HomeSpołeczeństwoWaldemar Biniecki o wyborach w USA i roli w nich 10-milionowej Polonii

Waldemar Biniecki o wyborach w USA i roli w nich 10-milionowej Polonii

W ramach VII Światowego Forum Mediów Polonijnych spotkaliśmy naszego dobrego kolegę i przyjaciela – Waldemara Binieckiego, redaktora naczelnego najstarszej polskojęzycznej gazety „Kuryer Polski”.

Początki wydawanego w Milwaukee (stan Wisconsin) „Kuryera Polskiego” sięgają XIX stulecia. Redaktor naczelny tej gazety jest nie tylko znakomitym publicystą, cenionym zarówno w środowisku amerykańskiej Polonii, ale też wśród polskich dziennikarzy w Ojczyźnie. Jest także nosicielem olbrzymiej i głębokiej wiedzy z zakresu stosunków polsko-amerykańskich. Musieliśmy skorzystać z możliwości zamienienia kilku zdań z tak wybitnym przedstawicielem amerykańskiej Polonii. Poprosiliśmy więc Waldemara Binieckiego, aby podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat zbliżających się wyborów prezydenckich w USA z czytelnikami portalu Znadniemna.pl.

Waldemar Biniecki przemawia podczas panelu, inaugurującego VII Światowe Forum Mediów Polonijnych w siedzibie MSZ RP. Obok niego – Anna Sochańska, dyrektor Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Polski

Przypomnijmy, że wybory prezydenckie w USA odbędą się za niecałe dwa tygodnie – 5 listopada 2024 roku.

Znadniemna.pl: Wkrótce w Stanach Zjednoczonych Ameryki odbędą się wybory prezydenckie, które tradycyjnie ze wzmożoną uwagą obserwuje cały świat. Swój potencjał do wykorzystania w tych wyborach ma Polska, ale czy potrafi ten potencjał wykorzystać?

Waldemar Biniecki: Polska bardzo dużo mówi o wykorzystaniu tego potencjału już od 1989 roku. Niewiele natomiast w tej kwestii się dzieje. W wielu publicznych wystąpieniach, tu w Warszawie, mówiłem, że w tej chwili odbywają się najważniejsze wybory w skali świata. Mamy dwóch kandydatów Kamalę Harris i Donalda Trumpa, którzy zabiegają o głosy Polonii. Wszystkie amerykańskie media mówią o Polonii, prezentują ją w różnych stanach. W USA mamy do czynienia z ponad dziesięciomilionową populacją osób polskiego pochodzenia, co stanowi ponad 3 procent narodu amerykańskiego. To dużo więcej niż wynosi populacja żydowska. Ale jako Polska nie mamy na to żadnego wpływu, absolutnie żadnego.

Ale o co chodzi?

– To woła o pomstę do nieba. Mieliśmy tylu polityków od 1989 roku, ale żaden z nich nie zabrał się do konkretnej pracy, aby Polonię zjednoczyć i wykorzystać w interesie polskiej racji stanu.

Czyli historia nie zna takiego przypadku?

– Zna. Był przypadek, kiedy Polonia dała się szybko zmobilizować. Ale stał za tym bardzo ważny polityk. To był Jan Ignacy Paderewski, który przyjechał do Stanów Zjednoczonych, wygłosił ponad tysiąc przemówień, napisał drugie tyle listów, zaprzyjaźnił się z prezydentem USA Woodrowem Wilsonem i wprowadził polską agendę do światowej polityki. Czyli – można tak robić, ale należy postawić na odpowiednią osobę. W swojej publicystyce bardzo wnikliwie ten przypadek opisuję, bo nic innego już nie pozostało, jak tylko opisać ten przypadek i podać na tacy politykom w Warszawie. Proszę zwrócić uwagę, że mieliśmy już takie osiągnięcie. Ale by go powtórzyć trzeba chcieć, nie zaś tylko o tym mówić.

Kiedy po raz kolejny słyszę, że Polonia jest największym ambasadorem Polski na świecie, to się uśmiecham, choć jest to uśmiech przez łzy, ale nic innego mi nie pozostaje.

Pana publicystyka ma zatem charakter edukacyjny?

– W pewnym sensie tak. Staram się ciągle przypominać o Paderewskim, o Błękitnej Armii, o 900 tysiącach milionów dolarów, przysyłanych przez Polonię Amerykańska do Polski. Jeden z polityków powiedział, że są to pieniądze wysyłane do rodzin Polonusów. Zgoda, ale trafiają one do Polski i w Polsce są wydawane…

Kampania prezydencka w USA dobiega końca. Czy można już powiedzieć, który z kandydatów mówi o Polsce bardziej przyjaźnie?

– Nie dał bym się nabrać na żadne przyjazne gesty, czy przemówienia. Nie słowa a konkretne czyny pokazują to, w jaki sposób nas traktują. Proszę zwrócić uwagę , że w 1944 roku prezydent Roosevelt przyjął w Gabinecie Owalnym delegację Kongresu Polonii Amerykańskiej przy wielkiej mapie Polski sprzed wybuchu II wojny światowej, czyli z 1939 roku. Ale on już wtedy Polskę sprzedał i oszukał Kongres Polonii Amerykańskiej. Tego typu manipulacje miały miejsce w przeszłości, odbywają się obecnie i będą się powtarzały w przyszłości, jeśli Polonia nie zostanie zorganizowana. W historii nie było takiej dezorganizacji i podziałów w środowisku Polonii Amerykańskiej. Nawet niema komu w tej chwili wydać oświadczenie w jej imieniu.

Amerykańscy obywatele mówią o sobie, że są demokratami lub republikanami. Czy to samo dotyczy środowiska Polonii?

– Podejrzewam, że tak. Nikt już nie myśli w kategoriach korzyści, jakie przynależność do tej czy innej opcji politycznej przyniesie samej Polonii. Widziałem wywiad w Telewizji Republika, w którym redaktor zadawał pytania Trumpowi i ani w jednym z nich nie zapytał: co pan zrobi dla Polaków? Jeśli chodzi o Polonię, to powinno paść takie pytanie: Co dany kandydat zrobi dla naszej grupy? Takich pytań nie boją się zadawać inne diaspory i je zadają. Zresztą widzimy, jaka diaspora ma wyraźny wpływ na politykę zagraniczną USA. My kiedyś taki wpływ również mieliśmy, ale to niestety stare czasy…

Jak Pan myśli, kto wygra wybory?

– Nie odważę się na sformułowanie jednoznacznej prognozy. W Stanach Zjednoczonych jest zwyczaj wystawiania przez każde domostwo na trawniku haseł wyborczych oraz reklam kandydatów, startujących w wyborach. W mieście, gdzie mieszkam, tych kandydatów jest bardzo dużo, gdyż równolegle z wyborami prezydenckimi będą u nas odbywać się wybory lokalne. Wśród lokalnych kandydatów zauważalna jest spora liczba polityków, związanych z Partią Republikańską. Ale bardzo rzadko widać wśród tych reklam akcenty, wskazujące na poparcie dla Donalda Trumpa, co nie znaczy, iż zwolennicy republikanów na niego nie zagłosują. Niedawne komentarze wyraźnie wskazywały, że Donald Trump jest niedoszacowany w sondażach. Ale zobaczymy… Do początku listopada jeszcze mamy trochę czasu.

W naszej części Europy wybory w USA są przez wielu postrzegane przez pryzmat wojny na Ukrainie. Trump jest postrzegany, jako polityk skłonny dogadywać się z Putinem, lekceważąc interesy Ukraińców i wspierających Ukrainę Polaków. Czy taka reputacja Trumpa jest brana pod uwagę przez środowiska polonijne w USA i czy jest w stanie mu zaszkodzić?

– Wydaje mi się, że w światowych mediach relacje Trumpa z Putinem zostały zdemonizowane. Trump nie jest typowym politykiem, który najpierw się zastanawia, a potem mówi. Czasami postępuje zupełnie odwrotnie: najpierw mówi, a dopiero potem występuje jakaś refleksja. Wydaje mi się, że demokraci bardzo sprytnie wykorzystali ten aspekt i wciąż nadmuchują ten „balon”. Trump natomiast zachowuje się tak, jakby nie zależało mu na zbiciu tego „balonu”, albo na przebiciu go jakąś szpilką. Ostatnie jego wystąpienia, taneczne czy wokalne na scenach, są troszkę szokujące. Czekamy na gruntowną debatę programową kandydatów, ale zarówno jedna, jak i druga strona zachowuje się tak, jakby to było mniej istotne od spraw wizerunkowych.

Jesteśmy świadkami pryskania wielkich mitów o profesjonalizmie amerykańskich kampanii wyborczych.

Na jakim przekazie medialnym budują swoje sympatie polityczne przedstawiciele Polonii amerykańskiej?

– Jeśli chodzi o Polonię, to 90 procent jej przedstawicieli nie mówi po polsku. Oni nie czytają mediów z Polski, bo te do USA po prostu nie docierają. Natomiast media polonijne są za słabe, żeby mieć odpowiednie zasięgi. Polonusi są zatem skazani na przekaz, który im funduje prasa amerykańska, a są to najczęściej bajki, wykorzystywane na użytek kampanii wyborczej.

Pomimo wszystko w kilku ośrodkach polonijnych udało się zorganizować i przeprowadzić zbiórkę pieniędzy na rzecz walczącej Ukrainy. Największe akcje odbyły się w Nowym Jorku, Chicago i w stanie Wisconsin, w którym mieszkam.

Co się tyczy Ukrainy, to w ostatnim czasie w USA coraz mniej mówi się o prowadzonej tam wojnie i co raz więcej o wszechobecnej w tym kraju korupcji. Zresztą główna tuba propagandowa Trumpa, czyli Tucker Carlson (były dziennikarz telewizji Fox News, który obecnie prowadzi własny program na platformie X, znanej wcześniej jako Twitter -red.), w swoim wielkim wywiadzie z Putinem, który obejrzało kilkanaście milionów ludzi na świecie, pokazał, że nie jest przyjazny Ukraińcom. Podejrzewam, że jest w tym duże przekłamanie z jego strony. Ale jaki mamy na to wpływ? Jesteśmy za mali, żeby zmierzyć się z takim potentatem medialnym, jakim jest Tucker Carlson…

Dziękujemy za rozmowę.

Znadniemna.pl

Brak komentarzy

Skomentuj

Skip to content