Irena Biernacka, członkini Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, wywieziona do Polski z białoruskiego więzienia bez możliwości powrotu do rodzinnej Lidy, na zasadach wolontariackich podjęła się funkcji dyrektora Ośrodka Polska 360 Konstancin-Jeziorna, prowadzonego dla uchodźców wojennych z Ukrainy przez Fundację Polska 360.
Ośrodek, którym zarządza działaczka ZPB, stał się tymczasowym domem dla 32 Ukraińców, uciekających przed bombami i rakietami, zrzucanymi na ich wsie i miasta przez rosyjskich agresorów, wykonujących rozkazy zbrodniarza wojennego, jakim stał się Putin, kiedy zdecydował się na mordowanie ludności cywilnej w napadniętym przez siebie kraju.
Poprosiliśmy Irenę Biernacką, żeby opowiedziała o swojej obecnej działalności.
Stanowisko dyrektora kojarzy się z gabinetem, zespołem podwładnych i dobrą płacą. Czy dyrektor Ośrodka Polska 360 Konstancin-Jeziorna ma to wszystko zapewnione?
– Nasz ośrodek powstał, jako społeczna inicjatywa Fundacji Polska 360, w której udzielam się jako wolontariusz. Na wolontariackich zasadach prowadzę także ten ośrodek, który 17 marca przyjął pierwszych uchodźców, a w chwili obecnej ma komplet mieszkańców – 32 osoby. Jako osoba, której powierzono prowadzenie ośrodka, staram się zapewnić wszystkim moim podopiecznym maksymalnie komfortowe warunki pobytu w ośrodku. Jak już wspomniałam, prowadzę ośrodek, jako wolontariusz. Muszę więc wykombinować sobie dodatkowy czas, aby zarobić na spłacenie czynszu za mieszkanie komunalne, które otrzymałam od władz Białegostoku.
Z czego zatem utrzymuje się ośrodek i jego mieszkańcy?
– Z darowizn. Od ludzi dobrej woli i wielkiego serca otrzymujemy nieodpłatnie produkty spożywcze, z których razem z mieszkającymi w ośrodku paniami z Ukrainy przygotowujemy posiłki dla wszystkich mieszkańców ośrodka. Ludzie przynoszą nam także środki higieny, chemię gospodarczą i inne rzeczy codziennego użytku. Niemal każdego dnia znajduje się jakiś dobry i hojny człowiek, bądź firma i kupuje nam jakieś niezbędne do życia sprzęty. A wczoraj, na przykład, spotkała nas wielka radość, bo ze zbiórki pieniężnej, przeprowadzonej przez mieszkańców Osiedla Cegielnia Oborska w Konstancinie, zakupiono dla naszego Ośrodka wspaniałą pralko-suszarkę marki Beko.
Czy ludzie, trafiający do Ośrodka chcą tylko przeczekać tutaj wojnę i wrócić do swoich domów?
– Większość moich podopiecznych tak właśnie planuje swoją przyszłość. Trafiają się jednak także tacy, którzy opuszczają Ośrodek, gdyż chcą być samodzielni i samowystarczalni, a więc znajdują pracę w innym regionie Polski, albo w innym kraju i nas opuszczają. Na każde zwalniające się miejsce szybko zgłasza się kolejny potrzebujący.
Mówisz, że w wolnym od prowadzenia ośrodka czasie musisz dorabiać na spłacenie czynszu za mieszkanie. Po co zgodziłaś się na to nieodpłatne dyrektorstwo, skoro sama potrzebujesz pomocy?
– Siedziałam w łukaszenkowskim więzieniu i wiem, jak to jest, kiedy ludzie są w potrzebie. Mieszkańcy naszego Ośrodka, uciekając do Polski przed rakietami i bombami, stracili wszystko. Mnie też wyrzucili z Białorusi za graniczny szlaban bez niczego. Na Białorusi zostawiłam duży dom i dobytek całego życia. Wciąż mnie boli, że wszystko straciłam, więc pomagając innym, pomagam też sobie. Robiąc to, zapominam o swoich problemach i czuje się lepiej. Poza tym moje wolontariackie dyrektorstwo ma niebawem zamienić się w normalną opłacaną pracę. Fundacja Polska 360 i jej prezes Artur Kondrat, z którym od wielu lat współpracuję, postanowił stworzyć dla mnie w Ośrodku legalne odpłatne miejsce pracy. Sprawdza się zatem zasada, że jeśli pomagasz innym, to obowiązkowo znajdzie się ktoś, kto pomoże tobie.
Znadniemna.pl