rozwijać się handel i działalność rolnicza w majątkach zarządzanych przez parę. Majątki zaczęły przynosić duże dochody. Dla Magdaleny i Mikołaja Radziwiłłów były to lata twórczości i rodzinnego szczęścia. Szkoda tylko, że nie potrwało ono zbyt długo.

Śmierć Mikołaja Radziwiłła

W 1914 roku Rosja wypowiedziała wojnę Niemcom. Właściwy księciu Mikołajowi duch walki nie mógł pozostać niewzruszony, a słowa ukochanej kobiety, niestety, nie mogły go zatrzymać w domu – z dala od nieszczęścia, które nastąpiło już wkrótce.

30 listopada 1914 roku książe Mikołaj Radziwiłł bohatersko zginął w Prusach Wschodnich, pod obcym niebem, daleko od niepocieszonej żony i córki, którą książe adoptował i kochał, jak rodzoną. Zachowało się wspomnienie z pogrzebu dzielnego Radziwiłła w Kuchcicach. Oto co napisał naoczny świadek żałobnej ceremonii: „…Książę stał w metalowej trumnie, zabalsamowanej, otoczonej srebrnymi i porcelanowymi wieńcami, wśród których u jego stóp rzucał się w oczy wieniec zieleni z dużą narodową białoruską wstążką, na którym napisano: „Niech spoczywasz w pokoju, książę, w ojczyźnie”.

Aby opisać pogrzeb księcia Mikołaja, finansowana przez Magdalenę Radziwiłł gazeta „Białoruś” poświęciła temu wydarzeniu cztery strony, z których jedna była w całości zajęta fotografią zmarłego.

W służbie białoruskiej sprawie

Wdowa po księciu, znowu sama, zamieszkała w swoim domu w Kuchcicach i od tego czasu poświęciła się całkowicie dobroczynności oraz wspieraniu potrzebujących.

Pozbawiona własnego szczęścia, księżna oddała się całkowicie innym. Przepełniona miłością do ziemi przodków, zakładała w swoich majątkach białoruskie szkoły, sklepy chłopskie, stowarzyszenia abstynenckie i chętnie wspierała wspólnoty białoruskich unitów katolickich.

Magdalena Radziwiłł rozmawiała ze swoimi gośćmi i kierownikami zarządzającymi jej gospodarstwem, tylko po białorusku lub po francusku.

W ciągu dwóch miesięcy na język białoruski zostały przetłumaczone wszystkie dokumenty w biurach jej 18. majątków i 8. leśnictw.

Znając zamiłowanie księżnej do białoruskości, do jej mińskiego mieszkania przy ul. Zachariewskiej i jej domu w Kuchcicach zaczęła regularnie zaglądać młoda białoruska inteligencja. Można było tutaj spotkać Maksyma Bahdanowicza, braci Antoniego i Jana Łuckiewiczów, Wacława Łastowskiego, Wacława Iwanowskiego, księży Fabiana Abrantowicza, Adama Stankiewicza i innych.

Dla księżny droga była każda myśl o białoruskiej kulturze i duchowości, każdy mógł zatem liczyć na jej pomoc w realizacji pomysłów, które służyły białoruskiej sprawie.

Ostatnie lata życia i pamięć

Magdalena Radziwiłł

Magdalena Radziwiłł

Po I wojnie światowej księżna Magdalena Radziwiłł mieszkała w Kownie, Królewcu, a od 1932 roku we Fryburgu (Szwajcaria), gdzie zmarła 6 stycznia 1945 roku.

W 2018 roku prochy białoruskiej dobrodziejki zostały uroczyście pochowane w kościele św. Rocha w Mińsku – w mieście, które Magdalena Radziwiłł uważała za swoją duchową ojczyznę.

Magdalena Radziwiłł została zapamiętana przez potomnych jako kobieta, która wbrew oczekiwaniom opinii publicznej, poświęciła swoje życie służbie ludziom, kulturze i wierze.

Opr. Emilia Kuklewska

Na dzisiaj, 8 lipca, przypada 164. rocznica urodzin księżnej Magdaleny Radziwiłł, wybitnej arystokratki, filantropki i patronki białoruskiego odrodzenia narodowego na początku XX wieku. Mimo polskiego pochodzenia rodowita szlachcianka całym sercem pokochała naród białoruski, jego kulturę, tradycje i wiarę oraz stała się jedną z najpiękniejszych postaci narodowego

Odpowiednią decyzję podjął 1 lipca Leninowski Sąd Rejonowy w Grodnie. Zgodnie z werdyktem za „ekstremistyczny” uznany został  portal Kresy24.pl, wydawany, podobnie jak portal Znadniemna.pl, przez Fundację Wolność i Demokracja.

Decyzja białoruskiego sądu o uznaniu portalu Kresy24.pl za ekstremistyczny, źródło: Kresy24.pl

W związku z decyzją Leninowskiego Sądu Rejonowego Grodna nasi koledzy opublikowali oświadczenie, którego tekst zamieszczamy:

Miło, że o nas pamiętają

Pragniemy z satysfakcją poinformować Czytelników, że nasz portal Kresy24.pl został szczególnie uhonorowany. Białoruski Sąd Rejonu Leninowskiego w Grodnie – na wniosek łukaszenkowskiego KGB – uznał nas za „portal ekstremistyczny”. O przyznaniu nam tego tytułu poinformowało białoruskie Centrum Praw Człowieka „Wiasna”.

Od tej chwili są też „ekstremistyczne” i zakazane na Białorusi: nasze logo (orzeł w koronie), materiały audio-wizualne i samo wymienianie w mowie lub piśmie słowa: „Kresy24.pl”. Może nawet w myślach? Tego nie wiemy. Dodajmy, że nas samych, czyli Fundację Wolność i Demokracja, która wydaje portal, białoruskie służby uznały za „ekstremistów” już wcześniej.

Czujemy się jednak w obowiązku przestrzec naszych odbiorców na Białorusi, że jeśli reżim wykryje, iż czytają nasz portal, udostępniają lub cytują z niego artykuły, grozi im w tym kraju odpowiedzialność karno-administracyjna. Bądźcie więc ostrożni.

Wyróżnienie to traktujemy jako wyraz uznania dla naszej wieloletniej pracy na rzecz zachowania pamięci o polskich Kresach i dostarczania niezakłamanych informacji i publicystyki ze Wschodu, także z Białorusi.

Jest to tym bardziej cenne, że jesteśmy jednym z bardzo nielicznych mediów w Polsce, które zasłużyły na ten „ekstremistyczny” tytuł. Jesteśmy tu w dobrym towarzystwie, m. in. Polskiego Radia, które dostało to zaszczytne miano w lipcu 2022 roku, TV Belsat, czy portalu Polaków na Białorusi ZnadNiemna.pl.

Jednocześnie jest to dla nas zobowiązanie do jeszcze wydajniejszej pracy. Postaramy się być godni tego tytułu tym bardziej, że – zgodnie z umowami między służbami Białorusi i Rosji – staliśmy się też chyba automatycznie „ekstremistami” w świetle prawa putinowskiego.

Dziękujemy, Aleksandrze Grigoriewiczu. Z leninowskim pozdrowieniem!

Redakcja

Znadniemna.pl za Kresy24.pl , collage: Kresy24.pl

Odpowiednią decyzję podjął 1 lipca Leninowski Sąd Rejonowy w Grodnie. Zgodnie z werdyktem za "ekstremistyczny" uznany został  portal Kresy24.pl, wydawany, podobnie jak portal Znadniemna.pl, przez Fundację Wolność i Demokracja. [caption id="attachment_69088" align="alignnone" width="480"] Decyzja białoruskiego sądu o uznaniu portalu Kresy24.pl za ekstremistyczny, źródło: Kresy24.pl[/caption] W związku z decyzją

7 lipca 1944 roku oddziały Armii Krajowej pod dowództwem płk. Aleksandra Krzyżanowskiego w ramach akcji „Burza” rozpoczęły wraz z Armią Czerwoną akcję zdobywania Wilna. Biało-czerwony sztandar powiewał nad miastem tylko kilka godzin. Sowieci zamienili go na czerwony.

Zdążyć przed Sowietami

Decyzja o samodzielnym ataku na Wilno przez oddziały Armii Krajowej, jako części strategicznego planu „Burza”, podjęta została w czerwcu 1944 roku. Autorem operacji był Komendant Okręgu AK Wilno ppłk Aleksander Krzyżanowski ps. Wilk. Plan zakładał, że po rozpoczęciu akcji Niemcy opuszczą Wilno, ale na osobisty rozkaz Hitlera miasto zostało obsadzone przez liczący 17 tysięcy garnizon i zamienione w tzw. strefę ufortyfikowaną.

W ostatniej dekadzie czerwca, gdy przygotowania do akcji nie były jeszcze ukończone, ruszyła ofensywa sowiecka, która rozbiła czołowe pododdziały należące do niemieckiej Grupy Armii „Środek”.

Operacja „Ostra Brama” trwała od 7 do 13 lipca 1944 roku. Miała na celu wyzwolenie Wilna spod okupacji niemieckiej i opanowanie miasta przed nadchodzącymi oddziałami Armii Czerwonej. Początkowo wzięło w niej udział około 4 tys. żołnierzy AK. W bezpośrednich walkach o Wilno oraz w zewnętrznych atakach na linie komunikacyjne i pojedyncze oddziały Wehrmachtu uczestniczyło ponad 12,5 tys. żołnierzy AK.

Taktyczny sojusz z Sowietami i wspólna walka

Z powodu bardzo szybkiej ofensywy 3. Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej, operacja „Ostra Brama” została przyspieszona i rozpoczęła się nad ranem 7 lipca 1944 r. Tylko 30 proc. polskich sił wzięło udział w walkach. Tego samego dnia Wilno zaczęli szturmować również Sowieci.

W bezpośrednich walkach na kierunku wileńskim wzięło wówczas udział około 100 tys. żołnierzy, wspieranych przez czołgi i lotnictwo. Oddziały garnizonu konspiracyjnego AK miasta Wilna, które wobec spóźnionego dotarcia rozkazów rozpoczęły atak z kilkugodzinnym opóźnieniem, opanowały własnymi siłami prawobrzeżną część miasta i współdziałając z jednostkami sowieckimi, zaatakowały w części lewobrzeżnej. 13 lipca Wilno zostało zdobyte. Na Górze Zamkowej załopotał biało-czerwony sztandar.

Po opanowaniu miasta przez czerwonoarmistów, liczebnie znacznie przewyższających Polaków, polski sztandar bardzo szybko został zastąpiony flagą ZSRR.

Zdrada Sowietów

Oddziały polskie, atakujące Wilno z zewnątrz, zagrodziły drogę wycofującym się z Wilna Niemcom, staczając 13 lipca krwawą bitwę pod Krawczunami. Zginęło w niej bądź trafiło do niewoli blisko 1000 Niemców. W całej operacji „Ostra Brama” zginęło blisko 500 żołnierzy AK, a ponad 1000 zostało rannych.

14 lipca 1944 roku Sowieci zaproponowali gen. „Wilkowi” utworzenie z Oddziałów Armii Krajowej Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego samodzielnej jednostki w składzie 3 Frontu Białoruskiego.

17 lipca gen. Krzyżanowski został zaproszony na kolejne rozmowy z gen. Iwanem Czerniachowskim. Pozwolono mu udać się tylko w towarzystwie jednego oficera, majora Teodora Cetysa – cichociemnego. Wieczorem gen. Aleksander Krzyżanowski „Wilk” został aresztowany przez Sowietów. Oddziały AK rozlokowane wokół Puszczy Rudnickiej zostały otoczone przez wojska NKWD i rozbrojone. Tylko cześć żołnierzy zdołała zbiec. Sowieci internowali prawie 6000 żołnierzy. Internowani w większości odmówili wstąpienia do armii Berlinga, za co zostali wywiezieni do Kaługi, gdzie przez kilka lat służyli w batalionach roboczych Armii Czerwonej przy wyrębie lasu. Oficerów aresztowano, osądzono i wywieziono do Riazania.

Fiasko operacji „Ostra Brama”, zdrada Sowietów, potem klęska kolejnych etapów akcji „Burza” odzierały Polaków ze złudzeń. Stało się jasne, że „sojusznik naszych sojuszników” – Związek Sowiecki, będzie realizował na ziemiach polskich swoje cele polityczne i wojskowe za pomocą terroru. Polska – okrojona z połowy swoich ziem – w pojałtańskim świecie została skazana na pozostanie w strefie sowieckich wpływów.

Ostatni konspiratorzy

Chociaż granice Polski zostały przesunięte na zachód, na Wileńszczyźnie jeszcze kilka lat trwała walka partyzancka. Do kwietnia 1945 roku operowały tam oddziały partyzanckie. Wtedy nowy komendant Okręgu Wileńskiego AK, ppłk Antoni Olechnowicz „Pohorecki”, podjął decyzję o ewakuacji żywiołu polskiego z ziem, które zostały oddane Sowietom. Udane przemieszczenie struktur AK, pozwoliło podjąć dalszą działalność w nowym miejscu, na Pomorzu, Podlasiu i Dolnym Śląsku. Tak zaczęła się epopeja słynnych Brygad Wileńskich Armii Krajowej mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, a także struktur wywiadowczych czy legalizacyjnych.

Dopiero działania Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w 1948 roku i olbrzymia akcja „X” doprowadziły do licznych aresztowań, wyroków, a ostatecznie zatrzymania działalności konspiracyjnej prowadzonej na szeroką skalę. Zostali już tylko samotnicy, ostatni konspiratorzy, którzy kolejne lata dawali się we znaki władzy „ludowej”. Ich postawa, oddanie, bezapelacyjne zaangażowanie w osiąganiu najwyższego celu, niepodległości Ojczyzny, powodowały, że komunistyczna bezpieka traktowała polską ludność Kresów Wschodnich II RP, zamieszkującą tereny sowieckiej Litwy, Białoruskiej SRR oraz Ukraińskiej SRR, jak potencjalnych przestępców i stałe zagrożenie.

Opr. Walery Kowalewski, na zdjęciu, wspólny polsko-sowiecki patrol na ulicy Wilna, wyzwolonego spod niemieckiej okupacji, fot.: Wikipedia.org

7 lipca 1944 roku oddziały Armii Krajowej pod dowództwem płk. Aleksandra Krzyżanowskiego w ramach akcji „Burza” rozpoczęły wraz z Armią Czerwoną akcję zdobywania Wilna. Biało-czerwony sztandar powiewał nad miastem tylko kilka godzin. Sowieci zamienili go na czerwony. Zdążyć przed Sowietami Decyzja o samodzielnym ataku na Wilno przez

Dokładnie 135 lat temu, 4 lipca 1890 roku, Kraków stał się miejscem wydarzenia, które przekroczyło ramy zwykłej ceremonii pogrzebowej. Doszło wówczas do wprowadzenia szczątków Adama Mickiewicza do Katedry Wawelskiej, co stało się historycznym i patriotycznym wydarzeniem, które w czasach zaborów poruszyło serca Polaków w kraju i na emigracji.

Narodziny idei

Adam Mickiewicz — poeta, działacz narodowy, symbol duchowego oporu wobec zniewolenia — zmarł w Stambule w 1855 roku. Początkowo pochowany został na cmentarzu w Montmorency (Francja), gdzie jego grób stał się miejscem pielgrzymek Polaków.

Zamiar sprowadzenia prochów Mickiewicza do kraju dojrzewał przez dziesiątki lat. W 1869 r. po pogrzebie Kazimierza Wielkiego, autor, ukryty pod pseudonimem „Litwin”, wydrukował w krakowskiej gazecie „Kraj” artykuł pt. „Zanieśmy Mickiewicza na Wawel”. Odpowiedni wniosek złożył wtedy na posiedzeniu Rady Miasta prezydent dr Józef Dietl, jednak sprawę odłożono na później. Nie zapomniano jednak o Mickiewiczu w Krakowie – w rocznicę śmierci poety organizowano uroczyste wieczorki ku jego czci. Dochody z nich przeznaczano na budowę pomnika; założono też oprocentowane książeczki oszczędnościowe gromadzące środki na sarkofag oraz sprowadzenie zwłok poety do kraju.

Pogrzeb jako manifest

Wniosek o pogrzebanie prochów Mickiewicza ponowił w 1883 r. dr Mieczysław Bochenek, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tym razem zawiązał się komitet organizacyjny, zgromadzono ok. 7 tys. zł. reńskich i uzyskano zgodę Kościoła na złożenie szczątków Mickiewicza w krypcie wawelskiej katedry. Urzędowe pozwolenie na sprowadzenie zwłok nadeszło z Wiednia dopiero 20 czerwca 1890 r. Już trzy dni później ruszyła z Krakowa do Paryża delegacja, 27 i 28 czerwca odbyła się w Montmorency ekshumacja, której świadkiem był m.in. Adam Asnyk.

3 lipca wieczorem do Krakowa dotarła trumna ze szczątkami Mickiewicza. Złożono ją na przechowanie w składzie zbożowym przy ul. Warszawskiej 21. W piątek, 4 lipca 1890 r., była piękna pogoda. Kraków miał wygląd odświętny, wzdłuż trasy pochodu zawieszono na słupach biało-czerwone chorągiewki i flagi. Słupy zostały połączone girlandami z zieleni. Ustawiono też ozdobne pylony, na których podczas pochodu płonęło purpurowe światło. „W ulicy Sławkowskiej olbrzymie chorągwie zwieszały się gęsto ze wszystkich domów, tak, że sięgały poniżej trumny, jakby ścieląc się pod nią” – opisywano. W Rynku Głównym, naprzeciw wylotu ul. Siennej wzniesiono obelisk, ozdobiony lirą i medalionem z podobizną Wieszcza.

Trumnę ustawiono na karawanie, zaprzęgniętym w sześć karych koni – miał kształt ściętej piramidy, obity był purpurową materią, ozdobiony obrazami Matki Boskiej Ostrobramskiej i Częstochowskiej. „Na szczycie dla trumny urządzono posłanie z kwiatów polnych, rodzimych, które tak pięknie opiewał wieszcz nasz w poezyach swoich: kąkol, bławaty i rumianek przeplatane śnieżystemi pękami lilii” – odnotowali kronikarze wydarzeń. Nad trumną zawieszono baldachim z purpurowego pluszu, ozdobionego ręcznie malowanymi kwiatami oraz napisem: „O grób dla kości naszych w ziemi naszej prosimy Cię Panie”.

Po przemówieniach Władysława Mickiewicza i hr. Jana Tarnowskiego, w takt dzwonów bijących w kościele św. Floriana – rozpoczął się przemarsz pogrzebowego orszaku. Trasa wiodła z ul. Szlak przez ul. Warszawską, Basztową i Sławkowską do Rynku Głównego. Na czele kroczyła orkiestra lwowskiej „Harmonii”, za nią – zastępy ochotniczych strażaków z Galicji „w błyszczących kaskach i w różnobarwnych mundurach”.

Pogrzeb Adama Mickiewicza. Zdjęcie pochodzi z albumu „Złożenie zwłok Adama Mickiewicza na Wawelu dnia 4go lipca 1890 roku: książka pamiątkowa z 22 ilustracyami”, wydanego w Krakowie w 1890 roku. Źródło: Biblioteka Cyfrowa UMCS/Domena publiczna

Następnie szła deputacja z 44 wieńcami uwitymi w Wadowicach – a za nimi kilkaset delegacji z trzech zaborów i spoza granic. Na pogrzeb przyjechali mieszkańcy Królestwa Polskiego, Litwy, Ukrainy, Wołynia, Podola, Poznańskiego, Śląska, Warmii oraz Polacy z emigracji. Delegatów przysłali także Ukraińcy, Czesi, Serbowie i Bułgarzy.

„W ogromnym orszaku mieniły się tysiączne wspaniałe barwy: świt włościańskich, krakowskich, ruskich, góralskich, huculskich. Obok świt włościańskich i sukman zmieszane razem z nimi i wśród nich stroje narodowe szlachty, charakterystyczne kapoty mieszczan. Ponad tym strzelają czaple kity, mienią się brylantowe ich zapinki, błyszczą kaski strażaków. Na czele duchowieństwa w imponującej liczbie przeszło 500 kapłanów, profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego i Lwowskiego w togach i z insygniami, posłowie sejmowi. Słowem, kiedy się powiodło okiem po tych tysiącach widziało się jasno i dobitnie, że cały naród, wszystkie jego stany, stawiły się na uroczystą chwilę” – napisał świadek tamtych chwil. Pochód zamykały delegacje Uniwersytetu Lwowskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Za nimi, tuż przed karawanem – szedł jedynie arcybiskup.

Przemarsz trwał blisko godzinę. Gdy czoło pochodu było u Kościoła Mariackiego, trumna dopiero ruszyła z miejsca. Za karawanem kroczyła rodzina poety, Wydział Krajowy oraz posłowie do rady państwa i sejmu. Orszak zamykały straże pożarne.

Wawel — duchowa stolica Polski

Adam Mickiewicz spoczął na Wawelu w specjalnie przygotowanej Krypcie Wieszczów Narodowych. Ten gest stał się nie tylko uhonorowaniem poety, lecz także narodowym aktem pamięci, porównywanym przez współczesnych do przenoszenia relikwii świętych. Później w Krypcie Wieszczów Narodowych spoczęli: Juliusz Słowacki i Cyprian Kamil Norwid, tworząc w ten sposób panteon duchowych przywódców Polski.

Wnętrze Krypty Wieszczów Narodowych na Wawelu (2016), fot..: Tsadee – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org

 Symboliczny pogrzeb Władysława Mickiewicza -syna Wieszcza

W 2001 roku w Krypcie Wieszczów Narodowych na Wawelu odbył się symboliczny pogrzeb syna Adama Mickiewicza – Władysława.

Syn poety, został pochowany we Francji na cmentarzu w Montmorency, w zbiorowej mogile. Nie było możliwości zidentyfikowania jego szczątków, dlatego do krypty na Wawelu na potrzeby symbolicznego pogrzebu przeniesiono jedynie ziemię z jego grobu.

Uroczystość miała miejsce w 180. rocznicę urodzin Cypriana Kamila Norwida, a urna z ziemią z grobu Władysława  została umieszczona obok prochów Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. W uroczystościach wziął udział m.in. ówczesny premier RP Jerzy Buzek.

Dziedzictwo ponad czasem

Sarkofag z prochami Adama Mickiewicza na Wawelu, fot.: Facebook.com/KatedraWawel

Dzisiejsza rocznica przypomina, jak silna może być moc kultury i pamięci w jednoczeniu narodu. 135 lat temu Mickiewicz powrócił do Polski nie tylko jako poeta, ale przede wszystkim – jako symbol aspiracji, nadziei i godności narodowej. Jego obecność na Wawelu to świadectwo, że słowo potrafi przetrwać epoki i inspirować kolejne pokolenia.

Na podstawie Dzieje.pl/Polskieradio.pl oprac. Walery Kowalewski, fot.: Facebook.com/KatedraWawel

 

 

 

Dokładnie 135 lat temu, 4 lipca 1890 roku, Kraków stał się miejscem wydarzenia, które przekroczyło ramy zwykłej ceremonii pogrzebowej. Doszło wówczas do wprowadzenia szczątków Adama Mickiewicza do Katedry Wawelskiej, co stało się historycznym i patriotycznym wydarzeniem, które w czasach zaborów poruszyło serca Polaków w kraju

W przededniu długiego weekendu, przypadającego na Białorusi na okres od 3 do 6 lipca, agregator podróży Atlas podał, ile czasu zajmuje autobusom turystycznym przekroczenie granicy przy wyjeździe z Białorusi. Najdłużej czeka się na granicy białorusko-polskiej — na jedynym działającym przejściu granicznym w Brześciu.

Według agregatora w ubiegły weekend niektóre autobusy czekały na granicy z Polską ponad dobę. Rano 2 lipca na przejściu granicznym w Brześciu w kolejce stało aż  30 autobusów.

„Trudno jest przewidzieć czas oczekiwania, ale zdecydowanie warto nastawić się na co najmniej 10 godzin” — poinformował kanał Atlasu na Telegramie.

Inaczej wygląda sytuacja na kierunku litewskim. Na przejściu granicznym w Beniakoniach autobusy kursują według rozkładu, natomiast na Kamiennym Łogu w weekendy mogą tworzyć się niewielkie kolejki.

Atlas odnotował również najpopularniejsze loty międzynarodowe tego lata. Na kierunku wschodnim wśród Białorusinów najpopularniejsze są Moskwa i Petersburg.

Przypomnijmy, że białoruski narodowy przewoźnik powietrzny Belavia jest objęty międzynarodowymi sankcjami i nie może latać do większości krajów Europy i do USA.

Po incydencie z lotem Ryanair w 2021 roku, Belavia została objęta zakazem lotów i przelotów nad państwami Unii Europejskiej, Wielką Brytanią, Szwajcarią i Ukrainą. Te restrykcje wciąż obowiązują, co oznacza, że Belavia nie może latać do większości krajów Europy, w tym do Polski, Niemiec, Francji czy Włoch.

Znadniemna.pl na podstawie T.me/meatlasbus, na zdjęciu: kolejka na granicy białorusko – polskiej, fot: tochka.by

W przededniu długiego weekendu, przypadającego na Białorusi na okres od 3 do 6 lipca, agregator podróży Atlas podał, ile czasu zajmuje autobusom turystycznym przekroczenie granicy przy wyjeździe z Białorusi. Najdłużej czeka się na granicy białorusko-polskiej — na jedynym działającym przejściu granicznym w Brześciu. Według agregatora w

Od 2 lipca 2025 r. VFS Global w Witebsku oficjalnie rozpoczęło przyjmowanie wniosków o wizy Schengen oraz wizy krajowe do Rzeczypospolitej Polskiej. Informację potwierdziła sama firma na swojej stronie internetowej. To przełomowy moment dla tysięcy Białorusinów czekających na możliwość legalnego wyjazdu do Rzeczypospolitej.

Nowe centrum mieści się przy ul. Janki Kupały 2/1 w Witebsku i podlega pod jurysdykcję Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej w Mińsku. Obsługuje osoby zameldowane w obwodach mińskim, mohylewskim, homelskim i witebskim.

Tłumy chętnych już od rana ustawiają się w kolejkach. Dla wielu Białorusinów to jedyna szansa na normalność, edukację, pracę lub bezpieczne życie poza granicami reżimu.

Uruchomienie nowej placówki w Witebsku ma znacznie przyspieszyć procedury i odciążyć konsulatu w Mińsku.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP ostrzega przed korzystaniem z usług nielegalnych pośredników.

„Pośrednicy nie współpracują w żaden sposób z polskimi konsulami, a ich usługi, choć wysoko płatne, nie mają wpływu na wydanie wizy. Należy zauważyć, że przy rosnącym zapotrzebowaniu na wizy, tego typu działalność ma na celu wyłącznie wyłudzenie pieniędzy od potencjalnych wnioskodawców wizowych bez żadnych gwarancji jej wydania. Podkreślamy, że konsulowie stale monitorują system wizowy i nie ustają w wysiłkach na rzecz udoskonalenia systemu przyjmowania wniosków od zewnętrznych usługodawców” – poinformowało polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych w odpowiedzi na prośbę stacji telewizyjnej Biełsat.

 Znadniemna.pl za Kresy24.pl, zdjęcie ilustracyjne, źródło: Citydog.io

Od 2 lipca 2025 r. VFS Global w Witebsku oficjalnie rozpoczęło przyjmowanie wniosków o wizy Schengen oraz wizy krajowe do Rzeczypospolitej Polskiej. Informację potwierdziła sama firma na swojej stronie internetowej. To przełomowy moment dla tysięcy Białorusinów czekających na możliwość legalnego wyjazdu do Rzeczypospolitej. Nowe centrum mieści

W przeddzień Dnia Niepodległości, obchodzonego na Białorusi 3 lipca, białoruski dyktator ułaskawił kolejnych 16 osób. Jak podaje służba prasowa Łukaszenki wśród ułaskawionych są osoby, skazane za „różne przestępstwa, w tym ekstremistyczne”. Według nieoficjalnych danych lista wypuszczonych może zawierać również więźniów politycznych, choć ich nazwiska nie ujawniono.

Portal Katolik.life donosi, iż wiadomo już, że wśród 16. ułaskawionych zabrakło nazwisk dwóch księży katolickich, którzy od dłuższego czasu przebywają za kratami – księdza Henryka Okołotowicza, skazanego na 11 lat kolonii karnej za rzekomą „zdradę państwa” i ojca Andrzeja Juchniewicza OMI, który przebywa w areszcie tymczasowym i oczekuje na apelację od wyroku skazującego go na 13 lat kolonii karnej.

Jednak wiadomość o uwolnieniu kolejnej grupy więźniów obudziła nadzieję w środowisku białoruskich katolików. Modlą się oni o wyzwolenie z białoruskich więzień przebywających tam katolickich księży. Wkrótce w Mińsku ma się bowiem odbyć ceremonia wręczenia Łukaszence listów uwierzytelniających przez nowego Nuncjusza Apostolskiego  – arcybiskupa Ignazio Ceffalię.

Według wiernych watykański dyplomata może wpłynąć na dyktatora i poprosić o uwolnienie uwięzionych księży. Białoruscy katolicy dostrzegają dobry znak w tym, że z kolonii karnej niespodziewanie został przeniesiony do aresztu śledczego w Mińsku ksiądz Henryk Okołotowicz.

Nie wiadomo, czy księdzu Henrykowi zaproponowano podpisać prośbę o ułaskawienie na imię Łukaszenki. Nie wiadomo też, czy ksiądz taki dokument podpisał wiedząc, że nie popełnił żadnej zbrodni, a zasądzoną karę – jak udało mu się poinformować parafian w liście z kolonii karnej – traktuje jak „krzyż męczeństwa, niesiony za Boga, za wiarę i za Kościół”.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life

 

W przeddzień Dnia Niepodległości, obchodzonego na Białorusi 3 lipca, białoruski dyktator ułaskawił kolejnych 16 osób. Jak podaje służba prasowa Łukaszenki wśród ułaskawionych są osoby, skazane za „różne przestępstwa, w tym ekstremistyczne”. Według nieoficjalnych danych lista wypuszczonych może zawierać również więźniów politycznych, choć ich nazwiska nie

1 lipca 1938 roku w Baranowiczach, ówczesnym mieście województwa nowogródzkiego II Rzeczypospolitej, rozpoczęła działalność dziesiąta regionalna rozgłośnia Polskiego Radia. Było to wydarzenie o ogromnym znaczeniu nie tylko technologicznym, ale i kulturowym – symboliczny krok w stronę integracji Kresów Wschodnich z resztą kraju poprzez nowoczesne środki przekazu.

Budowa stacji

Fragment artykułu „Dziennika Polskiego” 27 września 1937 roku z informacją o powstaniu nowej rozgłośni Polskiego Radia w Baranowiczach. Fot: Zbiory Archiwum Polskiego Radia

Wizualizacja radiostacji w Baranowiczach („Antena”, 19 września 1937)

Radiostacja w Baranowiczach („Antena”, 14 sierpnia 1938)

Początkowo planowano lokalizację stacji w Wołkowysku, jednak ostatecznie wybrano Baranowicze – miasto o strategicznym położeniu i rosnącym znaczeniu administracyjnym. Magistrat miasta, doceniając znaczenie Rozgłośni Polskiego Radia dla Kresów, ofiarował bezpłatnie grunt pod budowę gmachu o powierzchni 10.000 m2. Budowę rozpoczęto w lipcu 1937 roku, a projekt architektoniczny opracował architekt z Katowic, członek Stowarzyszenia Architektów Polskich Tadeusz Eugeniusz Łobos. Obiekt stacyjny zlokalizowany został w południowo-zachodniej części miasta, przy drodze do Słonimia, w parku miejskim, przy ul. Gabriela Narutowicza 72. Był to ładnie zaprojektowany, nowoczesny, piętrowy budynek o kremowej elewacji i kubaturze 2.800 m3. Część studyjna obejmowała dwa studia, jedno duże o kubaturze 500 m3 a drugie spikerskie. Ponadto w budynku znajdowało się kilkanaście pokoi redakcyjnych i administracyjnych. Stację wyposażono w najnowszy zespół kontrolno-pomiarowy, w dużej mierze zautomatyzowany, umożliwiający obsługę całej stacji ze stołu dyspozytorskiego przez jedną osobę.

Technologia i zasięg

Maszty radiostacji w Baranowiczach (za 1871.by)

Maszty radiostacji w Baranowiczach (za 1871.by)

Stacja nadawała na częstotliwości 520 kHz z mocą 50 kW, co pozwalało na objęcie sygnałem niemal całego województwa nowogródzkiego i północnej części poleskiego – łącznie około 1,5 mln mieszkańców. System antenowy składał się z dwóch masztów o wysokości 141 i 145 metrów, z których jeden pełnił funkcję reflektora, co pozwalało na kierunkowe nadawanie sygnału – głównie na wschód. Stacja baranowicka była trzecią kresową stacją po Lwowie i Wilnie.

Misja i program

Ziemia-Nowogrodzka-regi-R-1-1938-nr-1-31-VI

Ziemia-Nowogrodzka-regi-R-1-1938-nr-1-31-VI

Były też głosy sprzeciwiające się takiej przymusowej polonizacji mniejszości narodowych. W 1938 roku Józef Łobodowski – antykomunista, który po wojnie współtworzył polską redakcję Radia Madryt – wśród „Fraszek kresowych” zawarł następującą:

Rozgłośnia była manifestacją obecności państwa polskiego na Kresach Wschodnich, co miało ogromne znaczenie w kontekście narodowościowym i geopolitycznym. Wzmacniała poczucie przynależności mieszkańców regionu do wspólnoty narodowej, szczególnie wśród ludności wiejskiej i mniejszości narodowych. Nadawano wiadomości lokalne i ogólnokrajowe, a także komunikaty administracyjne i wojskowe.

Radio pełniło funkcję edukacyjną i informacyjną, co było szczególnie istotne w regionach o wysokim poziomie analfabetyzmu – w niektórych częściach Nowogródczyzny w 1921 roku aż 60 proc. mieszkańców nie umiało czytać ani pisać.

Audycje rolnicze, zdrowotne i kulturalne przyczyniały się do podnoszenia poziomu wiedzy i świadomości obywatelskiej. Czytano fragmenty klasyki literatury polskiej, m.in.. Mickiewicza i Sienkiewicza. Prowadzono kursy języka polskiego i historii, co miało szczególne znaczenie w regionie wielonarodowym. Także prezentowano muzykę ludową Kresów, pieśni patriotyczne i religijne.

Programy nadawano na żywo, często retransmitując audycje z Wilna i Warszawy.

Do grona wiernych słuchaczy radia, jego popularyzatorów, a także współpracowników rozgłośni baranowickiej należało wojsko – w mieście stacjonowało wiele dużych jednostek wojskowych, w tym Korpus Ochrony Pogranicza. Charakterystycznym sygnałem stacji była trąbka Korpusu Ochrony Pogranicza grająca melodię „Trzymamy Straż”.

Zespół rozgłośni

Zespół rozgłośni był niewielki, ale niezwykle zaangażowany. Tworzyli go zarówno specjaliści techniczni, jak i osoby odpowiedzialne za prowadzenie audycji i zarządzanie stacją. Oto znane nazwiska: Zbigniew Cis-Bankiewicz – dyrektor rozgłośni, a zarazem jeden z głównych spikerów. Odpowiadał za całościowe funkcjonowanie stacji; Maryla Konzalówna – spikerka, prawdopodobnie prowadziła audycje literackie i kulturalne; Stefan Sojecki – spiker, współtworzył programy informacyjne i edukacyjne. Obsadę techniczną stanowili: inż. Jerzy Foltański, inż. Roman Rogiński, inż. Borys Niewiadomski, inż. Teofil Terlecki oraz inż. Adam Twaróg, zamordowany w 1944 roku w obozie hitlerowskim w Kołdyczewie. Ci inżynierowie odpowiadali za obsługę nadajnika, utrzymanie sprzętu studyjnego oraz zapewnienie ciągłości emisji. Ich praca była kluczowa, zwłaszcza że rozgłośnia działała w trudnych warunkach technicznych i geopolitycznych.

Tragiczny finał

Zdjęcie lotnicze z nalotu na radiostację w Baranowiczach (odkrywca.pl za wwiidaybyday.com)

Rozgłośnia działała zaledwie kilkanaście miesięcy. 16 września 1939 roku została zbombardowana przez Luftwaffe. Uszkodzeniu uległy: jeden maszt antenowy oraz lampy w nadajniku. Po napaści ZSRR na Polskę, 17 września 1939 roku, wojska radzieckie wkroczyły do Baranowicz.

Wkrótce stacja została powtórnie uruchomiona i rozpoczęła nadawanie jako „Барановичи”.

Po napadzie Niemiec na ZSRR, w czerwcu 1941 roku, Niemcy ponownie uruchomili przejętą stację, która wówczas nadawała jako „Baranowitschi”. W roku 1944 – kolejne przejście frontu i stacja dziwnym trafem znowu przetrwała.

Rozgłośnia w Baranowiczach była nie tylko technologicznym osiągnięciem, ale też symbolem łączności państwa z jego wschodnimi rubieżami. Choć działalność placówki przerwała wojna, pamięć o niej pozostaje ważnym elementem historii polskiej radiofonii.

Losy stacji po wojnie

Po II wojnie światowej rozgłośnia Polskiego Radia w Baranowiczach nie wznowiła działalności w swojej pierwotnej formie.

Już 25 lutego 1945 roku Prezydent B. Bierut wystąpił do J. Stalina prośbę o przekazanie Warszawie przedwojennej, ocalałej stacji PR z Baranowicz. Wkrótce zostało to wykonane i, jak donosiła prasa, Polska otrzymała w darze od ZSRR nową radiostację.

Nastąpiła szybka odbudowa stacji w Raszynie pod nadzorem radzieckich specjalistów. Naczelnikiem odbudowy Raszyna był kpt. inż. Nikołaj Nikiforow, który kierował zespołem wojsk łączności Armii Radzieckiej. Nie doczekał jednak otwarcia stacji, gdyż zginął w bandyckim zamachu, 8 sierpnia 1945 roku. Pochowany został na terenie stacji raszyńskiej. Grupą polskich specjalistów kierował inż. Edmund Kolanowski. Studio centralne powstało w Pałacyku Czetwertyńskich w Alejach Józefa Stalina 31 /Al. Ujazdowskie.

Baranowicki nadajnik radiowy pracował w Raszynie do lipca 1949 roku, kiedy to uruchomiono tutaj nowy 200 kW nadajnik długofalowy. W 1959 roku, po modernizacji, nadajnik podjął pracę na stacji łódzkiej w Tuszynie.

Gmach przy ul. Gabriela Narutowicza 72 w Baranowiczach nie uległ całkowitemu zniszczeniu. Po wojnie przejęły go władze radzieckie, a obecnie mieści się tam siedziba białoruskiej telewizji.

Budynek radiostacji w Baranowiczach dziś (widok od strony zachodniej)

Prawdopodobnie nieistniejący już dziś fundament masztu w roku 2008

Fundament odciągu oznaczonego jako 2

Budynek radiostacji w Baranowiczach w roku 2008 (widok od strony zachodniej)

QR Code na terenie radiostacji w Baranowiczach

Opr. Waleria Brażuk

Znadniemna.pl

1 lipca 1938 roku w Baranowiczach, ówczesnym mieście województwa nowogródzkiego II Rzeczypospolitej, rozpoczęła działalność dziesiąta regionalna rozgłośnia Polskiego Radia. Było to wydarzenie o ogromnym znaczeniu nie tylko technologicznym, ale i kulturowym – symboliczny krok w stronę integracji Kresów Wschodnich z resztą kraju poprzez nowoczesne środki

Na dzisiaj przypada 102. rocznica urodzin kontradmirała Zygmunta Rudomino – wybitnego przedstawiciela Marynarki Wojennej PRL, oficera liniowego i sztabowego, dowódcy jednostek morskich, uczestnika II wojny światowej oraz świadka i współtwórcy powojennej historii militarnej obecności Polski na morzu.

Jego losy odzwierciedlają dramatyzm XX wieku – od deportacji na Syberię, przez szlak bojowy 1 Armii Wojska Polskiego, aż po najwyższe stanowiska w strukturach marynarki wojennej państwa socjalistycznego.

Wczesne lata, zesłanie i wojenne losy

Zygmunt Rudomino urodził się 1 lipca 1923 roku w Głębokiem (w obwodzie witebskim na Białorusi) w rodzinie Ignacego Rudomino i Marii z Łabuńskich.

Ojciec chłopca był osadnikiem wojskowym, pracował jako ekspedient handlowy i był w powiecie brasławskim znanym działaczem spółdzielczym. Ponadto był właścicielem 14-hektarowego gospodarstwa rolnego. Matka Zygmunta pochodziła z rodziny inteligenckiej.

Chłopak z powodzeniem ukończył szkołę podstawową i wstąpił do Gimnazjum Ogólnokształcącego Towarzystwa Szkoły Średniej w Brasławiu. Nie wiadomo, czy zdał maturę. Być może uniemożliwił to wybuch II wojny światowej i zajęcie Brasławszczyzny przez Armię Czerwoną po 17 września 1939 roku…

W 1940 roku cała rodzina Rudomino została deportowana na Syberię, co miało ogromny wpływ na dalsze losy przyszłego kontradmirała.

Na zesłaniu młody człowiek pracował przy wyrębie lasu i jako marynarz rzeczny.

W grudniu 1943 roku dwudziestolatek zaciągnął się do formującej się w ZSRR 1. Armii Wojska Polskiego.

Z Wojskiem Polskim Zygmunt przeszedł cały szlak bojowy. Brał udział w walkach o Warszawę, forsowaniu Odry, zdobyciu Berlina i innych kluczowych operacjach końcowego etapu wojny.

Kariera w Marynarce Wojennej

Po wojnie młody weteran wojenny rozpoczął służbę w Marynarce Wojennej Polski Ludowej jako podoficer. Już w 1949 roku ukończył Oficerską Szkołę Marynarki Wojennej w Gdyni, plasując się na trzecim miejscu wśród najlepszych absolwentów swojego rocznika.

Na pierwsze stanowisko służbowe po ukończeniu szkoły oficerskiej skierowano go do dywizjonu okrętów podwodnych w Gdyni, gdzie został oficerem wachtowym ORP „Żbik”. W 1951 roku objął funkcję pomocnika szefa wydziału ds. okrętów podwodnych Wydziału III Operacyjnego Sztabu Głównego Marynarki Wojennej w Gdyni. Od lutego 1952 był starszym pomocnikiem szefa wydziału operacyjnego ds. morskich, a od marca 1953 szefem wydziału operacyjnego w Sztabie Głównym Marynarki Wojennej. W grudniu 1954 awansował na stanowisko zastępcy szefa Sztabu Głównego Marynarki Wojennej ds. operacyjnych. Od sierpnia 1955 do grudnia 1957 przebywał na Wyższym Akademickim Kursie Operacyjnym w Akademii Marynarki Wojennej ZSRR im. Woroszyłowa w Leningradzie. Kurs ukończył z oceną bardzo dobrą uzyskując tytuł oficera dyplomowanego. Od grudnia 1957 do grudnia 1961 roku dowodził Brygadą Obrony Wodnego Rejonu Głównej Bazy Marynarki Wojennej w Helu. W dniach 22–26 maja 1959 na czele zespołu okrętów złożył pierwszą po wojnie wizytę kurtuazyjną Marynarki Wojennej w Kopenhadze. Od grudnia 1961 był zastępcą szefa Sztabu Głównego ds. operacyjnych w Dowództwie Marynarki Wojennej. 9 października 1963 roku awansował na stopień wojskowy kontradmirała. Akt nominacyjny wręczył mu w Belwederze przewodniczący Rady Państwa PRL Aleksander Zawadzki. W dniach 3–7 maja 1965 był dowódcą zespołu okrętów, który złożył wizytę w Narwiku, a w dniach 28–31 lipca 1967 roku w Edynburgu. W kwietniu 1966 roku został pierwszym dowódcą 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. W latach 1968–1983 zajmował stanowisko szefa Służb Technicznych i Zaopatrzenia – zastępcy dowódcy Marynarki Wojennej ds. techniki i zaopatrzenia. Stanowisko to zajmował przez ponad 15 lat – do 1 sierpnia 1983 roku. Po zdaniu obowiązków służbowych pozostawał w dyspozycji MON do czasu zwolnienia z zawodowej służby wojskowej.

Odznaczenia i uznanie

Za służbę wojenną i powojenną Zygmunt Rudomino został uhonorowany wieloma odznaczeniami:

Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski;

Medalem Zwycięstwa i Wolności 1945;

Medalem za Odrę, Nysę i Bałtyk;

Medalem za Warszawę 1939–1945;

Medalem za Berlin 1945.

Kontradmirał Zygmunt Rudomino był ceniony przez dowództwo i władze PRL, jako sprawny organizator, pragmatyk i lojalny oficer – był przykładem żołnierza lojalnego wobec państwa i oddanego swojej formacji.

Dziedzictwo i pamięć

Zmarł urodzony głeboczanin 26 października 1993 roku w Gdyni.

Jego prochy spoczęły na cmentarzu Witomińskim, nazywanym Gdyńskimi Powązkami.

Grób kontradmirała Zygmunta Rudomino i jego żony Bogdy na cmentarzu Witomińskim w Gdyni, fot.: Wikipedia

Postać Zygmunta Rudomino pozostaje przykładem konsekwentnego awansu społecznego i wojskowego w realiach Polski Ludowej.

W pamięci potomnych nasz krajan zapisał się jako jeden z tych dowódców, którzy zachowując profesjonalizm i godność oficera, potrafili poruszać się w złożonej strukturze polityczno-wojskowej Polskiej Republiki Ludowej.

Cześć Jego Pamięci!

Oprac. Adolf Gorzkowski

Na dzisiaj przypada 102. rocznica urodzin kontradmirała Zygmunta Rudomino - wybitnego przedstawiciela Marynarki Wojennej PRL, oficera liniowego i sztabowego, dowódcy jednostek morskich, uczestnika II wojny światowej oraz świadka i współtwórcy powojennej historii militarnej obecności Polski na morzu. Jego losy odzwierciedlają dramatyzm XX wieku – od deportacji

Przejdź do treści