HomeBiałoruśFerdynand Ruszczyc. Czarodziej nastrojowego krajobrazu

Ferdynand Ruszczyc. Czarodziej nastrojowego krajobrazu

Ferdynand Ruszczyc zaliczany jest do najwybitniejszych młodopolskich malarzy. Jego ekspresyjne pejzaże wcześnie zyskały uznanie krytyków, a on sam był powszechnie znany i szanowany jako profesor. Najlepiej czuł się na prowincji, w rodzinnym domu, zaś malowanie porzucił w wieku niespełna 40 lat, całkowicie poświęcając się innym dziedzinom.

Bohdanów

Ferdynand Ruszczyc urodził się 10 grudnia 1870 r. w Bohdanowie (dzisiejsza Białoruś), a zmarł 30 października w 1936 roku tamże. Był najmłodszym z piątki dzieci i zarazem jedynym synem Alwiny i Edwarda Ruszczyców. Ojciec przyszłego artysty wywodził się ze starego, ziemiańskiego rodu, zaś matka była z pochodzenia Dunką. Chociażby z tego powodu w rodzinie panowała atmosfera otwartości i tolerancji, wyrażająca się m.in. stosunkiem do religii. Otóż Alwina Ruszczyc była protestantką i w tym wyznaniu wychowywała córki, podczas gdy syn – tak jak ojciec – został ochrzczony w kościele katolickim.

Bohdanów leży przy trakcie Wilno – Oszmiana – Wołożyn, w odległości 80 km od Wilna. Początkowo majętność ta wchodziła w skład klucza holszańskiego, dziedzictwa Sapiehów. W 1836 r. okrojony ośrodek nabył z licytacji Ferdynand Ruszczyc h. Lis (1786–1848), adwokat, rejent ziemi kobryńskiej, żonaty z Anną z Czechowiczów (1800–1874). Dwór Ruszczyców przed 1939 r.

Po powstaniu styczniowym Ruszczycowie musieli na pewien czas oddać Bohdanów w dzierżawę. Sami przenieśli się do Lipawy, a potem do Mińska Litewskiego, gdzie Ferdynand został uczniem gimnazjum, które ukończył z doskonałymi wynikami i za radą ojca rozpoczął studia prawnicze w Petersburgu.

Zainteresowania młodego Ruszczyca podążały jednak w inną stronę. Będąc gimnazjalistą uczył się rysunku pod okiem Kuźmy Jakowlewicza Jermakowa, a już po zapisaniu się na studia zaczął uczęszczać na petersburską Akademię Sztuk Pięknych jako wolny słuchacz. W 1892 r. zdecydował się zrezygnować z kariery prawnika i przenieść się na tę uczelnię. Początkowo studiował w pracowni Iwana Szyszkina, a po jego odejściu z Akademii przeniósł się do Archipa Kuindżiego – autora ekspresyjnych pejzaży, w których widoczne były wpływy sztuki skandynawskiej. Zwłaszcza romantyczny stosunek profesora do przyrody znalazł odbicie w późniejszej twórczości Ruszczyca.

W trakcie studiów Ruszczyc regularnie podróżował. Najbardziej fascynowało go morze. Podczas wypraw na Krym oraz na Rugię, do Szwecji i na Bornholm wykonywał studia fal i nieba.

Ferdynand Ruszczyc, Krym – brzeg morza, 1895, Muzeum Pałac Herbsta – Oddział Muzeum Sztuki w Łodzi

W październiku 1897 r. Ruszczyc ukończył Akademię. To okres pierwszych sukcesów: udało mu się sprzedać dwa obrazy: Wiosna i Młyn zimą. Oba namalowane zostały w rodzinnym Bohdanowie – miejscu, które już na zawsze pozostało największą inspiracją artysty. Dzięki zarobionym pieniądzom mógł wybrać się w dłuższą podróż artystyczną po Europie. Taka wyprawa zwyczajowo była zwieńczeniem i uzupełnieniem edukacji. Według notatek w dzienniku najbardziej zachwyciła go wystawa Moneta, którą obejrzał w Paryżu.

Ferdynand Ruszczyc, Młyn nocą, 1898, Muzeum Narodowe w Krakowie

Maminsynek?

Kolejne lata Ruszczyc spędził głównie w Bohdanowie, gdzie stworzył wyjątkowo dużo obrazów. Być może dlatego, że w domu, w otoczeniu rodziny czuł się najbardziej komfortowo. Sądził wręcz, że tylko bliscy w pełni go rozumieją i wspierają w podejmowanych decyzjach. Szczególnie silna więź łączyła go z matką, którą uważał za najwnikliwszego krytyka swojej twórczości.

Ferdynand Ruszczyc, Stary dom,1903, Muzeum Narodowe w Warszawie

Ruszczyc inspiracji najchętniej szukał w najbliższym otoczeniu. Według jego własnych słów: „Piękno jest wszędzie, gnieździ się w najbliższym i najprostszym, trzeba je tylko dostrzec. Fragmenty, które każdy może odnaleźć, bo nie są zmienione ani upiększone, proste a tak wyszukane, jak motyw japoński.”

Ferdynand Ruszczyc, Bajka zimowa, 1904, Muzeum Narodowe w Krakowie

Naturę traktował niczym romantycy, widząc w niej autonomiczny byt przepełniony duchem. W swoich obrazach starał się uchwycić jej mistycyzm, uważnie obserwując dynamikę zachodzących w przyrodzie zjawisk. Gdy więc patrzymy na obraz Stare jabłonie, trudno potraktować go wyłącznie jako realistyczne przedstawienie drzew i nie kierować myśli ku treściom symbolicznym: przemijaniu, ale także przeczuciu życia skrycie pulsującego w bezlistnych gałęziach.

Ferdynand Ruszczyc, Stare jabłonie, 1900, Muzeum Narodowe w Warszawie

Prawdopodobnie najsłynniejszym obrazem Ruszczyca z okresu bohdanowskiego jest Ziemia. Do pracy nad nią zabrał się tuż po powrocie z europejskiej podróży, we wrześniu 1898 r. Jak zwykle wiele razy zmieniał koncepcję, był niezadowolony z kolejnych elementów, co odnotowywał w dzienniku. „Stosunek mój do obrazu zmienia się co chwila. Na przemian przeważają zalety i błędy” – pisał blisko miesiąc po rozpoczęciu tworzenia.

Ferdynand Ruszczyc, Ziemia, 1898, Muzeum Narodowe w Warszawie

Obraz przedstawia orkę – motyw dość popularny wśród ówczesnych polskich malarzy. Płótno Ruszczyca wyróżnia się jednak na tle prac Chełmońskiego czy Wyczółkowskiego. Pozornie realistyczną scenę artysta przekształcił w monumentalny symbol. Sylwetka oracza i kroczące przed nim woły ukazane zostały z oddalenia i celowo pozbawione szczegółów. Wydają się bardzo drobne w zestawieniu z dwoma żywiołami – ciężką ziemią i dynamicznie pędzącymi po niebie chmurami. Opierający się wiatrowi, z trudem orzący ziemię człowiek, zdaje się być uniwersalnym symbolem odwiecznych zmagań człowieka z nieokiełznaną potęgą przyrody.

Ruszczyc bardzo chętnie malował dom, a w zasadzie dwa domy stojące w rodzinnym majątku: modrzewiowy dworek z końca XVII w. oraz budynek przebudowany w połowie XIX w. z murowanego skarbca, nazywany „Murem”. Oba domy artysta najczęściej ukazywał w dramatycznym otoczeniu: pod pochmurnym, burzowym niebem, smagane mocnym wiatrem. Pośród złowieszczych żywiołów wydają się one bezpiecznym schronieniem, zdolnym przetrwać każdy kataklizm. Dom, nazywany nieraz przez Ruszczyca „gniazdem”, pełnił w jego życiu właśnie taką funkcję – spokojnego portu, w którym można skryć się przed życiowymi zawirowaniami.

Ferdynand Ruszczyc, Pustka (Stare gniazdo),1901, Litewskie Muzeum Sztuki w Wilnie

Malarskie wyobrażenia wnętrza domu z Bohdanowa są z reguły bardziej nastrojowe. Pozbawione ludzkiej obecności pokoje wydają się żyć własnym życiem – tajemniczym, a zarazem przepojonym nostalgią.

Ferdynand Ruszczyc, Wnętrze salonu w Bohdanowie – Malwy,1905, Muzeum Narodowe w Warszawie

Warszawa i Kraków

Po ukończeniu studiów Ruszczyc utrzymywał ścisłe kontakty ze środowiskiem petersburskim, biorąc udział w wystawach Akademii oraz czasopisma „Mir iskusstwa”. Z czasem te relacje rozluźniały się, a malarz więcej wystawiał w Wilnie, Warszawie czy Krakowie. Jego dzieła szybko zyskały uznanie kraytyki i nabywców, sam Ruszczyc zaś nawiązywał kolejne znajomości z polskimi artystami. W 1900 r. dołączyła do powstałego w Krakowie Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka” (w 1907 r. został jego prezesem), które łączyło najwybitniejszych twórców tego okresu.

Na przełomie 1903 i 1904 roku Ruszczyc brał udział w organizacji warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, a gdy uczelnia została oficjalnie otwarta, został jednym z jej profesorów. Prowadził zajęcia plenerowe w Łazienkach i nad Wisłą, wyjeżdżał ze studentami do Łowicza, Nieborowa i Arkadii oraz Kazimierza Dolnego. Był lubiany przez uczniów, nie czuł się jednak dobrze w Warszawie, a w zasadzie w tamtejszym środowisku. Stosunki między warszawskimi artystami były w owym czasie napięte, nie brakowało „spraw honorowych”, a nawet pojedynków. Czarę goryczy przelała sprawa malarza Wacława Pawliszaka zastrzelonego przez rzeźbiarza Xawerego Dunikowskiego.

Warszawski okres nie był tak płodny artystycznie, jednak powstało w nim jedno z najważniejszych dzieł Ruszczyca: Nec mergitur. Ukazany na nim został fantastyczny żaglowiec płynący po wzburzonym morzu pod nocnym niebem. „Chciałbym cały obraz utrzymać nierealnie, jak kaskadę brylantów” – pisał malarz. Artysta kolejny raz powraca tu do wątku zmagań człowieka z przyrodą. Bezkresne, rozgwieżdżone niebo w tym kontekście staje się symbolem kosmicznego absolutu.

Ferdynand Ruszczyc, Nec mergitur, 1904-1905, Litewskie Muzeum Sztuki w Wilnie

Nec mergitur należy jednak interpretować na jeszcze innym poziomie, bezpośrednio związanym z sytuacją Polski pod zaborami. Obraz początkowo zwany był przez autora Legendą żeglarską, co sugeruje związek z nowelą Henryka Sienkiewicza pod tym samym tytułem. Jest to historia okrętu, którego losy są alegoryczną opowieścią o upadku Rzeczpospolitej. „W obrazie Ruszczyca widzimy korwetę – Polonię unoszoną przez żywioł historii utożsamiony z boskim planem, a karminowe refleksy na falach sugerują, że krwawi ona jak powracający z wygnania zesłaniec. O jej minionej świetności przypominają królewskie żagle, podarte jak powstańcze sztandary”. Ten okręt – zgodnie z tytułem obrazu – „nie utonie”. Choć pokiereszowany, dotrze wkrótce do bezpiecznej przystani. Nec mergitur jest więc wyrazem nadziei, którą w 1904 r. obudziły w Polakach wydarzenia wojny rosyjsko-japońskiej i narastanie rewolucyjnych nastrojów w Królestwie Polskim.

Ruszczyc nie wytrzymał długo w Warszawie. Gdy w 1907 r. zmarł Jan Stanisławski, to właśnie jemu zaproponowano objęcie katedry pejzażu na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Przyjęcie oferty było próbą ucieczki z męczącego środowiska – jak się wkrótce okazało, zupełnie nieudaną.  Wyraźnie zniechęcony malarz pisał: „Już po pierwszych czterech miesiącach w Krakowie czuję się tak, jak po warszawskich trzech latach”. Powtórka sytuacji z Warszawy, czyli intrygi, spory, a nawet pojedynki pomiędzy artystami, zniechęciły go na tyle, że w 1908 r. postanowił wrócić tam, gdzie zawsze czuł się dobrze – do domu.

Wilno

Osiadł w Wilnie, oddalonym o zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Bohdanowa. W tym czasie, w wieku zaledwie 38 lat stworzył ostatni duży obraz olejny zatytułowany Gniazdo i przedstawiający fragment ogrodu w Bohdanowie pod burzowym niebem.

Ferdynand Ruszczyc, Gniazdo, 1908, fot. Polswissart

Nie wiadomo czemu tak popularny i ceniony artysta w zasadzie całkowicie porzucił malarstwo sztalugowe. Być może przyczyną było skierowanie twórczej energii na inne tory: szeroko pojętą działalność kulturalną w – bądź co bądź prowincjonalnym – Wilnie.

Ruszczyc z wielką pasją zaangażował się w pracę teatralną i parateatralną. W Wilnie inscenizował m.in. widowiska dobroczynne, takie jak żywe obrazy według dzieł prerafaelitów czy przeznaczony dla dzieci bazar Wśród bajek i zabawek, który cieszył się ogromną popularnością. Jego współpracę z wileńską sceną zainaugurowała świetnie przyjęta inscenizacja Lilli Wenedy Juliusza Słowackiego, która premierę miała w maju 1909 r. w Teatrze Polskim (Letnim) Nuny Młodziejowskiej.

Działalność na tym polu przyniosła Ruszczycowi uznanie sięgające poza granice Wilna. W 1914 r. został zaproszony do stworzenia inscenizacji Balladyny w Teatrze Polskim w Warszawie. Spektakl okazał się wielkim sukcesem. „Twórcą tych kartonów dekoracyjnych, tych wzorów do szat, ubrań, zbroi i innych akcesorii jest Ferdynand Ruszczyc, którego lotna, nastrojowa wyobraźnia, ukochanie i dar odtwarzania swojskiego krajobrazu, przy znajomości średniowiecza, łączy się z kultem dla nieporównanego malarza słowa, jakim był Słowacki i wniknięcia w arkana jego fantazji. (…) Malarska oprawa Balladyny pomysłu Ruszczyca, jest godną artystyczną oprawą dla tej mieniącej się w stubarwnym blasku perły naszej poezji dramatycznej” – pisał jeden z recenzentów.

Inną dziedziną, której Ruszczyc poświęcał wiele uwagi stało się projektowanie graficzne. Tworzył plakaty, afisze oraz okładki, wnosząc w nie swoją estetyczną wrażliwość oraz znajomość europejskich osiągnięć na polu grafiki użytkowej. Zwłaszcza książki jego projektu znacznie podniosły poziom wileńskiego edytorstwa.

Okres po osiedleniu się w Wilnie to czas dużych zmian w życiu prywatnym Ruszczyca. W 1910 r. zmarł jego ojciec, więc artysta samodzielnie musiał zająć się administrowaniem bohdanowskim majątkiem. Trzy lata później ożenił się z o ponad dwadzieścia lat młodszą Reginą (Giną) Rouckówną.

Ferdynand Ruszczyc, Portret żony z dziećmi, Janeczką i Edziem, 1916, Muzeum Narodowe w Warszawie

Wybuch I wojny światowej nie przerwał kulturalnej działalności Ruszczyca. Zilustrował wówczas między innymi dwa numery „Przyjaciela” i „Jutrzenki” – czasopism poświęconych Polsce. Po zajęciu miasta przez Niemców w 1915 r. przeniósł się do Bohdanowa, gdzie mieszkał aż do 1919 r. Warunki w tym okresie były trudne. Front przebiegał niedaleko, a w domu ulokował się sztab korpusu. Rodzina wraz ze służbą miała do dyspozycji tylko dwa pokoje i kuchnię na parterze „Muru”. Sytuacji na pewno nie ułatwiał fakt, że w czasie wojny malarzowi urodziło się troje dzieci.

Wielkim dniem dla Ruszczyca okazał się 19 kwietnia 1919 r., kiedy to – nieco przypadkowo – stał się świadkiem wyzwolenia Wilna przez polską armię. To wydarzenie zapoczątkowało kolejny, bardzo intensywny okres jego działalności w odradzającym się mieście. Dzienniki Ruszczyca to odtąd głównie lakoniczne notatki: spisy licznych spotkań i zadań, które wypełniały cały czas artysty. Już w maju został członkiem Komitetu Odbudowy Uniwersytetu Wileńskiego, gdzie wkrótce zorganizował Wydział Sztuk Pięknych. Oddawał się tej pracy bez reszty. Zaprojektował niektóre z uniwersyteckich wnętrz, a także wszelkie insygnia, togi, tablice pamiątkowe, pieczęcie, zaproszenia i programy. W dniu otwarcia uczelni zainscenizował w Teatrze Polskim uroczysty wieczór z fragmentami dramatów Wyspiańskiego. Z Uniwersytetem Stefana Batorego był odtąd związany na stałe, z krótką przerwą po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej, kiedy uczelnia zawiesiła działalność. Ruszczycowie opuścili wówczas Bohdanów, gdzie było zbyt niebezpiecznie, a sam malarz wstąpił do armii ochotniczej.

W kolejnych latach artysta uczestniczył we wszystkich kulturalnych inicjatywach w Wilnie. Przez lata pracował w Radzie Miejskiej, zainicjował stworzenie Towarzystwa Miłośników Wilna, był członkiem rozmaitych komitetów. Gdy w 1931 r. odkryto w katedrze groby królewskie, zaangażował się w wykonywanie rysunkowej dokumentacji. Nade wszystko jednak stał się wielkim propagatorem Wilna i jego zabytków: przemawiał, wykładał, pisał i z wielkim entuzjazmem oprowadzał po mieście niezliczone delegacje i wycieczki.

Mimo wielu obowiązków nie zarzucił projektowania graficznego. Był autorem okładek, zaproszeń, programów, afiszy, znaczków pocztowych, medali, pieczęci, sztandarów… Odradzające się miasto i jego instytucje wykazywały ogromne zapotrzebowanie na tego typu projekty. Nadal żywo interesował się teatrem. W 1924 r. wystawił Cyda, a w 1930 r. rocznicowy spektakl Noc listopadowa Wyspiańskiego. Nie stronił także od bardziej rozrywkowych inicjatyw, na przykład parateatralnych widowisk otwierających akademickie bale.

Jako uznanego malarza i profesora zapraszano go do udziału w przedsięwzięciach o większym zasięgu. Jednym z najważniejszych była pierwsza wystawa sztuki polskiej, której przygotowanie w 1921 r. powierzono jemu oraz Edwardowi Wittigowi. Ekspozycja okazała się dużym sukcesem, a Ruszczyc został za jej zaaranżowanie wyróżniony odznaką kawalerską Legii Honorowej.

Nietrudno się domyślić, że w nawale obowiązków niewiele czasu zostawało na sprawy prywatne. Ruszczyc na co dzień mieszkał w Wilnie – najpierw sam, później z najstarszymi dziećmi, które uczęszczały w mieście do szkoły. Tymczasem Gina z młodszymi dziećmi (w latach 20. rodzina powiększyła się o kolejną trójkę) mieszkała w Bohdanowie, gdzie doglądała majątku, a nawet prowadziła letnisko. Mimo tęsknoty wyrażanej w czułych listach do żony, artysta nie zamierzał rezygnować z intensywnej pracy. Notoryczne przemęczenie i lekceważenie własnego zdrowia doprowadziły w październiku 1932 r. do tragedii – utraty mowy i częściowego paraliżu. Pod troskliwą opieką żony i najstarszej córki malarz częściowo wrócił do zdrowia, choć nigdy nie odzyskał władzy w prawej ręce. Wycofał się w tym czasie z obowiązków służbowych, a w 1935 r. powrócił do Bohdanowa, gdzie oddał się porządkowaniu swoich ogromnych zbiorów. Z ostatniego okresu pozostały po nim rysunki wykonywane lewą ręką. Zmarł 30 października 1936 r. Został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Epilog

Smutne były dalsze losy ukochanego przez artystę Bohdanowa. Podczas II wojny światowej Armia Czerwona wywiozła wszystkie zbiory malarza, a w 1944 r., dom znalazł się na linii frontu. Niemal wszystkie zabudowania zostały wówczas spalone. Wkrótce rozebrano resztki budynków i wycięto park. Z dawnego majątku ocalał tylko cmentarz i groby rodziny Ruszczyców.

PRZY GROBIE FERDYNANDA RUSZCZYCA NA RODZINNYM CMENTARZU RUSZCZYCÓW W BOHDANOWIE

Znadniemna.pl za Joanna Jaśkiewicz/niezlasztuka.net

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content