Drewniany czterometrowy krzyż z napisem “GLORIA VICTIS” (CHWAŁA ZWYCIĘŻONYM – łac.) stanął przy pomniku na symbolicznym grobie ppor. Czesława Zajączkowskiego ps. „Ragner” we wsi Jeremiewicze.
Nowy, mierzący cztery metry, drewniany krzyż zastąpił spróchniały, stojący wcześniej w tym samym miejscu – na posesji państwa Jadwigi i Romualda Ostrouch – krzyż przydrożny.
Od grudnia zeszłego roku ogrodzone dla przydrożnego krzyża miejsce na posesji państwa Ostrouch jest także miejscem pamięci i symbolicznym grobem legendarnego dowódcy Armii Krajowej, kawalera krzyża Virtuti Militari V klasy, ppor. Czesława Zajączkowskiego ps. „Ragner”.
To pod koniec ubiegłego roku właśnie, za zgodą państwa Ostrouch na ich posesji, Związek Polaków na Białorusi przy wsparciu warszawskiej Fundacji „Wolność i Demokracja” ustanowił pomnik ku czci legendarnego Żołnierza Wyklętego, poległego 3 grudnia 1944 roku w starciu z NKWD.
Posesja państwa Ostrouch została wybrana na miejsce upamiętnienia „Ragnera” nie przypadkowo. Jej właściciel Romuald Ostrouch w dniu śmierci legendarnego dowódcy AK wywiózł furmanką jego ciało i zwłoki innego zabitego żołnierza oddziału „Ragnera” z pola walki. W okolicy Jeremiewicz (rejon lidzki) furmanka pana Romualda została zatrzymana przez patrol NKWD, a zwłoki poległych polskich żołnierzy – przeładowane na enkawudowską ciężąrówkę. Oprawcy AKowców zabrali szczątki „Ragnera”, by potem wystawić je na pokaz w pobliskiej Bielicy, jako dowód tego, że budzący w Sowietach lęk i przerażenie, nazywany przez nich „czortem w okularach”, dowódca AK nie żyje.
W którym miejscu ostatecznie spoczęły skradzione przez Sowietów szczątki „Ragnera” nie wiadomo. Dlatego Romuald Ostrouch ani chwili się nie wahał wyrażając zgodę na to, by symboliczny grób bohatera i pomnik ku jego czci, znalazły się na jego prywatnej posesji.
Pomniki, wciąż wyklętym na Białorusi, bohaterom Armii Krajowej, czyje miejsca pochówku nie udaje się ustalić, mimo starań, podejmowanych przez krajoznawców, historyków i bliskich poległych żołnierzy, często pojawiają się na posesjach prywatnych polskich rodzin patriotycznych.
Na posesji państwa Lucji i Antoniego Korzeniewskich w Raczkowszczyźnie (rejon szczuczyński) Związkowi Polaków na Białorusi za drugą próbą (pierwsza skończyła się zbrodnią wandalizmu popełnioną przez rzekomo nieznanych sprawców) udało się upamiętnić ostatniego dowódcę połączonych sił AK Lida-Szczuczyn ppor. Anatola Radziwonika ps. „Olech”.
O godnym upamiętnieniu poległego w obławie NKWD brata, żołnierza Armii Krajowj Antoniego Oleszkiewicza wciąż marzy kpt. Weronika Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy ZPB. Kierowane przez nią do białoruskich archiwów zapytania z prośbą ujawnienia miejsca pochówku brata pozostają bez odpowiedzi. – Moje prośby zakończyły się niczym. Do dziś nie wiem, gdzie brat jest pochowany, choć nie tracę nadziei, że kiedyś znajdę to miejsce. Może ktoś podpowie, może ktoś coś słyszał – mówiła Weronika Sebastianowicz w rozmowie z nami z okazji Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.
O tym, że Antoni Oleszkiewicz odebrał sobie życie strzałem ostatnim nabojem w usta, gdy trafił w obławę, Weronika Sebastianowicz dowiedziała się ponad pół wieku temu w Workucie, gdzie odbywała zasądzoną jej za współpracę z Armią Krajową karę 25 lat łagrów.
Znadniemna.pl
Rachel / 1 maja, 2014
Armia Krajowa była bandą. Jednoznacznie bandą.
/