HomeStandard Blog Whole Post

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na Białorusi Znadniemna.pl, zablokowali także szefowi „GP” dostęp do tweetdecka – aplikacji do zarządzania Twitterem. Jak dowiedział się portal Niezalezna.pl – atak na powiązany z Telewizją Republiką serwis „Poland Daily” został dokonany z Rygi, stolicy Łotwy.

Rasa Jakilaitiene, rzeczniczka litewskiego ministra spraw zagranicznych, powiedziała, że fałszywa wiadomość została umieszczona na polskiej stronie internetowej.

Fałszywe wiadomości pojawiły się na Polanddaily.com. W zamieszczonym tam artykule znalazła się uwaga ministra Linkeviciusa, w której twierdził, że na Białoruś trzeba wysłać siły pokojowe – powiedziała rzeczniczka.

Rzeczniczka litwewskiego MSZ zwróciła uwagę, że dla podniesienia wiarygodności fake newsa w artykule pojawiała się także wzmianka na temat polskiego ministra spraw zagranicznych.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy wydało oświadczenie zaprzeczające fałszywym informacjom. Potwierdzono, że odpowiednie służby wszczęły już w tej sprawie dochodzenie.

Jest wysoce prawdopodobne, że trwa cyberatak informacyjny, który jest obecnie badany przez władze litewskie – czytamy w komunikacie.

Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” stracił dostęp do konta (zmieniono hasło), na którym wstawiono odnośnik do artykułu zamieszczonego na portalu Znadniemna.pl, który prowadzi Związek Polaków na Białorusi. Ów artykuł to także cyberprowokacja. Dowiadujemy się z niego, że „Polska i Litwa wzywają NATO do wysłania wojsk na Białoruś”.

Podrobiony artykuł na portalu „Poland Daily” nosił tytuł „Polska i Litwa naciskają na wysłanie wojsk na Białoruś”. Napisany był w języku angielskim i podobnie jak publikacja wrzucona na Znadniemna.pl, dezinformował o rzekomych naciskach Polski, Litwy i Stanów Zjednoczonych na NATO. W tekście pojawiły się też nazwiska ministra spraw zagranicznych Polski Zbigniewa Rau oraz Swiatłany Cichanouskiej. Na zdjęciu głównym umieszczono szefa litewskiej dyplomacji Linasa Linkevičiusa.

To nie pierwszy rosyjski atak na media związane ze „Strefą Wolnego Słowa”. Przypomnijmy: w maju 2020 r. portal Niezalezna.pl dwukrotnie padł ofiarą rosyjskich hakerów, którzy zmieniali treść naszych publikacji.

Na naszą stronę (a także na portale Telewizji Republika, Radia Szczecin, olsztyn24.pl oraz stronę gminy Orzysz, gdzie znajduje się garnizon) wstawiono artykuł pt. Amerykanie „chwalą” pobyt w Drawsku. „Jedyne czym mogą strzelić to gumki od majtek”

Gdy opublikowaliśmy informację o tym ataku, Rosjanie dokonali kolejnego włamania, zmieniając ją na „newsa”, że Niezalezna.pl przyznaje się do autorstwa wcześniejszego artykułu.

To nie koniec działań Moskwy przeciwko naszym mediom. Pod koniec maja na anglojęzycznym prorosyjskim portalu „The Duran” ukazał się „wywiad”, przeprowadzony rzekomo przez Katarzynę Gójską dla „Gazety Polskiej”. Rozmówcą wicenaczelnej tygodnika miał być amerykański generał broni Christopher G. Cavoli, dowódca sił amerykańskich w Europie. Nie trzeba chyba dodawać, że rozmowa, w której Cavoli twierdzi, że Polska i kraje bałtyckie są fatalnie zorganizowane pod względem militarnym, została w całości wymyślona.

Znadniemna.pl za niezalezna.pl

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy poinformowało, że w ramach złożonego fake newsa publikowano fake newsy, rzekomo powiązane z litewską dyplomacją. Dochodzenie w tej sprawie prowadzą już na Litwie odpowiednie służby. Hakerzy, którzy zaatakowali konto na Twitterze Tomasza Sakiewicza, stronę „Poland Daily” oraz portal Związku Polaków na

W 177. rocznicę urodzin jednego z najbardziej niejednoznacznych i fascynujących przedstawicieli kresowej arystokracji przypominamy postać hrabiego Zygmunta Pusłowskiego – człowieka o rozległych horyzontach intelektualnych, kolekcjonera, bibliofila i mecenasa sztuki, którego życie rozpięte było między Albertynem pod Słonimiem, Krakowem, Paryżem i Czarkowami nad Nidą.

Dziedzictwo wielkich rodów

O tym, jakim rajskim zakątkiem była ta posiadłość w XIX wieku, przypomina rycina Napoleona Ordy

Na tym międzywojennym zdjęciu można również dostrzec lwy, które nie zachowały się po prawej stronie budynku

Zygmunt Pusłowski herbu Szeliga urodził się 17 grudnia 1848 roku w Albertynie pod Słonimiem, w sercu dawnych dóbr Pusłowskich, których gniazdem rodowym od XVII wieku były Pieski. Przyszedł na świat w rodzinie o wyjątkowym znaczeniu politycznym, gospodarczym i kulturowym dla ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego i Królestwa Polskiego.

Ojcem Zygmunta był Władysław Pusłowski – oficer kawalergardów, przemysłowiec i finansista, człowiek o ogromnym talencie organizacyjnym i spekulacyjnym, a matką Genowefa z Druckich-Lubeckich, córka ministra skarbu Królestwa Polskiego, Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego. Wśród dziadków Zygmunta znaleźli się m.in. Wojciech Pusłowski, poseł na Sejm Czteroletni i marszałek szlachty słonimskiej, oraz jeden z najwybitniejszych polityków epoki Królestwa Kongresowego.

To właśnie zderzenie wielkiej fortuny, tradycji patriotycznych i skomplikowanych relacji z imperium rosyjskim ukształtowało środowisko, w którym dorastał przyszły kolekcjoner i mecenas.

Dzieciństwo na emigracji i powrót do kraju

Od lewej: August Przeździecki, Konstanty Przeździecki, Jan Zamoyski, Franciszek Pusłowski, Konstanty Potocki, Zygmunt Pusłowski, Konstanty Zamoyski. Fot.: cyfrowe.muzeumzamoyskich.pl

Śmierć ojca w 1859 roku oraz wcześniejsze tragedie rodzinne sprawiły, że z sześciu synów Władysława i Genowefy przeżyło tylko dwóch: Franciszek i Zygmunt. Wdowa wraz z dziećmi wyjechała na Zachód – przez blisko dekadę mieszkali głównie w Rzymie i Paryżu, w otoczeniu europejskich elit politycznych i artystycznych. Opiekę nad majątkiem przejął wuj, Franciszek Ksawery Pusłowski.

Zygmunt wrócił na ziemie polskie dopiero w 1868 roku. Był już wówczas ukształtowanym intelektualnie kosmopolitą – biegle posługiwał się językiem francuskim, interesował się historią, literaturą, sztuką i filozofią, choć nigdy nie potwierdzono formalnie jego wykształcenia akademickiego.

Małżeństwo i podział fortuny

Portret Marii Pusłowskiej, córki Piotra Moszyńskiego – sybiraka i krakowskiego ziemianina pędzla Jana Matejki. Fot: Facebook.com/kiesielovaola

Wkrótce po ślubie doszło do podziału ogromnego majątku Pusłowskich. Zygmunt otrzymał m.in. dobra Czarkowy w guberni kieleckiej, papiernię pod Wilnem, posiadłości na Litwie i Polesiu oraz dom przy Nowym Świecie w Warszawie. Podział ten nie był przypadkowy – w rodzinie uważano, że Zygmunt, jako humanista i esteta, nie ma „spekulacyjnej głowy” odziedziczonej przez ojca i dziada.

Mecenas i ekscentryk

Pałac Pusłowskich w Czarkowach, Józef Mehoffer, 1913 roku. Fot.: katalog Muzeum Narodowego w Krakowie

Zygmunt Pusłowski skupił się na odbudowie pałacu w Czarkowach, który stał się nie tylko siedzibą rodową, lecz także miejscem spotkań artystów, pisarzy i intelektualistów przełomu wieków. Równolegle w Krakowie stworzył rezydencję przy ul. Kolejowej – przebudowaną w stylu renesansowej willi genueńskiej przez Tadeusza Stryjeńskiego i Władysława Ekielskiego.

Obie posiadłości projektowano z myślą o kolekcjach dzieł sztuki i imponującej bibliotece, liczącej ponad 10 tysięcy woluminów: inkunabułów, rękopisów średniowiecznych, luksusowych edycji i „białych kruków”.

Pusłowski był jednym z najważniejszych mecenasów artystów Młodej Polski. Przyjaźnił się i wspierał m.in. Jacka Malczewskiego, Józefa Mehoffera, Olgę Boznańską i Ludwika Puszeta. W jego zbiorach znalazły się dzieła Cranacha, Lotto, Delacroix, Grottgera i Matejki, a także portrety rodziny wykonywane specjalnie na jego zamówienie.

Otaczała go aura ekscentryczności. Chodził w chłopskiej sukmanie lub orientalnej „termołamie”, w bibliotece trzymał szkielet w kontuszu z turkusami w oczodołach, głośno czytał teksty religijne i filozoficzne, improwizując „przepowiednie”. Stał się pierwowzorem jednej z postaci w powieści Bogusława Adamowicza W starym dworze.

Tragedie rodzinne i schyłek życia

Olga Boznańska, portret Franciszka Ksawerego Pusłowskiego, 1915 roku. W zbiorach Muzeum UJ, domena publiczna

Olga Boznańska, portret Zygmunta Pusłowskiego, 1915 roku. W zbiorach Muzeum UJ, domena publiczna

Zygmunt i Maria mieli czterech synów. Największym ciosem dla rodziny była samobójcza śmierć najmłodszego Włodzimierza w 1899 roku. Od tego momentu Pusłowski wycofał się z życia towarzyskiego, coraz więcej czasu spędzając w Czarkowach.

Zmarł 3 marca 1913 roku w Krakowie po długiej chorobie. Jego dziedzictwo – biblioteka, archiwum i kolekcje sztuki – przetrwało burzliwy XX wiek głównie dzięki jego synowi Franciszkowi Ksaweremu, który ostatecznie przekazał je Uniwersytetowi Jagiellońskiemu. Dziś Archiwum Pusłowskich stanowi jeden z cenniejszych zespołów rękopiśmiennych w Bibliotece Jagiellońskiej.

Zygmunt Pusłowski nie był typowym arystokratą swojej epoki. Nie budował potęgi gospodarczej, nie pełnił funkcji politycznych. Pozostawił jednak po sobie coś trwalszego: świadectwo, że w czasach zaborów troska o kulturę, pamięć rodu, sztukę i książkę była jedną z form służby narodowej.

Dla naszej części Europy – ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego – pozostaje postacią symboliczną: rodakiem, który łączył kresowe korzenie z europejskim wymiarem kultury.

Przygotowała Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

W 177. rocznicę urodzin jednego z najbardziej niejednoznacznych i fascynujących przedstawicieli kresowej arystokracji przypominamy postać hrabiego Zygmunta Pusłowskiego – człowieka o rozległych horyzontach intelektualnych, kolekcjonera, bibliofila i mecenasa sztuki, którego życie rozpięte było między Albertynem pod Słonimiem, Krakowem, Paryżem i Czarkowami nad Nidą. Dziedzictwo wielkich rodów [caption

Rada Języka Polskiego ogłosiła pakiet jedenastu zmian w zasadach pisowni, które zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2026 roku. Reforma ma na celu uproszczenie reguł, zmniejszenie liczby wyjątków i ujednolicenie zapisu wielu wyrazów. To najpoważniejsza korekta polskiej ortografii od 1936 roku.

Nowe zasady obejmą między innymi pisownię nazw mieszkańców miast, dzielnic i osiedli, które odtąd będą zapisywane wielką literą, jak na przykład Warszawianin, Mokotowianin czy Nowohucianin. Dopuszczono także równoległe użycie małej i wielkiej litery w przypadku potocznych nazw etnicznych, takich jak angol/Angol czy kitajec/Kitajec. Zmieniona zostanie pisownia wyrażeń typu „nienajlepszy”, które odtąd będą zapisywane łącznie. Ujednolicono również zapis nazw nagród i wydarzeń, co oznacza, że poprawną formą będzie „Nagroda Nobla”. Reforma obejmuje także przygotowanie nowego słownika ortograficznego, który ma zawierać około 100 tysięcy haseł i być dostępny w wersji książkowej, elektronicznej oraz mobilnej.

Poprzednia tak szeroka reforma miała miejsce w 1936 roku i wprowadziła między innymi ujednolicenie pisowni „nie” z przymiotnikami i przysłówkami oraz uporządkowała użycie wielkich liter. W kolejnych dekadach zmiany miały charakter punktowy, dotyczyły głównie szczegółowych reguł związanych z nazwami geograficznymi czy zapisem skrótów. W 1997 roku Rada Języka Polskiego ogłosiła korekty w pisowni niektórych wyrazów obcych i nazw własnych, jednak nie miały one charakteru systemowego. Obecna reforma jest więc pierwszą od prawie dziewięćdziesięciu lat próbą kompleksowego uporządkowania ortografii i interpunkcji.

Zmiany będą obowiązywać od 2026 roku, ale przez kilka lat na egzaminach akceptowane będą zarówno stare, jak i nowe zasady. Ma to ułatwić proces przejścia i dać czas na dostosowanie podręczników oraz materiałów dydaktycznych. Reforma ma odzwierciedlać praktykę językową, ponieważ wiele nowych reguł już funkcjonuje w codziennym użyciu.

 Znadniemna.pl na podstawie Rada Języka Polskiego, na zdjęciu: okładka Małego słownika ortograficznego, fot.: publikacje.pan.pl

 

Rada Języka Polskiego ogłosiła pakiet jedenastu zmian w zasadach pisowni, które zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2026 roku. Reforma ma na celu uproszczenie reguł, zmniejszenie liczby wyjątków i ujednolicenie zapisu wielu wyrazów. To najpoważniejsza korekta polskiej ortografii od 1936 roku. Nowe zasady obejmą między innymi pisownię

Dokładnie trzydzieści lat temu, 17 grudnia 1995 roku, w Londynie zmarła Karolina Borchardt – pierwsza Polka, która zdobyła licencję pilota i samodzielnie wzbiła się w powietrze. Jej życie było świadectwem odwagi i pasji, a jej osiągnięcia w lotnictwie na trwałe wpisały się w historię polskiej awiacji.

Dzieciństwo i młodość

Karolina Borchardt z domu Iwaszkiewicz urodziła się 26 lipca 1905 roku w Mińsku. Dorastała w rodzinie inteligenckiej, gdzie ceniono naukę i kulturę, co ukształtowało otwartość  dziewczyny na nowe wyzwania i zainteresowanie światem techniki. Po ukończeniu w Mińsku szkoły podstawowej Karolina kontynuowała naukę w Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie – była to jedna z najbardziej prestiżowych szkół ponadpodstawowych w regionie, oferująca wysoki poziom kształcenia i przygotowanie do studiów wyższych. Po ukończeniu gimnazjum młoda ambitna kresowianka przeniosła się do Krakowa, gdzie rozpoczęła studia w Wyższej Szkole Handlowej.

To właśnie w Krakowie nasza bohaterka zetknęła się z Akademickim Aeroklubem Krakowskim. W tym środowisku odkryła swoją pasję do lotnictwa, które w latach 20. XX wieku było symbolem nowoczesności i postępu. Jej decyzja o podjęciu szkolenia pilotażowego była odważnym krokiem w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

Pierwsze loty i sukcesy

W 1928 roku Borchardt ukończyła szkolenie pilotażowe i – jako pierwsza kobieta w Polsce – odbyła samodzielne loty. Ten moment był przełomowy nie tylko dla niej, ale i dla całego polskiego lotnictwa, które po raz pierwszy musiało uznać kobiecą obecność w kokpicie samolotu.

Jeszcze w tym samym roku Karolina udowodniła, że jej talent nie ogranicza się do symbolicznego „pierwszego lotu”. Podczas II Krajowego Konkursu Awionetek, wspólnie z Józefem Bargielem, nasza krajanka zdobyła pierwsze miejsce i tytuł Mistrzów Polski, lecąc samolotem DKD-IV. Jej zwycięstwo stało się wydarzeniem symbolicznym – kobieta nie tylko rywalizowała bowiem z mężczyznami, ale ich pokonała.

Małżeństwo i rodzina

Rok 1928 stał się dla naszej krajanki także rokiem, w którym wyszła za mąż za Karola Olgierda Borchardta, późniejszego znanego pisarza marynistycznego. Ich związek łączył dwie silne osobowości – pionierkę lotnictwa i przyszłego autora kultowych opowieści o morzu.

Wkrótce na świecie pojawiła się ich córka Danuta. Rodzina stała się dla Karoliny ostoją w trudnych czasach, a jednocześnie nie zatrzymała jej ambicji zawodowych. Łączyła życie rodzinne z pasją do latania, co czyniło jej biografię jeszcze bardziej niezwykłą.

Wojna i emigracja

Do wybuchu II wojny światowej Borchardt pracowała jako pilot-oblatywacz, testując nowe konstrukcje lotnicze. Karierę ambitnej kresowianki przerwała wojna, zmuszając do opuszczenia kraju. Wraz z córką  Karolina przedostała się przez Szwecję do Wielkiej Brytanii, gdzie znalazła nowe miejsce do życia.

Na emigracji podjęła pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych rządu RP na uchodźstwie. Choć nie mogła kontynuować kariery lotniczej, pozostała aktywna i zaangażowana w sprawy polskiej społeczności na obczyźnie, wspierając działania dyplomatyczne i organizacyjne.

Sztuka jako druga pasja Karoliny Borchardt

Choć Karolina Borchardt zapisała się w historii przede wszystkim jako pionierka polskiego lotnictwa, jej życie po wojnie nabrało zupełnie innego wymiaru. W latach 50. rozpoczęła studia malarskie na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie w Londynie, a następnie kształciła się także w Rzymie. To właśnie tam zetknęła się z europejskimi nurtami sztuki nowoczesnej, które zainspirowały ją do tworzenia obrazów o charakterze ekspresjonistycznym i abstrakcyjnym.

Obraz Karoliny Borchardt pt. LARGE MODERN ABSTRACT, 1965 rok, źródło: mutualart.com

Dyptyk autorstwa Karoliny Borchardt pt. „Landscape Sun & Cliffs’ and 'Abstract Interior”, źródło: davidlay.co.uk

Twórczość naszej krajanki była odważna i pełna energii – podobnie jak wcześniejsze lotnicze dokonania. Borchardt nie ograniczała się bowiem do jednego stylu, eksperymentowała z formą i kolorem, poszukując własnego języka artystycznego. Swoje prace wystawiała w Londynie, Paryżu i Nowym Jorku, co świadczy o tym, że jej sztuka była zauważana i doceniana także poza środowiskiem emigracyjnym.

Malarstwo energii i odwagi

Dla Borchardt malarstwo stało się sposobem wyrażania emocji i doświadczeń, których nie mogła już realizować w kokpicie samolotu. W jej obrazach często pojawiały się dynamiczne kompozycje, kontrastowe zestawienia barw i formy sugerujące ruch – jakby echo jej lotniczej przeszłości.

Choć nie pozostawiła po sobie wielkiej szkoły czy uczniów, jej dorobek artystyczny jest świadectwem niezwykłej wszechstronności. Karolina Borchardt była nie tylko pierwszą Polką-pilotką, ale także artystką, która potrafiła przełożyć energię i odwagę na język sztuki.

Nasza wszechstronnie uzdolniona krajanka zmarła 17 grudnia 1995 roku w Londynie. Dziś, w trzydziestą rocznicę jej śmierci, wspominamy ją jako kobietę, która przełamała bariery i udowodniła, że niebo stoi otworem także dla kobiet. Jej życie pozostaje świadectwem odwagi i pasji – od kokpitu samolotu po sztalugi malarskie.

 Opr. Walery Kowalewski, na zdjęciu: Karolina Borchardt (z domu Iwaszkiewicz), pierwsza polska pilotka, przy śmigle samolotu DKD-IV; lata 30. XX w., fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/14/1098/1, domena publiczna

Dokładnie trzydzieści lat temu, 17 grudnia 1995 roku, w Londynie zmarła Karolina Borchardt – pierwsza Polka, która zdobyła licencję pilota i samodzielnie wzbiła się w powietrze. Jej życie było świadectwem odwagi i pasji, a jej osiągnięcia w lotnictwie na trwałe wpisały się w historię polskiej

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało, że decyzja o przywróceniu pasażerskich połączeń kolejowych między Polską a Białorusią zależy od zapewnienia pełnego bezpieczeństwa granicy. Choć wiosną 2025 roku wygasł formalny termin zawieszenia ruchu, pociągi pasażerskie nie wróciły na trasę. Resort podkreśla, że otwarcie przejść kolejowych Kuźnica–Grodno i Terespol–Brześć będzie możliwe dopiero wtedy, gdy zagrożenie związane z masową migracją i prowokacjami ze strony białoruskich służb zostanie ograniczone.

Ruch pasażerski został wstrzymany w marcu 2020 roku w związku z pandemią COVID-19. Od tego czasu kolejne rozporządzenia rządu przedłużały zakaz kursów międzynarodowych, a ostatnie z nich obowiązywało aż do wiosny 2025 roku. Mimo wygaśnięcia tego przepisu, połączenia nie zostały wznowione – decyzja pozostała w gestii MSWiA, które jasno wskazuje, że priorytetem jest bezpieczeństwo granicy.

Na tle tych wydarzeń szczególnego znaczenia nabiera sprawa Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza polskiej mniejszości na Białorusi, który mimo szerokiej amnestii politycznej w grudniu 2025 roku nie został wypuszczony na wolność. Jego pozostawanie w więzieniu jest odbierane jako sygnał, że Mińsk nie jest gotów na realne odprężenie w relacjach z Warszawą. Podobnie jak brak wznowienia ruchu kolejowego, nie wypuszczenie Poczobuta pokazuje, że decyzje władz białoruskich mają charakter polityczny i są elementem szerszej strategii nacisku wobec Polski.

Historia połączeń kolejowych między Polską a Białorusią pokazuje, jak silnie transport zależy od sytuacji politycznej i bezpieczeństwa. Jeszcze przed 2020 rokiem popularne były kursy m.in. z Białegostoku do Grodna, które stanowiły ważny element komunikacji transgranicznej. Stopniowo jednak ograniczano ich liczbę, aż w końcu całkowicie zanikły. Dzisiejsze rozmowy o wznowieniu kursów mają więc wymiar praktyczny i symboliczny – mogą stać się sygnałem poprawy relacji, ale jednocześnie przypominają, że priorytetem pozostaje ochrona granicy i obywateli, a sprawa Poczobuta pokazuje, że droga do normalizacji stosunków wciąż jest daleka.

 Znadniemna.pl na podstawie Rynek-kolejowy.pl, na zdjęciu: pociąg z Polski tuż po przybyciu na dworzec w Grodnie przed 2020 rokiem, fot.: archiwum Znadniemna.pl

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało, że decyzja o przywróceniu pasażerskich połączeń kolejowych między Polską a Białorusią zależy od zapewnienia pełnego bezpieczeństwa granicy. Choć wiosną 2025 roku wygasł formalny termin zawieszenia ruchu, pociągi pasażerskie nie wróciły na trasę. Resort podkreśla, że otwarcie przejść kolejowych Kuźnica–Grodno

Jak już pisaliśmy, dzisiaj Jana Poczobut – córka więzionego na Białorusi dziennikarza Andrzeja Poczobuta – wystąpiła w Parlamencie Europejskim podczas uroczystości wręczenia Nagrody im. Sacharowa. Jej przemówienie, pełne emocji i wdzięczności, stało się symbolem walki o wolność słowa oraz solidarności z rodzinami więźniów politycznych.

Pełny tekst przemówienia w języku polskim (Jana wygłosiła je po angielsku) opublikował na Facebooku obecny na uroczystości doradca Marszałek Senatu RP ds. Polonii Robert Tyszkiewicz. Słowa wygłoszone przez Janę Poczobut publikujemy niżej:

 

 Znadniemna.pl  za Facebook.com/roberttyszkiewicz, fot.: Facebook.com

Jak już pisaliśmy, dzisiaj Jana Poczobut – córka więzionego na Białorusi dziennikarza Andrzeja Poczobuta – wystąpiła w Parlamencie Europejskim podczas uroczystości wręczenia Nagrody im. Sacharowa. Jej przemówienie, pełne emocji i wdzięczności, stało się symbolem walki o wolność słowa oraz solidarności z rodzinami więźniów politycznych. Pełny tekst

Dzisiaj – 16 grudnia 2025 roku – w Parlamencie Europejskim w Strasburgu odbyła się uroczystość wręczenia Nagrody im. Andrieja Sacharowa za Wolność Myśli. W imieniu uwięzionego dziennikarza i działacza polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, Andrzeja Poczobuta, wyróżnienie odebrała jego córka Jana.

Nagroda Sacharowa to najwyższe wyróżnienie przyznawane przez Unię Europejską za działania na rzecz praw człowieka. Podczas ceremonii przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola przypomniała, że odwaga Andrzeja w obliczu represji i jego niezłomna obrona praw polskiej mniejszości narodowej sprawiły, iż stał się symbolem oporu wobec reżimu Łukaszenki.

W swoim przemówieniu Jana Poczobut przypomniała, że ​​„od prawie pięciu lat żyjemy w ciszy, niepewności i bez osoby, którą kochamy”.

„Za każdym nazwiskiem w medialnych reportażach kryje się dom, historia i ludzie, którzy czekają. Mój ojciec to nie tylko osoba publiczna. To mąż, syn, przyjaciel. I przez te pięć lat nie wiedzieliśmy, jak się czuje ani czy jest bezpieczny. Ale każdego dnia wybieramy nadzieję, bo nadzieja to jedyna rzecz, której nam nie odebrano. A moja rodzina nie jest sama” – powiedziała córka Andrzeja.

„Wiele rodzin ma historie, które przypominają nasze. Wśród nich jest historia Mikołaja Statkiewicza, który zniknął bez żadnych informacji, bez kontaktu, bez odpowiedzi. Jego rodzina budzi się każdego ranka z tym samym strachem i tą samą nadzieją, które tak dobrze znamy. Wymawiam dziś jego nazwisko nie jako deklarację polityczną, ale jako przypomnienie, że za każdym milczeniem kryje się ludzkie życie i rodzina, która ma prawo znać prawdę. Kiedy wymawiamy te nazwiska na głos, przestają być statystykami. Stają się znów realne”.

Janie Poczobut w Strasburgu towarzyszyli Anna Kietlińska, przewodnicząca podlaskiego oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, oraz Robert Tyszkiewicz, doradca Marszałek Senatu RP ds. Polonii. Druga tegoroczna laureatka, gruzińska dziennikarka Mzia Amaglobeli, również nie mogła uczestniczyć w ceremonii. W jej imieniu nagrodę odebrały Irma Dimitradze z „Gazeti Batumelebi” oraz Khatuna Jinjikhadze z Gruzińskiej Fundacji Społeczeństwa Obywatelskiego.

Andrzej Poczobut został aresztowany 25 marca 2021 roku, a w lutym 2023  – skazany na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Zarzucono mu „działalność szkodzącą interesom państwa, podżeganie do nienawiści i rehabilitację nazizmu” – w praktyce  został ukarany za nazwanie agresją ataku ZSRR na Polskę w 1939 roku i za publikacje o działalności  Armii Krajowej, walczącej w okresie II wojny światowej z niemieckimi nazistami i sowieckimi komunistami, a przez reżim Łukaszenki uznawanej za formację zbrodniczą. Andrzej odbywa wyrok w kolonii karnej w Nowopołocku, gdzie jest izolowany, pozbawiany kontaktu z rodziną i często przetrzymywany w tak zwanej celi typu więziennego (więzienie w więzieniu).

13 grudnia reżim Łukaszenki wypuścił z więzień 123 więźniów politycznych, w tym noblistę Alesia Bialackiego. Andrzej Poczobut, choć oczekiwano, że zostanie wypuszczony, nie znalazł się wśród uwolnionych. Warszawa od lat zabiega o jego uwolnienie, jednak władze w Mińsku pozostają nieugięte. W połowie listopada polskie władze zdecydowały o otwarciu dwóch przejść granicznych z Białorusią, w tym przejścia w Bobrownikach, zamkniętego po wyroku skazującym Poczobuta, lecz nie przyniosło to oczekiwanego efektu.

Uroczystość w Strasburgu stała się nie tylko uhonorowaniem odwagi Andrzeja Poczobuta i Mzii Amaglobeli, ale także mocnym sygnałem solidarności Unii Europejskiej z tymi, którzy płacą najwyższą cenę za wolność słowa.

Znadniemna.pl na podstawie Parlament Europejskina zdjęciu: z Trybuny Parlamentu Europejskiego przemawia Jana Poczobut, córka Andrzeja Poczobuta,  laureata Nagrody im. Andrieja Sacharowa za Wolność Myśli,, fot.: Facebook.com/roberttyszkiewicz

Dzisiaj - 16 grudnia 2025 roku - w Parlamencie Europejskim w Strasburgu odbyła się uroczystość wręczenia Nagrody im. Andrieja Sacharowa za Wolność Myśli. W imieniu uwięzionego dziennikarza i działacza polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, Andrzeja Poczobuta, wyróżnienie odebrała jego córka Jana. Nagroda Sacharowa to najwyższe wyróżnienie

105 lat temu, 16 grudnia 1920 roku, w Pińsku urodził się Juliusz Nowina-Sokolnicki – polski polityk emigracyjny, działacz społeczny i kontrowersyjna postać w dziejach polskiej emigracji powojennej. Choć jego działalność budziła wiele sporów, to jednak przez niemal dwie dekady był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej sceny emigracyjnej, a jego życiorys jest świadectwem burzliwej historii Polaków na obczyźnie.

Pińsk – kresowe korzenie

Juliusz Nowina-Sokolnicki przyszedł na świat w rodzinie o silnych tradycjach patriotycznych i szlacheckich. Jego ojciec, Antoni Franciszek Emil Sokolnicki, wywodził się z rodu herbu Nowina, matka Irena ze Skirmuntów należała do znanej kresowej rodziny ziemiańskiej. Pińsk okresu międzywojennego był ważnym ośrodkiem administracyjnym i wojskowym II Rzeczypospolitej – miastem, w którym polskość współistniała z innymi kulturami, a świadomość państwowa była szczególnie silna.

Edukację średnią Juliusz Nowina-Sokolnicki odebrał w Gimnazjum i Liceum im. Józefa Piłsudskiego w Pińsku. Już w młodości interesował się historią i polityką, planując studia humanistyczne. Te plany przekreślił jednak wybuch wojny.

Wojna i konspiracja

We wrześniu 1939 roku, jako niespełna 19-latek, wziął udział w kampanii obronnej Polski w szeregach 84. Pułku Strzelców Poleskich. Po agresji Związku Sowieckiego dostał się do niewoli, z której zdołał uciec. Przez tereny okupowane dotarł do Warszawy, gdzie zaangażował się w działalność konspiracyjną.

W 1940 roku został aresztowany przez Gestapo i osadzony na Pawiaku, a następnie skierowany do obozu pracy. Z powodu ciężkiej choroby zwolniono go w 1942 roku. Do końca wojny pozostawał pod stałym zagrożeniem represji.

Emigracja – nowa walka o Polskę

Po 1945 roku, wobec ustanowienia w Polsce władzy komunistycznej, zdecydował się na emigrację. Przez Włochy i Francję dotarł do Wielkiej Brytanii, gdzie osiadł na stałe. Londyn stał się wówczas głównym centrum życia politycznego polskiej emigracji.

Nowina-Sokolnicki szybko włączył się w działalność środowisk niepodległościowych. Współpracował z organizacjami kombatanckimi, redagował pisma emigracyjne, uczestniczył w sporach ideowych dotyczących przyszłości Polski oraz legalności struktur państwowych na uchodźstwie.

Kluczowym momentem jego działalności była śmierć prezydenta RP na uchodźstwie Augusta Zaleskiego w 1972 roku. Wówczas Juliusz Nowina-Sokolnicki ogłosił się jego następcą i przyjął tytuł Prezydenta Wolnej Polski na Wychodźstwie.

Ta decyzja wywołała głęboki konflikt w środowiskach emigracyjnych. Większość z nich uznawała konstytucyjną sukcesję przekazywaną w ramach tzw. Rady Trzech i późniejszej linii prezydentów RP na uchodźstwie w Londynie. Roszczenia Nowiny-Sokolnickiego nie zostały oficjalnie uznane ani przez emigrację, ani przez władze III RP po 1989 roku.

Mimo to przez blisko dwadzieścia lat prowadził on własną działalność polityczną: powoływał „rządy”, nadawał odznaczenia, wydawał akty i odezwy, konsekwentnie negując legalność ustaleń jałtańskich i powojennego porządku politycznego w Europie Środkowo-Wschodniej.

Istotnym elementem jego aktywności była próba odtworzenia Orderu Świętego Stanisława jako symbolu ciągłości przedrozbiorowej i niepodległościowej tradycji Rzeczypospolitej. Działania te również budziły sprzeciw historyków i prawników, jednak znalazły zwolenników w środowiskach monarchistycznych i tradycjonalistycznych.

Schyłek działalności i śmierć

Po 1989 roku, wraz z odzyskaniem przez Polskę suwerenności i wyborem Lecha Wałęsy na prezydenta RP, Juliusz Nowina-Sokolnicki zakończył swoją aktywność polityczną. Zmarł 17 sierpnia 2009 roku w Colchesterze w Wielkiej Brytanii. Został pochowany w Polsce, w Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Kałkowie-Godowie.

Postać Juliusza Nowiny-Sokolnickiego pozostaje przedmiotem sporów. Historycy są zgodni co do jednego: był on produktem epoki wygnania, w której dramat utraty państwa, Kresów i ojczyzny prowadził do radykalnych postaw i trudnych decyzji.

15 lutego 1943 roku mianowany na stopień kapitana, a 1 stycznia 1945 roku mianowany podpułkownikiem, 15 sierpnia 1978 roku przeniesiony w stan spoczynku przez Ministra do Spraw Kombatantów w randze generała brygady.

Juliusz Nowina-Sokolnicki był członkiem wielu międzynarodowych organizacji. Posiadał szereg honorowych doktoratów oraz obywatelstw honorowych miast i stanów w USA. Otrzymał około 140 orderów i odznaczeń różnych krajów.

Dla Polaków z dawnych ziem wschodnich – jego los jest symbolem przerwanej ciągłości życia, ale też nieustępliwej walki o zachowanie pamięci, tożsamości i idei niepodległej Polski.

Opr. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl

105 lat temu, 16 grudnia 1920 roku, w Pińsku urodził się Juliusz Nowina-Sokolnicki – polski polityk emigracyjny, działacz społeczny i kontrowersyjna postać w dziejach polskiej emigracji powojennej. Choć jego działalność budziła wiele sporów, to jednak przez niemal dwie dekady był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci

Unia Europejska podjęła dziś, 15 grudnia 2025 roku, decyzję o rozszerzeniu sankcji wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki. Nowe kryteria pozwalają karać osoby i podmioty odpowiedzialne za działania hybrydowe, zakłócanie infrastruktury krytycznej oraz szerzenie dezinformacji. Decyzja zapadła podczas posiedzenia Rady UE ds. zagranicznych w Brukseli i zbiegła się w czasie z sygnałami z Waszyngtonu, gdzie administracja amerykańska rozważa złagodzenie restrykcji wobec Mińska w zamian za uwalnianie więźniów politycznych.

Litewskie źródła podkreślają, że to właśnie Wilno odegrało kluczową rolę w doprowadzeniu do dzisiejszego rozstrzygnięcia. W ostatnich miesiącach odnotowano setki przypadków wtargnięcia balonów przemytniczych w litewską przestrzeń powietrzną, co doprowadziło do zakłóceń w ruchu lotniczym i utrudnień dla dziesiątek tysięcy pasażerów. Władze Litwy traktują te działania jako element hybrydowej wojny prowadzonej przez Mińsk i alarmowały, że bez zdecydowanej reakcji Unii incydenty mogą się nasilać.

Prezydent Gitanas Nausėda oraz litewskie służby dyplomatyczne prowadzili intensywne rozmowy w Brukseli, wskazując, że balony przemytnicze są nie tylko narzędziem przemytu, lecz przede wszystkim formą destabilizacji regionu. Dzisiejsza decyzja UE daje Brukseli podstawy prawne do nakładania kolejnych sankcji – zarówno indywidualnych, jak i sektorowych – na osoby i podmioty powiązane z reżimem Łukaszenki.

Nowe sankcje oznaczają możliwość wpisania na czarne listy osób oraz podmiotów odpowiedzialnych za organizowanie lub wspieranie ataków hybrydowych. W praktyce obejmuje to zamrożenie aktywów, zakaz podróży oraz ograniczenia w handlu. Litwa, Polska i Łotwa apelują o dalsze kroki, w tym o stopniowe wprowadzanie embarga na wymianę handlową z Białorusią, aby skutecznie osłabić gospodarcze fundamenty reżimu.

Znadniemna.pl na podstawie Bankier.plzdjęcie ilustracyjne, fot.: fot. Stringer/TASS

Unia Europejska podjęła dziś, 15 grudnia 2025 roku, decyzję o rozszerzeniu sankcji wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki. Nowe kryteria pozwalają karać osoby i podmioty odpowiedzialne za działania hybrydowe, zakłócanie infrastruktury krytycznej oraz szerzenie dezinformacji. Decyzja zapadła podczas posiedzenia Rady UE ds. zagranicznych w Brukseli i zbiegła

W niedzielę, 14 grudnia 2025 roku, zabytkowy kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Jozafata Kuncewicza w Sopoćkiniach został poważnie zniszczony przez pożar. W reakcji na tragedię biskup grodzieński Włodzimierz Hulaj wystosował specjalny apel do wiernych, wyrażając głęboki ból i solidarność z parafianami oraz zachęcając do modlitwy i wsparcia w odbudowie świątyni.

Hierarcha podkreślił, że ogień dotknął nie tylko materialnego dziedzictwa, ale także duchowego serca wspólnoty. Zwrócił uwagę, że kościół w Sopoćkiniach był miejscem modlitwy, spotkań i pielęgnowania tradycji katolickiej na Grodzieńszczyźnie. Wyraził wdzięczność strażakom i wszystkim, którzy zaangażowali się w akcję ratunkową, a także zaapelował o jedność wiernych w obliczu tragedii.

Przyczyna pożaru wciąż jest ustalana. Jak poinformowały służby, rozważana jest wersja mówiąca o naruszeniu zasad eksploatacji pieców, urządzeń grzewczych i agregatów cieplnych.

Tak wyglądają zniszczenia wewnątrz kościoła, fot.: Grodnensis.by

Kościół w Sopoćkiniach ma bogatą historię. Pierwsza świątynia w tym miejscu powstała w XVII wieku, a obecny murowany kościół został wzniesiony w 1789 roku z fundacji hetmana wielkiego litewskiego Michała Kazimierza Ogińskiego. Przez wieki był ważnym ośrodkiem życia religijnego i kulturowego Polaków na Grodzieńszczyźnie. W czasach sowieckich świątynia była zamknięta, a w latach 80. XX wieku ucierpiała w wyniku pożaru, po czym została odbudowana dzięki staraniom wiernych.

Dzisiejszy dramat jest kolejnym ciosem dla lokalnej społeczności, która traktuje kościół jako symbol swojej tożsamości i wiary. Biskup Hulaj zaznaczył, że odbudowa będzie wymagała czasu i wysiłku, ale najważniejsze jest, aby wspólnota nie utraciła nadziei. Zachęcił wiernych do modlitwy w intencji parafii w Sopoćkiniach oraz do aktywnego wsparcia działań na rzecz odbudowy świątyni.

Znadniemna.pl na podstawie Grodnensis.by, fot.: Grodnensis.by

W niedzielę, 14 grudnia 2025 roku, zabytkowy kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Jozafata Kuncewicza w Sopoćkiniach został poważnie zniszczony przez pożar. W reakcji na tragedię biskup grodzieński Włodzimierz Hulaj wystosował specjalny apel do wiernych, wyrażając głęboki ból i solidarność z parafianami oraz zachęcając

Największe od lat wyzwolenie przez reżim Łukaszenki białoruskich więźniów politycznych nie objęło Andrzeja Poczobuta. Reżim uwolnił 13 grudnia 2025 roku 123 więźniów politycznych, w tym laureata Pokojowej Nagrody Nobla Aleśa Bialackiego, opozycyjną liderkę Maryję Kalesnikawą, adwokata Maksima Znaka, działaczy Centrum Praw Człowieka „Wiasna” Walentina Stefanowicza i Uładzia Łabkowicza, obywatela Polski Romana Gałuzę, byłego kandydata na prezydenta Wiktara Babarykę oraz politologa Aleksandra Fiadutę.

Decyzja władz w Mińsku jest elementem porozumienia z administracją USA, które przewiduje złagodzenie sankcji wobec eksportu białoruskiego potasu. Choć gest reżimu jest przedstawiany jako humanitarny, eksperci podkreślają, że ma on charakter czysto polityczny. Łukaszenko próbuje ocieplić relacje z Zachodem i wykorzystać uwolnionych więźniów jako element gry dyplomatycznej.

Większość z uwolnionych została natychmiast deportowana na Ukrainę, gdzie znaleźli się pod opieką organizacji międzynarodowych i lokalnych struktur wspierających uchodźców politycznych. To rozwiązanie ma ograniczyć ich wpływ na sytuację wewnętrzną w kraju, a jednocześnie pozwala Mińskowi pokazać gest wobec Zachodu bez ryzyka powrotu opozycji do aktywnej działalności na Białorusi.

Brak nazwiska Andrzeja Poczobuta na liście potwierdziło Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Rzecznik resortu podkreślił, że Poczobut pozostaje w kolonii karnej i jego sprawa nadal jest priorytetem dla polskiej dyplomacji.

Dzisiejsze zwolnienie więźniów politycznych to przełomowe wydarzenie, które może wpłynąć na relacje Białorusi z Zachodem. Symboliczne nazwiska – Bialacki, Kalesnikawa, Znak, Babaryka i Fiaduta – pokazują, że reżim Łukaszenki zdecydował się na największy gest wobec opozycji od lat, choć represje w kraju wciąż trwają.

 Znadniemna.pl, na zdjęciu: jadący w kierunku granicy z Ukrainą autokar z deportowanymi więźniami politycznymi z Białorusi. Deportowana Maryja Kalesnikawa demonstruje do kamery dłonie ułożone w kształcie serca, fot.: Centrum Przyjmowania Wniosków od Rosyjskich Żołnierzy ws. Przyjęcia do Niewoli/Threads.com

Największe od lat wyzwolenie przez reżim Łukaszenki białoruskich więźniów politycznych nie objęło Andrzeja Poczobuta. Reżim uwolnił 13 grudnia 2025 roku 123 więźniów politycznych, w tym laureata Pokojowej Nagrody Nobla Aleśa Bialackiego, opozycyjną liderkę Maryję Kalesnikawą, adwokata Maksima Znaka, działaczy Centrum Praw Człowieka „Wiasna” Walentina Stefanowicza

Przejdź do treści