Wczoraj, 28 lutego, dotarła do nas smutna wiadomość, że w Smorgoniach w wieku 85 lat zmarła zasłużona smorgonianka, jedna z najstarszych i najbardziej szanowanych Polek w tym mieście – Pani Regina Pasternak.
Pani Regina była niezawodnym ogniwem, łączącym całą wspólnotę mieszkających w Smorgoniach Polaków. W latach szczególnie trudnych dla społeczności polskiej, które nastąpiły po 2005 roku, jej mieszkanie służyło miejscem zebrań miejscowych Polaków i wielu organizowanych przez nich spotkań okolicznościowych.
Pani Regina pochodziła z rodziny miejscowego rolnika Bronisława Bogdziewicza i urodzonej pod Kielcami Marii Lesisz. Rodzina matki pani Reginy przybyła do Smorgoń w 1928 roku w liczbie 5 osób w ramach przesiedlenia osadników. Byli to: głowa rodziny Józef Lesisz, jego żona i ich dwóch synów oraz córka. Rodzina Lesiszów była wielodzietna i w Polsce posiadała niedostatecznie ziemi. Kilku żonatych już synów zostało w odziedziczonej po rodzicach siedzibie pod Kielcami. Na Kresy wraz z rodzicami wyjechali: Jan (rocznik 1910), Julian (rocznik 1917), a także 16-letnia Maria.
Obok nadwilejskiej wsi Daniuszewo koło Zabłocia, udało się im kupić 50 hektarów ziemi, którą później podzielili między sobą. Po nabyciu ziemi Lesiszowie zaczęli budować się, założyli gospodarstwa. Nie szukali większych wygód, liczyli tylko na własne siły. Zbytku nie było, ale i głodu nie znali.
W roku 1936 Maria wyszła za mąż za Bronisława Bogdziewicza i zamieszkała w oddalonej wsi Więsławienięta. Rok 1940 stał się dla rodziny Lesiszów tragiczny, podobnie jak dla tysięcy kresowych Polaków. W okropną mroźną noc 10 lutego wszyscy zostali wypędzeni ze swoich domów i wywiezieni: najpierw na stację kolejową Smorgonie, a potem w wagonach bydlęcych – na Sybir.
Józef Lesisz miał wówczas już ponad 60 lat, ale mimo sędziwego wieku został zesłany. Jego żona nie zniosła trudności podróży i umarła w drodze na nieludzką ziemię. Nikt nie wie, czy została chociażby pogrzebana. Jeszcze w drodze z Zabłocia do Smorgoń zdołała przekazać swojej córce Marii do Więsławienięt duży obraz Jezusa w cierniowej koronie, który Maria później ofiarowała kościołowi w Daniuszewie na pamiątkę o swoich nieszczęsnych rodzicach. Ten obraz można zobaczyćdo dzisiaj w kościele, któremu został ofiarowany. Przed obrazem tym wierni wypraszają Boże łaski dla siebie i dla ofiarodawców płótna z podobizną Zbawiciela.
Maria Lesisz uniknęła wywózki tylko dzięki temu, że będąc mężatką nosiła już inne nazwisko (Bogdziewicz) i mieszkała w innej wsi, a więc nie została zidentyfikowana przez NKWD jako członkini rodziny osadników. Szczegóły historii swej rodziny Maria przekazała trojgu swoich dzieci.
O losie swoich braci Maria dowiedziała się dopiero 20 lat po tragicznych wydarzeniach. Otrzymała wówczas list od krewnych z Polski, których po wojnie odwiedził jej brat Jan, zesłany w 1940 roku wraz z ojcem i bratem Julianem. Opowiedział, że na Sybiru wraz z ojcem zostali przydzieleni do szybu wydobywczego „Komunar” w kopalni złota w rejonie szyryńskim obwodu krasnojarskiego. Warunki życia górników były nieznośne. Jan pozostawił po sobie taką notatkę: „Pracowaliśmy w kopalni złota do stycznia 1942 roku i od tego czasu byliśmy wolni”.
Użył wyrazu „wolni” żeby podkreślić, że po strasznych przeżyciach Gułagu, obaj z bratem Julianem zaciągnęli się do polskich formacji wojskowych, które później zostały przydzielone do Armii pod dowództwem generała Władysława Andersa. Ojciec braci Józef Lesisz ze względu na wiek nie nadawał się do służby w wojsku, więc pozostał w łagrze, gdzie zmarł w 1945 roku, a w roku 1994 został pośmiertnie zrehabilitowany. Nie wiadomo wszakże, gdzie został pochowany. Rehabilitacja objęła wówczas całą rodzinę Lesiszów.
Jan i Julian wraz z Armią Andersa pokonali cały jej szlak bojowy przez Pakistan, Turcję, Morze Śródziemne i dotarli do Włoch, gdzie brali udział w Bitwie o Monte Cassino, którą, na szczęście, przeżyli. Za wierną służbę i ofiarność zostali odznaczeni wieloma nagrodami wojskowymi.
Po wojnie Julian Lesisz zamieszkał w Polsce i tam zmarł. Natomiast Jan Lesisz po wojnie wyjechał do Kanady i dożył głębokiej starości. Zmarł w wieku ponad 93 lat. Niestety, do krewnych na Białorusi nie trafiły zdjęcia braci w wojskowych mundurach, więc pani Regina Pasternak, chociaż bardzo chciała, nie mogła zgłosić historii swoich wujów do prowadzonej przez naszą redakcję akcji „Dziadek w polskim mundurze”.
Pani Regina skrupulatnie pielęgnowała jednak pamięć o wszystkich członkach swojej rodziny i chętnie o nich opowiadała.
Wpisała się na trwałe w życie i historię społeczności polskiej miasta Smorgonie i okolic.
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym!
Rodzinie i Bliskim śp. Reginy Pasternak składamy wyrazy szczerego współczucia i żalu.
Znadniemna.pl
Zbigniew / 29 lutego, 2024
Wyrazy szczerego współczucia
/
Witold / 6 kwietnia, 2024
Spoczywaj dzielna Polko w pokoju ♥️
/