HomeHistoria„Dziadek w polskim mundurze”: Piotr Łysiak

„Dziadek w polskim mundurze”: Piotr Łysiak

Jest nam niezmiernie miło przedstawić kolejnego bohatera akcji, zawodowego żołnierza, podoficera Wojska Polskiego Piotra Łysiaka, który zaczynał karierę wojskową, jako żołnierz armii carskiej, a kończył jako oskarżony za rzekomą działalność w Armii Krajowej już po zakończeniu II wojny światowej. Niezwykle barwną historię życia Piotra Łysiaka dosłał do redakcji jego, mieszkający w Szwecji, wnuk – pisarz Jerzy Marciniak.

Piotr Łysiak

Z otrzymanego od pana Jerzego opisu życia Piotra Łysiaka dowiedzieliśmy się, że historia rodziny naszego czytelnika jest mocno związana z Kresami, zwłaszcza z Białorusią, ale też z terenami, leżącymi dalej na wschód – czyli z Rosją, a nawet jej azjatycką częścią, czyli z Syberią…

Ale przejdźmy do opisu, który nasz czytelnik zaopatrzył tytułem:

Niedzielne zapiski sierżanta

Białoruś to kraj związany z historią naszej rodziny. Zwłaszcza Grodno, Kobryń, Mohylew czy Brześć. Tam wychowywała się moja matka Janina Łysiak. Ojcem jej był zawodowy podoficer, absolwent Podoficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu, Piotr Łysiak. Matką Julianna Bończa – Romanowska, pochodząca z zubożałej rodziny szlacheckiej.

Piotr Łysiak w drugim rzędzie pierwszy od prawej

PIOTR ŁYSIAK urodził się w 1890 r. we wsi Dudki nad rzeką Wieprz jako syn właściciela młyna wodnego. Matką jego była córka urzędnika carskiego z Żelechowa. I przez całe swoje życie zawodowe wykonywał tylko jeden zawód, był… żołnierzem. Znaczną część kariery wojskowej odbył na Syberii. W wojsku carskim, a później w Armii Admirała Aleksandra Kołczaka, gdzie spotkał się z Ferdynandem Ossendowskim.

Syberia to ta wielka kraina, w której nigdy nie byłem, ale te bezkresne tajgi, te mroźne zimy i pełne ryb rzeki często przeplatały się w rozmowach w naszej rodzinie.

Pierwszym zesłańcem z naszej rodziny był porucznik Józef Bończa – Romanowski, uczestnik Powstania Listopadowego, brat pradziadka mojej babki. Drogę z więzienia w Pińsku na obrzeża Syberii przebył prawie w całości na piechotę z kajdankami na rękach. Szli za konnym wozem po szesnaście godzin dziennie. W zimie stalowe kajdanki przymarzały do ciała i gdy rozkuwano im ręce na czas posiłków, to z przegubów rąk odrywały się kawałki skóry. Po jakimś czasie wdawała się w rany gangrena. Być może to właśnie było przyczyną jego śmierci, gdyż zmarł w drodze, kilkaset wiorst za Uralem.

Po upadku Powstania Styczniowego zesłani na Syberię zostali Antoni i Stanisław Bończa – Romanowscy, dwaj starsi bracia mojego pradziadka. Antoni osiadł w jakimś małym posiołku nad Jenisiejem, a Stanisław w tajgach Jakucji. I jako zesłaniec szczególnie niebezpieczny przenoszony był z jednego miejsca na drugie. Ten pierwszy zmarł po kilkunastu latach nad Jenisiejem, a drugi po dwudziestu pięciu latach zesłania, wrócił do Polski i osiadł niedaleko Żelechowa, w ziemi mazowieckiej.

Piotr Łysiak pierwszy od prawej

Mój dziadek Piotr Łysiak ożenił się na Wielkanoc 1911 roku w miejscowości Ryki z Julianną Bończa – Romanowską, której ojciec przywędrował tam z Ukrainy. Rodzina żony była związana z Białorusią i Ukrainą od XVI wieku.

Jesienią 1911 roku rozpoczął służbę wojskową w Mohylewie. W dwa lata później został wybrany do orszaku konnego, który witał Cara Mikołaja II z okazji trzechsetlecia panowania dynastii Romanow na tronie carskim. Na tej uroczystości była również moja babka. Spędzili ze sobą trzy dni, a następne ich spotkanie nastąpiło po … jedenastu latach.

Dziadek Piotr rozpoczął naukę w Szkole Morskiej w Petersburgu w roku 1913, a wiosną 1914 roku wyruszył w rejs z Murmańska do Władywostoku, gdzie zastała go wojna. W czasie pobytu na Syberii, w oddziałach wiernych Admirałowi Aleksandrowi Kołczakowi, prowadził swoje coniedzielne zapiski:

«Niedziela – nadal śnieg i wiatr, na otwartych przestrzeniach tumany śniegu, że nie widać sań jadących przodem, słychać tylko janczary zawieszone przy dyszlach, nocami mróz taki, że trzeszczą drewniane płoty… śpimy w ziemlankach, ale mam dwie baranie skóry do przykrycia … w ziemlankach tych mieszkali kiedyś katorżnicy skazani przez carskie Sądy, mieli pracować w tajgach, by odkupić swoje czyny, po wybuchu Rewolucji Październikowej zbiegli, część wstąpiła do wojsk czerwonych.

Niedziela – Już trzeci tydzień mieszkam w obszernym, drewnianym domu, w środku jest duży gliniany piec, nocami śpi na nim gospodarz domu… dom był jesienią uszczelniony mchem … coraz więcej żołnierzy dezerteruje, cały czas brakuje żywności a z braku paszy padają konie… kupiłem futro sobolowe od handlarza koni… na wiosnę ma ruszyć ofensywa na Moskwę.

Niedziela – Wylewają rzeki, nawet na brodach jest głęboki, szybki nurt i łodzie burłaków leżą powyciągane na brzegi… na łąkach pełno krokusów i żółtych kwiatów, słychać klekot bocianów… czerwoni mają coraz więcej broni bo zaopatrują ich Niemcy… ofensywy wiosennej na Moskwę prawdopodobnie nie będzie, wyczekiwana pomoc nie nadeszła.

Niedziela – Pławiliśmy konie w Jenisieju, lato jest bardzo gorące… czerwoni rozstrzelali Cara i jego rodzinę… w wojsku przygnębienie i dezercje a czerwoni coraz mocniejsi… oddziały Czechów praktycznie wycofały się z walki, Francuzi odmawiają pomocy… na przednówku wsie są tak biedne, że ludzie jedzą korę z drzew i trawę.

Niedziela – Spotkałem Ferdynanda Ossendowskiego, służy w artylerii w randze kapitana… jego oddziały ciągle się wycofują z braku amunicji, zaopatrzenie nie nadchodzi, bo linie kolejowe przejmują czerwoni… pokazywał mi teczkę pełną zapisanych stron, robi notatki do swoich książek.

Niedziela – Jeszcze rok temu szliśmy do ataku ze śpiewem na ustach, teraz już prawie nikt nie śpiewa… naszego śpiewu Boże chroń Cara, nie tłumiły nawet wystrzały z armat, on niósł się nad całym polem walki a później rozbrzmiewał nad pobojowiskiem, gdy wiązaliśmy ręce czerwonoarmiejcom branym do niewoli… coraz częściej wycofujemy się w milczeniu a nieraz z przekleństwami na ustach… dezerterują całe pododdziały a obiecana pomoc ciągle nie nadchodzi.

Niedziela – Czerwoni coraz bliżej Omska i jeżeli szybko nie nadejdą posiłki i zaopatrzenie, to… Ossendowski powiedział, że czerwona śmierć gra głośno na swoich werblach… przedstawiciele państw zachodnich wyjeżdżają jeden za drugim, często po kryjomu… wieczorami są takie czerwone zachody słońca i na niebie rozlewają się szeroko czerwone zorze, starsi żołnierze mówią, że to zły znak … Wielkorządca odjechał do Niżnieudińska, Timiriowa (Anna Timiriowa – konkubina admirała Aleksandra Kołczaka – przyp. red.) jest cały czas z nim. Omsk padł bez walki.»

Piotr Łysiak z wąsem siedzi po środku

Po rozstrzelaniu Aleksandra Kołczaka dziadek Piotr i kilku innych polskich żołnierzy, wyruszyli w stronę Irkucka. Część drogi odbyli saniami, a część pieszo. I ta wędrówka znalazła odbicie w jego Niedzielnych Zapiskach. Nie zachowało się tego wiele, ale ich wymowa jest wstrząsająca: „… padł drugi koń, saniami jadą tylko chorzy na odmrożenia… Wacława zostawiliśmy na polanie, nie było możliwości go pochować, każdej nocy głośne wycie wilków… zostawiliśmy ich w wiosce, do Irkucka jeszcze miesiąc drogi.”

Piotr Łysiak w ostatnim rzędzie w jasnym mundurze

Po kilku miesiącach wędrówki i kilku miesiącach pobytu w stanicy kozackiej, zaciągnęli się do I-go Korpusu generała Józefa Dowbór-Muśnickiego. Dziadek do Polski wrócił na początku 1922 roku. Na dworcu w Grodnie czekała na niego żona. Miał ze sobą kilkadziesiąt stron swoich niedzielnych zapisków. Część z nich opublikował w następnych latach Kurier Ilustrowany w Warszawie.

Dziadek Piotr w 1924 r. ukończył Podoficerską Szkołę Artylerii w Toruniu i dostał przydział do Rejonowej Komisji Uzupełnień w Kobryniu. Po kilku latach przeniesiony został do Brześcia, gdzie odbywał służbę w tamtejszej twierdzy.

Po wybuchu wojny walczył w obronie Brześcia, a następnie dotarł do Równego, gdzie dostał się do niewoli niemieckiej. Po kilkumiesięcznym pobycie w więzieniu w Berezie Kartuskiej udało mu się zbiec. Szybko włączył się w ruch oporu przeciwko Niemcom. W roku 1943 wstąpił do I Armii Ludowego Wojska Polskiego, z którą dotarł do Berlina. Tam wziął udział w paradzie zwycięstwa.

Zofia Łysiak, najstarsza córka Piotra Łysiaka (druga od prawej), jako żolnierz Armii Andersa

Najstarsza córka dziadka Piotra została w zimie 1940 r. wywieziona na Syberię, a później wstąpiła do Armii gen. Władysława Andersa. Po wojnie osiadła w Kanadzie.

Służbę wojskową dziadek Piotr zakończył w roku 1947 we Lwówku Śląskim, kiedy został aresztowany za działalność w Armii Krajowej.

Oskarżono go z małego kodeksu karnego za „dążenie do obalenia ustroju Polski Ludowej”. Na kilka dni przed rozprawą, do jego celi w więzieniu wszedł Rosjanin, oficer śledczy Armii Czerwonej i po zamienieniu kilku grzecznościowo-oficjalnych zdań po rosyjsku, spytał o pochodzenie jego żony, czyli mojej babki Julianny z Bończa – Romanowskich. Następnie wziął dziadka na przesłuchanie. Oficer ten, znakomicie zorientowany w strukturach Armii Kołczaka i prowadzonych przez jego wojska działaniach zbrojnych, rozmawiał z dziadkiem dwa dni. Kilka razy pytał o zapiski niedzielne z Syberii, o związki dziadka z Ferdynandem Ossendowskim i w końcu powiedział: „pasmatricie w buduszczeje s optimizmom…” I szybko wyszedł.

Na drugi dzień zmieniono dziadkowi akt oskarżenia na: rozbój z bronią w ręku, za co groziła niższa kara i przydzielono adwokata z urzędu.

Po wyjściu z więzienia dziadek Piotr zamieszkał we wsi Sobota niedaleko Lwówka Śląskiego. W 1957 roku został zrehabilitowany przez Izbę Wojskową Sądu Najwyższego i przywrócono mu stopień wojskowy. Rok później ukazały się w Przeglądzie Historycznym niektóre jego Niedzielne Zapiski.

Medale Włodzimierza Dzierugi

Z Białorusią związana jest również rodzina mojego wujka, Rosjanina, porucznika Armii Czerwonej Włodzimierza Dzierugi. Pochodził on ze starej rodziny wojskowej z Guberni Chersońskiej, która osiadła niedaleko Mińska w czasie Wojny Napoleońskiej. Ojciec jego, major Armii Czerwonej został stracony w Moskwie w 1938 r. w procesie Michaiła Tuchaczewskiego.

Starszy sierżant Piotr Łysiak zmarł 23 października 1963 r. w Kowarach niedaleko Jeleniej Góry i został pochowany na tamtejszym cmentarzu.

Cześć Jego Pamięci!

Jerzy Marciniak, wnuk Piotra Łysiaka, dla akcji „Dziadek w polskim mundurze”

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content