HomeSpołeczeństwoO Polaku z Wasiliszek, który uwierzył w „Polskę Sprawiedliwą”

O Polaku z Wasiliszek, który uwierzył w „Polskę Sprawiedliwą”

„Trzeba być trzy razy Polakiem i z niezwykłą mocą umieć stwierdzić swą narodowość, by za takiego zostać uznanym w statystykach”
Hipolit Korwin-Milewski, pisarz i komentator polityczny rodem z Druskienik

Jest to opowieść o tym, jak Polak z Wasiliszek zwyciężył, gdyż zachował wiarę w „Polskę Sprawiedliwą” choć utracił dziecięce złudzenia o „Polsce Marzeń”, do której miłość odziedziczył od babci, urodzonej przed wojną w II Rzeczypospolitej.

Paweł Juszkiewicz od prawie 22 lat mieszka w Polsce. Z chwilą, gdy 12 lat temu postanowił ubiegać się o polskie obywatelstwo, którego mu odmówiono, gdyż Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego RP (ABW) uznała go za potencjalne zagrożenie dla „bezpieczeństwa kraju”. Lata mijały, a Juszkiewicz zdążył skończyć studia w Toruniu, rozpocząć pracę i wykładać na uczelni. W żaden sposób nie odczuwał reperkusji z powodu nadanego przez ABW statusu.

Do czasu, aż na początku 2024 roku (po 12 latach od decyzji ABW) otrzymał informację, że ma opuścić kraj. Zaczęła się walka z czasem i walka o życie. Juszkiewicz przez lata organizował i brał udział w manifestacjach przeciwko reżimowi Łukaszenki. Deportacja na Białoruś oznaczała dla niego więzienie.

9 lipca Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł o niewinności Juszkiewicza. Co więcej ABW wycofała zarzuty postawione 12 lat temu.

Paweł Juszkiewicz urodził się 1 grudnia 1985 roku w Wasiliszkach (obwód grodzieński na Białorusi) w polskiej rodzinie. Rodzice Pawła jako pierwsi w rodzinnej wsi otrzymali Kartę Polaka w 2008 roku. Dziadkowie Pawła byli Polakami, którym tuż po wojnie nie udało się w porę wyjechać, ponieważ nie zdążyli wyrobić dokumentów, wymaganych przez procedurę repatriacyjną.

Paweł został wychowany w duchu polskim, a siłą rzeczy także białoruskim, jak również w wierze katolickiej. Od zawsze czuł się bardzo silnie związany z krajem swoich przodków, wskutek czego w 2003 roku, w wieku 17 lat, wyjechał do Polski, gdzie podjął studia i przebywał na podstawie wizy studenckiej. Następnie uzyskał zezwolenie na pobyt stały w Polsce ze względu na swoje polskie korzenie. Na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu ukończył trzy kierunki studiów, zrobił doktorat, zatrudnił się w polskiej firmie, otworzył własną działalność gospodarczą, został też wykładowcą na uczelni.

W 2011 roku został uznany za najlepszego studenta zagranicznego w Polsce, a także za najlepszego studenta w województwie kujawsko-pomorskim. Został wpisany do Złotej Księgi Studentów Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz był stypendystą Ministra Edukacji Narodowej.

Od momentu przyjazdu nie zaniedbywał spraw formalno-prawnych związanych z pobytem w Polsce. Nigdy nie miał konfliktów z prawem i nie toczyły się przeciwko niemu żadne postępowania sądowe.

W 2012 roku złożył wniosek o obywatelstwo. Spotkał się jednak z odmową ze względu na decyzję ABW, której treści nigdy nie poznał.

Dopiero po 12 latach walki Pawła o swoje dobre imię, Sąd Administracyjny w Warszawie zapoznał się z treścią tajnego dokumentu ABW i stwierdził, iż zawarte w nim podejrzenia wobec Pawła Juszkiewicza są bezpodstawne, a sama ABW wycofała stawiane wcześniej Polakowi zarzuty.

Na początku 2025 roku wojewoda kujawsko-pomorski Michał Sztybel wręczył Pawłowi decyzję o uznaniu go za obywatela polskiego.

Paweł Juszkiewicz zgodził się opowiedzieć o swoich traumatycznych przeżyciach, związanych z wieloletnią walką o swoje dobre imię i o prawo do posiadania polskiego obywatelstwa Czytelnikom portalu Znadniemna.pl.

Znadniemna.pl: Jak się czuje Polak z Białorusi, od 22 lat mieszkający w Polsce i przez 12 ostatnich lat walczący o prawo być uznanym za polskiego obywatela?

Paweł Juszkiewicz: Jest to uczucie bardzo mieszane i wielopłaszczyznowe. Myślę, że sam fakt tego, że przez 12 lat walczyłem o bycie uznanym za obywatela jest najlepszym świadectwem tego, że czuję się Polakiem. Ta batalia była nie tylko moją osobistą walką, lecz również walką o pewną sprawiedliwość dziejową i historyczną, za którą w moim przypadku przemawiały wątki rodzinne.

Czy masz żal do polskiego rządu, ustawodawcy, funkcjonariuszy służb specjalnych z powodu tak długiej drogi do polskiego obywatelstwa, które w normalnym trybie powinieneś był otrzymać kilka miesięcy po złożeniu odpowiedniego wniosku?

– Mógłbym powiedzieć, że mam żal o to, w jakiej sytuacji znalazłem się nie ze swojej winy. Mogę mieć żal o to, że to trwało przez tyle lat, choć mogło się zakończyć w kilka tygodni, czy miesięcy przy odrobienie dobrej woli ze strony urzędników, prowadzących moją sprawę. Mogę też mieć żal o to, że polski ustawodawca na gruncie prawnym nie przewidział sytuacji, kiedy o obywatelstwo występuje ktoś, kto ma urzędowo poświadczone pochodzenie polskie ze strony obojga rodziców. Chodzi mi między innymi o konieczność pokonywania wszystkich kręgów biurokratycznych, zaczynając od „polowania” na numerek w kolejce, żeby złożyć wniosek i kończąc na wykazie dokumentów, które należy przetłumaczyć i załączyć do wniosku. Myślę, że dobrym podsumowaniem epopei, związanej z uznaniem mnie za obywatela polskiego, jest wypowiedź słynnego komentatora wileńskiego początku XX wieku, Hipolita Korwin-Milewskiego: „Trzeba być trzy razy Polakiem i z niezwykłą mocą umieć stwierdzić swą narodowość, by za takiego zostać uznanym w statystykach”. Lepiej tego, co stało się ze mną, ująć chyba nie można. Jeśli zaś chodzi o funkcjonariuszy służb, chyba jak wszędzie, bardziej reprezentują oni interesy polityków i konkretnej opcji politycznej, niż interesy całego narodu. Uświadomienie faktu, że za moją krzywdą stoi jakiś funkcjonariusz, któremu coś się wydawało i który chyba był przekonany o swojej racji, było dla mnie swego rodzaju pocieszeniem. Przecież znane w narodzie powiedzenie: „Dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie” – nie wymaga dodatkowych interpretacji.

Jesteś wykładowcą akademickim. Jak wisząca nad Tobą groźba deportacji na Białoruś odbiła się na Twoich stosunkach ze studentami oraz środowiskiem wykładowców akademickich?

– Zawód nauczyciela i wykładowcy akademickiego jest z definicji zawodem zaufania społecznego. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której na salę wchodzi prowadzący, na temat którego piszą w mediach, że jest podejrzany o to, iż stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego. I taka osoba prowadzi wykład na tematy społeczno-historyczne, prowadzi ze studentami dyskusje o kulturze, o wątkach etycznych w pracy nauczycieli. Czy jego słowa brzmią wiarygodnie dla studentów? Myślę, że odpowiedź  na to pytanie wydaje się oczywista. Narażenie mojego dobrego imienia na próbę i na ocenę było przykrym doświadczeniem. Aczkolwiek, jak się okazało, głęboko myliłem się, i raczej sam sobie narzucałem myślenie o stygmatyzowaniu mnie w środowisku akademickim, niż w rzeczywistości miało to miejsce. Polscy studenci i wykładowcy mają otwarte umysły i swoje przekonania na dany temat kształtują w wyniku własnego doświadczenia, a nie doniesień medialnych, dlatego zarówno ze strony moich studentów, jak i współpracowników, otrzymałem gigantyczne wsparcie, dziesiątki wiadomości i maili, które wspierały mnie w tej nielekkiej walce.

Czy wśród Twoich studentów spotykali się tacy, którzy podobnie jak Ty urodzili się na Białorusi? Twoje problemy z państwem polskim wpływały na nich demoralizująco?

– Rzeczywiście, pracuję w środowisku międzynarodowym i prowadzę zajęcia dla studentów z wielu krajów. Aczkolwiek w tym najtrudniejszym dla mnie czasie nie trafili mi się studenci z Białorusi. Pewne jest natomiast to, że moja sytuacja miała mrożący efekt dla diaspory Białorusinów, mieszkających w moim regionie. Wiele osób na wewnętrznych grupach w mediach społecznościowych była wręcz przerażona tym, że kogoś bez podania przyczyny mogą uznać za zagrożenie dla porządku i bezpieczeństwa i wydalić z kraju. Nieraz padały porównania, że takie sytuacje są możliwe na Białorusi, ale nie w demokratycznej Polsce.

W wielu wywiadach mówiłeś, że jesteś Polakiem, a Polskę traktujesz, jak swoją Ojczyznę.  Czy wieloletnie traumatyczne doświadczenia zmieniły coś w Twoim postrzeganiu Polski i Polaków?

– Niejednokrotnie w różnych rozmowach powtarzałem, że w momencie, kiedy spotkała mnie ta przykra historia, w moich oczach umarła w pewnym sensie „Polska Marzeń”, czyli kraj, do którego przyjechałem w pełnym przeświadczeniu o swojej przynależności do narodu polskiego. Kraj, w którym chciałem żyć, pracować, tworzyć i działać na rzecz mieszkających tu ludzi. „Polska Marzeń” to kraj, który był obiektem westchnień i sentymentów mojej śp. babci. Czar prysnął kiedy zetknąłem się z brutalną rzeczywistością. W okresie ostatnich kilkunastu lat pomagało mi tylko to, że zachowywałem wiarę w „Polskę Sprawiedliwą”. Cieszę się, że ostatecznie na tym właśnie się  nie zawiodłem. Jeśli zaś chodzi o postrzeganie Polaków, byłbym chyba nieobiektywny, wydając jakikolwiek krytyczny osąd, bo dziś już posiadam polskie obywatelstwo. Miałem szczęście w swoim życiu, że napotykałem tylko dobrych, otwartych i tolerancyjnych ludzi. Obracałem się w kręgach ludzi wykształconych, może dlatego nie spotkałem się z żadnym krzywdzącym mnie komentarzem, choć wiem, że w innych środowiskach z tym bywa różnie.

Na pewno dostrzegasz, że wielu uciekinierów z Białorusi, i tych młodych i tych mających bogatszy bagaż doświadczeń, miewa problemy z adaptacją w Polsce, napotyka  trudności w załatwianiu spraw urzędowych, m.in. w zakresie legalizacji pobytu, czy potwierdzenia zdobycia na Białorusi  odpowiedniego wykształcenia i kwalifikacji. Co doradzałbyś, jako wykładowca akademicki, studentom z kraju Łukaszenki, którzy borykają się z takimi problemami?

– Największy i najtrudniejszy krok Ci ludzie mają już są sobą. Tym krokiem było opuszczenie domów i rodziny, miejsca pracy, bliskich i przyjaciół. Trudne  chwile, załamanie psychicznej i chwilowe słabości emigranta oraz biurokracja urzędnicza są niczym w porównaniu z cierpieniem i strachem o swoje życie, czego wielu doświadczyło, mieszkając na Białorusi. W tych warunkach warto nauczyć się dostrzegać małe rzeczy, celebrować małe zwycięstwa, myśleć pozytywnie i perspektywicznie. „Dłużej klasztoru niż przeora” – warto mieć tę świadomość, bo oczekiwane zmiany często przychodzą gwałtownie i niespodziewanie.

Czy wierzysz w to, iż Białorusini, którzy ukończyli polskie uczelnie wyższe, kiedyś będą stanowić kadrę kierowniczą, urzędniczą itp. w wolnej Białorusi?

– Wierzę w to, a nawet jestem o tym przekonany, bo rozmawiam z Białorusinami. Wielu z nich zdobywa wykształcenie i doświadczenie w Polsce, ale żyje nadzieją na powrót do swoich miast i domów. Są też dedykowane programy stypendialne, przygotowujące przyszłą rezerwę kadrową wolnej Białorusi. Po przemianach, które niewątpliwie nadejdą, Białoruś odczuje dotkliwe braki kadrowe i potencjał osób z doświadczeniem migracji powinien wówczas zostać  poważnie wzięty pod uwagę.

Jakie są Twoje prognozy dotyczące przyszłości kraju, z którego pochodzisz? Czy po zdławieniu przez reżim powyborczych protestów 2020 roku Białorusini wciąż mają szanse na obalenie dyktatury w swoim kraju i wybicie się Białorusi prawdziwą niepodległość, przede wszystkim od Rosji?

– Nie jestem politologiem, żeby dawać prognozy, a na to, jaka będzie dalsza przyszłość Białorusi, składa się na pewno wiele czynników. Dziś chyba tylko babcie, mieszkające w odległych wsiach, wierzą w to, że Białoruś jest w pełni niezależnym krajem. Jesteśmy świadkami pełzającej okupacji Białorusi przez Rosję. Nie wydaje mi się, że obecne władze Białorusi mają jakąkolwiek moc sprawczą jeśli chodzi o kierunek rozwoju państwa, którym nominalnie rządzą. Może jedynie w tym zakresie, na jaki dostali zgodę z Kremla. Wiele będzie zależało od wielkiej polityki i tego jak skończy się wojna rosyjsko-ukraińska. Głęboko wierzę w to, że Białoruś pozostanie Białorusią, a nie krajem północno-zachodnim Rosji.

Co chciałbyś życzyć Czytelnikom naszego portalu…

– Życzę Czytelnikom wytrwałości w każdym podjętym przez siebie działaniu. Nawet jeśli często słyszą, że coś nie ma sensu, że to nie pomoże, że to nic nie da, trzeba konsekwentnie podążać do obranego celu. Odwaga i wiara w sens podjętych działań potrafią zdziałać wiele, szczególnie wówczas, gdy wiemy, że prawo i prawda są po naszej stronie. A prawda zawsze zwycięża!

Dziękujemy za rozmowę!

Zamieszczamy zdjęcia z Akcji Solidarności z Pawłem Juszkiewiczem, które odbywały się w Toruniu i Bydgoszczy:

Pod pomnikiem Mikołaja Kopernika spotkali się bliscy i znajomi Pawła Juszkiewicza

W obronie Pawła Juszkiewicza, który ma być wydalony z Polski. Protest w Bydgoszczy

 

Znadniemna.pl

 

 

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content