HomeHistoriaRomuald Traugutt – ostatni dyktator wolności

Romuald Traugutt – ostatni dyktator wolności

Dzisiaj w 161.rocznicę śmierci Romualda Traugutta, ostatniego dyktatora powstania styczniowego i naszego krajana, przypominamy sylwetkę człowieka, który w czasach narodowego zwątpienia wybrał niezłomność i poświęcenie.

Jego życie to opowieść o cichej odwadze, duchowym przywództwie i wierze w Polskę, która miała się dopiero narodzić. 161 lat temu na stokach Cytadeli Warszawskiej zginął człowiek, ale narodził się symbol.

Od szlacheckiego wychowania do carskiej armii

Romuald Traugutt urodził się 16 stycznia 1826 roku w Szostakowie, na terenie ówczesnej guberni grodzieńskiej, a obecnie – obwodu brzeskiego na Białorusi.

Pochodził z niezamożnej rodziny szlacheckiej, która mimo skromnych warunków pielęgnowała silne tradycje patriotyczne. Wychowywany przez babkę Justynę Błocką, od najmłodszych lat nasiąkał opowieściami o polskiej historii, bohaterstwie i niepodległościowych dążeniach.

„Zawsze dotkliwie czułem stratę matki, choć skutków jej nie doświadczyłem pod czułą opieką babki mojej” – pisał po latach.

Jako młody chłopak Traugutt wyróżniał się pilnością i zdolnościami. Ukończył gimnazjum w Świsłoczy ze złotym medalem, co otworzyło mu drogę do kariery wojskowej. Wstąpił do armii rosyjskiej, gdzie szybko awansował dzięki talentowi organizacyjnemu i odwadze. Brał udział w tłumieniu powstania węgierskiego w 1848 roku oraz w wojnie krymskiej, zdobywając odznaczenia i uznanie przełożonych.

Romuald Traugutt w rosyjskim mundurze, fot.: Wikipedia

Choć służył w armii zaborcy, nigdy nie porzucił myśli o wolnej Polsce. Po odejściu ze służby w 1862 roku, zajął się gospodarstwem i rodziną, ale w jego sercu wciąż tliła się iskra niepodległości. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, nie zawahał się – wrócił do walki, tym razem jako żołnierz sprawy narodowej.

Dyktator powstania – samotny przywódca w czasach chaosu

W październiku 1863 roku Romuald Traugutt został mianowany dyktatorem powstania styczniowego. Był to moment przełomowy – zryw tracił impet, a jego struktury pogrążały się w chaosie. Traugutt podjął się zadania niemal niemożliwego: scentralizowania działań, nadania im charakteru narodowego i moralnego, oraz przywrócenia wiary w sens walki. „Celem jedynym i rzeczywistym powstania naszego jest odzyskanie niepodległości i ustalenie w kraju naszym porządku opartego na miłości chrześcijańskiej, na poszanowaniu prawa i wszelkiej sprawiedliwości” – pisał.

Jako dyktator wykazywał się niezwykłą konsekwencją i dyscypliną. Pracował niemal samotnie, często nocami, redagując dokumenty, planując akcje i utrzymując kontakt z emisariuszami. Nie miał wsparcia ze strony zagranicy, a wielu współczesnych uznawało jego działania za zbyt idealistyczne. Mimo to nie ustępował – wierzył, że nawet przegrane powstanie może być fundamentem przyszłej niepodległości.

„Ja nie wiem, czy jest sens. Wiem tylko, że jest mus” – wyznał w jednym z listów.

Historyk Antoni Maziarz zauważa: „Traugutt prezentował klasyczne ujęcie patriotyzmu – uczucia względem ojczyzny, postawa gotowości do poświęceń, której celem jest osiągnięcie jej dobra, bez dezawuowania praw innych narodów”. Jego duchowe przywództwo, choć niedoceniane wówczas, dziś uznawane jest za jedno z najczystszych i najbardziej heroicznych w historii Polski.

Cytadela i krzyż – ostatnie dni bohatera

W kwietniu 1864 roku Romuald Traugutt został aresztowany przez władze carskie w swoim warszawskim mieszkaniu. Zdradzony przez konfidenta, trafił do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej – miejsca, które dla wielu Polaków stało się symbolem cierpienia i śmierci. Przesłuchiwany, nie wydał nikogo. Do końca zachował godność i milczenie, które dla jego oprawców było równie wymowne jak krzyk.

Cytadela Warszawska: brama straceń, fot.: domena publiczna

Proces był pokazowy – carat chciał zademonstrować siłę i zniechęcić społeczeństwo do dalszego oporu. Traugutt został skazany na śmierć przez powieszenie, razem z czterema członkami Rządu Narodowego. Egzekucja odbyła się 5 sierpnia 1864 roku na stokach Cytadeli. Świadkowie wspominali, że w chwili śmierci uniósł krzyż i zawołał: „Oto jestem” – gest, który porównywano do Chrystusowego oddania. Tłum zgromadzony na egzekucji śpiewał hymn „Święty Boże, święty mocny”, oddając hołd człowiekowi, który stał się męczennikiem narodowej sprawy.

Kaźń Romualda Traugutta i czterech jego współpracowników: Jana Toczyskiego, Rafała Krajewskiego, Romana Żulińskiego oraz Jana Jeziorańskiego – była końcem powstania styczniowego i aktem okrutnych represji wobec Polaków, które doprowadziły do dalszej rusyfikacji oraz germanizacji w zaborach rosyjskim i pruskim.

Dziedzictwo, które nie umiera

Po śmierci Romualda Traugutta pamięć o nim była pielęgnowana przez kolejne pokolenia. W czasach zaborów jego postać była inspiracją dla konspiratorów, nauczycieli i poetów. W II Rzeczypospolitej wzniesiono mu pomniki, nadano jego imię szkołom i ulicom. Nawet w PRL-u, mimo trudnej relacji z historią powstań, Traugutt był uznawany za wzór patriotyzmu.

Dziś jego dziedzictwo jest żywe – nie tylko w podręcznikach, ale w kulturze, edukacji i pamięci zbiorowej.

„Polska istnieć będzie, bo istnienie jej dla postępu ludzkości nie tylko jest potrzebnym, ale i koniecznym” – pisał Traugutt.

Jego postać przypomina, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze, że wymaga ofiary, odwagi i wiary.

W czasach, gdy patriotyzm bywa powierzchowny, warto wracać do takich postaci jak Romuald Traugutt. Nie po to, by idealizować przeszłość, ale by zrozumieć, że wolność ma swoją cenę – i że są ludzie, którzy gotowi byli ją zapłacić bez wahania.

Opr. Emilia Kuklewska/Znadniemna.pl, fot.: Wikipedia

Brak komentarzy

Skomentuj

Przejdź do treści