HomeReligiaCztery kobiece pokolenia w Kościele: historia jednej rodziny

Cztery kobiece pokolenia w Kościele: historia jednej rodziny

Portal grodzieńskiej diecezji Grodnensis.by opublikował historię zasłużonej dla Kościoła Katolickiego na Białorusi rodziny Żychów. Członkowie rodziny Żychów są nie tylko gorliwymi katolikami i obrońcami wiary chrześcijańskiej. Są to także ludzie, którzy od pokoleń mają w sercu Polskę i przekazują miłość do niej kolejnym pokoleniom potomków. Proponujemy Państwu tłumaczenie na język polski opublikowanego po białorusku przez Grodnensis.by artykułu o rodzinie Żychów.

Pani Lola ze swoją liczną rodziną

Artykuł ukazał się na portalu internetowym diecezji grodzieńskiej przed Międzynarodowym Dniem Rodziny, który był obchodzony 15 maja. Powodem wyboru na bohaterów publikacji rodziny Żychów stało się to, że rodzinę tę znają wszyscy katolicy Nowogródka.

Jeśli powiedzieć, że jest to opowieść o Leonardzie Żych, jej córce i wnuczce z rodziną, wszyscy od razu przypomną sobie i panią Lolę, i panią Reginę, i rodzinę Kardaszów – Marynę z Sergiuszem, i ich córki – Anastazję i Katarzynę.

Nasza rozmowa z panią Lolą rozpoczęła się od mojego tłumaczenia, dlaczego na potrzeby tego reportażu wybrałam mianowicie ją i jej rodzinę. Powiedziałam jej, że w ich rodzinie widoczna jest mocna wiara i jej przekazywanie kolejnym pokoleniom. Powiedziałam też, że uważam, iż zapoczątkowała tę dziedziczność wiary mianowicie pani Lola. Moja rozmówczyni zaprzeczyła jednak: „ Nie ja, lecz moi rodzice. Tata miał na imię Michał, a mama – Maria. Takie ładne mieli imiona”

Pani Lola
„Żyli z Panem Bogiem”

Pani Lola urodziła się w 1929 roku we wsi Dworzec, w rejonie zdzięciolskim. W rodzinie była jeszcze jedna dziewczynka – starsza siostra Walentyna, mająca wówczas osiem lat. Rodzina była bardzo wierząca. We wsi był kościół, do którego rodzina chodziła w pełnym składzie. Lola już jako dziecko brała aktywny udział w życiu kościoła i parafii. Rzucała kwiaty przed procesją. Od maleństwa śpiewała w chórze kościelnym. I, należy powiedzieć, że tę aktywność zachowała przez całe życie.

Matka zmarła, kiedy Lola miała kilkanaście lat. Ojciec bardzo litował się nad swoimi córkami, więc zabierał Lolę wszędzie tam, dokąd chodził sam.

Lola od maleństwa pomagała więc ojcowi nawet przy dorosłej pracy. W jej świadomości pozostały wspomnienia o tym, jak pomagała mu w pracy na roli.

Wojna weszła w życie tej rodziny, podobnie jak w życie innych mieszkańców wsi, niespodziewanie. Ludzie się obawiali o życie swoje i swoich bliskich. Pani Lola jest przekonana, że tylko Bóg mógł sprawić, iż wszyscy jej krewni przeżyli wojnę. Kobieta wspomina, że wśród sąsiadów tylko ich rodzina nie została dotknięta przez śmierć. Wspólnie z sąsiadami wykopali przy domach okop i chowali się w nim, a potem ojciec ukrył swoją rodzinę w lesie, w którym przebywali dopóki nie oddalił się front. Po powrocie do domu, okazało się, że we wsi zginęło wielu ludzi, w okopie leżały zwłoki młodego sąsiedzkiego chłopca. Ten widok bardzo przeraził dziewczynkę.

To, że właśnie ta rodzina uszła z życiem nie jest szczęśliwym przypadkiem. Rodzina została uratowana dzięki opiece Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Jej obrazek dziewczynka, a potem także młoda dziewczyna Lola zawsze miała przy sobie. Ona żarliwie się modliła do Matki Bożej, i Bóg usłyszał jej modlitwy, i uratował jej bliskich. Po wyjściu za mąż cudotwórczy obrazek Lola przekazała swojej siostrze Walentynie.

„Rodzinę pobłogosławił Bóg”

Lola i Alfons Żychowie

Przeminęła wojna, przeminęły też ciężkie powojenne lata. W 1950 roku Lola wyszła za mąż i założyła własną rodzinę. Ta rodzina również została pobłogosławiona przez Boga. Wraz z mężem Alfonsem, jak przystoi prawdziwym katolikom, zachowali czystość przedmałżeńską i pobrali się kościelnym ślubem. To wyróżniało Lolę wśród wielu jej koleżanek, które żyły ze swoimi mężami bez ślubu. Z tego powodu w ich rodzinach często coś się zdarzało niedobrego, jak, na przykład, u zamożnej koleżanki Loli, którą zdradzał mąż. W takiej niedobrej atmosferze przeminęło życie tej kobiety. Nie dożyła ona starości i wkrótce zmarła.

Loli Bóg dal dobrego męża. Był on wprawdzie sierotą i starszy od żony o 7 lat. Ale młodej kobiecie to bardzo odpowiadało. „Starszy, oznacza – mądrzejszy” – uważała Lola.

Bóg dał Loli takiego dobrego męża, gdyż ona na takiego zasłużyła – uważa pani Lola. Nawet będąc młodą dziewczyną dostrzegała ona niechęć do siebie ze strony rówieśników. W pamięci, jak obrazek, staje dzisiaj scena, jak w dniu wyborów wszyscy dookoła się bawią, tańczą, śpiewają, a Lola spieszy się na 12-tą godzinę do kościoła. Koleżanki wołają do niej, żeby dołączyła do nich i poszła na zabawę do klubu. Dziewczyna się nie zgadza i idzie do kościoła. Wiadomo, po Mszy świętej ona dołączała do koleżanek, śpiewała i tańczyła. Ale na pierwszym miejscu dla Loli pozostawał Bóg. Dlatego i życie Loli ułożyło się inaczej, niż u jej ciągle tańczących koleżanek.

Z mężem Lola mieszkała w Nowogródku, przez całe życie chodząc z nim do miejscowej Fary, do momentu, aż został odnowiony kościół pw. św. Michała Archanioła. Ówczesna władza prześladowała ich za chodzenie do kościoła. Mąż Loli pracował w biurze inwentaryzacji technicznej najpierw jako kreślarz, a po ukończeniu specjalistycznych kursów – jako inżynier. Lola zaś pracowała w zakładach krawieckich. Pewnego razu została wezwana przez dyrektora o nazwisku Sierotka. Oskarżył on kobietę, że zaprowadziła do kościoła swojego syna. Wówczas rzeczywiście obowiązywał zakaz odwiedzania kościoła przez dzieci. Specjalni ludzie stali przy wejściu do kościoła i nie wpuszczali do niego dzieci. Loli jednak udało się wprowadzić do świątyni synka Czesia i dowiedziała się o tym administracja zakładów, w których pracowała.

Na zarzut, usłyszany od dyrektora, Lola odparła: „Dopóki moje dziecko żyje ze mną i je mój chleb, będzie chodzić tam, dokąd je prowadzę. Oznacza to, że będzie chodzić do kościoła” (Czesław, urodzony w 1963 roku).

Czesław Żych

Rodzina Czesława i Inny Żychów na Grodzieńskich Kaziukach 2017, zorganizowanych przez Związek Polaków na Białorusi

Trzeba powiedzieć, że dzieci słuchały się matki, i same, bez podpowiedzi, chodziły do kościoła. Dyrektor zaś nie znalazł, co odpowiedzieć kobiecie.

Pani Lola mówi: „W naszym życiu kościół zawsze był na pierwszym miejscu. Reszta potem”.

Tak oto odważnie walczyła o wiarę ta rodzina.

„Mąż zmarł w 1997 roku, – opowiada pani Lola, – ale pozostała po nim dobra spuścizna – dobrzy i wychowani w wierze dzieci – Czesław i Regina. Syn obecnie mieszka w Smorgoniach, razem z żoną pracują w szkole muzycznej, mają pięcioro dzieci i sześcioro wnuków. Córka Regina, urodzona w 1951 roku, mieszka w Nowogródku, pracuje w przychodni lekarskiej jako felczer. Tutaj mieszka także jej córka z rodziną. Ogółem mam dwoje dzieci, sześcioro wnuków i ośmioro prawnuków. Wszystkie moje dzieci, wnuki i prawnuki chodzą do kościoła, i ja bardzo się z tego cieszę”.

Rodzina Kardasz
Spotkania pod dachem Boga

Rodzina Maryny i Sergiusza Kardaszów

W każdą niedzielę, na 10-tą rano, na Mszę świętą, która jest celebrowana w kościele św. Michała Archanioła w języku białoruskim, przychodzi córka pani Loli Regina, jej córka Maryna z mężem i dwie ich córeczki – Anastazja i Katarzyna. Dziewczynki biorą aktywny udział w życiu kościelnym, śpiewają wspólnie z innymi dziećmi, jak ich prababcia, chwaląc Boga, uczestniczą w kościelnych procesjach.

Na godzinę 12-tą na Mszę świętą w języku polskim przychodzi pani Lola. Już wie ulubione miejsca w kościele swoich prawnuczek, dlatego od razu udaje się mianowicie tam. Dzieci obejmują swoją prababcię, ona przynosi im jakiś poczęstunek. Takie wzruszające spotkania pod dachem Boga odbywają się w kościele każdy tydzień. Ale nie są to najważniejsze prezenty od pani Loli dla jej dziewczynek.

Pani Lola opowiada, że na wszystkie dnie urodzin jej dzieci, wnuków i prawnuków, zamawia w kościele Mszę za ich zdrowie. Oprócz tego szczerze dziękuje Bogu za męża wnuczki Maryny – Sergiusza.

P.S. Pani Lola mówi: „Wszystkie moje pragnienia w życiu się spełniły. Wszystkich doprowadziłam do porządku. Żyję z Panem Bogiem. Codziennie chodzę do kościoła. Idę wcześniej, żeby przed Sumą się pomodlić na różańcu (prowadzę Różaniec), wciąż śpiewam w kościele. I dziękuję Bogu za to wszystko, gdyż dokładnie wiem – to On daje mi siłę!

Jest takie powiedzenie: Bez Boga ani do proga. Tak właśnie jest. Jestem co do tego przekonana”

Znadniemna.pl za Faina Malużeniec/Grodnensis.by

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content