Ksiądz Krzysztof Pożarski, kapłan z Polski, od wielu lat posługujący na terenach byłego Związku Sowieckiego, „odkrył” niedawno w katolickim kościele pw. św. Jana Chrzciciel, w białoruskiej wsi Wołkołata (diecezja witebska ) dwa szkice obrazu Jezusa Miłosiernego, wykonane przez Eugeniusza Kazimirowskiego, autora znanego na całym świecie wizerunku Pana Jezusa, będącego najbardziej rozpoznawalną Jego ikoną.
Znalezione w wiosce Wołkołata szkice różnią się między sobą. Zdaniem ich odkrywcy stanowiły one swego rodzaju projekty robocze przyszłej ostatecznej wersji obrazu, wykonanego dla św. Faustyny Kowalskiej i bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie.
W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną (KAI) ks. Pożarski wyznał, że o istnieniu obu obrazów dowiedział się od arcybiskupa-seniora mińsko-mohylewskiego Tadeusza Kondrusiewicza, gdy w pierwszą sobotę lipca zeszłego roku jechał z nim do sanktuarium maryjnego w Budsławiu. Arcybiskup powiedział wówczas, że w Wołkołacie w rejonie dokszyckim znajduje się pierwszy szkic Jezusa Miłosiernego, wykonany przez Kazimirowskiego, ale namalowane na nim oblicze Pana Jezusa, jak wiemy z Dzienniczka siostry Faustyny, nie spodobało się jej, gdyż nie oddawało piękna jej wizji.
Kapłan przyznaje, że był „wręcz oszołomiony” tą po raz pierwszy usłyszaną historią. Zdziwił się, że fakt ten nie jest szeroko znany czcicielom Miłosierdzia Bożego na całym świecie. Sam ksiądz również nie znał historii przechowywanych w Wołkołacie szkiców, choć w latach 1990-92 pracował w parafii w Duniłowiczach, leżących 20 km od Wołkołaty, a od ponad 40 lat jest wiernym czcicielem i propagatorem kultu Miłosierdzia Bożego.
Nieco oszołomiony wiadomościami zasłyszanymi od arcybiskupa Kondrusiewicza ksiądz Pożarski postanowił jak najszybciej pojechać do kościoła św. Jana Chrzciciela w Wołkolacie, aby na miejscu zbadać sprawę szkiców. Sukces osiągnął dopiero 8 maja br. Pod nieobecność proboszcza, ale za jego zgodą jedna z parafianek otworzyła ks. Pożarskiemu świątynię. Zaraz po wejściu do niej duchowny zobaczył na słupie z lewej strony obraz Jezusa Miłosiernego, podobny do tego, jaki jest w Wilnie, ale znacznie mniejszy, i znany mu wcześniej ze zdjęcia znalezionego w Internecie.
Okazało się jednak, że nie jest to ten obraz, który nie spodobał się siostrze Faustynie i po prawej stronie ołtarza głównego na galerii wisiał właściwy wizerunek. Kapłan próbował poznać dzieje obu obrazów, ale ani jego przewodniczka, ani druga zawołana do kościoła parafianka, niewiele mogły mu powiedzieć.
Kaplan dowiedział się jedynie rzeczy znanej wiernym w tej parafii. Przekazywana z ust do ust od czasów wojny opowieść głosiła, że obraz, który nie spodobał się siostrze Faustynie, przywiózł do Wołkołaty ks. Romuald Dronicz, będący tutaj proboszczem w latach 1938-42.
Niektóre starsze osoby pamiętały z dzieciństwa tamtą chwilę, nie potrafiły jednak powiedzieć, w którym dokładnie roku to nastąpiło. Co się tyczy drugiego obrazu, zawieszonego z lewej strony na słupie kościoła, obie kobiety w ogóle nic o nim nie wiedziały.
Ks. Pożarski po drabinie wszedł na galerię, sfotografował tam i wymierzył pierwszy obraz w drewnianej ramie. Ma on wymiary: 1650 na 900 mm, z czego szerokość samej ramy wynosi 100 mm. Okazało się, że dzieło wymaga natychmiastowej odnowy, gdyż widać na nim różne plamy i zanieczyszczenia po ptakach.
Drugi obraz – o wymiarach 1390 x 740 mm, w tym szerokość drewnianej ramy 60 mm – okazał się w znacznie lepszym stanie, ale też wymagał gruntownej renowacji. Jest to zapewne drugi obraz pędzla Kazimirowskiego. Gdy siostrze Faustynie nie spodobała się twarz Jezusa na pierwszym obrazie, artysta namalował drugi wizerunek z nieco zmienionym Jego obliczem, które nieznacznie, ale różniło się od tego, które znamy z płótna wileńskiego.
Powszechnie wiadomo, że aby namalować duży obraz, potrzebna jest jego mniejsza kopia – szkic, aby zamawiający mógł odnieść się do propozycji artysty. Można przyjąć zatem, że na słupie w kościele w Wołkołacie wisi drugi obraz Jezusa Miłosiernego, na którego podstawie powstał duży wizerunek, znajdujący się obecnie w kościele Świętej Trójcy w Wilnie – w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego.
Według rozmówcy KAI oba obrazy Jezusa Miłosiernego przywiózł z Wilna do parafii w Wołkołacie jej nowy wówczas proboszcz, wspomniany ks. Romuald Dronicz. Mógł to być rok 1938 lub 1939, gdyż później nastała okupacja sowiecka, a po niej niemiecka i podróżowanie do Wilna oddalonego o ok. 160 km stało się niebezpieczne. 4 lipca 1942 roku ksiądz Dronicz wraz z czterema innymi kapłanami poniósł męczeńską śmierć z rąk niemieckich okupantów, którzy rozstrzelali duchownych w więzieniu w Berezweczu k. Głębokiego na Białorusi.
Ksiądz Romuald Dronicz był bardzo ciekawą osobowością, gdyż był szperaczem i zbieraczem, m.in. posiadał ciekawy zbiór starych i cennych druków. To jemu jako swemu przyjacielowi ks. Michał Sopoćko podarował dwa pierwsze obrazy-szkice Jezusa Miłosiernego, namalowane przez Kazimirskiego. Uczynił tak zapewne dlatego, że chciał, aby został tylko jeden wizerunek Miłosiernego Zbawcy. Jednocześnie nie chciał zniszczyć dwóch pierwszych obrazów, dlatego przekazał je do kościoła, położonego na skraju archidiecezji wileńskiej, niejako w głuszy, z dala od głównych dróg.
Wiadomo również, że bł. Michał Sopoćko postarał się później o namalowanie obrazu Jezusa Miłosiernego w setkach kopii, nigdy jednak nie wspominał o tych płótnach, które wysłał do Wołkołaty. Ksiądz Pożarski uważa, że mamy do czynienia z „przedziwną tajemnica Opatrzności Bożej, która dopiero dzisiaj się odkrywa, dzięki czemu trzeba będzie trochę uzupełnić historię kultu Miłosierdzia Bożego”. Duchowny dodaje, że „dla Kościoła na Białorusi jest to prawdziwy ukryty skarb, który trzeba wydobyć z ziemi albo też drogocenna perła, którą trzeba «kupić»”. Jego zdaniem warto byłoby poświęcić tej historii jakąś konferencję czy spotkanie.
Polski kapłan zwraca uwagę na to, że zmarła w 1938 roku święta Faustyna swoimi modlitwami do Jezusa Miłosiernego ocaliła od zniszczenia w czasie II wojny światowej kilka miast, w których mieszkała: Wilno, Płock i Kraków. Natomiast grzeszna Warszawa została całkowicie zniszczona za swoje grzechy. Kościół św. Jana Chrzciciela w Wołkołacie ocalał w czasach sowieckich, kiedy władza masowo niszczyła świątynie bądź zamieniała je na przykład w magazyny czy kluby taneczne. W Wołkołacie kościół przez cały czas był czynny i niemal codziennie sprawowano w nim Msze święte. „Czyż nie jest to przejaw Bożego Miłosierdzia za przyczyną Jezusa Miłosiernego i św. Faustyny? Jezu ufam Tobie!” – zakończył swe rozważania w rozmowie z KAI ks. Krzysztof Pożarski.
Znadniemna.pl na podstawie Ekai.pl, fot.: © Mazur / episkopat.pl
józef III / 15 maja, 2023
Cuda, cuda …
/