Po trzech dniach procesu sąd w Mińsku wydał wyrok w sprawie Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej, oskarżonych o organizowanie zamieszek. Sąd uznał je za winne zarzucanych czynów i skazał na dwa lata kolonii karnej.
Sąd w pełni przychylił się do wniosku prokuratora jeżeli chodzi o wysokość kary. Artykułu 342 pkt 1. białoruskiego Kodeksu Karnego, na podstawie którego wydano wyrok, przewiduje karę do 3 lata więzienia. Dziennikarki były oskarżone o „Organizację i przygotowywanie działań rażąco naruszających porządek publiczny”.
Sędzia nakazała zaliczyć czas przebywania w areszcie do wyroku. Odebrana w czasie zatrzymania kamera i statyw zostały skonfiskowane na rzecz państwa. Znalezione przy dziennikarkach zeszyty, notatki, nalepki, tkaniny mają zostać zniszczone.
Skazane będą mogły zachować zabrane podczas przeszukania należące do nich przedmioty: laptopy, pendrive’y, telefony komórkowe, a także znalezione na ich kontach środki: 0,72 rubla na koncie Kaciaryny i 0,05 rubla na koncie Darii
Sędzia zadał pytanie skazanym, czy rozumieją wyrok:
– Nie, co to jest? – zapytała Kaciaryna.
– Dlaczego nie 25 lat? – dodała Daria.
Na sali sądowej obecne jest 40 osób publiczności w tym rodzice Kaci i Darii oraz przedstawiciele misji dyplomatycznych na Białorusi. Pod budynkiem sądu tradycyjnie dyżuruje bus z funkcjonariuszami OMON.
Oskarżycielka i sędzia
Akt oskarżenia w sprawie przygotowała 22-letnia prokurator Alina Kasjanczyk. Oskarżyciela dziennikarek jeszcze w 2019 r. była stażystką. W tym samym roku za aktywność została mianowana pomocnikiem prokuratora prokuratury dzielnicy Frunseznki Rajon w Mińsku.
Jej kariera nabrała przyspieszenia w czasie powyborczych protestów. Kasjanczyk oskarżała m.in. w sprawie napisu „Nie zapomnimy” wykonanego na chodniku przez prostujących w miejscu , gdzie zginął uczestnik demonstracji. Oskarżycielka domagała się surowych kar więzienia i ograniczenia wolności. W rezultacie za napis na chodniku dwie osoby trafiły do kolonii karnej, a trzy otrzymały kary prac przymusowych po za miejscem zamieszkania.
Proces prowadzi 31-letnia sędzia Natalla Buhuk, która wykazała się dużą wydajnością podczas protestów społecznych. Sędzia sądu dzielnicy Frunzenski Rajon od dnia wyborów 9 sierpnia ukarała 44 protestujących łącznie 499 dniami aresztu, a w tylko w grudniu wydała wyroki łącznie 300 dni aresztu.
3 dni procesu
Podczas procesu prezentowano fragmenty zapisu relacji na żywo, które prowadziły dziennikarki 15 listopada, podczas akcji upamiętniającej zabitego zwolennika opozycji Ramana Bandarenkę. Jak zwróciła uwagę obrona, sąd ograniczył się do wysłuchania fragmentów wskazanych przez prokuratora. Sędzia Natalla Buhuk do materiałów dołączyła i odczytała zgłoszoną przez adwokatów dziennikarek analizę lingwistyczną skryptu z transmisji, w której stwierdzono, że kobiety nie wzywały protestujących do żadnych działań.
Jednym z filarów oskarżenia była deklaracja strat, jakie w wyniku działań dziennikarek miało ponieść mińskie przedsiębiorstwo transportowe Minsktrans. Powołany przez prokuratora świadek – pracownik firmy – zeznał, że w wyniku ulicznej demonstracji został zablokowany ruch kilkunastu autobusów, tramwajów i trolejbusów, co pociągnęło za sobą straty w kwocie wynoszącej w przeliczeniu ponad 16 tys. zł. Oskarżone, które konsekwentnie nie przyznawały się do winy, pokryły stratę, deklarując jednak, że jest to wyłącznie gest dobrej woli wobec przewoźnika. W następstwie tego przedstawiciel Minsktransu wycofał swoje roszczenia.
Podczas swojego wystąpienia prokurator Alina Kasjanczyk stwierdziła, że dziennikarki w trakcie realizacji sondy ulicznej wyszły na jezdnię, blokując w ten sposób miejski transport. To miało zachęcić innych do masowego wychodzenia na ulicę. Była to, jej zdaniem, „organizacja masowych niepokojów społecznych”. Prokurator zarzuciła im, że cytowały też teksty opublikowane na nieprawomyślnych kanałach na komunikatorze Telegram. Dla każdej z dziennikarek zażądała kary 2 lat pozbawienia wolności.
Adowkat Kaciaryny Andrejewej Siarhiej Zikracki podkreślił, że przed sądem nie pojawił się ani jeden świadek, który potwierdziłby winę oskarżonych i zareagował na ich rzekome wezwania do udziału w proteście. Stwierdził również, że przedstawiciel Minsktransportu nie potrafił wyjaśnić, czy miejski transport stanął z powodu demonstrantów blokujących drogi, czy stało się to uprzednio, na skutek jakiejś odgórnej decyzji. Wiadomo, że w czasie wcześniejszych demonstracji zdarzało się, iż władze zawieszały kursowanie linii.
Zikracki jest pewny, że nie doszło do działań rażąco naruszających porządek publiczny. Adwokat przypomniał, iż przytaczane przez oskarżenie zapisy „telefonów od mieszkańców”, skarżących się na sytuację, nie zawierały żadnego przykładu, który by dowodził prokuratorskich tez. Zwrócił także uwagę na fakt, że oskarżenie zostało oparte na arbitralnym wyliczeniu straty przez Minsktrans.
Według adwokata Darii Czulcowej, w czasie transmisji na żywo pojawiły się informacje, że w okolicy nie działa internet mobilny. Zdaniem Alaksandra Chajeckiego jest to dowód, iż dziennikarki nie mogły organizować masowych zamieszek, bo nie zwracały się do protestujących odciętych od sieci.
Proces rozpoczął się 9 lutego i na pierwszej rozprawie sąd odroczył go o tydzień. Drugi dzień procesu zbiegł się z bezprecedensową, skoordynowaną akcją białoruskich organów siłowych, wymierzoną w dziennikarzy i obrońców praw człowieka. We wtorek od rana milicja dokonywała przeszukań i zatrzymań w całym kraju, które dotknęły 40 osób. Na celowniku służb znalazło się m.in. broniące praw pracowników mediów Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy.
3 miesiące aresztu
Korespondentka Kaciaryna Andrejewa i pracująca z nią operatorka Daria Czulcowa zostały zatrzymane 15 listopada za relacjonowanie na żywo brutalnego rozpędzenia akcji pamięci. Tysiące Białorusinów zgromadziły się tego dnia na tzw. Placu Zmian, blokowym podwórku, na którym tajniacy pobili na śmierć aktywistę Ramana Bandarenkę. Dziennikarki Biełsatu nadawały na żywo z mieszkania na 13 piętrze bloku przy Trakcie Smorgońskim, do którego zaprosili je gospodarze. Po pacyfikacji protestu milicyjny specnaz wyłamał drzwi do lokalu i wyprowadził reporterki. Andrejewą i Czulcową najpierw oskarżono na podstawie Kodeksu Wykroczeń o udział w nielegalnym zgromadzeniu, choć zgodnie z białoruskim prawem, korespondent nie jest uczestnikiem relacjonowanego wydarzenia. 20 listopada dziennikarki usłyszały oskarżenie z oskarżone z cz. 1 art. 342 Kodeksu Karnego – o “organizację i przygotowywanie działań poważnie naruszających porządek społeczny”, czyli organizację zamieszek. Jako środek zapobiegawczy sąd wybrał areszt. Dziennikarki zostały przeniesione do aresztu śledczego w podstołecznym Żodzinie. W przededniu procesu przewieziono je do Mińska. Kaciaryna i Daria nie przyznały się do winy.
Międzynarodowa solidarność
Nasze redakcyjne koleżanki zostały uznane za więźniów politycznych już cztery dni po ogłoszeniu aktu oskarżenia. W grudniu zostały laureatkami nagrody “Dziennikarz roku” społeczności obrońców praw człowieka Białorusi.
Brytyjska organizacja obrony praw człowieka “Article 19” w specjalnym oświadczeniu podkreśliła, że zarzuty stawiane dziennikarkom łamią międzynarodowe standardy w dziedzinie praw człowieka, a prześladowanie korespondentów narusza prawo do wolności słowa i wyrażania opinii.
W obronie Kaci i Daszy wystąpiło też niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy (BAŻ), PEN-Club Białorusi, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy, Europejska Federacja Dziennikarzy, rosyjska pozarządowa organizacja “Wolne słowo” i PEN-Moskwa. Związek Dziennikarzy Litwy odznaczył nasze koleżanki nagrodą “Nadzieja wolności”.
W ramach międzynarodowej akcji solidarności z więźniami politycznymi patronem Kaciaryny Andrejewej został powszechnie znany niemiecki filozof Jürgen Habermas. Z kolei patronką Darii Czulcowej została deputowana litewskiego Sejmu Dalia Asanavičiūtė.
Znadniemna.pl za Blstv.eu