Mistrz reportażu literackiego i najwybitniejszy pisarz wśród reporterów – mówiono o Ryszardzie Kapuścińskim. Był podróżnikiem, reporterem, pisarzem, w latach 1958-72 dziennikarzem i korespondentem Polskiej Agencji Prasowej. Kapuściński zmarł 23 stycznia 2007 roku.
Ryszard Kapuściński, który w swoich książkach podniósł reportaż do rangi gatunku literackiego, mawiał, że pisanie to „straszna, fizyczna praca”. Pytany, dlaczego wybrał ten właśnie zawód, odpowiadał zazwyczaj, że powodem była ciekawość. – Pasjonowali mnie ludzie, życie, świat. Myślę, że warunkiem bycia dziennikarzem jest po prostu pasja i ciekawość innych i innego – podkreślał. – Obowiązkiem reportera jest być tam, gdzie dzieje się coś ważnego i zdawać z tego relację – dodawał.
Jak wyliczył sam Kapuściński, w swojej karierze reportera był świadkiem 27 rewolucji, 4 razy omal nie został rozstrzelany, przebywał na frontach 12 wojen. „W dziennikarstwie, które ja uprawiam, potrzebne są pewne predyspozycje. Nie można być nadmiernie wrażliwym, bo to uniemożliwiałoby obserwację wydarzeń, ale jednocześnie trzeba mieć pewną dozę wrażliwości, żeby przejąć się cudzym losem i odpowiednio zareagować” – pisał.
Urodzony i wychowany w błotnej krainie
Ryszard Kapuściński urodził się w Pińsku 4 marca 1932 roku. Wówczas miasto liczyło około 35 tysięcy mieszkańców, z których aż 73 proc. stanowili obywatele pochodzenia żydowskiego. Nie było wtedy tak licznie zamieszkałego przez obywateli żydowskich miasta na świecie. Mieszkało tu również wielu Niemców, a Polacy stanowili tylko 10 proc. „mniejszość” mimo, że po odzyskaniu niepodległości tereny te przypadły Polsce.
Pińsk i czasy wojny nie dały przyszłemu podróżnikowi żadnych perspektyw, żadnej możliwości rozwoju intelektualnego. Dały mu gorzkie doświadczenie nieszczęścia i upokorzenia. W Lapidariach Kapuściński wspomina, że zimą w czasie wojny nie miał butów: kosztowały 400 złotych, czyli o 400 za dużo jak na możliwości rodziców. Musiał więc, głodny i spłakany dziesięcioletni chłopiec, sprzedać 400 kostek mydła po złotówce, aby zarobić na drewniaki. Mało kogo w tych czasach stać było na luksus mydła, więc handel ciągnął się bez końca. Wreszcie buty zostały spłacone.
Rodzice
Rodzice przyszłego pisarza przyjechali na Polesie w ramach narodowej akcji zasiedlania tych ziem i wprowadzania polskiej kultury. Ojciec, Józef Kapuściński zapisał się do Seminarium Nauczycielskiego w Prużanie, by po jego zakończeniu pracować w Unieńcu, a potem w Pińsku. Tam prawdopodobnie poznał swoją przyszłą żonę, Marię, która jako młoda dziewczyna przyjechała na Polesie z rodzinnej Bochni. Na katolickim cmentarzu pochowana jest, zmarła w 1928 roku babka ze strony matki, Maria Bobek. Zadbana płyta nagrobkowa położona jest w lewej części, w połowie cmentarza. Przed wojną ten żydowsko-katolicki cmentarz znajdował się już poza miastem, obecnie zajmuje jego centralną cześć.
Ul. Błotna nr 43
Młodemu małżeństwu wkrótce narodził się syn, a w następnym roku córka. Kapuściński przyszedł na świat na ulicy Błotnej nr 43, w drewnianym domku, w którym rodzice wynajmowali skromny pokój na piętrze. Dom znajdowała się tuż przy głównej drodze wyjazdowej z miasta na północ – ulicy Pierwszego Maja. Wkrótce ulicę przemianowano na Pereca, a w 1950r. nadano jej imię Suworowa, która funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Po tym jak państwo Kapuścińscy opuścili Pińsk w 1940 roku, dom był częściowo zamieszkały, a w latach osiemdziesiątych całkowicie opustoszał i popadł w ruinę. W połowie zniszczony i zdewastowany, po którego gruzach chodziły koty – takim widział go Kapuściński, gdy odwiedził miasto w 1997 roku.
„Na dawnej ulicy Błotnej, obecnie Suworowa, pod 43 jest dom, w którym Ryszard urodził się i przez kilka lat mieszkał z rodziną. Jest czy był? Właśnie postanowiono go zburzyć. Niewielka polska wspólnota chciała, ze względów symbolicznych, zachować ten dom. Centralne władze w Mińsku chciały zachować go jako obiekt zabytkowy. A jednak władze Pińska postanowiły, także z powodów symbolicznych, że dom ma zniknąć: ślady po tym, co polskie, należy usuwać. Dom Kapuścińskiego popadł w ruinę i obecnie zamieszkują go koty. Stoi pośrodku uczęszczanego skrzyżowania, pełnego samochodów, autobusów i przechodniów zmierzających we wszystkich kierunkach. Mijająca nas kobieta odwraca się i woła: „Na co się tak gapicie?” „Ja się tu urodziłem” – odpowiada Ryszard.”
Tylko dzięki staraniom miejscowych Polaków zrzeszonych w Związku Polaków w Pińsku, dom został ostatecznie odremontowany i przywrócony do dawnej świetności w 2001 roku. Na ścianie frontowej umieszczono tylko tablicę informującą, że budynek stanowi zabytek architektury z drugiej połowy XIX i początku XX wieku. Niestety żadnej informacji kto się w nim urodził – oby nie na długo.
Kiedyś ten dom stał wśród dzielnicy podobnych niewielkich parterowych lub jednopiętrowych drewnianych domków. Teraz jest jak samotna, bezbronna wyspa wśród wysokich, szpetnych betonowych blokowisk, które całkowicie zagłuszają i tłamszą niską zabudowę tego regionu miasta.
Ul. Północna
Nie jest wiadomo, a niestety świadkowie tamtych czasów już nie żyją, w jakich okolicznościach i kiedy rodzina przeniosła się do kolejnego mieszkania, tym razem na ulice Północną, róg Teodorowskiej (obecnie Sowietskaja 50/Gogola). Wynajmowali niewielki pokoik z ciemną kuchnią od mieszczanki Anny Wierbanowicz-Kindler. Była to jedna z niewielu osób, która pamiętała tego małego chłopca i jego rodziców. W czasie swoich pobytów w Pińsku Ryszard Kapuściński zawsze się z nią spotykał.
Ul .Wesoła
Ostatnie kilkanaście miesięcy w Pińsku rodzinie przyszło zamieszkać jeszcze w innym miejscu – w skromnym drewnianym domku u państwa Kwasowki na ulicy Wesołej. Były to same peryferie miasta, dzielnica prawie wyłącznie zamieszkała przez społeczność żydowską. Była to niewielka, niebrukowana błotnista uliczka zabudowana parterowymi chałupinkami ze strzechą, na której mieszkali w „małym domku wrośniętym w ziemię”. To właśnie w tym domu mama stała w oknie nieruchoma oczekując zapewne nieuchronnego najścia NKWD i wywózki.
Niestety dom ten nie zachował się, został zburzony wraz z kilkoma sąsiednimi, a na ich miejsce postawiono sklep i wieżowiec. Jednak zachował się na szczęście początkowy fragment uliczki, na której stoją jeszcze domki z czasów przedwojennych.
Publiczna Szkoła Podstawowa Nr 5
Oboje rodzice pracowali najpierw jako wiejscy nauczyciele, by potem przenieść się do szkoły w mieście. Była to, cytuje ze świadectwa szkolnego „Siedmioklasowa Publiczna Szkoła Podstawowa Nr 5 w Pińsku przy ulicy Kościuszki 8”. Obecnie to ulica Lenina i jak przed wojną jest główną ulicą zabytkowej części miasta. Ojciec uczył rysunku a mama muzyki. Być może dlatego, że pracowali tam obydwoje rodzice a chłopiec umiał już wczytać i pisać, we wrześniu Kapuściński 1938 roku poszedł od razu do drugiej klasy.
Przed szkołą znajdował się duży plac, miejsce zbiórek i apeli ale również boisko gimnastyczne. Widoczne na zdjęciu drzewa oczywiście posadzono już po wojnie. Szkoła zajmowała duży piętrowy budynek z czerwonej cegły. Dopiero niedawno budynek ten otynkowano, ale pomalować już nie zdążono, dlatego tynk zszarzał i miejscami już odpada odsłaniając lica starych cegieł. Z jej okien rozpościerał się widok na pobliską rzekę – Pinę oraz na ogromny dwuprzęsłowy moc przerzucony przez nią i łączący miasto z południem.
Po wojnie w budynku szkoły mieściło się biuro KGB, a obecnie zajmuje je państwowe biuro paszportowe i posterunek milicji.
Ale przede wszystkim nad szkołą górowały ogromny kościół Jezuitów wraz z budynkiem klasztoru. Jego wysokie wieże z dzwonami było widać w promieniu nawet 50 kilometrów od miasta, znad bezkresnych obszarów błot zalegających na południe od miasta. Ten znak wiekowej polskości bardzo kłuł w oczy nowej władzy. Po zajęciu przez Armię Czerwoną miasta, zamordowano polskich marynarzy, a następnie pijany żołnierz rozpoczął ostrzeliwanie wież kościoła Jezuitów. Stąd właśnie padały pierwsze strzały polskich obrońców miasta. A takie wytłumaczenie można znaleźć w „Imperium”:
„W klasie rozumowaliśmy tak: kiedy bolszewicy szli do nas, to nim zobaczyli Polskę i nim zobaczyli nasze miasto, musieli najpierw dostrzec wieże pińskiego kościoła. One są takie wysokie. To ich widocznie bardzo zdenerwowało. Dlaczego? Na to pytanie nie umieliśmy sobie odpowiedzieć. Natomiast o samym fakcie zdenerwowania wnioskowaliśmy stąd, że kiedy tylko Rosjanie weszli do miasta, nim jeszcze odsapnęli, nim się rozejrzeli, gdzie jaka ulica, nim podjedli i nim zaciągnęli się machorką, już prędko ustawili na placu armatę, przywieźli amunicji i zaczęli strzelać w kościół.”
Mimo, że nie był poważnie zniszczony podczas wojny – z wyjątkiem dzwonnic – kościół Jezuitów zburzono zaraz w 1945 roku zostawiając tylko kilkupiętrowy budynek klasztoru. Obecnie mieści się w nim muzeum ziemi poleskiej.
Lato 1939
Ostatnie wakacje przed wojną rodzina spędziła na wsi u wujostwa w Rejowcu na Lubelszczyźnie. Tam zastał ich wybuch wojny i stamtąd musieli wracać pieszo bezdrożami do Pińska. Tą długą i ciężką drogę, pod prąd uciekającej w głąb kraju ludności, jeszcze bardziej utrudniał sparaliżowany dziadek na wozie.
„Wśród „ćwiczeń pamięci” zawartych w „Buszu po polsku” znajdujemy następujący opis:
„…Idę z siostrą obok furmanki, jest to prosty, drabiniasty wóz wyłożony sianem, wysoko na sianie, na lnianej płachcie leży mój dziadek. Leży, nie może się poruszyć, jest sparaliżowany. Kiedy zaczyna się nalot, cały cierpliwie wędrujący, a teraz nagle ogarnięty paniką tłum chroni się w rowach, zaszywa w krzakach, zapada w kartofliskach. Na opustoszałej, wymarłej drodze zostaje tylko furmanka, na której leży mój dziadek. Dziadek widzi lecące na niego samoloty, widzi, jak się gwałtownie zniżają, jak biorą na cel porzuconą na drodze furmankę, widzi ogień broni pokładowej, słyszy ryk przelatujących nad jego głową maszyn. Kiedy samoloty znikają, wracamy do furmanki i matka ociera dziadkowi spoconą twarz…”
Ucieczka
Ojciec, jako oficer rezerwy został powołany do wojska na wiosnę 1939 roku i wyjechał w głąb Polski. Walczył na froncie zachodnim, gdzie trafił do niewoli sowieckiej. Gnany w wielkiej kolumnie jenieckiej na wschód, w kierunku Katynia i Starobielska, ucieka wraz z kilkoma kolegami podczas przejścia przez las. W stroju poleskiego chłopa powrócił na krótko jesienią do zajętego już przez Rosjan Pińska, by zobaczyć się z żoną i dziećmi.
Równocześnie z wkroczeniem wojsk sowieckich na Polesie rozpoczęły się przygotowania do wywózki „wrogów klasowych”. Kierunek był jeden – Kazachstan, a kryterium do wywózki tylko jedno – posada państwowa w burżuazyjnej Polsce. Obojętnie czy było się dyrektorem banku, kierownikiem szkoły czy zwykłą sprzątaczka. Ponieważ oboje rodzice Kapuścińskiego byli nauczycielami, a ojciec dodatkowo żołnierzem wojska polskiego, podlegali nieuchronnej wywózce. Być może tylko dzięki panującemu bałaganowi i braku systematyczności, udało się tego uniknąć. Pierwszy transport z Polakami i Niemcami wyjechał z Pińska już kilka tygodni po zajęciu miasta. Wagony stojące na bocznicy dworca kolejowego, zapełniane coraz szybciej i sprawniej stanowiły nieuchronną zapowiedź zbliżającego się niebezpieczeństwa. W 1940 roku z Pińska zorganizowano trzy transporty: 10 lutego, 13 kwietnia i ostatni 22 kwietnia.
Mama Kapuścińskiego z dwójka małych dzieci wyjeżdża z Pińska latem 1940 roku jednym z ostatnich pociągów do Lwowa, skąd zamierza dostać się do pobliskiego Przemyśla. Podróż koleją przypomina losy Cezarego Baryki z „Przedwiośnia” – tutaj również kolejarze zatrzymują wielokrotnie pociąg w lasach, by od uchodźców zebrać zapłatę za dalszą jazdę. Jak wspomina sam pisarz, ludzie oddawali swoje obrączki, klejnoty i futra. Przez most graniczny w Przemyślu, a potem Kraków, który był pierwszym wielkim miastem jakie widział mały Kapuściński, rodzina udaje się w kierunku Warszawy. Matka chciała odszukać ojca, którego udaje się szczęśliwie spotkać na wiejskiej drodze niedaleko Izabelina pod Warszawą.
Jestem człowiekiem kresowym
Ostatni raz Ryszard Kapuściński był w swoim rodzinnym mieście w lipcu 1999 roku wspólnie z ekipą telewizji wrocławskiej realizującej film o nim.
Kapusciński w jednym z wywiadów mówił, że ukształtowało jego wszystko to, co kształtuje tak zwanego człowieka kresowego. – Człowiek kresowy zawsze i wszędzie jest człowiekiem międzykulturowym – człowiekiem „pomiędzy”. To człowiek, który od dzieciństwa, od zabawy na podwórzu, uczy się tego, że ludzie są różni i że inność jest po prostu cechą człowieka. Ten, który wychowuje się wśród różnych języków i zachowań. W Pińsku jeden dzieciak zabierał z domu śledzia, drugi kulebiak, a trzeci kawałek kotleta. Myśmy to wszystko razem zjadali i to był pierwszy wspólny stół. Kresowość to otwarcie na inne kultury, a nawet więcej – ludzie kresowi nie traktują innych kultur jako innych, ale jako część własnej kultury – podkreślał znany rodak.
Kapuściński o kresowym Pińsku
„Wspominam swój Pińsk jako bardzo dobre miejsce. To było miasteczko życzliwych ludzi i życzliwych ulic. Do czasu wybuchu wojny nie widziałem tam żadnego konfliktu. Miejsce bez ostentacji, bez zadęcia, miejsce skromnych, prostych ludzi. Moi rodzice jako nauczyciele też byli takimi ludźmi. Może dlatego dobrze się zawsze potem czułem w tak zwanym Trzecim Świecie, gdzie ludzi cechuje nie zamożność, ale gościnność, nie ostentacja, ale współpraca.
Ludzie żyli na Polesiu na skromną ludzką miarę, a Pińsk był jak arystotelesowska definicja miasta, w którym wszyscy się znają choćby z widzenia. To wyróżnia miasta kresowe, które stwarzały klimat przyjaźni. Wspomnienie Pińska do wybuchu wojny to wspomnienie przychylnego miejsca. Tego właśnie szukam po całym świecie” – pisał Ryszard Kapuściński.
Znadniemna.pl na podst. Robert Nowacki/kapuscinski.info/Fot:Tablica pamiątkowa na bloku mieszkalnym przy ul. Pustola 16 w Warszawie, w którym w latach 1965−1988 mieszkał pisarz, wikipedia.org
józef III / 24 stycznia, 2023
Niestety był komunistą i utalentowanym konfabulatorem. Jego żona usiłowała sądownie zakazać książki – biografii o nim.
/