Upadający reżim Łukaszenki nienawidzi narodu, którym rządził przez długie 26 lat, czego dowodem stała się brutalna, z użyciem broni, pacyfikacja pokojowych protestów przeciwko sfałszowaniu przez podwładnych dyktatora wyników wyborów prezydenckich. Częścią narodu białoruskiego, który dzisiaj stanął do walki o swoją ludzką i obywatelską godność, jest także polska mniejszość narodowa na Białorusi – pisze w tekście specjalnie dla portalu niezalezna.pl Andrzej Pisalnik, białoruski dziennikarz narodowości polskiej z portalu Znadniemna.pl.
W chorej wyobraźni białoruskiego satrapy Polska to kraj wrogi, czyhający tylko na okazję, aby zaszkodzić jego niepodzielnym rządom, a Polacy na Białorusi to polscy agenci, przeszkoleni w zachodnich ośrodkach dla dywersantów i buntowników – piąta kolumna, mająca wesprzeć agresję z Zachodu przeciwko zbudowanej przez Łukaszenkę stabilności i porządku, przypominających te panujące w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
W sposób spektakularny swój stosunek do polskiej mniejszości narodowej reżim Łukaszenki zademonstrował w 2005 roku, delegalizując największą w kraju organizację polskiej mniejszości – Związek Polaków na Białorusi – i zabierając Polakom mienie ruchome i nieruchome, m.in. 16 Domów Polskich. Wtedy właśnie w gazecie, wydawanej przez białoruskie Ministerstwo Obrony Narodowej mogliśmy przeczytać paszkwile, oskarżające wybraną demokratycznie na zjeździe ZPB prezes organizacji Andżelikę Borys o to, że startując na prezesa organizacji polskiej mniejszości była sterowana osobiście przez ówczesną sekretarz stanu USA Condoleezę Rice, a przedtem przeszła przeszkolenia w ośrodkach NATO w Europie. Białoruska Telewizja Państwowa, a za nią wszystkie gazety, pisały wówczas o Polakach jako o tych, którzy chcą zakłócić pokojowe życie Białorusinów i doprowadzić na Białorusi do wojny domowej.
Fala absurdalnych oskarżeń i represji, które spadły w latach 2005-2006 na działaczy ZPB, doprowadziła do poważnego kryzysu dyplomatycznego na linii Mińsk-Warszawa i de facto zamroziła dwustronne stosunki między rządami obu krajów.
Obecnie, kiedy władza Łukaszenki się zachwiała i dyktator może ją stracić, w jego chorej wyobraźni odżyły strachy sprzed 15 lat, a Polacy i Polska zostali znowu wybrani na wrogów, którzy zagrażają więziennej stabilności. Dzisiaj, 19 sierpnia, Łukaszenko oznajmił publicznie, że w Grodnie są wywieszane polskie flagi i należy zdecydowanie zwalczać te przejawy wrogich wpływów ze strony Polski i Polaków.
Łukaszenkowscy oprawcy, którzy bestialsko pałowali pokojowych demonstrantów na ulicach białoruskich miast i w aresztach w pierwsze dni po wyborach, ulegli indoktrynacji łukaszenkowskiej propagandy i wciąż postrzegają Polaków jako wrogów. Świadczy o tym chociażby przypadek pobicia działacza ZPB w Mińsku, badacza represji stalinowskich, Igora Stankiewicza. Złapany na ulicy 11 sierpnia i doprowadzony na milicyjną komendę polski działacz był bity i torturowany przez milicjantów m.in. za to, że jest Polakiem. – To ty polskim szpiegiem jesteś! – krzyczeli na niego kaci w kominiarkach, kiedy w plecaku znaleźli pendrive z napisem „Polskie Radio”, a w paszporcie zobaczyli polską wizę. Igor Stankiewicz, będący potomkiem niezwykle zasłużonego dla Polski rodu Kamieńskich, próbował apelować do ludzkich uczuć swoich oprawców. Opowiadał im, że jego przodkowie w czasach stalinowskich zostali rozstrzelani przez NKWD właśnie na podstawie fałszywych oskarżeń o szpiegostwo na rzecz „pańskiej Polski”. Apelowanie do zdrowego rozsądku tylko jeszcze bardziej rozjuszało sadystów z łukaszenkowskiego „gestapo”. Szczegółowe świadectwo Igora Stankiewicza o piekle, które on przeżył w katowni Łukaszenki, opublikował portal ZPB Znadniemna.pl .
Wśród ofiar milicyjnego polowania na pokojowych manifestantów w pierwszych powyborczych dniach na Białorusi znaleźli się też inni Polacy, działający w znienawidzonym przez Łukaszenki i jego podwładnych Związku Polaków na Białorusi.
W Kobryniu (obwód brzeski) pobity został prezes miejscowego oddziału ZPB, Aleksander Jarmoszuk. Milicjanci zatrzymali go w drodze do sklepu, gdy szedł, aby kupić wodę w upalny dzień. Polski działacz ma chore serce i nie rozumiejąc, za co został zatrzymany, poczuł się gorzej. Przechodząca obok kobieta zadzwoniła nawet na pogotowie dla niego. Kiedy Aleksander Jarmoszuk oddalił się od milicjantów, żeby odsapnąć, tamci schwytali go i zaciągnęli do milicyjnej furgonetki. Po drodze bili. – Jeden bił mnie po głowie, a drugi milicyjną pałką wybił mi zęby – opowiada ofiara sadystów w milicyjnych mundurach. Na podwórzu aresztu, do którego trafił wraz z 25-cioma współwięźniami, Aleksander Jarmoszuk spędził sześć godzin leżąc na betonie. Bliżej nocy znalazł się w przepełnionej celi. Współwięźniowie, widząc , że traci przytomność, zaczęli walić w drzwi, żeby „klawisze” wezwali pogotowie. Wizyta lekarzy uratowała polskiego działacza od śmierci. W szpitalu napisał skargę do prokuratury i zarejestrował ślady pobić i doznanych obrażeń.
Kolejna ofiara milicyjnej przemocy – działacz ZPB, Jan Roman, dziennikarz TV Polonia, robiący audycję o Polakach na Białorusi pt. „Nad Niemnem”. Został pobity w Grodnie pod aresztem milicyjnym, kiedy spotykał kolegów dziennikarzy, złapanych podczas wcześniejszych protestów. Łukaszenkowscy sadyści napadli na niego, od razu wybijając zęby i tłocząc pałkami po całym ciele. Po kilku dniach zdjęcie rentgenowskie wykazało, że dziennikarz nie tylko stracił zęby i jest cały posiniaczony, lecz ma także złamaną rękę.
Brutalne pobicia i bezprawne, urągające ludzkiej godności, traktowanie ze strony milicji i osobiście Łukaszenki spotyka dzisiaj na Białorusi nie tylko Polaków. W mediach roi się od mrożących krew w żyłach opisów tortur, przeżytych przez pokojowo nastawionych obywateli, żądających od władz tylko uznania ich obywatelskiej podmiotowości i ludzkiej godności.
W łukaszenkowskiej Białorusi ludzka godność, obywatelska świadomość oraz pragnienie samostanowienia o swoim losie są traktowane przez dyktatora jako zbrodnia. Członkowie Związku Polaków na Białorusi przekonali się o tym 15 lat temu, kiedy nie dali się zastraszyć, a największa organizacja polskiej mniejszości zaczęła działać w podziemiu.
Obecnie wartości, wyznawane konsekwentnie przez polską mniejszość podziela na Białorusi całe społeczeństwo. Wszyscy mieszkający na Białorusi Polacy, Białorusini, Tatarzy, Żydzi, Litwini i przedstawiciele innych narodowości, pragniemy tego samego – wolności, uznania naszej podmiotowości i ludzkiej godności oraz ostatecznego upadku nieludzkiego reżimu wściekłego satrapy! Dzisiaj wszyscy jesteśmy jednym wolnym Narodem! Wszyscy jesteśmy Białorusinami, na których ze współczuciem i podziwem patrzy cały wolny świat!
Andrzej Pisalnik dla niezalezna.pl