
17 września to data, która w Polsce przywołuje bolesne wspomnienia o zdradzie, agresji i utracie niepodległości. Tymczasem na Białorusi, pod rządami Aleksandra Łukaszenki, ten sam dzień obchodzony jest jako święto państwowe – „Dzień Jedności Narodowej”. Dla jednych to dzień żałoby, dla innych triumfu. Ta sprzeczność pokazuje, jak historia może być wykorzystywana do budowania politycznych narracji i wzmacniania podziałów.
Historyczna rana, która nie goi się łatwo
17 września 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie tereny II Rzeczypospolitej, realizując tajne ustalenia paktu Ribbentrop-Mołotow. Polska, już zaatakowana przez Niemcy z zachodu, została zdradzona przez drugiego sąsiada. W wyniku sowieckiej agresji setki tysięcy obywateli zostało deportowanych, a tysiące Polaków zamordowano – w tym ofiary zbrodni katyńskiej.
Dla Polaków ta data symbolizuje dramat utraty suwerenności i początek długiej nocy totalitaryzmu. Co roku w Polsce oraz w ośrodkach polonijnych poza granicami kraju odbywają się uroczystości upamiętniające ofiary sowieckiej napaści, a w szkołach przypomina się o znaczeniu tej daty dla narodowej tożsamości. To dzień refleksji nad historią, która wciąż rezonuje w świadomości społecznej.
Białoruś: święto zbudowane na propagandzie
Od 2021 roku 17 września jest na Białorusi obchodzony jako „Dzień Jedności Narodowej”. W oficjalnej narracji reżimu Łukaszenki to moment „zjednoczenia ziem zachodniej Białorusi z Białoruską SRR” – rzekomo zakończenie „polskiej okupacji” i przywrócenie sprawiedliwości dziejowej. W rzeczywistości to święto służy jako narzędzie propagandowe, mające wzmacniać tożsamość narodową w opozycji do Zachodu, a zwłaszcza do Polski.
W państwowych mediach pojawiają się materiały oskarżające Polskę o imperializm, a władze organizują marsze, akademie i wystąpienia, które mają budować obraz Polski jako historycznego agresora.
17 września 2025 roku Łukaszenka, podczas obchodów Dnia Jedności Narodowej, wygłosił przemówienie, w którym ostro skrytykował historyczne relacje polsko-białoruskie. Oskarżył Polskę o brutalne traktowanie Białorusinów w okresie międzywojennym, twierdząc, że polskie panowanie pozostawiło „ciężki ślad” na zachodnich ziemiach Białorusi. Według Łukaszenki, Białorusini byli rabowani, żyli w ubóstwie, a ich kultura, język i religia były systematycznie tłumione. Podkreślił, że polskie więzienia były przepełnione białoruskimi patriotami, a naród był niszczony duchowo i fizycznie.
Dyktator Białorusi nakazał, by ta wersja historii została wprowadzona do podręczników szkolnych, muzeów i mediów. Szczególny nacisk położył na edukację dzieci, zaznaczając, że jeśli uda się „wpoić” im odpowiednią narrację już od najmłodszych lat, będą odporne na inne interpretacje. Łukaszenka wezwał do przeanalizowania kluczowych momentów historii Białorusi, wskazania bohaterów i wrogów oraz przedstawienia ceny, jaką zapłacił naród za zjednoczenie w jeden organizm państwowy. Jego przemówienie wpisuje się w szerszą narrację ideologiczną, mającą na celu budowanie tożsamości narodowej przeciwstawnej wobec Zachodu, zwłaszcza Polski, i zacieśnianie więzi z Rosją.
W ten sposób Łukaszenko wykorzystuje historię do wzniecania nastrojów antypolskich i legitymizowania własnej władzy.
Polityka pamięci jako broń
Zderzenie dwóch narracji – polskiej i białoruskiej – pokazuje, jak historia może być używana w charakterze narzędzia politycznego. Podczas gdy Polska przypomina o sowieckiej agresji i ofiarach totalitaryzmu, Białoruś celebruje ten sam moment jako narodowy sukces. To nie tylko różnica interpretacji, ale świadome budowanie tożsamości w oparciu o wybiórczą pamięć.
Warto zaznaczyć, że wielu Białorusinów – zwłaszcza związanych z opozycją i ruchem demokratycznym – nie akceptuje tej łukaszenkowskiej wersji historii. Dla nich 17 września to dzień smutku, nie triumfu. W środowiskach niezależnych przypomina się o represjach, sowietyzacji i utracie wolności. To głosy, które próbują przebić się przez mur oficjalnej propagandy.
Adolf Gorzkowski/Znadniemna.pl, na zdjęciu: 20 września 1939 roku. Oficerowie Wehrmachtu i Armii Czerwonej na linii demarkacyjnej. Zdjęcie zrobione przez nieznanego korespondenta wojennego TASS, opublikowane w piśmie „Krasnaja Zwiezda”. Źródło: en.wikipedia.