W nocy z 25 na 26 października nieznani sprawcy dokonali napadu na kościół św. Szymona i Heleny w Mińsku. Wybito wówczas szybę z witrażem na parterze w przybudówce zakrystii. Tej samej nocy w świątyni zdarzył się pożar, który według oficjalnej wersji objął ok. 20 metrów kwadratowych i został ugaszony przez strażaków.
Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych podało, że przyczyną pożaru było spięcie instalacji elektrycznej w budynku kościoła. Tak naprawdę ślady ognia znaleziono tylko na klęczniku naprzeciwko zniszczonego przez nieznanych sprawców witraża.
Na podstawie publikacji w mediach oraz rozeznania, dokonanego wśród wiernych mińskiej parafii św. Szymona i Heleny, proponujemy Państwu zapoznać się z faktami, które nastąpiły po przykrym incydencie, przypominającym umyślne działania przeciwko kościołowi katolickiemu i jego wiernym.
Zaczęło się wszystko od tego, że dyżurująca w kościele kobieta usłyszała silny huk. Potem pojawił się dym, który wywołał alarm. Na wezwanie alarmowe do świątyni wraz ze strażą pożarną przyjechały: milicja, Komitet Śledczy(!), a nawet OMON.
Później służby nakazały zamknięcie obiektu. Został on zapieczętowany do czasu wyjaśnienia okoliczności incydentu. Przy tej okazji skonfiskowane zostały nagrania wideo z zainstalowanych w kościele kamer monitoringu. Do świątyni przestali być wpuszczani zarówno wierni, jak też pracujący w niej księża.
Komisja ds. Sytuacji Nadzwyczajnych zabroniła korzystania z budynku „do czasu całkowitego odremontowania i sprawnego funkcjonowania wszystkich systemów gaśniczych oraz urządzeń elektrycznych.
Wierni modlą przy grobie fundatora
Wierni, pragnący dowiedzieć się o postępach prac, dzwonią do Komitetu Śledczego, do urzędu miasta. Tam słyszą, że nie wiadomo jest, jak długo potrwają procedury, a pytać o ich zakończenie należy w samym kościele pod numerem telefonu, który nie odpowiada, gdyż świątynia została zamknięta nawet dla kapłanów.
Ludzie regularnie przychodzą pod Czerwony Kościół i modlą się w intencji jego otwarcia przy grobie fundatora świątyni Edwarda Woyniłłowicza.
Czerwony Kościół zawsze był duchowym sercem dla społeczności katolickiej białoruskiej stolicy. Codziennie odbywało się w nim 6-8 Mszy świętych, funkcjonowała szkoła niedzielna, odbywały się spotkania młodzieżowe.
Obecnie w całym kościele wyłączono prąd. Od elektryczności została odłączona nawet plebania, co powoduje problemy z jej ogrzewaniem.
W piątek, 30 września, wiernych spotkało przykre odkrycie. Wieczorem milicja oraz komandosi z OMON-u (Oddział Milicji Specjalnego Przeznaczenia) nie pozwoliły ludziom zgromadzić się wokół figury Chrystusa na grobie Woyniłłowicza. Wytłumaczono, iż w tym miejscu odbywają się czynności śledcze. Wobec tego wiernym zakomunikowano, że mogą modlić się w tym miejscu tylko rano i po południu. Gromadzących się ludzi przy świątyni w innym czasie milicjanci obiecali traktować jako uczestników niedozwolonego zgromadzenia.
Arcybiskup Kondrusiewicz modli się w intencji otwarcia świątyni
Tymczasem, według świadectw wiernych, poczynając od 27 września w zamkniętym kościele nie odbywają się żadne czynności śledcze. Ludzie obawiający się o stan zalanej przez strażaków zakrystii nie pozwala się wejść do środka, żeby posprzątać wejść i posprzątać pomieszczenie niszczone przez wodę w stopniu większym, niż zrobił to „pożar”, wywołany rzekomo przez spięcie elektryczne.
W sobotę 1 października wierni przeszli wokół zamkniętego kościoła skromną procesją. Dwaj obecni przy tym milicjanci nie przeszkadzali. Jeden zapytał jednak, jak długo to chodzenie potrwa, po czym pojawiły się milicyjne posiłki w liczbie siedmiu umundurowanych funkcjonariuszy i czterech mężczyzn w ubraniach cywilnych.
Niepokoje wiernych związane z losem świątyni i otwarciu dostępu do niej przekazały się wielu ludziom, również dostojnikom kościelnym. Jeden z nich arcybiskup emeryt Tadeusz Kondrusiewicz modlił się w intencji otwarcia Czerwonego Kościoła dla wiernych i księży w sanktuarium w Budsławiu, charakteryzując przed obliczem Matki Boskiej Budsławskiej Czerwony Kościół w Mińsku jako „wyjątkowe miejsce spotkania z Bogiem”.
Ks. Wiaczesław Barok: „Dzieje się gwałt i bezprawie”
1 października na temat niezrozumiałej sytuacji wokół Czerwonego Kościoła w Mińsku wypowiedział się na antenie Telewizji Biełsat, znany białoruski kaznodzieja, ksiądz Wiaczesław Barok:
„Jak się mówi, najciemniej jest pod latarnią. Im więcej słuchasz wyjaśnień (oficjalnych), tym więcej powstaje pytań. Wiem, że właśnie 26 września w kościele św. Szymona i Heleny miało się odbyć spotkanie biskupa Jerzego Kosobuckiego z katechetami” – mówił duchowny, przyznając, iż ma wrażenie, że mamy do czynienia z celowym działaniem, a nawet z „prowokacją reżimu Łukaszenki, a może już i Putina”. Według księdza Baroka dużo faktów wskazuje na to, że władzom Białorusi udało się spacyfikować Kościół Katolicki w tym kraju. Potwierdza to milczenie jego hierarchów co sprawia, że kościół na Białorusi co raz bardziej przypomina kościół katakumbowy.
„Podczas okupacji trudno jest głosić. Lecz budynki z krzyżami nadal głoszą. Sam budynek jest wezwaniem. Czerwony kościół wywołuje skojarzenia z pragnieniem życia w prawdzie, w sprawiedliwości. Pamiętamy, że właśnie w tej świątyni odbywały się modlitwy za pojednanie, pokój, tam było aktywne życie. Świątynie nie da się wsadzić do więzienia, można je tylko zniszczyć, tak, jak władza niszczyła polskie krzyże i mogiły na Grodzieńszczyźnie, bo one też głosiły. To, co się odbywa, nie jest normą, to jest gwałt i bezprawie. Można było izolować tylko pokój, w którym był pożar. Lecz cel władzy w tej sytuacji jest zupełnie inny. A wiernym pozostaje tylko się modlić” – podkreślił popularny kaznodzieja.
Chrześcijanie głoszący prawdę na celowniku reżimu
Oficjalne władze Kościoła Rzymsko-Katolickiego na Białorusi nie komentują przykrego incydentu wokół znanej w całym świecie świątyni.
Prześladowania chrześcijan na Białorusi stały się w tym kraju normą. Tylko w sierpniu i we wrześniu w Mińsku zatrzymano kilku niepokornych kapłanów, głoszących prawdę : 31 sierpnia w swoim domu brutalnie zatrzymano prawosławnego kapłana Władysława Bogomolnikowa, który bronił więźniów politycznych. 20 września zatrzymany został pastor protestanckiego zboru „Nowe Życie” Wiaczesław Gonczarenko, który otwarcie potępiał gwałt i przemoc władzy, łamanie prawa oraz prowadzoną przez Rosję przy udziale Białorusi wojnę na Ukrainie. 22 września pastora zboru protestanckiego „Jan Pradwiesnik” Antoniego Bokuna, aresztowano bezpośrednio w domu modlitwy. 27 września prawosławny kapłan Władysław Bogomolnikow zamiast opuścić areszt po 29 dniach dostał kolejne 15 dni odsiadki (razem będzie więziony przez 44 dni).
Rzekomy „pożar” w Czerwonym Kościele nie jest pierwszym dziwnym incydentem tego typu, który zdarzył się w katolickiej świątyni na Białorusi. W Budsławiu w 2021 roku również zdarzył się bardzo dziwny pożar. Na szczęście wiernym przy wsparciu katolików z całego świata udało się odbudować świątynię.
Pytania bez odpowiedzi
W przypadku „pożaru” w Czerwonym Kościele pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi:
Skoro zapaliła się instalacja elektryczna (według oficjalnej wersji), dlaczego pożar gasili wodą? Dlaczego gaszono przez okno, skoro wszystkie drzwi w kościele były otwarte inie było problemu dostępu do zakrystii w której pojawił się ogień? Bez odpowiedzi pozostaje pytanie: Kto wybił szybę w pokoju nauczycielskim na pierwszym piętrze? Tam nie było przecież pożaru.
Dlaczego razem z nagraniami z kamer wideo zabrano z kościoła i do tej pory nie oddano z powrotem komputery i inny sprzęt?
Pytań jest wiele, a odpowiedzi ciągle brak.
Marta Tyszkiewicz