Niezwykle miło jest nam zaprosić Państwa do zapoznania się z historią życia kolejnego bohatera, który nosił polski mundur – Włodzimierza Antiporuka, polskiego obywatela białoruskiej narodowości i wyznania prawosławnego, którego los zaprzecza hasłom radzieckiej propagandy, mówiącym o straszliwym prześladowaniu chłopów białoruskich i ich nieludzkim wyzyskiwaniu przez reżim polityczny II RP.
Autorem nadesłanego do redakcji biogramu Włodzimierza Antiporuka jest jego prawnuk, proboszcz prawosławnego Soboru Opieki Matki Bożej w Grodnie, protojerej Georgij Roj, który, udostępniając redakcji materiał tekstowy i fotograficzny, wyraził chęć udziału w naszej akcji „Dziadek w polskim mundurze”.
A oto historia życia naszego dzisiejszego bohatera:
Włodzimierz Antiporuk, urodził się 22 lipca 1900 roku we wsi Zosimy (w Imperium Rosyjskim – w podoleskiej wołosti, kobryńskiego ujezdu, gubernii grodzieńskiej, w II RP – w gminie wiejskiej Podolesie, powiatu kobryńskiego, województwa poleskiego, obecnie – w buchowickim sielsowiecie, rejonu kobryńskiego, obwodu brzeskiego Republiki Białoruś) w rodzinie zamożnych chłopów Parfiona i Anastazji Antiporuków.
Rodzice Włodzimierza zdecydowali, aby, jako najmłodszy z pięciorga rodzeństwa, pobierał naukę w cerkiewnej szkole parafialnej, którą mały Włodek ukończył 13 czerwca 1913 roku, o czym świadczy zachowane Świadectwo ukończenia szkoły z wizerunkami panującej wówczas w Imperium Rosyjskim carskiej rodziny na czele z ostatnim Samodzierżcą Wszechrusi Mikołajem II.
Wybuch I wojny światowej sprawił, że rodzina Antiporuków musiała opuścić rodzinną wieś i podjąć tułaczkę, aby uchronić się przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, niesionym przez wojnę.
W rodzinne strony Antiporukowie wrócili już wówczas, kiedy ich mała ojczyzna znalazła się na terenie II Rzeczypospolitej Polskiej. Przynależność do narodowości niepolskiej i wyznawanie wiary prawosławnej nie przeszkodziło rodzicom naszego bohatera, jemu samemu, a także jego braciom i siostrom w nabyciu polskiego obywatelstwa.
Jako obywatel II RP po osiągnięciu wieku poborowego, czyli prawdopodobnie w roku 1921, Włodzimierz Antiporuk został powołany do odbycia służby zasadniczej w Wojsku Polskim. Na podstawie munduru, w którym nasz bohater pozuje do zdjęcia ze swoimi kolegami z wojska, nie udało nam się niestety wywnioskować w jakiej konkretnie jednostce służył Włodzimierz Antiporuk. Z pewnością możemy stwierdzić tylko, że typem wojska, w którym służył, była piechota.
Po powrocie z wojska Włodzimierz Antiporuk zaczyna myśleć o ożenku. Jako młody przystojny kawaler z rodziny dobrej i zamożnej, jak na wiejskie standardy, nasz bohater cieszy się powodzeniem u miejscowych dziewczyn. Z jedną z nich Włodzimierz zamierza się nawet ożenić, ale rezygnuje w ostatniej chwili. Wkrótce po tym, podczas jednej z wiejskich potańcówek, nasz bohater zwraca uwagę na to, jak pięknie tańczy jedna z dziewczyn i zakochuje się w niej. Wybranką Włodzimierza Antiporuka okazała się Uliana Straczuk, córka Andreja, mieszkająca z rodzicami w sąsiadującej z Zosimami wsi Minianka. Uliana odwzajemniła uczucia adoratora z Zosimów i wkrótce stali się oni małżeństwem.
W tzw. pańskiej Polsce rodzina Antiporuków, wyznających prawosławie i nie będących Polakami, potrafiła nabyć na własność niemały kawałek dobrej i urodzajnej ziemi. Starszy brat Włodzimierza Dzmitry wyjechał do Ameryki, żeby pomóc rodzinie w budowie nowego domu. Starsze siostry naszego bohatera powychodziły za mąż i opuściły ojczysty dom, w którym pozostali sędziwi schorowani rodzice z dwoma najmłodszymi synami – Tymoteuszem i Włodzimierzem oraz ich żonami. Bracia Tymoteusz i Włodzimierz byli bardzo zżyci ze sobą i postanowili razem zarządzać rodzinnym gospodarstwem oraz budować wspólny nowy dom na dwie rodziny.
Obaj bracia od małego dobrze znali się na sprawach rolniczych i umieli wszystko zrobić w gospodarstwie. Oprócz tego Włodzimierz zaczął się uczyć hodowli pszczół i zatrudnił się jako pszczelarz u miejscowego właściciela ziemskiego – pana Bosiackiego, mieszkającego w folwarku Mołodcza.
Zawodowa działalność Włodzimierza i jego stosunki z panem Bosiackim układały się nadzwyczaj dobrze. Za sumienną i dobrą pracę pan Bosiacki bardzo szanował swojego pszczelarza i nie tylko hojnie wynagradzał go pieniędzmi, lecz także wspierał go w przeróżnych sprawach.
Zarobione pieniądze, pomoc od brata Dzmitryja z Ameryki i od pana Bosiackiego, rodzinna zgoda, a także zamiłowanie do pracy i porządku pomogły braciom wybudować duży solidny dom, którego dach nakryto blachą, co wówczas na wsi uważane było za przejaw nadzwyczajnego luksusu. Z czasem we wspólnym gospodarstwie przybywało ziemi, pojawił się własny las, hodowla ryb, łąki, pastwiska, owocowy sad.
Włodzimierz wyróżniał się nadzwyczajną oszczędnością i duchem przedsiębiorczości. Jako aktywniejszy od brata powoli zaczął samodzielnie reprezentować prowadzone wspólnie z bratem gospodarstwo, które przez kilka lat z rzędu było uznawane za najlepsze gospodarstwo rolne w okolicy. Mimo tego, że Włodzimierz był człowiekiem młodym, mieszkańcy Zosimów wybrali go na swojego sołtysa. Wkrótce, za wzorowe prowadzenie gospodarstwa, Włodzimierz Antiporuk został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi po raz pierwszy z uzasadnieniem: „za zasługi na polu pracy zawodowej”.
W małżeństwie Włodzimierza i Uliany Antiporuków urodziły się cztery córki: Stefanida (babcia naszego czytelnika – protojereja Georgija Roja – red.), Katarzyna, Nadzieja i Maria.
Problemy rodziny zaczęły się w momencie przyjścia komunistów w 1939 roku. Jako posiadacze jednego z najmocniejszych we wsi gospodarstw, rodzina Antiporuków mogła łatwo stać się ofiarą rozkułaczania (metoda brutalnych represji wobec chłopów, będących właścicielami gospodarstw rolnych – red.). Do tego niezwłocznie by doszło gdyby nie wybuch wojny między Niemcami, a ZSRR w czerwcu 1941 roku.
Niemieckie władze okupacyjne na starostę wsi Zosimy wyznaczyły Włodzimierza Antiporuka, pełniącego funkcję sołtysa w czasach II RP. Wioska Zosimy była ze wszystkich stron otoczona lasem. A podczas wojny – gdzie las, tam też partyzanci. Była to okoliczność , która w dużym stopniu zwiększała ryzyko dla miejscowej ludności. Zachowanie życia nie było w takich warunkach zadaniem łatwym. Na Białorusi wiele takich właśnie wiosek, otoczonych lasem, zostało spalonych przez Niemców w okresie wojny. Żeby uniknąć tragicznego losu mieszkańcy Zosimów musieli ze szczególną czujnością przestrzegać bilansu stosunków, układających się z jednej strony z partyzantami, a z drugiej – z Niemcami.
Wśród kierowników ruchu partyzanckiego w okolicach Zosimów nie brakowało krewnych Włodzimierza Antiporuka. Jako starosta wsi Włodzimierz organizował więc pomoc żywnościową dla partyzantów i, rzecz jasna, zmuszony był do żywienia Niemców. Zadanie to komplikował fakt, że na początku wojny partyzanci bardziej przypominali pospolitych bandytów, a nie walczących z wrogiem żołnierzy zbrojnego podziemia. Niektóre grupy miejscowych „partyzantów” bezkarnie rabowali i zabijali niewinnych cywilów. Wedle niektórych świadectw zabili także grupę sowieckich spadochroniarzy, których zrzucono na tyły wroga, aby organizowali partyzancki opór przeciwko nieprzyjacielowi. Dopiero z biegiem czasu sowiecka partyzantka stała się siłą w miarę zorganizowaną i zdyscyplinowaną.
Po doznaniu przez starszą córkę Stefanidę kontuzji kolana, Włodzimierz w 1942 roku razem z chorą często przebywał w Kobryniu. Wykonywał przy tej okazji funkcję partyzanckiego łącznika i nabywał leki dla partyzantów. Leśni bojownicy byli mu wdzięczni za to wsparcie, a jednocześnie ta działalność Włodzimierza nie została zauważona przez Niemców.
Pomoc partyzantom sowieckim jednak nie uratowała Włodzimierza przed aresztem po tym, jak na ziemię kobryńską powróciła Armia Czerwona. Nie pomogło naszemu bohaterowi także wstawiennictwo partyzantów, którym on pomagał podczas okupacji niemieckiej.
W 1945 roku Włodzimierz Antiporuk de facto bez śledztwa sądowego otrzymał wyrok 10-ciu lat łagrów. Miejscem odbycia kary stała się Autonomiczna Radziecka Socjalistyczna Republika Komi i leżący na jej północy obóz pracy przymusowej Uchtaiżemłag. Jak wspominał Włodzimierz Antiporuk – najgorsze było dotarcie do miejsca odbywania kary. Na okres kilku dni więźniowie zostawali całkowicie pozbawieni jedzenia i picia. Po przybyciu pociągu do obozy pracy, tuż po tym jak otwierały się drzwi bydlęcych wagonów, ludzie rzucali się na śnieg i jedli go całymi garściami, żeby chociaż jakoś uśmierzyć nieznośne pragnienie. Wielu nie wytrzymywało drogi i umierało z głodu, wycieńczenia i mrozu.
Niezwykle ciężkie były pierwsze lata niewoli. Waga solidnie zbudowanego, przy kości, Włodzimierza sięgała zaledwie 45 kilogramów. Ale, poczynając mniej więcej od roku 1949, sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze. Więźniom polepszono warunki utrzymania i zaczęto płacić za ich trud jakieś pieniądze. Nawet z tych mizernych zarobków Włodzimierz potrafił pomagać rodzinie i wysyłać do żony i dzieci pieniądze i paczki. W ostatnich latach niewoli Włodzimierza za to, że był niezwykle sumienny skierowano do pracy w kuchni. Ta okoliczność niewątpliwie sprzyjała temu, aby więzień zaczął lepiej się odżywiać.
Podczas pobytu Włodzimierza w łagrze jego żonie Ulianie w wychowaniu czterech dzieci i prowadzeniu gospodarstwa pomagali starszy brat Tymoteusz z żoną Ksenią. Ale również nad nimi ciągle wisiała groźba rozkułaczania i zesłania na Syberię bądź Kazachstanu. Mianowicie wobec tej groźby stali się oni czy nie pierwsi we wsi, kto przekazał całe swoje mienie do kołchozu, po czym przez dłuższy okres czasu przymierali głodem.
Wyzwolenie Włodzimierza z łagru i jego powrót do domu nastąpił dopiero po śmierci Stalina w 1953 roku. Po powrocie na ojczyznę Włodzimierz zatrudnił się jako cieśla na jednym z przedsiębiorstw miasta Kobrynia. Równolegle do tego zabrał się aktywnie za prowadzenie domowego gospodarstwa, szczególnym zamiłowaniem darząc hodowlę pszczół.
W swojej rodzinie był uznawany za autorytet absolutny, zarówno przez żonę, jak i przez dzieci oraz wnuków. Życie rodziny Włodzimierza Antiporuka budowało się na prawdziwych patriarchalnych zasadach i wartościach. Swoich potomków Włodzimierz uczył bezwarunkowej pracowitości i głębokiej sumienności i uczciwości. Zawsze powtarzał, że w najtrudniejszych okolicznościach jego życie ratowały uczciwość i pracowitość.
Ciekawa była jedna z metod wychowania, którą stosował dziadek Włodzimierz. Zawczasu kładł do jakiegoś zakątku niedużą monetkę, a potem kazał umyć podłogę. W momencie, kiedy sprzątający raportował o wykonaniu zadania, dziadek pytał się, czy została znaleziona monetka. Jeśli nie została, to znaczyło, że jakość wykonanej pracy jest niewystarczająca i podłogę trzeba umyć na nowo. Jeśli monetka była znaleziona i schowana – też niedobrze. W takim postępowaniu dziadek dostrzegał skłonność do przywłaszczania cudzego. Winowajca musiał wysłuchać długie pouczenie o tym, że w żadnych okolicznościach nie wolno dotknąć cudzej własności. Nawet, jeśli przypadkowo znalazłeś grosik, czy jakąś rzecz – poszukaj do kogo należy.
Wychodziły za mąż córki, rośli i dorośleli wnukowie, rodzili się prawnukowie. Dom Włodzimierza i Uliany był prawdziwym azylem dla każdego członka rozrastającej się rodziny. Osobisty przykład, mądre rady ojca i dziadka, pomagały młodym samodzielnie radzić sobie w życiu, nie zdradzając ludzkich i chrześcijańskich wartości i zasad.
Ciekawy fakt z życia Włodzimierza i Uliany – obaj urodzili się 22 lipca i obaj umarli 20 listopada. Uliana – w 1981 roku, a Włodzimierz rok później – w 1982. Pochowani obaj są na starym cmentarzu miejskim w Kobryniu.
Cześć Ich Pamięci!
Znadniemna.pl na podstawie materiałów i opracowań, udostępnionych przez protojereja Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej Georgija Roja, prawnuka Włodzimierza Antiporuka