Temat partyzantki sowieckiej na Białorusi jest zagadnieniem złożonym. Częściowo ze względu na odczuwalny brak obiektywnych danych dotyczących jej organizacji i działalności, częściowo zaś z powodu mitologizacji tego ruchu, rozpropagowania opinii o Białorusinach jako narodzie-partyzancie.
Mit o ogólnonarodowym zmaganiu, który uzupełniono wyjaskrawieniem roli partii, stał się częścią oficjalnej historiografii sowieckiej. Nikt z sowieckich i postsowieckich «urzędowych» historyków nie mógł i nie może odstąpić od tego dogmatu. Lansowana przez nich i podtrzymywana przez władze państwowe wyłączna, a nawet obowiązkowa, koncepcja przedstawia obraz oddolnego masowego ruchu partyzanckiego, jego powszechnego poparcia ze strony ludności cywilnej.
O bohaterskich czynach partyzantów w literaturze sowieckiej powiedziano wiele i są one dobrze znane. W obfitej na ten temat historiografii białoruskiej ruch partyzancki przedstawiano w samych superlatywach, a jego uczestników prawie wyłącznie jako «gierojów». Nie zamierzam kwestionować ich wkładu w walkę z najeźdź- cą, dobrze opisanego w licznych apologetycznych publikacjach sowieckich, starannie unikających zresztą jakichkolwiek wzmianek, mogących przyćmić mit o sprawiedliwych i bezinteresownych mścicielach ludowych.
„Białoruska partyzantka” to mit – nie istniała. Była tylko sowiecka
Zwłaszcza «niepożądanych» napomknień o skomplikowanych relacjach z ludnością wiejską i zaistniałych na tym tle konfliktach, w tym też narodowościowych. Jednakże rzeczywisty obraz sytuacji wyglądał nie tak sielankowo, jak ją prezentuje tradycja sowiecka. Z ujawnionych ostatnio dokumentów archiwalnych i relacji świadków wydarzeń wyłania się nieco inny obraz, odtwarzany na tle zaskakujących splotów wojennych wydarzeń i powikłań losów ludzkich.
Skupmy się więc na faktach, o których nie wspomina się ze względów cenzuralnych bądź z uwagi na tzw. poprawność polityczną. Decyzje, dotyczące organizacji partyzantki sowieckiej na zajętych przez Niemców terytoriach, zapadły w Moskwie. Na jej polecenie już 26 czerwca 1941 roku kierownictwo Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (BSRR) wydało rozporządzenie dotyczące formowania oddziałów partyzanckich, składających się wyłącznie z funkcjonariuszy NKGB, NKWD i wojskowych armii czerwonej.
W celu prowadzenia pracy dywersyjnej na tyłach Niemców w lipcu 1941 roku powołano specjalny («czwarty») zarząd NKWD, kierownikiem którego mianowano zawodowego mordercę i szpiega, zastępcę naczelnika działu wywiadu NKWD Pawła Sudopłatowa. W 1941 roku 90 procent oddziałów partyzanckich, grup dywersyjnych, jednostek specjalnych przeszkoliły i przerzuciły na tyły wroga organa NKWD – NKGB, które też nimi kierowały. Jak się okazało na próżno, bo ostatecznie próby zorganizowania masowej partyzantki w 1941 r. spełzły na niczym.
W maju 1942 roku powołano Centralny Sztab Ruchu Partyzanckiego (CSRP) przy Kwaterze Głównej Dowódcy Naczelnego, na czele którego stanął pierwszy sekretarz KC KP(b)B Pantielejmon Ponomarienko. Kilka miesięcy później wyodrębniono z niego osobny Białoruski Sztab Ruchu Partyzanckiego (BSRP), szefem którego został sekretarz KP(b)B Piotr Kalinin. Struktury te były organami wojskowymi, które bezpośrednio z Moskwy kierowały ruchem partyzanckim na Białorusi. A więc ruch ten nie był spontaniczną reakcją ludności cywilnej, jak twierdzili sowieccy propagandziści.
Organizowaniem grup partyzanckich zajmowały się NKWD i wojsko, pod kontrolą organów partyjnych. W czerwcu-wrześniu 1941 roku miliony żołnierzy sowieckich zostały odcięte od swojej armii linią frontu. Większość z nich dostała się do niewoli niemieckiej. Pozostali chowali się po wsiach lub ukrywali w lasach, gdzie zbijali się w grupy dla samoobrony i zdobywania żywności. Według ocen niemieckich, w lipcu 1942 roku odcięci od swych jednostek wojskowi i jeńcy-uciekinierzy stanowili 60 procent partyzantów sowieckich. Na terenie Białorusi w okrążeniu znaleźli się dziesiątki tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, którzy nie dostali się do niewoli niemieckiej lub uciekli z obozów jenieckich.
Z braku możliwości przekroczenia linii frontu i dołączenia do regularnych wojsk sowieckich, wielu z tych żołnierzy samodzielnie podejmowało walkę z przeciwnikiem. Właśnie żołnierze i oficerowie Armii Czerwonej od wiosny 1942 roku stanowili trzon sowieckiego ruchu oporu na Białorusi. W początkowym okresie wojny ich liczba wynosiła nieraz połowę albo nawet większość składu osobowego oddziałów partyzanckich, w których z reguły zajmowali stanowiska naczelne. Mający doświadczenie wojskowe i utrzymujący dyscyplinę tworzyli hufce, będące siłą militarną, z którą się liczono.
W krótkim czasie do tych luźno zorganizowanych grup zaczęli dołączać kolejni uciekinierzy z obozów jenieckich, a czasami też Żydzi, dla których ucieczka do lasu była często jedynym ratunkiem przed eksterminacją. Grupy te prawie całkowicie pochłonięte były problemem przetrwania, a celem ich ataków na osady było zdobycie żywności. «Byliśmy niby prawdziwymi partyzantami, ale nie białoruskimi» – wspominał jeden z nich. «Chowając się po białoruskich lasach, zmagaliśmy się za Ojczyznę, partię, za Lenina-Stalina, za jedną i niepodzielną (Rosję – J.W.). Myśmy chłopów nie rabowali.
Po prostu zabieraliśmy im, bo któż będzie się sprzeciwiał, jak mu wymachuje przed nosem pistoletem lub karabinem». Stopniowo liczba partyzantów wzrastała, ale szacowano ją raczej w przybliżeniu. Iluż ich było? Co do tego wśród badaczy nie ma zgodności. Strona sowiecka podawała, że przed rozpoczęciem ofensywy Armii Czerwonej latem 1944 roku ogólna liczba partyzantów sowieckich wynosiła ponad 200 tysięcy bojowników, w tym w zachodnich obwodach republiki około 40 tysięcy. By zwiększyć tę liczbę, dodano do niej ludzi, tak czy owak związanych z ruchem partyzanckim. Toteż ostatecznie doliczono się 360–370 tysięcy.
Współcześni autorzy białoruscy niewiele nowego wnieśli do wyjaśnienia tej kwestii, powtarzając oficjalne dane sowieckie. Trzeba również zaznaczyć, iż miejscowa ludność polska w porównywalnie niewielkim stopniu wspierała partyzantkę sowiecką, w zdecydowanej większości dopomagając Armii Krajowej i polskiemu podziemiu. Autorzy zachodni są zdania, że nawet jeśli na początku wojny na Białorusi działała jakaś zorganizowana partyzantka sowiecka, była bardzo nieliczna i skazana na niepowodzenie. Jej rozwój rozpoczął się dopiero po ofensywie Armii Czerwonej pod Moskwą, w grudniu 1941 roku. Powołując się na dane uzyskane w archiwach rosyjskich, historycy ci dochodzą do wniosku, że w czerwcu 1944 roku na Białorusi działało od 120 do 140 tysięcy partyzantów, stanowiących 65 procent ogólnej liczby partyzantów sowieckich.
«Waleczne» uczynki
Historiografia sowiecka twierdziła, że partyzanci na Białorusi zniszczyli 500 tysięcy hitlerowców. Zabicie przez nich pół miliona żołnierzy niemieckich oznaczałoby faktycznie unicestwienie prawie całej Grupy Armii «Środek». W rzeczywistości zaś, jak uważają niektórzy badacze, straty te nie przekraczały 30–50 tysięcy osób, z których spora część nie była żołnierzami niemieckimi. Nie licząc miejscowych kolaborantów, straty Niemców szacuje się w granicach 6–7 tys. zabitych.
Z powodu starć najbardziej cierpiała ludność wiejska, ponieważ partyzanci swymi działaniami prowokowali niemieckie akcje pacyfikacyjne. W miarę szerzenia się ruchu partyzanckiego ze strony okupantów nasilały się reakcje «zemsty» na cywilnej ludności Białorusi. Kiedy 22 września 1943 roku mińskie podziemie dokonało zamachu na szefa zarządu cywilnego Okręgu Generalnego Białoruś Wilhelma Kubego, rozstrzelano i powieszono tysiąc mieszkańców Mińska. Po całej Białorusi przetoczyła się fala krwawych represji, wyniszczająca całe wsie, które znajdowały się w obrębie lub pobliżu stref partyzanckich.
Warto także zauważyć, że nie wszystkie działania partyzantów wynikały z konieczności walki z okupantem. Niszczono wiejskie młyny, spichrze, zlewnie mleka i maślarnie. Niemcy z tego powodu zbytnio nie ucierpieli, ale ludność cywilna owszem. «Czasem wychodziliśmy z lasu – wspominał sowiecki partyzant – i stawialiśmy miny na kolei, niemającej żadnego znaczenia strategicznego, przy której w ogóle nie było patroli. Gdy czyniliśmy to kilkakrotnie, Niemcy przychodzili i palili wieś razem z jej mieszkańcami».
W 1942 roku jeden z gebietkomisarzy Okręgu Generalnego Białoruś oświadczył, że straty wśród ludności cywilnej sześciokrotnie przewyższyły straty partyzantów, poniesione na skutek karnych akcji niemieckich. Odwetowe akcje pacyfikacyjne pozbawiały życia setki tysięcy ludzi, z czego Sowieci w pełni zdawali sobie sprawę. Świadczy o tym charakterystyczny epizod przypomniany przez jednego z redaktorów. Otóż, niektórzy współpracownicy KC KPB wyrażali kategoryczny sprzeciw wobec umieszczenia w wydawanej w latach 70.
«Białoruskiej Encyklopedii Sowieckiej» informacji, dotyczących niemieckich operacji karnych przeciwko partyzantom i ludności cywilnej. Motywowano to w następujący sposób: nie ma czym się chwalić, gdyż partyzanckie czyny bohaterskie i zwycięstwa były skromne, natomiast ofiary, zwłaszcza wśród ludności cywilnej, olbrzymie. Zrównano z ziemią wraz z ludźmi setki wiosek, nie mówiąc już o zaściankach i chutorach. Sowieccy partyzanci rzadko atakowali niemieckie wojenne i policyjne obiekty. Starali się unikać ryzykownych i wymagających większego wysiłku operacji, oraz poważniejszych starć i akcji, preferując ataki na słabo uzbrojone i kiepsko przeszkolone jednostki białoruskiej policji, samoobrony, przedstawicieli lokalnej administracji: sołtysów, burmistrzów, urzędników oraz członków ich rodzin. Rzeź, jaką partyzanci urządzili we wsi Iwoncewicze, niedaleko Wilejki i Kurzeńca, gdzie zabito całą rodzinę policjanta – rodziców, dziadków i dzieci, bynajmniej nie należała do nadzwyczajnych wydarzeń.
Na równi z instytucjami władzy okupacyjnej traktowane były przez Sowietów szkoły, nagminnie przez nich palone. Budynki większości miejscowych szkół zostały zniszczone pod pretekstem, że dzieci sowieckie nie powinny się uczyć w «szkołach faszystowskich». Był to zdecydowanie mniej groźny przeciwnik, niż dobrze wyszkolona i uzbrojona policja niemiecka, niemieckie garnizony, a tym bardziej wojskowe formacje frontowe. O wiele częściej rujnowano i palono polskie majątki, niż atakowano duże siły wojskowe.
W sierpniu 1942 roku przedstawiciel Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w rejonie Witebsk – Połock – Orsza donosił P. Ponomarience, że dowódcy oddziałów partyzanckich boją się atakować niemieckie garnizony w obawie przed dużymi stratami. Konstatując, że faktycznie partyzanci stawiają sobie za najpilniejszy cel walkę z kolaborantami, przedstawiciel Centralnego Sztabu podkreślał, iż głównym i pierwszoplanowym zadaniem «jest walka z niemieckim okupantem, a tu jest na odwrót». Próbowano także zdezorganizować rolnictwo, by w ten sposób zakłócić zaopatrzenie Niemców w żywność.
W początkowym okresie okupacji za kolaborantów uznawano nawet pracujących w polu chłopów. W 1942 roku mieszkanka jednej z wsi informowała żandarmerię w Lachowiczach, że partyzanci spalili w jej wiosce trzy domy i rozstrzelali 20 mieszkańców. W powiecie horodziszczeńskim spalono całą wieś – 38 domów; w mirskim – 14 domów i 7 spichrzów, wypełnionych zbożem, budynek gminnej rady, szkołę, cerkiew. Chłopów, zatrudnionych przez Niemców, mocno zbito i grożono im rozstrzelaniem. Podobne epizody były raczej regułą, niż wyjątkiem. Obie strony dążyły do zawładnięcia tym samym mieniem, ale ponieważ dla partyzantów stanowiło ono jedyne źródło utrzymania się przy życiu, wypadom po żywność nadawano szczególne znaczenie.
Grabieże na szerszą skalę stawały się rzeczą zwyczajną. Towarzyszyły im często akcje krwawej i bezlitosnej zemsty, zwłaszcza gdy kogoś podejrzewano o współpracę z Niemcami lub napotykano bierny chłopski opór. Ruch partyzancki na Białorusi, mimo jego sporej liczebności i wpływów, miał nader skromne osiągnięcia wojenne, zaś skala zmagań zbrojnych miała dość ograniczony zasięg w porównaniu do dużej liczby wciągniętych do nich ludzi. Jednak sam fakt zaistnienia takiego ruchu miał pokazywać, że władza sowiecka nie przestała istnieć. Nawet gdy straty Niemców i ich pomagierów nie były jak na skalę tamtej wojny zbyt wielkie, partyzanci spowodowali duże straty niszcząc środki transportu i tabor kolejowy, co wpłynęło na rozwój wydarzeń na froncie wschodnim.
Bez względu jednak na skuteczność działań partyzanckich pociągały one często tragiczne następstwa dla ludności cywilnej. Mający wgląd do akt sowieckiej bezpieki archiwista KGB Wasilij Mitrochin podawał, że według zawartych w nich statystyk podczas wojny NKWD zorganizowało na tyłach wroga 2222 «operacyjne grupy bojowe». Nie znalazł jednak żadnych ocen skuteczności działań partyzanckich. Twierdził również, iż wbrew informacjom, podawanym w powojennych publikacjach sowieckich, grupy te rzadko wiązały liczniejsze od siebie siły niemieckie. «Partyzanci» ci byli bardzo nieufnie traktowani przez miejscową ludność, od której pomocy zależeli.
Ponieważ zaś enkawudziści i aparatczycy partyjni stanowili, jego zdaniem, ponad połowę oddziałów partyzanckich, w terenie nie darzono zaufaniem całego ruchu partyzanckiego. W miarę odnoszonych przez Armię Czerwoną sukcesów na froncie i zmniejszania się zagrożenia dla istnienia systemu sowieckiego ważniejszymi dla partyzantów stawały się cele polityczne. Przede wszystkim już samą swą obecnością stale przypominali ludności o istnieniu reżimu sowieckiego, nadszarpywali ufności w zdolność Niemców do podtrzymywania porządku i spokoju. Jednocześnie występowali jako mściciele na kolaborantach, przeciwstawiając się współpracy ludności z Niemcami. Swymi działaniami często prowokowali terror niemiecki, dobitnie przekonujący ludność co do nieludzkiego oblicza okupanta. cdn…
Jerzy Waszkiewicz
Znadniemna.pl za Magazyn Polski nr 1 (133) styczeń 2017