HomeBiałoruśIGNACY DOMEYKO. Szkic osobowości i duchowości

IGNACY DOMEYKO. Szkic osobowości i duchowości

Dzisiaj, 31 lipca, mija  220. rocznica urodzin wybitnego uczonego, uczestnika powstania listopadowego – Ignacego Domeyki.

Portret Ignacego Domeyki, autor wzoru Franciszek Tegazzo, rytownik Julian Schübeler, 1871, Biblioteka Narodowa, licencja PD, źródło: Polona

Nazwisko „Domeyko” kojarzy się najczęściej z „Panem Tadeuszem” Adama Mickiewicza, Filomatami, emigracją, a także z Chile. Działalność Ignacego Domeyki wiążemy zwykle z geologią i mineralogią. Przynależność do tajnego związku patriotycznego Filomatów na Litwie, emigracją we Francji, a przede wszystkim kilkudziesięcioletni pobyt w Chile spowodowały, że choć Domey­ko czuł się i był Polakiem, jest na równi uważany za Litwina (tam się urodził), Białorusina (tam leży obecnie Niedź­wiadka – miejsce urodzenia) i Chiłijczyka (był honorowym obywatelem tego kraju). Podsumowując – Ignacy Domey­ko był obywatelem świata.

Szkice biograficzne przedstawiają Domeyko jako człowieka o niezwy­kłych walorach i odkrywcę, a przy tym człowieka głębokiej wiary.

Dzieciństwo

Domeyko wychował się w rodzinie o głębokich tradycjach, w atmosferze patriotyzmu i religijności. Więź rodzinna wśród szlachty kresowej na Litwie była wartością nadrzędną. Jego światopogląd kształtował się w rodzinie, w murach Uniwersytetu Wileńskiego oraz w szere­gach związku Filomatów, którego dewi­zą było: braterstwo, nauka i cnota. Tym wartościom pozostał wierny do końca życia i przekazywał je wszędzie, gdzie rzuciły go losy patrioty – emigranta, uczonego – reformatora chilijskiej nauki i kultury, odkrywcy – podróżnika.

Ojciec Ignacego zmarł, gdy ten miał siedem lat. Matka wywarła duży wpływ na ukształtowanie uczuć patriotycznych i re­ligijnych Ignacego. Wdzięczność za takie wychowanie wyraził Domeyko nad gro­bem, kiedy na starość przybył w rodzin­ne strony z dalekiego Chile:

Matko moja! Niech te łzy pobożne będą Bogu na ofiarę za te obfite, które po uro­dzeniu wylałaś, kiedym był jeszcze scho­rzałym niemowlęciem, potem krnąbrnym, nieposłusznym dzieckiem, zapominającym rad i przestróg Twoich, i przy rozstaniu się, kiedy serce Twoje ostrzegało Ciebie, że mnie nie obaczysz i nie przyciśniesz nigdy do swego łona.

Matko moja! Któż mi, jeśli nie Ty, złożył pierwszy raz ręce do Boga, kto do ołtarza N. Panny do tego dziś owdowionego ko­ścioła poleciła Jej opiece.

To synowskie wyznanie można po­równać jedynie z modlitwą.

Młody Ignacy otrzymał dobre wy­chowanie oraz obycie towarzyskie. Mimo wczesnego osierocenia przez ojca, dzieciństwo miał pogodne i upo­rządkowane. Od dziesiątego roku życia pozostawał pod opieką swego stryja. Szkoła, do której uczęszczał, była pro­wadzona przez księży pijarów, miała wysoki poziom i dobrze przygotowała Domeyko do studiów uniwersyteckich.

Herb Uniwersytetu Wileńskiego

Domeyko był bodaj najmłodszym studentem Uniwersytetu Wileńskiego. Poza uzdolnieniami w zakresie nauk ścisłych udzielał się artystycznie – de­klamował wiersze, próbował swych sił w szkolnym teatrze, był towarzyski i lu­bił się bawić. Miał szczęście słuchać wy­kładów najlepszych profesorów epoki. Studia matematyczno – przyrodnicze, na­zywane wówczas filozoficznymi, ukoń­czył w 1820 r. Egzamin na stopień magi­stra filozofii zdał w dwa łata później.

Za działalność w szeregach Filare­tów Domeyko był więziony, a następ­nie skazany na pobyt na wsi pod nadzo­rem policyjnym. Po upadku powstania listopadowego, w którym wziął udział, musiał emigrować: najpierw do Nie­miec, potem do Francji. Po ukończeniu Szkoły Górniczej w Paryżu otwarła się możliwość wyjazdu do Chile.

Patriotyzm i altruizm

Na obczyźnie Domeyko całym ser­cem tkwił w rodzinnym kraju, tęsknił za Polską, śledził wydarzenia w Europie i w każdej chwili był gotów do powrotu, gdyby ojczyzna tego potrzebowała. Glo­ryfikował swoją Ojczyznę. Bezsilny wo­bec podziałów polskiej emigracji w Pa­ryżu, polecał jej los opiece Boga:

Wszystkie te zmartwienia i upokorze­nia przyjąć winniśmy cierpliwie, za pokutę grzechów narodu naszego i za nasze własne […]. Jakkolwiek przyszłość przed nami, jakkolwiek ma być przyszłość naszego narodu, niech się stanie wola święta Najwyższego.

Herb rodowy Domeyków w Domu Domeyki w Santiago

Szczególnie boleśnie tęsknił za Pol­ską w dalekim Chile, i wydawało się, że nie dotrwa do końca sześcioletniego kontraktu. Listy drogą morską dociera­ły wówczas z Europy w ciągu… trzech miesięcy.

Aconcagua z lotu ptaka. Droga Domeyki z Argentyny do Chile

Nigdy nie było mi tak źle jak teraz i jedy­nie w Bogu szukam pociechy, siły i ratunku. Bo też, w istocie, kiedym opuszczał kraj, tyle miałem na tym świecie osób, co mię kochały jak dziecko swoje i tyle ludzi kochałem, że prawie, zapominało się o Bogu. Odtąd wszy­scy wymarli z tych, co mię bardzo kochali.

W marcu 1846 r. w liście z Coąuimbo do Władysława Laskowicka w Pary­żu pisał:

Widzę cały świat otwarty przed sobą, jedyną Polskę zamkniętą, i tak mi duszno, tak duszno, że są chwile, których przeżyć niepodobna.

Puente del Inca (Argentyna) – szlak Domeyki przez Andy

Piętnaste święta wielkanocne poza krajem – w 1847 roku – spędził w stoli­cy Chile, Santiago:

Ciężki to los piętnastą Wielkanoc prze­cierpieć za krajem. Jeżeli przez cały rok tułaczego życia karmi się człowiek tęsk­notą jak powszednim chlebem, w wielkie dni uroczystych świąt podwaja się tęsknota i o niczym innym nie myślę jak o kraju [… ] Powtarzam wam, że dopókim widział bliżej siebie kraj niż starość, nie dbałem o nią […], dziś, kiedy widzę starość bliżej mnie niż kraj, źle się dzieje ze mną.

W listach do paryskich przyjaciół pro­sił głównie o wiadomości o Polsce. Nie tracił nadziei, że przyjdą lepsze czasy.

Czuję w sobie jeszcze noc i gotowość do trudów i do cierpień, ale rad bym, świe­ży i silny, przebyć na dzień, w którym do­prawdy będzie można pracować dla Polski, a nie tułać się nieczynne nie wiedzieć po ja­kiej ziemi […] A jeżeli nawet znajdzie mnie śmierć na cudzym gruncie pracującego, toć nie będzie też bez korzyści dla Polski, że między dalekim ludem, najdalszym od nas, będą wspominać o Polaku i będą dobrze ży­czyć i dobrze sprzyjać Polsce.

Gabinet Ignacego Domeyki z obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej

Tęsknota za Polską, wolną Polską oraz towarzyszami jego patriotycznej młodości, była uczuciem dominują­cym i trwałym, nigdy zaspokojonym. Polskę i Litwę przypominały mu nawet chilijskie krajobrazy i przyroda, a także miejscowa polityka. Na końcu świata o Polsce po prostu śnił.

Lubię Chili, a wzdycham do Polski.

W tym stwierdzeniu zawarł Domeyko głęboką rozterkę swych uczuć.

W liście do Waleriana Chełchowskiego, pisanym w Santiago 28 kwietnia 1872 r., zapewniał:

Mnie żadne bogactwa tego nowego świata, o które nigdy nie dbałem, ani pięk­ne niebo i góry, ani życzliwość, dobrobyt, co mówię, grób żony nie zatrzymają, jeże­li będę mógł z dziećmi wyrwać się stąd za Ocean i być bliżej Was, z Wami, i choć na jeden dzień przed śmiercią popatrzeć na ziemię naszą, do której ciągnie mnie taż sama miłość, co i ciebie wyhodowała. Już to jest ostatnie pragnienie, które jeszcze zostało mi dane spracowanej tylu niepowo­dzeniami duszy.

Cechą zjednującą Domeyce zwolen­ników, sympatię i szacunek był jego al­truizm. Bezinteresowność w sprawach publicznych, naukowych, a także dzia­łalność charytatywna cechowała jego życie nawet w trudnych dla niego same­go chwilach. Był wrażliwy na krzywdę i biedę, nie pozostawał obojętny wobec cierpiących. Przez cały czas emigracji paryskiej, a zwłaszcza podczas pobytu w Chile, gdzie jego sytuacja materialna była o wiele lepsza, pomagał bezinte­resownie, często anonimowo. Zabiegał o opiekę nad młodymi Chilijczykami, którzy udawali się do Francji na stu­dia; o pomoc prosił swoich polskich towarzyszy w Paryżu. Dochód ze sprze­danych w Paryżu książek i minera­łów przeznaczył na rzecz charytatywnej Komisji Funduszów Emigracyjnych.

Nauczyciel i profesor

W Coąuimbo zaczął pracę nauczycie­la od wybudowania szkoły, opracowania programu i… nauczeniu się języka hisz­pańskiego, w którym miał wykładać.

Przy nieograniczonej zaś ufności, jaką pokładano we mnie, jedynym prawidłem i obowiązkiem moim było trzymać się uczciwości i obmyślić to tylko, co mogłoby wyjść na dobro korzyść przyszłych moich uczniów […]. Starałem się też przyciągnąć ku sobie nieśmiałych uczniów; niejeden z nich dziwił się i chwalił się z tego przed drugim, że ja tak z nim rozmawiałem, jak oni między sobą, jak gdybym nie był profe­sorem. Na wszystko miałem czas i ochotę, nie brakło mi przy tym godzin na moje wła­sne prace analityczne i poszukiwanie nie­znanych dotąd gatunków minerałów.

W liście z 10 czerwca 1843 r. Domeyko ujawnił, z jaką pasją przystąpił do pra­cy w dalekim Chile:

Oto powiem wam, że z początku, jakiem tu przybył, jedyna rzecz, która mocniej mię pobudziła do niejakiego życia i czynności, była miłość nauki, jakaś żądza, może głu­pia, odkrycia czegoś nowego, wsławienia się […]. Teraz zdaje mi się, że znacznie ule­czony jestem z tej gorączki; raz, że coraz bardziej poznaję, jak są głupi uczeni tego świata, a po wtóre – jak małą jest wszelka nasza nauka w Mierę najprostszej, chociaż­by najsłabszej wiary.

Żegnając się z uczniami i profesora­mi w Liceum w Coąuimbo zalecał im, aby zachowali na całe życie pracowi­tość, a nade wszystko uczciwość:

[…] przywodziłem im zawsze na uwagę mądrość Stwórcy, nicość i ograniczony ro­zum, a potrzebę Wiary.

Był wówczas Domeyko przekona­ny, że kończy się jego chilijska kariera nauczyciela i profesora. Tymczasem, wbrew jego zamierzeniom, dopiero się zaczynała.

Miłość i małżeństwo

Portret Enriquety de Sotomayor – żony Ignacego Domeyki

Nastąpiło coś, czego Domeyko się najmniej spodziewał i co odmieniło jego życie; 46 letni profesor uniwersytetu za­kochał się swą pierwszą miłością. Oto jak opisywał swoje sercowe rozterki w latach do przyjaciół w Paryżu:

Bądź co bądź, moi kochani, nie masz rady, muszę żenić się […] Dziewczyna, z którą się żenię, jest młoda, piękna jak anioł, niewinna, pobożna; nie wiedzieć cze­mu pokochała mię od pierwszego widzenia […]. Domek mój cichy i spokojny napełnił się gwarem… Będę ja weselszy, spokojniej­szy? […]

Co też za zmiana w moim życiu! W tej samej izbie, gdzie tyle samotnych wie­czorów przetęskniłem […], siedzi żona piękna jak anioł, piętnastoletnia kobieta 0 wielkich czarnych oczach… W istocie byłem już natenczas oszalał z miłości… Tysiąc głupstw biegało po duszy, a rozum był jak wielkie mrowisko […]. Wiecie, że się zajmuję chemią, mineralogią, geologią, i ogromne foliały popisałem w tych materia­łach, po francusku i hiszpańsku, że byłem przez cały ten czas zakochany w zimnej, w najzimniejszej naturze, w skałach, krusz­cach i przedpotopowych stworzeniach. Wielka wtedy rewolucja zaszła we mnie; i nie żałuję tego, co się stało. Bogu niech będzie chwała za wszystko.

Ignacy Domeyko z żoną Enriquetą de Sotomayor, 1854, Biblioteka Narodowa w Chile, licencja PD, źródło: Memoria Chilena

Miesiąc później pisał:

Nie sądźcie, abym przez ożenienie moje już na zawsze osiadł w Ameryce, lub choć na moment przestał być Polakiem. Ożenie­nie moje w niczym nie odmieniło położenia mego względem kraju. Nie szukałem żony ani dla posagu, ani dla kariery, ani dla żad­nych względów światowych. Mam dziś to­warzyszkę, która mnie kocha, i z nią pojadę do Polski, jeżeli taka będzie wola Boża […]; Nieraz z nią projektujemy sobie zrobić wo­jaż do Europy, daj Boże, żeby tam pozostać można było w naszej Polsce, w naszej, nie cudzej, nie moskiewskiej […]; wszyscy po­kochacie ją serdecznie.

Portret Anny Domeyko, córki Ignacego Domeyki, fot. Walery Rzewuski, około 1875, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW

Służba nauce i obowiązki rektora

Po 14 latach pracy w Chile Domeyce powierzono misję reformy i organizacji szkolnictwa wyższego w Chile; został Delegatem Uniwersytetu, później jego wieloletnim rektorem. Zewsząd spo­tkały go zaszczyty i wyróżnienia; wie­le towarzystw naukowych ofiarowało mu swe członkostwo (Towarzystwo Literackie Krakowskie, Towarzystwo Przyrodników w Norymberdze, Akade­mia Umiejętności w Krakowie, Towa­rzystwo Nauk Ścisłych, Towarzystwo Naukowe w Getyndze i wiele innych); namawiano go nawet do kandydowa­nia na stanowisko deputowanego lub senatora. Domeyko publikował kolejne książki z geologii i mineralogii, a plonem niezwykłych podróży na ziemi Araukanów stała się książka „Araukania i jej mieszkańcy”. Pod jego nadzorem zbudowano nowy gmach uniwersytetu. Jako cudzoziemiec, mimo honorowego obywatelstwa Chile, Domeyko starał się pozostawać na uboczu wydarzeń politycznych:

Cala moja polityka w Chile była dotąd: rozszerzać oświatę, bronić ją od niedowiar­stwa i bezbożności. Dlatego spodziewam się dotrwać do końca bez narażenia się na ob­mierzłe nienawiści stronnictw.

Był jednak bacznym obserwatorem sceny politycznej. Z racji swego urzędu rektorskiego pozostawał w bliskich sto­sunkach w kolejnymi prezydentami kra­ju. Wiele jego uczniów zajmowało póź­niej wysokie stanowisko w parlamencie i rządzie chilijskim. Pisał na ten temat:

Tu, w Ameryce, cudzoziemcy, chociaż­by z najlepszymi intencjami, muszą stronić od politycznego życia i unikać wszelkiego udziału w rewolucyjnych zamieszkach. A do tego można służyć i być użytecznym bez hałasu. Prawdziwe ulepszenie w społeczeń­stwie przychodzi cicho, powolnie i spokoj­nie, rozwija się naturalnym porządkiem, wy­maga cierpliwości i wyrzeczenia się miłości własnej.

Dobrze znosił aktywność, zarówno fizyczną, jak i intelektualną. Możliwość podróżowania i eksploracji w terenie dodawały mu skrzydeł. Pasjonowało go poznawanie i odkrywanie nieznanego. Po trzymiesięcznej podróży naukowej po Chile, 10 czerwca 1843 r. pisał do przyjaciela:

Nigdy w życiu nie byłem tak zdrów i sil­ny, jak kiedym dotarł do śnieżystych wierz­chów i odetchnął wiosennym powietrzem przy topniejących lodach i spojrzał na drugą stronę Kordylierów w wasze strony. Wró­ciwszy do Coąuimbo, nieco ogłuchłem, ale mam nadzieję, że to rzecz przemijająca.

W lipcu tego samego roku potwier­dza, że głuchota samoistnie ustąpiła, ale inne troski i tęsknoty nie ustąpiły:

[ …] życie moje zawsze jednostajne, spokojne, zdrowe; nigdy nie jestem we­soły i choć jestem dobrze ze wszystkimi, choć mam huk znajomych i życzliwych, a od nikogo zdaje mi się nie cierpię żadnej przykrości, nie mam ni jednego przyjacie­la, z kim bym o wewnętrznych smutkach i cierpieniach mógł pomówić i kto by się nie znudził moją o Polsce rozmową. [… ] w sobie wszystko przeważać muszę i jedy­nemu Bogu polecać tajniki myśli moich.

W połowie grudnia w liście z Coąu­imbo do stryjów pisze:

Nie mogę jednak zataić, że z latami coraz smutniejsze myśli nasuwają mi się, coraz większa niecierpliwość i tęsknota… Straszno jest być cudzoziemcem, nawet między najlepszymi ludźmi, kiedy się za młodu nawykło być kochanym i jakże ko­chanymi! Od wszystkich, co mię otaczali.

W październiku 1845 r. pisze do La­skowicka:

Dzieję się ze mną jak z człowiekiem bardzo podeszłego wieku, któremu przed śmiercią zamykają się jeden po drugim zmysły: wzrok, słuch, powonienie; tak i mnie przychodzi odrywać się powoli od ludzi, których najmocniej kochałem; może dlatego, żebym już tylko Pana Boga kochać i o Nim jedynym myśleć.

Mapa autorstwa Ignacego Domeyki, 1845?, Biblioteka Narodowa w Chile, licencja PD, źródło: Memoria Chilena

Kierowanie uczelnią przysparzało Domeyce wielu kłopotów. Pośród nad­miaru obowiązków uniwersyteckich, u boku żony, a po jej śmierci troskliwej córki Anny, znajdował jednak chwile odpoczynku.

Wtenczas to doświadczam, jak dobrze jest być żonatym i mieć dzieciątko, które uśmiechem swoim niewinnym rozprasza i rozwidnia najcięższe chmury i mgły umy­słowe; tak byłem rad z córki, jak bym był rad z syna, bo jeśli dobry syn mógłby radą i szablą zasłużyć się Polsce, toć dobra cór­ka modlitwą i cnotą może więcej daleko przynieść pociechy i radości i uprosić u Bo­ga nieskończenie więcej.

W melancholijnym nastroju miał Nowy Rok 1870:

Czterdzieści już lat upłynęło od ostat­niego Nowego Roku, który przepędziłem u stryja [ na Litwie]; nie poddaję się latom i kto wie, jaki będzie ten nowy rok i czy się doczekam jego końca. Gdyby nie wiara i nadzieja w Bogu, to by się już człowiek skruszył i oniemiał.

Mimo osiemdziesiątego roku życia, będąc już na rządowej emeryturze, zo­stał po raz czwarty wybrany na stanowi­sko rektora Uniwersytetu Chilijskiego. Przyjął je warunkowo, gdyż był to jedy­ny sposób zażegnania konfliktów poli­tycznych między innymi kandydatami.

Wiara

Domeyko wychowany w tradycji li­tewskiej i polskiej religijności, był czło­wiekiem głębokiej wiary. Jego katoli­cyzm był naturalny; w sposób bezkon­fliktowy łączył wiarę z nauką. Swój los oraz los zniewolonej Ojczyzny oddawał w ręce Boga. Modlitwa była dla niego nie tylko rozmową z Bogiem, lecz speł­niała istotną rolę w podtrzymaniu tożsa­mości. Modlitwę po polsku zawdzięczał pamięć ojczystego języka. W pięknie przyrody, ojczystej i chilijskiej, postrze­gał dzieło Stwórcy. W atmosferze ko­ścioła znajdował ukojenie i wewnętrzny spokój. Syna Hermana, który wybrał drogę powołania, wspierał w sposób nadzwyczajny.

W1843 r. święta Bożego narodzenia spędził w górniczej osadzie Andacollo, niedaleko La Sereny, znanej z maryjne­go sanktuarium. Były to już dwunaste święta poza krajem. Pisał w pamiętniku:

Mieszkam na drugiej połowie świata; nie ma do kogo przemówić po polsku… Czegom się nauczył, o czym się przekonałem, to że człowiek mało co z siebie dobrego wy­myśli, jeżeli się nie umocni w wierze i nie oprze się na słowie Bożym. Zasługa polega na onej nieustannej wojnie, jaką musi pro­wadzić ze sobą, ze skłonnością ku złemu.

Prawdziwa mądrość nie jest z tego świa­ta […]. Dlatego wszystkimi siłami starać się winniśmy o wiarę, prosić o nią u Boga w prostocie serca, jak dzieci proszą chleba u ojca, a nie marnować rozumu na próż­nych wnioskach i wymysłach ludzkich, od których kamienieje dusza.

Najpewniejszym środkiem do osiągnię­cia wiary za łaską i miłosierdziem Bożym jest pokora i miłość bliźniego, ta szczytna i nieograniczona miłość, której przykład dał nam Zbawiciel umierając za nas, prze­baczając mordercom swoim… Ta miłość jest fundamentem cnót, ramieniem do najzaciętszego boju przeciw złemu, prze­ciw własnej dumie, głównej sprawczyni na­szych nieszczęść […]

Prawdziwa miłość bliźniego jest owego Samarytanina: widzieć w każdym człowie­ku brata, kochać tych nawet, co nas niena­widzą.

Andracollo przypominało mu polską Częstochowę z Jasną Górą. Opis słyn­nej fiesty w Andracollo, stanowi jeden z najbardziej wartościowych dokumen­tów o charakterze etnograficznym i reli­gijnym Chile.

Podczas uciążliwej wyprawy geolo­gicznej w Kordylierze La Kompania, na wysokiej górze pod gołym niebem Do­meyko medytował:

Wielkiej siły duszy potrzeba, żeby szczeblując po tych Kordylierach wznieść się aż do gwiaździstego sklepienia, a w całym utworze tej cudowniej przyrody wydziwić się rozumowi jej Stworzyciela. Im dalej od ziemi, tym bliżej nieba, a nie masz odpo­czynku dla myśli, bo choć się jej zda, że już nieskończoność dróg i światów przebieży, drugą taką nieskończoność jeszcze przeczu­je przed sobą.

Codzienna modlitwa po polsku była dla Domeyki istotnym czynnikiem pod­trzymującym umiejętność posługiwania się językiem ojczystym. Niemal w każ­dym liście do przyjaciół odnosił się do Boga i Jemu polecał swoją przyszłość. Możliwość praktyk religijnych była ważnym czynnikiem podtrzymywania duchowej łączności z bliskimi.

U progu osiemdziesiątych urodzin, podsumowuje lata spędzone w Chile, pisał:

Tymczasem praca powszednia nie usta­je; w całym szkolnym roku, który teraz koń­czę, a podobnych już 41 tu przecedziłem, nie opuściłem ani jednej lekcji, ani na jeden dzień nie zatrzymały mnie w domu choroba lub jakie niedołęstwa, a przy tym niemało się też nagryzmoliło i do tutejszych pism naukowych, i do paryskich, i do krakow­skich, i do warszawskich. Na wszystko wy­starcza czasu przy ochocie i pomocy Bożej, a że wszystkich bied, na jakie się skarżą lu­dzie na tym świecie, jednej tylko dotąd nie doznałem: nudy.

Pobyt na rodzinnej ziemi

Upływ czasu, intensywna praca, opie­ka nad dorastającymi dziećmi pomagały Domeyce wznoszeniu nostalgii za Oj­czyzną. Pragnienie odwiedzenia Polski stało się realnie, zwłaszcza że prezydent Chile zaoferował pokrycie kosztów tej podró­ży. Czteroletni pobyt w Polsce i w stro­nach rodzinnych był triumfalny.

Kiedy w Krakowskiej Akademii Umiejętności pytano Domeykę, jak to się stało, iż nie zapomniał ojczystego języka, odpowiedział: „jakże chcecie, Panowie, żebym zapomniał, kiedy za­wsze myślał em po polsku, modliłem się po polsku i kochałem po polsku”. Na toast podczas uroczystego przyję­cia do Akademii Umiejętności odpo­wiedział: „O skały Kordylierów ude­rzałem młotkiem, by ich echem zagłu­szyć tęsknotę”.

Odwiedził także Ziemię Świętą, Szwajcarię, Austrię, Niemcy i Rzym, gdzie był świadkiem wyświęcenia swe­go syna Hermana na kapłana. Co naj­ważniejsze jednak – odwiedził strony rodzinne na Litwie. Powrót do rodzinne­go domu miał szczególny koloryt emocjonalny. Mimo ostrej zimy Domeyko odczuwał prawdziwe ciepło rodzinnego domu. Jak nigdy cieszył się wewnętrz­nym spokojem i ukojeniem.

W drodze powrotnej do Chile stan zdrowia Domeyki znacznie się pogor­szył. Szczególnie źle zniósł końcowy etap morskiej podróży.

Przyjechałem do domu osłabiony z tą samą, ale pogorszoną chorobą.[…] Przy­znam się Tobie, że były momenty, nawet po przybyciu do Santiago, w których zdawało mi się, że był niedaleki koniec.

Ignacy Domeyko zmarł w swoim domu w Santiago 23 stycznia 1889 r.

Zamiast zakończenia

Pamięć Domeyki przetrwała we wszystkich krajach jego pobytu, zwłaszcza w Polsce, w Chile i na Litwie. W Chile upamiętniają go liczne nazwy: miejscowości, gór, portów, kopalń, ulic i placów, uniwersyteckich auli, minera­łów, roślin. Główne patio Uniwersytetu Chilijskiego prezentacyjnych auli noszą także jego imię. Jeden z campusów Uni­wersytetu w La Serenie (Universidad de La Serena) oraz muzeum Minera­logiczne – największy zbiór minera­łów Domeyki, nazwano również jego imieniem. Postać polskiego uczonego jest w Chile powszechnie znana i szano­wana. W świadomości mieszkańców te­go kraju jest wpisana tak głęboko, że wielu uważa go za Chilijczyka.

Domeyko był bacznym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości. Rejestro­wał ludzkie zachowania i codzienne zwy­czaje. Celnie opisywał charakterystyczne cechy przedstawicieli różnych narodo­wości, z którymi się spotykał, szczegól­nie Latynosów i Indian. Był wrażliwy na ludzki los, zauważał zwłaszcza ubogich, cierpiących i nad nimi pochylał się ze współczuciem i gestem pomocy.

Gdziekolwiek się znalazł, pozosta­wał pod urokiem krajobrazu. Przekazy­wał potomnym piękne opisy przyrody, ziemi, nieba, chmur, kwiatów i zwie­rząt. Wykształcenie i zawód narzucały mu widzenie świata przez pryzmat geo­logii. Z tego punktu widzenia obserwo­wał i opisywał nie tylko góry i doliny, ale także miasta.

Był świadom, że w pewnym sensie jest wybrańcem losu, któremu dane jest podróżować po krańce świata. Pisał „dla odszukiwania czasu”, w jakim żył; wszystko co widział pragnął przybliżyć swoim rodakom.

Był miłośnikiem wiedzy, ciągłe się uczył. Odczuwał nieposkromioną żądzę poznawania i odkrywania. Kiedy poże­gnał się z polityką emigracyjną i podjął studia na Sorbonie i w College de Fran­ce, pisał:

[… ] poczęła mi się odnawiać i z całą go­rączką recydywy odświeżać chęć połykania nauki, nie już z tekstów […], ale z pierwszej ręki, z ust i oczu samych że uczonych, któ­rych od młodości nawykły byłem czcić jako wynalazców i twórców nowożytnej nauki.

Domeyko ujawniał nadzwyczajną energię fizyczną, wytrwałość, a nawet upór w pokonywaniu trudów i prze­ciwności; doskonale znosił uciążliwe podróże. Dał wiele przykładów niezwy­kłej odwagi: fizycznej, intelektualnej i moralnej.

Jego naturalna skłonność i bezinte­resowność były źródłem wielkodusz­ności. Zachował przy tym niezależność i godność.

„W Domeyce nie było nic, co by nie było jasne, co by nie było wznio­słe” – mówił o nim Stanisław Tarnow­ski w Krakowie. Odbierając honorowy doktorat Uniwersytetu Jagiellońskiego jawił się jako „wcielenie najszlachet­niejszych i najzdrowszych sił i uczuć swego pokolenia”.

Wytrwałość i systematyczność Do­meyki zawdzięczamy tysiącom zapi­sanych niemal kaligraficznie stron pa­miętnika i listów.

W osobie Domeyki Polska i Litwa, choć zniewolone, miały najlepszego ambasadora i obrońcę polskiej i litew­skiej racji stanu. Ukształtowane przez niego pozytywne wyobrażenia i obraz Polaków stanowiły i nadal stanowią oparcie do rozwijania obustronnie ko­rzystnych stosunków między naszymi krajami. Tradycje te kultywuje wielo­pokoleniowa rodzina, z Doną Anitą Do­meyko de Salazar – wnuczką Ignacego na czele. Drzewo genealogiczne rodu Domeyków ma wiele gałęzi: litewską, polską, chilijską, australijską, amery­kańską, i liczy około 170 osób.

Do tej tradycji miałem zaszczyt na­wiązywać iż niej korzystać w odbudo­wywaniu stosunków dyplomatycznych Polski i Chile w latach 1991-1996, po kilkunastu latach chilijskiej dyktatury wojskowej.

Cnoty Ignacego Domeyki wyniosły go do panteonu autorytetów intelektu­alnych i moralnych na Litwie, w Pol­sce i w Chile. Uniwersytet Jagielloński obdarzył go najwyższym zaszczytem – doktoratem honoris causa, a Chile – honorowym obywatelem.

W 1996 r. w Chile zawiązała się gru­pa postulatorów, która podjęła starania o uznanie Ignacego Domeyki za Sługę Bożego w uznaniu jego bezprzykładne­go i heroicznego życia chrześcijańskie­go na emigracji, na obczyźnie. Uosabiał on i kultywował moralne wartości, jak miłość bliźniego, solidarność, sprawie­dliwość i międzynarodowe braterstwo. Formalny wniosek został sformułowany przez Korporację Kulturalną im. Ignace­go Domeyki, która powstała w Santia­go de Chile. Inicjatywa została przyjęta życzliwie przez władze kościelne.

Grobowiec Ignacego Domeyki na Cmentarzu Generalnym w Santiago

Na zakończenie warto przytoczyć słowa Ambasadora Chile w Warszawie, dra Maxinmo Lira Alcayaga, wypowie­dziane w 1993 r. z okazji przekazania przez Rektora Uniwersytetu Warszaw­skiego popiersia Ignacego Domeyki – daru dla Uniwersytetu Chilijskiego:

„Wybitne przymioty ludzkie i umy­słowe [Ignacego Domeyki], jego ogromne dzieło, jego osiągnięcia w na­uce i służbie chilijskiemu państwu, uczyniły z Ignacego Domeyki dosko­nałego rzecznika duchowego i cywili­zacyjnego dorobku Europy, biorącego czynny udział w naukowej i technicz­nej rewolucji swoich czasów. Uczyniły z niego wielkiego reformatora amery­kańskiej nauki i kultury. Tej pięknej postaci polskiego wychodźstwa, czło­wiekowi który potrafił przezwyciężyć dramat wygnania i tragedię swojego dalekiego kraju i przemienić je w twór­czą pracę dla swej Nowej Ojczyzny, składamy dzisiaj hołd”.

Zdzisław Jan Ryn

W dniu 6 lutego 2022 roku w wieku 84 lat zmarł w Krakowie Zdzisław Jan Ryn – dyplomata, profesor nauk medycznych, publicysta, podróżnik, miłośnik gór, badacz i wybitny znawca kultur andyjskich. W latach 1991 – 1996 pełnił misję Ambasadora RP w Chile zaś w latach 2007 – 2008 w Argentynie. Był autorem ponad 450 prac naukowych  i kilkuset publikacji popularnonaukowych, między innymi z takich dziedzin jak psychiatria kliniczna, medycyna górska, psychologia alpinizmu czy antropologia. Za swój wkład na rzecz  polsko – chilijskiej współpracy naukowo – badawczej w roku 1996 odznaczony został Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi Chile. Był także honorowym obywatelem miast  La Serena i Coquimbo. W roku 2018 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP uhonorowało go odznaką Bene Merito. Ambasador Zdzisław Jan Ryn był niezwykle lubiany i ceniony przez chilijską Polonię a także przez Chilijczyków, z którymi łączyły go węzły autentycznej i długoletniej przyjaźni.

Cześć Jego Pamięci…

Znadniemna.pl

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content