Jak dodała, Bialacki oraz dwie organizacje z Rosji oraz Ukrainy, „podjęły niezwykły wysiłek, aby udokumentować zbrodnie wojenne, łamanie praw człowieka i nadużycia władzy”. „Wspólnie pokazują znaczenie społeczeństwa obywatelskiego dla pokoju i demokracji” – zaznaczyła.
Aleś Bialacki przebywa obecnie w więzieniu za działalność opozycyjną. „Mój przekaz do władz białoruskich jest taki, aby mógł on wyjść z więzienia i przyjechać do Oslo 10 grudnia odebrać Pokojową Nagrodę Nobla. Obawiam się jednak, że moja prośba jest nierealna” – mówiła Reiss-Andersen.
Jednocześnie przyznała, że Norweski Komitet Noblowski zastanawiał się, czy przyznanie nagrody Bieleckiemu nie zaszkodzi jego sytuacji.
Dodała, że tegoroczna Pokojowa Nagroda Nobla dedykowana jest także innym więźniom politycznym. „Bialacki nie jest przecież wyjątkiem” – zauważyła.
Reiss-Andersen zauważyła, że tegoroczny werdykt ogłoszono w cieniu wojny w Ukrainie. „Niestety każdego roku, gdy przyznajemy Nagrodę Nobla, gdzieś trwa wojna. W tym roku w Europie i zobaczyliśmy, że ma ona znaczenie globalne” – podkreśliła, odnosząc się do kryzysu żywnościowego oraz gróźb użycia broni jądrowej.
Zapytana przez dziennikarzy, czy przyznanie tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla działaczom opozycyjnym z Rosji, Białorusi oraz Ukrainy w dniu 70. urodzin prezydenta Rosji Władimira Putina było celowym zabiegiem, Reiss-Andersen zaprzeczyła. „Nagroda nie jest adresowana do Putina, z okazji jego urodzin ani żadnej innej. Poza tą, że jego władza oraz władze Białorusi tłamszą obrońców praw człowieka” – podkreśliła.
W tym roku do Norweskiego Komitetu Noblowskiego napłynęły 343 nominacje, z czego 251 – dla osób, a 92 – organizacji. Była to druga największa liczba zgłoszonych kandydatur w historii po 2016 roku, gdy było ich 372.
Znadniemna.pl za PAP