HomeBiałoruśProf. Zdzisław Julian Winnicki: „Nawet wrogów traktuje się z szacunkiem”

Prof. Zdzisław Julian Winnicki: „Nawet wrogów traktuje się z szacunkiem”

Rozmowa z polskim politologiem, historykiem, prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego Zdzisławem Julianem Winnickim, prezesem Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Panie Profesorze, Straż Mogił Polskich na Wschodzie powstała w 1990 roku, a kiedy powstał pierwszy krzyż na Białorusi?

Nowiki

– Pierwszy krzyż był ustawiony w 1991 roku w Nowikach k. Sopoćkiń na miejscu śmierci gen. J. Olszyny-Wilczyńskiego. W tym samym roku był ustawiony krzyż w Niecieczy k. Lidy, w Kuropatach, dwa krzyże w Naczy k. Lidy i w Wawiórce w miejscu mogiły „Ponurego”. A w 1993 roku postawiliśmy krzyż w polnym jarze – w hołdzie żołnierzom Oddziałów Samoobrony Czynnej Ziemi Wileńskiej AK.

Kuropaty

Nieciecz

Nacza

Wawiórka

Który teraz zbezczeszczono przez władze białoruskie, zaorano mogiłę zbiorową około 40 żołnierzy Armii Krajowej Samoobrony Ziemi Wileńskiej

– Tak, zbezczeszczono krzyż Straży Mogił Polskich na Wschodzie. Ten akt bestialskiego, barbarzyńskiego wandalizmu miał miejsce w wiosce Kaczyce niedaleko wioski Rowiny w rejonie Korelicze, w dawnym powiecie nowogródzkim.

Czy może Pan Profesor opowiedzieć, jak powstawał ten krzyż?

– Ów krzyż osobiście ustawiałem z przyjaciółmi w obecności świadków strasznej bitwy mającej tam miejsce w styczniu 1945 roku. Ten krzyż – z tego, co mi wiadomo – był już wcześniej częściowo przemalowywany. Tak symbolicznie bezczeszczony. Ale tym razem już całkowicie zniszczono miejsce, w którym zginęło kilkudziesięciu żołnierzy zgrupowania „Tura”. To był ostatni dowódca oddziału Związku Walki Czynnej Ziemi Wileńskiej. Żołnierze tego oddziału przechodzili do Puszczy Nalibockiej. Pod Kaczycami – Rowinami dostali się w obławę całego pułku NKWD. W warunkach srogiej zimy (były ponad półmetrowe zaspy śniegu) nie byli w stanie się obronić. Zostali wybici. Częściowo dobici. A reszta została aresztowana.

Krzyż został usytuowany po dokładnym rozpoznaniu przez naszą ekipę – Straż Mogił Polskich – wśród ludności Kaczyc. Znalazł się człowiek, który doskonale pamiętał z opowieści rodziców, gdzie to było, i on wskazał nam to miejsce. Był to prawosławny Białorusin, który bardzo życzliwie się odniósł do naszej idei, i w tym miejscu ten krzyż ustawiliśmy w obecności członków oddziału ZPB w Nowogródku na czele z ówczesną prezeską śp. Zofią Boradyn. Zebrało się kilka osób ze wsi Kaczyce. Było piękne lato, był ksiądz proboszcz z Korelicz. Uroczystość była skromna, ale bardzo podniosła i wzruszająca.

A teraz ten grób jest zaorany…

– To jest barbarzyństwo. Nawet wrogów traktuje się z szacunkiem. Taka jest nasza wiara, nasze przekonanie. Tutaj takiego szacunku kompletnie zabrakło, a jeszcze dodatkowo miało to charakter zbezczeszczenia w sposób barbarzyński. Bestialskie ataki na polskie miejsca pamięci na Białorusi to groźny precedens.

To samo odbyło się w Mikuliszkach

Mikuliszki

– Sprawa cmentarza AK-owskiego w Mikuliszkach to barbarzyński ruch wobec naszych kombatantów – resztek żołnierzy Armii Krajowej. To jest wulgarne „splunięcie w twarz” Polsce. Od momentu, gdy zaczęły się aresztowania wśród działaczy Związku Polaków na Białorusi, a w szczególności, gdy osadzono w więzieniu Andrzeja Poczobuta, zarzucono Polakom na Białorusi, że gloryfikują tych, którzy stosowali „ludobójczą praktykę” wobec Białorusi. A miano na myśli żołnierzy Armii Krajowej walczących z Niemcami, Litwinami i z sowiecką partyzantką, która – oczywiście – prowokowała te zajścia. I z tego, co na pewno wiemy, od mniej więcej roku w białoruskich archiwach urzędują nie historycy, ale prokuratorzy, którzy poszukują rzekomych dowodów na to, że Armia Krajowa celowo niszczyła ludność białoruską.

Na razie nie znamy żadnych szczegółów co do sprawców tego ohydnego zdarzenia. Nie wiemy nic o nich. Ale wiemy, jaka jest praktyka! Istnieje przekonanie graniczące z pewnością, że nastąpiło to na skutek dyrektywy politycznej. Dyrektywy administracji państwowej. Ze szczególnym uwzględnieniem jednostek służb specjalnych, w tym KGB. Podejrzewamy sprawców tych okropnych rzeczy o przynależność do tych organów. Niemniej jestem przekonany, że akcja w Mikuliszkach miała charakter pewnego precedensu: próby zastraszenia, a jednocześnie pokazania Polsce, że bez zgody władz białoruskich nic tutaj nie będzie robione. Polskość nie będzie eksponowana, ani czczona!

W Wołkowysku przy ul. Sienkiewicza też zniszczono polskie miejsce pamięci

Wołkowysk

– Tam też krzyż ustawiałem, w miejscu, gdzie wg dokładnych danych świadków zdarzenia rozstrzelano grupę młodych łączników Armii Krajowej, z których jeden w czasie tego mordu głośno krzyczał „Nazywam się Gienikier, nazywam się Gienikier!” To nam opowiedziała pani, która słyszała to od osoby, która z kolei to słyszała. Przy naszym krzyżu stanął pomnik ufundowany przez miejscowy oddział ZPB. Dzisiaj wszystko to w sposób barbarzyński jest niszczone i hańbione.

Wtedy prezesem ZPB w Wołkowysku była pani Anna Sadowska?

– Dokładnie Anna Sadowska, która wiele lat z nami współpracowała.

Jak przebiegała tamta współpraca?

– Nie było żadnych problemów. Współpraca przebiegała doskonale. Anna Sadowska była świetnym prezesem ZPB, zabiegała też w inwestycje w postaci szkoły polskojęzycznej w Wołkowysku, co się pięknie udało. A poza tym z panią Sadowską już jako nie tylko Straż Mogił Polskich, ale także Oddział Dolnośląski „Wspólnoty Polskiej” organizowaliśmy wydarzenie, które było bardzo głośne w środowisku polskim na Białorusi, mianowicie – wymyśliliśmy coś w rodzaju Dni Kultury Polskiej w Wołkowysku. Polegały one na tym, że przywoziliśmy wykładowców, plansze, wystawy do pokazania, urządzaliśmy wystawy książek, które potem przekazywaliśmy bibliotece ZPB. Odbywało się to bardzo przyjaźnie, elegancko, z udziałem ówczesnego mera miasta, który nie miał nic przeciwko tej naszej pracy i udostępniał Dom Kultury w centrum miasta. Odbywało się to kilkakrotnie. W czasie jednej z akcji przywiozłem nawet na to miejsce dzisiaj już śp. Janusza Zakrzeńskiego, znakomitego aktora polskiego (zginął 10 kwietnia 2010 w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem – aut.), który dał przepiękny recital na deskach sceny Domu Kultury.

Teraz możemy tylko wspominać o tamtych czasach, chociaż nie były łatwe. A współpraca w Iwieńcu z panią Teresą Sobol? Czy była owocna?

Iwieniec

– Oczywiście że była. W ramach również Straży Mogił Polskich na Wschodzie ustaliliśmy, że Iwieniec był pierwszym miastem na terenie okupowanej Polski, w którym odbyło się powstanie w lipcu 1943 roku. W tym powstaniu miejscowe oddziały AK zajęły miasto, zlikwidowały duży garnizon niemiecki i uformowały zgrupowanie stołpecko-nalibockie Armii Krajowej. I nasza pierwsza wizyta w Iwieńcu polegała na tym, że ustawiliśmy również krzyż Straży Mogił Polskich, ale nie na mogile, tylko w hołdzie powstańcom iwienieckim na dziedzińcu tzw. Czerwonego kościoła.

Od tego czasu również w Iwieńcu organizowaliśmy na wzór tego, co robiliśmy w Wołkowysku, Dni Kultury Polskiej. Bardzo elegancko i miło to wspominamy, bo współpraca z ówczesnymi władzami miasta Iwieńca w tym zakresie była bardzo dobra. Te Dni polegały również na tym, że wygłaszaliśmy stosowne prelekcje, a nawet, co było ewenementem, wyświetliliśmy tam film – „Potop”. To był pierwszy od 1939 roku pokaz filmu polskiego w Iwieńcu. Później okazało się, że tych miejsc pamięci, szacunku, chwały naszej w okolicach Puszczy Nalibockiej jest więcej, ustawiliśmy tam jeszcze dwa krzyże, między innymi w Koźlikach.

Ile było na Białorusi krzyży Straży Mogił Polskich?

– Czterdzieści. I dwie kapliczki, jedna w Kodziołcach pod Grodnem, druga w Wojdagach koło Woronowa.

W rozmowie z dziennikarzem Niezalezna.pl Pan Profesor powiedział, że w przypadku Mikuliszek, gdyby wciągnięto tę zbiorową mogiłę do rejestru cmentarzy wojennych, byłaby ona w szczególny sposób chroniona, przynajmniej formalnie.

– Przez prawo międzynarodowe. Przy czym dokładnie nie wiem, czy ona była wciągnięta, czy nie, ale niemniej przecież ta mogiła, ten pomnik to funkcjonowało przez dwadzieścia lat, przez nieprzeszkadzanie w czasie budowy, porządkowania, to miejsce było już uświęcone, utrwalone i miało swoją postać. Tak czy owak to dwudziestoletnie funkcjonowanie tego faktycznie cmentarza wojennego uprawomocniło te mogiły.

A białoruski resort twierdzi, powołując się na miejscowe władze, że „wojennych pochowań i pochowań zagranicznych wojskowych nie zarejestrowano” na tym terytorium.

– Należałoby to sprawdzić, lecz nie powiedzą nam prawdy.

Właśnie w rozmowie z Niezalezna.pl Pan Profesor powiedział w związku z wojną na Ukrainie: propaganda wojenna jest taka, że pokazuje się tylko to, co się chce pokazać. Myślę, że to samo można powiedzieć o sytuacji na Białorusi.

– Zgadzam się.

W tej samej rozmowie Pan Profesor opowiadał, że zniszczenie polskich miejsc pamięci miało miejsce i wcześniej – w swoim czasie, też na Grodzieńszczyźnie, postawiono krzyże żołnierzom i oficerom Armii Krajowej i te krzyże zostały w nocy spiłowane. Kiedy to było?

– W 2013 roku (w 64. rocznicę śmierci bohatera 12 maja 2013 roku, z inicjatywy Fundacji Wolność i Demokracja oraz Związku Polaków na Białorusi, w miejscowości Raczkowszczyzna – red.). To była głośna sprawa. Chodziło o krzyż poświęcony porucznikowi „Olechowi”. To był porucznik Anatol Radziwonik, który do 1949 roku organizował opór przeciwko Sowietom. Był to bardzo ciekawy człowiek, bo był to rezerwowy oficer Wojska Polskiego, Białorusin prawosławnego wyznania, ale Polak w duszy.

Msza polowa w Raczkowszczyźnie

Już w październiku ubiegłego roku na nagrobkach w Kaczycach zauważono ślady wandalizmu: zostały oblane czarną farbą lub bitumem. Czy można było wtedy przewidzieć, że mogiła będzie całkiem zniszczona?

Kaczyce

– Nie, to było nie do wyobrażenia. Przecież takie odruchy nacjonalistów lub bolszewików zdarzają się, ludzie złej wiary i niewłaściwego szacunku do zmarłych są wszędzie, nie tylko na Białorusi. Natomiast takie odniesienie się w sposób negatywny do pomnika nie sugerowało, że pomnik będzie zniszczony w sposób urzędowy, że szczątki będą zaorane.

W Jodkiewiczach wykopali zwłoki ze zbiorowej mogiły 1918-1920, to już nie AK. Skąd takie czyny?

Jodkiewicze

– Tego przypadku dokładnie nie znam. To jest coś w rodzaju stałego kompleksu polskiego, który na Białorusi funkcjonuje jako kompleks takiej mentalności sowieckiej, ale czasami też białorusko-nacjonalistycznej. W związku z czym to jest takie pohańbienie i poniżenie polskości, która ciągle jak się okazuje dla władz białoruskich jest nie do przyjęcia że w ogóle istnieje.

Zbezczeszczenie mogił polskich odbyło się przed obchodami 78. rocznicy operacji „Ostra Brama”. Jak Pan Profesor myśli, czy może to być związane i zorganizowane właśnie z powodu tej rocznicy?

– Podejrzewam, że tak. Przecież w operacji „Ostra Brama” obok brygad wileńskich Armii Krajowej uczestniczyły bataliony AK głównie z Nowogródczyzny. I podejrzewam, że korelacja daty haniebnym czynem mogła być związana. Po prostu chciano dać do zrozumienia: wy możecie tu sobie swoje idee, pamięć, bohaterstwo czcić, a my wam pokażemy, że to nie jest wasze miejsce.

Faktycznie teraz przepisuje się historia nawet od czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego.

– Zgadza się.

Czym to grozi, Panie Profesorze?

– Grozi to czymś w rodzaju zakłamania świadomości społecznej, a z drugiej strony – nastawianiem negatywnym jednej części społeczeństwa do drugiej, czyli inaczej mówiąc działa się w celu wykopania jeszcze większej jamy pomiędzy polskim i białoruskim narodami.

13 lipca dziennikarka Kaciaryna Andrejewa po prawie dwóch latach więzienia dostała kolejny wyrok – ponad 8 lat więzienia – za „zdradę stanu”. Jak Pan myśli, czy to może być związane z tym, że współpracowała z nadającym z Polski Bełsatem?

– Pewnie też. To jest takie ostrzeżenie: nie pracujcie z nimi, nie przeciwstawiajcie się rządowi, reżimowi i trzymajcie się jak najdalej od Polski, inaczej będzie z wami to, co z panią Katarzyną.

Rozmawialiśmy rok temu z Panem Profesorem o losach Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta. Jak Pan uważa, czy ich sprawa też skończy się takimi okrutnymi wyrokami?

– Mam nadzieję, że nie. To jest nieco inna sytuacja. Wyrok, który pani przypomniała, to jest wyrok dla obywatelki Białorusi – Białorusinki. Natomiast Andżelika jak i Andrzej są ludźmi, o których stara się dbać państwo polskie. Pewnie jakieś działania nadal są prowadzone, ale to jest sprawa na tyle delikatna, że są nieujawniane. Miejmy nadzieję, że takich wyroków nie będzie i że może żadnych wyroków nie będzie.

Miejmy nadzieję. Spodziewamy się, że wystarczy im sił i zdrowia, żeby przetrwać. A jak Pan ocenia to, co się dzieje z polską oświatą na Białorusi?

– Jak wiadomo z medialnych przekazów, polskie szkoły od września przestaną być polskimi. Zresztą, to nie były polskie szkoły. To były dwie polskojęzyczne szkoły w Grodnie i w Wołkowysku. A więc tak naprawdę białoruskie z polskim językiem wykładowym. Ale od nowego roku szkolnego język polski w tych szkołach będzie zlikwidowany. W zamian wprowadzony zostanie język rosyjski obejmujący całość nauczania. A tak zwane fakultatywy, czyli polskie klasy w rozmaitych szkołach w miejscowościach zamieszkałych w dużej liczbie przez Polaków – na przykład w rejonie lidzkim, a nawet w Mińsku – też będą usunięte. Czyli nauczanie w języku polskim zostanie całkowicie zlikwidowane!

Jak Pan Profesor ocenia zarządzenie przez prezydenta Łukaszenkę ruchu bezwizowego na granicy polsko–białoruskiej. Co to właściwie znaczy? Jaki jest prawdziwy stosunek władz białoruskich do Polski?

– Stosunek władz białoruskich do Polski jest niezmiennie negatywny. W szczególności niezmiennie negatywny do mniejszości polskiej na Białorusi oraz do wszelkich przejawów polskiej aktywności i pamięci historycznej, która na tych ziemiach występuje niemal co krok. I nie stoi z tym w sprzeczności fakt, że Łukaszenka pokazuje, iż otwiera granice. Po prostu Białoruś czerpie z tego duże korzyści turystyczne.

W rozmowie z Niezalezna.pl Pan Profesor powiedział, że: „oddziały ZPB, których jest ponad sto, funkcjonują teraz na zasadzie towarzyskiej i bardzo – można powiedzieć – ostrożnie. W tej chwili jest to raczej działalność rodzinno-koleżeńsko-towarzyska, a nie pełnowymiarowa działalność społeczno-kulturalna. Tak że rodacy czekają na „odwilż”. I jestem głęboko przekonany, że jak tylko taka „odwilż” nastąpi, Związek Polaków na Białorusi odrodzi się. Skąd taka pewność?

– Można powiedzieć, że nasi rodacy funkcjonują w pewnym „zahibernowaniu”. Mimo formalnej likwidacji przez państwo białoruskie wciąż jest bardzo wiele oddziałów Związku Polaków na Białorusi. Związek Polaków na pewno się odrodzi, bo są Polacy, a tam, gdzie są Polacy, tam będzie odrodzenie polskie, choć może nie w takim zakresie, jak to sobie wyobrażaliśmy dwadzieścia lat temu. Polskość w duszy, polskość w pamięci pozostaje, a jednocześnie represje powodują, że ludzie utwierdzają się w swojej tożsamości i zapewne w momencie, gdy nastąpi odwilż, Związek Polaków też z tej zmarzliny powstanie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Tyszkiewicz z Wrocławia

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content