Mija 82. rocznica urodzin Eugeniusza Get-Stankiewicza, wszechstronnego artysty, grafika, scenografa, projektanta teatralnych lalek, twórcy medali, szyldów, kameralnych rzeźb, nauczyciela akademickiego.
Polska krytyczka sztuki Monika Małkowska nazwała go „kresowiakiem z ostatniego rzutu”.
Eugeniusz Get-Stankiewicz rzeczywiście był z pochodzenia kresowiakiem. Urodził się 14 maja 1942 roku w Oszmianie (obecnie centrum rejonowe na Białorusi w obwodzie grodzieńskim). Pod koniec wojny, w 1945 roku rodzice małego Gienia, Józef i Anna Stankiewiczowie, repatriowali się z dziećmi z Oszmiany, która po wojnie znalazła się w granicach ZSRR, na Ziemie Odzyskane do Polski.
Oto jak wędrówkę tę wspominał młodszy brat naszego bohatera Janusz Stankiewicz:
„ Z Oszmiany do Wschowy (centrum powiatu w województwie lubuskim -red.) jechaliśmy przez wiele dni pociągiem, na odkrytych platformach. Mama trzymała mnie przy piersi, Genia tuż obok, zawiniętego w kożuch. Musiało być zimno – wyruszyliśmy w lutym, do Wschowy przybyliśmy 3 maja 1945 roku. Ojciec jechał w innym wagonie, z krową Maliną, która w tej podróży ratowała nam życie. Poza tym mieliśmy worek sucharów, kawał słoniny i choinkowe ozdoby. Kolejne suchary potem mama latami suszyła we Wschowie. Bo przecież w każdej chwili mogło się coś zmienić.”
Wschowa okazała się dla przyszłego artysty miastem, w którym musiał ukończyć szkołę i zdać maturę. Studia podjął już we Wrocławiu – na wydziale architektury Politechniki Wrocławskiej, następnie przeniósł się do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Dyplom obronił już w wieku trzydzieści lat – w 1972 roku, ze specjalnością w plakacie (u Macieja Urbańca) i grafiki warsztatowej (u Stanisława Dawskiego). W latach 80. i pod koniec 90. prowadził Pracownię Grafiki Warsztatowej na wrocławskiej ASP, był też kierownikiem artystycznym Wydawnictwa Ossolineum.
Eugeniusz Get-Stankiewicz prawie nie pamiętał rodzinnej Oszmiany. Jego bliski przyjaciel Marek Stanielewicz wspominał, że Mistrz jednak odczuwał niewytłumaczalną więź z małą ojczyzną. Wybrał się do Oszmiany jeszcze w czasach głębokiej komuny, no i… się rozczarował.
W pamięci miał bowiem sielską miejscowość, przyjaznych ludzi, swojskie widoki, swojskie smaki, które pielęgnowała i potem jego mama. Za sowietów nic z tego tam nie zostało…
Niestety miasteczko w czasach Związku Radzieckiego straciło swój urok. Oszmiana sowiecka to nie była sielanka. W samym centrum postawiono paskudne bloczysko Domu Partii. Całe miasto zbrzydło. Jednak najgorsze były zmiany zachowania ludzi.
Wszyscy nieufni, skryci, z obawą patrzący na obcych, a nawet rodzina zestresowana, bo przecież źle widziane było okazywanie swoich polskich korzeni. Wszyscy się bali i wizyta Geta-Stankiewicza w małej ojczyźnie przebiegała w dość nerwowej atmosferze.
– Nie ma się co dziwić- to nie było i nadal nie jest państwo demokratyczne…- tłumaczył rozczarowanie artysty krainą dzieciństwa Marek Stanielewicz.
Get wrócił z Oszmiany rozczarowany, ale nie stłumił w sobie kresowych korzeni i tęsknoty za ziemią rodzinną. Stworzył na przykład autorską odmianę dziwnego collage’u z poszarpanymi brzegami, którą nazwał „oszmiańską szkołą passe-partout”. Niektóre prace artysty miały pieczątki „ Muzeum w Oszmianie”… Był to tylko żart, a raczej – niespełnione pragnienie.
Marek Stanielewicz znając te tęsknoty Geta sam pojechał do Oszmiany z myślą o zaplanowaniu i zorganizowaniu tam plenerowej wystawy plakatów Eugeniusza Stankiewicza- syna tej ziemi.
W Oszmianie pan Marek próbował dogadać się w tej sprawie w miejscowym regionalnym muzeum. Pani dyrektor placówki chętnie podjęła temat i wystawa miała być realizowana. Marek Stanielewicz nie chciał jednak sztywnej ekspozycji w salach muzeum. Miał wizje sztuki Geta, która wychodzi do ludzi.
Plakaty Stankiewicza miały być rozwieszone w różnych miejscach w pobliżu muzeum, ludzie mieli je spotykać na płotach, na murach i w całej przestrzeni. Mieli natknąć się na artystę, który stamtąd pochodził. To był ciekawy pomysł i zaakceptowany przez dyrektorkę. Pan Marek z radością przygotowywał wydruki plakatów i czekał na wystawę.
Niestety w ostatniej chwili dostał informacje, że wystawa nie może się odbyć i została odwołana. Nie odbyła się bo pomysł promowania polskiego artysty, niech nawet urodzonego w Oszmianie, nie spodobał się białoruskim władzom
Później panu Stanielewiczowi udało się zorganizować wystawę prac Eugeniusza Stankiewicza w Mińsku. W białoruskiej stolicy ekspozycja cieszyła się dużym uznaniem i obejrzało ją wielu miłośników sztuki. Wydano nawet katalog prac Geta w języku białoruskim.
Wrocławski artysta z Oszmiany zasłynął jako utalentowany plakacista. Robił plakaty – teatralne, okolicznościowe, muzyczne. Kiedy we Wrocławiu organizowane były koncerty „Jazz nad Odrą”, stał się jednym z głównych „oprawiaczy” imprezy. Zasłynął także plakatami dla „Solidarności” i „Solidarności Rolników Indywidualnych”. Wykonywał ilustracje, exlibrisy, dyplomy, a nawet – laurki. Żonglował swą nieprawdopodobną manualną sprawnością. Czasem celowo tworzył karykaturalne postacie, przerabiał je w groteskę, doprawiał żartem.
Najbardziej typowy element, pojawiający się we wszelkich kompozycjach artysty, to autoportret Stankiewicza, nazywany przez niego samego „łbem”.
Ze swej podobizny uczynił znak markowy. Wzorem Stańczyka, robił z siebie – w rysunkach – błazna, żeby skłonić innych do zadumy nad sobą. Gry i zabawy z profilowym (głównie) ujęciem własnej fizjonomii wyrażały jego sceptyczny stosunek do rzeczywistości.
Get-Stankiewicz sprzeciwiał się socjalizmowi ironią, żartem oraz… perfekcyjną robotą. Taką w niegdysiejszym stylu. Umiał narysować wszystko z naturalistyczną wiernością; każdy szkic potrafił przerzucić na blachę miedziorytniczą. Prowadził z PRL-owską cenzurą grę „na bystrość” – zauważą czy przegapią nieprawomyślny detal? – wspomina Monika Małkowska i dodaje, że „wszystko to łączył z twórczością niezależną, niekomercyjną”. Według krytyczki sztuki Mistrz „przez całe życie zachował niezawisłość intelektualną oraz moralną”.
W 2007 roku, na przykład, z własnej woli poddał się lustracji i to potrójnej: odręcznie wypisał oświadczenie lustracyjne (w trzech formatach, największy na folii syntetycznej, naklejonej na płótno wielkości 3×5 m). Ten gest uzasadnił tak: „Wykorzystałem oficjalny dokument. Ponieważ był brzydki, poprawiłem jego estetykę. Pracownicy IPN powinni mieć też kontakt ze sztuką”.
Na pozór dobroduszny i serdeczny w międzyludzkich kontaktach, Eugeniusz Get-Stankiewicz był daleki od optymizmu. Nie miał złudzeń co do bliźnich, czego dowodem jest jego praca pt. „Zrób to sam”. Skrzynka jak dla małego majsterklepki; w niej – elementy do montażu: krzyż, figurka ukrzyżowanego Chrystusa, cztery gwoździe i młotek.
Monika Małkowska wspominała, że Eugeniusz Get-Stankiewicz nie znosił „galeryjnego” konceptualizmu. „Uwielbiał za to konceptualne żarty w przestrzeni miejskiej, przeznaczone dla przypadkowych przechodniów”. Przykładem takiego żartu jest wykonana przez Mistrza „Tablica ku czci prostych działań”, informująca, że „1 + 1 = 2”.
Eugeniusz Get-Stankiewicz, który za życia stał się artystyczną legendą Wrocławia zmarł 10 kwietnia 2011 roku.
Pośmiertnie odznaczony w 2011 roku przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
W 2012 roku, również pośmiertnie otrzymał honorowe obywatelstwo Wrocławia „Civitate Wratislaviensis Donatus” i Wschowy, w której mieszkał po repatriacji na Ziemie Odzyskane z utraconej przez Polskę Oszmiany.
Pochowany został we Wrocławiu na Cmentarzu Osobowickim.
Znadniemna.pl na podstawie Kresowianie.info/Rzeczpospolita/Wikipedia.org