Białoruskie podręczniki historii nadal zakłamują sowieckie zbrodnie. Jeszcze w 2016 roku białoruskie niezależne media nagłośniły sprawę podręcznika z przedmiotu „Historii Białorusi” profesora Jewgienija Nowika, będącego lekturą dodatkową dla uczniów 11. klasy szkół średnich. Lektura ta okazała się jeszcze w 2009 roku za sprawą wydawnictwa Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego.
Autor podręcznika twierdzi, że „nie ma dokumentów dowodzących”, że to NKWD zamordowało ponad 20 tys. Polaków w Katyniu w 1940 roku. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, od tamtej pory w białoruskich szkołach nic się nie zmieniło.
JAK ZA STALINA
Z opublikowanej na białoruskich portalach edukacyjnych wersji elektronicznej podręcznika prof. Nowika „Historia Białorusi, 11 klasa” dowiadujemy się, że polskich oficerów wzięto do niewoli podczas „wyprawy Armii Czerwonej do Białorusi Zachodniej i Ukrainy Zachodniej”. Autor wspomina, że masowe groby rozstrzelanych polskich oficerów znaleziono w lesie katyńskim pod Smoleńskiem w czasie II wojny światowej, i przechodzi do sedna sprawy.
– Przeprowadzano liczne śledztwa w tej sprawie, ale nawet dzisiaj z powodu braku niezbędnych materiałów i żywych świadków tej tragedii, dokładnie nie ustalono, jakie państwo ponosi odpowiedzialność za rozstrzelanie polskich oficerów – czytamy w podręczniku. Dowiadujemy się jedynie o tym, że istnieją dwie wersje tamtych wydarzeń. Jedna, że to NKWD ponosi odpowiedzialność, a druga, że to „faszystowskie wojska pacyfikacyjne”. Następnie autor przeskakuje do wydarzeń z 1920 roku i opowiada białoruskim uczniom o „mordzie sowieckich jeńców przez piłsudczyków”.
Ministerstwo Edukacji Białorusi nie potrafiło odpowiedzieć na pytanie „Rzeczpospolitej”, czy ten podręcznik nadal jest polecany uczniom białoruskich szkół przez nauczycieli. Nikt też nie chce dyskutować na temat kontrowersyjnej lektury. Jesteśmy odsyłani do Narodowego Portalu Edukacyjnego, gdzie znajdujemy jedynie wykaz obowiązkowych podręczników. Autorem podręcznika „Historia Białorusi 1917–1945″ dla uczniów 10. klasy jest również Jewgienij Nowik. Uczniowie 11. klasy z uczą się już historii kraju po Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.
WYZWOLENIE UCISKANYCH
Z tego obowiązkowego dla białoruskich uczniów podręcznika Nowika, wydanego w 2012 roku, dowiadujemy się, że 17 września 1939 roku nie doszło do sowieckiej agresji na Polskę, lecz do „ponownego zjednoczenia zachodniej części Białorusi z BSRR”.
– Celem tej wyprawy było zakończenie ucisku robotników Ukrainy Zachodniej i Białorusi Zachodniej i zapewnienie im bezpieczeństwa. Do 25 września 1939 roku Armia Czerwona wyzwoliła zachodnią część Białorusi od wojska polskiego. Większość mieszkańców witała radzieckich żołnierzy kwiatami, chlebem i solą – czytamy w podręczniku Nowika. O zbrodni katyńskiej tym razem nie ma ani słowa, nie ma też wspomnienia o Kuropatach, miejscu, gdzie NKWD mogło zamordować nawet 250 tys. ludzi (w tym również wielu Polaków).
– Dobrze wiemy o represjach i piszemy o tym, ale nie wypychamy tego tematu na pierwszy plan. Jeżeli tego nie ma w moim podręczniku, to oznacza, że nie było tego w wytycznych, zgodnie z którymi takie podręczniki powstają – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Nowik.
MORDOWALI, ALE WINNYCH
79-letni prof. Jewgienij Nowik nadal wykłada historię na wydziale nauk humanitarnych w prestiżowym Białoruskim Państwowym Uniwersytecie Informatyki i Radioelektroniki. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” przyznaje, że wszystkie jego podręczniki wciąż są wykorzystywane w białoruskich szkołach. – Obecnie piszą nowe. Dopiero gdy je napiszą, muszą następnie zostać zatwierdzone i opublikowane. Dopiero wtedy historia Białorusi będzie wykładana z innych podręczników. Ja osobiście tym się już nie zajmuję – mówi Nowik. Jest zdziwiony, że pytam go o jego wykładnię zbrodni katyńskiej, i mówi, że nie rozumie „co tam jest nie tak”.
– Po raz kolejny potwierdzam, że nie ma obecnie dokumentalnego potwierdzenie tego, że to NKWD rozstrzeliwało. Widział pan te rozkazy i dokumenty? Jest jedynie sfałszowany dokument, pod którym m.in. widnieje podpis Stalina (red. chodzi opublikowaną w 2010 roku przez Federalną Służbę Archiwalną Rosji decyzję Biura Politycznego WKP(b) nr 144 z 5 marca 1940 roku w sprawie zbrodni). Dobrze się orientuje w tym temacie i mógłbym jeszcze wiele napisać – mówi.
Dowody polskiego IPN, m.in. listy polskich oficerów do rodziny napisane w sowieckich obozach lub w trakcie transportu do miejsc egzekucji białoruski profesor tłumaczy w ten sposób. – Mogę przypuszczać, że jakaś część polskich oficerów była zamordowana przez NKWD, ale chodziło wyłącznie o oficerów, co do których udowodniono, że ponoszą odpowiedzialność za mord radzieckich jeńców w latach 1920–1922. Nie bronię ZSRR i NKWD, ale to wszystko trzeba udowodnić, sprawiedliwość jest najważniejsza – twierdzi.
SOWIECKA WYKŁADNIA
Znany białoruski historyk Igor Mielnikow mówi, że sowiecka wykładnia historii została przywrócona na Białorusi pod koniec lat 90. za sprawą młodego wtedy prezydenta Aleksandra Łukaszenki. – W czasach ZSRR nikt nie mówił o represjach i oczywiście nie wspominał o tym, że w 1939 w Brześciu odbyła się wspólna parada sowiecko-niemiecka. Na Białorusi trwa renesans sowieckiej polityki historycznej. Podręczniki historii piszą nadal osoby, który pisały podręczniki w czasach Związku Radzieckiego. Powtarzana jest sowiecka propaganda, że nie wiadomo, kto strzelał i nie wiadomo do kogo. Stosuje się też propagandowy chwyt, że jakoby mord w Katyniu był odpowiedzą na mord radzieckich oficerów przez Polaków w 1920 roku – mówi „Rzeczpospolitej” Mielnikow.
Trudno sobie wyobrazić, że w kraju, gdzie niemal w każdym mieście stoi pomnik Lenina i nadal obchodzi się rocznicę rewolucji październikowej 7 listopada (pod tym względem Białoruś jest jedynym krajem byłego ZSRR) byłaby inna niż sowiecka wykładnia historii. Blisko związany z prezydentem Łukaszenką szef rządowego Związku Pisarzy Białorusi, a w przyszłości generał MSW Nikołaj Czerginiec również nie może jednoznacznie wskazać winnych zbrodni katyńskiej. – Starsi mieszkańcy Smoleńska opowiadali mi, że rozstrzeliwali zarówno NKWD, jak i Niemcy, którzy ukrywali w tamtych grobach swoje ofiary – mówi „Rzeczpospolitej” Czerginiec. – Jeżeli ktoś dokładnie wie, kto tam strzelał i jest gotów ponosić za takie stwierdzenia odpowiedzialność, to niech o tym pisze, historia wszystko rozstawi na swoje miejsce.
Znadniemna.pl za Rusłan Szoszyn/rp.pl