Szanowni Czytelnicy, z okazji rozpoczęcia Roku Szkolnego, mamy przyjemność przedstawić Państwu rozważania Prezesa Honorowego ZPB, doktora Tadeusza Gawina na temat odrodzenia polskiego szkolnictwa na Białorusi, szansach na jego rozwój i sposoby przetrwania na przykładzie członków rodziny Tadeusza Gawina i jego samego.
Zapraszamy do przyjemnej lektury!
1 września to dzień szczególny dla całej naszej rodziny. Od rana podniosły nastrój, bo i chwila historyczna. Wszyscy bez wyjątku gromadzimy się w kościele na Mszy świętej z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, a zaraz potem idziemy do Polskiej Szkoły na oficjalne uroczystości z tym związane. Dumnie idzie Jana Gawin, wraz ze swoimi rodzicami i dziadkami, a wszyscy mamy nadzieję, że będzie pilną uczennicą tej szkoły. Jana przystępuje do zajęć nie umiejąc jeszcze dobrze mówić po polsku, ale wierzymy, że w krótkim czasie pobierania nauki ten mankament zostanie przez nią pokonany.
Moja wnuczka zaczyna na szczęście swoje szkolne życie w jakże odmiennych warunkach politycznych, całkowicie innych niż początki nauki języka polskiego pokolenia jej dziadka. Mojej edukacji.
Dlatego w tym dniu pamięcią wracam do własnego dzieciństwa i moich rówieśników. Myśmy nie mieli takiego szczęścia 1 września 1958 roku, aby móc rozpocząć zajęcia w szkole w języku polskim, naszym ojczystym języku, którym rozmawialiśmy tylko w domu. Nikt z nas nie umiał porozumiewać się po rosyjsku, dlatego tego języka nauczyć nas miała przysłana ze wschodu ZSRR nauczycielka klas początkowych. Na Białorusi, niestety, naszym rodzicom i dziadkom nie udało się, tak jak na Litwie, utrzymać funkcjonowanie polskich szkół. Uznano te szkoły za obce ideologicznie ustrojowi sowieckiemu i ostatecznie zlikwidowano je w 1948 roku. Zatem wbrew woli naszych rodziców władza sowiecka wdrożyła wcześniej rozpracowany plan gwałtownej rusyfikacji Polaków w BSRR, mimo że Konstytucja sowiecka zezwalała na nauczanie w szkołach w ich własnym języku wszystkim narodowościom zamieszkującym ZSRR. W mojej klasie, gdzie prawie 100 proc. z nas była Polakami, zmuszono nas do nauki w obcym dla nas języku. Język polski pozostał nam tylko w domu, towarzyszył naszemu dzieciństwu w rodzinie, i to nasi dziadkowie oraz rodzice, wbrew woli nauczycieli szkolnych byli naszymi prawdziwymi wychowawcami, dbali o to, aby szkoła sowiecka nie zatruła nam mózgów. Od nich dowiadywaliśmy się prawdy na różne tematy dotyczące Polski i jej trudnych dziejów historycznych. Każdy z nas dobrze wiedział co można mówić w gronie obcych nam osób, a czego nie wolno. Dziś być może trudno w to uwierzyć, ale i wówczas dość często głównymi tematami naszych rozmów w gronie rówieśników były te związane z Katyniem, z 17 września 1939 roku, z prześladowaniami Kościoła katolickiego i innymi przekazywanymi nam przez naszych dziadków czy też rodziców. Do tego rodzice bardzo dbali o nasze wychowanie religijne i o to, aby doprowadzić nas do pierwszej komunii świętej. Nie było to łatwe, zważywszy, że my, dzieci, uczyliśmy się religii i przygotowywali do komunii w warunkach podziemnych. Ryzykowali wszyscy, a więc osoby które nas uczyły, oraz my i nasi rodzice. W razie wykrycia sprawy każdy mógł spotkać się z represją, a najgorsza dotknęłaby osobę nas uczącą religii, ponieważ władze mogły wsadzić ją do więzienia. Takie przypadki, jak dzisiaj już wiemy, zdarzyły się.
Moje lata szkolne szybko minęły. Jednak ani studia w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Łączności, a później w Wojskowej Akademii Łączności nie tylko nie zabiły we mnie polskości, a wręcz przeciwnie, umocniły ją i powiększyłymoją znajomość tematów ojczystych. Wiedza, którą wyniosłem z nauk społecznych w tych uczelniach ukształtowała mnie jako bojownika o sprawy polskie. Jednocześnie to wtedy w pełni poznałem ustrój sowiecki jako kłamliwy, oparty na hipokryzji, represjach oraz strachu. Mijały lata, a ja coraz częściej stawiałem przed sobą pytanie, co będzie z moimi dziećmi? Czy wyrosną na Polaków? Co trzeba zatem uczynić, aby mogły, w odróżnieniu ode mnie, uczyć się w polskiej szkole, w języku polskim?
Te pytania nie dawały mi spokoju, kazały zacząć coś robić w tym kierunku, działać. Wydaje mi się, że każdy z nas ma swoje przeznaczenie w życiu. Moim prawdopodobnie było zawalczyć o język polski i szkoły polskie na Białorusi. Okazją ku temu stała się rozpoczęta przez Michaiła Gorbaczowa, Sekretarza Generalnego KC KPZR, „pieriestrojka”. To wtedy właśnie podjąłem decyzję o porzuceniu mojej dobrze rozwijającej się kariery wojskowej we Władywostoku. Postanowiłem za wszelką cenę powrócić do Grodna. I dokonałem tego, na szczęście. Choć jeszcze będąc w wojsku zacząłem zabiegać o prawa Polaków w BSRR, śląc w tej sprawie list do Gorbaczowa, to prawdziwą walkę o odrodzenie polskości na Białorusi podjąłem z moimi kolegami i koleżankami z Grodna, kiedy udało nam się utworzyć Polskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe im. Adama Mickiewicza, a jeszcze później Związek Polaków na Białorusi. Za moją aktywną działalność na rzecz polskiego odrodzenia narodowego musiałem zapłacić wysoką cenę. Tą ceną stało się zwolnienie mnie w 1991 roku z wojska i wysłanie na wcześniejszą emeryturę. Dla oficera zawodowego to cios bardzo dotkliwy.
Za to od tej chwili całkowicie mogłem poświęcić się walce o budowę i otwarcie pierwszej polskiej szkoły na Białorusi w Grodnie. Po ciężkich zmaganiach i wielu wyrzeczeniach Związkowi Polaków na Białorusi, któremu miałem szczęście przewodniczyć, udało się ten cel osiągnąć. I tak we wrześniu 1996 roku polska szkoła w Grodnie została otwarta, a setki młodych Polaków – obywateli Białorusi- zyskały pełne warunki do uczenia się w języku swoich ojców i dziadów i zacieśnienia więzi kulturalnych ze swoją Macierzą Polską. Obecny na otwarciu szkoły premier Rzeczypospolitej Polskiej Włodzimierz Cimoszewicz powiedział: „ (…) Chciałbym wnieść tu też swój osobisty element. Mam nadzieję, że do tej szkoły trafią w przyszłości dzieci moich krewniaków mieszkających w Grodnie”.
Jako prezes ZPB w swoim przemówieniu miałem wówczas okazję przypomnieć obecnemu na otwarciu polskiej szkoły premierowi Republiki Białorusi, Michaiłowi Czyhirowi, o wcześniej podjętych przez rząd białoruski zobowiązaniach wobec ZPB, a mianowicie: „(…) Aby nic nie stanęło na przeszkodzie spełnienia danej nam obietnicy wybudowania kolejnej polskiej szkoły w Grodnie, na osiedlu Wiszniowiec, na koszt państwa białoruskiego”. Niestety władze Białorusi do dziś tej obietnicy nie spełniły względem Polaków mieszkających w Grodnie.
Kto wie, może właśnie w tym dniu, 1 września bieżącego roku, rozpoczyna zajęcia w polskiej szkole w Grodnie młodzież polska, która zrealizuje w przyszłości ten cel – budowę drugiej polskiej szkoły w naszym mieście. Marzenia się spełniają – tylko trzeba bardzo chcieć…
Dr Tadeusz Gawin, prezes Związku Polaków na Białorusi w latach 1988-2000