HomeStandard Blog Whole Post (Page 10)

Szczepan Hołowczyc, urodzony w Orszy na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, był pierwszym prymasem nowo utworzonego Królestwa Polskiego. Wykształcony w Wilnie, Rzymie i Krakowie, przez całe życie łączył gorliwą posługę kapłańską z działalnością administracyjną i polityczną. Jego droga od prowincjonalnego duchownego po najwyższego hierarchę kościelnego w państwie pod berłem cara Aleksandra I to opowieść o wierności, rozwadze i roli Kościoła w przełomowej epoce.

Korzenie na Kresach

Szczepan Hołowczyc, herbu Pierzchała, urodził się 19 sierpnia 1741 roku w Orszy – mieście położonym wówczas w granicach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a dziś należącym do Białorusi. Pochodził ze szlacheckiej rodziny o tradycjach patriotycznych i religijnych – jego rodzicami byli Bazyli i Maria Hołowczycowie. Wschodnie pogranicze, wielokulturowe i ukształtowane przez styczność katolicyzmu, prawosławia i unii, odegrało istotną rolę w jego duchowej formacji.

Hołowczyc rozpoczął naukę w seminarium jezuickim w Wilnie, a już w 1772 roku przyjął święcenia kapłańskie. Niedługo potem udał się do Rzymu, gdzie studiował prawo kanoniczne, doskonaląc swoje wykształcenie w centrum katolickiego świata. Zwiedził także Niemcy, gdzie zapoznał się z ideami reformy Kościoła i europejskim duchem racjonalizmu.

W służbie Kościoła i państwa

Po powrocie do Polski w 1776 roku, dzięki talentom administracyjnym i intelektualnym, rozpoczął współpracę z prymasem Michałem Jerzym Poniatowskim – bratem króla Stanisława Augusta. W tym czasie pełnił funkcję jego sekretarza i zyskał zaufanie w kręgach kościelnych i dworskich. W 1782 roku obronił doktorat z prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Kariera Hołowczyca w strukturach kościelnych przebiegała dynamicznie. W 1781 roku został kanonikiem kapituły katedralnej warszawskiej, a dwa lata później proboszczem we Wrocimowicach. Od 1785 roku był również kanonikiem krakowskim, a w 1789 roku został dziekanem kapituły kieleckiej. Łączył obowiązki duszpasterskie z umiejętnościami organizacyjnymi i prawniczymi.

Cechowała go rozwaga, kultura dyplomatyczna i zmysł polityczny, dzięki czemu cieszył się uznaniem zarówno w środowiskach kościelnych, jak i świeckich. W czasach upadku Rzeczypospolitej i reform Sejmu Czteroletniego nie angażował się aktywnie w politykę, ale pozostawał lojalny wobec interesów Kościoła i zachowywał niezależność sądu.

Senator i biskup w Królestwie Polskim

Po utworzeniu Królestwa Polskiego na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku, Hołowczyc został mianowany senatorem. Był to wyraz uznania dla jego dotychczasowej działalności oraz potwierdzenie roli duchowieństwa w nowej strukturze politycznej podporządkowanej Rosji.

29 marca 1819 roku papież Pius VII mianował go pierwszym biskupem nowo utworzonej diecezji sandomierskiej. Sakrę biskupią przyjął 6 czerwca 1819 roku w Warszawie, a głównym konsekratorem był biskup Adam Michał Prażmowski. Mimo krótkiego okresu pełnienia tej funkcji, Hołowczyc położył podwaliny pod rozwój diecezji.

Jeszcze w tym samym roku, 24 kwietnia 1819, został administratorem archidiecezji warszawskiej. Kilka miesięcy później – 17 grudnia – mianowano go arcybiskupem metropolitą warszawskim. Kanoniczne objęcie urzędu nastąpiło 19 grudnia. Tytuł ten wiązał się również z godnością prymasa Królestwa Polskiego, co czyniło go najwyższym dostojnikiem Kościoła katolickiego w państwie powstałym z woli cara Aleksandra I.

Prymas nowego porządku

Funkcja prymasa Królestwa Polskiego nie miała tej samej rangi, co wcześniejsze prymasy Rzeczypospolitej, ale wciąż była symbolem autorytetu duchowego i moralnego. Hołowczyc objął tę godność w trudnym momencie historii – Kościół musiał odnaleźć się w nowym, podporządkowanym Rosji porządku politycznym.

Jako arcybiskup warszawski Hołowczyc koncentrował się na porządkowaniu struktur diecezjalnych, rozwijaniu formacji kapłańskiej i obronie niezależności Kościoła wobec nacisków zaborcy. Prowadził korespondencję z Watykanem i angażował się w odbudowę życia religijnego po okresie zaborów i wojen napoleońskich.

Cechowała go rozwaga, unikanie konfliktów i umiejętność dialogu z władzą, choć nie zawsze przynosiło to oczekiwane efekty. Reprezentował stanowisko umiarkowane, szukające równowagi między lojalnością wobec państwa a wiernością zasadom Kościoła.

Szczepan Hołowczyc zmarł 27 sierpnia 1823 roku w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 5 września w archikatedrze św. Jana Chrzciciela, gdzie został pochowany. Jego odejście było znaczącą stratą dla Kościoła katolickiego w Polsce, który wciąż odbudowywał swoje struktury po długim okresie destabilizacji.

Zapamiętano go jako duchownego wykształconego, roztropnego i głęboko wierzącego, który potrafił łączyć działalność duszpasterską z umiejętną administracją. Choć nie był reformatorem ani postacią radykalną, jego praca przyczyniła się do ugruntowania pozycji Kościoła w trudnych realiach politycznych początków XIX wieku.

Dziś jest jedną z mniej znanych, ale zasłużonych postaci polskiego duchowieństwa przełomu XVIII i XIX wieku – symbolem kontynuacji, odpowiedzialności i mądrej równowagi między tradycją a adaptacją do nowych czasów.

Opr. Waleria Brażuk/Znadniemna.pl/Na zdjęciu: Portret Szczepana Hołowczyca autorstwa Antoniego Brodowskiego/wikipedia.org

Szczepan Hołowczyc, urodzony w Orszy na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, był pierwszym prymasem nowo utworzonego Królestwa Polskiego. Wykształcony w Wilnie, Rzymie i Krakowie, przez całe życie łączył gorliwą posługę kapłańską z działalnością administracyjną i polityczną. Jego droga od prowincjonalnego duchownego po najwyższego hierarchę kościelnego w

Z sanktuarium Matki Bożej Królowej Jezior w Brasławiu zniknęła polska tablica pamiątkowa, która od 2009 roku upamiętniała wkład Polaków w historię regionu. Decyzja o jej usunięciu wywołała oburzenie wśród wiernych i środowisk polonijnych.

Tablica, ufundowana przez pielgrzymów z Warszawy zrzeszonych w Krajowym Stowarzyszeniu Brasławian, zawierała inskrypcję w języku polskim i białoruskim:

Pamięci Polaków, którzy poświęcili ziemi brasławskiej i Rzeczypospolitej swoją pracę, walkę i życie”.

Choć treść miała charakter wyłącznie historyczny i nie zawierała odniesień politycznych, jej usunięcie wpisuje się w szerszy kontekst działań władz białoruskich, zmierzających do ograniczenia obecności polskich symboli i narracji w przestrzeni publicznej. W ostatnich latach zniknęły m.in. pomniki poświęcone Armii Krajowej, Bitwie Warszawskiej czy Józefowi Piłsudskiemu.

Nie podano oficjalnego powodu usunięcia tablicy. Wierni podejrzewają, że mogła to być decyzja lokalnych władz lub efekt nacisków politycznych. Parafia nie skomentowała sprawy.

 Znadniemna.pl na podstawie PCH24.pl/eKAI.pl

 

Z sanktuarium Matki Bożej Królowej Jezior w Brasławiu zniknęła polska tablica pamiątkowa, która od 2009 roku upamiętniała wkład Polaków w historię regionu. Decyzja o jej usunięciu wywołała oburzenie wśród wiernych i środowisk polonijnych. Tablica, ufundowana przez pielgrzymów z Warszawy zrzeszonych w Krajowym Stowarzyszeniu Brasławian, zawierała inskrypcję

Pochodząca z Białorusi lekkoatletka Kryscina Cimanouska sięgnęła po swój pierwszy tytuł mistrzyni Polski, triumfując w biegu na 100 metrów podczas 101. Mistrzostw Polski, organizowanych przez Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA). Reprezentantka Polski uzyskała czas 11.38 sekundy, który okazał się najlepszym wynikiem sezonu i dał jej zasłużone złoto.

W emocjonującym finale Cimanouska wyprzedziła Magdalenę Niemczyk (11.44) oraz Aleksandrę Piotrowską (11.47). Nieobecność niekwestionowanej liderki tej dyscypliny lekkoatletycznej – Ewy Swobody, która zmaga się z kontuzją – otworzyła drogę do zwycięstwa jednej z rywalek najlepszej polskiej sprinterki, ale tnie tylko to, lecz także forma i determinacja Cimanouskiej przesądziły o tym, że to właśnie ona odniosła sukces.

„Od razu pomyślałam, że to jest dla mnie szansa na złoty medal” — powiedziała po biegu zawodniczka, która od 2023 roku reprezentuje Polskę na zawodach międzynarodowych.

Dla Cimanouskiej to nie tylko sportowy triumf, ale także symboliczny moment w karierze, która po dramatycznych wydarzeniach z Igrzysk Olimpijskich w Tokio nabrała nowego kierunku. Teraz lekkoatletka z dumą reprezentuje biało-czerwone barwy i myśli już o kolejnych wyzwaniach — w tym o mistrzostwach świata w Tokio, gdzie planuje wystartować na dystansie 200 metrów oraz w sztafecie.

Kryscina Cimanouska urodziła się w 1996 roku w Klimowiczach na Białorusi. Od młodych lat specjalizowała się w sprintach, zdobywając m.in. srebrny medal na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w Bydgoszczy w 2017 roku oraz złoto na Uniwersjadzie w Neapolu w 2019 roku w biegu na 200 metrów.

Jej kariera nabrała dramatycznego wymiaru podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2021 roku, kiedy to po publicznej krytyce decyzji białoruskich władz została odsunięta od startów i zmuszona do opuszczenia reprezentacji. Dzięki szybkiej reakcji polskiej ambasady otrzymała wizę humanitarną i schronienie w Polsce.

W 2023 roku, po skróceniu okresu karencji przez World Athletics, Cimanouska oficjalnie zaczęła reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. Od tego czasu zdobywała medale na halowych mistrzostwach kraju i przygotowywała się do startów w mistrzostwach świata.

 Znadniemna.pl na podstawie Sport.fakt.pl/Biegowe.pl, fot.: Paweł Skraba/Biegowe.pl

 

Pochodząca z Białorusi lekkoatletka Kryscina Cimanouska sięgnęła po swój pierwszy tytuł mistrzyni Polski, triumfując w biegu na 100 metrów podczas 101. Mistrzostw Polski, organizowanych przez Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA). Reprezentantka Polski uzyskała czas 11.38 sekundy, który okazał się najlepszym wynikiem sezonu i dał jej

22 sierpnia 2025 roku, w 81. rocznicę śmierci ppłk. Macieja Kalenkiewicza ps. „Kotwicz”, jednego z najwybitniejszych Cichociemnych i dowódców Armii Krajowej, jego córka Maria Wołągiewicz dokonała symbolicznego aktu pamięci, przekazując rodzinne archiwum ojca do Archiwum Akt Nowych.

Uroczystość odbyła się w Sali Tradycji Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, z udziałem przedstawicieli wojska, środowisk kombatanckich oraz instytucji historycznych. Wśród przekazanych materiałów znalazły się m.in.: pamiętnik prowadzony przez „Kotwicza” w latach 1939–1941, fotografie, dokumenty wojskowe, list gończy wystawiony przez Niemców, a także osobiste notatki i korespondencja.

„To dla mnie moment głęboko poruszający. Przekazuję nie tylko dokumenty, ale część serca mojej rodziny” — powiedziała nie kryjąca wzruszenia Maria Wołągiewicz.

Dyrektor Archiwum Akt Nowych, dr Mariusz Olczak, podkreślił wartość historyczną zbioru: „To nie tylko świadectwo życia jednego człowieka, ale fragment naszej narodowej tożsamości. Dzięki takim gestom historia staje się żywa.”

Maciej Kalenkiewicz, poległy 21 sierpnia 1944 r. w bitwie pod Surkontami, pozostaje symbolem niezłomności i odwagi. Dzisiejsze wydarzenie to nie tylko hołd dla jego pamięci, ale także przypomnienie o znaczeniu rodzinnych archiwów w budowaniu wspólnej pamięci narodowej.

Maria Wołągiewicz przypomniała, że cmentarz, na którym spoczął jej ojciec oraz inni polscy żołnierze, został zniszczony w 2022 r. przez władze białoruskie. Córka bohatera wyraziła wszakże nadzieję, że cmentarz wojenny zostanie odbudowany.

 Znadniemna.pl na podstawie Warszawa.tvp.pl, na zdjęciu Maria Wołągiewicz, córka „Kotwicza” przemawia podczas uroczystości przekazania archiwum ojca, fot.: facebook.com/archiwum.akt.nowych

22 sierpnia 2025 roku, w 81. rocznicę śmierci ppłk. Macieja Kalenkiewicza ps. „Kotwicz”, jednego z najwybitniejszych Cichociemnych i dowódców Armii Krajowej, jego córka Maria Wołągiewicz dokonała symbolicznego aktu pamięci, przekazując rodzinne archiwum ojca do Archiwum Akt Nowych. Uroczystość odbyła się w Sali Tradycji Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego,

W środowy wieczór 20 sierpnia 2025 roku, podczas trzynastego mityngu Diamentowej Ligi w Lozannie, Maria Żodzik zapisała się złotymi zgłoskami w historii polskiej lekkoatletyki. W dramatycznym konkursie skoku wzwyż, rozgrywanym w wyjątkowo trudnych warunkach pogodowych, Polka sięgnęła po zwycięstwo, pokonując światową czołówkę tej konkurencji.

Zawody odbywały się w strugach deszczu, co znacząco utrudniało rywalizację. Mimo niesprzyjającej pogody, Żodzik zachowała pełną koncentrację i pokonywała kolejne wysokości – 1.76 m, 1.81 m, 1.86 m oraz 1.91 m – każdą w pierwszym podejściu. Ten bezbłędny przebieg okazał się kluczowy w końcowej klasyfikacji.

Na wysokości 1.91 m zatrzymała się cała czołówka – żadna z zawodniczek nie zdołała pokonać 1.94 m. W efekcie Maria Żodzik, Christina Honsel oraz Nicola Olyslagers zostały sklasyfikowane ex aequo na pierwszym miejscu. Zawodniczki nie zdecydowały się na dogrywkę, co oznaczało wspólne zwycięstwo. Dzięki zdobytym punktom Żodzik awansowała na siódmą pozycję w klasyfikacji generalnej Diamentowej Ligi.

Maria Żodzik urodziła się w Baranowiczach na Białorusi, a jej dziadkowie byli Polakami. Po rozczarowującym epizodzie z białoruskim związkiem lekkoatletycznym, który uniemożliwił jej start na igrzyskach w Tokio, przeniosła się do Białegostoku, gdzie rozpoczęła nowy rozdział kariery pod skrzydłami trenera Roberta Nazarkiewicza. W marcu 2024 roku otrzymała polskie obywatelstwo i od tego momentu reprezentuje biało-czerwone barwy na arenie międzynarodowej.

W konkursie w Lozannie udział wzięły m.in. medalistki olimpijskie z Paryża – Jarosława Mahuczich, Nicola Olyslagers i Eleanor Patterson. Pokonanie tak silnej konkurencji w tak trudnych warunkach to dowód na rosnącą formę i klasę Marii Żodzik, która coraz śmielej zaznacza swoją obecność na międzynarodowej scenie lekkoatletycznej.

To był wieczór, który na długo pozostanie w pamięci kibiców – nie tylko ze względu na aurę, ale przede wszystkim dzięki niezłomnej postawie i sportowej klasie zawodniczki, która z Białorusi przez Podlasie dotarła na szczyt światowej rywalizacji.

 Znadniemna.pl na podstawie podlaskisport.pl/ TVP SPORT, ilustracja: TVP SPORT

W środowy wieczór 20 sierpnia 2025 roku, podczas trzynastego mityngu Diamentowej Ligi w Lozannie, Maria Żodzik zapisała się złotymi zgłoskami w historii polskiej lekkoatletyki. W dramatycznym konkursie skoku wzwyż, rozgrywanym w wyjątkowo trudnych warunkach pogodowych, Polka sięgnęła po zwycięstwo, pokonując światową czołówkę tej konkurencji. Zawody odbywały

Mija dokładnie 55 lat od śmierci Pawła Jasienicy — wybitnego eseisty, historyka i żołnierza Armii Krajowej, który całe życie poświęcił opowiadaniu o Polsce takiej, jaką widział sercem, a nie tylko okiem archiwisty. Jego pióro potrafiło tchnąć życie w daty i wydarzenia, a Grodno i Ziemia Grodzieńska odegrały w tej opowieści rolę szczególną — jako miejsce formacji, inspiracji i duchowego zakorzenienia.

W rocznicę odejścia wybitnego intelektualisty, przypominamy sylwetkę człowieka, który historię traktował nie jako zbiór faktów, lecz jako przestrzeń pamięci, sumienia i dialogu.

Historyk, który pisał sercem

Paweł Jasienica, czyli Leon Lech Beynar, był jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich eseistów historycznych XX wieku. Jego książki o dziejach Polski czytano nie tylko dla wiedzy, ale i dla stylu — pełnego pasji, refleksji i humanistycznej głębi. Jasienica nie był naukowcem w tradycyjnym sensie, lecz pisarzem, który historię traktował jako opowieść o człowieku.

Jego twórczość wyróżniała się tym, że nie skupiała się wyłącznie na faktach i datach, lecz na procesach, ideach i emocjach, które kształtowały losy narodów. Dzięki temu jego książki trafiały do szerokiego grona czytelników, nie tylko do historyków. Był mistrzem eseju, który potrafił połączyć naukową rzetelność z literacką finezją.

Choć Jasienica pisał o całej Polsce, to szczególne miejsce w jego sercu zajmowały ziemie wschodnie — dawna Rzeczpospolita Obojga Narodów, w tym Grodno i jego okolice. To właśnie tam, na styku kultur i tradycji, rodziła się jego wizja historii jako przestrzeni dialogu i współistnienia.

Od Symbirska do Wileńszczyzny

Urodził się 10 listopada 1909 roku w rosyjskim Symbirsku (obecnie – Uljanowsk) nad Wołgą, w rodzinie polskich zesłańców. W 1920 roku, po rewolucji bolszewickiej, jego rodzina wróciła do odrodzonej Polski. Osiedlili się na Wileńszczyźnie, gdzie młody Leon rozpoczął edukację i szybko ujawnił talent do historii.

Studia historyczne ukończył na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, gdzie był aktywnym członkiem Koła Naukowego Historyków. Już wtedy interesował się dziejami Wielkiego Księstwa Litewskiego, co później znalazło odbicie w jego twórczości. Wilno i jego okolice stały się dla Leona nie tylko miejscem nauki, ale też duchowej formacji.

Wileńszczyzna — z jej wielokulturowym dziedzictwem — ukształtowała Jasienicę jako myśliciela otwartego na różnorodność. To właśnie tam nauczył się patrzeć na historię nie przez pryzmat narodowych antagonizmów, lecz jako wspólne dziedzictwo wielu narodów. Ten sposób myślenia towarzyszył mu przez całe życie.

Grodno – miejsce formacji

W latach 1928–1932 Jasienica pracował jako nauczyciel historii w Grodnie. Miasto to, położone na pograniczu kultur, miało ogromny wpływ na jego późniejsze spojrzenie na dzieje Rzeczypospolitej. Grodno było dla niego żywym muzeum historii — miejscem, gdzie przeszłość była obecna na każdym kroku.

Praca nauczyciela pozwalała nie tylko przekazywać wiedzę, ale też poznawać lokalną społeczność i jej tradycje. Jasienica z pasją badał historię regionu, interesował się architekturą, dokumentami i opowieściami mieszkańców. Ziemia Grodzieńska stała się dla niego przestrzenią, w której historia była namacalna i osobista.

To właśnie w Grodnie narodziła się jego fascynacja Rzeczpospolitą Obojga Narodów — ideą państwa wielonarodowego, opartego na współpracy i wzajemnym szacunku. W późniejszych książkach często wracał do tych wątków, pokazując Grodno jako symbol dawnej Polski, której dziedzictwo warto pielęgnować.

Radiowiec i publicysta

Po zakończeniu pracy w Grodnie Jasienica przeniósł się do Wilna, gdzie rozpoczął pracę w Polskim Radiu. Jako spiker i redaktor miał okazję rozwijać swoje umiejętności komunikacyjne, które później wykorzystał w pisarstwie. Radio było dla niego szkołą stylu i precyzji językowej.

W 1935 roku zadebiutował jako autor broszury historycznej, a jego teksty zaczęły pojawiać się w prasie wileńskiej. Już wtedy wyróżniał się jako publicysta, który potrafił łączyć wiedzę z przystępnym językiem. Jego teksty były czytane z zainteresowaniem zarówno przez intelektualistów, jak i przez tak zwanych zwykłych ludzi.

Choć jego kariera publicystyczna dopiero się zaczynała, Jasienica już wtedy miał jasno określoną misję: popularyzować historię w sposób uczciwy, głęboki i angażujący. Grodno i jego doświadczenia z Ziemią Grodzieńską były ważnym źródłem inspiracji dla tej misji.

Żołnierz i konspirator

W czasie II wojny światowej Jasienica walczył w kampanii wrześniowej, a później działał w strukturach ZWZ-AK.

W lipcu 1944 roku  w ramach akcji „Burza” uczestniczył w walkach wyzwolenie Wilna. W sierpniu 1944 r. Sowieci rozbili jego oddział. Nasz bohater trafił do niewoli. Został wcielony do Ludowego Wojska Polskiego, skąd zdezerterował. W 1945 roku został adiutantem i  zastępcą dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK rotmistrza Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Podczas jednej z bitew został ranny. Znalazł schronienie  we wsi Jasienica u księdza Stanisława Falkowskiego.

Zerwał z konspiracją. Wyjechał do Krakowa i zaczął publikować w „Tygodniku Powszechnym”. Przyjął pseudonim Paweł Jasienica. Pseudonim łączono z nazwą wsi, gdzie ukrywał się będąc ranny. Zdaniem historyka i  wieloletniego tajnego współpracownika SB Kazimierza Koźniewskiego pseudonim to początek zdania „JA SIĘ NIC A nic nie boję”. Imię Paweł wiązano z kolei z ołtarzem św. Pawła, za którym miał się ukrywać ranny Beynar. Natomiast córka Jasienicy, Ewa Beynar – Czeczott  twierdzi, że imię Paweł po prostu podobało się ojcu i dlatego je wybrał.

Doświadczenia wojenne, zwłaszcza te związane z Grodzieńszczyzną, utwierdziły Pawła Jasienicę w przekonaniu, że historia nie jest tylko zapisem faktów, ale też świadectwem ludzkiej odwagi, zdrady i nadziei.

Mistrz eseju historycznego

Po wojnie Jasienica rozpoczął intensywną działalność pisarską. Jego cykle: „Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów” i „Rzeczpospolita Obojga Narodów” stały się bestsellerami i klasyką polskiej literatury historycznej. Pisał z pasją, ale też z ogromnym szacunkiem dla faktów.

Eseje Jasienicy były czymś więcej niż książkami — były zaproszeniem do rozmowy o przeszłości. Autor nie narzucał interpretacji, lecz prowokował do myślenia. Jego styl był klarowny, elegancki i pełen humanistycznej refleksji. Dzięki temu zdobył serca czytelników w całej Polsce.

W cyklu o Rzeczypospolitej Obojga Narodów Grodno pojawia się wielokrotnie jako miejsce symboliczne — przestrzeń, w której ścierały się idee, ale też rodziła się wspólnota. Jasienica traktował Ziemię Grodzieńską jako klucz do zrozumienia fenomenu dawnej Polski.

Dziedzictwo Grodzieńszczyzny

Związki Jasienicy z Grodnem nie były przypadkowe. To właśnie tam nauczył się patrzeć na historię jako na opowieść o ludziach, nie tylko o państwach. Grodno było dla niego miejscem, gdzie przeszłość była żywa, a pamięć — pielęgnowana przez lokalną społeczność.

W swoich książkach często wracał do Grodzieńszczyzny, pokazując ją jako przestrzeń dialogu i współistnienia. W czasach, gdy historia była narzędziem propagandy, Jasienica przypominał o jej wielowymiarowości. Grodno było dla niego dowodem, że Polska to nie tylko Warszawa i Kraków, ale też pogranicze.

Dziedzictwo Grodna i Ziemi Grodzieńskiej żyje w jego twórczości do dziś. Dzięki Jasienicy wielu czytelników odkryło na nowo historię tych terenów — nie jako peryferii, lecz jako serca dawnej Rzeczypospolitej. To właśnie tam bije puls jego opowieści.

Ostatnie lata życia i pamięć

W latach 60. Paweł Jasienica stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych intelektualistów w Polsce. Jego książki były szeroko czytane, a on sam aktywnie uczestniczył w życiu publicznym, m.in. jako członek Klubu Krzywego Koła. Mimo że nie był zawodowym historykiem, jego głos był słuchany z uwagą — zarówno przez czytelników, jak i przez władze, które nie darzyły go zaufaniem.

W 1968 roku, po wydarzeniach marcowych, Jasienica publicznie wystąpił przeciwko antysemickiej kampanii władz PRL. Wkrótce potem został objęty inwigilacją przez Służbę Bezpieczeństwa. Największym ciosem dla pisarza okazało się odkrycie, że jego druga żona, Zofia, była tajną współpracowniczką SB. Ten dramat osobisty, połączony z presją polityczną, mocno odbił się na jego zdrowiu i twórczości.

Zmarł Paweł Jasienica 19 sierpnia 1970 roku w Warszawie, pozostawiając po sobie dorobek, który do dziś inspiruje kolejne pokolenia miłośników historii. Właściwe mu spojrzenie na historię — pełne empatii, odwagi i głębokiego zrozumienia — sprawia, że jego książki nie tracą aktualności. A Grodno, Ziemia Grodzieńska i dawna Rzeczpospolita wciąż żyją w napisanych przez niego słowach, jako przestrzenie pamięci, które warto pielęgnować.

Walery Kowalewski/ Znadniemna.pl, portret Pawła Jasienicy autorstwa Władysława Miernickiego/NAC

Mija dokładnie 55 lat od śmierci Pawła Jasienicy — wybitnego eseisty, historyka i żołnierza Armii Krajowej, który całe życie poświęcił opowiadaniu o Polsce takiej, jaką widział sercem, a nie tylko okiem archiwisty. Jego pióro potrafiło tchnąć życie w daty i wydarzenia, a Grodno i Ziemia

W pierwszy sierpniowy weekend 2025 roku, w malowniczej scenerii Puszczy Knyszyńskiej – w Stanicy Kresowej w Poczopku (woj. podlaskie) odbył się niezwykły zjazd potomków dawnych mieszkańców Grodzieńszczyzny i sąsiednich ziem.

Na dwa dni Stanica Kresowa w Poczopku stała się przestrzenią spotkania rodzinnych historii, utrwalania pamięci o przodkach i budowania wspólnoty, która — choć rozproszona — wciąż łączy się dzięki sile kresowego dziedzictwa.

Wydarzenie zgromadziło blisko 50. uczestników z rodzin wywodzących się z Grodzieńszczyzny, Nowogródczyzny i innych terenów Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Spotkanie zainaugurował prezes Stowarzyszenia Rodów Grodzieńskich, Rafał Jurowski, który powitał gości i odczytał przesłanie otwierające forum.

Wiedza, historia i genealogia

Program zjazdu obfitował w merytoryczne wykłady. Dr Łukasz Lubicz-Łapiński przedstawił historię dworów województwa białostockiego, ze szczególnym uwzględnieniem powiatów wołkowyskiego i grodzieńskiego. Z kolei Grzegorz Malinowski zaprezentował nowoczesne metody badań genealogicznych z wykorzystaniem analizy DNA, ilustrując je na przykładzie rodu Tołłoczków.

Głosy uczestników – osobiste historie i wspomnienia

Integralną częścią wydarzenia była otwarta sesja, podczas której uczestnicy Zjazdu dzielili się swoimi historiami:

Mieczysław Korczyc ze Starogardu Gdańskiego, poeta i pasjonat genealogii, opowiedział o poszukiwaniach kresowych przodków i badaniach DNA. Podarował uczestnikom tomik poezji pt.„Później ogród”.

Wiesław Kiewlak, były wiceprezes Związku Polaków na Białorusi, przedstawił dzieje swojej rodziny z podgrodzieńskiej wsi Jatwieź oraz historię rodów Miciuków, Górskich i Tukałów.

Jolanta Klawe z Międzychodu i Anna Nowobilski-Vasilios z Chicago, prawnuczki Marii Tołoczko, mówiły o swoich przodkach z parafii Jeziory, zesłaniach na Sybir i tworzeniu książek dokumentujących rodzinne dzieje.

Agnieszka Kraśnik-Tomiak z Poznania opowiedziała o losach rodzin Bykowskich i Kraśników wywiezionych do Kazachstanu, a także o profesorze Witoldzie Kraśniku – żołnierzu AK i naukowcu.

Rody i ich przedstawiciele

Na zjazd przybyli potomkowie wielu kresowych rodów, m.in. . Ejsmontów, Horbaczewskich, Jurowskich, Łozowickich, Obuchowiczów, Prokopowiczów, Puciłowskich i Tołłoczków. Wśród gości znalazła się także Cecylia Bach-Szczawińska – pasjonatka historii Krynek – oraz specjalny gość z Grodna.

Integracja i wspólne odkrywanie historii

Pierwszy dzień zakończyła kolacja integracyjna, sponsorowana przez Fundację „Zwierz Podlaski” i Stowarzyszenie Rodów Grodzieńskich. Drugi dzień zjazdu upłynął pod znakiem zwiedzania – uczestnicy odwiedzili Supraski Skarbiec, spacerowali po Supraślu z przewodnikiem dr. Lubicz-Łapińskim, a także zwiedzili Sanktuarium Świętej Wody.

Kontynuacja tradycji

Na zakończenie wydarzenia uczestnicy jednogłośnie zdecydowali o kontynuacji spotkań i organizacji kolejnego zjazdu w 2026 roku. Pierwszy Zjazd Rodów Grodzieńskich okazał się nie tylko okazją do wspomnień, ale także impulsem do dalszego pielęgnowania kresowego dziedzictwa.

Znadniemna.pl na podstawie Rodygrodzieńskie.pl , na zdjęciu: foto pamiątkowe uczestników Zjazdu, fot.: Janusz Kępa-Ejsmont/Rodygrodzieńskie.pl

W pierwszy sierpniowy weekend 2025 roku, w malowniczej scenerii Puszczy Knyszyńskiej - w Stanicy Kresowej w Poczopku (woj. podlaskie) odbył się niezwykły zjazd potomków dawnych mieszkańców Grodzieńszczyzny i sąsiednich ziem. Na dwa dni Stanica Kresowa w Poczopku stała się przestrzenią spotkania rodzinnych historii, utrwalania pamięci o

Zaskakująca rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką przed zakończonym w nocy na 16 sierpnia spotkaniem Trump-Putin na Alasce może zwiastować przełom w sprawie więźniów politycznych na Białorusi. Czy potwierdzone przez Waszyngton obietnice Mińska to początek realnych zmian, czy jedynie dyplomatyczna gra pozorów?

Rozmowa Trump–Łukaszenko

W piątek 15 sierpnia 2025 roku Donald Trump poinformował o rozmowie telefonicznej z Aleksandrem Łukaszenką. Na platformie Truth Social napisał:

„Przeprowadziłem wspaniałą rozmowę z wielce szanownym prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką. Celem rozmowy było podziękowanie mu za uwolnienie 16 więźniów. Omawiamy też uwolnienie 1,3 tys. kolejnych więźniów”.

Pierwsze uwolnienia – gest czy przełom?

W lipcu dzięki ingerencji przedstawicieli Donalda Trumpa Łukaszenko wypuścił zza krat 16 osób, w tym Siergieja Cichanowskiego – męża liderki białoruskiej opozycji w wygnaniu Swietłany Cichanowskiej. Wśród uwolnionych znaleźli się także obywatele Polski, Japonii i innych państw.

Według generała Keitha Kellogga, specjalnego wysłannika Trumpa ds. Ukrainy, do uwolnienia więźniów politycznych doprowadziły negocjacje prowadzone z Łukaszenką przez Johna Coale’a, zastępcę Kelloga.

Choć uwolnienie kilkunastu osób było krokiem w dobrym kierunku, organizacje praw człowieka i eksperci nie dostrzegali w nim jeszcze realnej zmiany. Ich zdaniem, dopiero masowe zwolnienia i zaprzestanie represji mogą stanowić podstawę do rozpoczęcia przez Zachód dialogu z Białorusią. Na razie — to raczej gest niż przełom.

Możliwe scenariusze: między nadzieją a kalkulacją

Rozmowa Trumpa z Łukaszenką, choć zaskakująca, nie musi oznaczać natychmiastowego przełomu. Można wyróżnić trzy główne scenariusze dalszego rozwoju sytuacji.

Pierwszy, najbardziej optymistyczny, zakłada stopniowe uwalnianie więźniów politycznych w ramach szerszego procesu normalizacji relacji Białorusi z Zachodem. W tym wariancie Mińsk, pod presją międzynarodową i w obliczu możliwego złagodzenia sankcji, decydowałby się na kolejne gesty dobrej woli. Uwolnienie 16 osób można byłoby wówczas traktować jako początek szerszej amnestii, która ostatecznie obejmie nawet ponad tysiąc osób, o których wspomniał Trump.

Drugi scenariusz, bardziej realistyczny, zakłada działania czysto symboliczne. Łukaszenko może wypuszczać pojedyncze osoby — zwłaszcza te, które mają obywatelstwo państw zachodnich — bez wprowadzania realnych reform politycznych. Taki ruch miałby na celu poprawę wizerunku reżimu i rozgrywanie karty humanitarnej w rozmowach z USA i UE, bez faktycznego demontażu systemu represji.

Trzeci, pesymistyczny scenariusz, to brak dalszych działań ze strony Mińska. Rozmowa z Trumpem mogła być jedynie jednorazowym gestem PR-owym, mającym na celu wzmocnienie pozycji Łukaszenki przed ewentualnymi negocjacjami z Rosją i Zachodem. W tym wariancie uwolnienie więźniów nie będzie kontynuowane, a represje wobec opozycji pozostaną na dotychczasowym poziomie.

Wymusić realne zmiany

Każdy z powyższych scenariuszy zależy nie tylko od decyzji Łukaszenki, ale również od konsekwencji, jakie wyciągnie społeczność międzynarodowa. Presja dyplomatyczna, sankcje i działania organizacji praw człowieka mogą okazać się kluczowe w wymuszaniu realnych zmian.

Należy przyznać, że rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką wywołała mieszane reakcje wśród ekspertów. Choć część komentatorów dostrzega w niej potencjał do przełomu, dominują jednak głosy sceptyczne, wskazujące na brak systemowych gwarancji i realnych ustępstw ze strony Mińska.

Znadniemna.pl na podstawie Bankier.pl/Geopolityka.org, na zdjęciach: Aleksander Łukaszenka i Donald Trump, źródła zdjęć: president.by, x.com

Zaskakująca rozmowa Donalda Trumpa z Aleksandrem Łukaszenką przed zakończonym w nocy na 16 sierpnia spotkaniem Trump-Putin na Alasce może zwiastować przełom w sprawie więźniów politycznych na Białorusi. Czy potwierdzone przez Waszyngton obietnice Mińska to początek realnych zmian, czy jedynie dyplomatyczna gra pozorów? Rozmowa Trump–Łukaszenko W piątek

15 sierpnia Kościół katolicki obchodzi święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W Polsce  i w 10-ciu  innych krajach europejskich jest to dzień wolny od pracy, w którym czci się Matkę Boską Wniebowziętą jako patronkę ziemi i jej bujnej roślinności, stąd w tradycji ludowej święto znane jest pod nazwą Matki Boskiej Zielnej.

To jedno z najważniejszych świąt maryjnych. Upamiętnia ono koniec ziemskiego życia Matki Jezusa.

Prawda o Wniebowzięciu Matki Bożej stanowi dogmat wiary katolickiej, mimo że formalnie ogłoszony całkiem niedawno. W 1950 roku papież Pius XII ogłosił w konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus (Najszczodrobliwszy Bóg) dogmat o Wniebowzięciu Maryi z duszą i ciałem do nieba. Dokonało się to na usilną prośbę biskupów i świeckich z całego świata, także z Polski. Dogmat ten stwierdza, że po zakończeniu swojego ziemskiego życia Najświętsza Maryja Panna została z ciałem i duszą wzięta do wiecznej chwały.

Wydarzenia związane z zakończeniem ziemskiego życia Maryi zaczęto upamiętniać w V wieku na Wschodzie przez obchody święta Zaśnięcia Matki Bożej, które stało się tym samym jednym z najstarszych świąt maryjnych. Obchodzone początkowo lokalnie, zwiększało później swój zasięg przybierając różne nazwy (np. Zaśnięcia, Przejścia czy Odpocznienia Maryi), aż do upowszechnienia się w całym Kościele.

Wniebowzięcie jest ukoronowaniem wszystkich innych przywilejów Maryi. Prawda o Wniebowzięciu ukazuje nam postać Maryi uwielbionej za Jej wiarę, która jest szczerością i prostotą wobec Boga objawiającego się w życiu. Wniebowzięcie nie jest porzuceniem ziemi przez Maryję, ale jest nową obecnością Maryi w Kościele, która zobowiązuje chrześcijan do świadectwa codziennego życia wiary na wzór Maryi.

W Polsce, na Litwie i innych krajach europejskich czci się Matkę Boską Wniebowziętą jako patronkę ziemi i jej bujnej roślinności, stąd w tradycji ludowej święto znane jest pod nazwą Matki Boskiej Zielnej. Na Zielną w kościołach święci się zioła, kwiaty i wieńce dożynkowe. Rolnicy od wieków modlili się tego dnia o dobre zbiory. Święto wiąże się często z obchodami dożynek.

W innych krajach też używa się potocznych nazw ludowych, np. Matki Boskiej Korzennej (Czechy) czy Matki Boskiej Znakomitej (Kongo).

Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny uroczyście jest obchodzone przez Kościół Katolicki również na Białorusi.. W tym dniu wierni uczestniczą w mszach świętych, często organizowane są lokalne odpusty i pielgrzymki.

Znadniemna.pl na podstawie KAI/Catholic.by, fot.: Cathopic/Misyjne.pl

15 sierpnia Kościół katolicki obchodzi święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W Polsce  i w 10-ciu  innych krajach europejskich jest to dzień wolny od pracy, w którym czci się Matkę Boską Wniebowziętą jako patronkę ziemi i jej bujnej roślinności, stąd w tradycji ludowej święto znane jest

Jak Bitwa Warszawska i Niemeńska zmieniły losy sąsiadów Polski

Wojna polsko-bolszewicka (1919–1921) toczyła się nie tylko o Warszawę. Jej front przebiegał przez ziemie dzisiejszej Białorusi, a skutki wojny odcisnęły piętno na losach Białorusinów na dekady.

Bitwa Warszawska była punktem zwrotnym wojny polsko-bolszewickiej, ale to Bitwa Niemeńska przypieczętowała zwycięstwo Polski i ukształtowała granice II Rzeczypospolitej. Dla Białorusinów był to czas nadziei, rozczarowań i dramatycznych wyborów — między Moskwą a Warszawą, między niepodległością a przetrwaniem.

Białoruska Republika Ludowa: nadzieje i rozczarowania

W marcu 1918 roku, w chaosie po rewolucji październikowej i traktacie brzeskim, powstała Białoruska Republika Ludowa (BNR). Choć nie miała trwałego terytorium ani uznania międzynarodowego, była wyrazem aspiracji narodowych Białorusinów. W 1920 roku, w obliczu ofensywy bolszewickiej, jej władze ewakuowały się z Mińska do Warszawy, licząc na wsparcie ze strony Polski.

Członkowie Ludowego Sekretariatu Białorusi pod przewodnictwem Jazepa Waronki. Siedzą od lewej: Alaksandr Burbis, Iwan Sierada, Jazep Waronka, Wasil Zacharka. Stoją od lewej: Arkadź Smolicz, Piotr Kreczeuski, Kanstancin Jezawitau, Antoni Owsianik, Leanard Zajac, fot.: Wikipedia (domena publiczna)

„Nie mamy armii, nie mamy terytorium, ale mamy ideę. I jeśli Polska pokona bolszewików, może pozwolić tej idei przetrwać.” — pisał w sierpniu 1920 roku białoruski działacz narodowy Wacław Iwanowski, reprezentujący władze BNR w rozmowach z rządem w Warszawie.

Jednak relacje z Polską były napięte. Polskie władze nie uznawały BNR jako suwerennego partnera, traktując ją raczej jako element gry dyplomatycznej. Wśród białoruskich działaczy narastało rozczarowanie. W środowisku białoruskim coraz popularniejsza stawała się teza sformułowana przez szefa dyplomacji w emigracyjnym rządzie BNR Kuźmę Ciareszczankę, który jeszcze w lipcu 1920 roku pisał na łamach czasopisma „Nasza Dola”:

„Polska nie chce Białorusi wolnej, lecz podporządkowanej. Niech lepiej bolszewicy dadzą nam autonomię niż panowie z Warszawy ziemię bez głosu.”

Bitwa Warszawska: ratunek dla Grodna i Brześcia

Rozegrana w dniach 13 – 25 sierpnia 1920 roku Bitwa Warszawska była kulminacją wojny. Armia Czerwona, dowodzona przez Michaiła Tuchaczewskiego, parła na zachód, licząc na wywołanie rewolucji w Niemczech. Polska, pod wodzą Józefa Piłsudskiego, przeprowadziła śmiały manewr znad Wieprza, rozbijając sowieckie siły.

Choć bitwa toczyła się nad Wisłą, jej skutki były odczuwalne na Białorusi. Miasta takie jak Grodno, Brześć czy Lida zostały ocalone przed bolszewicką okupacją. Dla wielu Białorusinów oznaczało to przerwanie marszu rewolucji i szansę na życie poza zasięgiem sowieckiego terroru.

„Gdyby nie zwycięstwo pod Warszawą, Grodno byłoby dziś częścią sowieckiego świata. A tak, przez 19 lat żyliśmy w państwie, które choć nie było naszym, dawało nam szkoły, gazety i względny spokój.” — wspominał w 1935 roku białoruski działacz narodowy Anton Łuckiewicz.

Bitwa Niemeńska: ostatni akt wojny

Zwycięstwo pod Warszawą nie zakończyło wojny. Armia Czerwona próbowała się przegrupować i wznowić ofensywę. Piłsudski postanowił uprzedzić ten ruch. W dniach 20–26 września 1920 roku rozegrała się Bitwa Niemeńska — ostatnia wielka operacja wojny polsko-bolszewickiej.

Polskie wojska przeprowadziły manewr oskrzydlający, uderzając na Grodno i Lidę. Kluczową rolę odegrała 1. Dywizja Litewsko-Białoruska, złożona głównie z ochotników z Kresów. Generał Edward Rydz-Śmigły pisał:

„To nie była zwykła bitwa. To była chirurgiczna operacja, która miała przeciąć ostatnie żyły bolszewickiej ofensywy.” — czytamy w raporcie operacyjnym z października 1920 roku (CAW, sygn. R/1920/Śmigły).

Walki były zacięte. Pod Lebiodą i nad Niemnem trwały trzydniowe starcia, w których Polacy ostatecznie rozbili III Armię Sowiecką. Por. Janusz Głowacki pisał w artykule „Z frontu nad Niemen” na łamach „Kuriera Wileńskiego” w październiku 1920 roku:

„Broniliśmy się przez trzy dni. W końcu ich linia pękła. Widziałem, jak porzucali broń i uciekali w panice.”

Białoruś w granicach II RP

Po traktacie ryskim (marzec 1921) zachodnia Białoruś znalazła się w granicach Polski. Choć nie była to niepodległość, wielu Białorusinów uznało to za lepsze niż sowiecka dominacja. W II RP funkcjonowały białoruskie szkoły, gazety i organizacje społeczne, choć często pod presją asymilacyjną.

„W Nowogródku mogliśmy uczyć dzieci po białorusku. Polska nie była naszą ojczyzną, ale nie była też więzieniem.” —napisał białoruski nauczyciel Michaś Czarniak w „Naszej Niwie” w  1932 roku.

Nie brakowało jednak napięć. Polityka narodowościowa II RP była ambiwalentna — z jednej strony dopuszczała działalność kulturalną, z drugiej ograniczała aspiracje polityczne Białorusinów. Wielu z nich czuło się obywatelami drugiej kategorii.

Epilog: zapomniani sąsiedzi

Bitwy Warszawska i Niemeńska to nie tylko triumf polskiego oręża. To także moment, w którym ważyły się losy Białorusi. Choć nie przyniosły jej niepodległości, dały wielu Białorusinom szansę na życie poza zasięgiem sowieckiego terroru — przynajmniej na chwilę.

Fragment ekspozycji wystawy poświęconej Białoruskiej Republice Ludowej w Mińsku. 2016 rok. fot.: Polskie Radio Białystok

Dziś, w cieniu współczesnych napięć geopolitycznych, warto przypomnieć, że historia Białorusi i Polski to nie tylko konflikty, ale też wspólne chwile walki o wolność — choćby nie zawsze tę samą.

Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, ilustracja: Youtube.com

Jak Bitwa Warszawska i Niemeńska zmieniły losy sąsiadów Polski Wojna polsko-bolszewicka (1919–1921) toczyła się nie tylko o Warszawę. Jej front przebiegał przez ziemie dzisiejszej Białorusi, a skutki wojny odcisnęły piętno na losach Białorusinów na dekady. Bitwa Warszawska była punktem zwrotnym wojny polsko-bolszewickiej, ale to Bitwa Niemeńska przypieczętowała

Przejdź do treści