W stolicy Białorusi, w Muzeum „Dom Wańkowicza”, 9 grudnia odbyła się prezentacja przetłumaczonej na język białoruski książki dziennikarki z Bydgoszczy Gizeli Chmielewskiej pt. „Cierń Kresów”.
Książka, będąca opowieścią o wybitnym filantropie i mecenasie Edwardzie Woyniłłowiczu i jego rodzinie w Polsce ukazała się cztery lata temu. Obecnie, dzięki tłumaczce Walerii Żdanowicz , wydawcy Wiktorowi Chruścikowi i Instytutowi Polskiemu w Mińsku z pracą Gizeli Chmielewskiej , która od lat na łamach „Albumu Bydgoskiego” w „Gazecie Pomorskiej ” publikuje teksty poświęcone mieszkańcom Bydgoszczy, pochodzącym z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej, mogą się zapoznać w swoim ojczystym języku Białorusini.
O pomyśle przetłumaczenia książki „Cierń Kresów” na język białoruski i jego realizacji opowiedział przybyłym licznie na prezentację mieszkańcom Mińska dyrektor Muzeum „Dom Wańkowicza” Sergiej Wieczer. Gości powitał także szef Instytutu Polskiego w Mińsku Tomasz Adamski.
Głównymi bohaterkami wieczoru były jednak autorka książki i jej tłumaczka na język białoruski.
Gizela Chmielewska opowiedziała o tym, jak powstawała książka. Mówiła, że podczas pracy nad nią nie ograniczyła się do lektury materiałów archiwalnych i opracowań historycznych, lecz odwiedziła wszystkie związane z losami bohaterów tereny.
– Stwierdziłam, że muszę zobaczyć ,jak wyglądają te miejsca, gdzie oni żyli, gdzie fundowali kościoły, szpitale, gdzie podtrzymywali ogniska polskości. Było mi to potrzebne, żeby stworzyć obraz i wczorajszy, i dzisiejszy – mówiła autorka.
Z tych podróży przywiozła dużo cennego materiału zdjęciowego. Unikatowe fotografie, niepublikowane dotychczas w żadnych opracowaniach historycznych, zdobyła docierając do członków rodzin bohaterów książki.
Autorka „Cierni Kresów”, przypomniała, że kilka lat temu napisała o wielkim szczęściu, jakie miała Bydgoszcz, przyjmując pod dach kresowian: – Napisałam też, że Bydgoszcz się ze mną tym szczęściem dzieli. Swoją książką podzieliłam się tym szczęściem z osobami, które interesuje historia naszego miasta i historia kresowa.
Pani Gizela jest żywą encyklopedią wiedzy na temat Kresów i zamieszkujących je Polaków, często cytuje niepublikowane dotąd rękopisy. Jej, obecny na prezentacji, mąż Bogdan Chmielewski jest świetnym artystą, wykładowcą na Akademii Sztuk Pięknych w Toruniu i też pasjonuje się Kresami. Powiedział, że teraz zna Mińsk lepiej, niż Warszawę.
Gizela Chmielewska barwnie i szczegółowo opowiadała obecnym na prezentacji o działalności społecznej i życiu prywatnym Edwarda Woyniłłowicza.
– Rozmiłowana w pamiętnikach kresowych z przełomu XIX i XX wieku, chciałam poznać sławnego prezesa Mińskiego Towarzystwa Rolniczego jako zwykłego człowieka – nie pomnik – powiedziała portalowi Znadniemna.pl autorka książki.
Edward Woyniłłowicz (1847-1928) urodził się w Ślepiance Wielkiej (dzisiaj w granicach Mińska), należał do herbu Syrokomla, dziadkowie ze strony matki Michalina z Moniuszków i Edward Wańkowiczowie. Matecznikiem rodziny od 1661 r. były Sawicze – kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Nieświeża. Ze strony ojca rodzina miała powiązania z Radziwiłłami.
Od 1888 r. Edward Woyniłłowicz był prezesem Koła Polskiego w Radzie Państwa w Dumie, czyli w parlamencie Imperium Rosyjskiego, wiceprezesem Mińskiego Towarzystwa Rolniczego. Premier Piotr Stołypin nazwał go „Mińskim Bismarckiem”. Po rodzinnym dramacie utraty dwójki swoich dzieci – syna Symeona (Siemki) i córki Heleny, Edward dla ich uczczenia postanowił wybudować w Mińsku kościół katolicki pod wezwaniem Św. Szymona i Św. Heleny, który cudem nie był zniszczony i teraz jest wizytówką Mińska.
– Obawiam się, że gdyby nie ten kościół, Woyniłłowicz na Białorusi pewnie byłby zapomniany, jak wielu innych, też bardzo zasłużonych dla tej ziemi Polaków – uważa autorka książki.
Woyniłłowicz wspierał wiele inicjatyw polskich i białoruskich, m.in. wydawanie gazet i czasopism, budowę świątyń różnych wyznań, Towarzystwo Rolnicze w Mińsku. Na początku XX wieku brał udział w działalności białoruskiego ruchu narodowego, wspierał go finansowo, lecz wycofał się z niego, gdy górę w nim zaczęły brać prądy lewicowe. Jako fundator Woyniłłowicz finansował budowy nie tylko kościołów, lecz także cerkwi prawosławnych, był również założycielem komitetu obrony praw Żydów i Tatarów-muzułmanów w Klecku. Woyniłłowicz znany jest także jako fundator pierwszego białoruskiego wydawnictwa „Zahlanie sonca i u nasza vakonca”, czasopism „Łuczynka” i „Sacha” oraz gazety „Nasza Niwa”.
Wspierał powstanie w 1918 Białoruskiej Republiki Ludowej, należał do jej Rady, a w jego domu w Słucku mieścił się sztab powstańców słuckich.
Po I wojnie światowej zmuszony był opuścić rodzinne strony wskutek zmian terytorialnych. Jak wielki był to dramat i jak mocno zżyty był Woyniłłowicz z ziemią mińską, świadczą słowa wyryte na jego grobie: „Traktatem ryskim z swej ziemi wygnany, deptać musiałem obce łany”.
Autorka opisuje nie tylko zasłużony ród Woyniłłowiczów, lecz także wiele kresowych rodów z nimi skoligaconych. Po 1921 roku Woyniłłowiczowie utracili bezpowrotnie swoje mienie, wielu z nich zostało zmuszonych do opuszczenia ojcowizny i osiedliło się w Bydgoszczy. Gizeli Chmielewskiej udało się w piękny monograficzny sposób ująć życie kresowian, opisać gdzie żyli, uprawiali na wysokim poziomie ziemię i rozwijali polską kulturę, a potem wiele swoich doświadczeń przeszczepili na tereny Bydgoszczy i województwa.
Edward Woyniłłowicz opuścił ojczyste Sawicze 7 lipca 1920 r., a w Bydgoszczy zamieszkał w 1921 roku przy ul. Zamoyskiego 4. Należał do wybitnych obywateli, działających na rzecz miasta i środowiska kresowców, był Prezesem Związku Polaków z Kresów Wschodnich. Zmarł w Bydgoszczy w 1928 r., a w 2006 r. jego prochy zostały uroczyście ekshumowane i trafiły do Czerwonego kościoła w Mińsku. We wrześniu 2007 roku decyzją władz Mińska ulicy przy tym kościele nadano imię Edwarda Woyniłłowicza, później jednak, niestety, decyzja ta została odwołana. Teraz parafianie czerwonego kościoła zbierają podpisy pod kolejnym apelem do władz z prośbą o nadanie ulicy Biersena imienia Edwarda Woyniłłowicza.
Gizela Chmielewska o swojej fascynacji Woyniłłowiczem:
– Zaczęło się od biogramu Woyniłłowicza w I tomie słownika biograficznego „Ziemianie Polscy XX wieku”. Kiedy go przeczytałam, z wielkim wstydem uświadomiłam sobie, że taki zasłużony człowiek mieszkał w moim mieście. A ja nie miałam o tym zielonego pojęcia! Postanowiłam nadrobić swoje zaległości w historii. Przeczytałam I tom jego wspomnień. Musiałam sprowadzić sobie egzemplarz z toruńskiej Biblioteki Uniwersyteckiej, bo w bydgoskiej bibliotece tej książki nie było. Potem pojechałam do Mińska, by zobaczyć kościół. I do Nieświeża, gdzie znajduje się tablica pamiątkowa, ufundowana Woyniłłowiczowi przez Radziwiłów. Zaczęłam się zastanawiać, co tak cenionego na Kresach, w Mińsku, Nieświeżu, Wilnie, Słucku człowieka sprowadziło do mojego, wówczas niewielkiego miasta. Może gdybym miała kresowe korzenie, odpowiedzi na pytania znalazłabym w domu. Ale moja rodzina pochodzi z Wielkopolski. Materiały historyczne, jak i wspomnienia samego Woyniłłowicza skoncentrowane są na jego działalności społecznej i politycznej. To daje bardzo sztywny wizerunek. Chciałam poznać jego bliskich, o których tak skąpo sam pisze. Pomyślałam, że warto by uzupełnić wspomnienia Woyniłłowicza właśnie o warstwę osobistą. W tym mogli mi pomóc tylko jego krewni. Bez nich na pewno nie byłoby tej książki. W Polsce żyją potomkowie dwóch sióstr Edwarda Woyniłłowicza – Gabrieli Mogilnickiej i Marii Bielskiej. Pan Krzysztof Mogilnicki, prawnuk siostry Woyniłłowicza i jego siostrzeniec Krzysztof Kolberg z Poznania przekazali mi prywatne listy Woyniłłowicza, jego testament, jak i inne dokumenty rodzinne. Miałam w rękach sztambuch Helenki, córki Woyniłłowiczów, z wpisanym przez jej ojca wierszem. W Archiwum Miasta st. Warszawy znalazłam akt zgonu Siemki Woyniłłowicza. Z pamiętników kresowych wybierałam informacje dotyczące Sawicz i jego właścicieli. Trzymanie tak istotnych informacji tylko w komputerze czy teczkach byłoby z mojej strony wielkim egoizmem. Postanowiłam się nimi podzielić. Najpierw robiłam to na łamach „Albumu bydgoskiego”.
W Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy znajduje się siedemnastowieczny kabinet – dzięki moim publikacjom w „Albumie” udało się wreszcie odkryć jego pochodzenie. To depozyt rodziny Woyniłłowicza przekazany tu po jego śmierci w 1928 r.
Autorka opowiadała, a goście mieli możliwość obejrzeć multimedialną prezentację ze zdjęciami z książki, posłuchać jej fragmentów w języku białoruskim w wykonaniu znanego białoruskiego aktora Juryja Żygamonta pod dźwięki muzyki Fryderyka Chopina w wykonaniu laureatki międzynarodowych konkursów pianistki Darji Miedwieckiej oraz muzyków ze szkoły muzycznej spod Mołodeczna.
O specyfice czasów, w których działał Woyniłłowicz, opowiedział dr Witali Makarewicz, historyk, wykładowca Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego. Główny archiwista Narodowego Archiwum Historycznego Białorusi Włodzimierz Dzienisow pogratulował wszystkim drugiego powrotu Woyniłłowicza na białoruską ziemię w postaci białoruskiej wersji książki Gizeli Chmielewskiej i opowiedział, że w czasach studenckich, chciał przeczytać wspomnienia Edwarda Woyniłłowicza, ale do lat 90. ta książka była w ZSRR zakazana. Historyk wyraził nadzieję, że książka „Cierń Kresów” to pierwsza jaskółka w sprawie badań białoruskich, dotyczących czasów, w których działał wybitny ziomek współczesnych mieszkańców Mińska, że zostanie wydany II tom Wspomnień Woyniłłowicza o trudnych dla niego czasach emigracji.
Tradycyjnie ciekawie i emocjonalnie wystąpił podczas prezentacji znany pisarz, badacz historii literatury, doktor nauk filologicznych, profesor Adama Maldzis. Jest on współautorem książki o Woyniłłowiczu, wydanej przez Kościół św. Szymona i Heleny „Edward Woyniłłowicz. Przykład posługi Bogu i ludziom”. Maldzis napisał do niej artykuł pt. „Białoruski Stołypin”.
Rozmowa o Woyniłłowiczu byłaby niepełną bez człowieka, dzięki któremu szczątki sławnego Polaka wróciły do Mińska – bez proboszcza kościoła św. Szymona i Heleny ks. dziekana Władysława Zawalniuka, który opowiedział o zainicjowaniu procesu beatyfikacji Woyniłłowicza i przypomniał jego słowa niezwykłej pokory:
„Obowiązek czynił mi nieraz życie ciężkim, ale wskazywał drogę i cel ostateczny. Sprawiedliwość Boża jest inna niż sprawiedliwość ludzka. Bóg odebrał, co kiedyś nam dał, widocznie nie byliśmy warci tego szczęścia, któreśmy posiadali. Tak Bóg chciał.”
W Polsce ukazała się już kolejna książka Gizeli Chmielewskiej pt. „Kropla goryczy”. Na podstawie bogatego materiału archiwalnego autorka zaprezentowała w niej historie rodzin kresowych, które los związał z Bydgoszczą:
Przyjechali do Bydgoszczy, chociaż nikt tu na nich nie czekał. Spoglądali na Brdę, a widzieli rozlane wody Prypeci, błyszczące fale Dniepru. Spacerowali alejkami parku im. Kochanowskiego, a myślami byli w ogrodzie Gubernatorskim w Mińsku, albo wśród lip i dębów na ziemi słuckiej. To tutaj, daleko od rodzinnej ziemi opłakiwali swój raj utracony. Błagali żarliwie: nieba i chleba naszego, kresowego, daj nam Panie! Ale zamiast swojego, jedli bydgoski chleb. Patrzyli na bydgoskie niebo. Z tamtych bolesnych czasów zostały tylko strzępy wspomnień i trochę fotografii. Niby niewiele, ale wystarczająco dużo, aby nie gdzie indziej, a właśnie w Bydgoszczy musiała powstać moja książka, opowiadająca o tamtych czasach. Książka o wielkiej kresowej tęsknocie, zwieńczonej kroplą goryczy.
– Szkoda, że nie możemy teraz wejść do pałacu Woyniłłowiczów w Sawiczach, do ich świątyni rodzinnej w Cimkowiczach. Ale w Bydgoszczy jest skwer, który nosi imię Edwarda Woyniłłowicza, znajduje się obok budynku, w którym mieścił się kiedyś Internat Kresowy, wspierany przez bohatera „Cierni Kresów”. Życzę wam powodzenia w sprawie nadania ulicy przy Czerwonym kościele imienia jego fundatora – mówiła do obecnych na prezentacji mieszkańców Mińska autorka książki o Woyniłłowiczu.
Społeczność polska miasta Mińska dziękuje pani Gizeli Chmielewskiej za piękną książkę i za ocalenie od zapomnienia naszego wspólnego dziedzictwa.
Polina Juckiewicz z Mińska