Zbigniew Banaszek, wieloletni przyjaciel Związku Polaków na Białorusi, przedsiębiorca, który od lat pomaga w zachowaniu polskiego dziedzictwa na Białorusi, finansując renowację istniejących tu miejsc polskiej pamięci narodowej i polskich cmentarzy – od 2013 roku prowadzi w Ostrowi Mazowieckiej stworzone przez siebie unikatowe w skali Polski prywatne Muzeum Kresów i Ziemi Ostrowskiej.
Będąc w Ostrowi Mazowieckiej, zwiedziliśmy Muzeum Kresów i Ziemi Ostrowskiej, w którym porozmawialiśmy z jego twórcą.
Muzeum Kresów i Ziemi Ostrowskiej powstało w 2013 roku, jako Muzeum Garnizonu i Ziemi Ostrowskiej. Kresowe akcenty, jak chociażby ekspozycja, poświęcona obronie Grodna przed Armią Czerwoną w 1939 roku, były w nim jednak od samego początku. Teraz, jak wynika ze zmodyfikowanej nazwy muzeum, tematyka kresowa jest w nim dominująca. Skąd ta transformacja? Dlaczego w Ostrowi Mazowieckiej stworzyłeś muzeum, poświęcone Kresom? Czy to skutek jakichś rodzinnych powiązań?
– Nie mam żadnych rodzinnych powiązań z Kresami. Urodziłem się w małej miejscowości Wąsewo koło Ostrowi Mazowieckiej w rodzinie inteligenckiej. Rodzice także nie mieli związku z Kresami. Ale mimo tego w historiach, które opowiadali, czasem pojawiały się wątki kresowe. W rozmowach przewijały się nazwy naszych, leżących za wschodnią granicą, polskich miast. Historia od dzieciństwa była moją pasją, więc zwracałem uwagę na takie szczegóły i poznając historię Polski – pokochałem Kresy.
Miłość do Kresów nie przekładała się na moją aktywność zawodową do czasu, aż jako przedsiębiorca, zajmujący się turystyką, zacząłem regularnie wyjeżdżać na Białoruś.
Jako firma dwa razy w roku wystawiamy się na targach biznesowych w Mińsku. Promując w ten sposób swoje usługi turystyczne, promujemy jednocześnie nasze Muzeum Kresów, wcześniej – Muzeum Garnizonu i Ziemi Ostrowskiej. Obecnie moja, niegdyś zaoczna, miłość do Kresów ma całkiem konkretny wymiar, gdyż mam tam dobrych przyjaciół, z którymi utrzymuje stały kontakt. Wspomnę chociażby o historyku z Grodna – Józefie Porzeckim. To właśnie razem z nim często odwiedzamy ciekawe miejsca na Białorusi. Najczęściej są to miejsca związane z polskością. Jeśli trafiamy po raz pierwszy do jakiejś miejscowości, to jej zwiedzanie rozpoczynamy od cmentarza, na którym widać polskość, wyrytą w kamieniu na pomnikach. Obserwując polskość na cmentarnych pomnikach często odczuwam smutek i rozczarowanie, zwłaszcza wtedy, kiedy widzę, że te polskie groby są zaniedbane i ulegają zniszczeniu.
W miarę możliwości staram się dołożyć swoją małą cegiełkę do renowacji niektórych mogił. Apeluję do ludzi dobrego serca, aby zainteresowali się tymi polskimi cmentarzami na Kresach, gdyż to na nich najlepiej widać polskość.
Jakie mogiły i gdzie zostały dzięki Panu odnowione?
– Odnowiliśmy trzy miejsca pamięci – w Jeziorach, Szczuczynie i Kosowie Poleskim. Włożyłem się organizacyjnie i finansowo w te renowacje tak, żeby te miejsca wyglądały godnie.
Nie ukrywam, że w najbliższym czasie będę chciał pomóc w renowacji grobów członków rodziny rotmistrza Witolda Pileckiego, pochowanych na cmentarzu we wsi Krupa, leżącej obok nieistniejącego dziś, należącego do Pileckich, majątku Sukurcze w rejonie lidzkim.
Wiem, że o te pochówki starają się, w miarę swoich skromnych możliwości, dbać Polacy mieszkający na Ziemi Lidzkiej i chwała im za to. Ale osobiście uważam, że sprawa opieki nad mogiłami rodziny Pileckich wymaga większego zaangażowania. Na tych grobach rodziny Pileckich już widać duże zaniedbania. Wymagają one gruntownej odnowy. Najbardziej boli mnie jednak, że obok grobów rodziny Pileckich są pochówki rosyjskie. W moim wyobrażeniu groby Pileckich powinny stanowić na tym cmentarzu miejsce kultowe, często odwiedzane przez miejscowych Polaków i turystów z Polski, powinny być pomnikiem polskiego patriotyzmu na Ziemi Lidzkiej.
Kiedy byliśmy na cmentarzu w Krupie przy grobach rodziny Pileckich razem z moją przyjaciółką Swietłaną Worono, obok nagrobków Pileckich zauważyłem przewróconą kamienną płytę. Chusteczką razem ze Swietłaną oczyściliśmy tę płytę i przeczytaliśmy napis „Salomea Mińska”. Wieczorem, tegoż dnia w hotelu, otworzyłem książkę o rotmistrzu Witoldzie Pileckim i traf albo przeznaczenie sprawiło, że książka otworzyła się akurat na stronie, gdzie jest mowa o Salomei Mińskiej, ochmistrzyni dworu Pileckich, a zarazem wychowawczyni Witolda, najwierniejszej ze służących tej rodziny, która po śmierci – spoczęła obok rodziny, której służyła. To zdarzenie z książką potraktowałem jako nakaz, iż powinienem zająć się uhonorowaniem Salomei Mińskiej, że powinienem przywrócić do świetności jej grób i groby Pileckich, którymi ona prawdopodobnie opiekowała się, dopóki żyła.
Mam zamiar wystąpić do różnych instytucji i osób z prośbą o pomoc w renowacji grobowca Pileckich i mogiły Salomei Mińskiej na cmentarzu w Krupie. Mam prawie mistyczne odczucie, że muszę tym się zająć. Mistyczne, bo dziwne, zdarzenie z książką się powtórzyło, kiedy wracając samochodem z Lidy do Grodna, znowu otworzyłem książkę o Pileckim i trafiłem na stronę, na której była mowa o miejscowości Iszczołna, w której urodziła się Salomea Mińska.
Mieszkańcy Białorusi, na której znajdujesz polskość i starasz się pomagać w zachowaniu miejsc polskiej pamięci, są bardzo zrusyfikowani. Czy uważa Pan, że ten problem dotyczy także środowisk polskich na Białorusi?
– Wszystkie moje spotkania z Polakami na Białorusi i współpraca z nimi przy okazji odnawiania miejsc pamięci narodowej pozostawia we mnie pozytywne odczucia. Mam czasem wrażenie, że Polacy na Białorusi mają w sobie więcej polskiego patriotyzmu niż wielu Polaków, mieszkających w Polsce. Ci ostatni powinni brać przykład ze środowisk polskich, które działają na Białorusi.
Mówi Pan, że istniejące na Białorusi miejsca pamięci, jak chociażby grobowiec rodziny Pileckich, powinny się stać miejscami kultowymi dla miejscowych i przyjezdnych Polaków. A przecież może to się nie podobać części tutejszych mieszkańców – Białorusinom, Rosjanom, którzy taką aktywność mogą zacząć postrzegać jako przejaw polonizacji.
– Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach sytuacja nie wygląda tak źle, jak w latach 60-80 minionego stulecia, kiedy to polskie cmentarze rzeczywiście były niszczone w sposób barbarzyński.
Uważam, że jeśli zadbamy dobrze o polskie groby, to niczyich uczuć w ten sposób nie obrazimy i nikt nie powinien poczuć się tym dotknięty. Wręcz przeciwnie, jeśli grób będzie wyglądał jako regularnie odwiedzany i doglądany, to próby jego zniszczenia będą rzadsze. Jeśli chodzi o codzienną opiekę nad polskimi grobami i miejscami pamięci, to myślę, że dużo w tym zakresie mogłyby zrobić działające przecież na Białorusi polskie szkoły społeczne. Opieka nad grobami może być niezwykle skutecznym sposobem na wychowanie miejscowej młodzieży polskiej, może umotywować ją do zgłębiania wiedzy o historii i tradycji ziemi, na której mieszka, polskiej historii i tradycji na tej ziemi.
Powróćmy jeszcze do muzeum. Dlaczego jednak jest o Kresach? Skąd w nim tyle eksponatów zwłaszcza z Grodna i Grodzieńszczyzny?
– Po wielu wycieczkach, które odbyłem na terenie Białorusi, po wielu spotkaniach ze społecznością polską, doszedłem do wniosku, że w Polsce nie ma właściwie Muzeum Kresów z prawdziwego zdarzenia. Postanowiłem więc tę pustkę wypełnić.
Co się tyczy Grodna – miałem taką niesamowitą okazję w życiu, że mój przyjaciel Józek Porzecki podpowiedział mi, że są niesamowite zbiory, związane z Grodnem i Kresami, które przez całe życie gromadził w Toruniu śp. Bohdan Horbaczewski. Nabyłem te zbiory i dzięki nim na dzień dzisiejszy w Polsce nasze Muzeum posiada chyba największe zbiory poświęcone Grodnu, Grodzieńszczyźnie oraz ogólnie – Kresom.
Może masz jakieś wyjątkowe eksponaty w swoim Muzeum?
– Muszę się pochwalić, że my jako Muzeum Garnizonu Ziemi Ostrowskiej mamy jedyny eksponat, związany z Apelem Polskiej Rady Naczelnej Ziemi Grodzieńskiej o przyłączenie Grodna i Grodzieńszczyzny do II Rzeczypospolitej. Jest to jedyny oryginalny eksponat na świecie.
Oprócz tego posiadamy oryginalny Statut Wielkiego Księstwa Litewskiego z 1744 roku z komentarzem. Następnie mamy wiele starodruków z 1700 roku.
Mając tyle dokumentów, chciałbym podkreślić, że Grodno zawsze było miastem polskim, tak samo jak i język polski. Na podstawie tych starodruków w swoim muzeum… Mam taką piękną odezwę; „My szlachta Ziemi Grodzieńskiej”. Mam również oryginalne zdjęcie Elizy Orzeszkowej i wiele, wiele eksponatów związanych z Grodno. Są to z pewnością niepowtarzalne zdjęcia. Np. mamy dużo zdjęć poświęconych sądowi okręgowemu, sądowi rejonowemu, szkołom oświatowym z okresu międzywojennego. Mamy nawet machorkę z Polskiej Fabryki z 1937 roku.
Czy Muzeum Kresów i Ziemi Ostrowskiej może ulec dalszej transformacji?
– Dzięki temu, że mam budynek o powierzchni 2.700 metrów kwadratowych, w trzech poziomach po 900 metrów – marzy mi się, żeby zrobić tutaj ośrodek, w którym byłoby nie tylko Muzeum Kresów, ale także na przykład – kuchnia kresowa. W związku z tym, że wspólnie z żoną Marzeną prowadzimy działalność hotelową, gastronomiczną i szkoleniową, chciałbym w przyszłości z tego mojego obiektu hotelowo-muzealnego zrobić bardzo porządne Centrum Kresowe, w którym można by było organizować konferencje oraz jakieś imprezy okolicznościowe o zabarwieniu kresowym.
Kto pomaga Panu w prowadzeniu muzeum?
– Na etacie mam jednego młodego człowieka – Tomasza, który jest wielkim pasjonatem i wielkim patriotą. Pomaga mi również, jako wolontariusz, jego ojciec Dariusz. Darek i Tomasz Wardaszko są spokrewnieni z rodziną rotmistrza Pileckiego, a mówiąc dokładniej, z jego małżonką – pochodzącą z Ostrowi Mazowieckiej Marią Ostrowską. Babcia Darka była rodzoną siostrą Marii Ostrowskiej.
Dzięki Tomkowi i Darkowi mam niesamowite eksponaty, związane z tą rodziną. Pochwalę się, że na dzień dzisiejszy nasze muzeum ma największe zbiory związane z rotmistrzem Pileckim i rodziną jego małżonki.
Te nasze historie i tradycje, związane z Pileckim, w sposób szczególny łączą Kresy (z których pochodzi rodzina Pileckich) z Ziemią Ostrowską. Tematyka kresowa i ostrowska dzięki Pileckiemu, przenikają się nawzajem. Przypomnę, że 7 kwietnia 1931 roku w Ostrowi Mazowieckiej odbyło się wyjątkowe wydarzenie – rotmistrz Witold Pilecki wziął ślub z Maria Ostrowską.
Czy zwiedzających, zwłaszcza tych z Polski, nie dziwi tematyka muzeum, jak je oceniają?
– Bardzo dużo ludzi z Polski, którzy do nas trafiają, są mile zaskoczeni, zwiedzając nasze muzeum. Mamy bowiem dużo oryginalnych eksponatów i nie jesteśmy muzeum wirtualnym, lecz muzeum z prawdziwego zdarzenia. Pod względem liczby wystawionych eksponatów – możemy śmiało konkurować z największymi muzeami w Polsce. Powiem nieskromnie, że nasze Muzeum Kresów i Ziemi Ostrowskiej wygląda nie gorzej, a może i lepiej niż słynne Muzeum Wojska Polskiego w Białymstoku, mające 49 lat tradycji, 40 etatów i budżet wynoszący kilkadziesiąt milionów złotych.
Czy często pojawia się tu młodzież?
– Traktujemy nasze Muzeum, jako edukacyjno-historyczne i w szczególności – miejsce do wychowania patriotycznego. Odwiedza nas wiele wycieczek ze szkół, dla których organizujemy w muzeum specjalną lekcję z historii i patriotyzmu. Każdy uczestnik wycieczki dostaje od nas broszurę z dekalogiem zasad, którymi powinien się kierować w życiu. Jest w broszurze także piękna „Ballada o rotmistrzu Pileckim”, której uczymy się na końcu lekcji i wspólnie śpiewamy.
Od ludzi starszego pokolenia w Polsce słyszeliśmy, że współczesna polska młodzież w co raz mniejszym stopniu kojarzy Kresy z Polską i jej historią. Czy dostrzega Pan tego typu problem?
– To, że wśród polskiej młodzieży jest bardzo słaba znajomość historii – to, niestety, prawda. Z wielkim żalem muszę opowiedzieć, że na pytanie, gdzie leży Grodno, niedawno młoda osoba odpowiedziała mi, że chyba gdzieś około Grudziądza.
Na temat Kresów nasza dzisiejsza polska młodzież rzeczywiście nie wie prawie niczego. W szkole tej wiedzy nie dostaną, gdyż lekcji historii jest w szkole katastroficznie mało. Naprawić tę sytuację może jakaś gruntowna reforma systemu edukacji. Dopóki taka reforma nie nastąpi, ratować sytuację muszą takie placówki, jak nasze muzeum. Żeby robić to jeszcze skuteczniej marzę o stworzeniu Centrum Kresowego, w którym można by było organizować festiwale, imprezy, przedsięwzięcia edukacyjne.
Starasz się dotrzeć do młodzieży także w sposób dla niej zrozumiały, czyli przez Internet. Niedawno w sieci powstało wirtualne Muzeum Kresów i Ziemi Ostrowskiej.
W Internecie rzeczywiście można zobaczyć nasze eksponaty, dokładnie przybliżyć każdy z nich. Jako założyciel, zachęcam jednak do realnego odwiedzania muzeum. Po pierwsze dlatego, że na żywo każdy eksponat wygląda inaczej, a po drugie dlatego, że przewodnicy w muzeum potrafią opowiedzieć o każdym eksponacie i ogólnie o Kresach o wiele więcej, niż można się dowiedzieć na stronie internetowej (http://www.muzeumostrowmaz.pl).
Czy eksponaty do muzeum musiał Pan kupować za własne pieniądze, czy też trafiali się darczyńcy?
– Większość eksponatów kupiłem za własne pieniądze. W ostatnim czasie coraz częściej pojawiają się, na szczęście, darczyńcy. My ze swojej strony, każdego darczyńcę honorujemy z imienia i nazwiska. Przy każdym eksponacie, będącym darem, jest tabliczka, mówiąca o darczyńcy. Apeluję, przy okazji rozmowy z portalem, czytanym przez Polaków na Białorusi: jeżeli ktoś posiada pamiątki, które mogą wzbogacić muzealną ekspozycję, to bardzo prosimy o przekazywanie je naszemu muzeum.
Który z eksponatów ocenia Pan jako najdroższy?
– Na dzień dzisiejszy jest nim chyba „Odezwa Polskiej Rady Ziemi Grodzieńskiej”. Jest to unikatowy dokument – jedyny egzemplarz na całym świecie. No i, oczywiście, oryginalny Statut Wielkiego Księstwa Litewskiego z 1744 roku. Mamy wiele eksponatów, których nie posiada żadne inne muzeum, np. oryginalne zdjęcie generała Olszyny-Wilczyńskiego, który został w sposób bestialski zamordowany podczas kampanii wrześniowej w 1939 roku niedaleko Sopoćkiń.
Rozmawiali w Ostrowi Mazowieckiej Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik
Mirosław Podgòrzak / 24 listopada, 2016
Jestem pod wielkim wrażeniem jak zobaczyłem ogrom pasji, pracy i finansów które Pan Zbigniew włożył w ten szczytny cel.Szacunek na wieki.Gratuluję.
Czy urzędasy zza biurka z państwową gażą mogą teraz spokojnie spojrzeć w lustro?
/
Janusz Kamiński / 18 września, 2018
Mam kilka zdjęć z Kosowa Poleskiego po moim Stryju Wawrzyńcu Kamińskim, inspektorze szkolnym z Kosowa. Żona Stryja też była nauczycielką. Mieli córkę Teresę. Stryja aresztowalo NKWD w listopadzie 1939, a z więzienia w Kosowie wywieźli go w maju 1940. Co dalej – nie wiadomo. Czy informacje i moje zbiory mogę się Panu przydać? Ciotkę Lubomirę i Teresę wywieźli do Kazachstanu.
/