HomeStandard Blog Whole Post (Page 15)

Ignacy Dominik Downar-Zapolski – gitarzysta, fotograf i spiskowiec z południowej Mińszczyzny – to jedna z tych postaci, które zbyt szybko zniknęły z pamięci zbiorowej. Choć żył zaledwie 35 lat, zdążył zostawić trwały ślad w kulturze Kresów i w historii Suwałk, gdzie założył jeden z pierwszych zakładów fotograficznych. Oto jego niezwykła historia.

Nasz bohater urodził się 4 września 1829 roku we wsi Tołkaczewicze, w południowo-zachodniej części powiatu mińskiego, w rodzinie szlacheckiej ale bez majątku, z ojca Hilarego i matki Urszuli z Chodasewiczów. Uczył się w mińskim gimnazjum, a po jego ukończeniu rozpoczął pracę jako urzędnik Izby Dóbr Państwowych. Wydawało się, że czeka go stabilna kariera urzędnicza. Jednak dusza artysty i serce patrioty nie pozwoliły mu trwać w biurokratycznym rytmie codzienności.

W 1848 roku, mając zaledwie 19 lat, wraz z przyjacielem Michałem Bokim współtworzył organizację spiskową, która szybko związała się z wileńskim Związkiem Bratnim Młodzieży Litewskiej (polska organizacja spiskowa istniejąca w latach 1846–1849, kierowana przez Franciszka i Aleksandra Dalewskich – red.). Spisek został jednak wykryty, a Downar-Zapolski aresztowany.

Zesłanie, które przyniosło pasję

Zamiast surowego wyroku sąd skazał go na wieloletnią służbę wojskową w stopniu szeregowego w odległym Orenburgu na południowo-wschodnich kresach Imperium Rosyjskiego. To właśnie tam, w trudnych warunkach wojskowego zesłania, Ignacy nauczył się grać na gitarze – instrumencie, który z czasem stał się jego znakiem rozpoznawczym.

Po ośmiu latach, pod koniec 1856 roku, został zwolniony z armii i wrócił do kraju. Nie wrócił jednak do urzędnictwa – zamiast tego postanowił żyć z muzyki. Koncertował w Moskwie, Witebsku, Mińsku, Wilnie, Grodnie, Kownie, Białymstoku, Lublinie, Płocku, Busku, Solcu, Warszawie, Łomży i Suwałkach. W recenzjach podkreślano, że znawcy, którzy słyszeli jego grę oddają mu wielkie pochwały. Sposób traktowania gitary stosował do metody Sokołowskiego, któremu niemal dorównał w doskonałości wykonania. Po raz ostatni wystąpił publicznie 8 lipca 1860 roku w Warszawie. Powodem zerwania z działalnością estradową było założenie rodziny.

Styl gry na gitarze Downara-Zapolskiego, opisywany jako pełen melancholii i elegancji, zyskiwał uznanie publiczności. Na jednym z koncertów poznał poetę Władysława Syrokomlę, z którym połączyła go krótka, ale intensywna przyjaźń.

Od sceny do ciemni fotograficznej

W 1860 roku Ignacy Downar-Zapolski osiadł w Suwałkach, gdzie poślubił Annę Konstancję Żdżarską (zmarła w 1888 roku), córkę Augustyna, poety i prozaika, profesora gimnazjum suwalskiego, a siostrę Stanisława Żdżarskiego, współtowarzysza syberyjskiej niedoli. Małżeństwo oznaczało koniec koncertowej wędrówki, ale nie był to koniec artystycznej drogi naszego bohatera.

Z tego związku w 1862 roku narodził się Adam Stefan Józef . W Suwałkach nasz bohater całkowicie poświęcił się fotografii, która wówczas dopiero zdobywała popularność na ziemiach polskich.

Już wcześniej uczył się fotografii – najpewniej u znanego fotografa Gejslera, działającego m.in. w Łomży. W Suwałkach otworzył własny zakład fotograficzny przy ul. Kościuszki 43, gdzie stworzył przestrzeń nie tylko funkcjonalną, ale i komfortową dla klientów – m.in. z oszkloną altaną do portretów, chroniącą przed zimnem i zbyt ostrym światłem.

Pionier suwalskiej fotografii

W czasach, gdy fotografia była procesem żmudnym i technicznie wymagającym, Downar-Zapolski potrafił uczynić ją przystępną i atrakcyjną. Choć w Suwałkach działały także inne atelier (m.in. Lichtensztejna), to właśnie on zdobył największe uznanie i zaufanie lokalnej społeczności.

Jego zdjęcia – głównie portrety mieszkańców Suwałk i okolicznej szlachty – wyróżniały się starannością kompozycji, światłem i wyczuciem formy. Niestety, do naszych czasów przetrwało bardzo niewiele sygnowanych fotografii jego autorstwa. Te, które się zachowały, mają dziś dużą wartość historyczną i muzealną.

Oprócz Suwałk Downar-Zapolski miał atelier fotograficzne także w innych miastach, m.in. w Grodnie. Świadectwo gubernialnego urzędu administracyjnego zezwalające na prowadzenie zakładu fotograficznego otrzymał 10 marca 1863 roku, tym samym stając się jednym z pierwszych fotografów w historii Grodna.

Niedokończony album i przedwczesna śmierć

Z czasem Ignacy zaczął planować album fotograficzny przedstawiający zabytki i widoki guberni augustowskiej. W jego ramach powstały m.in. zdjęcia kościoła w Suwałkach i zamku w Dowspudzie, które były wykorzystywane jako materiał źródłowy do ilustracji w „Tygodniku Ilustrowanym”.

Ambitny projekt nie został ukończony – Ignacy Dominik Downar-Zapolski zmarł nagle 5 lutego 1865 roku na gruźlicę, mając zaledwie 35 lat. Pozostawił po sobie nie tylko wdowę i niedokończony album, ale przede wszystkim dziedzictwo pioniera suwalskiej fotografii i artysty, który w życiu zdążył przejść przez zesłanie, scenę koncertową i ciemnię fotograficzną.

Ślad w cieniu, pamięć w świetle

Po jego śmierci zakład fotograficzny kontynuowała jego żona Anna wraz z nowym mężem Antonim Sadowskim. Mieścił się w nieistniejącej dziś drewnianej oficynie kamienicy przy ulicy Tadeusza Kościuszki 43. Powodzenie swoje zakład zawdzięczał tej dogodności, że jeszcze ś. p. Zapolski wystawił oszklona, altanę, w której osoby przebywające nie są wystawione na zimno, lub rażące światło – przeszkody nie lada w operacjach fotograficznych. Sam Downar-Zapolski na długie lata został zapomniany, choć jego praca miała charakter pionierski nie tylko w Suwałkach, ale i w historii wczesnej fotografii polskiej.

Dziś jego postać – gitarzysty, romantyka, patrioty i fotografa – powoli wraca do pamięci lokalnej. Dzięki pasjonatom historii i badaczom kultury kresowej, Ignacy Dominik Downar-Zapolski odzyskuje swoje miejsce wśród tych, którzy swoją twórczością budowali narodową i lokalną tożsamość – nawet wtedy, gdy nie można było mówić o Polsce, a jedynie ją cicho dokumentować.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

Ignacy Dominik Downar-Zapolski – gitarzysta, fotograf i spiskowiec z południowej Mińszczyzny – to jedna z tych postaci, które zbyt szybko zniknęły z pamięci zbiorowej. Choć żył zaledwie 35 lat, zdążył zostawić trwały ślad w kulturze Kresów i w historii Suwałk, gdzie założył jeden z pierwszych

W obwodzie grodzieńskim posiadacze Karty Polaka powyżej 55. roku życia mogą ubiegać się o wizę bez wcześniejszego umawiania się na wizytę. O zmianach informuje oficjalny przedstawiciel Centrów Wizowych VFS Global.

Od 1 września 2025 roku mieszkańcy obwodu grodzieńskiego posiadający Kartę Polaka i ukończyli 55 lat mogą ubiegać się o wizy krajowe w polskich centrach wizowych w Grodnie i Lidzie bez wcześniejszej rejestracji.

Należy pamiętać, że planując wizytę do centrum wizowego i składając w nim wniosek, należy uwzględniać jurysdykcję terytorialną konsulatów. Oznacza to, że dokumenty należy składać zgodnie z miejscem zamieszkania i zameldowania.

Znadniemna.pl za Visa.vfsglobal.com, fot.: shoppingpl.com

W obwodzie grodzieńskim posiadacze Karty Polaka powyżej 55. roku życia mogą ubiegać się o wizę bez wcześniejszego umawiania się na wizytę. O zmianach informuje oficjalny przedstawiciel Centrów Wizowych VFS Global. Od 1 września 2025 roku mieszkańcy obwodu grodzieńskiego posiadający Kartę Polaka i ukończyli 55 lat mogą ubiegać

Z kalwińskiego dworu na katolicką ambonę, z pola bitwy pod Kesselsdorf do pałaców Petersburga — życie urodzonego 294 lata temu arcybiskupa Stanisława Bohusza-Siestrzeńcewicza to opowieść o duchowej przemianie, politycznej zręczności i intelektualnej pasji.

Jako pierwszy arcybiskup mohylewski nasz dzisiejszy bohater stworzył fundamenty Kościoła Katolickiego w Imperium Rosyjskim, balansując między lojalnością wobec caratu a troską o wiernych. Kim był duchowny, który zyskał zaufanie Katarzyny II, a jednocześnie budził kontrowersje wśród polskich elit?

Od kalwinisty do katolickiego hierarchy

Stanisław Jan Bohusz-Siestrzeńcewicz urodził się 3 września 1731 roku w Zańkach (rejon świsłocki, obwodu grodzieńskiego na terenie dzisiejszej Białorusi), w rodzinie kalwińskiej, jako syn Jana, starosty starodubowskiego (Starodub – miasto w Rosji, niedaleko Smoleńska) i Kornelii z Odyńców. Jego droga duchowa była pełna zwrotów — od protestanckiego wychowania, przez studia teologiczne w Berlinie i Królewcu, aż po konwersję na katolicyzm. W liście do przyjaciela pisał: „Nie z przymusu, lecz z głębokiego przekonania przyjąłem wiarę rzymską — bo tylko ona daje mi pokój sumienia i jasność prawdy.”

Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1763 roku szybko awansował w hierarchii kościelnej. Jego erudycja i dyplomatyczne zdolności zwróciły uwagę władz rosyjskich. Katarzyna II miała o nim powiedzieć:

„To duchowny, który zna granice wiary i rozumu — i nie przekracza żadnej z nich bez potrzeby.”

Jego nominacja na biskupa tytularnego Mallus i koadiutora wileńskiego była początkiem nowej epoki dla Kościoła Katolickiego w Rosji. Współczesny mu duchowny, ks. Franciszek Naruszewicz, zanotował: „Siestrzeńcewicz to człowiek, który potrafi mówić językiem filozofa, a słuchać jak spowiednik.”

Arcybiskup imperium i reformator Kościoła

W 1783 roku został mianowany pierwszym arcybiskupem mohylewskim — najwyższym zwierzchnikiem katolików w Imperium Rosyjskim. Jego działalność administracyjna była energiczna i podporządkowana interesom państwa. W jednym z listów do Świętej Kongregacji pisał: „Kościół w Rosji nie może być twierdzą oporu, lecz latarnią rozsądku i zgody.”

Jego lojalność wobec caratu budziła kontrowersje. Polski historyk Joachim Lelewel oceniał go surowo:

„Zbyt blisko tronu, zbyt daleko od ołtarza — tak można by streścić jego misję.”

Z kolei rosyjski minister spraw duchownych, Aleksander Bezborodko, chwalił go za pragmatyzm: „Arcybiskup Mohylewski nie modli się o cud — on go organizuje.”

Siestrzeńcewicz był też przeciwnikiem obrządku unickiego, co wywołało napięte relacje z duchowieństwem greckokatolickim. W kazaniu wygłoszonym w Petersburgu mówił: „Jedność Kościoła nie polega na mnogości rytów, lecz na zgodności serc i rozumu.”

Literat, tłumacz, człowiek epoki

Poza działalnością duszpasterską był aktywnym pisarzem i tłumaczem. Jego „Historia Taurycka” oraz poezje i dramaty były czytane zarówno w Wilnie, jak i Petersburgu. W przedmowie do jednego z tomów pisał:

„Niech moje słowa będą jak most — między Wschodem a Zachodem, między uczonym a prostym człowiekiem.”

Członek Akademii Rosyjskiej, Mikołaj Karamzin, tak oceniał jego styl: „Siestrzeńcewicz pisze jak duchowny, który zna duszę — ale też jak filozof, który zna świat.”

Zmarł arcybiskup Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz 13 grudnia 1826 roku w Petersburgu. Wspomnienie pośmiertne o nim w „Kurierze Petersburskim” głosiło:

„Odszedł człowiek, który nie bał się myśleć w Kościele i nie bał się wierzyć w państwie.”

Opr. Adolf Gorzkowski, na portrecie: abp Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz, źródło: Wikipedia

Z kalwińskiego dworu na katolicką ambonę, z pola bitwy pod Kesselsdorf do pałaców Petersburga — życie urodzonego 294 lata temu arcybiskupa Stanisława Bohusza-Siestrzeńcewicza to opowieść o duchowej przemianie, politycznej zręczności i intelektualnej pasji. Jako pierwszy arcybiskup mohylewski nasz dzisiejszy bohater stworzył fundamenty Kościoła Katolickiego w Imperium

Prezydent Karol Nawrocki w środę w Białym Domu spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. W związku z tą wizytą polscy i białoruscy dziennikarze wystosowali list do Karola Nawrockiego, w którym zaapelowali, by upomniał się u Donalda Trumpa o los więźniów politycznych na Białorusi – więzionego od 4 lat Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i jednego z liderów polskiej mniejszości na Białorusi, oraz 11 pracowników telewizji Biełsat.

W czerwcu reżim Łukaszenki na wniosek USA uwolnił 14 więźniów politycznych, wśród których znajdowało się 3 obywateli Polski, o których zwolnienie zabiegały władze Rzeczypospolitej.

Wcześniej podobna sytuacja miała miejsce 7 maja bieżącego roku. Wówczas ułaskawiono 42 więźniów politycznych.

Publikujemy treść listu skierowanego do prezydenta RP w całości (za portalem pl.belsat.eu):

„My, niżej podpisani dziennikarze z Polski i Białorusi, zwracamy się do Pana z apelem, który uważamy za nasz moralny obowiązek. Prosimy, aby w czasie nadchodzącej rozmowy z Prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem upomniał się Pan o uwolnienie Andrzeja Poczobuta oraz jedenastu dziennikarzy telewizji Biełsat, wciąż więzionych przez reżim Alaksandra Łukaszenki.

Andrzej Poczobut – dziennikarz, działacz Związku Polaków na Białorusi, człowiek ogromnej odwagi i prawości – jest symbolem walki o wolność słowa i prawa mniejszości polskiej w naszym regionie. To również gorący patriota, oddany Polsce i swojej małej ojczyźnie – Grodzieńszczyźnie. Władze w Mińsku zamknęły go w więzieniu za to, że mówił i pisał prawdę o skomplikowanej historii polskich kresów i regionu. Oskarżono go o wzniecanie waśni narodowościowych i ekstremizm, choć zajmował się historią i pisał m.in. o losach Armii Krajowej na Grodzieńszczyźnie i o sowieckiej agresji na Polskę w 1939 r. Podobny los dotknął jedenastu naszych koleżanek i kolegów z Biełsatu, którzy za swoją uczciwą pracę dziennikarską zostali osadzeni w białoruskich więzieniach.

Biełsat, 18 lat temu założony właśnie w Polsce, od początku swojego istnienia był głosem prawdy, wolności i godności dla milionów Białorusinów, pozbawionych dostępu do niezależnych mediów w swoim kraju. Nasi uwięzieni współpracownicy nie dopuścili się żadnego przestępstwa – dokumentowali represje, pokazywali pokojowe protesty, oddawali głos tym, których władza próbowała uciszyć. Za kamerą, mikrofonem czy komputerem wykonywali tę samą pracę, którą wykonują dziennikarze na całym świecie: rzetelnie informowali. Ich jedyną „winą” było to, że nie poddali się cenzurze i kłamstwom propagandy.

Wielu z nich spędza długie miesiące w izolacji, w trudnych warunkach, bez możliwości kontaktu z rodzinami. Są pozbawieni prawa do obrony, dostępu do lekarzy i wsparcia bliskich. Każdy kolejny dzień w więzieniu to dla nich cierpienie, ale także dramat ich rodzin i środowiska dziennikarskiego.

Sytuacja ta jest nie tylko dramatem osobistym i rodzinnym uwięzionych, lecz także ciosem w fundamenty demokracji, które Polska – jako sąsiad i przyjaciel wolnej Białorusi – ma moralny obowiązek wspierać. Wspólny głos Polski i Stanów Zjednoczonych w tej sprawie mógłby stać się ważnym gestem solidarności i wsparcia, tak potrzebnym dziś białoruskiemu społeczeństwu obywatelskiemu.

Szanowny Panie Prezydencie, wierzymy, że podejmie Pan ten temat z należytą mocą i determinacją. Wierzymy również, że głos Polski – kraju, który sam tak dobrze zna cenę wolności – zabrzmi głośno i jednoznacznie w obronie uwięzionych dziennikarzy”.

List podpisali: Alina Kouszyk, redaktorka naczelna Belsat TV, Michał Kacewicz, redaktor naczelny portalu Belsat.pl, Arleta Bojke, dziennikarka Kanału Zero, Jacek Karnowski, redaktor naczelny telewizji wPolsce24, Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”, Agnieszka Romaszewska, była dyrektorka Belsat TV, Siarhei Pulsza, redaktor naczelny „Nowego czasu”, Wiktar Marczuk, redaktor naczelny portalu BGmedia, Piotr Pogorzelski, wicedyrektor Polskiego Radia dla Zagranicy, Joanna Pinkwart, dziennikarka Kanału Zero, Fiodar Pauluczenka, redaktor naczelny Reform.news, Agnieszka Lichnerowicz, dziennikarka TOK FM, Alaksandr Jaraszewicz, współzałożyciel Buro Media, Nastazja Rouda, dyrektorka portalu Nasza Niwa, Maria Stepan, dziennikarka Kanału Zero, Stanisłau Iwaszkiewicz, założyciel Belarusian Investigative Center.

 Znadniemna.pl za Wilno.tvp.pl/Belsat.eu, fot.: facebook.com

Prezydent Karol Nawrocki w środę w Białym Domu spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. W związku z tą wizytą polscy i białoruscy dziennikarze wystosowali list do Karola Nawrockiego, w którym zaapelowali, by upomniał się u Donalda Trumpa o los więźniów politycznych na Białorusi – więzionego

Wprowadzone w ostatnich miesiącach zmiany w polskim prawie migracyjnym wywołały falę krytyki ze strony organizacji pozarządowych i ekspertów. Szczególnie dotknięci są migranci z Białorusi, którzy napotykają nowe bariery w legalizacji pobytu i uzyskaniu obywatelstwa.

Od 30 lipca 2025 r. urzędy wojewódzkie odmawiają przyjmowania dokumentów z Białorusi bez apostille wydanego przez tamtejsze MSZ. Dotyczy to m.in. aktów urodzenia, małżeństwa czy dyplomów. Jak zauważa Helsińska Fundacja Praw Człowieka:

„Wymóg apostille na dokumentach z Białorusi jest nieproporcjonalny i w praktyce uniemożliwia wielu osobom legalizację pobytu. Często nie mogą wrócić do kraju po pieczęć, bo grozi im represja” — mówi Anna Dąbrowska, ekspertka ds. migracji z HFPC.

Rząd zapowiedział również wydłużenie okresu pobytu wymaganego do uzyskania obywatelstwa z 3 do 10 lat. Dodatkowo, wprowadzono test z wiedzy o polskiej kulturze i normach społecznych jako nowy warunek formalny.

Znadniemna.pl na podstawie Dudkowiak.pl/Interwencjaprawna.pl, na zdjęciu: paszport obywatela Białorusi, fot.: tut.by

Wprowadzone w ostatnich miesiącach zmiany w polskim prawie migracyjnym wywołały falę krytyki ze strony organizacji pozarządowych i ekspertów. Szczególnie dotknięci są migranci z Białorusi, którzy napotykają nowe bariery w legalizacji pobytu i uzyskaniu obywatelstwa. Od 30 lipca 2025 r. urzędy wojewódzkie odmawiają przyjmowania dokumentów z Białorusi

Władze Białorusi wzmacniają ideologiczną indoktrynację młodego pokolenia Białorusinów w duchu sowieckim. Zgodnie z najnowszym dokumentem Ministerstwa Edukacji, rok szkolny 2025/2026 ma być poświęcony „pracy socjalno-edukacyjnej i ideologicznej”, której celem jest zaszczepienie patriotyzmu, lojalności wobec państwa i przywiązania do symboliki ZSRR.

Wśród zaleceń znalazły się obowiązkowe apele z podnoszeniem flagi państwowej, śpiewanie hymnu, pisanie listów do przyszłych pokoleń pionierów i komsomolców, a także celebracja kontrowersyjnych rocznic, takich jak 17 września – dzień sowieckiej agresji na Polskę – obchodzony jako „Dzień Jedności Narodowej”.

Szczególną uwagę poświęcono „edukacji patriotycznej”, w tym lekcjom poświęconym rzekomemu „ludobójstwu narodu białoruskiego” podczas II wojny światowej. Narracja ta opiera się na materiałach Prokuratury Generalnej, które za „faszystów” uznają m.in. Armię Krajową i antykomunistyczną partyzantkę. To właśnie za „gloryfikację” tych formacji na osiem lat kolonii karnej został skazany nasz kolega – dziennikarz Andrzej Poczobut.

Szkoły organizują wystawy poświęcone Komsomołowi, a uczniowie mają badać „nierozerwalne więzi komunistów, komsomolców i pionierów”. Władze promują obraz Białorusi jako państwa samowystarczalnego, w którym nie brakuje podstawowych produktów, a nawet czekolady „Prezydent Exclusive”.

Wprowadzane są także środki kontroli – uczniowie mają obowiązek oddawania smartfonów na początku dnia, a w szkołach instalowane są kamery, nawet w toaletach. Choć niektóre placówki zrezygnowały z tego pomysłu po protestach rodziców, trend pozostaje niepokojący.

Historycy i eksperci wskazują, że ideologizacja młodzieży opiera się na martwych rytuałach, które nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości. Młodzież traktuje je z dystansem, a niektórzy uczniowie planują przynieść do szkoły stare aparaty telefoniczne, jako formę protestu przeciwko odbieraniu smartfonów.

Znadniemna.pl na podstawie Belsat.eu, na zdjęciu: Wystawa „To młodość Twoja i moja. Komsomoł” z okazji 105. rocznicy założenia Wszechrosyjskiego Leninowskiego Komunistycznego Związku Młodzieży (Komsomołu) w szkole nr 22 w Mińsku. 13 października 2023 r. Fot.: Minsknews.by

Władze Białorusi wzmacniają ideologiczną indoktrynację młodego pokolenia Białorusinów w duchu sowieckim. Zgodnie z najnowszym dokumentem Ministerstwa Edukacji, rok szkolny 2025/2026 ma być poświęcony „pracy socjalno-edukacyjnej i ideologicznej”, której celem jest zaszczepienie patriotyzmu, lojalności wobec państwa i przywiązania do symboliki ZSRR. Wśród zaleceń znalazły się obowiązkowe apele

Dziś, w 211. rocznicę śmierci Jeana Emmanuela Giliberta — francuskiego lekarza, botanika i pioniera oświecenia na ziemiach Rzeczypospolitej — przypominamy jego niezwykły grodzieński epizod. To właśnie tu, na kresach dawnej Litwy, Gilibert zasiał ziarna nowoczesnej nauki, tworząc pierwszą akademię medyczną i ogród botaniczny, które na długo odmieniły oblicze regionu.

Zaproszenie od króla i podróż w nieznane

W drugiej połowie XVIII wieku Grodno stało się sceną niezwykłego eksperymentu naukowego i edukacyjnego. Jean Emmanuel Gilibert, francuski lekarz i przyrodnik, przybył tu na zaproszenie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który marzył o stworzeniu nowoczesnej szkoły medycznej i ogrodu botanicznego. Gilibert, znany już w Europie ze swoich badań botanicznych, przyjął propozycję z entuzjazmem, widząc w niej szansę na realizację swoich naukowych ambicji.

W liście do króla pisał:

„Niech Wasza Królewska Mość pozwoli mi służyć nauce i krajowi, który pragnie rozumu bardziej niż wojny.”

To zdanie oddaje ducha oświecenia, który Gilibert wniósł na ziemie litewskie. Jego przybycie do Grodna w październiku 1775 roku było początkiem jednego z najważniejszych etapów jego życia — pełnego pracy, odkryć i głębokiego zaangażowania w rozwój nauki.

Akademia Medyczna i narodziny ogrodu botanicznego

W Grodnie Gilibert założył Akademię Medyczną, która szybko stała się centrum edukacji medycznej w regionie. Jej program nauczania opierał się na najnowszych osiągnięciach europejskiej medycyny i przyrodoznawstwa. Gilibert nie tylko wykładał historię naturalną, ale także praktykował jako lekarz, zyskując uznanie wśród lokalnej społeczności.

W swoim dziele Flora Lithuanica pisał:

„Rośliny są jak litery alfabetu natury — kto je zna, ten czyta w księdze stworzenia.”

Równolegle z działalnością akademicką stworzył ogród botaniczny, który zgromadził ponad 2000 gatunków roślin z różnych zakątków świata. Ogród był nie tylko miejscem badań, ale też przestrzenią, w której mieszkańcy Grodna mogli zetknąć się z nauką w praktyce.

Przyjaźń z królem i życie rodzinne

Relacja Giliberta z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim była wyjątkowa. Monarcha, zafascynowany ideami oświecenia, wspierał uczonego nie tylko finansowo, ale i duchowo. W jednym z listów do Giliberta pisał:

„Pańska wiedza jest światłem, którego blasku potrzebuje nasza Rzeczpospolita.”

Ich przyjaźń była tak bliska, że król został ojcem chrzestnym syna Giliberta, urodzonego w Grodnie w 1780 roku.

Gilibert założył rodzinę i prowadził życie społeczne, angażując się w lokalne inicjatywy. W swoich zapiskach wyrażał sympatię do miejscowych mieszkańców:

„Lud tutejszy jest prosty, lecz pełen godności; ich serca są jak gleba — żyzne, jeśli tylko zasieje się w nich wiedzę.”

Dziedzictwo i wpływ na naukę

Grodzieński okres życia Giliberta trwał osiem lat, ale jego wpływ na rozwój nauki w regionie był długotrwały. Akademia Medyczna, którą stworzył, stała się wzorem dla późniejszych instytucji edukacyjnych, a ogród botaniczny — źródłem inspiracji dla kolejnych pokoleń przyrodników.

W jednym z późniejszych listów do uczniów Francuz, który stał się jednym z najbardziej znanych i zasłużonych grodnian w dziejach, pisał:

„Niech nauka będzie waszym kompasem, a przyroda — mapą. W Grodnie nauczyłem się, że nawet na krańcach Europy można budować Ateny rozumu.”

Po opuszczeniu Grodna kontynuował działalność naukową w Wilnie, a później wrócił do Francji. Jednak to właśnie lata spędzone na kresach Rzeczypospolitej były dla niego okresem największej aktywności i twórczości.

Opr. Emilia Kuklewska, na zdjęciu: pomnik Jeana Emmanuela Giliberta w Grodnie, fot.: Wikipedia

Dziś, w 211. rocznicę śmierci Jeana Emmanuela Giliberta — francuskiego lekarza, botanika i pioniera oświecenia na ziemiach Rzeczypospolitej — przypominamy jego niezwykły grodzieński epizod. To właśnie tu, na kresach dawnej Litwy, Gilibert zasiał ziarna nowoczesnej nauki, tworząc pierwszą akademię medyczną i ogród botaniczny, które na

Podczas II Rajdu Ponary–Katyń, polscy motocykliści ze Stowarzyszenia „Kocham Polskę” zostali zatrzymani przez rosyjską policję w obwodzie twerskim po modlitwie przy cmentarzu w Miednoje i objęci pięcioletnim zakazem wjazdu do Federacji Rosyjskiej. Mimo represji, rajdowcy kontynuowali swoją misję pamięci, udając się na Białoruś, gdzie w Kuropatach – miejscu masowych egzekucji ofiar sowieckiego terroru – oddali hołd ofiarom sowieckiego terroru, zapalając znicze i modląc się w ciszy lasu.

Celem wyprawy na Wschód było uczczenie pamięci ofiar niemieckich i sowieckich zbrodni – od Ponar przez Kuropaty po Katyń i Miednoje. Trasa liczyła ponad 3 500 kilometrów i prowadziła przez Litwę, Białoruś oraz Rosję. Rajd miał charakter patriotyczny, edukacyjny i duchowy – uczestnicy brali udział w Mszach Świętych, modlitwach i uroczystościach przy polskich miejscach pamięci. Odwiedzili m.in. Ponary – miejsce masowych egzekucji Polaków i Żydów, Miednoje – cmentarz polskich oficerów zamordowanych przez NKWD, Katyń – symbol sowieckiej zbrodni na polskich oficerach, oraz Kuropaty – miejsce kaźni tysięcy niewinnych ofiar stalinowskiego reżimu.

Dekoracja ołtarza polowego na cmentarzu w Miednoje, fot.: facebook.com

Podczas wizyty w Miednoje doszło do dramatycznego incydentu. Po uroczystej Mszy Świętej i modlitwie na Polskim Cmentarzu Wojennym, rosyjska policja w obwodzie twerskim wylegitymowała wszystkich uczestników rajdu. Oficjalnym powodem tego działania było rzekome naruszenie przepisów, dotyczących wjazdu i pobytu na terytorium Federacji Rosyjskiej. Władze rosyjskie oskarżyły rajdowców o brak konsultacji z lokalnymi urzędami, a rosyjska propaganda posunęła się do absurdalnych oskarżeń o prowokację. W efekcie wszystkim 39-ciu uczestnikom wyprawy zakazano wjazdu do Rosji na okres pięciu lat.

Uczestnicy rajdu na cmentarzu w Katyniu, fot.: facebook.com

Pomimo tej niesprawiedliwej decyzji, rajdowcy nie przerwali swojej misji. Po wydaleniu z Rosji udali się na Białoruś, gdzie w Kuropatach – miejscu masowych egzekucji przeprowadzanych przez NKWD – oddali hołd ofiarom sowieckiego terroru. To właśnie tam, w ciszy lasu,  polscy motocykliści złożyli wieńce, zapalili znicze i pomodlili się za tych, którzy zginęli bez grobu i bez sprawiedliwości. Ten gest był nie tylko wyrazem pamięci, ale też cichym protestem wobec prób wymazywania historii, podejmowanych przez władze Rosji i współpracującej z nią Białorusi.

Wiązanka kwiatów złożona przez rajdowców na cmentarzu w Kuropatach, fot.: facebook.com

Krzyż Straży Mogił Polskich na cmentarzu w Kuropatach, fot.: facebook.com

Strona polska wyraziła oburzenie wobec działań rosyjskich służb, podkreślając pokojowy i patriotyczny charakter rajdu. Organizatorzy zaznaczyli, że ich celem była wyłącznie pamięć o ofiarach, a nie prowokacja polityczna. Mimo trudności, rajd zakończył się sukcesem – uczestnicy wrócili do kraju z poczuciem spełnionej misji.

„Chcieliśmy pokazać, że Polacy pamiętają. I choć spotkała nas niesprawiedliwość, nie przestaniemy jeździć tam, gdzie leżą nasi bohaterowie” – powiedział jeden z uczestników wyprawy, cytowany przez portal Belsat.eu.

Znadniemna.pl na podstawie Stowarzyszenie „Kocham Polskę”/Mototour.pl/ Belsat.eu/Nashaniva.com

 

Podczas II Rajdu Ponary–Katyń, polscy motocykliści ze Stowarzyszenia „Kocham Polskę” zostali zatrzymani przez rosyjską policję w obwodzie twerskim po modlitwie przy cmentarzu w Miednoje i objęci pięcioletnim zakazem wjazdu do Federacji Rosyjskiej. Mimo represji, rajdowcy kontynuowali swoją misję pamięci, udając się na Białoruś, gdzie w

190 lat po śmierci Ludwika Michała Paca — generała Napoleona, wizjonera rolnictwa i niepokornego patrioty — jego życie wciąż inspiruje i zaskakuje. Od salonów Paryża po pola Dowspudy, od bitew w Hiszpanii po sejmowe protesty w Warszawie, Pac był postacią, która łączyła romantyzm z pragmatyzmem, tradycję z nowoczesnością. W rocznicę jego odejścia przypominamy sylwetkę człowieka, który nie tylko marzył o wolnej Polsce, ale próbował ją budować — cegła po cegle, hektar po hektarze, idea po idei.

Arystokrata z wizją

Urodzony 19 maja 1778 roku w Strasburgu, Ludwik Michał Pac był potomkiem jednej z najznamienitszych rodzin magnackich Rzeczypospolitej i Wielkiego Księstwa Litewskiego — Paców herbu Gozdawa. Jego ojciec, Michał Pac, był znanym politykiem, a matka, Ludwika z Tyzenhauzów, pochodziła z wpływowego litewskiego rodu. Już od najmłodszych lat Ludwik był przygotowywany do życia w służbie publicznej i wojskowej, pobierając nauki we Francji, Anglii oraz na Uniwersytecie Wileńskim.

Po rozwodzie rodziców opiekę nad młodym Ludwikiem przejął wuj Ignacy Tyzenhauz, który zaszczepił w nim zainteresowanie rolnictwem i nowoczesnym zarządzaniem majątkiem. W 1797 roku Ludwik odziedziczył pokaźny spadek po krewnym, generale Józefie Pacu, który obejmował m.in.: dobra Dowspuda, Raczki i Mazurki na Suwalszczyźnie. To właśnie tam, w przyszłości, miał zrealizować swoje śmiałe wizje gospodarcze.

Zanim jednak oddał się rolniczym eksperymentom, Pac wyruszył w podróż po Europie, odwiedzając Paryż, Londyn, Szkocję i Irlandię. Interesował się tamtejszymi technikami uprawy i organizacją gospodarstw. Ta wiedza miała okazać się bezcenna, gdy wrócił do Polski i rozpoczął modernizację swoich majątków.

Ciekawostka: Pac był jednym z pierwszych polskich arystokratów, którzy studiowali rolnictwo nie jako obowiązek ziemianina, lecz jako naukę. Podczas podróży po Anglii i Szkocji odwiedzał farmy, analizował metody uprawy i hodowli, a nawet prowadził notatki techniczne.

„Nie wystarczy mieć ziemię — trzeba ją rozumieć. W Anglii chłop wie, co sieje i po co. U nas sieje, bo tak robił ojciec.” — pisał Ludwik Michał Pac w liście do Ignacego Tyzenhauza w 1805 roku.

Bohater bitew i dyplomata

Kariera wojskowa Ludwika Michała Paca rozpoczęła się w 1808 roku, kiedy wstąpił do pułku lekkokonnych gwardii cesarskiej w Paryżu. Szybko awansował na szefa szwadronu i ruszył na kampanię hiszpańską, gdzie został ranny pod Medina del Rio Seco. Za odwagę otrzymał Legię Honorową, co było początkiem jego błyskotliwej kariery w armii napoleońskiej.

W kolejnych latach Pac brał udział w najważniejszych kampaniach epoki: walczył pod Wagram, Borodino, Smoleńskiem, Lipskiem i Laon. W 1812 roku został adiutantem Napoleona i awansował na generała brygady, a dwa lata później — na generała dywizji. Choć często pełnił funkcje sztabowe, jego oddziały odznaczały się walecznością, zwłaszcza pod Berry-au-Bac i Craonne.

Po upadku Napoleona Pac wrócił do Anglii, gdzie znów oddał się obserwacji nowoczesnych gospodarstw. W 1815 roku, po ogłoszeniu amnestii, wrócił do Królestwa Polskiego. Jego wojenne doświadczenia i europejskie kontakty uczyniły go nie tylko bohaterem, ale też wpływowym politykiem i reformatorem.

Ciekawostka: Pac był jednym z nielicznych Polaków, którzy otrzymali tytuł Hrabiego Cesarstwa od Napoleona. W Paryżu bywał na salonach, znał osobiście Talleyranda i Murata, a jego portret namalował sam François Gérard — nadworny malarz cesarza.

„Walczyłem nie dla chwały Francji, lecz dla przyszłości Polski. Każdy krok Napoleona był dla mnie nadzieją, że wrócimy do mapy” — pisał Ludwik Michał Pac we wspomnieniach z kampanii lipskiej w 1813 roku.

Wizjoner rolnictwa

Po powrocie do Polski Ludwik Michał Pac przystąpił do rewolucyjnej modernizacji swoich majątków. W Dowspudzie stworzył coś na kształt eksperymentalnego ośrodka rolniczego, sprowadzając z Niemiec, Anglii i Szkocji rodziny farmerskie i rzemieślnicze. Osiedlili się oni w wsiach o nazwach takich jak Szkocja, Linton, New York czy Longwood — dziś brzmiących egzotycznie, ale będących świadectwem jego europejskich inspiracji.

Pac wprowadził płodozmian, popularyzował uprawę ziemniaków i hodowlę owiec oraz koni. Zrezygnował z archaicznego systemu trójpolówki, promując nowoczesne metody przechowywania plonów i organizacji pracy. Jego działania były tak nowatorskie, że Dowspuda stała się wzorem dla innych właścicieli ziemskich.

Nie poprzestał na rolnictwie — w latach 1820–1827 zbudował w Dowspudzie neogotycki pałac według projektu Henryka Marconiego. Był to jeden z najwspanialszych przykładów architektury angielskiej w Polsce, a powiedzenie „Wart Pac pałaca, a pałac Paca” przeszło do języka potocznego jako synonim przepychu i klasy.

Ciekawostka: Wsie w majątku Paca nosiły nazwy takie jak Szkocja, Linton, Longwood czy New York — co było ewenementem w ówczesnej Polsce. Pac chciał, by mieszkańcy czuli się częścią nowoczesnego świata, nie tylko poddanymi.

„Niech chłop wie, że jego praca ma wartość. Niech widzi, że świat nie kończy się na miedzy.” — przemawiał Ludwik Michał Pac do osadników w Dowspudzie w 1821 roku.

Polityk i patriota

Pac nie uczestniczył w koronacji cara Mikołaja I na króla Polski w 1829 roku, co zostało odebrane jako akt cichego protestu. Car wysłał w odwecie swego syna do Dowspudy — demonstracyjna wizyta miała pokazać, kto tu naprawdę rządzi.

Ludwik Michał Pac nie pozostał bierny wobec zaborcy podczas powstania listopadowego. W 1831 roku został senatorem-wojewodą i członkiem Rządu Tymczasowego Królestwa Polskiego. Jego doświadczenie wojskowe i polityczne okazało się nieocenione, choć powstanie zakończyło się klęską. Po jego upadku Pac udał się na emigrację, najpierw do Francji, a potem do Turcji.

Zmarł w Smyrnie (obecnie – Izmir) w Turcji 31 sierpnia 1835 roku.

Pochowany został na dziedzińcu klasztoru Św. Polikarpa; gdzie wystawiono mu marmurowy pomnik z profilem dłuta Władysława Oleszczyńskiego. Oryginalny napis na nagrobku Michała Ludwika Paca:

„D.O.M.
Ludwik Miachał hrabia Pac,
ostatni potomek starożytnej rodziny litewskiej,
pan na Dowspudzie, Różance i innych dobrach,
jenerał dywizyi i senator wojewoda, członek Rządu Tymczasowego,
vice-prezes Towarzystwa Rolniczego,
komandor orderu polskiego Virituti Militari, francuskiego Legii Honorowej,
kawaler orderu Św. Stanisława, krzyżów bawarskiego i maltańskiego,
urodził się w mieście francuskim Strasburgu 19 maja 1780 roku,
odbył wojny 1808, 1809, 1812, 1813-14 w Hiszpanii, Austrii, Rosyi i w Niemczech
pod Napoleonem;
w wojnie narodowej Polaków 1831 r. dowódca korpusu jej rezerwy;
mężny, gorliwy, szczodry, skromny, wojownik, ziemianin, sztuk pięknych i nauk protektor, patryota.
Ojczyźnie od młodości całe życie oddał, dla niej walczył,
krew w bitwach przelewał,
służył w radach, cierpiał wydarcie majątku, tułactwo,
tu na cudzej ziemi śmierć znalazł dnia 31 sierpnia 1835 roku.
Rodaku! Westchnij za duszę jego.
Cnoty Jego czcij, naśladuj”.

Dziś Ludwik Michał Pac jawi się jako postać z pogranicza epok — arystokrata z sercem rewolucjonisty, generał z duszą rolnika, polityk z wizją Europy otwartej i nowoczesnej. Jego biografia to nie tylko opowieść o jednostce, ale też o Polsce, która chciała być częścią wielkiego świata.

„Niech historia mnie osądzi. Ja wybrałem Polskę, nie kompromis.” — pisał Ludwik Michał Pac w 1835 roku w jednym ze swoich ostatnich listów ze Smyrny.

Opr. Walery Kowalewski/ Znadniemna.pl, portret Ludwika MichPolska Europała Paca z 1834 roku pochodzi  ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, źródło: turysta.pttk.pl

190 lat po śmierci Ludwika Michała Paca — generała Napoleona, wizjonera rolnictwa i niepokornego patrioty — jego życie wciąż inspiruje i zaskakuje. Od salonów Paryża po pola Dowspudy, od bitew w Hiszpanii po sejmowe protesty w Warszawie, Pac był postacią, która łączyła romantyzm z pragmatyzmem,

Julian Korsak, herbu „Lis” z przydomkiem Sawa vel Sawicz, to postać, która mimo swojej stosunkowo krótkiej kariery literackiej, pozostawiła trwały ślad w polskiej kulturze. Był poetą, tłumaczem i przedstawicielem romantyzmu krajowego, którego dzieła miały istotny wpływ na rozwój polskiej literatury tego okresu. Choć dziś mniej znany, Korsak był bliskim współpracownikiem najwybitniejszych postaci romantyzmu, takich jak Adam Mickiewicz czy Antoni Odyński, a jego tłumaczenia, zwłaszcza „Boskiej Komedii” Dantego, stanowią nieoceniony wkład w polską literaturę.

Wczesne lata i edukacja

Julian Korsak pochodził z rodziny nowogródzkiej, jego ojcem był Jan Korsak, a matką – Katarzyna Ordzianka. Chociaż nie ma jednoznacznych informacji dotyczących jego wczesnej edukacji, wiadomo, że Korsak kształcił się w podwydziałowej szkole pijarów w Szczuczynie. Później uczęszczał do szkoły bazylianów w Borunach, a od 1823 do 1826 roku studiował na Cesarskim Uniwersytecie Wileńskim na Wydziale Literatury i Sztuk Wyzwolonych. W Wilnie poznał wiele późniejszych wielkich postaci polskiego romantyzmu, w tym Adama Mickiewicza, Tomasza Zana, Juliusza Słowackiego oraz Ignacego i Aleksandra Chodźków. To tam zrodziły się jego pierwsze literackie fascynacje i przyjaźnie, które miały wpływ na jego późniejszą twórczość.

Pobyt w Petersburgu

Po ukończeniu studiów Korsak aktywnie uczestniczył w życiu literackim Wilna, gdzie poznał czołowych twórców epoki. W 1829 roku Korsak wyjechał do Petersburga, gdzie stał się częścią tamtejszego kręgu literackiego, uczestnicząc w spotkaniach literackich, m.in. w salonie Marii Szymanowskiej. Spotykał się z innymi wybitnymi Polakami, takimi jak Stanisław Morawski czy Józef Oleszkiewicz. Jego obecność w Petersburgu miała istotny wpływ na jego literackie dojrzewanie, a także umożliwiła mu dalszy rozwój swoich zainteresowań przekładowych.

Powrót do Nowogródczyzny

Strzała. Dwór Korsaków. Widok od strony podjazdu. Dwór parterowy z gankiem kolumnowym; z prawej strony parterowy, drewniany budynek. Rysunek Napoleona Ordy, 19 Maja 1871. Zdjęcie: Muzeum Narodowe, Kraków. III-r.a. 4417. (Teka Grodzieńska).

Po śmierci ojca w 1830 roku, Korsak powrócił na stałe do Nowogródka, osiedlając się w majątku rodzinnym Strzała, znajdującym się około 9 km od Zdzięcioła. Tam prowadził życie ziemiańskie, zarządzając majątkiem oraz pogłębiając swoją wiedzę literacką i przekładową. Ożenił się z Józefą Mackiewiczówną, z którą nie doczekał się potomstwa.

Majątek Strzała, z pięknym dworem wybudowanym przez ojca Juliana, był miejscem, w którym Korsak rozwijał swoje pasje literackie. Dwór, który w XIX wieku był parterowym, drewnianym budynkiem z charakterystycznym gontowym dachem, został później rozbudowany, a jego wizerunek utrwalony przez Napoleona Ordę. Strzała stała się literacką oazą Korsaka, gdzie poeta mógł oddać się pracy twórczej, tłumaczeniom oraz prowadzeniu gospodarstwa.

Działalność literacka

Korsak rozpoczął swoją działalność literacką już w latach studenckich. W 1823 roku debiutował w „Dzienniku Wileńskim” wierszem „Anakreontyk”, a w kolejnych latach jego utwory, zarówno oryginalne, jak i tłumaczenia, były regularnie publikowane w różnych czasopismach, m.in. w „Dzienniku Warszawskim”, „Melitele”, „Motylu” czy „Niezapominajkach”. Jego przekłady obejmowały dzieła takich autorów jak Horacy, Wergiliusz, Schiller, Byron czy Goethe.

Korsak był także autorem poematów, takich jak „Twardowski czarnoksiężnik” czy „Kamoens w szpitalu”, które wykazywały silne wpływy Byrona. Jego przekłady, jak „Melodie irlandzkie” Moora, przez długi czas były mylone z utworami Mickiewicza. Poeta z nowogródzkiej Strzały, mimo że nie cieszył się za życia dużą popularnością, pozostawił po sobie nieoceniony wkład w rozwój polskiego romantyzmu.

Tłumaczenie „Boskiej Komedii” Dantego

Największym osiągnięciem twórczym Juliana Korsaka jest jego tłumaczenie na język polski „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri, które zostało opublikowane w 1844 roku. To pierwsze pełne tłumaczenie dzieła Dantego na język polski, a jednocześnie jedno z pierwszych dużych przedsięwzięć translatorskich w romantyzmie polskim. Praca nad tym monumentalnym dziełem zajęła Korsakowi wiele lat, a samo tłumaczenie było nie tylko aktem literackim, ale również patriotycznym.

Korsak, podejmując się przetłumaczenia „Boskiej Komedii”, nie tylko wprowadził wielką włoską literaturę do Polski, ale także dostosował jej treści do polskich realiów. Poza samym tłumaczeniem, Korsak wzbogacił dzieło Dantego o własne komentarze, które miały na celu ułatwienie odbioru i zrozumienie trudnych aspektów zarówno kulturowych, jak i historycznych zawartych w oryginale.

Zmarł Julian Korsak 30 sierpnia 1855 roku w Nowogródku, dokąd udał się na leczenie.

Opr. Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

Julian Korsak, herbu „Lis” z przydomkiem Sawa vel Sawicz, to postać, która mimo swojej stosunkowo krótkiej kariery literackiej, pozostawiła trwały ślad w polskiej kulturze. Był poetą, tłumaczem i przedstawicielem romantyzmu krajowego, którego dzieła miały istotny wpływ na rozwój polskiej literatury tego okresu. Choć dziś mniej

Przejdź do treści