HomeStandard Blog Whole Post

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na Białorusi Znadniemna.pl, zablokowali także szefowi „GP” dostęp do tweetdecka – aplikacji do zarządzania Twitterem. Jak dowiedział się portal Niezalezna.pl – atak na powiązany z Telewizją Republiką serwis „Poland Daily” został dokonany z Rygi, stolicy Łotwy.

Rasa Jakilaitiene, rzeczniczka litewskiego ministra spraw zagranicznych, powiedziała, że fałszywa wiadomość została umieszczona na polskiej stronie internetowej.

Fałszywe wiadomości pojawiły się na Polanddaily.com. W zamieszczonym tam artykule znalazła się uwaga ministra Linkeviciusa, w której twierdził, że na Białoruś trzeba wysłać siły pokojowe – powiedziała rzeczniczka.

Rzeczniczka litwewskiego MSZ zwróciła uwagę, że dla podniesienia wiarygodności fake newsa w artykule pojawiała się także wzmianka na temat polskiego ministra spraw zagranicznych.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy wydało oświadczenie zaprzeczające fałszywym informacjom. Potwierdzono, że odpowiednie służby wszczęły już w tej sprawie dochodzenie.

Jest wysoce prawdopodobne, że trwa cyberatak informacyjny, który jest obecnie badany przez władze litewskie – czytamy w komunikacie.

Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” stracił dostęp do konta (zmieniono hasło), na którym wstawiono odnośnik do artykułu zamieszczonego na portalu Znadniemna.pl, który prowadzi Związek Polaków na Białorusi. Ów artykuł to także cyberprowokacja. Dowiadujemy się z niego, że „Polska i Litwa wzywają NATO do wysłania wojsk na Białoruś”.

Podrobiony artykuł na portalu „Poland Daily” nosił tytuł „Polska i Litwa naciskają na wysłanie wojsk na Białoruś”. Napisany był w języku angielskim i podobnie jak publikacja wrzucona na Znadniemna.pl, dezinformował o rzekomych naciskach Polski, Litwy i Stanów Zjednoczonych na NATO. W tekście pojawiły się też nazwiska ministra spraw zagranicznych Polski Zbigniewa Rau oraz Swiatłany Cichanouskiej. Na zdjęciu głównym umieszczono szefa litewskiej dyplomacji Linasa Linkevičiusa.

To nie pierwszy rosyjski atak na media związane ze „Strefą Wolnego Słowa”. Przypomnijmy: w maju 2020 r. portal Niezalezna.pl dwukrotnie padł ofiarą rosyjskich hakerów, którzy zmieniali treść naszych publikacji.

Na naszą stronę (a także na portale Telewizji Republika, Radia Szczecin, olsztyn24.pl oraz stronę gminy Orzysz, gdzie znajduje się garnizon) wstawiono artykuł pt. Amerykanie „chwalą” pobyt w Drawsku. „Jedyne czym mogą strzelić to gumki od majtek”

Gdy opublikowaliśmy informację o tym ataku, Rosjanie dokonali kolejnego włamania, zmieniając ją na „newsa”, że Niezalezna.pl przyznaje się do autorstwa wcześniejszego artykułu.

To nie koniec działań Moskwy przeciwko naszym mediom. Pod koniec maja na anglojęzycznym prorosyjskim portalu „The Duran” ukazał się „wywiad”, przeprowadzony rzekomo przez Katarzynę Gójską dla „Gazety Polskiej”. Rozmówcą wicenaczelnej tygodnika miał być amerykański generał broni Christopher G. Cavoli, dowódca sił amerykańskich w Europie. Nie trzeba chyba dodawać, że rozmowa, w której Cavoli twierdzi, że Polska i kraje bałtyckie są fatalnie zorganizowane pod względem militarnym, została w całości wymyślona.

Znadniemna.pl za niezalezna.pl

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na

11 października 1760 roku zmarł Michał Antoni Sapieha – polityk, tłumacz i przedstawiciel jednego z najpotężniejszych rodów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dziś, w rocznicę jego śmierci, warto przypomnieć tę niezwykłą postać – człowieka, który próbował połączyć świat sarmackich tradycji z ideałami francuskiego Oświecenia.

Królewiecki magnat z francuskim rodowodem

Michał Antoni Sapieha urodził się w 1711 roku w Królewcu. Jego ojciec, Aleksander Paweł Sapieha, był marszałkiem wielkim litewskim, a matka, Maria Krystyna de Béthune, pochodziła z francuskiego rodu arystokratycznego. Młody Michał wychował się więc w duchu dwóch kultur – litewskiej i francuskiej – co później miało ogromny wpływ na jego zainteresowania i sposób myślenia.

Wychowany w tradycji wielkopańskiej, wcześnie rozpoczął edukację w Prusach i na zachodzie Europy. W czasach, gdy większość polskich magnatów ograniczała się do służby wojskowej i politycznej, Sapieha chłonął europejskie idee, języki i literaturę.

Kariera polityczna 

Sapieha, jak przystało na potomka jednego z najstarszych litewskich rodów, szybko wkroczył na scenę publiczną. W latach 30. XVIII wieku rozpoczął karierę urzędniczą jako łowczy wielki litewski, a później marszałek Trybunału Głównego Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Z czasem związał się z Familią Czartoryskich – wpływowym ugrupowaniem reformatorskim, które próbowało wprowadzić w Rzeczypospolitej zmiany na miarę epoki Oświecenia. Dzięki temu sojuszowi w 1752 roku został podkanclerzym litewskim i otrzymał najwyższe królewskie odznaczenie – Order Orła Białego.

Jednak jego niezależny charakter sprawił, że nie zagrzał długo miejsca przy dworze. Z czasem oddalił się od „Familii” i próbował prowadzić własną politykę – co w XVIII-wiecznej Polsce, zdominowanej przez frakcje magnackie, było posunięciem niemal samobójczym.

Michał Antoni Sapieha i Wolter

W czasach, gdy wielu magnatów inwestowało w pałace i polowania, Michał Antoni Sapieha wybrał coś zupełnie innego – literaturę. Był jednym z pierwszych polskich arystokratów, którzy aktywnie tłumaczyli dzieła francuskiego Oświecenia.

W 1753 roku w Wilnie ukazał się jego przekład tragedii „Zaira i Orozman” autorstwa Woltera. Było to nie tylko przedsięwzięcie literackie, lecz także akt odwagi intelektualnej. Wolter był wówczas symbolem racjonalizmu i krytyki religijnej – idei nie zawsze mile widzianych w konserwatywnej Polsce szlacheckiej.

Sapieha w przedmowie do wydania tłumaczenia apelował o otwarcie się Polaków na europejskie myślenie, teatr i filozofię. Niektórzy historycy literatury przypisują mu również autorstwo tragedii „Lizymach” (1755) oraz próbę przekładu „Henriady” Woltera.

Jego działania literackie, choć zapomniane, stanowiły jeden z pierwszych kroków w stronę polskiego Oświecenia – na długo przed panowaniem Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Związki z największymi rodami Rzeczypospolitej

Życie prywatne Michała Antoniego Sapiehy mogłoby posłużyć za gotowy scenariusz serialu kostiumowego. Trzy małżeństwa – każde zawarte z innego powodu, każde ważne politycznie. Najpierw poślubił Katarzynę Agnieszkę Ludwikę Sapiehę, swoją krewną. Związek ten jednak nie przetrwał – w 1745 roku małżeństwo zostało rozwiązane. Wkrótce Michał Antoni ponownie stanął na ślubnym kobiercu, tym razem z Teklą Radziwiłłówną, przedstawicielką jednego z najpotężniejszych rodów litewskich. Niestety, szczęście nie trwało długo – Tekla zmarła zaledwie dwa lata później.

Aleksandra Ogińska, portret, Anonim, Młyn-muzeum dworu w Lubowie (Liubavas), Litwa

Trzeci i ostatni związek Sapiehy okazał się najbardziej znaczący. 19 listopada 1748 roku w Warszawie poślubił Aleksandrę Czartoryską, córkę wpływowego Michała Fryderyka Czartoryskiego – jednego z przywódców „Familii”. Uroczystość miała niezwykle uroczysty charakter i odbyła się w kościele św. Krzyża, ważnym dla rodu Czartoryskich, gdzie spoczywał dziadek Aleksandry.

Ślub Sapiehów zbiegł się w czasie z innym wielkim wydarzeniem towarzyskim – ceremonią zaślubin Izabeli Poniatowskiej (siostrzenicy Czartoryskiego) z Janem Klemensem Branickim, hetmanem wielkim koronnym. W obu uroczystościach uczestniczyła para królewska – August III Sas z małżonką Marii Józefą. Królowa, w symboliczny sposób przypinając pannom młodym ozdobne kwiaty do włosów, miała im życzyć szczęścia i zgody małżeńskiej. Gest ten odbierano jako dobrą wróżbę, zwłaszcza że sama królowa uchodziła za wzór wiernej i oddanej małżonki.

Słonim – serce magnackiego życia

Po ślubie główną rezydencją młodej pary stał się Słonim, jedno z najważniejszych miast magnackich na Litwie. To właśnie tam, w połowie XVIII wieku, koncentrowało się życie towarzyskie i kulturalne miejscowej elity. Aleksandra i Michał Antoni Sapiehowie szybko stali się duszami towarzystwa – organizowali bale, koncerty i przedstawienia teatralne, które przyciągały szlachtę z całego regionu.

Do legendy przeszedł szczególnie wystawny karnawał z 1752 roku, przygotowany przez książęcą parę. Wydarzenie to, pełne przepychu i muzyki, zostało opisane w „Dariuszu” – kronice wydanej przez Michała Ksawerego Sapiehę, starostę oniksztyńskiego.

Ten okres był dla Sapiehów pomyślny również politycznie. Michał Fryderyk Czartoryski, ojciec Aleksandry, został wówczas mianowany kanclerzem litewskim, natomiast Michał Antoni Sapieha objął urząd podkanclerzego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Małżonkowie często podróżowali między swoimi dobrami – odwiedzali Bychów, Wilno, a także inne ośrodki litewskie.

W Wilnie Sapiehowie rezydowali w okazałym pałacu zwanym potocznie „Sapieżyńskimi Chinami” – zapewne z powodu jego orientalnego przepychu i bogactwa wnętrz. Aleksandra Sapieżyna była znana z mecenatu kulturalnego: wspierała zakony, w tym pijarów i jezuitów, a „Kurier Polski” odnotował nawet jej wizytę w jednej z wileńskich szkół, podkreślając, że księżna interesuje się edukacją i działalnością dobroczynną. Była też częstym gościem koncertów, spektakli i odczytów, aktywnie uczestnicząc w życiu kulturalnym ówczesnej elity.

Ostatnie lata

Z każdym kolejnym małżeństwem Michał Antoni Sapieha wzmacniał swoją pozycję i wpływy, ale też coraz bardziej uzależniał się politycznie od rodów, z którymi zawierał sojusze. Choć przez lata pozostawał jednym z ważniejszych urzędników Wielkiego Księstwa Litewskiego, pod koniec życia coraz częściej wycofywał się z życia publicznego.

Cierpiał na gruźlicę, która z czasem uniemożliwiała mu aktywność polityczną i towarzyską. Zmarł w 1760 roku w Słonimiu, mając zaledwie 49 lat. Został pochowany z honorami, jednak jego imię stopniowo znikało z pamięci historycznej. Nie pozostawił po sobie ani potomków, ani wielkich reform. Pozostał jednak ślad – po magnacie, który chciał, by Polska była częścią europejskiej kultury, nie tylko politycznym polem walki rodów.

Walery Kowalewski/Znadniemna.pl

11 października 1760 roku zmarł Michał Antoni Sapieha – polityk, tłumacz i przedstawiciel jednego z najpotężniejszych rodów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dziś, w rocznicę jego śmierci, warto przypomnieć tę niezwykłą postać – człowieka, który próbował połączyć świat sarmackich tradycji z ideałami francuskiego Oświecenia. Królewiecki magnat z francuskim

Nowe, niepokojące informacje o sytuacji ks. Henryka Okołotowicza, proboszcza parafii św. Józefa w Wołożynie, skazanego na 11 lat kolonii karnej za rzekome szpiegostwo, ujawnia niezależna gazeta „Nasza Niwa”. Duchowny, znany z obrony katolickiej wspólnoty na Białorusi, przebywa obecnie w kolonii karnej, gdzie — jak wynika z relacji — regularnie staje się celem prowokacji ze strony służb.

Prowokacja z pistoletem

Według informacji, do których dotarła Nasza Niwa, podczas jednego z przesłuchań funkcjonariusz KGB celowo zostawił w pokoju pistolet, wychodząc i pozostawiając ks. Okołotowicza sam na sam z niepilnowaną przez nikogo bronią. Wszystko wskazuje na to, że była to prowokacja — test, który miał sprawdzić, czy duchowny sięgnie po broń i targnie się na życie. Sam ksiądz miał później opowiadać, że nie bał się tej sytuacji, choć była ona skrajnie niebezpieczna i psychologicznie obciążająca.

KGB: „Jesteśmy wilkami, chcemy mięsa”

W innym incydencie jeden z funkcjonariuszy KGB miał powiedzieć duchownemu: „My jesteśmy wilkami, chcemy mięsa”. Ks. Okołotowicz odparł z ironią, że skoro dostają małe pensje, że nie stać ich na mięso, to zaprasza ich do Wołożyna na grilla, by ich nakarmić. Tego rodzaju odpowiedzi pokazują, że mimo trudnych warunków i szykan, duchowny zachowuje godność i poczucie humoru.

Po ogłoszeniu wyroku wobec ks. Henryka Okołotowicza, służby bezpieczeństwa skonfiskowały nie tylko jego rzeczy osobiste, lecz także majątek należący do parafii. Wśród przejętych dóbr znalazł się samochód podarowany przez papieża oraz znaczna suma pieniędzy zebrana przez wiernych na remont kościoła — w tym około 50 kilogramów monet, ofiarowanych podczas nabożeństw. Duchowny miał wyrazić szczególne oburzenie faktem zajęcia papieskiego daru, mówiąc: „Łukaszenko zabrał samochód, będący prezentem od papieża”, określając ten czyn jako kompromitację władz.

Symbol oporu

W liście z kolonii karnej ks. Okołotowicz podkreślił, że nigdy nie był agentem, a jego proces to atak na całą katolicką wspólnotę na Białorusi. Duchowny, który w czasach ZSRR był wielokrotnie karany za działalność religijną, dziś znów staje się symbolem oporu wobec reżimu.

Sytuacja ks. Okołotowicza budzi coraz większe zaniepokojenie międzynarodowej opinii publicznej i organizacji broniących praw człowieka.

Znadniemna.pl za Nasza Niwa

Nowe, niepokojące informacje o sytuacji ks. Henryka Okołotowicza, proboszcza parafii św. Józefa w Wołożynie, skazanego na 11 lat kolonii karnej za rzekome szpiegostwo, ujawnia niezależna gazeta „Nasza Niwa”. Duchowny, znany z obrony katolickiej wspólnoty na Białorusi, przebywa obecnie w kolonii karnej, gdzie — jak wynika

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej dokonało aktualizacji swojej bazy osób poszukiwanych, w której figuruje już 5 220 obywateli i osób urodzonych na Białorusi. Jest to istotna zmiana, ponieważ wpis do rosyjskiej bazy następuje na wniosek władz Białorusi, co oznacza, że osoby te są poszukiwane w obu krajach i mogą zostać wydane nawet z państw uznawanych za „przyjazne” Rosji.

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy (od marca do września 2025 r.) dodano 1 180 nowych nazwisk. Wśród poszukiwanych znajduje się m.in. Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl, który został wpisany na listę poszukiwanych przez MSW Rosji jeszcze w lutym 2024 roku. Obecność Pisalnika na liście świadczy o objęciu poszukiwaniami nie tylko działaczy antyłukaszenkowskiej opozycji, lecz również osób zajmujących się w polskich mediach tematyką białoruską.

Kto figuruje na liście poszukiwanych

Nowo dodane osoby to szerokie spektrum białoruskich działaczy, dziennikarzy, byłych więźniów politycznych, polityków, ekspertów, ludzi kultury, a nawet sportowców. Pełna lista obejmuje:

  • Dziennikarzy, m.in.: Maria Grits, Marina Mentusowa, Kateryna Rajetska, Olga i Aleksanedr Klaskouscy, Hanna Sous, Witalij Tsyhankou, Maksim Żbankow, a także figurujący na liście od początku 2024 roku Andrzej Pisalnik.
  • Ekspertów, m.in.: Aleksander Fridman, Paweł Usow, Władimir Kowałkin, Paweł Danejko.
  • Polityków, m.in.:Aleksandr Knyrowicz, Artem Bruhan, Paweł Łatuszka, Denis Kuczyński, Aleksandr Azarow, Walery Kowalewski.
  • Byłych więźniów politycznych: Polina Sharendo-Panasiuk, Antonina i Anna Konowałowe, Danił Czuli, Andrzej Czepiuk, Dymitr i Olga Gopta, Jewgienija Weremiejczyk.
  • Działaczy i ludzi kultury: Paweł Sapiełko, Siergiej Ustinow, Michaił Kiriluk, Jewgienija Dołgaja, Nasta Zacharewicz, Anna Kraitko, Arina Korshunowa, Liana Szuba, Andrzej Susza, Władysław Bochan, Aleksiej Kuzmicz.
  • Artystów: Zoja Belochwostik, Aleksander i Walentyna Garcujewowie, Krystyna Drobysz.
  • Sportowców: Siarhiej Dalidowicz – biegacz narciarski, uczestnik siedmiu igrzysk olimpijskich.

Wyszukiwarka  w serwisie Mediazona

Serwis „Mediazona” zaktualizował swoją wyszukiwarkę, która umożliwia sprawdzenie, czy dana osoba znajduje się w rosyjskiej bazie poszukiwanych (dane są aktualne na wrzesień 2025 roku). Wyszukiwarka obejmuje wyłącznie obywateli i osoby urodzone na Białorusi.

Znadniemna.pl za Mediazonaby.com

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej dokonało aktualizacji swojej bazy osób poszukiwanych, w której figuruje już 5 220 obywateli i osób urodzonych na Białorusi. Jest to istotna zmiana, ponieważ wpis do rosyjskiej bazy następuje na wniosek władz Białorusi, co oznacza, że osoby te są poszukiwane w

Polska może zdecydować o otwarciu kolejnych przejść granicznych z Białorusią, zamkniętych jeszcze za czasów PiS. Mińsk musi jednak spełnić kilka warunków — pisze „Rzeczpospolita”.

Dziennik odsłania kulisy decyzji polskiego rządu dotyczącej ostatniego, częściowego otwarcia granicy z Białorusią i ujawnia, jakich konkretnych działań Polska oczekuje od reżimu Aleksandra Łukaszenki. Choć przejścia graniczne zostały otwarte pod koniec września 2025 roku, ruch ten ma charakter warunkowy i może zostać w każdej chwili cofnięty. Mińsk doskonale zna warunki stawiane przez Warszawę, jednak nie widać dotąd żadnych rzeczywistych postępów w ich realizacji.

Polska uzależnia dalsze decyzje od spełnienia trzech kluczowych postulatów: zakończenia presji migracyjnej na granicy, uwolnienia Andrzeja Poczobuta – dziennikarza i działacza polskiej mniejszości – oraz podjęcia współpracy przy wyjaśnieniu sprawy polskiego żołnierza, sierżanta Mateusza Sitka, śmiertelnie zranionego podczas służby na granicy z Białorusią.

Według „Rzeczpospolitej”, propozycja Warszawy została już przekazana Łukaszence. Jeśli Mińsk uspokoi sytuację na granicy i wypuści Poczobuta, otwarte zostaną przejścia w Bobrownikach i Kuźnicy, co mogłoby znacząco poprawić sytuację gospodarczą reżimu. Przejście w Bobrownikach zostało zamknięte w 2023 roku po wyroku skazującym Poczobuta na osiem lat kolonii karnej.

W dniu otwarcia granicy, 25 września, w Mińsku zebrała się komisja zajmująca się sprawami więźniów politycznych. Z prośbą o uwolnienie Poczobuta do Łukaszenki zwróciła się Andżelika Borys, przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi, która sama spędziła ponad rok w więzieniu. Udało jej się spotkać z Poczobutem, ale sprawa nie ruszyła dalej.

Członkini komisji  Anna Kanopacka potwierdziła, że popiera inicjatywę Borys i zadeklarowała gotowość stania się poręczycielem w sprawie uwolnienia dziennikarza. Wcześniej była poręczycielem w sprawie uwolnienia opozycyjnego polityka Grigorija Kostusiowa, który został wypuszczony z więzienia ze względu na zły stan zdrowia. Kanopacka nie odpowiedziała na pytanie „Rzeczpospolitej”, czy istnieje szansa na szybkie uwolnienie Poczobuta, którego stan zdrowia również budzi poważne obawy.

Źródła w polskim rządzie podkreślają, że między Polską a Białorusią brakuje wzajemnego zaufania. — Łukaszenko zwleka, choć taki gest niewiele by go kosztował, a mógłby stać się podstawą do dalszych negocjacji — mówi rozmówca „Rzeczpospolitej”. Dodaje, że nazwisko Poczobuta jest znane także Amerykanom, którzy prowadzą rozmowy z Mińskiem o uwolnieniu kolejnych więźniów politycznych.

Poczobut znajduje się na początku „polskiej listy” osób, których uwolnienia domaga się Warszawa. Lista może zawierać nawet kilkadziesiąt nazwisk, w tym ks. Henryka Okołotowicza, skazanego na 11 lat kolonii karnej, oraz 27-letniego karmelitę Grzegorza Gawła, zatrzymanego niedawno przez białoruskie służby pod zarzutem szpiegostwa.

Znadniemna.pl na podstawie rp.pl

Polska może zdecydować o otwarciu kolejnych przejść granicznych z Białorusią, zamkniętych jeszcze za czasów PiS. Mińsk musi jednak spełnić kilka warunków — pisze „Rzeczpospolita”. Dziennik odsłania kulisy decyzji polskiego rządu dotyczącej ostatniego, częściowego otwarcia granicy z Białorusią i ujawnia, jakich konkretnych działań Polska oczekuje od reżimu

Już dzisiaj, 8 października, drużyna piłkarska Białoruskiego Klubu  Sportowego „Pahonia”(BKS „Pahonia”, czyli Pogoń), założona przez migrantów politycznych z Białorusi, zagra swój pierwszy oficjalny mecz w klasie B (grupa Warszawa III) Mistrzostw Polski w Piłce Nożnej sezonu 2025/2026. Debiut białoruskich piłkarzy stanie się możliwy po wydaniu przez Polski Związek Piłki Nożnej (PZPN) pozwolenia na rejestrację drużyny Białorusinów w polskich rozgrywkach ligowych.

Klub od dwóch lat stara się przebić do polskiego systemu rozgrywek futbolowych. Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, na boisku w ligowych rozgrywkach Mistrzostw Polski może grać tylko jeden zawodnik spoza UE. Wyjątek zrobiono w 2022 roku, tylko dla Ukraińców.

W 2025 roku Mazowiecki Związek Piłki Nożnej (MZPN) zatwierdził wniosek BKS „Pahonia” i zezwolił na utworzenie kadry, składającej się wyłącznie z białoruskich zawodników. Później Polski Związek Piłki Nożnej (PZPN) zaakceptował tę decyzję i zniósł względem BKS „Pahonia” wymóg deklarowania wyłącznie Polaków.

Szczegółowo historię walki Białorusinów o prawo do udziału w polskich rozgrywkach futbolowych opisywał portal Sport.pl.

Teraz białoruski klub musi rozegrać sześć zaległych meczów mistrzowskich w klasie B. Polskie drużyny zgodziły się wesprzeć „Pahonię” i rozegrać te mecze w późniejszym terminie.

Już dzisiaj,8 października 2025 roku, o godzinie 20:30 białoruska drużyna zagra swój pierwszy oficjalny mecz w Mistrzostwach Polski z warszawskim „Piorunem”. Spotkanie odbędzie się w Warszawie, na boisku potocznie nazywanym „Wembley” na Kamionkowskich Błoniach Elekcyjnych, zlokalizowanym przy ul. Waszyngtona 52/58.

Znadniemna.pl na podstawie Euroradio.fm, fot.: BKS «Pahonia» Warszawa

Już dzisiaj, 8 października, drużyna piłkarska Białoruskiego Klubu  Sportowego „Pahonia”(BKS „Pahonia”, czyli Pogoń), założona przez migrantów politycznych z Białorusi, zagra swój pierwszy oficjalny mecz w klasie B (grupa Warszawa III) Mistrzostw Polski w Piłce Nożnej sezonu 2025/2026. Debiut białoruskich piłkarzy stanie się możliwy po wydaniu

Dziennikarz i więzień polityczny reżimu Łukaszenki Andrzej Poczobut został 23 sierpnia 2025 roku kolejny już raz ukarany przeniesieniem do celi o zaostrzonym rygorze (tzw. PKT/ПКТ – помещение камерного типа/pomieszczenie typu celnego). Kara ma potrwać przez okres sześciu miesięcy, czyli do lutego 2026 roku. Informację tę przekazało Białoruskie Zrzeszenie Dziennikarzy (BAJ), powołując się na źródła z kolonii karnej w Nowopołocku, w której przebywa Poczobut.

We wrześniu doszło do przerwania korespondencji z Poczobutem, co może wskazywać na jego pobyt w karcerze, gdzie więźniowie są pozbawieni prawa do listów – informuje BAJ. Według organizacji dziennikarskiej więzień nie otrzymuje również paczek żywnościowych, ani rzeczowych, a racje żywieniowe w PKT są znacznie ograniczone.

Wszystko wskazuje na to, że Andrzej Poczobut podczas pobytu w PKT – 23 września – otrzymał widzenie z przewodniczącą Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Andżeliką Borys. Informowała ona bowiem, że jej kolega z ZPB bardzo schudł i waży 73 kg, czyli „krytycznie mało”.

Ponadto dziennikarz cierpi na nadciśnienie, arytmię oraz, jak zaznaczyło źródło BAJ, przeszedł zabieg usunięcia czyraków, prawdopodobnie w medycznym oddziale kolonii karnej.

Andrzej Poczobut, dziennikarz i działacz polskiej mniejszości na Białorusi, został aresztowany wiosną 2021 roku, a w lutym 2023 roku skazany na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze i osadzony w zakładzie karnym w Nowopołocku. Zakład ten ma opinię jednego z najgorszych więzień na Białorusi.

We wrześniu minęło  4,5 roku od zatrzymania Andrzeja Poczobuta w Grodnie. Białoruska prokuratura oskarżyła go początkowo o „rehabilitację nazizmu”, a następnie także o wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi. Od maja 2023 roku Poczobut odbywa karę ośmiu lat więzienia w kolonii karnej w Nowopołocku za „wzniecanie, podżeganie do nienawiści” oraz „wzywanie do działań na szkodę Białorusi”.

Polskie władze domagają się uwolnienia działacza polskiej mniejszości i oczyszczenia go z politycznie motywowanych, nieprawdziwych zarzutów.

Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której w Parlamencie Europejskim należy Prawo i Sprawiedliwość, rekomendowała Andrzeja Poczobuta do tegorocznej Nagrody im. Sacharowa za wolność myśli. Ogłoszenie laureatów Narody jest planowane na 19 października.

Znadniemna.pl na podstawie Baj.media

Dziennikarz i więzień polityczny reżimu Łukaszenki Andrzej Poczobut został 23 sierpnia 2025 roku kolejny już raz ukarany przeniesieniem do celi o zaostrzonym rygorze (tzw. PKT/ПКТ - помещение камерного типа/pomieszczenie typu celnego). Kara ma potrwać przez okres sześciu miesięcy, czyli do lutego 2026 roku. Informację tę

Dzisiaj mija 85 lat od tragicznej śmierci Romana Skirmunta –  ziemianina z Polesia, polityka, premiera, wizjonera. W czasach, gdy wielu właścicieli ziemskich patrzyło na chłopów z góry, on budował dla nich domy, szkoły i drogi, płacił uczciwie za pracę i bronił ich praw nawet w parlamencie. Jego życie zakończyło się tragicznie – zginął z rąk tych, dla dobra których przez całe życie pracował.

Roman Skirmunt

W rocznicę śmierci Romana Skirmunta przypominamy postać, która łączy w sobie sprzeczności swojej epoki – arystokratę i demokratę, przemysłowca i idealistę, człowieka czynu i ofiarę historii. W Porzeczu do dziś mówią o nim z szacunkiem: był panem, ale przede wszystkim – człowiekiem.

Od Ogińskiego do „Liverpoołu nad Jasiołdą”

Pałac Skirmuntów w Mołodowie, prawdopodobnie 1926 rok. Pocztówka ze zbiorów cyfrowych Biblioteki Narodowej/Polona.pl

Porzecze. Pałac hrabiego Romana Skirmunta. Widok zewnętrzny. Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Główne majątki rodu Skirmuntów – Porzecze w rejonie pińskim i Mołodowo w rejonie kobryńskim – pradziad Romana, Szymon Skirmunt, nabył pod koniec XVIII wieku od Michała Kleofasa Ogińskiego, autora słynnego Poloneza „Pożegnanie Ojczyzny ”. Wówczas ziemie te były zadłużone i nierentowne. Sytuację odmienił dopiero syn Szymona – Aleksander Izydor, który – jak zauważają historycy – „zrozumiał ducha czasu” i postawił na przemysł.

Porzecze. Fabryka sukna. Zdjęcie wikipedia.org

W 1836 roku otworzył w Porzeczu fabrykę sukna, która wkrótce stała się jednym z największych zakładów na terenie dzisiejszej Białorusi. Aleksander nie był przypadkowym przedsiębiorcą – ukończył Uniwersytet Wileński, kształcił się w Zachodniej Europie, a nawet pracował jako robotnik w Belgii, poznając od podstaw proces produkcji tekstyliów. Dzięki temu w Porzeczu wprowadzał najnowocześniejsze technologie, a jego zakłady uchodziły za wzorcowe.

Porzecze. Widok pałacu od tyłu Jasiołdy, około 1915 rok, wikipedia.org

Budynki gospodarcze, wikipedia.org

W kolejnych latach w majątku działały również cukrownia, gorzelnia i serowarnia. Gospodarcza aktywność Skirmuntów przysporzyła Porzeczu rozgłosu – miejscowość porównywano z ośrodkami przemysłowymi Anglii, a wśród okolicznych mieszkańców żartobliwie mówiono o niej jako o „Liverpoole nad Jasiołdą”.

Polityk między Wschodem a Zachodem

Urodzony  w kwietniu 1868 roku Roman Skirmunt wychowywał się w duchu pracy, nauki i odpowiedzialności. Studiował prawo w Warszawie, potem filozofię w Wiedniu. Po studiach wrócił na Polesie jako człowiek szerokich horyzontów i praktyk gospodarczych. W wieku 20 lat zarządzał rodzinnymi dobrami, rozwijał nowoczesne rolnictwo. Był członkiem Mińskiego Towarzystwa Rolniczego, które łączyło ziemian z różnych części guberni i stanowiło nie tylko platformę gospodarczą, ale i polityczną. To właśnie tam Skirmunt rozpoczął swoją działalność publiczną. W 1906 roku został posłem do I Dumy Państwowej Imperium Rosyjskiego, jako reprezentant guberni mińskiej.

W tym czasie związał się z ruchem tzw. krajowców – ideologów, którzy wierzyli, że Białorusini, Litwini i Polacy mogą współtworzyć wspólny, demokratyczny „kraj” w duchu tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego. Skirmunt chciał nawet powołać Krajową Partię Litwy i Rusi, w której trzy narody miały mieć równe prawa.

Z czasem jednak ruch ten rozpadł się na odrębne nurty narodowe. Sam Skirmunt również przeszedł ewolucję – już w 1906 roku zaczął używać nazwy Białoruś, a w rozmowie z polską gazetą narodową określił się Białorusinem, co wywołało w Warszawie prawdziwy skandal.

Dobry pan z Porzecza

W pamięci mieszkańców Polesia Roman Skirmunt zapisał się jednak nie jako polityk, lecz jako „dobry pan” – sprawiedliwy i ludzki. Był znakomitym gospodarzem, który traktował ludzi z godnością.

Jak wspominają świadkowie, w Porzeczu płacił dobrze, zatrudniał nie tylko miejscowych, ale i robotników z zagranicy. Przy fabryce wybudował cztery domy na 90 mieszkań i cztery internaty dla samotnych. Finansował wyżywienie, opiekę lekarską, a dla dzieci pracowników otworzył bezpłatną szkołę, gdzie uczono czytania, pisania i tkactwa.

„Nie zostawiał ludzi w biedzie – wspominała Maria Kuczyńska, mieszkanka Porzecza. – Pomagał pogorzelcom, dawał drewno na budowę domów, organizował jarmarki, fundował nagrody. Dla wszystkich miał czas i słowo otuchy.”

Park w Porzeczu. Zdjęcie z około 1915 roku

Park w Porzeczu. Zdjęcie z około 1915 roku

Skirmunt nie odgradzał się od ludzi. Rozmawiał z nimi po białorusku, z charakterystycznym poleskim akcentem, choć biegle władał też polskim, rosyjskim i niemieckim.

Polski senator, który myślał po białorusku

Roman Skirmunt (drugi od prawej) na przyjęciu u prezydenta Polski Ignacego Mościckiego, połowa lat 30. XX wieku, wikipedia.org

Senator Roman Skirmunt, wikipedia.org

W okresie II Rzeczypospolitej Roman Skirmunt zasiadał w Senacie II RP. Jak mówili o nim porzeczanie: „Był senatorem nie dla pieniędzy, tylko dlatego, że był mądry.” W Warszawie otwarcie sprzeciwiał się polityce asymilacji i polonizacji Białorusinów, a także walczył o prawo chłopów do posiadania ziemi. Według wspomnień mieszkańców za tę postawę był w stolicy znienawidzony – „chcieli go nawet zabić”.

Roman Skirmunt na pierwszym planie po lewej, zdjęcie zrobione przed 1935 rokiem, wikipedia.org

Mieszkańcy Porzecza opowiadali, że raz próbowano go zrzucić z balkonu za to, że chciał oddawać ziemię chłopom. I rzeczywiście – pod koniec lat trzydziestych, na kilka lat przed śmiercią, Skirmunt rozpoczął praktykę bezpłatnego przekazywania ziemi miejscowym rolnikom. Często robił to w formie ślubnego prezentu dla młodych małżeństw.

Ostatnia przysługa chłopom

Ostatni wielki gest wobec chłopów Roman Skirmunt wykonał we wrześniu 1939 roku, na kilka dni przed przyjściem władzy sowieckiej na Polesie. Gdy mieszkańcy Porzecza zobaczyli z daleka nadjeżdżający pociąg, wybiegli mu naprzeciw z czerwonymi szmatkami – myśleli, że to bolszewicy. Tymczasem w wagonach jechali polscy oficerowie, którzy otworzyli ogień do „gościnnie” witających. Kilku chłopów zostało rannych, a dowódca oddziału chciał wymierzyć zbiorową karę całej wsi, która czekała na „czerwonych”. Skirmunt wstawił się za swoimi ludźmi i zdołał przekonać Polaków, by ich nie krzywdzili. To była jego ostatnia interwencja.

Życie prywatne

Ciekawe i odkrywcze informację o życiu prywatnym Romana Skirmunta zebrał białoruski historyk, prof. Aleksander Smalańczuk, autor liczącej 692 strony monografii pod tytułem „Roman Skirmunt (1868–1939). Biografia obywatela kraju”/ Раман Скирмунт (1868–1939). Жыццяпiс грамадзянiна краю (Мiнск 2018). Profesor Smalańczuk odbył kilkanaście ekspedycji z Grodna do Porzecza, zarówno ze studentami, jak i samodzielnie. Zebrał wspomnienia mieszkańców, którzy pamiętali Skirmunta, rozmawiali z nim, a nawet pracowali dla niego.

Oto, jak badacz życia Skirmunta opisywał wyniki swojej pracy:

„Jak wiadomo, nie ożenił się i nie miał dzieci z małżeństwa. Ale miłość bez wątpienia obecna była w jego życiu. Z rozmów z mieszkańcami Porzecza wynika, że przez dłuższy czas znaczną część życia znanego polityka i działacza społecznego zajmowała Jekatierina Terieszko (Tereszenko?): „Baba była piękna. Właśnie te lata… To była tajemnicza miłość” – wspominała Maria Kuczyńska (rocznik 1919). Mąż Jekatieriny zmarł w 1915 roku.

W latach 20. wdowa mieszkała już na stałe w majątku. Ludzie opowiadali o czterech synach Jekatieriny – Aleksandrze (Alesiu), Romanie, Władysławie i Piotrze (Piatrusiu). W wiosce mówiono, że to synowie Romana Skirmunta. Nikołaj Kuczko (ur. 1911) na pytanie, dlaczego tak uważa, odpowiedział prosto: „Podobni jak portrety”.

Losy synów Jekatieriny Terieszko ułożyły się różnie. Aleś zmarł już w latach 30. Roman został aresztowany przez NKWD w 1939 roku i zginął na Syberii. Podobno przewożono go barką na Sachalin, a barkę zatopiono wraz z ludźmi – relacjonował Grigorij Terieszko. Pietruś podczas wojny służył w policji, cofnął się razem z Niemcami, potem w Polsce został aresztowany i wywieziony na Syberię. Możliwe, że pozostał mieszkać w Rosji.

Wracając do informacji pozyskanych przez Alesia Smalańczuka, warto podkreślić, że Roman Skirmunt postawił pomnik zmarłemu mężowi Jekatieriny z napisem „Najlepszemu przyjacielowi od Romana Skirmunta”. Oczywiście same wspomnienia starych mieszkańców nie stanowią twardego dowodu.

Tragiczny koniec

Porzecze. Miejsce pochówku Romana Skirmunta w parku. Zdjęcie z 2013 roku, wikipedia.org

Kilka dni po przedwczesnym  powitaniu „czerwonych”, komuniści przyszli naprawdę. Romana Skirmunta aresztowano jako „polskiego pana”. Nie próbował uciekać. – „Wiedział, że już nie jest panem. Chciał rozmawiać, pracować z ludźmi. Powtarzał: zabierzcie bogactwa, ale pracujcie uczciwie” – wspominała Maria Kuczyńska, rocznik 1919.

Nowa władza nie chciała rozmów. Komisarz Chołodow zebrał zebranie chłopów, by „zdecydować o losie pana”. Ku zaskoczeniu bolszewików większość opowiedziała się za tym, by zostawić Skirmunta w spokoju. Decyzja zapadła jednak inna – miał zginąć.

Został wyprowadzony do lasu i zmuszony do wykopania własnego grobu. Miał wtedy 71 lat. Nie błagał o życie – tylko przestrzegł swoich oprawców, by „nie brali grzechu na duszę”. Dwóch z nich uciekło, nie wytrzymując jego spokoju i godności. Trzeci oddał śmiertelny strzał i zdjął z jego ręki złoty zegarek, który potem nosił przez wiele lat.

Kamień pamiątkowy Romana Skirmunta w Porzeczu. Zdjęcie 2013 rok, wikipedia.org

Ciało porzucono w lesie. Dopiero potem mieszkańcy Porzecza zabrali je i pochowali w parku, który sam Skirmunt zasadził rzadkimi drzewami i krzewami, które rosną tam do dziś. Na jego mogile stoi dziś krzyż i kamień pamiątkowy.

Opr. Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

Dzisiaj mija 85 lat od tragicznej śmierci Romana Skirmunta –  ziemianina z Polesia, polityka, premiera, wizjonera. W czasach, gdy wielu właścicieli ziemskich patrzyło na chłopów z góry, on budował dla nich domy, szkoły i drogi, płacił uczciwie za pracę i bronił ich praw nawet w

Dziś, 7 października 2025 roku, przypada Jubileusz 260. rocznicy urodzin Michała Kleofasa Ogińskiego – kompozytora, dyplomaty i reformatora, którego życie i twórczość na trwałe wpisały się w historię Europy Środkowo-Wschodniej.

Choć urodził się w XVIII wieku, jego polonezy wciąż poruszają serca, a jego pałac w Zalesiu – dziś na terenie Białorusi – pozostaje żywym pomnikiem wizji kultury ponad granicami. Ogiński był nie tylko autorem „Pożegnania Ojczyzny”, lecz także człowiekiem, który próbował pogodzić tradycję Rzeczypospolitej z ideami nowoczesnej Europy.

Jego jubileusz to okazja, by przypomnieć, jak wiele łączy nas z jego epoką – i jak wiele zawdzięczamy jego dziedzictwu.

Arystokrata z duszą kompozytora

Michał Kleofas Ogiński urodził się 7 października (25 września wg kalendarza juliańskiego) w 1765 roku na Mazowszu w Guzowie – 50 kilometrów od Warszawy. Ustalenia litewskich badaczy z lutego 2025 roku wskazują  jednak, że miejscem urodzin kompozytora mógł być zupełnie inny region. Nieznany wcześniej zapis chrztu odkrył w księgach metrykalnych kościoła w litewskiej miejscowości Salanty Paulius Vaniukhinas, przewodniczący zarządu Instytutu Genealogii, Heraldyki i Weksylologii oraz dyrektor Akademii Heraldyki. Z metryki wynika, że urodzony 25 września 1764 roku w okolicach Salanty na Żmudzi (obecnie okręg kłajpedzki na zachodzie Litwy – red.) Michał Kleofas Ogiński został ochrzczony 29 września zwykłą wodą w miejscowym kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Kwestia miejsca urodzin kompozytora może wywoływać spory  – bezsporne jest natomiast, że jego serce biło w rytmie wschodnich kresów Rzeczypospolitej.

Michał Kleofas pochodził bowiem z wpływowej rodziny magnackiej, która posiadała rozległe dobra na terenach dzisiejszej Białorusi, m.in. majątek w Zalesiu koło Smorgoni. To właśnie w malowniczym Zalesiu, w otoczeniu natury i kultury, dojrzewał talent muzyczny Ogińskiego.

Choć był politykiem, dyplomatą i mecenasem sztuki, to właśnie muzyka stała się jego najtrwalszym dziedzictwem. Jego słynne „Pożegnanie Ojczyzny” – polonez, który do dziś wzrusza kolejne pokolenia – powstał w dramatycznym momencie emigracji po upadku insurekcji kościuszkowskiej. Melodia ta, pełna melancholii, była echem osobistych przeżyć kompozytora i tęsknoty za rodzinnymi stronami.

Michał Kleofas Ogiński, Polonez „Pożegnanie Ojczyzny”, Wydawnictwo J. Kaufmann i F. Hösick, Zakład Litograficzny Wł. Otto, przed 1862 r., Warszawa, fot.: polona.pl

Utwór ten, pełen melancholii i patriotycznego żalu, do dziś uznawany jest za jedno z najważniejszych dzieł muzyki polskiej. W Zalesiu Ogiński stworzył atmosferę sprzyjającą twórczości – organizował koncerty, prowadził salon artystyczny, a jego pałac był miejscem spotkań intelektualistów.

Jak pisał „Kurier Wileński”: „Za czasów M. K. Ogińskiego Zalesie słynęło jako ważny ośrodek kultury, gdzie odbywało się wiele imprez muzycznych. W Zalesiu na pierwszych skrzypcach grał M. K. Ogiński, a słynny hiszpański skrypek — na drugich skrzypcach, dyrektor imperatorskiego teatru w Petersburgu — na wiolonczeli”.

„Ogiński był Chopinem przed Chopinem” – powiedział kiedyś muzykolog Zdzisław Jachimecki, podkreślając emocjonalną głębię jego kompozycji i ich wpływ na późniejszych twórców romantyzmu. Zalesie, gdzie spędził wiele lat, stało się nie tylko jego domem, ale też centrum życia artystycznego. Dziś to miejsce, znajdujące się na terenie Białorusi, jest jednym z najważniejszych punktów na mapie powiązań kultur polskiej i białoruskiej.

Reformator z wizją

Ogiński był nie tylko muzykiem, ale też zwolennikiem reform i modernizacji państwa. W czasie Sejmu Czteroletniego opowiadał się za wzmocnieniem władzy wykonawczej i unowocześnieniem struktur państwowych. Po powrocie z emigracji wprowadzał nowoczesne metody zarządzania w swoich majątkach, wspierał edukację i rozwój lokalnej kultury.

Zalesie pod jego rządami stało się nie tylko centrum muzyki, ale też miejscem rozwoju społecznego. Organizowano tam spotkania polityczne, dyskusje o przyszłości regionu, a przy okazji – przesłuchania nowych utworów muzycznych i teatralnych. W tym czasie dorastała tam jego córka Amelia, która również została kompozytorką.

W 1811 roku Ogiński opracował projekt odtworzenia Wielkiego Księstwa Litewskiego i wręczył go carowi Aleksandrowi I. Choć projekt nie został zrealizowany, świadczył o głębokim przywiązaniu kompozytora do tradycji litewsko-białoruskiej i chęci zachowania tej tożsamości.

Klęska nadziei napoleońskich i powrót do Zalesia

Ogiński był nie tylko artystą, ale też człowiekiem czynu. Jako dyplomata służył Rzeczypospolitej, a później próbował ratować jej resztki w rozmowach z Napoleonem. Wierzył, że możliwe jest odrodzenie państwa polskiego, nawet jeśli miałoby to oznaczać trudne kompromisy. Jego misje dyplomatyczne prowadziły go przez Europę, ale w dalekich podróżach musiał wracać myślami do swoich majątków na historycznej Litwie, obejmującej tereny współczesnej Białorusi.

Po klęsce nadziei napoleońskich, Ogiński osiadł w Zalesiu, gdzie próbował stworzyć enklawę kultury i edukacji. Wierzył, że nawet w czasach politycznej stagnacji można budować przyszłość poprzez sztukę i naukę. W jego pałacu działała szkoła muzyczna, a on sam uczył młodych kompozytorów – wielu z nich pochodziło z okolicznych terenów współczesnej Białorusi.

Pałac Ogińskich w Zalesiu, rys.: Napoleon Odra, źródło: Wikipedia.org

 Śmierć na obczyźnie

W roku 1822 roku Ogiński przeniósł się na stałe do Włoch i w roku 1823 zamieszkał we Florencji, w której zmarł dziesięć lat później -15 października 1833 roku. Został pochowany w kaplicy Castellanich w Panteonie wielkich osobowości w bazylice Santa Croce (Świętego Krzyża), obok Galileusza, Michała Anioła, Rossiniego, Machiavellego i Księżnych Czartoryskich.

Na jego grobie został zbudowany pomnik z białego marmuru. Na co dzień zwiedzającym bazylikę nie pozwala się wchodzić do kaplicy Castellanich ze względu na znajdujące się tam cenne groby i freski. Dwa lata temu dla portalu Znadniemna.pl kustosze zabytku zrobili jednak wyjątek i pozwolili zrobić kilka zdjęć.

Po prawej – grób M.K. Ogińskiego w kaplicy Castellanich, w Panteonie wielkich osobowości w bazylice Santa Croce, fot.: Znadniemna.pl

Pomnik na grobie M.K. Ogińskiego w kaplicy Castellanich, w Panteonie wielkich osobowości w bazylice Santa Croce, fot.: Znadniemna.pl

Dziedzictwo na pograniczu kultur

Po śmierci Ogińskiego w 1833 roku jego spuścizna zaczęła żyć własnym życiem. Pałac w Zalesiu popadł w ruinę, ale pamięć o kompozytorze przetrwała. W XXI wieku miejsce to zostało odrestaurowane i dziś pełni funkcję muzeum – jednego z najważniejszych ośrodków kultury polsko-białoruskiej.

Współczesny wygląd siedziby Ogińskich w Zalesiu (rej. smorgoński) na Białorusi, fot.: Wikipedia

Ogiński jest dziś postacią łączącą narody. W Polsce pamiętany jako twórca narodowego poloneza, na Białorusi – jako lokalny patron kultury i edukacji. Jego życie pokazuje, że historia nie zna prostych podziałów, a tożsamość może być wielowarstwowa i otwarta.

Opr. Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, na zdjęciu: portret Michała Kleofasa Ogińskiego, źródło: Wikipedia

Dziś, 7 października 2025 roku, przypada Jubileusz 260. rocznicy urodzin Michała Kleofasa Ogińskiego – kompozytora, dyplomaty i reformatora, którego życie i twórczość na trwałe wpisały się w historię Europy Środkowo-Wschodniej. Choć urodził się w XVIII wieku, jego polonezy wciąż poruszają serca, a jego pałac w

W najbliższą niedzielę, 12 października 2025 roku, na polskich granicach ruszy zaawansowany system Entry/Exit System (EES), rejestrujący cyfrowo obywateli państw trzecich wjeżdżających i wyjeżdzających ze strefy Schengen. Umożliwi on błyskawiczny dostęp do danych o pobycie obcokrajowca. To początek końca stempli w paszportach. System zarejestruje dane biometryczne wszystkich podróżnych spoza UE.

Polska, jako jeden z pierwszych krajów UE, jest w pełni gotowa do rozpoczęcia kontroli z użyciem tego nowoczesnego, zintegrowanego systemu kontroli europejskich granic. Entry/Exit System obejmie  w Polsce wszystkie przejścia graniczne – drogowe, kolejowe, lotnicze i morskie. Nowy system zapewni wszystkim służbom porządkowym w Unii Europejskiej szybki dostęp do danych o dacie i miejscu wjazdu cudzoziemca do strefy Schengen, a także jego statusie pobytowym – niezależnie od kraju UE, w którym się znajduje.

To narzędzie zwiększy bezpieczeństwo, usprawni zbieranie informacji o osobach przekraczających granice i ułatwi pracę naszych funkcjonariuszy. Polska jest liderem wśród krajów europejskich pod względem gotowości do uruchomienia zintegrowanego systemu EES

– powiedział minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński.

Koniec ze stemplami w paszportach 

EES to konkretne narzędzie zapewniające bezpieczeństwo granic. Dzięki systemowi EES państwo wzmacnia kontrolę nad tym, kto przebywa na naszym terytorium. Doprowadzi do wykluczenia nielegalnego przepływu osób. Rejestracja danych biometrycznych to najlepsze rozwiązanie pozwalające bezbłędnie identyfikować tożsamość cudzoziemców i znacznie ograniczyć ryzyko związane z fałszerstwem lub kradzieżą tożsamości.

Docelowo – od 10 kwietnia 2026 r. – zakończy się podbijanie stempli w paszportach cudzoziemców. Zastąpi je cyfrowy System Wjazdu/Wyjazdu, który – z pewnymi wyjątkami – będzie rejestrował dane biometryczne obywateli państw spoza UE, dane z dokumentu podróży oraz daty podróży.

Jak to działa w praktyce?

Działanie nowego systemu łatwo zobrazować na przykładzie cudzoziemca spoza UE, który wjeżdża do strefy Schengen przykładowo w Hiszpanii. Jego wjazd jest rejestrowany przez hiszpańskie służby w systemie EES, który zapisuje jego dane biometryczne i odlicza czas pobytu na wizie turystycznej. Po kilku miesiącach cudzoziemiec zostaje wylegitymowany przez Policję na terenie Polski za, na przykład, śmiecenie na terenie lokalnego parku. Cudzoziemiec przedstawia policjantom fałszywy dokument tożsamości, ale polscy funkcjonariusze od razu widzą w systemie EES, że kontrolowany cudzoziemiec wjechał do strefy Schengen kilka miesięcy temu w Hiszpanii, posługiwał się inną tożsamością i jego legalny w UE pobyt upłynął. Tym samym, polskie służby mogą niezwłocznie podjąć kroki wobec cudzoziemca, bez dodatkowych procedur wymagających pozyskiwania informacji od zagranicznych partnerów.

Wdrażanie europejskich systemów informacyjnych w Polsce odbywa się sprawnie

Polska intensywnie przygotowuje się do wdrożenia systemu EES. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji odbyło się już 17. posiedzenie Rady Zespołu do spraw Zapewnienia Współpracy Polskiej Administracji Rządowej z Wielkoskalowymi Systemami Informacyjnymi Unii Europejskiej. Tematem przewodnim spotkania były przygotowania do uruchomienia EES oraz postępów we wdrażaniu pozostałych systemów informacyjnych Unii Europejskiej – ETIAS, Eurodac oraz ECSIS-TCN.

Dzięki tym systemom Polska, będąca częścią strefy Schengen, zyskuje lepszą ochronę przed zagrożeniami takimi, jak terroryzm, przestępczość zorganizowana czy nielegalny przepływ osób.

 Znadniemna.pl za MSWiA , źródło ilustracji: Gov.pl

W najbliższą niedzielę, 12 października 2025 roku, na polskich granicach ruszy zaawansowany system Entry/Exit System (EES), rejestrujący cyfrowo obywateli państw trzecich wjeżdżających i wyjeżdzających ze strefy Schengen. Umożliwi on błyskawiczny dostęp do danych o pobycie obcokrajowca. To początek końca stempli w paszportach. System zarejestruje dane

6 października przypada rocznica śmierci Czesława Jankowskiego – poety, publicysty, tłumacza, ideologa i działacza, który przez ponad pół wieku kształtował życie kulturalne i polityczne Wilna. Czesław Jankowski  był Polakiem, który urodził się w okolicy Oszmiany, czyli w tej części Wileńszczyzny, która współcześnie leży w granicach Białorusi. Oznacza to, że historia jego życia, a także spuścizna intelektualna, literacka i publicystyczna może być inspirująca dla Polaków mieszkających współcześnie za wschodnią granicą Polski, zarówno tych będących obywatelami Litwy, jak i tych, którzy mają obywatelstwo Białorusi.

Urodzony 9 grudnia 1857 roku w majątku Polany na ziemi oszmiańskiej, Czesław Jankowski od najmłodszych lat chłonął kulturę i języki. Po studiach w Warszawie i Krakowie osiadł w Wilnie, gdzie rozpoczął działalność publicystyczną i polityczną.

Od krajowości do etnograficznej Polski

W 1905 roku objął redakcję „Kuriera Litewskiego”, który pod jego kierownictwem stał się organem krajowców – zwolenników odrębności Litwy i Białorusi od Królestwa Polskiego. Występował pod pseudonimami C. Marwicz i Ligenza, a jego teksty nadawały ton debacie publicznej. Dziennik zyskał uznanie m.in. Bolesława Prusa, który chwalił jego stronę literacką. Po konflikcie z wydawcą – biskupem Edwardem Roppem – Jankowski założył „Głos Polski”, który jednak nie przetrwał długo. Swoje doświadczenia opisał w książce „W ciągu dwóch lat…: przyczynek do dziejów prasy polskiej na Litwie” (1908), uznawanej dziś za cenne źródło do dziejów prasy polskiej na Litwie.

Jego zaangażowanie nie ograniczało się do dziennikarstwa. Był inicjatorem budowy pomnika Adama Mickiewicza w Wilnie, członkiem Rady ds. teatralnych, współtwórcą Towarzystwa Przyjaciół Nauk i redaktorem wznowionego „Kalendarza Wileńskiego”. Jako deputowany do I Dumy Państwowej Imperium Rosyjskiego sekretarzował Kołu Posłów Polaków z Litwy i Rusi, a swoje poglądy na reformę ustrojową Rosji wyraził w broszurze „Co to jest konstytucja” (1905), gdzie pisał: „Nie ustawa, lecz duch konstytucji musi przeniknąć naród, by mogła ona żyć”.

Publicysta, tłumacz, kronikarz

Po przeniesieniu się do Warszawy w 1907 roku, Jankowski współpracował z wieloma tytułami prasowymi, m.in. „Słowem”, „Światem”, „Tygodnikiem Ilustrowanym” i „Prawdą”. W tym okresie zbliżył się do środowisk białoruskich, krytykując jednocześnie litewski nacjonalizm. Wybuch I wojny światowej skłonił go do rewizji poglądów – w broszurach „Naród polski i jego ojczyzna” oraz „Polska etnograficzna” (1914) opowiedział się za porzuceniem idei jagiellońskiej i skupieniu na terytorium etnicznie polskim. W dzienniku „Z dnia na dzień” (1923) opisał pierwsze lata okupacji niemieckiej, a w broszurze „Na ostrzu sprawiedliwości” (1918) tłumaczył się ze współpracy z „Godziną Polski” (dziennik, wydawany pod patronatem niemieckich władz okupacyjnych podczas I wojny światowej – red.), co wywołało ostracyzm środowisk niepodległościowych.

Po powrocie do Wilna w 1919 roku objął stanowisko kierownika Wydziału Prasowego Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich. Przewodniczył Komitetowi Pasa Neutralnego, przygotowując dokumentację dla Ligi Narodów w sprawie Wileńszczyzny. Choć jego program polityczny był już uznawany za anachroniczny, nie zrezygnował z aktywności publicystycznej. Współtworzył „Tygodnik Wileński”, pisał dla „Naszego Kraju” i „Gazety Krajowej”, a w końcu związał się z konserwatywnym „Słowem” Stanisława Cata-Mackiewicza, gdzie prowadził dodatek kulturalny i publikował felietony „Przechadzki po Wilnie” – satyryczne, błyskotliwe, podpisywane pseudonimem Jan Kanty Skierka.

Wilno – miasto, które kochał

Jankowski był nie tylko kronikarzem Wilna, ale aktywnym uczestnikiem życia kulturalnego miasta. Zabiegał o pomniki Syrokomli i Mickiewicza, wspierał rozwój Teatru Polskiego, organizował jubileusze literackie i redagował „Almanach literacki” (1926), zawierający biogramy 45 autorów. W 1926 roku obchodzono jubileusz 50-lecia jego pracy twórczej. Uroczystości odbyły się w „Lutni” (Teatrze Polskim – red.), a ich echo dotarło do prasy ogólnopolskiej. W broszurze „Gościom Wilna ku pamięci” (1927) Jankowski pisał: „Wilno nie jest tylko miejscem – jest stanem ducha, który nie przemija”.

Nasz bohater był prezesem wileńskiego oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich i Syndykatu Dziennikarzy Wileńskich. Jego miłość do miasta nad Wilią była widoczna w każdej publikacji, w każdym felietonie, w każdej inicjatywie społecznej.

Spuścizna, która trwa

Zmarł  Czesław Jankowski 6 października 1929 roku na raka żołądka. Pochowany został na Górce Literackiej cmentarza Na Rossie. Na jego nagrobku widnieje łacińska inskrypcja: qui numquam quievit quiescit – „który nigdy nie spoczywał, ten spoczywa”. Pomnik zaprojektował Bolesław Bałzukiewicz. Za zasługi dla literatury i pracy narodowej odznaczono go Orderem Polonia Restituta (1926), a za broszurę „Wrażenia rumuńskie” – Krzyżem Komandorskim Gwiazdy Rumuńskiej i komandorią Korony Rumuńskiej.

Historyk literatury Jan Tomkowski pisał o nim: „Jankowski był nie tylko poetą i tłumaczem, ale także sumieniem Wilna – jego głosem, jego pamięcią, jego niepokojem”. Dziś, w rocznicę jego śmierci, warto przypomnieć, że to właśnie tacy ludzie, urodzeni w części Wileńszczyzny (okolice Oszmiany), która leży w granicach współczesnej Białorusi, budowali duchowy fundament polskiej kultury na Kresach.

Opr. Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl, na zdjęciu: Czesław Jankowski w 1909 roku, fot.: Wikipedia

6 października przypada rocznica śmierci Czesława Jankowskiego – poety, publicysty, tłumacza, ideologa i działacza, który przez ponad pół wieku kształtował życie kulturalne i polityczne Wilna. Czesław Jankowski  był Polakiem, który urodził się w okolicy Oszmiany, czyli w tej części Wileńszczyzny, która współcześnie leży w granicach

Przejdź do treści