
14 sierpnia w Kościele katolickim przypada wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego – polskiego franciszkanina konwentualnego, prezbitera, gwardiana, misjonarza, męczennika. Dziś mijają 84 lata od jego męczeńskiej śmierci.
Gdy myślimy o św. Maksymilianie Marii Kolbem, najczęściej widzimy go w dramatycznym świetle Auschwitz — jako męczennika, który mając 47 lat ofiarował swoje życie za drugiego człowieka. Ale zanim stał się ikoną heroicznej miłości, był cichym rewolucjonistą w Grodnie. To właśnie tam, w cieniu klasztornych murów i między stukiem drukarskich maszyn, rodziła się jego wizja duchowego przebudzenia.

Kościół Klasztoru Franciszkanów w Grodnie. Tutaj w 1922 roku przybył franciszkanin Maksymilian Maria Kolbe, który w podziemiach klasztoru otworzył redakcję „Rycerza Niepokalanej”, fot.: Grodnensis.by
Grodno – miasto, które drukowało nadzieję
Rok 1922. Ojciec Kolbe przyjeżdża do Grodna — nie jako celebrowany kaznodzieja, lecz jako zakonnik z misją. W seminarium uczy filozofii, ale jego serce bije dla czegoś więcej: dla Niepokalanej. W piwnicy klasztoru franciszkanów otwiera redakcję „Rycerza Niepokalanej” — miesięcznika, założonego przez zakonnika jeszcze podczas pełnienia posługi w Krakowie i pomyślanego, jako duchowe antidotum na chaos epoki. W latach 30. XX stulecia czasopismo to osiągnęło nakład 700 tys. egzemplarzy, stając się najpoczytniejszym polskim pismem katolickim w dziejach.

Grodzieński numer „Rycerza Niepokalanej”. Wrzesień 1927 r., fot.: archiwum.rycerzniepokalanej.pl
W Grodnie bez funduszy, bez profesjonalnego sprzętu, z garstką współbraci — franciszkanin drukował czasopismo, którego grodzieńskie numery były skromne, ale pełne ognia. Kolbe nie pisał jednak dla poklasku. Pisał, by ratować dusze.
„Niepokalana zwycięży” — powtarzał, gdy maszyny się psuły, a papieru brakowało.
Wiara, która pachniała farbą drukarską
Grodno było jego laboratorium. Tu testował, jak połączyć duchowość z technologią, modlitwę z działaniem. Wierzył, że słowo drukowane może być równie skuteczne jak kazanie z ambony — a może nawet bardziej. Każdy egzemplarz „Rycerza” był dla niego jak pocisk dobra w walce ze złem.
Kolbe nie był tylko redaktorem. Był strategiem, grafikiem, korektorem i — przede wszystkim — człowiekiem, który wierzył, że świętość nie musi być spektakularna. Może być cicha, pracowita, codzienna. Jak życie w Grodnie.
Męczeństwo: Miłość aż po kres
Ale świętość Kolbego nie zatrzymała się na druku. W 1941 roku, w obozie Auschwitz, jego duchowa rewolucja osiągnęła kulminację. Gdy Niemcy skazali na śmierć dziesięciu więźniów, Kolbe dobrowolnie zgłosił się, by zastąpić jednego z nich – Franciszka Gajowniczka, który osierociłby żonę i dzieci. W celi głodowej dzielny franciszkanin nie złamał się. Modlił się, śpiewał, pocieszał innych. Umarł ostatni — po dwóch tygodniach męki, dobity zastrzykiem fenolu.

Figura woskowa św. Maksymiliana Marii Kolbego w Muzeum Figur Woskowych w Krakowie, fot.: Getty Images
To był jego najpotężniejszy „artykuł” — świadectwo miłości, które nie potrzebowało papieru.
Droga ku świętości, która prowadziła przez Grodno
Św. Maksymilian został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 roku.
Papież Jan Paweł II 10 października 1982 roku zaliczył ojca Maksymiliana do grona świętych męczenników Kościoła katolickiego.
Św. Maksymilian Maria Kolbe stał się pierwszym polskim męczennikiem z czasów II wojny światowej, który został wyniesiony na ołtarze.
Jak powiedział św. Jan Paweł II, św. Maksymilian Maria Kolbe jest patronem „naszych trudnych czasów”
Ogłaszając Maksymiliana Kolbego świętym Jan Paweł II nazwał go — nie tylko męczennikiem, ale „męczennikiem miłości”.
Mieszkańcom Białorusi, zwłaszcza Grodna, warto pamiętać, że droga franciszkanina ku świętości prowadziła m.in. przez ich miasto, w którym, przyszły święty nauczał, że świętość to nie luksus dla wybranych, lecz zadanie dla każdego.
Dziś, gdy wspominamy św. Maksymiliana, warto wrócić do Grodna. Nie tylko jako miejsca na mapie, ale jako symbolu tego, że wielkie rzeczy rodzą się w ciszy, w trudzie, w wierze. Warto pamiętać, że świętość może mieć zapach papieru i dźwięk maszyny drukarskiej. I że jeden człowiek, oddany bez reszty Maryi, może zmienić bieg historii — zaczynając od piwnicy w Grodnie, kończąc w celi śmierci i żyjąc dalej w sercach milionów.
Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl